Luksusowa nawet po milenium, prestiżowa nawet braku korony na głowie, a przede wszystkim - niesamowicie wygodna. Sypialnia dawnych królów i królowych wydaje się być całkowicie odporna na upływ kolejnych lat - wielkie łoże pokryte jest szytą złotymi nićmi pościelą, na ścianach znajdują się obrazy z ujętymi na nich krajobrazami Anglii i batalistycznymi scenami średniowiecza, okno wychodzące prosto na dziedziniec, toaletka ze zwierciadłem z ramą wysadzaną brylantami, a do tego w środku, za pomocą uroków rzuconych zapewne jeszcze przez samego Merlina, utrzymywana jest idealnie przyjemna temperatura. Żeby jednak trafić do tego pokoju, przejść jednak trzeba przez labirynt ciągle zmieniających się korytarzy i komnat... czego jednak nie robi się dla chwili odpoczynku w takim miejscu?
By dostać się do wątku, należy rzucić kością k6. 1, 4 - można wejść do środka. 2, 3, 5, 6 - komnata pozostaje nieznaleziona. Zabrać ze sobą można jeszcze jedną postać. Kostką należy rzucić przed każdym wejściem.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
To prawda, zapamiętam sobie te lekcje do końca życia. Szczególnie, że tak wyraźnie ją nam zapisała, przy takiej epickiej rozwałce. Już nie wiem co było gorsze. Ten swąd spalenizny, połączony z obrzydliwym zapachem tego miejsca, przenikające zimno teraz już do szpiku kości, a może jednak ogólny strach zarówno o siebie jak i o kuśtykającą obok mnie Brooks. A może fakt, że sposób w jaki z nimi walczyliśmy również wydawał się jakiś brutalny, a równocześnie kompletnie bez sensu. Nawet jak Julka dosłownie rozsadza ich na kawałki pojawiają się nowe i nowe inferiusy. I to nawet nie tylko zwyczajne, ale też z istnych piekieł zimna, które nawet jeśli nie walczą mają gorsze bronie w postaci wybuchających wnętrz. Jakim cudem ja i Julka utrzymaliśmy to co mieliśmy w brzuchu w sobie? Tego nie wiem, ale zakładam, że adrenalina powstrzymała nas od natychmiastowego padnięcia i rzygnia. Wypadamy z tego paskudnego miejsca i biegniemy, trzymając się za ręce gdzieś na oślep, przed siebie. Błądzimy znowu wśród korytarzy nadal w bardzo szybkim tempie, chociaż przecież niebezpieczeństwo już nam nie grozi. Dopiero kiedy wyczuwam, że to ja ciągnę Julkę, zwalniam w końcu i przypominam sobie, że przecież nadal boli ją noga. Zaczynam iść wolniej i w końcu poddaję się, bo widzę z tego labiryntu nie ma po prostu wyjścia. Rzucam Alohomorą w pierwsze lepsze drzwi, wchodzę bez słowa do środka, razem z ciągnącą się za mną Krukonką. Rozglądam się niemrawo po pomieszczeniu, póki co jedyne co rejestrując to, że jesteśmy sami, to jakiś fancy pokój... i że na ziemi leży miska. - Kurwa, ja pierdole... - zaczynam kląć i kląć, aż mi pary brakuje w płucach. Zdejmuje swoją obrzydliwą, lepiącą się bluzę i rzucam w kąt koszulkę bo ta nie jest lepsza. Łapię miskę, prędkim zaklęciem napełniam ją wodą i obmywam pośpiesznie twarz. Żeby chociaż jej nie mieć w tej obrzydliwej mazi. Kiedy kończę siedzę na chwilę nad miską, umęczony, po cichu nadal walczący z mdłościami, starający się powstrzymać oddech. Powinienem zapytać Julki jak noga, ale najpierw muszę się upewnić, że na nią nie zwymiotuję, zadając pytanie.
Cóż, jedno było pewne. W towarzystwie Brooks, Augustowi nie groziła nuda. Mieli jeść gofry i rozmawiać, a skończyło się na nieoczekiwanym starciu z inferiusami, krzykach, ucieczce i oberwaniu wnętrznościami wybuchającego, spuchniętego jak topielec truchła. Finał tej wyprawy również był nieoczywisty, bo gdy w końcu, przemarznięci i cuchnący, trafili do komnaty, która ewidentnie wyglądała na taką, w której poczęty został niejeden następca tronu. Cóż, August miał o wiele więcej szczęścia albo i umiejętności nawigatorskich, bo królewska sypialnia była dużo lepszym miejscem do spędzenia czasu, niż loch pełen truposzy.
Krukonka, chcąc nie chcąc, rozejrzała się po wnętrzu. Pomimo upływu setek lat, zaklęcia zachowały to miejsce w niemal nienaruszonym stanie. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające sceny batalistyczne. W rogu stała toaletka ze zwierciadłem, a centralną część pomieszczenia stanowiło wielkie łoże, stworzone do grzeszenia. Pałkarce jednak nie harce były w głowie. Chciała za wszelką cenę pozbyć się paskudnego zapachu wnętrzności, którym zdawał się przesiąknąć każdy włos, każdy skrawek materiału jej ubrań i każdy centymetr bladej skóry. Od tego wątpliwego aromatu czuła się paskudnie i była przekonana, że jeżeli czegoś z tym nie zrobi, zapewne puści pawia do pustej jak dotąd miski, która z jakiegoś powodu, leżała na podłodze. Julka bez zażenowania zdjęła z siebie cuchnącą bluzę, rozłożyła ją na drewnianej podłodze i potraktowała zaklęciami, najpierw tergeo, potem chłoszczyść, a na koniec silverto. Po chwili w ślad za bluzą poszły podkoszulek oraz trampki i jeansy, które także wylądowały na ziemi. Zaklęciem tergeo potraktowała również swoje włosy oraz twarz. W końcu mogła odetchnąć z ulgą, kiedy nieprzyjemny zapach stał się niczym innym, jak tylko przykrym wspomnieniem. Krukonka ponownie ubrała się w czyste już i pachnące świeżością ubrania, po czym podeszła do toaletki i poprawiła zmierzwione włosy. Krytycznie oceniła również swój wygląd. Twarz miała bladą, oczy podkrążone. Widać było na pierwszy rzut oka, że lepsze czasy miała już dawno za sobą, a ostatnie tygodnie odcisnęły na niej swe piętno.
- Tak obiektywnie rzecz biorąc, to całkiem nieźle nam poszło… – stwierdziła w końcu, wskakując na wielkie łoże i kładąc się na nim. Od tego całego biegania, kuśtykania i uciekania, czuła się wyczerpana, a stres związany z walką, również dał o sobie znać. - … ale następnym razem, to Ty wybierasz miejsce spotkania. Może dzięki temu, tak dla odmiany, nic nie będzie starało się mnie zabić.
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Groziła mi za to śmierć i coraz dosadniej się o tym miałem się przekonać z każdym naszym spotkaniem. Gdyby nie ja nawet nie trafilibyśmy do takiej pięknej komnaty jak z bajki. Nie to, że była ona jakoś specjalnie w moim guście. Ale na pewno bardziej niż lochy pełne ożywionych trupów. Trochę nie mam głowy na początku rozglądać się po okolicy, bo zaczynam od próby ogarnięcia samego siebie. Julka jak zwykle jest znacznie pewniejsza siebie i beż żadnych problemów zdejmuje z siebie rzeczy, kiedy ja odwracam się w ekspresownym tempie, żeby nie wyjść na podglądacza. Również robię dokładnie to co dziewczyna, czyszcząc swoje ubrania na tyle dokładnie jak pozwalają mi czary. Nie równały się jednak one z wodą, więc odczuwam największą ulgę, kiedy lekko polewam się po łysej głowie, zmywając z siebie trudy dzisiejszego dnia. Nakładam na siebie czysty już dres, koszulkę i zostawiam póki co resztę butów i bluz na ziemi, wpierw rozkładając wszystko ładnie. Otwieram jeszcze okno w sypialni, by odetchnąć świeżym powietrzem; kiedy Julka pada na pościel, ja podchodzę do toaletki na jej poprzednie miejsce. Przyglądam się swojej niewyględnej dziś mordzie. Widzę, że jakiś siniak kwitnie mi na kościstym policzku, więc gapię się na niego w skupieniu przez chwilę, aż nie znika mi kompletnie. Nie mam siły na więcej. Wstaję z miejsca i rzucam się na łóżko obok Krukonki. Przymykam oczy by również odrobinę odtajać. - Nieźle poszło... - powtarzam po niej z westchnieniem, jednak nawet nie mam siły zaprzeczać i się kłócić. - Dobry pomysł - zgadzam się tym razem kiedy stwierdza, że ja będę wybierał nasze następne punkty wycieczkowe. - Jak noga? I nic Ci więcej nie jest? - pytam mozolnie kładąc się na bok, by widzieć Julkę. Uzdrowiciel ze mnie żaden, na pewno Brooks jest w tym lepsza, więc mogę pocieszyć tylko miłym burknięciem. - Co to za miejsce? - zarzucam nagle kolejnym pytaniem i zarzucam ręką, by poklepać Brooks po głowie, by ją zaczepić.
Nie nazwałaby faktu zrzucania z siebie ubrań jakąkolwiek odwagą. Ot, po prostu mając do wyboru siedzenie tutaj, cuchnąc trupem, i to dosłownie, albo świecenie tyłkiem przed przyjacielem i oczyszczanie się z posoki i zgniłych strzępów ciała, to wybór nie był wcale ciężki.
- Jeżeli chcesz, to mogę to wyleczyć – zaproponowała, przyglądając się kątem oka, jak August maskuje rosnącego siniaka za pomocą swoich metamorfomagicznych talentów. Właściwie, to nieco mu zazdrościła tej umiejętności. Przy jej talencie do robienia sobie krzywdy, niejednokrotnie chodziła po szkolnych korytarzach z rozciętą wargą, rozbitym nosem czy podkrążonymi oczami. To, że zdążyła do tego przywyknąć, wcale nie oznaczał, że jej to nie przeszkadzało. Nie przeszkadzał jej za to Krukon, który położył się obok. - Noga w porządku. I ogólnie też jest w porządku. A Ty jak się czujesz? – zapytała, przewracając się na bok, tak że teraz bez problemu mogła patrzeć w wąskie spojrzenie chłopaka. Z takiej odległości wydawało się dużo cieplejsze i bardziej przychylne. A może to nie odległość, tylko fakt, że chłopak na chwilę opuścił gardę i zapomniał, że czasem może sobie odpuścić i pokazać tę mniej strapioną twarz
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
A może i racja. Po prostu moja nieśmiałość ukryta pod pełnym niezadowolenia spojrzeniem odzywa się we mnie za każdym razem gdy widzę kogoś przebierającego się prędko w mojej obecności. Całe szczęście, że Brooks nic nie komentowała, bo pewnie byłbym albo niesamowicie zakłopotany albo z tego zakłopotania rozzłoszczony. - Hm? - patrzę na Julkę pytająco, bo po moim siniaku nie ma już śladu. Szczerze mówiąc przez metamorfomagię często bardzo lekceważąco traktowałem uzdrawianie. Nawet jeśli coś mnie chwilę pobolało to przestawało szybko i nawet nie musiałem faszerować się żadnymi eliksirami czy uczyć uzdrawiania. - Nie trzeba, zawsze tak robię - mruczę i wzruszam lekko ramionami, niewdzięcznie nie przyjmując pomocy Julki. Póki co padam na łóżko. Całe szczęście że akurat takie miejsce znalazłem w całym zamku - idealne do ogarnięcia się ze śluzu i na dodatek potem perfekcyjne na drzemkę. - Umęczyłem się w chuj - oznajmiam wprost na jej pytanie. Sam nie wiem czy to bardziej zmęczenie fizyczne czy może raczej psychiczne. Jedynie trochę pobiegałem i miałem niewielkiego siniaka. Ale wybuchające, śmierdzące truchło, zostanie w mojej głowie na zawsze. - Teraz rozumiem czemu niektórzy używają regularnie myślodsiewni - mruczę, bo zakładam że wtedy to wspomnienie nie byłoby cały czas przed moimi oczami. Przecieram oczy i wzdycham zmęczony. - Ciekawe kiedy ktoś nas wyjebie stąd - zastanawiam się i zerkam na Brooks, niespecjalnie przejęty wspólnym dzieleniem łóżka po takiej przygodzie. I faktycznie, moje spojrzenie jest znacznie cieplejsze i przychylne niż zwykle, może też odrobinę strapione czy aby na pewno wszystko okej u Brooks, ale nie dopytuję już upierdliwie,
Rozumiała, że ktoś mógł być nieśmiały, bo sama, wbrew pozorom, nie należała do najbardziej otwartych osób na świecie, często zatrzymując swoje myśli tylko dla siebie. No ale! Chodziło przecież o nią. Znali się od początku szkoły, razem bujali się po szkole i nie tylko. Sądziła, że jej obecność, choćby i w samej bieliźnie, nie robi na nim wrażenia. Jak widać było jednak inaczej i nie zamierzała nic z tym robić.
- Wiesz, że maskowanie problemu nie sprawia, że te znika? Ale jak uważasz. – Wzruszyła ramionami, zajmując się sobą. Jeżeli chodziło o uzdrawianie, to najwyraźniej mieli zupełnie skrajne podejścia. Co było nieco dziwne, bo to Brooks powinna mieć większą skłonność do bagatelizowania obrażeń, które towarzyszyły jej w życiu jak cień.
- A Ty korzystałeś? Z myślodsiewni – Dopowiedziała szybko, jak gdyby to nie było oczywiste. Ona sama nie miała okazji. Z jednej strony chciałaby spróbować, ale z drugiej – podchodziło do tego z nieufnością. Może to i głupie, ale nie chciała powierzać własnego umysłu i własnych wspomnień jakiemuś narzędziu, choćby i czarodziejskiemu.
- W tym zamku jest pewnie z setka komnat, jak nie więcej. Zgaduję więc, że nieprędko. I dobrze, bo szczerze mówiąc, też się umęczyłam w chuj – Jak by na potwierdzenie swoich słów, przymknęła powieki, ciesząc się przez chwilę ciemnością, ciszą, spokojem i faktem, że nic im nie grozi. Bezpieczeństwo doceniało się najbardziej wtedy, gdy chwilę wcześniej spojrzało się trupowi w twarz, a tak było w tym wypadku. – Myślisz, że to Królewska sypialnia? I że tutaj mógł się chędożyć Artur z Ginewrą? A jeśli tak, to myślisz, że ktoś wymienił pościel? – Zaczęła zasypywać kolejnymi pytania, aż w końcu wyrwało jej się głośne i przeciągłe ziewnięcie. Cóż, chyba była najwyższa pora, żeby wracać. Albo chociaż za chwilę. Zasłużyli w końcu na odpoczynek, prawda?