C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Osoby: Maximilian Felix Solberg oraz @Salazar Morales Miejsce rozgrywki: kuba, Havana Rok rozgrywki: grudzień 2019 Okoliczności: Po miło spędzonym dniu przyszedł czas na wieczorne szaleństwo w wykonaniu niepoprawnych kochanków.
Od kiedy tylko się rozstali Max nie próżnował. Dopił drinka w restauracji po czym ważąc w dłoniach otrzymaną sakiewkę udał się prosto do... Apteki Johnsona. Szczęśliwy jak dziecko w fabryce cukierków łaził między półkami po raz kolejny dokładnie oglądając cały asortyment. Poczucie czasu poszło się jebać, gdy Solberg z czułością wybierał swoje zakupy. Nie chciał przesadzać, ale miał nadzieję, że Paco liczył się z ubytkiem pewnej sumy, gdy wręczył mu sakiewkę. W końcu ślizgon podszedł do lady by dokonać transakcji. Nie miał zamiaru brać tego wszystkiego że sobą, więc doplacił małą sumkę za wysyłkę zakupów na pocztę Hogsmeade, gdzie miał zamiar odebrać swoją należność po powrocie. Jako że kręcił się wśród półek dość długo udało mu się nawiązać kontakt z obsługą i dogadać na handel międzynarodowy. Dzięki temu mógł liczyć na dostawę składników do Hogwartu, w czym jego zdolności perswazji zdecydowanie pomogły, jako że początkowo sprzedawca miał sporo oporów. Ostatecznie jednak kontakt został nawiązany, a Max czuł się najszczęśliwszy na świecie. W tym momencie wiedział, że już nic nie sprawi, że ten wyjazd będzie lepszy. Wychodząc z apteki spojrzał na zegarek i przeklął pod nosem. Zasiedział się tam cholernie i nie zostało mu dużo czasu do spotkania z Paco. Nim jednak udał się do hotelu wstąpił jeszcze do jednego sklepu, gdzie zakupił wzorzysta koszulę. Wiedział, że mężczyźnie się to spodoba, ale nie miał zamiaru jeszcze dzisiaj odkrywać przed nim tej karty. Pojawił się w hotelu, gdzie dość sprawnie załatwił wszelkie formalności i od razu ruszył pod prysznic. Musiał się odświeżyć przed wyjściem i poprawić sobie drinkiem z hotelowego baru. Nie był pijany, ale trochę wzmocnienia zdecydowanie mu nie zaszkodziło. Chwilę spędził przed lustrem układając włosy w artystyczny nieład i dopełniając całość perfumami. Spojrzał jeszcze na swoje oczy. Nie były w najlepszym stanie, ale zdecydowanie trochę ubyło im trochę tej przerażającej czerwieni świadczącej o ciężkiej nocy. Nie mógł poprawić się magią, bo wciąż ciążył na nim namiar, więc musiał zdać się na mugolskie sztuczki, które niestety nie były cudotwórcze. W końcu ubrał koszulę w kolorze lekkiego brązu i ruszył na umówione miejsce. Było już kilka minut po dwudziestej, ale przecież umawiali się około tej godziny, więc nie czuł specjalnych wyrzutów sumienia. Z papierosem w ręku przemierzał ulice Havany nie mogąc napatrzeć się tym widokiem. Nocne życie powoli zaczynało tętnic a atmosfera diametralnie zmieniła się względem tego, co widział za dnia. -¿Me extrañaste?. - Zapytał na wstępie z bananem na ryju, po czym nie czekając na żadną reakcję wpił się w usta Paco dając mu do zrozumienia, że on owszem wyczekiwal na ten moment od kiedy tylko się rozstali.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon Lut 14 2022, 19:16, w całości zmieniany 2 razy
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wziął zielonego cadillaca na przejażdżkę na obrzeża miasta, w końcu parkując za bramą ogromnej, ociekającej bogactwem willi, która niestety nie należała do niego, a do jego dobrego wspólnika. Musiał oddać mężczyźnie gust, bo chociaż nie odwiedzał Havany tak często, to na jego włościach zawsze bawił się wyśmienicie. Zazwyczaj w akompaniamencie kolorowych drinków, tuż nad obłożonym ozdobnymi kamieniami basenem… Ostatni raz był tutaj może dziesięć miesięcy temu, a od tego czasu niewiele się tak naprawdę zmieniło, może poza tym że Santiago postanowił kupić sobie tygrysa, który teraz hasał za magicznie wzmacnianą siatką, udając przytulne zwierzątko domowe. Dobrze, że nie była to mantykora. Usiedli na wystawnym tarasie przed całym stosem map i papierów, żeby dogadać szczegóły przyszłych transportów kubańskich artefaktów, które w deszczowym, ponurym Londynie schodziły jak cieplutkie bułeczki, ale ustalenia nie napawały wcale optymizmem. Wzmożone kontrole czarodziejskiej straży granicznej znacząco utrudniały im kwestie transportowe, toteż wspólnymi siłami musieli wypracować nowe trasy przemytu. Koszty przeszmuglowania towaru wzrosły, co więcej ze szlaków korzystali też inni, i to nie byle jacy, a przejęcie wyznaczonych tras groziło konfrontacją i walką o wpływy z tutejszą kontrabandą o silnej, niekwestionowanej do tej pory pozycji. Cóż, najwyraźniej przyszła najwyższa pora, by ją zakwestionować. Normalnie posiedziałby u znajomego dłużej, ale tym razem podziękował za kolejny kieliszek wina, zerkając ukradkiem na przewieszony przez nadgarstek zegarek. Miał jeszcze trochę czasu, ale obawiał się że jeśli zaczną tutaj z Santiago pić i wspominać dawne dzieje, zasiedzi się zbyt długo, a powiedzmy sobie uczciwie, myślami i tak wracał do szmaragdowych, błyszczących ślepiąt, w których po powrocie miał nadzieję ujrzeć choćby cień tęsknoty. Uścisnął więc dłoń mężczyzny, po drodze wstępując jeszcze do hotelu, żeby się odświeżyć. Wziął prysznic, założył nową, jedwabną koszulę - czarną ze srebrnymi ornamentami – a potem udał się do Calle 23 piechotą, żeby poczuć atmosferę tętniącego życiem miasta. Do La Victoria zaszedł piętnaście, może dwadzieścia minut przed dwudziestą, od razu poszukując wzrokiem znajomej sylwetki Felixa. Nie znalazł go nigdzie, ale nie martwił się, wszak nie umówili się na konkretną godzinę. Ot, podszedł do baru, zamawiając sobie szklankę aguardiente, a z braku laku wdał się w pogawędkę z nieco starszym od Solberga chłopakiem. Oparł się wygodnie łokciem o kontuar, niekiedy odwracając spojrzenie od przypadkowego partnera, by zorientować się, co takiego dzieje się na sali. Wystarczyło jednak, by rozmowa zboczyła na temat samochodów, by całkiem zatracił czujność. Głos Maxa dotarł do niego jakby z opóźnieniem, ale kąciki ust mimowolnie uniosły się wyżej, kiedy dzieciak tak zachłannie wpił się w jego usta, czym skutecznie odstraszył swego, być może liczącego na coś więcej, poprzednika. – Tal vez ... No estoy seguro. – Mruknął zaczepnie, z prowokującym uśmiechem przyklejonym do twarzy. – Creo que tienes que besarme de nuevo, solo para asegurarme. – Wyszeptał kuszącym głosem, kiedy przechylił się w jego stronę, rozmyślnie trącając zębami płatek jego ucha. Przez moment delektował się zapachem jego perfum, zanim się odsunął. Gestem dłoni wezwał barmana raz jeszcze, prosząc by postawił szklaneczkę aguardiente również i przed jego partnerem. – ¿Pasaste un buen momento? ¿Te quedaste sin dinero? – Zapytał jak spędził ten czas bez niego, zastanawiając się czy pod wpływem tych szczenięcych ślepiów gotów byłby zwiększyć jego kieszonkowe.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musieli się minąć jakoś w hotelu, co może i wyszło na dobre, bo Max raczej by tak łatwo nie pozwolił Paco wyjść z pokoju. Był napalony i w dobrym humorze, a to była mieszanka, której Paco zbyt często nie miał okazji doświadczać. Mimo to musiał poczekać na to, do czego kusił Salazara już od rana. Zgasił papierosa i wszedł do lokalu od razu widząc sylwetkę, której wyczekiwał. Nie miał zamiaru bawić się w żadne subtelności. Złączył ich wargi wygłodniały, jakby Paco był kolejną ścieżką a Max właśnie miał zjazd. Słysząc jego słowa i czując ten ciepły oddech na szyi jeszcze bardziej go zapragnął i zgodnie z życzeniem ponowił pocałunek choć tym razem był on znacznie bardziej namiętny, a dłoń nastolatka zachłannie błądziła w okolicach karku mężczyzny. Jeżeli Morales obawiał się, że przez te kilka godzin młodzieniec straci cały zapał to właśnie miał dowód, że srogo się pomylił. Dopiero wtedy oddalili się od siebie i Max z uśmiechem wdzięczności przyjął szklaneczkę alkoholu, w której od razu zatopił usta. -Me queda mucho pero me divertí mucho. - Zapewnił go, bo przecież nie mógł lepiej spędzić czasu niż pomiędzy uginającymi się od eliksirów półkami. ¿Qué tal tu reunión? - Zainteresował się, bo mimo wszystko nie był samolubnym kurwiszonem i interesował się innymi szczególnie jeżeli przez te biznesy musiał czekać tyle godzin na spotkanie Paco i ponowne raczenie się jego bliskością. -¿Donde empezamos? Ya tengo un trago, estoy listo para cualquier cosa. - Palcami delikatnie zaczepił jego tors nie potrafiąc odpuścić sobie tej odrobiny fizyczności. Jak zawsze w dupie miał to, czy ktoś uzna ich za niepoprawnych lub nawet gorszących. Miał się tu dobrze bawić i żadna poprawna cnotka nie będzie go od tego dowodzić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Gdyby minął się z nim w hotelowej łazience, w pobliżu prysznicowej kabiny, a jego napalonemu spojrzeniu towarzyszyłoby również nagie, prężące się ciało... prawdopodobnie nigdy nie dotarliby w okolice Calle 23. Nawet teraz, kiedy brązowa koszula i jeansy przysłaniały jego subtelnie zarysowane mięśnie, i tak widział je oczami wyobraźni i nie potrafił patrzeć na niego inaczej jak zamglonym, pożądliwym spojrzeniem, które wyraźnie wyznaczało kierunek, w jakim pomknęły jego brudne myśli. Zaskoczony, wyrwany z pogawędki pierwszym pocałunkiem, nie miał innego wyjścia jak oddać chłopakowi palmę pierwszeństwa. Gorącym oddechem sunącym po szyi i zębami trącającymi płatek jego ucha, prowokował go do jeszcze większej śmiałości, chełpiąc się wykazaną przez Felixa inicjatywą, ale już tym razem całe jego ciało zareagowało na nagły, tak spragniony poryw namiętności. Przesunął opuszkami palców po jego włosach i policzku, a wreszcie otulił dłonią zgłębienie między jego szyją i barkiem, wpijając się chciwie w jego usta. Teraz nawet nie mógłby już skłamać, że za nim nie zatęsknił; w promieniejącym blasku jego czekoladowych, wygłodniałych źrenic, przeczące słowa straciłyby na wiarygodności. - Y aún no estás borracho. Estoy orgulloso. – Złośliwy przytyk sam uwolnił się z jego ust. Wiedział, że niepotrzebnie dlatego naprędce zdecydował się go załagodzić. – Te ves mucho mejor. – Mówił szczerze, w końcu wreszcie mógł wpatrywać się w jego oczy, nie tak przekrwione jak parę godzin temu. W okularach przeciwsłonecznych Max wyglądał równie seksownie, nie mógł mu niczego odmówić, jednak zdążył już zatęsknić za głębią jego szmaragdowych ślepiów. – Estuvo bien. Debería haberte llevado conmigo, habrías visto un tigre en una jaula. – Prychnął pod nosem, przez co trudno było powiedzieć czy przypadkiem nie robi sobie z niego żartów, zwłaszcza kiedy sama historia wydawała się mało prawdopodobna. Niektórym pieniądze naprawdę uderzały do głowy. Chwycił swoją szklankę, żeby upić łyka destylowanej, karaibskiej brandy, po czym sięgnął do kieszeni po paczkę merlinowych strzał. Oparł się plecami o bar, wsuwając papierosa do ust, nim zaprószył ogień zapalniczki, racząc się przyjemnie gryzącą, tytoniową chmurą. – ¿Cualquier cosa? – Niemal wyszeptał, mrużąc oczy na skutek subtelnego dotyku palców przemykających po odsłoniętym fragmencie jego torsu. Zaciągnął się raz jeszcze, przez krótką chwilę przytrzymując dym w płucach, po to by wypuścić go z ust niedaleko czupryny Felixa. Dopiero po tym przylgnął czołem do jego skroni, nie mogąc darować sobie fizycznej bliskości. Nie dbał przy tym o oburzenie czy zgorszenie, jakie mogli wywoływać podobnymi gestami. Nawet nie patrzył na zebrany w klubie tłum. Liczyła się bowiem tylko ta jedna, stojąca obok sylwetka. – ¿Quieres quemar la pista de baile? – Zaproponował, odsuwając się odrobinę, by nie dmuchać mu nikotynową mgiełką w twarz. – Sólo déjame terminar mi cigarrillo. – Przywdział cwany, wyzywający uśmiech, bo o ile z pozoru nie było w tym zdaniu nic nadzwyczajnego, tak chłopak powinien wiedzieć do czego świadomie nawiązuje.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie trzeba było być jasnowidzem i legilimentą by wiedzieć, co siedzi w głowie Paco. Zresztą Max skłamałby mówiąc, że wcale do tego nie dążył. Może i początek ich znajomości był mocno jednostronny, ale obecnie nastolatek pożądał Salazara nie wiele mniej niż ten pragnął jego. Wiedział też dobrze, jak może tu wykorzystać i miał zamiar bawić się na całego. Przynajmniej dopóki mógł. Mruknął cicho w usta kochanka, gdy ten nie tylko odwzajemnił pocałunek ale i opuszkami palców drażnił jego i tak już rozpaloną skórę. Jak to mawiała Brooks, libido Maxa było tak wysokie, że mógłby obdarować nim całą Szkocję i jeszcze by zostało. Nic więc dziwnego, że nastolatek równie silnie zareagował na tę bliskość marząc tylko o tym, by znaleźli się już sami, choć przecież tyle co tutaj przyszedł. -Si quiero, puedo. - Odgryzł się z wyszczerzem, bo choć wolał chodzić na rauszu, większość czasu spędzał trzeźwy, a teraz nie miał zamiaru doprowadzać się do stanu, gdzie musieliby zrezygnować z planów na wieczór, bo leżałby gdzieś zachlany i niezdolny do niczego. -Estaba intentando para ti. - Odwdzięczył się za komplement. Dobrze wiedział, że do ideału było jeszcze daleko, ale tak, zdecydowanie wyglądał już lepiej niż rano, więc okulary mogły spokojnie zostać w hotelu i czekać na poranne słońce, by znów chronić szmaragdowe tęczówki przed jego promieniami. -Tigre? Maldito tigre? - Nie potrafił dowierzyć, że ktoś tak na legalu (no może nie do końca) trzymał u siebie tak dzikie zwierzę. Co prawda słyszał o takich szaleńcach, ale raczej uważał to za pojedyncze przypadki, które istnieją tylko w wiadomościach. Teraz to żałował, że dał Paco odejść bez siebie na to dziwaczne spotkanie. -Me gusta ese pensamiento. - Odpowiedział z błyskiem w oku, bo tak naprawdę sam nie miał żadnej preferencji. Chciał się dobrze zabawić, a było na to tyle sposobów, że ciężko było ograniczyć się do jednego. Wyjątkowo nie odpalił fajki, a skupił się na drinku, który trzymał w ręce. Przyjemne pieczenie rozlewało się po gardle w miarę, jak trunek spływał do żołądka. Tak, tego zdecydowanie potrzebował. Był z siebie dumny, że wytrzymał cały dzień bez napierdolenia się za pieniądze Salazara, ale przecież miał ważniejsze zakupy na głowie niż butelka Rumu, czy inne mocno procenty. Trącił go nosem, gdy Paco zbliżył swoją twarz do jego. Mimo wszystko poza łóżkiem wciąż pielęgnował tę swoją zadziorność prowokując i stawiając się mężczyźnie. Wiedział, jak potrafi go to wkurwiać, ale też wiedział, jak potrafi go to jarać. Wszystko zależało od wyczucia czasu i gestu, a im dłużej ze sobą sypiali, tym lepiej Maxowi to wychodziło. -Si me dejarás guiarte. - Odparł zastanawiając się, jaką usłyszy odpowiedź, choć domyślał się, że ze względu na umiłowanie kontroli przez Moralesa może być ciężko z przystaniem na tak prostą, a zarazem ciężką do podjęcia przez mężczyznę decyzję. -Por supuesto. - Puścił mu oczko, doskonale wiedząc do czego ten pije. Ile razy słyszał już podobny tekst. Kolejna chwila cierpliwości na pewno nie miała sprawić, że ochota nastolatka na nieco szaleństwa przygaśnie. Wręcz przeciwnie, czasem czekanie choć ciężkie, tylko wzmagało apetyt.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Początek znajomości zdawał się oczywisty, podobnie jak i przyświecające wówczas Salazarowi cele, ale seksualny podtekst tej relacji nie buchnąłby takim żarem, gdyby Paco nie dostrzegał również i w chłopięcych ślepiach drapieżnych, zachęcających do powtórki iskier. Gdyby nie tliły się one w głębi szmaragdowego spojrzenia, prawdopodobnie skorzystałby raz czy dwa, żerując na jego ponadprzeciętnej urodzie, a potem rzuciłby go w kąt jak zabawkę, którą z czasem należy wymienić na lepszy model, żeby przypadkiem się nie znudzić. Felix nie pozwalał mu jednak na takie traktowanie, dosłownie i w przenośni, bo choć rzeczywiście Morales pragnął się z nim zabawić, to raczej do białego rana albo jeszcze chwilę dłużej. Towarzystwo chłopaka zapewniało mu taką karuzelę emocji, że o znużeniu nie było mowy, a w konsekwencji wcale nie chciał z niego rezygnować ani oglądać się za innymi. - Yo creo. – Świadomie mówił o czasie teraźniejszym, nie udając nawet że nie do końca mu w tej kwestii ufał i że mile się rozczarował widząc go we względnie trzeźwym stanie. Może był odrobinę tylko podchmielony, ale o to akurat pretensji nie miał, skoro i jego wspólnik uraczył czerwonym, wytrawnym winem. – Agradezco el compromiso. – Dodał już bardziej rozbawionym tonem, zastanawiając się czy trwanie w alkoholowej czystości rzeczywiście wymagało od Maxa aż tak ogromnego poświęcenia i wysiłku. - Sí, tigre de verdad. Enorme hijo de puta. – Dopiero gdy wypowiedział te słowa na głos, dotarła do niego waga absurdu i naprawdę uśmiał się na ten kaprys Santiago. Sam nie był święty, czasami wychodził z niego kompletny snob, ale trzymanie w ogrodzie tygrysa? Nie, nawet on upatrywał w nowym zwierzątku domowym znajomego przesady i niepotrzebnego proszenia się o problemy. – Apenas sensato. – Podzielił się zresztą swoim przemyśleniem z młodszym partnerem, nim ponownie umoczył usta w szklance aromatycznej, destylowane z wysokiej jakości syropu z trzciny cukrowej brandy. Starał się zachować wstrzemięźliwość, nie zerkając co rusz na przyklejony do twarzy Maxa prowokujący uśmieszek, ale był podatny nawet na te najdrobniejsze i najsubtelniejsze gesty jak trącenie nosem jego policzka. Marzył już o przekroczeniu progu hotelowego pokoju, gdzie zostaną ze sobą sami, i chyba tylko dla własnego komfortu próbował siebie przekonać, że dłużej wyczekiwana przyjemność posmakuje lepiej. Skoro zaś nie mógł rzucić go na łóżko, potrzebował chociaż spleść z nim dłonie i zobaczyć jak to piękne ciało porusza się w tańcu. Nie spodziewał się jednak usłyszeć takiej propozycji. Przygryzł delikatnie wargę, dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią i raz jeszcze zaciągnął się tytoniowym dymem, by dogasić peta w stojącej nieopodal popielniczce. Dopiero wtedy znów przechylił się w jego stronę. – Atornillarlo. Digamos que es una recompensa por mantenerse sobrio. – Przywykł do roli prowadzącej, ale tak naprawdę intrygowało go to, co może się wydarzyć, jeżeli tylko pozwoli mu przejąć kontrolę. – Pero yo elijo la canción, así que espero que la salsa no te asuste. – Wymruczał do jego ucha, przesuwając delikatnie nosem po jego policzku, jakby wcale nie chciał się od niego oderwać. – Y no puedo prometerte que no tomaré el control. - Musiał to jednak uczynić, chociaż opornie, po raz kolejny przywołując bogu ducha winnego kelnera, którego tym razem Paco potraktował jako szafę grającą. Nietrudno kogoś przekonać, jeżeli tylko dysponuje się odpowiednią ilością gotówki. - Toca Dos Gardenias para mí. – Zwrócił się do mężczyzny za barem, a po upiciu kolejnego łyka szlachetnego trunku, odepchnął się od lady, bliżej parkietu. W tle wybrzmiała muzyka, a on wyciągnął dłoń do swojego kochanka, już na samym początku przecząc wyrażonej mu zgodzie. – Oh, lo siento. Probablemente debería esperar a que preguntes. – Przynajmniej zrekompensował ten błąd, kiedy jego ogniste spojrzenie niemalże zatonęło w głębi patrzących na niego szmaragdowych oczu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Bez względu na wszystko nie potrafił dziś wkurwiać się na Moralesa. Wycieczka zadziałała swoją magię i sprawiła, że Max nie zwracał uwagi na nic innego niż tętniąca muzyką Havana oraz tętniące pożądaniem oczy towarzysza, którego pragnął już poczuć w sobie. Wieczór był jednak długi i nastolatek wiedział, że na wszystko przyjdzie czas, a głupstwem byłoby wyjechać tak daleko i cały czas spędzić w hotelowym pokoju. Choć cholernie teraz tego pragnął. -Suena a broma. No es gracioso, pero una broma. - Skomentował ostatnim słowem całą akcję z tygrysem. Jakim kreatywnym pojebem trzeba było być, żeby wpaść na coś takiego? Solberg ogólnie nie był miłośnikiem zwierząt, choć te mugolskie podchodziły mu zdecydowanie bardziej niż magiczne. Swojego goldena kochał nad życie, tak samo jak konie, do których miał słabość od dzieciaka, ale cała reszta była mu wyjątkowo obojętna. Równie dobrze mógł widzieć te istoty na talerzu. Uwielbiał badać jak wiele Paco jest w stanie wytrzymać, nim znów rzuci go na najbliższy mebel i pokaże swoją dominację nad młodszym kochankiem. Ta gierka podniecała Maxa prawie tak samo jak sam seks z mężczyzną, który pozwolił mu odkryć zupełnie inne wymiary rozkoszy niż znał do tej pory. Nie wiedział jakim cudem tak różne skrajności mogą działać na jedną osobę, a jednak był przykładem, że takie przypadki istniały. Wszystko zależało od osoby, którą akurat miał zamiar rozebrać lub, jak w tym przypadku, której miał zamiar pozwolić się rozebrać. Zaskakiwał pod wieloma względami i tym razem postawił na coś mniej prowokującego, choć tak samo seksownego i bardziej.. Prywatnego. Skoro Paco chciał go poznać, taniec był do tego bardzo dobrą drogą. Solberg za dzieciaka wygrywał konkursy w Inverness w tańcu towarzyskim i bardzo chętnie wykorzystywał te umiejętności w przeróżnych sytuacjach. - Puedo manejar todo. - Zapewnił go, pozwalając tym samym na dobór odpowiedniej playlisty. Szczerze zdziwił się, jak łatwo Morales przystał na tę propozycję, ale nie było chwili do stracenia. Max w ramach przygotowania odpiął kilka dodatkowych guzików ze swojej koszuli i już ruszał na parkiet. Ruszał, ale Paco już tam był wyciągając do niego dłoń. Jednak niektóre przyzwyczajenia były silniejsze niż mogłoby się wydawać. -Confía en mí por estos pocos minutos y te prometo que no te arrepentirás. - Wyszeptał, gdy przeszedł za plecy Salazara, a następnie uchwycił jego dłoń i w trakcie trwania pierwszych nut, trzymając delikatnie jego rękę złożył kilka subtelnych pocałunków na szyi mężczyzny, nim obrócił go przodem do siebie i zaczął prowadzić w takt wybranej przez Paco muzyki. Trzymał pewnie swojego kochanka w pasie, drugą dłoń mając splecioną z tą, należącą do Moralesa. Patrzył w jego czekoladowe tęczówki, a te szmaragdowe, choć wciąż płonęły żarem pożądania, przez chwilę jakby nieco złagodniały. Zarówno wzrok nastolatka jak i ruch jego bioder i dobrze wyczute do rytmu kroki wskazywały na to, jak bardzo zatraca się w muzyce i choć prowadził swojego partnera w tym tańcu, to właśnie energiczne dźwięki salsy prowadziły Maxa odkrywając przed Paco oblicze, którego nigdy wcześniej nie miał okazji widzieć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wybrzmiewająca głośno muzyka, ludzie radośnie wydzierający się do siebie i tańczący wokoło, szklaneczka szlachetnego trunku i wpatrzone w niego szczenięce tęczówki, które potrafiły sprawić, że zapominał gdzie i dlaczego właśnie się znalazł. Serce biło mu jak oszalałe, pompując krew do żył, a wlewany do gardła alkohol nijak nie pomagał w ugaszeniu rozpalonej do czerwoności skóry i pożaru, jaki zapłonął w jego oczach. Przesunął palcami po kołnierzu koszuli, odsuwając go trochę od ciała, by złapać głębszy oddech i zastanawiał się jedynie nad tym, jak wiele guzików koszuli może jeszcze odpiąć, nie przekraczając granicy dobrego smaku. Najchętniej całkiem zrzuciłby ją z ramion. - La gente puede volverse loca con demasiado dinero disponible. – Skwitował, z niemałym opóźnieniem zdając sobie sprawę z tego, że podobne stwierdzenie może odnosić się również do niego samego. Nasuwało się ono zwłaszcza po tym, jak zdecydował się zabrać towarzyszącego mu dzieciaka na obiad w postaci homara. - Prefiero los coches rápidos a los animales salvajes. – Poczuł wewnętrzną potrzebę wytłumaczenia się przed nim, z niewyjaśnionego tak do końca powodu. Chłopak wiedział już, że w budynku El Paraiso nie skrywa żadnego krwiożerczego tygrysa, a w tamtejszym basenie nie pływają przemycone z ciepłych krajów piranie. Miał w swoim życiu wielu młodszych kochanków, ale chyba żaden z nich nie testował jego cierpliwości z takim kunsztem i wirtuozją, jakimi posługiwał się Max. Solberg umiejętność manipulacji i perswazji opanował wręcz do perfekcji, a kiedy nie wpadał w furię, paradoksalnie zdawał się jeszcze bardziej niebezpieczny. Trącenie nosem, subtelny dotyk opuszków jego drobnych palców. Doskonale wiedział kiedy i jaką bronią uderzyć, by wybudzić drzemiące w nim demony, które z każdą chwilą, coraz to intensywniej, przypominały o swoim istnieniu. Teraz pragnął już nie tylko rozebrać jego ciało do naga, ale po prostu zerwać z niego te wszystkie zbędne części garderoby. Przez moment zastanawiał się po cholerę im była ta cała La Rampa, jednak wizja jego ponętnych ruchów na parkiecie pozwoliła w niewielkim stopniu zaspokoić władający nim głód. Podobnie jak i kilka rozpiętych guzików koszuli odsłaniających przed nim rąbek tajemnicy, którą nadal chciał zgłębiać z tą samą gorliwością, co za każdym innym razem. Zgodził się na propozycję chłopaka, mając wrażenie że to nie jedyna rzecz, w której gotów byłby mu ulec, ale słowo tak musiało jeszcze przeciwstawić się sile nawyku. Na szczęście ta zelżała odrobinę, kiedy Felix pochwycił jego dłoń, składając kilka subtelnych pocałunków na jego szyi. – ¿Quieres liderar en la cama también? – Odchylił głowę w tył, z szerokim, łobuzerskim uśmiechem na ustach, by zapytać mrukliwym szeptem o jego dalsze plany, a potem dał się poprowadzić młodszemu partnerowi w tańcu, kołysząc biodrami w rytm wybranej przez siebie muzyki. – No confío en nadie. - Potrafił wczuć się w melodię, poruszać na parkiecie tak, by przyciągnąć spojrzenia zainteresowanych gapiów, ale tym razem musiał przyznać, że ktoś inny swą gracją i powabem przyćmił jego blask. Widział jak klienci i klientki lokalu oglądają się za chłopięcą sylwetką, co tym bardziej napędzało go do działania. Splótł mocniej ich palce, naprawdę starając się powstrzymać i nie burzyć założonej przez chłopaka koncepcji, ale jego ręka zacisnęła się jeszcze ciaśniej na jego koszuli w pasie, jakby w oczekiwaniu na przejęcie upragnionej kontroli. Poddawał się jego woli nie tylko przez kilka taktów, wytrzymał nawet połowę zamówionej piosenki, ale… przyzwyczajenia były silniejsze niż mogłoby się wydawać. Nie kwestionując tanecznego talentu chłopaka, w końcu narzucił własne tempo, przerwane nazbyt szybko, kiedy to gnany potrzebą bliskości, ułożył dłoń na jego karku i wpił się zachłannie w jego usta, opuszkami palców trącając kosmyki jego włosów. Musiał poczuć pod swoimi ustami jego delikatne wargi, choćby przez chwilę, nim znów wkręcił się w wybrzmiewający w uszach rytm. Wreszcie uniósł nieco wyżej ich splecione ręce, drugą dłonią popychając lekko jego plecy, żeby odwrócić go tyłem do siebie i pozwolić sobie samemu podziwiać jego wystające łopatki i zgrabnie wychylony tyłek. – Me pones caliente como la mierda. – Wyszeptał, kiedy tylko zbliżył się do niego. Nie dotykał go jednak, otulając jedynie jego kark swym gorącym, wyraźnie przyśpieszonym oddechem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W lokalu zdecydowanie zrobiło się gorąco i nie miało to nic wspólnego z panującą tam temperaturą. Max wpatrywał się w delikatny kawałek skóry na szyi Paco, gdy ten próbował zrobić miejsce dla powietrza, którego wyraźnie potrzebował. Nastolatek czuł się jak wygłodniały wampir, który marzy tylko o zatopieniu swoich kłów w tym kuszącym miejscu, ale jakimś cudem udało mu się przed tym powstrzymać, zamiast tego przygryzając własną wargę. Miał złe przeczucie, że gdyby pozwolił swoim instynktom teraz zadziałać, wyjebaliby ich z lokalu za niestosowne zachowanie. -No dinero, no problemo. - Zaśmiał się poniekąd mówiąc o sobie, choć w jego przypadku raczej te pieniądze się rozchodziły na inne głupoty. Gdyby nie to, zapewne po ukończeniu Hogwartu mógłby pozwolić sobie na wynajem całkiem niezłego mieszkanka gdzieś w Szkocji, a może i nawet w Londynie. Szczerze mówiąc, sam nie wiedział skąd wzięła się w nim ta umiejętność. Wydawało się, że wszystko to robi po prostu naturalnie i instynktownie. Szedł za tym, co podpowiadało ciało drugiej osoby, a choć słowa bywały różne, tak niewerbalne komunikaty zazwyczaj krzyczały o tym, czego dana osoba tak naprawdę chciała. Nigdy nie zastanawiał się skąd wie, w którym miejscu położyć dłoń, czy złożyć pocałunek. Szedł za ciosem i cholernie mu się to w życiu opłacało. Jak widać nawet na tle innych wybijał się pod tym względem i choć marzył o tym, by Paco naprawdę zerwał z niego ubrania i wziął chociażby na ladzie tego baru, zagryzał zęby dalej testując granice wytrzymałości mężczyzny. -No esta noche. Esta noche, quiero darte lo que quieras. Ser solo tuyo. - Przyznał szczerze, bo o ile z chęcią zobaczyłby kiedyś jak Paco w całości mu ulega, tak dzisiejszej nocy marzył zupełnie o czym innym i nie miał zamiaru tego ukrywać. Zresztą dopóki mężczyzna mu nie ufał i tak wiedział, że do niczego podobnego może nie dojść, a słowa jakie Morales wystosował jednoznacznie świadczyły o tym, że jeszcze długa droga przed nimi w tym temacie. -A veces vale la pena. - Zadziorny uśmieszek ponownie rozjaśnił twarz Maxa, bo choć rozumiał brak zaufania, tak wiedział, że czasem jest ono niezbędne. Poza tym skoro Paco nie ufał jemu, to nie mógł mieć pretensji, że Max nie chce mu opowiadać o sobie. Działało to niestety w obydwie strony. Widać było, że to nie pierwsze taneczne rodeo Salazara, który z wyczuciem poruszał się po parkiecie dostosowując swoje kroki do Maxa, któremu - o dziwo - naprawdę dał prowadzić. Choć musiało to być ciężkie, to barki i stopy nastolatka nadawały ich tańcu rytm sprawiając, że niejedna osoba w lokalu marzyła o tym, by znaleźć się na miejscu jednego z nich. Niestety ta sielanka nie trwała długo. Solberg wyczuwał, co się szykuje, gdy poczuł mocniejszy uścisk na swojej koszuli. Pokręcił rozbawiony głową, bardziej dumny, że Paco tyle wytrzymał niż rozczarowany, że role miały się odwrócić i nim zdążył to skomentować, jego powieki zamknęły się w wyniku zetknięcia ich warg. Dłoń ślizgona mimowolnie zjechała z pasa Moralesa na jego pośladek, gdy poczuł rozchodzące się po jego ciele ciepło, które było skutkiem tej fizycznej bliskości. Niestety moment ten był równie ulotny co wspomnienie, bo już chwilę później Max został obrócony tyłem do Paco i tym razem to jego ciepły oddech przyprawiał młodego kochanka o przyjemne dreszcze. Słowa, które usłyszał zadziałały na niego ze zdwojoną siłą, a nastolatek wykorzystując okazję nie miał zamiaru pozostać dłużnym. Wolną dłonią, która jeszcze chwilę temu ściskała jędrny pośladek starszego partnera, zjechał na krocze Salazara, jakby od niechcenia, acz jednocześnie wystarczająco zauważalnie, muskając jego ukrytą pod odzieżą męskość. -Quiero que te quemes antes de que salgamos de aquí. - Wyszeptał mu dając jasno do zrozumienia, że będzie go prowokował dopóki ten siłą lub miłym słowem nie wyprowadzi go z tego lokalu, by w hotelu dać upust wszystkim targającym nimi żądzom. -Ven conmigo. Necesito una bebida. - Znajomy, szatański błysk pojawił się znów w szmaragdowych tęczówkach, które jeszcze chwile temu były pół przymknięte z przyjemności. Jemu samemu ciężko było wytrzymać tę atmosferę, ale nie często miał okazję do jakiejkolwiek kontroli nad ich spotkaniami. Miał jeszcze kilka asów w rękawie, które z chęcią wyłożyłby na stół, byle tylko doprowadzić Salazara na skraj.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przyjemny, chłodniejszy wieczór miał nieść za sobą ukojenie, ale spadek temperatury o kilka stopni zdawał się zupełnie na nic, kiedy atmosfera wokoło gęstniała z każdą chwilą, a uczucie palącego wręcz gorąca uderzało do głowy jeszcze silniej niż wysokoprocentowa brandy. Gdyby tylko pozwolił przejąć własnym instynktom kontrolę, nie tylko wywaliliby ich duet z klubu na zbity pysk, ale prawdopodobnie przedstawiciele władzy dorzuciliby im jeszcze mandat za nieobyczajny wybryk w miejscu publicznym. Nie to, żeby Paco kiedykolwiek przejmował się przepisami prawa, ale zręczny przemytnik, handlujący narkotykami na prawo i lewo, dający się przyskrzynić za poryw namiętności? Brzmiało jak absurd, z drugiej strony można by naprawdę rzec, że został przyłapanym na gorącym uczynku. Mimo wszystko, kolejnego spotkania z policją tego dnia wolał sobie oszczędzić, a tym samym z trudnością i wysiłkiem hamował swoje żądze, nawet jeśli wyobraźnia podpowiadała mu, by pochwycić Felixa w barczyste ramiona tak jak drapieżnik rzuca się na upatrzoną zwierzynę. - Quiero que seas mío y solo mío. – Zareagował stanowczością na jego uwodzicielskie obietnice, ujawniając zarazem całą drzemiącą w nim zaborczość. Nie był ślepy. Zdążył już dawno spostrzec oczarowane spojrzenia innych klientów La Victorii, skierowane w stronę jego kochanka, i o ile świadomość zainteresowania, jakie Max wzbudza swoją urodą i kocimi ruchami na parkiecie podsycało również i jego pożądliwość, tak nie miał zamiaru nikogo dopuścić do niego bliżej, niżeli na długość kroku. Najlepiej milowego. Patrzcie, ale nie dotykajcie, bo ten mały książę jest tutaj ze mną. Zadziorny uśmiech uniósł i kąciki jego ust wyżej, skłaniając przynajmniej do porzucenia nieokiełznanego pragnienia utrzymania kontroli. – Eso espero. – Działał z rozmysłem na jego ambicję, nawet jeżeli nie musiał; przecież i intensywna zieleń w jego oczach uśmiechała się aktualnie nie do butelki, nie do rema, a wyłącznie do jego rozpalonej twarzy. Może sobie nie ufali, ale tak w tańcu, jak i w łóżku, zdawali się zgrywać jak przeciwlegle bieguny magnesu. Podobnie zresztą odpychali się i przyciągali tylko po to, by ostatecznie i tak spleść ciała w jedną spójną całość. Nie potrafił poddać się chłopięcej woli w pełni, nawet jeżeli długo wytrwał w przypisanej mu biernej i uległej roli, dając się prowadzić zwinności mknącego po parkiecie partnera. Złapał go mocniej, pewniej, a ten szalenie zmysłowy pocałunek całkiem zburzył jego zdolność koncentracji i poczucie rytmu. Przymknął powieki, czując jak cały świat wiruje, ale nie przez wzgląd na kołyszące się do taktu biodra, a jego delikatne usta, tak idealnie układające się na jego własnych i dotyk jego dłoni, która zsunęła się znacznie niżej, namawiając by tę płomienną salsę przenieść również poza budynek La Victorii. Potrzebował chwili, by powrócić przytomnie do tańca i odnaleźć się w nim na nowo, a chociaż pragnął całować jego rozpierzchnięte wargi aż do bólu, tak widok wysuniętych do niego zapraszająco pleców i pośladków, które chwilę później przylgnęły do jego lędźwi rekompensował tę drobną niedogodność. Role się odwróciły, nie tylko jeśli mowa o przywództwie w salsie, ale i kuszących podszeptach, jakimi tym razem to Paco uraczył młodzieńca, ciężkim oddechem dysząc jednocześnie tuż nad jego karkiem. Przynajmniej Max przez moment pozwolił mu uwierzyć, że to on – niczym diabeł – zagrzał sobie miejsce na jego ramieniu. Nie na długo. Szesnastolatek nie musiał się nawet odwracać, udowadniając że szatan tkwi nie tylko w szmaragdowych, błyszczących oczach. Salazar, czując jak chłopięca dłoń muska przez materiał spodni jego krocze, wstrzymał oddech, próbując odsunąć myśli od zgrabnej sylwetki i tego, co pragnął z nią uczynić, ale Solberg nie dawał mu tak łatwo o sobie zapomnieć. – Felix, cago en la puta… – Zdołał wydusić z siebie tylko tyle, nim przyciągnął go jeszcze bliżej siebie, nawet nie myśląc już o wybrzmiewającej w uszach muzyce. Kołysał biodrami instynktownie, ale tak naprawdę potrzebował go poczuć, wodzić zagubioną dłonią po jego częściowo odsłoniętej klatce piersiowej i przylgnąć do jego jędrnych pośladków. Nie potrzeba było słów, w tym ciasnym uścisku chłopak i tak mógł się z łatwością przekonać o tym, że dopełnił swojego celu. – Me uniré a ti. Tengo que tomar un respiro. – Poprzysiągł, całując delikatnie i czule jego szyję, nim przemknął przez klubową salę, kierując się w stronę łazienki, żeby opłukać twarz zimną wodą i najzwyczajniej w świecie ochłonąć od nadmiaru wrażeń. Wrócił do swojego partnera dopiero po dłuższej chwili, opierając się plecami o ladę baru, nie tykając już jednak pozostawionego wcześniej drinka. Nigdy nie wiadomo, kto chce nas otruć. – Creo que deberíamos salir. – Zaproponowało, mimo że dopiero co tutaj przyszli. Niecierpliwił się jednak, nie chciał czekać dłużej, a cały ten tłum działał mu na nerwy, kiedy uniemożliwiał sięgnięcie po to, czego tak żarliwie teraz pożądał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Z aresztem faktycznie mogli się jeszcze powstrzymać chociażby do drugiego dnia ich kubańskiej wycieczki. Nastolatek wiedział, jak opanowany potrafi być Paco i choć chciał doprowadzić go do przyjemnego szaleństwa to właśnie w tej kontroli upatrywał teraz całą nadzieję na kulturalne opuszczenie lokalu. Choć do hotelu droga była długa, a ich ciała z każdą sekundą zdawały się krzyczeć coraz mocniej rozpalone ogniem pożądania, który wzajemnie w sobie podsycali. -No pudeo prometerlo. - Choć w gorącej atmosferze Havany nie myślał o nikim innym tak w deszczowej Wielkiej Brytanii sprawa miała się zupełnie inaczej. Fakt, że Max wciąż uczęszczał do szkoły i w dodatku nie miał jeszcze licencji na teleportację sprawiał, że ich spotkania były dość mocno ograniczone, a libido nastolatka nie czekało aż znów wpadnie w ramiona Salazara. Miał swoje życie i swoje potrzeby, które chętnie zaspokajał czy to w przyszkolnym miasteczku, czy gdzieś między półkami w składziku na składniki eliksirów. Teraz był cały do dyspozycji Paco i tyle mógł mu zapewnić, ale Solberg nie bawił się w żadną wyłączność i mężczyzna nie był tutaj wyjątkiem. Miał nadzieję tylko, że Morales jest tego świadomy. Zdawać by się mogło, że już nic nie jest w stanie nakręcić ich na siebie bardziej. A jednak gorące latynoskie rytmy zdawały się posiadać tę magiczną właściwość. Kołyszące się do muzyki ciała kusiły coraz bardziej, a fakt, że obydwoje wiedzieli doskonale co robią tylko zagęszczał tę atmosferę. Max bez zbędnego oporu pozwolił Paco na przejęcie kontroli nad ich rytmem samemu skupiając się na dalszym podjudzaniu kochanka, którego spłycony oddech mówił nastolatkowi to, co ten chciał usłyszeć. Nie potrzebował jego pełnych pożądania słów by wiedzieć, jak bardzo mężczyzna go teraz pragnie. Ciało mówiło wszystko i Max chętnie wdawał się z nim w dalszy dialog. Wydobywające się z usta Moralesa przekleństwo, wstrzymany oddech i wreszcie gorąco i gotowość jaką poczuł, gdy dłoń musnęła krocze Paco były sygnałem, że faktycznie nadszedł czas na znalezienie sobie jakiegoś prywatnego kąciku. Max jednak nie był jeszcze do końca nasycony pragnieniem, jakie jego partner wykazywał. Chciał przekroczyć jeszcze jedną niewidzialną granicę. Może i nawet dwie. Poniekąd była to zemsta za to, jak Morales potraktował go w Hogsmeade, a z drugiej strony Felix sam po prostu się tym nakręcił. Uwielbiał czuć na sobie ten wygłodniały wzrok i sycić się buchającym z ciała kochanka pożądaniem. Potrzebowali jednak nieco przestrzeni, by móc kontynuować tę słodkie tortury. Paco zniknął w łazience, a w tym czasie Max podszedł do baru zamawiając tequilę. Policzki młodzieńca zdążyły już dawno zabarwić się na różowo i to nie z powodu panującej w lokalu temperatury. Przynajmniej dzięki temu wyglądał jeszcze zdrowiej niż te kilkanaście minut wcześniej, gdy przekroczył próg La Victorii. -Nececisto una bebida. dame un segundo de confianza e iré a cualquier parte contigo. - Poprosił, choć nie miał zamiaru nalegać. Był już w takim stanie, że te kilka sekund nie miało go zbawić, choć chęć zabawy z kochankiem była wystarczająco silna, by te słowa opuściły jego spragnione wargi. -Tómalo y cierra los ojos. - Polecił chwytając delikatnie jego dłoń i wkładając między palce mężczyzny kawałek cytryny. Następnie, gdy ten wykonał polecenie, Max stanął za nim ledwo powstrzymując się od obsypania szyi Paco gorącymi pocałunkami. Zamiast tego Max zwilżył swoje palce ślina, a następnie przejechał nimi po rozgrzanej skórze szyi kochanka, na którą następnie wysypał trochę soli. Odczekał pół oddechu nim zachłannie zbliżył się do Paco, rozkoszując się uderzającym w jego nozdrza zapachem mężczyzny, a następnie zlizał z niego przyprawę. Kładąc dłoń na biodrze Paco, ponownie ustawił się przed nim wlewając w siebie szota tequili, by w końcu wziąć między usta znajdującą się w dłoni kochanka cytrynę i zmysłowo wyssać z niej kwaśny miąższ, którego smak przekazał Paco w kolejnym namiętnym pocałunku, przed którym naprawdę nie potrafił już się powstrzymać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Zamknięcie w jednej aresztanckiej celi miałoby jednak niekwestionowane zalety, wszak wreszcie znaleźliby się tam sami, a Paco mógłby przycisnąć ciało towarzysza do żelaznych krat bez obaw o gorszące spojrzenia kręcącego się nieopodal tłumu. Potrafił być opanowany, bez tego prawdopodobnie mógłby zapomnieć o przemytniczym fachu, ale w towarzystwie Felixa cała jego czujność oraz wodza nad emocjami, tak rozpaczliwie pragnącymi wyrwać się z piersi, topniały z każdą sekundą, prowadząc go niebezpiecznie na skraj przepaści. O ile jednak nienawidził tego poczucia utraty kontroli, tak w tym przypadku czuł się niezdrowo podniecony i zaintrygowany potencjalnym, dalszym biegiem wydarzeń. - No tienes que hacerlo. Sé que eventualmente te atraparé de todos modos. – Nie oczekiwał od niego żadnych obietnic, zwłaszcza tych pustych, o których to wiedział doskonale, że są niemożliwe do zrealizowania. Nie był głupi, domyślał się że skoro chłopak tak chętnie wskakuje mu w ramiona, to i w murach szkoły trudno byłoby wymagać od niego wstrzemięźliwości. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dla własnego komfortu psychicznego starał się więc nie myśleć o tym, kto jeszcze poza nim całował jego pełne, ponętne usta, ale gdyby ktokolwiek zapragnął go dotknąć teraz, nie mógłby poręczyć, że zachowa spokój i trzeźwość umysłu. Gorące, latynoskie rytmy potrafiły wybudzić drzemiące zwierzę chyba w każdym, a kołyszące się do rytmu biodra i ich dłonie zaciśnięte na materiale zwisających z ramion koszul sprawiały, że wyglądali jak dwie zwinnie poruszające się pantery, walczące o dominację na parkiecie. Rywalizacja dodawała ich relacji nuty pikanterii, ale może lepiej niż o rywalizacji byłoby mówić o owocnej współpracy, skoro ostatecznie i tak zgodnie i spójnie układali się w tańcu, na zmianę przekazując sobie berło i koronę. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać… Podczas kilku ostatnich spotkań niemalże skakali sobie do gardeł, a Paco usilnie próbował zamknąć chłopaka w ciasnej klatce. Kubańska atmosfera zdawała się odwracać ten układ do góry nogami. Nie dość przecież, że dał Maxowi znacznie więcej swobody niż można by od niego oczekiwać, że nie darli ze sobą kotów na każdym kroku, praktycznie przez cały dzień nakręcając się na wspólnie spędzany wieczór, to i role jakby się odwróciły. Nieważne bowiem jak bardzo by siebie Salazar nie oszukiwał, trzeba było uczciwie przyznać, że w tym momencie to Felix dzierżył nad nim władzę, zręcznie wykorzystując swój czar, by zatańczyć salsę nie tylko w parze z nim, ale i na jego pobudzonych instynktach. Mimowolnie wydobyte z ust Moralesa przekleństwo, oddech spłycony i ciężki jak ołów oraz gorąca, rozpalona do czerwoności skóra, która teraz parzyła niczym płomień szatańskiej pożogi świadczyły wyraźnie o umiejętnościach Solberga, który – chcąc nie chcąc, musiał mu tu oddać – robił z nim, co tylko żywnie mu się podobało. Prowokował go, kusił do grzechu skuteczniej niżeli wąż w edeńskich ogrodach, doskonale wiedząc że dopóki nie opuszczą Calle 23, Paco będzie musiał obejść się smakiem, wwiercając się jedynie w jego szmaragdowe ślepia swym nienasycenie natarczywym, wygłodniałym spojrzeniem. Brutalna, acz jednocześnie wyrafinowana zemsta za to, co sam uczynił mu niegdyś w jednym z pubów w Hogsmeade. Teraz przynajmniej rozumiał, skąd wzięła się ta wylewająca się z niego wściekłość. Chwila oddechu i zimne krople wody spływające po skroniach i policzkach pomogły jedynie pozornie. Paco nadal balansował gdzieś na granicy własnej wytrzymałości, dlatego na propozycję swojego kochanka zareagował nie tyle entuzjazmem, co raczej zniecierpliwionym, cierpiętniczym pomrukiem. Mimo to nonszalanckim gestem pozwolił mu uczynić honory, a nawet zamknął powieki zgodnie z jego życzeniem, nie mogąc przeciwstawić się jego urokowi i ciekawości palącej aż od samych trzewi. Trzymał pomiędzy palcami plaster cytryny w oczekiwaniu na to co nastąpi, a szeroki, promienisty uśmiech przyozdobił jego twarz, kiedy tylko poczuł jak wilgotne palce chłopaka suną po jego szyi. Chwilę później skóra w tym miejscu zaczęła przyjemnie piec i szczypać, a Paco mógł się jedynie domyślać, że to efekt wysypanej na nią soli. Korciło go, żeby otworzyć oczy, złapać chłopaka w pasie, przyciągając do siebie bliżej, ale trwał posłusznie w nakazanej mu pozie, łamiąc swoje postanowienie dopiero wtedy, gdy Felix zlizał z niego przyprawę. Widział więc już nie tylko jego dłoń zaciskającą się na jego biodrze, ale i to jak chłopak lubieżnie wysysa kwaśny miąższ owocu znajdującego się pomiędzy jego własnymi palcami. Czekoladowe źrenice rozszerzyły się jakby właśnie znalazł się pod wpływem narkotyku, odurzony całkiem tym obrazem, chociaż w jego wyobraźni usta Maxa wcale nie obejmowały cytryny… - Eres pervertido… – Zdążył wyszeptać, nim ich wargi ponownie złączyły się w namiętnym pocałunku, podczas którego odruchowo objął ramieniem jego plecy, dociskając jeszcze mocniej do swojego ciała. Chciał już stąd wyjść, ale wpierw musiał mu się odwdzięczyć. Przywdział wyzywający uśmiech, omiatając jego twarz niby to niewzruszonym spojrzeniem, które zdradzał jednak tlący się w jego głębi ogień, a potem sięgając po solniczkę, zbliżył się do jego szyi, wytyczając na niej językiem wilgotną ścieżkę. Kusił, ale nie powtórzył jego sztuczki. Zamiast tego przytrzymał jego nadgarstek, rozsypując biały proszek na grzbiecie jego dłoni, pomiędzy śródręczem a kłykciem. Odłożył solniczkę, wymieniając ją na kieliszek tequili, a wreszcie podniósł ostrożnie jego rękę, powoli zlizując z jego skóry sól, a potem ssąc jego palce, jakby chciał wycisnąć z nich każdą kroplę soku z cytryny, jaka się na nich wcześniej znalazła. Patrzył mu przy tym prosto w oczy, wcale nie śpiesząc się z wychyleniem meksykańskiego trunku. Wręcz przeciwnie, zanim wlał zawartość szkła do swojego gardła, jeszcze raz uraczył, tym razem jego ucho, swym zmysłowym, mrukliwym szeptem. – Definitivamente deberíamos salir... – Nie starczyło mu już samokontroli, by wykorzystać również i cytrusowy owoc na swoją korzyść. Po prostu wcisnął w kwaśną łódeczkę swoje zęby, maskując gorzkawy smak tequili. – …si no quieres que queme todo este lugar. – Nonszalancko, praktycznie na ślepo odrzucił pozostałą skórkę cytryny, zachłannie zagarniając chłopięcą dłoń, żeby spleść ich palce w ciasnym uścisku. Szarpnął Felixa za sobą, stanowczo, nie mając zamiaru pozostać tutaj ani chwili dłużej. Wyprowadził go przed budynek, na moment zatrzymując się i przymykając oczy na skutek orzeźwiającego, chłodniejszego wiatru muskającego twarz, a potem mknął wraz z nim dalej wąską, otoczoną murami kamienic alejką, nie będąc jednak w stanie przeciwstawić się tej niepowstrzymanej sile, która pchała go jego ramiona. Mimo że gnał jak opętany, gotów już wyciągnąć swoją różdżkę i teleportować ich wprost do hotelowego pokoju, tak nagle przystanął wpół drogi, układając rękę na jego torsie i pchnął go na pobliską ścianę, wpijając się pazernie w jego delikatne wargi. Wsparł się dłońmi o kamienne płyty, odgradzając mu jakąkolwiek drogę ucieczki, ale zaraz jedną z nich zacisnął na jego czuprynie, trącając łokciem bark, drugą zaś powiódł od jego szyi, po nagim, odsłoniętym torsie, na koniec wciskając palce za pasek przy jego spodniach. Ani na sekundę nie oderwał się od jego ust, bo potrzebował ich teraz tak bardzo jak tlenu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spojrzał na niego tylko wyzywająco, jakby chciał przekazać kochankowi, że nie powinien być wcale taki pewien siebie i choć sam Max kochał powracać w jego ramiona to równie mocno uwielbiał sobie z nim pogrywać. W pewien sposób nakręcało go to, jak zaborczy był Paco, ale też dobrze wiedział, że ograniczenie jego wolności było najgorszym z możliwych sposobów na pozyskanie go dla siebie. Max był jak ptak zamknięty w klatce. Pragnął wolności, co rusz dążył do niej, choć tak naprawdę sam budował wokół siebie szklane mury, które tylko pozornie dawały mu to, czego tak bardzo pragnął. Jak tylko weszli na parkiet zapowiadało się na srogą rywalizację między rozpalonymi kochankami, ale wbrew wszystkiemu przemieniło się to w zgrany duet, który doskonale wyczuwał swoje kolejne ruchy i zamiary. Nic dziwnego, że inni bywalcy tego lokalu nie mogli oderwać od nich oczu. Ich romans przelewał się przez mowę ich ciał zapierając dech w piersiach nie tylko samym zainteresowanym ale i innym obecnym tutaj ludziom. Władza, jaką Max miał teraz nad mężczyzną zdawała się wyjść z jakiegoś naturalnego źródła. Nie udawał niczego i nie silił się na przesadne gesty. Szedł za ciosem i jak się okazywało, za każdym razem trafiał w sam środek tarczy. Przerwa miała tylko pobudzić ich apetyt, choć początkowo Paco raczej nie miał sposobności domyślać się, co jego młodszy kochanek knuje. Max za to chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i po pierwsze podsycić ogień tlący się w lędźwiach Moralesa, ale i po prostu wlać w siebie alkohol, a sposób na to miał jeden niezawodny. Zadowolony z uległości, choć mało chętnej, swojego towarzysza zdecydował się więc na tequilę, doskonale wiedząc, że drażni nie tylko Paco, ale i samego siebie, gdy najpierw palcami, a następnie językiem gładził kuszącą skórę na szyi mężczyzny marząc o tym, by nie musieć się od niej nigdy już odrywać. Rytuał trzeba było jednak dopełnić, a Max nie potrzebował zbędnych wskazówek by wiedzieć, o czym teraz myśli jego kochanek, gdy młodszy z nich obejmował ustami jego palce, między którymi znajdowała się cząstka cytryny. Zdążył jedynie wzruszyć ramionami na słowa Salazara. Koleś miał rację i Max nie miał zamiaru zaprzeczać. Wiedział zresztą dobrze, że mężczyźnie to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, Paco z każdą chwilą zdawał się przyciągać młode ciało do swojego coraz mocniej, jakby potrzebował więcej i więcej tej bliskości by się nasycić za każdym razem, gdy zbliżali się do siebie. Pozwolił mu na odwdzięczenie się, nim ruszyli w kierunku drzwi. Wystawił posłusznie swój nadgarstek , na którym już po chwili znajdowały się kryształki soli. Drgnął lekko czując usta kochanka na swej dłoni, ale nie cofnął jej. Był to raczej odruch bezwarunkowy, nad którym Max nie miał żadnej kontroli. Czuł, jak tamto miejsce zaczyna rozgrzewać się równie mocno co reszta jego ciała. Paco miał rację, przyszedł najwyższy czas opuszczać tę miejscówkę. -Quiero arder en tus brazos. - Odpowiedział, dając się wyprowadzić z lokalu. Teraz to już sam nie mógł się doczekać, gdy zostaną sami i będą mogli zrzucić jakiekolwiek istniejące jeszcze bariery, by w końcu oddać się żądzy swoich ciał. Nocne powietrze powinno otrzeźwić nieco ich umysły, ale na tym etapie zdawało się już nie działać swoich cudów. Nastolatek patrzył, jak Paco się zatrzymuje, gotowy na wspólną teleportację, ale chwilę później znów ruszyli przed siebie, by następnie kompletnie zmienić plany. Felix poczuł, jak jego plecy uderzają o kamienną ścianę i nim zdążył dokładniej ocenić sytuację, wargi jego kochanka już pieściły jego własne, a dłonie mężczyzny błądziły po ciele Solberga łapczywie biorąc to, czego od dawna pragnęły.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Kiwnął jedynie głową z prowokującym uniesieniem brwi i rozmarzonym uśmiechem na ustach, nie odpowiadając już na jego słowa. Nie musiał mówić zupełnie nic – gesty przemawiały za niego, kiedy w pośpiechu chwytał gwałtownie za jego nadgarstek, niemalże gnając do wyjścia z lokalu, jak gdyby te kilka sekund rzeczywiście miało go zbawić. Nie zwracał uwagi na nikogo wokół, na przepełnione wrogością albo zazdrością spojrzenia, bo te zdawały się niewiele znaczącym tłem, nielicującym nijak z głębią chłopięcych, pożądliwych ślepiów, za którymi teraz mógłby wskoczyć nawet w ogień; wszak i tak czuł, że cała jego skóra płonie, błagając o jego dotyk i bliskość. Naiwnie wierzył, że nocne, chłodniejsze powietrze nieco go otrzeźwi, przywracając jednocześnie zdolność logicznego myślenia, ale zdawało się, że tę utracił już dawno temu na skutek niewiarygodnej perswazji kochanka, której w żaden sposób nie potrafił się przeciwstawić. Max kusił go i podsycał jego żądze nie tylko podczas wspólnie spędzonego wieczoru w klubie. Przez cały ten dzień działał rozmyślnie na jego podświadomość, sprawiając że nawet podczas tej wcale nie tak długiej rozłąki, w toku doglądania interesów, oczami wyobraźni widział jego smukłą sylwetkę i fantazjował o tym, co może z nią uczynić. Mimo że cały czas trzymał jego przegub, potrzebował go więcej, najlepiej w całej okazałości.