W sklepie ze środkami magicznego transportu Brandonów można znaleźć właściwie wszystko. Zaczynając od proszku fiuu, a kończąc na najnowszych modelach samochodów, dostosowanych do potrzeb czarodziejskiej społeczności. Mówi się, że za stosowną opłatą Brandonowie są w stanie sprowadzić dosłownie wszystko, czy to smoka, czy latający dywan, choć trudno powiedzieć, czy kryje się w tym choćby ziarno prawdy.
Nie ulega jednak wątpliwości, że budynek, w którym mieści się sklep, jest na tyle duży, by można było znaleźć w nim powozy, miotły, czy motory. Każdy ze środków transportu ma własną salę wystawową, zaś na piętrze mieszczą się biura, w których dokonuje się ustaleń w przypadku składania zamówień na konkretne, spersonalizowane przedmioty. Poza tym w oddzielnym budynku usytuowanym za eleganckim ogrodem na wewnętrznym dziedzińcu, gdzie wystawiane są najdroższe modele różnych środków transportu, znajdują się warsztaty zajmowane przez mechaników oraz twórców mioteł.
W sklepie można zakupić wszystkie środki magicznego transportu, których lista znajduje się w tym temacie. Poza tym w Fantastycznych Podróżach Brandonów można zakupić również świstokliki oraz proszek fiuu.
UWAGA! Członkom rodziny Brandon przysługuje 50% zniżki na cały asortyment.
Do sklepu z magicznymi środkami transportu przyszła elegancko ubrana kobieta w towarzystwie chudego chłopca, który wyglądał, jakby właśnie uderzyła go ta legendarna faza dorastania, kiedy w przeciągu pół roku rośnie się jak na drożdżach. Na widok wszystkich sprzętów porozstawianych w sklepie zaświeciły mu się oczy, a z nosa pociekł gil, którego mamusia natychmiast mu wytarła zaklęciem. Spojrzała z wyższością na obsługę sklepu, jako że miała status i pieniądze, to uważała, że jej się należy najlepsza obsługa. - Chcemy kupić Filipkowi miotłę. - powiedziała podchodząc do ekspedientki z zadartym nosem - Ale nie jakąś taką... pospolitą. - zaznaczyła, jakby latanie na normalnej miotle było poniżej godności - Chcemy zamówić mu coś, co będzie idealne do jego talentu i osobowości. - zaćwierkała wysokim głosem. Chłopiec wyglądał, jakby miał tyle osobowości co gumochłon, a talentu jeszcze mniej, a z nosa znów wypadł mu gil.
Victoria nie miała pojęcia, co się działo w sklepie, ale posłano po nią, kiedy tylko padły pierwsze uwagi dotyczące miotły. Sprzedawcy oczywiście robili swoje, ale nawet oni prędko zorientowali się, że cała sprawa, która miała tutaj miejsce, rozchodziła się o coś więcej, niż standardowy asortyment. To zaś oznaczało, że trzeba było odwołać się do instancji wyższej, jaką była niewątpliwie jedna z Brandonów, która zawodowo zajmowała się tworzeniem mioteł. Trzeba przyznać, że było to wyjątkowe zrządzenie losu, że akurat była na miejscu, a nie na zajęciach, ale zdecydowanie się z tego cieszyła. Choć, widząc klientów, wiedziała, że czekało ją wiele pracy i niesamowicie wiele cierpliwości oraz ogłady, jeśli chciała wyjść z tego z twarzą. Przywitała się uprzejmie z kobietą, spoglądając przy okazji w stronę chłopaka, dla którego miałaby przygotować miotłę, a następnie zaprosiła ich do jednego z biur na piętrze, wiedząc, że z niektórymi należało obchodzić się, jak z jajkiem. Miała w końcu świadomość, do czego to wszystko mogłoby doprowadzić, gdyby zrobiła coś nie tak, a tego zdecydowanie nie chciała. - Zacznijmy w takim razie od tego, że chciałabym wysłuchać, jakie specjalne oczekiwania mają państwo w stosunku do miotły, którą chcą państwo zamówić – powiedziała spokojnie, sięgając po szkicownik, uznając, że nie mogła od razu odrzucić oferty. Nie wspomniała również o cenie takiego specjalnego sprzętu, mając świadomość, że coś podobnego mogłoby doprowadzić do jeszcze większych problemów. Uznała, że kobieta albo wie, ile coś podobnego kosztuje, albo za chwilę zderzy się z murem.
Czarownica spojrzała na blondynkę, która tu przyzwano, by posłużyła swoją ekspertyzą i pomogła w zakupie. Oceniała ją chwilę spojrzeniem, zaciskając usta, kiedy Filipek zaczął praktycznie brać do rąk wszystko, co tylko było do wzięcia do rąk, od uchwytów po prostowniki witek, przy każdej z tych rzeczy robiąc "wow!". - Rozumiem, że pani ma tutaj jakąś wiedzę. - powiedziała kobieta - Cena nie gra dla mnie roli, interesuje mnie najlepsze co macie, a najlepiej to, czego jeszcze nawet nie macie. - spojrzała na syna, który obracał w rękach kompas do przypięcia na drążek od miotły, jakby to była lampa dżina- Filipek ma geny mistrzów. Tak jak jego ojciec i jego dziadek i pradziadek. Próbował na tych Zamiatarkach, Grzmotach czy innych Ślizgawicach, ale ewidentnie nie były to miotły na miarę jego zdolności. - podniosła wysoko swoje cienkie brwi - Poza tym, są po prostu brzydkie. Interesuje mnie produkt z najlepszej jakości drewna, najlepszej konstrukcji, stworzony przez specjalistę i dedykowany Filipkowi i jego pasji, a nie jakiś produkt masowy. - kobieta nie miała pojęcia o miotłach, ale wiedziała, że produkty luksusowe często wiązały się z luksusową jakością, a wyraźnie chodziło jej o jakość. Filipek w tym czasie podszedł w końcu do lady i spojrzał na Vic głodnym wzrokiem. - I ma być szybka. - zdyszał się w jej stronę, kiwając brwiami.
Gdyby nie to, że Victoria właściwie od dziecka obcowała z klientami, ucząc się, jak wyglądają trudne, czasami nudne rozmowy, z pewnością dawno parsknęłaby z rozbawienia. Kobieta, która się przed nią znajdowała, nie tylko działała jej na nerwy, ale również zachowywała się tak, jakby pozjadała wszystkie rozumy, choć nie miała o niczym pojęcia. Ignorowała również to, że jej syn próbował najwyraźniej zniszczyć dosłownie wszystko, co wpadało w jego ręce, powodując, że miała ochotę na niego syknąć albo zamienić go w fotel, żeby na pewno nie przeszkadzał jej w rozmowie. - Będę musiała z pewnością zdjąć miarę z pani syna, by dostosować tę miotłę do jego wzrostu i wagi – powiedziała spokojnie, przyglądając się chłopakowi, jakby chciała go zapytać, czy był pewien tej kwestii szybkości. – Będziemy musieli również zdecydować, z jakiego drewna chce pani wykonać tę miotłę, czy chodzi o coś barwionego jasno, czy ciemno, jaki kolor okuć pani odpowiada, czy mają być proste, czy grawerowane. Przede wszystkim zaś prosiłabym o informację, do czego miotła ma służyć w pierwszej kolejności. Jak mniemam, ma to być model w pełni sportowy? – dodała, stawiając pytanie, które skierowała również do młodzieńca, który jej tutaj dyszał, jakby sądził, że tylko szybkość definiowała to, czy miotła była dobra. Powstrzymała się przed wytykaniem kobiecie, że błędnie wymawiała nazwy mioteł, bo wiedziała, do czego by to doprowadziło.
Damulka przypatrywała się jej nawet nie próbując ukrywać, że wyraźnie ocenia kompetencje ekspedientki. Wymalowane usta drgnęły w oszczędnym uśmiechu, kiedy Victoria wymieniła rodzaje drewna i okuć, bo to, w opinii kobiety, mogło świadczyć o lepszym podejściu do tematu. - Sportowa! - skrzeknął Filipek, który się dość podekscytował i jego mutacja spowodowana hormonami chyba włączyła się za bardzo, na co jego mamunia poklepała go po bladej, długopalcej dłoni dla uspokojenia, szczebiocząc: - Kochanie, mamunia tu rozmawia, nie przeszkadzaj. - powiedziała pieszczotliwie, niuniając chłopca, po czym na powrót z ostrą uwagą spojrzała na Brandonównę:
Rzuć k6:
1 Kobieta prychnęła dziwnie. - Mierzyć? Nie macie do tego narzędzi? Nie umie pani ocenić? To chyba oczywiste, czego potrzebujemy. - uniosła wyżej podbródek, najwyraźniej uznając, że stwierdzenie "najlepsze" wystarczy za wskazówki do tego, jakie szczegóły mają mieć znaczenie przy produkcji miotły dla jej syna.
2,3,4,5 - Oczywiście. Filipku kochanie nie wierć się przez chwilkę, Pani Cię zmierzy. - pogładziła synka po policzku, na co ten uśmiechnął się okropnie- Ma być jasna, będzie pasowała do jego oczu. Okucia grawerowane. Model sportowy, ale nie byle jaki, tylko solidny. - zastukała palcem w blat, by podkreślić raz jeszcze swoje widzimisie.
6 Machnęła zaraz ręką w dość niedbałym geście: - Zostawiam Pani decyzję co do takich błahostek, nie robią dla mnie żadnej różnicy. Ma być przede wszystkim bezpieczna. I trwała. - westchnęła. - I szybka! I szyyybka! - zasapał się Filipek jeszcze bardziej, pochylając się do Vic tak, że zaraz przewali się przez blat- Najlepiej czarna, Ma robić ziuuuu jak leci, widziałem w MagiTV!
Victoria odetchnęła nieco głębiej, starając się zrobić to bezgłośnie, bo głupota kobiety, z którą rozmawiała, była wręcz przerażająca. Najważniejsze było jednak to, by ją zadowolić, by zrobić coś, co będzie odpowiadało jej jakże wysublimowanym gustom, co było co najmniej niemożliwe. Wszystko bowiem wskazywało na to, że ta pozjadała wszystkie rozumy i nie widziała absurdu w tym, co mówiła. - Miotła, która ma zostać spersonalizowana, musi zostać odpowiednio wyważona, musi mieć stosowną długość, zostać zbudowana z właściwego drewna. Takich rzeczy nie można oceniać na oko, jeśli ostatecznie ma spełniać wszystkie podawane wymagania i służyć odpowiednio osobie, dla której została przygotowana. Szukają zaś państwo czegoś naprawdę wyjątkowego, więc takie drobne niedogodności są konieczne, by ostateczny produkt okazał się wart swojej ceny - wyjaśniła cierpliwie, dodając, że dla wysokich zawodników również należało tworzyć personalizowane miotły, które byłyby w stanie udźwignąć ich ciężar, czy wytrzymać rozłożenie, jakie niosły ze sobą naprawdę rosłe jednostki. Starała się tak to przedstawić, by kobieta nabrała przekonania, że jej syn był równie, cóż, wyjątkowy. I pewnie był, w swojej głupocie odiedziczonej po matce.
Kobieta wydawała się stawać znużona tą dyskusją, traciła cierpliwość, bo nie była przywykła do konieczności zajmowania się taką drobnicą, oczywiście miała ludzi, którzy robili to zazwyczaj za nią. Jednak tu chodziło o jej syneczka Filipka i chciała upewnić się, że zostanie mu przygotowana miotła najwyższej klasy i najlepszej jakości, a tego powierzyć nie mogła nikomu, bo przecież nikt nie miał zmysłu takiego jak ona sama. Przysłuchiwała się ekspedientce, która wprawnie wyczuła jakimi słowami zwrócić jej uwagę, bo oczywiście, kierowanie komplementów w stronę jej synalka było tu najlepszym rozwiązaniem. Uśmiechnęła się więc zadowolona i pokiwała głową żywo. - Filipku, ustaw się i słuchaj Pani. - zarządziła, pstrykając palcami na synka, który przestał gramolić się na ladę- Rob to, co miła Pani każe. - pogładziła chłopca po policzku, po czym zaczęła szperać w swojej torebce w poszukiwaniu, zapewne, galeonów.
Opisz co robisz by zebrać odpowiednie dane dla odpowiedniej miotły dla chłopca. Podziel się swoimi działaniami z klientką.
Victoria miała wrażenie, że potrzebowała niesamowicie cierpliwości do tego, by przejść przez ten cały bałagan, w jakim się znalazła. Jednocześnie jednak wiedziała, że to było dla niej doskonałe ćwiczenie i nie powinna od niego uciekać, powinna się temu po prostu poddać, powinna próbować zrobić to, co do niej należało. Dlatego też poprosiła chłopaka, by stanął we właściwym miejscu i machnąwszy różdżką, przywołała do siebie metr, sprawdzając jego wzrost i zapisując odpowiednie wskazania na pergaminie. Starała się jednocześnie wyjaśnić kobiecie, dlaczego to robiła, co było skomplikowane, ale nie chciała się poddawać. - Stań jeszcze tutaj, proszę, ocenimy dzięki temu twoją wagę - powiedziała do chłopaka, wskazując właściwe miejsce, również dokonując potrzebnych sobie pomiarów, zapisując je ponownie i westchnęła wewnętrznie, mając ochotę pluć sobie w brodę na myśl, że wkrótce będzie musiała użerać się z dzieciakiem przy przymiarkach do miotły. - Dzięki tym pomiarom możemy dobrać właściwy rodzaj drewna, jeśli państwo pozwolą, to proszę spojrzeć tutaj - powiedziała, wskazując na próbki drewna wystawione po lewej stronie. - Proponowałabym jesion albo teak, to twarde, wytrzymałe drewna, a skoro miotła ma być szybka i sportowa, musi dużo znieść. Przy wzroście i wadze pani syna powinna sprawdzić się naprawdę dobrze. Grab mógłby być już zbyt twardy, podobnie, jak heban.
Kiedy Victoria zajęła się pobieraniem pomiarów chłopca, jego matka pozornie skupiła się na zawartości swojej torebki, w rzeczywistości przyglądając się wszystkiemu, co Brandonówna poczynała z Filipkiem. Filipek za to nie mógł ustać w miejscu. Co chwilę się na coś oglądał, zadając bez przerwy jakieś bezsensowne pytania. Czy można złamać taką miotłę? A jak potem ją skleić? Czy da się naprawić złamaną miotłę? A jak zmieni to jej użyteczność? A czemu ma taki kolor? A co za różnica, czy kolor coś robi? A czy witki w kształcie litery V są lepsze czy takie co są proste? Ostatecznie, kiedy już uporała się z chłopcem, damulka wyciągnęła z torebki sakiewkę pełną galeonów i położyła ją na blacie, nim rzeczywiście zainteresowana podeszła do próbek drewna. - Jesion. Jego różdżka również jest jesionowa, to musi być jego drewno. - uśmiechnęła się pieszczotliwie do synka, który tylko zwolniony z konieczności dawania swoich wymiarów twórczyni mioteł, zaraz znów zaczął obmacywać resztę eksponatów w sklepie- Panno... - uniosła brwi, w poszukiwaniu plakietki z nazwiskiem, nie znalazłszy takiej odchrząknęła- Panienko. Zostawiam tu pieniądze na poczet zaliczki. Na pergaminie również zostawiam preferowane przeze mnie metody i czas kontaktu, w ramach, jak się domyślam, przymiarek do miotły Filipka. - zakomunikowała, wskazując wypielęgnowaną ręką to, co leżało na blacie- Jak mniemam to wszystko? - uniosła brwi, gotowa do wyjścia. Czas naglił, a pieniądze nie wydawały się same.
Victoria miała wrażenie, że boli ją głowa. To, co się tutaj działo, ani trochę jej się nie podobało, ale musiała przyznać, że to była dla niej doskonała lekcja życia, doskonała lekcja tego, jak powinna się zachowywać, co powinna robić, jak powinna postępować, żeby faktycznie osiągnąć sukces. Wiedziała, że nie zawsze będzie jej dane zwyciężać, że nie zawsze zdoła zapanować nad problematycznym klientem, ale zawsze się starała, żeby jednak osiągnąć sukces. I teraz, przynajmniej połowicznie, faktycznie go osiągnęła. Skinęła więc głową, odnotowując rodzaj drewna, z jakiego miała być wykonana miotła, a później uśmiechnęła się kącikami ust. - Brandon. Panna Brandon - powiedziała spokojnie, domyślając się, że nie zrobi niesamowitego wrażenia na klientce, jednocześnie wiedząc, że mógł to być mimo wszystko pewien, cóż, plus. Nie zawsze otrzymywało się bowiem przedmiot, który wykonywał sam członek wielkiego rodu, znający się przy okazji na rzeczy. Bo tego jednego nie mogła sobie za nic odmówić. - Przygotuję wstępne propozycję i skontaktuję się z panią - obiecała, nim ostatecznie pożegnała się z kobietą, skinąwszy głową, czując, że jakiś ciężar spadł jej z ramion, gdy ta wyszła z synem z pomieszczenia.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
List przyniosła doskonale znana @Victoria Brandon sowa Ani, Alba. Zamówienie miało miejscem przed imprezą urodzinową Jina. List jest napisany starannym pismem, a Alba ma nienaganne sowie maniery. Do jej nóżki przyczepiona jest sakiewka z 300 galeonami w monetach o dużych nominałach.
Droga Victorio
Jak zapewne wiesz, wielkimi krokami nadchodzą siedemnaste urodziny kapitana drużyny Hufflepuffu, Hyung Jin-woo. Z tej okazji chcielibyśmy wspólnie podarować mu Błyskawicę. Oczywiście jako Brandon zgłosiłam się do zrealizowania tego zamiaru. W magicznych środkach transportu nasza rodzina nie ma sobie równych, a że miotła takiego formatu to wielkie przedsięwzięcie, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Dlatego proszę, byś miała na tę miotłę szczególne baczenie. Jako że Błyskawica ma kolor czarny, prosimy o podpisanie jej złotymi literami "Hyung Jin-woo", a dodatkowo o naniesienie herbu Hufflepuffu. Wierzę, że taki prezent sprawi Jinowi ogromną radość, a dodatkowo będzie okazją, do subtelnego przypomnienia innym graczom o tym, że "Fantastyczne Podróże Brandonów" zawsze stają na wysokości zadania, i że warto w sprawach miotlarskich zwracać się właśnie do nas. Względem konkretnego wzoru i fontu podpisu zdaję się całkowicie na Twoje wyczucie stylu, bo sama wiesz najlepiej, co będzie najtrwalsze, najefektowniejsze i najwdzięczniejsze w obróbce. I naturalnie - proszę o zachowanie wszystkiego w najściślejszym sekrecie! Jin nie wie, jaki dostanie prezent i zapewne zupełnie się go nie spodziewa.
Wiedziała, że nie może od razu rzucić się na głęboką wodę. Że nie może tak po prostu zrobić od ręki pierścieni, jakich potrzebowała, więc przygotowała w pracowni odpowiednie kawałki drewna, wiedząc, że będzie musiała spędzić nad nimi naprawdę sporo czasu. Pamiętała błędy, jakie popełniła w obecności Larkina, pamiętała jego wszystkie uwagi i zamierzała się do nich zastosować. W końcu nie mogła i nie zamierzała przed tym uciekać, skoro zamierzała osiągnąć sukces. Przyniosła sobie herbatę, a później pochyliła się nad pracą, krok po kroku rysując odpowiednie wzory na drewnianych bloczkach, krok po kroku obcinając niepotrzebny materiał, szlifując go, wygładzając i testując. Ostrożnie żłobiła dziurę, by następnie upewniać się, czy pierścień nie jest za szeroki albo za wąski, szacowała jego rozmiar, określała jego użyteczność, odkładając kolejne prototypy na bok. Te, które wydawały jej się lepsze, lądowały po jej prawej stronie i musiała przyznać, że nie było ich zbyt wiele. Ciężko pracowało się na czymś tak małym, czymś tak niewielkim, ale się nie poddawała. Z każdym kolejnym pierścieniem radziła sobie lepiej z jego zewnętrzną częścią, szlifując go uważnie, robiąc go coraz staranniej, uzyskując coś gładkiego i niemalże idealnie równego. Krok za krokiem zyskiwała pewność, że wie, jak oszlifować drewno, by nabrało ładnego, okrągłego kształtu. Ostrożnie zaczęła również spiłowywać brzegi, tak, by pierścień nie był jednej grubości, nadając mu nieco bardziej opływowy kształt. Nie wyglądało to idealnie, ale jej zdaniem całkiem dobrze się prezentowało, a już na pewno lepiej, niż za pierwszym razem. Nauka nie szła bowiem w las. Przynajmniej nie w jej wypadku. Musiała wszystko, co wiedziała, przełożyć na działanie i działanie to, jak było widać, przynosiło efekt. Przetarła oczy, orientując się, że przygotowana herbata dawno zniknęła, więc napełniła kubek chłodną wodą, a później westchnęła i wróciła do pracy, czując, że bolą ją dłonie. Nie chciała jednak przerywać w tej chwili, kiedy złapała odpowiedni rytm i zaczęła czuć, że to, dokąd zmierza, jest gdzieś blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki. Dlatego też sięgnęła po te gorsze prototypy, to co jej nie do końca wyszło, by na nich testować wtapianie metalu w drewno. Miała świadomość, że na te wszystkie próby wydała więcej galeonów, niż na materiały, jakich naprawdę potrzebowała, ale nie zamierzała się tym przejmować. Dzieło idealne wymagało bowiem poświęcenia i nie miało znaczenia, ile jej finansów pochłonie. Musiała ostatecznie wiedzieć, jaka temperatura była odpowiednia do podgrzania metalu, by wtopił się w drewno, nie zostawiając po sobie okropnych śladów. Analizowała to zatem krok po kroku, sprawdzając, jak zachowywały się materiały, gdy złoto było naprawdę gorące, a jak wtedy gdy było rozgrzane i choć parzyło, na pewno nie było w stanie niczego zniszczyć. Krok po kroku starała się określić właściwe ustawienie wszystkiego, co zamierzała wykorzystać, ostatecznie spisując na pergaminie swoje spostrzeżenia i obliczenia, określając tam również grubość pierścieni, ich obwód i kształt, mając świadomość, że dzięki próbom, jakie podjęła, miała opracowany plan idealny. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, gdy patrzyła na tę liczbę drewna, na metal, na próbne pierścienie. Poświęciła na to wszystko cały dzień, nie zwracając uwagi na upływ czasu, mając wrażenie, że dzięki próbom znalazła się bliżej sukcesu. Chociaż o krok.
Pierścienie Nuntius - praca nad detalem i testowanie konstrukcji pod kątem trwałości na uszkodzenia
Przyszła chwila, na którą czekała. Której jednocześnie się nieco obawiała, nie do końca wiedząc, jak miała podejść do stworzenia prawdziwych pierścieni. Ćwiczyła, testowała i próbowała tak długo, jak było to możliwe, a jednak wciąż wydawało jej się, że czegoś brakowało, że czegoś nie była w stanie zrobić tak, jak sobie to założyła. A jednak - zrobiła to. Stworzyła drewniane pierścienie, w które wsunęła łuskę, a później ostrożnie, krok za krokiem, wtopiła w nie druciki z białego złota, które kupiła u Larkina. Wiedziała, że ten nie dałby jej niczego kiepskiej jakości, więc z zadowoleniem przyglądała się, jak metal łączy się z drewnem, tworząc kompozycję, jakiej chciała. Oczywiście, nie była idealna, nie była tak niezwykła, jakby tego pragnęła, ale była początkiem czegoś nowego, była początkiem wyzwania, na jakie się porwała. Zrobiła sobie krótką przerwę, by przejść się, napić wody i dać odpocząć oczom, a później usiadła ponownie do dzieła, by w skupieniu zacząć wykańczać szczegóły pierścieni. Nie mogła użyć do nich zbyt wiele magii, bo nie była przekonana, jak wtedy zareaguje rdzeń, który umieściła w drewnie. Nie chciała przesadzać, więc używała tylko i wyłącznie tych czarów, jakie były jej niezbędne, jak choćby do podgrzania złota, by stopiło się jeszcze pewniej z drewnem, łącząc się z nim łagodnie tam, gdzie tego sobie życzyła. Ostudziła prędko całą masę, przyglądając się, jak łączenia lekko się rozlewają, tworząc całkiem ciekawy wzór. Musiała go jedynie wydobyć z tego, co stworzyła, tak więc pozostało jej delikatne, bardzo ostrożne szlifowanie. Łuska była zabezpieczona w środku, dokładnie tak, jak kazała jej to zrobić Marla, tak jak mówiły jej notatki, a jakimi miała okazję się zapoznać, tak jak pisano w książkach, które czytała. Rdzeń został zamknięty, połączył się z drewnem w ten jeden, jedyny sposób, a jej pozostawało doprowadzić swoje dzieło do końca. Ostrożnie szlifowała łączenie drewna i metalu, wygładzając je stopniowo, nadając im odpowiednią strukturę, która nie uszkodziłaby jej ręki. Poprawiała wypukłości, powstałe, kiedy metal nieco za mocno się uniósł, postępując zgodnie ze wskazówkami Larkina, stopniowo uzyskując jednolitą bryłę. Zrobiła sobie kolejną przerwę, odnosząc wrażenie, że pochylała się nad tymi pierścieniami od tak dawna, że nie pamiętała już, jak się nazywała. Wróciła do nich, gdy już się ściemniało, ale to nie miało dla niej znaczenia. Chciała zabrać je ze sobą na wyjazd, chciała sprawdzić, czy zdoła ich użyć i czy zadziałają tak, jak tego pragnęła. Bała się, że wiedza teoretyczna nie do końca pójdzie w parze z praktyką, ale nie poddawała się. Dlatego też tak skrupulatnie wygładziła pierścienie, upewniła się, że nie są za ciężkie, choć jednocześnie czuła, że najwyraźniej nie zdołała wyważyć odpowiednio ich balansu. Był jednak naprawdę dobre. Sięgnęła po lakier, by zabezpieczyć całe drewno, oczyściła białe złoto, które zostało nieznacznie zmatowione przez jej działania, a następnie wszystko skrupulatnie wysuszyła, zastanawiając się, czy zrobiła wszystko, co należało. Nie do końca. Westchnęła cicho, bo tak jak i różdżki były osłaniane przed drobnymi uszkodzeniami, tak i tutaj musiała sprawdzić, czy drewno będzie odpowiednio wytrzymałe. Nie mogła używać wielkich zaklęć, więc musiało wystarczyć coś najłatwiejszego. Z pewnym bólem serca przystąpiła zatem do działania, próbując się upewnić, na ile pierścienie odporne są na uderzenia i zderzenia, do jakich mogło dochodzić w czasie pracy. Spostrzegła, że będzie musiała nieznacznie je wzmocnić i sięgnęła ostatecznie również po lakier, który stosowany był w miotlarstwie. Skoro zabezpieczał dobrze tego typu przedmioty, a był tylko i wyłącznie lakierem, z całą pewnością mógł poradzić sobie również z pierścieniami. Powlekła je delikatną warstwą, jaką następnie wysuszyła, a potem raz jeszcze podjęła próby uderzeniowe, kiwając do siebie głową. Było lepiej. Spróbowała docisnąć przedmioty do ściany, ale czuła pod dłońmi opór, co było jej zdaniem niezłą odpowiedzią na to, jak sobie radziły. Wsunąwszy je na palce, uderzyła w stół, a później podjęła jeszcze kilka równie niemądrych prób, odkrywając ostatecznie, że jej zamierzenia były najwyraźniej całkiem dobre i osiągnęła sukces. Przynajmniej wytrzymałościowy i związany z wyglądem. To jednak było nic w porównaniu z tym, co ją czekało...
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Potrzebował pomocy z rzuceniem czaru tworzącego siedzisko, a także z połączeniem drewnianego kawałka, który ma być siedziskiem z podstawą całego siodła. Logicznym wyjściem wydawało się udanie do tych, którzy zajmowali się zawodowo magicznym transportem. Co prawda Longwei nie był pewien, czy będą skłonni udzielić mu wskazówek, czy nawet pomóc z łączeniem elementów, ale zdecydował się spróbować. Odpowiednio pomniejszywszy podstawę, schował ją do kieszeni i skierował się do Doliny Godryka, gdzie mieścił się zakład, jeden z bardziej znanych - Fantastyczne Podróże Brandonów. Kiedy dotarł na miejsce, czuł cień ekscytacji. Był o krok od spełnienia swojego marzenia z dawnych lat, choć do pełni szczęścia jeszcze trochę brakowało. Jednakbjuz prawie miał skończone w pełni siodło. Potrzebował przymocować siedzisko, stworzyć na nim wygodną jakby poduszkę, na wzór tych tworzonych w miotłach i mógł rzucać odpowiednie zaklęcia na całość. Potrzebował aby siodło zmniejszało się i zwiększało, dostosowując wielkość do stworzenia, aby przywiązywało się stworzenia niewidzialnymi linami i nie puszczało, gdy czarodziej będzie wskakiwał na stworzenie, przyciągając się do niego. Później pozostawały już tylko testy, a więc był o krok. Wszedł do budynku, witając się od progu i rozejrzał się wokół w poszukiwaniu kogoś z rodziny Brandon, bądź innego pracownika. Wolałby co prawda rozmawiać z którymś z członków rodu, ale nie zamierzał wybrzydzać. Jednak jego uwagę przykuły miotły, wystawione w jednej z sal, ku którym skierował ostatecznie swoje kroki. - Piękne… Ciekawe ile czasu zajmuje stworzenie takiej miotły - zastanawiał się na głos, splatając dłonie za plecami, przesuwając spojrzeniem po dostępnych modelach, próbując dostrzec miejsca, w których tkwiły siedziska.
- Od kilkunastu dni do kilku miesięcy. Victoria dostrzegła starszego brata Mulan, kiedy wszedł do sklepu i skierowała się za nim, bo nie mieli w tej chwili zbyt wielu klientów. Pora nie sprzyjała gościom, poza tym wiele osób nie chciało obecnie zajmować się kwestiami środków transportu, wiedząc doskonale, jak bardzo te się psuły z powodu wróżek, pyły i całego tego bałaganu. Prawdę powiedziawszy, najwięcej pracy mieli przy samochodach, a teraz kiedy szczyciła się skończonym kursem również w tej dziedzinie, pomagała w warsztacie, kiedy tylko mogła. Zdobywanie doświadczenia na każdym polu związanym z tworzeniem magicznych środków transportu było dla niej niesamowicie ważne, bo dawało jej coraz więcej doświadczenia, coraz lepszy ogląd sytuacji, dawało jej satysfakcję i świadomość, że zmierza w dobrym kierunku. Skoro jednak starszy brat Mulan zjawił się tutaj, w części sklepowej, oznaczało to, że najwyraźniej szukał czegoś innego, niż pomocy z samochodem. Nie sądziła jednak, że ten zawędruje w okolice mioteł, choć przeszło jej przez myśl, że być może szukał prezentu dla swojej siostry. W końcu rok szkolny dobiegał końca, a za skończenie pewnego etapu nauki czasami wręczało się sobie podarunki. Większe, bądź mniejsze, zależnie od przyzwyczajeń i majętności danej rodziny. - Ten model jest akurat jednym z łatwiejszych, więc stworzenie go od postaw nie zajęłoby zapewne dłużej niż dwa tygodnie, nawet gdyby trzeba było wprowadzać jakieś modyfikacje. Pod warunkiem, że mielibyśmy na stanie wskazane materiały. Część z nich trzeba sprowadzać z drugiego końca świata, a to wydłuża oczywiście czas oczekiwania na dany produkt - wyjaśniła spokojnie, unosząc przy tej okazji brwi, jakby oczekiwała, że gość, czy może klient, wyjaśni jej ostatecznie, z czym dokładnie się tutaj zjawił. Nie mogła i nie zamierzała zgadywać, ale skoro już zadał pytanie na tyle głośno, że mogła go usłyszeć, na dokładkę pytanie dotyczące dziedziny, która była dla niej czymś macierzystym, nie miała powodów, by powstrzymywać się przed wyrażaniem swojego stanowiska.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Wyprostował się i odwrócił od razu w stronę kobiety, gdy usłyszał jej głos. Z uprzejmym uśmiechem wysłuchał jej słów, z lekkim zdumieniem przyjmując, jak niewiele czasu było trzeba na stworzenie miotły. Był pełen uznania dla zdolności Brandonów i wiedzy kobiety, która do niego podeszła. Podejrzewał, że mógł z nią porozmawiać na temat tworzonego siodła, które w porównaniu z dostępnymi na rynku przypominało bardziej pled do jazdy na oklep, niż rzeczywiste siodło. - Wyglądają naprawdę pięknie. Jeśli tylko zajdzie potrzeba, wiem, gdzie zgłosić się po miotłę idealnie dostosowaną, jednak dziś nie do końca interesują mnie miotły, co tworzone na nich siedziska oraz łączenie drewna z innymi materiałami - zaczął mówić, od razu przechodząc do tego, co naprawdę go interesowało. Wyjął z kieszeni to, co do tej pory przygotował oraz swój prowizoryczny rysunek ostatecznego wyglądu siodła. - Jestem w trakcie tworzenia dość uniwersalnego siodła… Potrzebuję jednak stworzyć na nim siedzisko dla czarodzieja i myślałem, czy nie mogłoby być podobne do tych tworzonych w miotłach. Czy mógłbym poprosić o pomoc z tą kwestią? Nie wiem kogo innego mógłbym prosić o pomoc, o podszkolenie, jeśli nie zawodowców - wyjaśniał dalej, na koniec lekko uśmiechając się do rozmówczyni. W jego rękach był skórzany materiał, obrobiony i należycie obszyty, jednak w tej chwili byłby jedynie pledem. Na rysunku widać było dodatkowe liny, jakie chciał zaklęciami dodać, aby same pojawiały się i utrzymywały siodło na grzbiecie stworzenia, a także siedzenie z uchwytem, którego jeździec mógłby się przytrzymać. Był przy tym postawiony znak zapytania, gdyż Huang nie do końca wiedział, z czego to wykonać. - Zamysł jest, żeby dostosowywało się do stworzenia, na które zostanie nałożone, dlatego nie jest to po prostu przerobione siodło przeznaczone dla pegazów - dodał jeszcze, podając kobiecie rysunek.
Victoria uniosła lekko brwi, kiedy Huang się odezwał, ale nie skomentowała tego w żaden sposób, bo ostatecznie znajdował się w sklepie i jako potencjalny klient mógł robić, co chciał. W granicach rozsądku rzecz jasna. Skoro jednak niczego nie demolował i nie próbował na własną rękę sięgnąć po coś, co zdecydowanie nie było przeznaczone dla niego, Victoria nie widziała w tym wszystkim niczego złego. Jak łatwo można było również się domyślić, wyjaśnienia Longweia spowodowały, że natychmiast sięgnęła po jego wzór, ale tym razem jej brwi powędrowały wyraźnie w górę, kiedy uniosła spojrzenie na mężczyznę, jakby chciała go zapytać, co właściwie chciał osiągnąć. - Siodło? - powtórzyła za nim. - To, co na razie tutaj się znajduje, to co najwyżej pled, który można by potencjalnie zastosować przy próbie jazdy na oklep - stwierdziła kategorycznie, a następnie skinęła na Huanga, by poszedł za nią, bo oczywiście, tutaj znajdowały się również utensylia potrzebne dla pegazów i testrali, jakie miały za zadanie przenosić swoich właścicieli na znaczne odległości. Poza tym Victoria potrafiła jeździć konno i zdawała sobie sprawę z tego, że to, co próbował zrobić Huang, było w swoim założeniu raczej niemożliwe do wykonania. - Przy stworzeniach nie ma czegoś takiego, jak uniwersalność i obawiam się, że przekonasz się o tym, kiedy tylko z pegaza spróbujesz przesiąść się na coś o o wiele szerszym grzbiecie. Jeździłeś w ogóle kiedyś konno? To, co przygotowałeś, mogłoby pasować do większych zwierząt transportowych i przypomina rzeczy związane z transportem, ale nie jeździectwem. Nie masz łęków, tylinek, puliska, poduszek, ani strzemion - wymieniła od razu. - Zwierzę będzie obolałe, jak nie zastosujesz odpowiednich osłon. Poza tym, liny? To muszą być miękkie pasy skóry, najlepiej wyściełane od dołu czymś miększym, bo inaczej zwierzę będzie poranione - dodała, zastanawiając się, czy Huang w ogóle przemyślał to, co robił, czy zwyczajnie coś wpadło mu do głowy, ale nie pochylił się nad poszukiwaniami. Wskazała mu na uprzęże, jakie stosowali w transporcie, jednocześnie wyjaśniając mu, czym były chociażby czapraki.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Nie zdziwiło go, że od razu sięgnęła po jego szkic. Zrobiłby to samo, gdyby ktoś pokazał mu szkic nowego pomieszczenia do wylęgania smoków, czy zabezpieczenia przed pożarami. Słuchał jej więc z należytą uwagą, zaraz też idąc za nią, z zaciekawieniem obserwując wszystko, co mieli w swoim asortymencie, zastanawiając się, jak najlepiej miałby przedstawić to, co chciał uzyskać, jedocześnie nie zagłębiając się w zbytnie szczegóły. Zdawał sobie sprawę, że jego plan był szalony, ale wiedział, że jeśli chociaż raz nie spróbuje, będzie sobie to wytykał co jakiś czas, wracając wspomnieniami do okazji, jaką zaprzepaścił. - Nie tak wiele, żeby posiadać wiedzę większą od laika. Zdarzyło mi się lecieć na hipogryfie, ale na nich nie było siodła. Jeśli chodzi o to, co chciałbym stworzyć, celuję właśnie w większe zwierzęta niż pegazy, dlatego próbowałem znaleźć rozwiązanie, które dopasuje się do wielkości stworzenia i ułatwi siedzenie na nim. Nie każde da się objąć w pełni nogami, aby móc korzystać ze strzemion, więc wydawało mi się właściwym odjąć je z projektu, ale jeśli tylko wiesz, jak można należycie zmienić klasyczne siodło na takie, które będzie odpowiednie dla stworzeń rozmiarów buchorożca, byłbym wdzięczny za wskazówki – powiedział prosto, zaraz też streszczając to, co zdołał wyczytać do tej pory i na jakiej podstawie starał się dobrać materiały, które obecnie były odpowiednio miękką skórą, żeby nie podrażniała zwierząt, ale też była łatwa w pielęgnacji. Wiedział, że klasyczne siodło znacznie różniło się od tego, co naszkicował, ale ostatecznie nie planował jeździć na pegazach, czy nawet hipogryfach, więc szukał innych rozwiązań, docierając do tego, co ostatecznie Victoria miała przed oczami. Jednak nie zapierał się w żaden sposób, że było idealne, mając świadomość, że zdecydowanie mogło mu wiele rzeczy umknąć. Był gotów wprowadzić właściwe zmiany, a nawet uśmiechnął się lekko, naprawdę wdzięczny za każdą sugestię. - W kwestii lin… Początkowo myślałem, żeby było to zaklęcie, jakie przytrzyma siodło na stworzeniu. Trochę jak orbis, choć bez ranienia stworzenia… Ale być może zamontowanie właściwych pasów będzie lepszym pomysłem, mniej inwazyjnym i stresującym dla nich – zgodził się, po chwili wsłuchując się w informacje dotyczące uprzęży, zastanawiając się nad przeniesieniem podobnych zastosowań na swój twór.
- W takim razie myślisz bardziej o lektyce, bądź palankinie, jakie używane są w przypadku słoni i nie ma to żadnego związku z siodłem. To zupełnie inna forma, jeśli nie chcesz posługiwać się nogami i nie chcesz posiadać strzemion. Nie mam pojęcia, jak wyglądałaby jazda na takim stworzeniu, ani czy to w ogóle możliwe, ale to nie jest coś, na co ja powinnam odpowiadać. Jeśli myślisz o jeździe na większych stworzeniach, będziesz potrzebował czegoś więcej, niż pled, ale również czegoś zupełnie innego, niż klasyczne siodło - wyjaśniła, zastanawiając się, czy brał faktycznie pod uwagę takie zmiany, bo odnosiła coraz większe wrażenie, że Longwei faktycznie postanowił skoczyć na głęboką wodę, ale teraz nie wiedział, jak powinien się z tego wszystkiego wyplątać. - Jeśli się nie mylę, to to, co chciałbyś stworzyć, przypomina bardziej osobną budowlę, a tego na pewno nie da się zbyt łatwo przenosić i prędko zakładać na dane zwierzę, o ile nie zastosujesz odpowiednich zaklęć zmniejszających - dodała, starając się to jakoś zobrazować, bo naprawdę to, co sobie wybrał, nie należało do najłatwiejszych. Przywołała również do siebie ołówek i kartki, by narysować pospiesznie to, o czym właśnie mówiła, próbując przedstawić mu własny punkt widzenia, dodając, że na tak sporych zwierzętach mógł również zapewne jeździć siedząc po turecku, tak jak działo się to w Indiach w przypadku słoni, ale nie była pewna, do czego miałoby to prowadzić i jak miałoby to wyglądać. Na uwagę o zaklęciu, pokręciła zaś lekko głowami. - Nigdy nie masz pewności, czy samo zaklęcie się utrzyma. O wiele lepiej mieć rzecz materialną, która dostosowuje się do zaklęcia, jakie jest w nie wplecione. Tak jak miotła, która ma w sobie najróżniejsze czary, to nadal przedmiot, na jakim możesz polegać - stwierdziła, właściwie od razu odrzucając jego pomysł związany z zaklętymi linami, bo zwyczajnie było to niebezpieczne. Dodała, że po prostu może stworzyć pasy, które będą się dostosowywać do rozmiaru zwierzęcia i łapać, w ten czy inny sposób, kiedy już odpowiednio się wydłużą. To była zdecydowanie bezpieczniejsza opcja.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Właśnie stopniowo usuwałem z projektu zwykłego siodła kolejne elementy, które przy większych stworzeniach wydają się niepraktyczne i skończyłem z pledem, pomysłem na samoistne przyczepianie się do stworzenia linami, ale już wiem, żeby to były jednak pasy, a także siedziskiem stworzonym na wzór tego z mioteł oraz kawałka skórzanej pętli, za którą mógłby się jeździec trzymać - tłumaczył, kiwając lekko głową. - Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające zdecydowanie będzie potrzebne, aby mogło dopasowywać się do grzbietu konkretnego zwierzęcia. Tylko nawet ja widzę, że to może być zdecydowanie za mało - dodał, po czym zamilkł, gdy obserwował, jak Victoria poprawiała jego szkic. Jazda po turecku nie była czymś, co wykluczał, zaraz dodając, że chodziło o zawiązanie więzi między jeźdźcem a stworzeniem, o to, żeby zwierzę przyzwyczaiło się do niego i było pomocnikiem w pracy z innymi osobnikami danego gatunku. Wiedział, jak to brzmi, ale to było coś, co uważał, że jest możliwe do wykonania. Nie chciał jednak mówić, że planował testować siodło na akromantulach. - Czyli zdecydowanie muszę jeszcze doszyć do nich pasy, to nie będzie problemem. Pytanie jednak co dalej… Patrząc po rysunku, czeka mnie jednak dość trochę poprawek. Czy mogłabyś podpowiedzieć, z jakich materiałów najlepiej stworzyć te elementy? Ewentualnie, czy potrzebne części można kupić u was? - dopytał jeszcze, pokazując na dorysowane przez nią części.
- Prawdę powiedziawszy, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - powiedziała brutalnie szczerze, kręcąc przy okazji głowę. - Coś, co jest uniwersalne, z reguły nie służy do niczego. Zwierzęta są bardzo różne, mają niesamowicie różne rozmiary i kształty, a co za tym idzie, dopasowanie do nich jednego siodła, jest siłą rzeczy niemożliwością - dodała, bo skoro chciał opinii specjalisty, to właśnie ją dostawał. Była, być może, brutalna, ale Victoria nie lubiła bawić się w uprzejmości, nie lubiła owijać niczego w bawełnę, nie lubiła kręcić nosem i twierdzić, że coś było w pięknym odcieniu szarości. Bo jak łatwo było się domyślić, przy tworzeniu było dokładnie na odwrót. - Powiedzmy, że chcesz jeździć na czymś rozmiaru pegaza, a później czymś rozmiaru słonia. Nie da się tego dostosować, bo na grzbiecie pegaza nigdy nie usiądziesz, jak na miotle, nie zmieszczą ci się nogi. Na słoniu nie usiądziesz, jak na normalnym siodle. Możesz próbować z palankinem, to jedyne, co tak naprawdę jestem w stanie ci doradzić, inne opcje odrzucam kategorycznie jako niemożliwe do wykonania - stwierdziła stanowczo, uśmiechając się kącikiem ust na jego pomysł z siedziskiem, jak do miotły, co jasno pokazywało, że to nie był dobry pomysł. Właściwie, jej zdaniem, to był pomysł całkowicie nietrafiony. Doceniała jego pomysłowość, ale jej zdaniem strzelał po prostu zaklęciami w ścianę i nie do końca wiedział, co chciał osiągnąć. Marzył wyraźnie o tym, żeby wszystkie zwierzęta chciały z nim współpracować, ale to zwyczajnie, cóż, tak nie działało. - Brałeś pod uwagę ciężar i możliwości udźwigu zwierząt? To jest bardzo ważne, a spodziewam się, że przy części z nich nie jesteśmy w stanie poznać odpowiedzi. Niektóre wierzchowce nie są w stanie ponieść więcej niż sześćdziesiąt kilo, więc ciężar siodła z palankinem będzie dla nich nie do udźwignięcia - wytknęła mu kolejną kwestię, bo to powinno być dla niego niesamowicie ważne, skoro zajmował się magicznymi stworzeniami i zdaje się, że to właśnie na nie zwracał głównie uwagę. - Materiały możesz częściowo zakupić u nas, bo je również sprowadzamy, ale musisz dobrze przemyśleć, jak to ostatecznie ma wyglądać. Naprawdę dobrze, żebyś nie musiał wszystkiego przerabiać.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Być może inni uznaliby jej odpowiedzi za brutalne, ale Huang doceniał jej bezpośredność. Owszem, widział przez to, że miał jeszcze wiele pracy przed sobą i niemal do całkowitej zmiany projekt, ale jednocześnie był zdania, że dzięki temu będzie on właściwy. Słuchał jej przez cały czas, zastanawiając się nad budową ciałą stworzeń, na których chciałby mieć możliwość zastosować siodła i nasuwały mu się właściwie gatunki, których nie powinien wymieniać na głos: akromantula, smok, bystroduch, buchorożec. Był pewien, że do trzech pierwszych byłoby dobre siodło na wzór tego do jazdy konno, jednak odpowiednio powiększone. Z buchorożcem mógłby być problem, choć to zależałoby od umiejscowienia siodła i gdyby było na szczycie jego grzbietu, być może byłaby możliwość odpowiednio objąć go nogami, aby móc nim sterować. - Palankin zdecydowanie odpada, bo jego ciężar przeszkadzałby w przyzwyczajeniu zwierzęcia do siodła… Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej skłaniam się do stworzenia go jednak na wzór tego tradycyjnego, jednak odpowiednio powiększony… Powiedzmy, jakbyś chciała założyć je na hipogryfa, albo nieco bardziej ryzykownie, na bystroducha - powiedział powoli, zastanawiając się nad rozmiarami stworzeń, przypominając sobie ich możliwości, ich siłę, aby ocenić czy na pewno byłyby w stanie udźwignąć dorosłego czarodzieja. - Jeśli udałoby się, aby powiększało się na tyle, żeby dopasować się do zwierzęcia, ale wiadomo, że przesadnie, bo jak mówiłaś nie ma możliwości aby takiego słonia, czy buchorożna w pełni objąć nogami, to byłoby wystarczające. Wszystkie stworzenia, o których myślę, są w stanie udźwignąć na sobie ciężar czarodzieja wraz z siodłem, ale takim prostym, żadnych palakinów. Ewentualnie zastanawiam się, czy byłaby możliwość jazdy w siadzie po turecku, ale wtedy traciłoby się możliwość sterowania, mam rację? - upewnił się jeszcze, po czym pokiwał głową, wskazując na szkic swój i naniesione na nie poprawki. Tak, to było właściwe. Miała rację, ze nei był w stanie stworzyć niczego w pełni uniwersalnego, więc musiał ograniczyć zwierzęta, na których chciałby przetestować swoją teorię. Właściwie chciał na jednych, aby całkowicie zakończyć z dawną tezą. - Tak, zostanę jednak przy tym… Masz rację, że czegoś w pełni uniwersalnego nie da się stworzyć, aby spełniało swoje funkcje. Lepiej wpierw sprawdzić od czegoś prostszego, a jeśli będzie taka potrzeba, próbować dalej - zdecydował ostatecznie, spoglądając znów na Victorię, wyrażając chęć zakupu pozostałych potrzebnych elementów.
Wysłuchała tego, co Huang miał do powiedzenia, a w jej spojrzeniu widać było cień niezadowolenia. Lubiła, kiedy ludzie tworzyli, kiedy budowali coś nowego, ale nie lubiła, kiedy robili coś na chybił trafił, przy okazji licząc, że jednak uda im się osiągnąć to, czego chcieli. Było w tym coś, co ją drażniło, a teraz widziała wyraźnie, że mężczyzna faktycznie kręcił się po brzegach własnej wiedzy, starając się dopasować własne marzenia i wyobrażenia do tego, z czym naprawdę musiał się zmierzyć. I to nie było coś, co Victoria pochwalała. Widziała wyraźnie, że niektórzy nie nadawali się na twórców, a Longwei zdecydowanie powinien był zająć się czymś innym, więc odetchnęła głęboko. - Jeśli to ma być jedynie siodło, to sterowność pochodzi jedynie z nóg, bądź z batów, pejczy albo szpicrut, co raczej nie byłoby wskazane przy dzikich stworzeniach. Skoro ma być jedynie siodło, to musi pozwalać na pełną operację, na pełne możliwości ruchu i kontaktu ze stworzeniem, ale w przypadku naprawdę dużych stworzeń, może być to trudne. Dosiadanie koni większych ras bywa problematyczne, zwłaszcza dla osób przeciętnego wzrostu – stwierdziła, patrząc na niego, jakby chciała mu powiedzieć, że był tak szczupły, że wszystko mogło go bardzo łatwo złamać. Czasami wydawało jej się, że ludzie zapominali, że naprawdę powinni mierzyć siły na zamiary, a tymczasem miała przed sobą kogoś, kto wyraźnie porwał się z motyką na słońce i teraz dziwił się, że nie był w stanie na tym zapanować. - Łatwiejsze w utrzymaniu będzie mogło być strzemię hiszpańskie, pozwoli na wsunięcie w nie całej stopy. Puliska i łęki powinny być masywniejsze, żeby utrzymać cię na stworzeniu, bo będziesz musiał operować jedynie siłą mięśni nóg, można zastosować budowę, która będzie ograniczała ruch nóg od góry. Być może widziałeś siodła stosowane w Stanach? – dodała, patrząc na niego uważnie, chcąc dorysować to do przedstawionego mu szkicu, odnosząc wrażenie, że Huang nie do końca będzie wiedział, na co zwracała uwagę w tej dokładnie chwili.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Ilość krytyki w jej spojrzeniu mogła się równać z tymi, jakie zwykł widywać, ilekroć mówił o siodle dla magicznych stworzeń innych niż pegazy, jednak nie przejmował się tym. Można było przyrównać go do szalonego naukowca, choć nie miał tak wielkiej wiedzy, który był zdania, że może coś stworzyć i teraz po prostu po to sięgał. Nie był to idealny plan, ale rozumiał, póki co wszystko, co mówiła Victoria. Nie w stopniu umożliwiającym od razu tworzenie siodła, ale wiedział, gdzie miał błędy w poprzednim planie. Teraz obserwował, co trzeba było zmienić, przekładając w swojej głowie wszystko na stworzenie odpowiedniego siodła do prób jazdy na akromantuli i… Nabierał pewności, że to się uda. Przynajmniej do czasu, gdy zaczęła używać fachowego słownictwa i choć czytał książki na ten temat, nieco się zgubił. Starał się nie dać tego po sobie znać, obserwując nanoszone przez nią poprawki, aż w końcu zapytała o coś, co pamiętał z kart książek. Siodła używane w stanach były większe, nieco głębsze i wydawały się Huangowi w czasie czytania zwyczajnie wygodniejsze, choć nie przeznaczone dla wszystkich koni. - Kiedy czytałem o siodłach, widziałem je, ale nie miałem możliwości zobaczyć na żywo. W stadninie, w której byłem obejrzeć, nie mieli tego rodzaju - odpowiedział całkowicie szczerze, przypominając sobie wyprawę z Mulan na stadninę. Nie, nie miał okazji obserwować innych siodeł niż zwykłych, jeśli mógł tak powiedzieć. - One są większe od zwykłych i jak dobrze pamiętam, umożliwiają wygodniejszą, dłuższą jazdę przy jednoczesnym odciążeniu grzbietu koni. Jednak przyznam, że nie wiem które strzemiona to hiszpańskie - dodał od razu, spoglądając jednocześnie na nanoszone poprawki, próbując porównać to, co szkicowała z tym, co widział w książkach i na żywo.
Victoria była szczera. Zawsze. Do bólu. I wcale się tym nie przejmowała, wychodząc z założenia, że jeśli ktoś czegoś od niej oczekiwał, to musiał to otrzymać. Dokładnie tak to wyglądało i nie mogła z tym w żaden sposób dyskutować, dlatego teraz bez zastanowienia wytykała Longweiowi wszystkie jego błędy, potknięcia i niedociągnięcia. Nie mogła powiedzieć, żeby mu kibicowała, jakoś nie robiło to na niej szczególnego wrażenia, aczkolwiek oczywiście, podobne siodło mogłoby zostać zapewne wprowadzone do ich oferty sprzedażowej. Prawdę mówiąc, Brandon nie widziała jednak takiej potrzeby, nie do końca wierząc w to, że ktokolwiek mógłby chcieć naprawdę jeździć na akromantuli. To było czyste, całkowite szaleństwo, o czym najwyraźniej Huang wcale nie myślał, a ona tego ani trochę nie pochwalała. - Są wygodniejsze, zwłaszcza dla osób, które dopiero uczą się jeździć, ale rozleniwiaj jeźdźca, nie wymagając od niego aż takiej uwagi. Pozwalają jednak na lepsze, cóż, przyczepienie. Myślisz, że dlaczego w takich siodłach da się jeździć na nieujarzmionym wierzchowcu? Bo łęki i strzemiona bardzo mocno trzymają jeźdźca w miejscu - wyjaśniła, później rysując mu, jak dokładnie wyglądały strzemiona hiszpańskie. Jej zdaniem przypominały niemalże półki na stopy i mogły pozwolić na lepszą przyczepność, czy też stabilność, jednak nie była pewna, czy w przypadku jakichś wielkich, szalonych magicznych stworzeń, zdałyby się na coś więcej, niż ostatnia deska ratunku. Wiedziała, że żeby coś odkryć, trzeba było być nieco szalonym, ale pomysł Huanga zdawał się wykraczać poza pewne normy, prowadząc do konkluzji, że świat zmierzał w zdecydowanie dziwnym kierunku. Przez chwilę omawiali jeszcze różne możliwości, ale Victoria nie była w stanie zaproponować mu już niczego nowego i niesamowicie rewolucyjnego. Życzyła mu więc powodzenia w osiągnięciu tego, co planował zrobić, a później wpatrywała się w Huanga, kiedy wychodził, zastanawiając się, czy przemyślał aby na pewno wszystkie komplikacje, jakie wiązały się z próbą osiodłania niebezpiecznego magicznego stworzenia. Bo odnosiła dziwne wrażenie, że nie.
z.t x2
+
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Chciałabym kupić miotłę na prezent dla kuzyna. Wiem od zawodniczki Os, Julii Brooks, że Piorun VII to jedna z najlepszych mioteł na rynku. Jeśli to możliwe, proszę o wygrawerowanie na trzonku miotły "Christian Hastings" oraz tarczy Ravenclaw. Wiem od innego zawodnika z Hogwartu, że robią Państwo takie rzeczy, i że był bardzo zadowolony. Razem z listem przesyłam pełną należność, miotłę zaś proszę zaadresować do Hogwartu na nazwisko Christian Hastings. Uprzejmie proszę o zapakowanie miotły na prezent i dołączenie do niej listu, który zamieściłam w osobnej, podpisanej kopercie.