Położone na drewnianych pomostach domki znajdują się dosłownie nad lazurowo-błękitną wodą, do której można wyskoczyć po podwinięciu wielkiej magicznej kotary. To idealne miejsce na ucieczkę przed tutejszym upałem! W pokoju znajduje się wielkie dwuosobowe łóżko, zwrócony w stronę wody tapczan, a także kilka stoliczków i szafek. Wszystkie meble są bardzo wygodne, nawet jeśli nieco nieduże - zabezpieczenia przed warunkami pogodowymi i turystami sprawiły, że kiepsko reagują na transmutację, więc lepiej niczego tutaj nie zmieniać! Przy każdym pokoju znajduje się również średnich rozmiarów łazienka, której magiczne szyby zapobiegają podglądaniu jej wnętrza. Z boku każdego tarasu jest oświetlony magią niegasnących lampionów materac z poduszkami, który zdaje się delikatnie bujać w rytmie kojących fal.
Lokatorzy:
1. Katherine Russeau 2. Michael O. P. Shakeshaft 3. Nathaniel Bloodworth
Doszła do swojego domku. Drzwi były zamknięte, więc jej współlokatora lub współlokatorki jeszcze nie było. Będzie miała niespodziankę. Otworzywszy drzwi, weszła do środka. Zdziwiło się widząc tylko jedną szafę. Trudno, będzie musiała się nią dzielić. Nawet się nie rozpakowała się, tylko położyła się na łóżku i zaczęła gapić się w sufit. Była nieco zmęczona po podróży.
Tachając za sobą niezwykle wypchany i ciężki kufer przyczołgała się do domku. Chciała już nacisnąć klamkę, ale zawahała się na chwilę. Musiała przemyśleć co powie. Po jakichś pięciu minutach warowania pod drzwiami, nie wymyśliwszy nic sensownego, weszła do środka. Zobaczywszy jakąś potarganą puchonkę z którą chodziła (chyba) na zaklęcia, otworzyła szeroko oczy, nie wiedząc czy coś powiedzieć czy po prostu zacząć piszczeć. -Ja... ja chyba pomyliłam domki - powiedziała - to nie jest numer cztery, prawda? - wolała się upewnić.
W końcu nadeszła ta wspaniała chwila poznania swego współlokatora bądź współlokatorki. Kim słysząc odgłos otwierania drzwi, automatycznie spojrzała w ich stronę. Ta chwila nie była jednak tak wspaniała, jakby się wydawało wcześniej. Ujrzała Ślizgonkę, to chyba była ta cała Brooxter. Chyba cała szkoła ją znała, gdyż podobno była pół wilą. Jednak czarnowłosa nie cieszyła się z jej obecności. - Niestety, niczego nie pomyliłaś - mruknęła - To czwórka. Wakacje chyba nie będą aż tak niesamowite.
Użyła jednego ze swoich najbardziej prowokacyjnych uśmieszków i nie do końca zadowolona usiadła na łóżku. Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze, powtarzała sobie. -Słuchaj - zaczęła - też nie jestem do końca zadowolona, że mieszkam z puchonką, która ceni zupełnie inne wartości i na pewno mnie nie zrozumie. Chodzi mi o to, że musimy się tutaj TOLEROWAĆ, co jest dla mnie zupełnie obcym stwierdzeniem, więc miejmy to obie na uwadze. - rzekła poważnym i nie zabarwionym ironią głosem i jakby nigdy nic zaczęła wypakowywać swoje rzeczy do szafy. -Mamy tylko jedną szafę? - jak zawsze kiedy była zdenerwowana, zaczęła cedzić słowa. Skrzywiła się sama do siebie i położyła się na łóżku. Uznała, że będzie miła, no prawie miła. Spojrzała na puchonkę z zupełnie innym wyrazem twarzy, łagodniejszym lecz dalej pozbawionym jakichkolwiek emocji. Tak, teraz będzie szkolić swoje zdolności aktorskie. -Zacznijmy jeszcze raz - powiedziała - Jestem Alexis - przedstawiła się, przekonana, że dziewczyna i tak ją kojarzy, ale skoro takie były zasady dobrego wychowania, którego Alexis jednak nie miała, to warto było spróbować.
Skrzywiła się, nie doczekawszy się odpowiedzi dziewczyny. -No dobra, ja cię prosić nie będę - warknęła. - Bo co ja niby jestem? Nie myślisz chyba, że będę się tu pod tobą płaszczyć? To ty jesteś jakąś dziwną puchonką z głową o dziwnym kształcie. - skwitowała. Oczywiście chodziło jej o fikuśną fryzurę Kim. Cóż, Alexis wielką fanką emo bynajmniej nie była. Nie podobały jej się te sztucznie wymalowane oczyska, ani dziwne, postrzępione włosy. Cieszyła się , że nie rozpakowała jeszcze walizek, jej brat na pewno jest lepszym współlokatorem. Każdy byłby lepszym współlokatorem niż... to... Podniosła niezwykle okazałą, ciężką torbę i wyszła trzaskając drzwiami. W tej chwili żałowała, że nie ma tu służby. W domu nie było by takiej sytuacji. Nie musiała by sama tachać tej ciężkiej torby.