Można do niej przejść bezpośrednio z salonu, w gruncie rzeczy stanowi sporą wnękę, oddzieloną od reszty pomieszczenia barem z wysokimi siedziskami. Kuchnia jest duża i ma też sporą powierzchnię blatów. Zawsze unosi się tutaj przyjemny zapach, a na stojącej pośrodku wysepce nigdy nie brakuje drobnych przekąsek w postaci świeżych wypieków.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Męczyła go ta przeprowadzka bardziej, niż się spodziewał - nagle okazało się, że wszystko jest na jego głowie i w gruncie rzeczy nie miał za bardzo osób do pomocy. Wiedział, że gdyby poprosił, to pewnie ktoś by się znalazł, ale nigdy temat nie wychodził w żadnej rozmowie, nigdy nikt nie dopytywał i nigdy nikt nie proponował sam z siebie. I Leonardo naprawdę nie chciał oszczędzać pieniędzy, planując pozwolić, by rezydencja rozrosła się zgodnie z każdą błahą zachcianką, ale to też dlatego tak ciężko było po prostu skończyć. Ciągle było do zrobienia coś jeszcze, ciągle trzeba było czekać na jakieś materiały, ciągle w salonie pojawiały się nowe paczki jak nie z meblami, to po prostu z przesłanymi z Puebli czy Hogwartu paczkami ćwierćolbrzymiego dobytku. Zdziwił go patronus Fire, ale już na sam widok znajomego tygrysa nie mógł powstrzymać uśmiechu, więc też wcale się nie zastanawiał czy powinien strzelać fochy za urwany kontakt, czy samemu przepraszać - miał świadomość, że relacja zastygła z naprawdę wielu różnych powodów. Teraz chciał tylko zobaczyć co u byłej Gryfonki i dlaczego akurat teraz, z tak perfekcyjnym wyczuciem czasu, może chcieć się z nim zobaczyć; zamierzał też wykorzystać to jako pretekst do ruszenia nowej kuchni, właściwie jako jedynej faktycznie gotowej w dopiero budowanej Gawrze, bo postawionej na priorytetowym miejscu. I chociaż nie był pewien kiedy dokładnie i czy w ogóle Fire zamierza faktycznie się pojawić, to i tak wywiesił na drzwiach wejściowych drobną karteczkę z koślawym napisem "Zapraszam", samemu wcale nie chcąc czaić się w salonie, by nie robić sobie za dużo nadziei. Zamiast tego zabunkrował się w kuchni, czyszcząc co tylko mógł, podśpiewując puszczoną z gramofonu muzykę, rozpakowując naczynia i ekspres do kawy, a ostatecznie zabierając się też za przygotowywanie zapiekanych w serze paluszków druzgotka i przygotowując sobie na później składniki do nadziewanych kandyzowanymi ananasami muffinek z kremem rumowo-kokosowym.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Stąpała z nogi na nogę, stając przed masywnymi drzwiami. Dom robił wrażenie - bez wątpienia jego rozmiary przykuwały niejedno spojrzenie. Rzadko myślała o różnych kwestiach związanych ze wzrostem ćwierćolbrzyma. Teraz uzmysłowiła sobie, że Leo w końcu odnalazł miejsce dopasowane do siebie, w którym może czuć się komfortowo oraz wygodnie. A przynajmniej tego by mu życzyła. W lekki zastój wprawiła Fire karteczka z zaproszeniem do środka. Choć wiedziała, że wchodzi do przyjaciela (bo takim pozostał w głowie byłej Gryfonki mimo wszystkich wydarzeń) to długi brak kontaktu sprawiał, że mimo wszystko jakaś niezręczność musiała się pojawić. Ścisnęła w dłoni drobny opakunek. Skromny prezent kupiła tchnięta myślą, że po pierwsze, wypada w jakiś sposób przeprosić za zniknięcie, po drugie, na pewno taka rzecz się spodoba. A nawet Fire lubiła sprawiać bliskim przyjemność i obserwować, jak oczy im błyszczą, gdy spoglądają co takiego dostali. Do tego miała dołożyć coś więcej, ale uznała, że co za dużo to niezdrowo. A nie chciała zasiewać w umyśle Vin-Eurico myśli, że powinien się czymkolwiek odwdzięczać! Jak najbardziej fakt, że w ogóle zgodził się na spotkanie, wystarczał jako bardzo miły prezent. Pozostawało powtarzać sobie w duchu, że było się wychowankiem domu Godryka Gryffindoru i otworzyć drzwi, tak po prostu... Choć pierwszy raz znajdowała się w tym mieszkaniu, to poczuła się lepiej, bo w jakiś sposób nie było tak całkowicie obce. Muzyka rozweselała panującą ciszę, a zapachy dobiegające z kuchni dobitnie przypominały, jak świetnym kucharzem był zawsze Meksykanin. Blaithin rozejrzała się szybko, notując, że istotnie, przeprowadzka jest mocno w trakcie. Ucieszyła się z tego, widząc okazję do pomocy Leo nawet przy głupim przenoszeniu rzeczy czy ich rozpakowywaniu. Naprawdę pragnęła zrobić cokolwiek dobrego, bo przez ostatnie dwa lata było tego bardzo mało... Nie chcąc za długo zwlekać w przejściu, namierzyła kierunek na kuchnię. - Hej. - powiedziała, zaskoczona tym, że właściwie nie umie wydusić z siebie nic więcej. Fire uniosła delikatnie rękę na powitanie, a na jej twarz wstąpił nawet cień jakiegoś uśmiechu, zakrawającego o miano nieśmiałego. Próbowała odsunąć od siebie napływające ciepłe emocje na widok twarzy Leo, ale okazało się to naprawdę ciężkie. Zwyczajnie dobrze było go widzieć, słyszeć i w ogóle być przy nim. - Hej. - powtórzyła już głośniej, pomimo tego, że na pewno usłyszał za pierwszym razem. Chyba zapomniała z wrażenia, że istnieją jakieś inne słowa, ale niebawem ocknie się z tego chwilowego zaćmienia. Zamiast kontynuować mówienie "hej", wyciągnęła ręce w stronę ćwierćolbrzyma, oferując mu zawiniątko. Pod niebieskim papierem prezentowym kryła się zwierzęca klepsydra. Tym bardziej czuła się zadowolona z siebie skoro wpadła w tak idealny moment, kiedy gotował.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Sam dźwięk otwieranych drzwi absolutnie do niego nie dotarł, zagłuszony rytmicznym dźwiękiem wprawionego różdżką w ruch noża, krojącego kilka rodzajów sera, by tym zaraz posypać już ciasno zawinięte w blaszanym naczyniu palce zaprawionego na ostro druzgotka. I chociaż Leo raczej nie było szczególnie łatwo wystraszyć, tak teraz lekko podskoczył w szczerym zaskoczeniu, pierwszy raz uświadamiając sobie, że naprawdę rzadko kiedy kogokolwiek w tym domu słyszał, zupełnie jakby dźwięki w nowej przestrzeni aż tak zmieniały swoje brzmienie. Uniósł spojrzenie znad siekanej do sosu bazylii i uśmiechnął się szeroko, w ten swój najszczerszy leosiowy sposób. - Hej? - Parsknął, pospiesznie wycierając dłonie o przerzuconą przez ramię ścierkę, by potem odrzucić ją na blat obok i dopiero sięgnąć po drobny pakunek, nie do końca potrafiąc poświęcić mu należycie dużo uwagi, skoro prawdziwy prezent przydreptał do niego na własnych nóżkach. Nie zawahał się ani odrobinę, od razu doskakując do przyjaciółki, by porwać ją do misiowatego objęcia, nie zważając też wcale na to, czy ją podniósł i czy zgniótł jej po drodze jakieś żebro, bo przecież są rzeczy ważne i ważniejsze. - Hej - mruknął wreszcie, bardzo z siebie dumny, bo czując bijące od Płomyka ciepło, które tylko z daleka wydawało się dystansującym ludzi chłodem. - Ja to nawet nie mam pojęcia od czego zacząć - przyznał ze śmiechem, odsuwając się wreszcie, by wstawić naczynie z przekąskami do pieca, z pamięci ustawiając stuknięciami różdżki odpowiednią temperaturę, bo spojrzenia nie mogąc oderwać od Gryfonki. - Serio, w sensie tyle minęło... nawet nie wiem kiedy ostatni raz pisaliśmy? - Machnął lekceważąco ręką, zabierając się już za rozpakowywanie prezentu. - Dobra, ale opowiadaj, bo jedzenie się dopiero robi, więc- o, to może kawa? Herbata? Na coś mocniejszego chyba odrobinę za wcześnie, ale prawdopodobnie dam się przekonać, bo zrobiłem piękny barek w spiżarni...
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Otulenie leosiowymi ramionami było niczym narzucenie na Fire bardzo ciepłego, przyjemnie puchatego koca, który mógł odgrodzić dziewczynę od wszelkich przykrości tego świata i zgarnąć do bezpiecznej strefy komfortu. Gdyby potrafiła bezproblemowo cieszyć się dotykiem prawdopodobnie nigdy nie odkleiłaby się już od swojego wielkiego przyjaciela, pozwalając sobie utonąć w oszałamiającym zapachu, który był mieszanką ziół używanych w kuchni, jak i woni różnych kosmetyków potrzebnych do utrzymania higieny. Westchnęła lekko, wytężając siłę woli, żeby również objąć byłego Gryfona ramionami, a przynajmniej część jego ramion (bo naprawdę wzrostem mocno się różnili!), a twarz przyłożyła do klatki piersiowej Leo. Zdawało się, że też mruknęła jakieś bardzo delikatne "hej", kiedy przymknęła oczy. Chciała uczyć się cieszyć takimi chwilami. Nawet gdy było to bardzo trudne. - Ale następnym razem Cię ugryzę. - powiedziała już standardowym tonem, kiedy odzyskali przestrzeń osobistą. Objęła się lekko ramionami, niby wracając do znajomego poczucia bycia samą, a jednocześnie tęskniąc od razu za tym przyjacielskim objęciem. Chyba nigdy czegoś takiego nie czuła, więc jak najszybciej chciała pomyśleć o czymś innym. Bez wątpienia to przez tak długi czas alienacji od wszelkich bliskich osób teraz reagowała tak nietypowo. Na szczęście tematów do rozmów nie mogło im teraz zabraknąć. Wysłuchała Leo, który definitywnie nie zmienił się w kwestii wesołego paplania. - A może na początek kawa. Chyba jakoś po skończeniu studiów coś pisaliśmy. - dobrze, że Leo najwyraźniej też nie przejmował się aż tak, kiedy ostatnio ich sowy miały ze sobą kontakt, bo to akurat już straciło na znaczeniu w perspektywie Fire. - Później zajęłam się pracą. A Ty znalazłeś sobie jakąś posadkę? Wzrokiem uciekła w końcu od czekoladowych tęczówek ku temu skarbowi grzejącemu się w piekarniku. Co jak co, ale ostatnimi latami jadła tylko to, co było szybkie, proste i często nawet niezbyt dobre. Sam zapach kręcił się w nosie obietnicą schrupania prawdziwych pyszności wyczarowanych prosto spod meksykańskich rąk. Brzuch zaburczał cichutko. Czekała nadal aż Vin-Eurico zobaczy swój prezent. - A tak swoją drogą to naprawdę niezły dom, taki porządnych rozmiarów. - puściła mu oczko. Albo po prostu mrugnęła, skoro tylko jedno oko miała. Na końcu języka zawisło pytanie dlaczego właściwie akurat się przeprowadzał? I skąd? Ostatnim razem chyba mieszkał u Ezry... Blaithin uznała jednak, że przyzwoitości ma na tyle, żeby nie zalewać tak pytaniami ćwierćolbrzyma, poza tym wszelkie trudne czy niewygodne tematy mogli tego wieczoru odłożyć na bok. Jej to jak najbardziej pasowało.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Ale wtedy mogę się odgryźć - ostrzegł uczciwie, dobrze wiedząc, że gdyby zmienił się w niedźwiedzia, to pewnie po kilku gryzach niewiele by z Fire zostało - nie to, że się nad tym jakoś szczególnie zastanawiał, ale przecież pierwszym czego się uczył po opanowaniu animagii było właśnie łagodne obchodzenie się z ludźmi w masywnej zwierzęcej postaci, w której było kogoś zranić jeszcze łatwiej, niż w tej ćwierćolbrzymiej. - Kawa - przytaknął, od razu zabierając się za przygotowywanie jej. Pewnymi ruchami różdżki prowadził ziarna do zmielenia, trochę żałując, że nie mógł nigdzie znaleźć ręcznego młynka, który kiedyś dostał od matki, bo definitywnie preferował przygotowywanie kawy bez użycia magii. - Mleko, cukier? - Dopytał, trochę powątpiewając, ale nie zamierzając tego Gryfonce odmawiać. Podsunął jej też kilka rozmiarów kubków i filiżanek do wyboru, przy okazji mogąc się pochwalić bardzo gryfońsko-niedźwiedzią kolekcją, która zawsze chwytała go za serce. - Eeee no w sumie tak, poasysytowałem Swannowi, potem awansowałem na nauczyciela już - przyznał, pozwalając sobie na odrobinę dumy w głosie, bo miał wrażenie, że wiele osób nie spodziewało się u niego tego typu sukcesów. - Wkręciłem się też trochę mocniej w modeling w ogóle... co chyba trochę lepiej wyjaśnia ten dom, bo nie wiem czy z nauczycielskiej pensji bym tak szastał pieniędzmi - parsknął z rozbawieniem. - Ale teraz miałem trochę przerwę od wszystkiego, w sensie... jakoś w marcu zeszłego roku wyjechałem z powrotem do Meksyku i wróciłem dopiero pod koniec grudnia, na ślub Camaela Whitelighta i no, twojej kuzynki, Beatrice - wyjaśnił, dopiero zaczynając się zastanawiać, czy Fire była zaproszona i czy może ten ślub również jej nie zachęcił do powrotu, nawet jeśli z drobnym opóźnieniem. - I teraz wróciłem do Hogwartu, ogarniam dom... i próbuję się jakoś, eee, rozeznać w tym co mnie ominęło i w ogóle... Więc dobrze trafiłaś, no, bo chwilę temu mnie tu jeszcze nie było - zauważył, podsuwając dziewczynie kubek kawy i wracając do przygotowywania bazyliowego sosu. - Aaa ty jesteś tu jakoś biznesowo, czy planujesz zostać na dłużej?... - Bo nawet nie był pewny co takiego Fire robiła z zawodu; kojarzył jakieś plotki o łamaniu klątw czy rzeczoznawstwie, ale nie wiedział czy nie są to puste domysły, bo przecież w tym wszystkim przewijało się też warzenie eliksirów. I było mu zwyczajnie głupio zapytać, więc liczył na to, że dziewczyna sama coś zdradzi, skuszona jego lekko zakłopotanym uśmiechem.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Przez jasnowłosą głowę przemknęła myśl, żeby pomóc - ale sama nie wiedziała gdzie co jest ani za co się zabrać, jako osoba znająca się na magicznym gotowaniu zwyczajnie słabo. Czaiła się na moment, w którym będzie trzeba coś podać i zdąży w porę zrozumieć co, żeby służyć pomocą. Na ten moment z braku innego pomysłu na siebie, wskoczyła na wysokie krzesełko przy barku. Dzięki temu znalazła się bardziej na równi ze wzrokiem Vin-Eurico. Słusznie powątpiewał w dodatki do kawy, bo zdecydowała się od razu na czarną. Przed twarzą Fire pojawiła się całkiem ładna kolekcja kubków, więc zaczęła przyglądać się im, choć większość uwagi dalej poświęcała słuchaniu towarzysza. Pozwoliła, żeby nowe informacje znalazły sobie odpowiednie miejsca w jej umyśle, a było ich całkiem sporo. Tym bardziej nagle zaczęła żałować, że sama z kolei jest dużo bardziej małomówna oraz skryta, co zawsze różniło ją i Olbrzyma. Nawet nie wiedziała jak miałaby zacząć cokolwiek tłumaczyć w kwestii jej zniknięcia, pracy czy też tego czym się zajmuje wolnymi chwilami. Wszystko zdaniem Fire mogłoby tylko przyjaciela zmartwić. - Gratuluję, pasuje Ci ta rola. - stwierdziła, wychwytując tę nutę dumy w głosie Gryfona, gdy wspomniał o swojej pracy i chcąc jak najmocniej utwierdzić go w przekonaniu, że tak, jest z czego być dumnym i nie ma nic złego w cieszeniu się z własnego sukcesu. O umiejętnościach Leo można było mówić co się chciało, ale do ONMS miał dobrą rękę. Wyjazd do Meksyku brzmiał niepokojącego, bo co mogło go tak nagle oderwać i ściągnąć z powrotem do domu? Poza tym czy pojechał sam? Czy inni o tym wiedzieli? Odrobinę pocieszający był natomiast fakt, że w takim razie nie była jedyną, której ostatnio w Anglii próżno było szukać. Z tego powodu jak najbardziej rozumiała drobne zmieszanie wywołane tym, że wiele ich ominęło. Między innymi Blaithin nie wybrała się na ślub kuzynki. Uznała go naturalnie za wymuszony przez oba czystokrwiste rody, poza tym w tamtym czasie załatwiała pewne ważne kontrakty. Czekała na moment w którym nadejdzie jej kolej na odpowiadanie na jakieś pytania i prawdę mówiąc w ogóle nie była z tego powodu zadowolona. Może udałoby się coś na szybko wymyślić i zwyczajnie skłamać, ale w przypadku Leo dziewczynie nie przychodziło to aż z taką łatwością. - Both? - uniosła lekko kącik warg, choć jedynie na krótką chwilę. Zdążyła spoważnieć. - Tak trochę zajmuję się różnymi artefaktami i potrzebuję znaleźć kilka osób. Właśnie, jak już to ze mnie wyciągnąłeś to wiesz może czy Clarke ma dalej Glob Zaginionych? - wystrzeliła nagle, jak gdyby nigdy nic spoglądając w oczy Leo, różdżką dopasowując sobie temperaturę kawy, jeśli wcześniej nie uczynił tego jej gospodarz. Skoro on zahaczył o wątpliwy temat odbiła piłeczkę, mówiąc o Krukonie. Fire sądziła, że Vin-Eurico mimo wszystko o Globie wie, choć z drugiej strony znając umiłowanie Ezry do bycia równie tajemniczym... W każdym razie nie tylko o artefakt chodziło, ale też ogólną reakcję na wspomnienie tej wyjątkowej osoby.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Skinął głową z wdzięcznością, przyjmując komplement. Początkowo wydawało mu się, że nie nadawałby się przecież do nauczania, ale z czasem poczuł się dużo swobodniej z myślą przekazywania wiedzy i coś, co zaczęło się jako chęć pozostania w bezpiecznych murach Hogwartu, szybko rozwinęło się w szczerą pasję. Myślał też, że jest w tym całkiem niezły - zresztą, kiedy przenosił się do Meksyku, to rozważał nawet rozejrzenie się za posadą w Tecquali, co w końcu i tak nie wyszło. Teraz tylko brakowało mu funkcji opiekuna Gryffindoru, bo jednak będąc w Hogwarcie bardzo poczuwał się do młodych lewków... ale wiedział, że podjął dobrą decyzję i cieszył się, że jego miejsce zajął profesor Williams, bo ciężko byłoby sobie wyobrazić kogoś lepszego na tym stanowisku. - Hm, to zależy - przyznał z rozbawieniem, chociaż serce chyba zastygło mu na chwilę pod nagłym uświadomieniem sobie, że Fire nie wiedziała o jego relacji z Ezrą i pewnie powinien się do niej teraz przyznać. - Jak znajdziesz te osoby to znowu znikniesz? Bo jak tak, to chyba nic nie wiem o żadnym globie - zażartował lekko, robiąc krótką przerwę na łyka swojej kawy, do której dolał odrobinę spienionego mleka. - A tak w pełni serio, to podejrzewam, że dalej go ma, bo raczej by się nie pozbywał... ale dokładnie nie wiem. W sensie... no, zerwaliśmy zanim wyjechałem do Meksyku, więc... teraz też nie jesteśmy zbyt blisko - wydusił z siebie wreszcie, z wyraźnym trudem. Próbował powtarzać sobie, że to była jego decyzja i cała sytuacja jest jego winą, ale to nie zmieniało faktu, że wcale go to nie cieszyło. - Także chyba musisz go spytać sama. Też pracuje w Hogwarcie w ogóle, już jako nauczyciel Działalności Artystycznej... także trochę nie mamy jak od siebie uciec, ale wątpię, żeby go to szczególnie cieszyło - zaśmiał się skrępowany, wyciągając z szuflady korkową podstawkę, by zaraz wyjąć na nią cicho skwierczące paluszki zapiekane z serem. - Przyznaj, że po prostu się stęskniłaś i to my jesteśmy tymi osobami, których szukasz - dodał weselej, wyciągając talerze, przysuwając sos i zajmując miejsce przy barku obok Fire, żeby stamtąd ponakładać im chrupiące przekąski. - Ja się stęskniłem...
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Słuchając, zanurzyła wargi w ciemnym napoju. Zmrużyła jedynie oczy na żart o ponownym znikaniu, ale poza tym na twarzy Dear nie pojawiły się żadne inne oznaki emocji. Nie chciała reagować zdenerwowaniem na wieść, że im się nie udało. Oczywiście, zastanawiała się nad tym co tym razem było powodem rozstania oraz dlaczego znowu w ogóle do tego dopuścili. Czy gdyby była przy Leo w tamtym czasie mogłaby cokolwiek zmienić? Biorąc pod uwagę, że przy pierwszym rozłamie Fire niczemu nie zapobiegła, odpowiedź pozostawała dość jednoznaczna. - Do dupy. - mruknęła, pijąc kawę i zamyślając się nad tym, jakim cudem oboje wylądowali na nauczycielskich posadach w brytyjskiej szkole magii. Z jakieś powodu to Ezra bardziej nie pasował Blaithin do takiej pracy. Wydawało się, że całkowicie pochłonie go kariera aktorska, a jak wiadomo, pożerało to dużo czasu. Poza tym z tej dwójki to w umiejętności zajmowania się dzieciakami Olbrzyma bardziej wierzyła. Ale w oczach Fire obraz Clarke'a zawsze był trochę zakrzywiony. Sama nie myślała nawet o tym, że powróci do szkoły już po skończeniu edukacji. Może to ze względu na fakt, że w Hogwarcie spędziła zaledwie połowę swojej nauki i nie zdążyła pokochać na zabój tego miejsca? - "My"? - aż oderwała się od swojej kochanej kawy i wyprostowała plecy. - Jestem u Ciebie, Olbrzymie, a Clarke'a poszukam w celach wyłącznie potajemnego wykorzystania go do zyskania lepszych wyników w pracy. - powiedziała swobodnie, bo tak też poczuła się teraz przy Leonardo. Co prawda, dalej pozostawała ostrożna w kwestii mówienia za wiele, przez co omijała tak naprawdę konkrety o co właściwie chodzi. Ale głównym przekazem wypowiedzi Blaithin miał być fakt, że to jego szukała, to do niego jako pierwszego napisała z wieścią, że powraca i to u niego teraz siedzi z własnej, niewymuszonej woli. Ezrę należało wcisnąć w tym momencie na daleki margines. - No i na całe szczęście nie musimy już kontynuować tego tematu, bo nie wypada jeść z pełnymi ustami. - oblizała lekko dolną wargę, widząc przybliżający się talerz pełen przekąsek. - Co to takiego? - zapytała, choć wcale nie potrzebowała wiedzieć co będzie jeść, ale uznała, że znacznie przyjemniejszym będzie dla Vin-Eurico mówienie o jedzeniu. Przy okazji, nim zabrali się już za wcinanie pyszności, chrząknęła i położyła dłoń na prezencie, który nadal nie został obdarowany odpowiednią ilością uwagi. Ale dało się to wybaczyć, w końcu tyle się działo.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Oho, jaka ambitna - wyszczerzył się, może trochę - nawet jeśli nieświadomie - chcąc usłyszeć właśnie tę poprawkę, że chodziło o niego. Leonardo nie pozwalał sobie zbyt często na poczucie bycia wyjątkowym, chociaż bardzo się starał; w gruncie rzeczy kompleksy dopadały go dość łatwo, a ostatni ciąg samotności podpowiadał wiele ponurych myśli. I pewnie normalnie starałby się Ezry bronić i pokazać Fire, że warto też spojrzeć na niego bardziej jak na przyjaciela... ale teraz chciał po prostu samolubnie poczuć się lepiej. W końcu czy Ezry nie powinien teraz bronić Viro? - Tooo- no czekaj, czekaj, jedzenie jest moim prezentem dla ciebie - parsknął z rozbawieniem, ale rzeczywiście po podsunięciu jasnowłosej przekąsek sięgnął do niebieskiej paczuszki, by wreszcie wyciągnąć z niej zwierzęcą klepsydrę i gaspnąć cicho ze szczerego zachwytu. - Merlinie, jak idealnie, dziękuję! Powiem ci, że rzeczy do kuchni nigdy nie przestaną mnie cieszyć, serio... w takim razie definitywnie muszę zrobić jeszcze muffinki - zadecydował, skoro miał już perfekcyjny odmierzacz czasu. - A to są zapiekane w serze paluszki druzgotka! Są trochę uzależniające, w sensie... chce się cały czas coś podgryzać, ale wiesz, jak się jedzenie skończy, to możesz w razie czego podgryzać mnie - zażartował lekko, dalej obracając w palcach klepsydrę, bo nią interesując się bardziej od własnoręcznie przygotowanego jedzenia. - W ogóle, gdzie się zatrzymujesz? Bo jakbyś potrzebowała miejsca do spania, tooo- no, pokoju gościnnego jeszcze nie mam za bardzo ogarniętego, ale kanapa w salonie jest cholernie wygodna, także jak coś to się nie krępuj. Duży dom to też trochę dużo samotności, więc to naprawdę nie byłby żaden problem... a no i jak zostaniesz na dłużej, to doczekasz się też na przykład sauny, albo już działającego basenu... - kontynuował, nie mogąc zdecydować, czy brzmi już tragicznie desperacko, czy jeszcze tylko gościnnie. - I tak, może trochę rozważam wykorzystanie cię do pomocy w rozpakowywaniu gratów - dodał jeszcze, żeby chociaż na sam koniec zabrzmieć lżej, gdy podgryzał już jeden z chrupiących paluszków.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Patrzyła znad jedzenia na zadowolenie Leo oraz przybiła sobie w myślach piątkę - to był udany prezent! Ze swojego również skorzystała, zabierając się za palce druzgotka i chrupiąc głośno pierwszą porcję. Mniam. Gdyby nie była zajęta przeżuwaniem to pewnie roześmiałaby się cicho na kolejny już tego wieczoru żart o gryzieniu! Co oni z tym mieli? - No takie ciacho jak Ciebie to tylko schrupać. - westchnęła niby z rozmarzeniem, choć w jasnobłękitnej tęczówce pojawiły się wesołe iskierki. Leo już bardziej zachęcić Fire do pozostania na dłużej nie mógł. Zdawało się, że wszystko było idealnie zaplanowane, żeby ją tu usidlić... Jedzenie, kanapy, baseny, może do tego masaż? Właściwie to zesztywniałe mięśnie Szkotki chyba by nim nie pogardziły. Ale przecież nie mogła korzystać z tylu dobrodziejstw, skoro szczerze mówiąc to ona wolałaby zrobić coś dla przyjaciela. - Olbrzymie, powiedz po prostu słowo klucz: piżama party. - uśmiechnęła się tym razem nawet całkiem ciepło, gdy już zaspokoiła pierwszy głód brzucha. Oblizała palce z porządnej porcji sosu, który smakował nieziemsko dobrze. - No i chyba nie myślałeś, że sam będziesz demolował... to znaczy remontował taki wielki dom? Domyślała się, jak wiele jest z tym pracy. Aż dziwne, że żadni inni przyjaciele Vin-Eurico nie spieszyli się do pomocy w porządkach. Poza tym, hej, sam fakt, że kupił tak świetne nowe gniazdko zasługiwał na co najmniej imprezę. Fire pamiętała, jak w mieszkaniu Leonezry wszyscy na miły początek obdarowywali ich masą podarunków... No ale nawet jeśli innych nie było to Blaithin była. Marne pocieszenie, ale zawsze jakieś. - Przetestujemy kto jest silniejszy w kwestii noszenia pudeł, może razem zrobimy muffinki i ostatecznie zabunkrujemy się w kocach przy lampce wina? - wyrzuciła swoje propozycje na resztę wieczoru, zerkając ku czekoladowym tęczówkom z myślą czy będzie mu to odpowiadać. Niby Leo wprost zapraszał do przenocowania, ale może jedynie kierował się grzecznością? Drobna niepewność rzadko towarzyszyła Fire lecz minęło tyle czasu i kto wie... Chrupnęła kolejny palec, nie mogąc się powstrzymać.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie do końca wierzył w zgodę Fire, a już na pewno się jej nie spodziewał; nie zdołał zatem powstrzymać cichego, ale tak cudownie lekkiego i szczerego śmiechu, gdy kiwał entuzjastycznie głową, piekielnie pragnąc tego słodkiego piżama party. Miał wrażenie, że to spotkanie było jakieś oderwane od rzeczywistości, bo aż za dobre - zupełnie tak, jakby udało im się cofnąć do szkolnych lat, kiedy przesiadywali razem w dormitorium i zajadali się jakimiś ciastkami, które udało się Leo upiec pod nosem czujnie obserwujących go skrzatów. - Ej, ej, ale bez demolowania, najpierw trzeba go ogarnąć - parsknął, niby chcąc zabrzmieć ostro i ostrzegawczo, ale zupełnie nie będąc w stanie. Trochę się na chwilę zawiesił, obserwując jak Fire zajada się jego przysmakami, samemu jedynie obracając w palcach otrzymaną klepsydrę, uniemożliwiając jej magii na przybranie konkretnego kształtu. - Słuchaj, to może ty zajmiesz się pudłami, a ja muffinkami? Bo wiesz, kuchnia jest już całkiem urządzona, więc nie chciałbym, żeby zaraz wybuchła... - napomknął z niewinnym uśmieszkiem, nie powstrzymując się jednak od zaczepnego szturchnięcia Fire w bok łokciem. - Ale wiesz, to zaproszenie jest takie bardziej... ogólne, nie musi być tylko na dzisiaj. Możesz wbijać kiedy potrzebujesz i kiedy chcesz - dodał jeszcze, upijając łyka kawy.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Trafne spostrzeżenie przemknęło nagle przez myśli Szkotki; Leonardo był jedyną osobą, którą teraz widziała jako swojego prawdziwego przyjaciela. Choć na co dzień bardzo unikała pogrążania się w melancholii, bo u Fire mogło to prowadzić do tragicznych skutków, to teraz poczuła ulgę, że nie jest po prostu sama. Że dopóki Vin-Eurico ją znosi dopóty nie będzie całkowicie samotna. - To najpierw ogarniemy, a potem demolka. - upierała się, choć nie była już aż tak chętna na dzikie imprezowanie jak niegdyś, kiedy jeszcze miała te siedemnaście lat. Teraz wizja spokojnego wieczoru z byłym Gryfonem wcale nie wydawała się nudna. Na przygody i szalone wyprawy zawsze znajdą jeszcze czas. Blaithin wcinała pieczone palce druzgotka z przyjemnością, chcąc korzystać z darmowego, dobrego jedzenia ile tylko można. Szturchnięta w bok zakrztusiła się lekko i zerknęła na Leo z wyrzutem. - Mnie to pasuje. - stwierdziła, bo nawet atrakcyjna wydawała się okazja, żeby to mężczyzna został w kuchni, a kobieta poszła przenosić ciężkie pudła. Ostatnie słowa Vin-Eurico sprawiły, że dziewczyna na moment przystopowała. Przełknęła to, co jeszcze ostało się w buzi, popijając kawą. Patrząc na Leo, przetarła dłonie o spodnie na udach. Przez chwilę Fire wyglądała, jakby starała się zebrać myśli i coś powiedzieć. Ostatecznie pokręciła delikatnie głową, pozwalając, żeby kilka kosmyków blond włosów opadło na jej skronie. Gdzieś w tym wszystkim błąkało się zadowolenie z przebiegu tego spotkania. Nie oczekiwała, że będzie miłe, aby uniknąć rozczarowania. A tu proszę... Uśmiechnęła się tylko krótko do Leo, dając znać, że jest wdzięczna za te przyjacielskie słowa, a potem po zjedzeniu zabrali się za wszystko tak, jak się umówili. I musiała przyznać, że usypiając z głową ciężką od słodkiego wina, przypadkiem przylgnęła bliżej ćwierćolbrzymiego ramienia, układając gdzieś tam swój policzek. + zt x2