Ktoś, kto bywał na mugolskich jarmarkach w średniowiecznych zamkach zapewne poczułby się tutaj prawie jak w niemagicznym świecie - tutaj bowiem czarodzieje zainteresowani nieco bardziej bezpośrednimi sposobami radzenia sobie z przeciwnikami ubierają się w stroje i zbroje z epoki, po czym tłuką się po grzbietach za pomocą odpowiednio zaklętych i całkowicie bezpiecznych broni.
Możesz rzucić 2x kością k6, by dowiedzieć się kto akurat stoi na piachu areny. Pierwsza kość odpowiada za pierwszą osobę, druga - za drugą.
Uczestnicy:
1 - rzymski gladiator z siecią i trójzębem 2 - arturiański rycerz w pełnej zbroi płytowej 3 - iberyjski diestro ze szpadą i łamaczem mieczy 4 - normański najeźdźca z okrągłą tarczą oraz toporem 5 - szwajcarski landsknecht z halabardą 6 - grecki hoplita z tarczą oraz włócznią
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Nie takie pierniczki złe, jak je malują, czy tam pieką, okazało się koniec końców. Pięknie zapakowany Patol Jackson spoczywał grzecznie w różowym plecaku Krukonki, a jego młodszy homie, Jamal Callahan, siedział cichutko w kieszeni Felixo. Bawiła się doskonale, a miało być jeszcze lepiej. I nie, wcale nie chodziło o to, że właśnie stała się posiadaczką podwójnej porcji marozowych pasztecików! Siedząc obok swojego wysokiego braciszka i wsuwając świąteczne pyszności, ze zniecierpliwieniem wyczekiwała walki. W starciu na życie i życie zmierzyć miał się grecki hoplita z iberyjskich diestro. Krukonka dłuższą chwilę zastanawiała się, kto wygra to starcie i ostatecznie jej wybór padł na hoplitę. Co prawda zaletą hoplitów była falanga, czyli walka w formacji, a nie starcia 1 vs 1, ale z drugiej strony hoplon, czyli ciężka, okrągła tarcza oraz brązowa zbroja zdawały się przeszkodą nie do pokonania dla hiszpańskiej szpady. Szczególnie w pojedynku pokazowym, a nie takim prawdziwym.
- Na uszy elfa! – wyrwało jej się przypadkiem, kiedy na arenę wyszli zawodnicy. Hoplita z hełmem w dłoni wyglądał jak młody bóg. Długie ciemne włosy, gęsta broda i wielkie łapska, którymi mógł kruszyć orzechy. Kokosowe. Oj mogłaby być takim kokosem. – Stawiam 30 galeonów na Achillesa. Co ty na to, Felixo? – zaproponowała zakład, a następnie wyciągnęła w jego kierunku tackę z pasztecikami. Sięgnęła również do kieszeni po paczkę czekoladowych żab. W opakowaniu znajdowała się karta z jednorożcem, zwierzęciem zamieszkującym Zakazany Las, którego krew zapewniała życie każdemu, kto ją wypił. – Patrz, jaki śmieszny konik. Chyba jest upośledzony – stwierdziła wesoło, szczerząc się do Maxa.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widać Max potrafił nawet coś takiego obrócić w rozrywkę dla tej pojebanej dwójki. Dzień jednak byłby zmarnowany, gdyby spędzili go tylko w kuchni, a więc naturalnie kontynuowali zwiedzanie Camelotu i oddawanie się jego atrakcjom. Zawitali na arenie, gdzie dzielni rekonstruatorzy przebrani za rycerzy inscenizowali walkę. No wręcz idealne miejsce dla zmęczonych pieczeniem gagatków. -Dobra to ja biorę tego drugiego tam... Wygląda jakby był z moich okolic, więc może wie jak zadać solidny wpierdol. - Zgodził się na zakład, bo co to za walka bez dobrego hazardu w trakcie. Trzydzieści galeonów to jeszcze nie majątek, choć Solberg miał przecież oszczędzać. No cóż, średnio mu to szło. -Jaki konsument taka karta. - Odgryzł się Brooks, po czym sam poczęstował się jedną żabą, by zobaczyć, co mu się skapnie. -O patrz! Traszka dwuogonowa. A raczej dwugłowa, bo ogony to nie jedyne co ma parzyste. - Podzielił się swoją obserwacją z Julką, po czym przeniósł wzrok na arenę, gdzie ich wojownicy walczyli. -Coś mogliby się bardziej postarać, nie uważasz? Choć sprzęt mają akurat dość ciekawy. - Wskazał na bronie, jakimi posługiwały się obydwie strony i choć nie były mu one całkiem obce, to ekspertem w temacie nie był i raczej wolał się więc nie wypowiadać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Z Maxem nie dało się nudzić i był to jeden z wielu powodów, dla których się z nim przyjaźniła. Tym główny, zapewne dla obojga, był syndrom sztokholmski nabyty w skrzydle szpitalnym, dawno dawno temu, kiedy Max jeszcze był od niej niższy. Teraz podczas rozmowy musiał zadzierać głowę do góry. Jak na ironię, bo na co dzień patrzyła na ludzi z góry, z poziomu swej czerwonej miotły.
Choć wypiekanie pierników było fajne, to nie mogło się równać z dwoma siłaczami w błyszczących pancerzach. Krukonka raz jeszcze rzuciła okiem na kartę z jednorożcem, z której to dowiedziała się, że włosy z ogona tych dziwnych koników wykorzystuje się w branży różdżkarskiej.
- Trudno się nie zgodzić – potwierdziła przytyk Solberga, uśmiechając się szeroko. Po wypieczeniu ciasteczkowego Jamala i wsunięciu kilku pasztecików, nic nie było w stanie popsuć jej humoru. I chyba Solberg faktycznie miał rację i była upośledzona. Nikt normalny nie zadawałby się w końcu z takim człowiekiem-chaosem!
- Już ja bym się o tym chętnie przekonała – mruknęła do siebie, wpatrując się z uwielbieniem w hoplitę, a kiedy uzmysłowiła sobie, że powiedziała to na głos, wzdrygnęła się lekko i momentalnie zmieniła temat. – Kiedy otwieracie bar, Felixo? Chętnie bym wpadła na piwko i coś na ząb.
O tym, że Max ma zamienić kociołek na szejker, wiedziała już od pewnego czasu. Co jak co, ale na alkoholu to on się znał jak mało kto i w wódżitsu to miał zapewne jakiś trzeci czy czwarty dan. O ile interesami będzie zajmował się Lucas, a przyrządzaniem alkoholu Maksio, to czekała ich wieczna chwała.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Syndrom sztokholmski czy nie, ważne że jakoś się przez te lata dogadywali i Max niezmiernie sobie ich przyjaźń cenił nawet, jeżeli nie raz dostał od Brooks po łbie za swoją głupotę i bezmyślność. Dobrze, że choć ona miała w tym duecie trochę rozsądku, bo świat już dawno byłby zniszczony. -Ze mną? Zawsze! - Wyciągnął w jej stronę język, po czym przyjrzał się lepiej swojej traszce. Oczywiście, że była składnikiem eliksirów i znanym zwierzątkiem domowym w magicznych domostwach. Słysząc tekst Brooks o mało co się nie zaksztusił. Raczej rzadko słyszał z jej ust podobne zdania szczególnie wypowiadane na poważnie. -Wiesz, jak chcesz mogę was ustawić po walce. Jeżeli oczywiście mój ziomek nie zrobi z niego krwawej plamy. - Sprzedał krukonce kuksańca, bo nie potrafił podejść do tego na poważnie, a dodatkowo jego wyobraźnia też poleciała w miejsce, z którego nie było tak łatwo wrócić. -Jesteśmy w trakcie remontu. To nie takie hop siup! Wiesz ile z tym pierdolenia? Zezwolenia, remonty, akcyzy i inne takie... Normlanie ciężki chleb Juanita, ciężki chleb. - Wiedział, że własny biznes to nie spacerek po parku, ale zdecydowanie nie zdawał sobie sprawy ile niuansów trzeba dopilnować. Działali z Lucasem na najwyższych obrotach, a wciąż okazywało się, że czegoś nie mają załatwionego. Przynajmniej Max miał zajęty czas i nie myślał o głupotach. Gdyby Brooks wiedziała, że to Solberg ma być głównym biznesmenem w tym pierdolniku, pewnie zgłosiłaby bar do opieki społecznej, żeby odebrali im prawa rodzicielskie do tego lokalu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
- Taki mądry z ciebie chłopiec. Jakim cudem nie wylądowałeś w Ravenclawie? – zapytała, a właściwie to wymamrotała z ustami pełnymi pyszności, kiedy to jej węży braciszek śmieszkował sobie okrutnie i jęzor wystawiał jak traszka pustogłowa.
Na propozycję Maxa oblała się rumieńcem, bo tez uzmysłowiła sobie, że ten jednak słyszał jej słowa. I zrobiło jej się jeszcze bardziej głupio, bo raczej nie pozwalała sobie na takie komentarze. Z tej wesołej dwójki, to Max był tym z rozbuchanym libido. Ona? Ona była Julką i prawdopodobnie była martwa w środku.
- Na brodę Mikołaja, Max. Nie przejmuj się moim głupim gdakaniem. Chyba nawdychałam się amortencji podczas pieczenia pierniczków. – Starała się jakoś wybrnąć z tej żenującej dla niej sytuacji. I chyba powinna udać się do magipsychologa, bo czucie pociągu do ludzi w pancerzach i z dzidą w łapie podchodziło pod wyjątkowo osobliwy fetysz.
Krukonka przyglądała się bacznie walce uzbrojonych jegomościów, słuchając przy tym opowieści Maxa-biznesmena. I poniekąd go rozumiała, bo sama miała niemało przygód z remontem zakupionego domu. Nigdy nie sądziła, że tyle czasu może zająć wybieranie kafelków do łazienki albo odcieniu zieleni na ściany w sypialni.
- Mam nadzieję, że będę miała jakąś zniżkę przy barze. I swój własny stolik! – Dziabnęła go delikatnie łokciem pod bok, aby po chwili wyciągnąć w jego kierunku paszteciki. W końcu sharing is caring, czy coś w tę mańkę. – A tak w ogóle, to planujesz jeszcze wrócić do szkoły, czy to już zamknięty rozdział? Trochę tam pusto bez ciebie. I za grzecznie. Staram się jakoś dzielnie dzierżyć przejętą po tobie pałeczkę nadwornego łobuza, ale słabo mi idzie. Jedyne, co zrobiłam, to zarobiłam ujemne za spacer po zakazanym lesie, podczas którego przydybał nas centaurzy ziomek Lilaca. A właśnie, czytałeś może obserwatora? – Zakończyła swój monolog. Chyba faktycznie coś było albo w pierniczkach, albo w tych pasztecikach, bo gadała jak najęta. A może to fakt, że nie widziała Maxa tyle czasu i chciała mu przewinąć wszystko, co jej się przytrafiło przez ostatnie dwa miesiące?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zaśmiał się na to stwierdzenie, po czym spojrzał na nią, próbując sobie przypomnieć ich wszystkie rozmowy w ciągu lat ich przyjaźni. -Prawie wylądowałem. Nie mówiłem Ci? Miałem hatstalla. Tiara nie wiedziała, czy wyjebać mnie do lochów, czy na wieżę. - Możliwe, że kiedyś o tym rozmawiali, ale Max ni chuja nie kojarzył, by dzielił się tym faktem ze swoich magicznych początków.. w sumie z kimkolwiek. To, że Brooks o tym nigdy nie mówiła, nie znaczyło, że nie odczuwała takich potrzeb, o czym Max przekonał się w pewnej jaskini, gdy najebany dostał wgląd w uczucia dziewczyny i to ze wzajemnością. Julka była człowiekiem i miała ludzkie potrzeby, których po prostu nie komunikowała tak głośno jak robił to Solberg. -Nie pierdol, że nie przyjęłabyś takiego wojownika. - Uśmiechnął się, po czym nieświadomie przygryzł lekko wargę lustrując wzrokiem walczące na arenie sylwetki. Było w nich coś pociągającego nie mógł temu zaprzeczyć. Brooks miała już pierwszy biznes za sobą. Jej linia ubrań wyszła jakiś czas temu i Max dumnie nosił to, co od niej dostał. Oczywiście nie codziennie, bo higiena ważna rzecz, ale lubił czasem zarzucić na siebie coś z większym kolorem niż odcienie bieli, czerni i zieleni. -Dla Ciebie czeka i loża V.I.P. - Zapewnił ją ze śmiechem, po czym zawiwatował głośno, gdy jego typ wyprowadził dość imponujący cios w stronę przeciwnika. Niestety nie był to atak ostateczny i Max nie mógł cieszyć się wygranym zakładem. Jeszcze! -Szczerze nie mam kurwa pojęcia. Wkurwia mnie ta cała szkoła i to co się w niej dzieje. Na samą myśl mam ochotę pierdolnąć komuś w ryj, aż usłyszę jak pęka mu szczęka, a potem zalać to litrami Ognistej i dorzucić kreseczkę czy dwie. - Zaczął, a jego mięśnie automatycznie się spięły, a mimika przybrała ostrzejszy wyraz. -Z drugiej strony Beatrice we mnie wierzy i może faktycznie mógłbym się jeszcze rozwinąć trochę. - Dodał już nieco smutniej. Naprawdę nie miał pojęcia, co ma zrobić. Hogwart wywoływał w nim ból i poczucie uwięzienia, a jednak to tam przeżył również najlepsze chwile swojego życia. Słysząc o Lilacu, Max ponownie się spiął. -Błagam, nie wspominaj o tym debilu w mojej obecności. A Obserwator to stek gówna. Większość to nic nieznaczące plotki, albo wymyślone historie, ale tak, czytałem. - Przyznał nieco z obrzydzeniem. Lubił poczytać to, co tajemniczy Obserwator miał do powiedzenia, lecz nie zmieniało to faktu, że traktował to bardziej jako pustą rozrywkę. Zupełnie nie rozumiał tych, którzy ślepo wierzyli w każde jego słowo.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Jeżeli Max kiedykolwiek wspominał jej o tym, że tiara przydziału musiała nad jego przypadkiem podywagować nieco dłużej, to najwidoczniej o tym zapomniała, albo jakiś zbłąkany tłuczek wybił jej to z pamięci. Nad nią samą magiczna czapka nie spędziła zbyt wiele czasu. Co prawda rozważała jeszcze Gryffindor, ale koniec końców, podjęła najlepszą z możliwych decyzji i umieściła dziewczynkę z Soton w kruczej wieży. I jak wyszło po latach, miała całkowitą rację, bo to właśnie Julka stanowiła tę rozsądniejszą część tego duetu. Choć nie oznaczało to wcale, że nie robiła głupot, było wręcz przeciwnie. Po prostu robiła je po wcześniejszym rozważeniu wszystkich za i przeciw.
- I myślisz, że podjęła słuszną decyzję? – zapytała, wpychając do ust kolejny pasztecik i szukając wzrokiem jakiegoś krążącego po trybunach sprzedawcy z frytkami. Albo z czymkolwiek, bo chłód zaostrzał jej apetyt, prawie tak mocno, jak wizja jatki na arenie.
- Max, proszę cię – zarumieniła się jeszcze bardziej, przez co przypominała teraz przejrzałą brzoskwinię. Sama na siebie sprowadziła ten los, nie potrafiąc trzymać języka za zębami i teraz musiała za to płacić. Nie sądziła bowiem, by Max szybko jej zapomniał te wynaturzenia na temat sprzętu walczących. Całe szczęście, że Ci faktycznie zaczęli w końcu walczyć, zamiast się sprawdzać na odległość, bo miała pretekst, aby nie patrzeć na Solbiego, unikając jego roziskrzonych, wesołych i złośliwych oczu.
- Very Important Pałkarka? – zapytała lekko, po czym przeklęła siarczyście pod nosem, kiedy to pan hoplita przykląkł na moment po jednym z mocniejszych ciosów. Nie wyglądało to zbyt dobrze, bo z powodu ciężkiej zbroi był dużo wolniejszy od przeciwnika, ale rekompensował to faktem, że ciężko było się przebić przez tę górę drewna i brązu.
- Dajesz, Achilles! – zawołała, zagrzewając swojego faworyta do boju, w międzyczasie słuchając słów Maxa o Hogwarcie. Byłaby wyjątkowo szczęśliwa, gdyby ten ostatni rok jej edukacji spędzili wspólnie. Nie dało się ukryć, że odkąd Max opuścił szkolne mury, spędzali ze sobą coraz mniej czasu. – Debilu? Czyżby gryfoński olbrzym zaszedł ci czymś za skórę? – zapytała, po czym wybuchła głośnym, entuzjastycznym krzykiem, kiedy to grecki wojownik wyrżnął przeciwnikowi tarczą, a ten wylądował ciężko na zadku. Nie oznaczało to bynajmniej końca pojedynku. Przynajmniej jeszcze nie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Całe szczęście, że Brooks nie wylądowała w Gryffondorze. Max miał raczej specyficzne więzi z uczniami z tego domu i choć nie oceniał ludzi po tym, jaki kolor krawata nosili to jednak życie samo to jakoś weryfikowało. -Chyba? W sensie ostatecznie to raczej nie zmieniło tego kim jestem, po prostu miałem bliżej do Wielkiej Sali no nie? Tak przynajmniej mi się wydaje. - Zdecydowanie nie brzmiał na specjalnie pewnego tego wszystkiego, ale teraz i tak to wszystko było kwestią przeszłości, jako że nikt nie zmuszał już go do noszenia żadnego krawata. Wciąż nie był pewien, czy to najlepsza możliwość, ale miał przed sobą otwarcie baru z najlepszym kumplem i naprawdę go to cieszyło, więc nie chciał zatapiać się w hipotetycznych rozważaniach. -No już, już przestaję. - Wyszczerzył się, bo zdecydowanie nie miał zamiaru jej tego tak łatwo zapomnieć, ale na tę chwilę postanowił odpuścić, by nie wywołać niepotrzebnych spięć podczas tego pięknego, luźnego dnia ze swoją kumpelą. -Dokładnie tak! Specjalnie dla Ciebie zrobię drinka "tłuczek", który pierdolnie Cię z całej pizdy. - Nie potrafił sobie odpuścić pójścia tą ścieżką, którą Brooks otworzyła. Zresztą, taki shot brzmiał jak naprawdę dobry pomysł, więc postanowił to rozważyć i przedyskutować z Lucasem. -Oprócz tego, że przez niego Felkowi oderwało nogę? Kompletnie niczym. - Widać, że automatycznie się spiął na to wspomnienie. Nie chciał tego rozdrapywać, skoro ostatecznie po rozszczepieniu nie było już większego śladu. Noga została przyczepiona i funkcjonowała poprawnie oprócz niewielkiego kulenia, z którym były puchon musiał się zmierzyć. -NOSZ PODNOŚ SIĘ I WALCZ! - Krzyknął do swojego wojownika, który obecnie leżał na ziemi powalony przez Achillesa. Solberg nie poddawał się jeszcze, ale miał dziwne przeczucie, że po raz kolejny przegra z krukonką zakład.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Brooks zastanawiała się niekiedy, jak duży wpływ na rozwój uczniaków ma tiara. Oczywiście, ta przydzielała do domów na podstawie pewnych predyspozycji, ale równie duży wpływ miało w jej odczuciu otoczenie. Kiedy otaczasz się osobami o podobnych wartościach, stajesz się częścią wspólnoty, w której możesz być w pełni sobą, rozwijasz się zupełnie inaczej, niż w sytuacji, gdy ktoś na starcie bierze cię za odważnego i dzielnego, bo nosisz czerwono-złoty krawat. Był to temat rzeka godny pracy naukowej jakiegoś magipsychologa, a nie rozważań młodej pałkarki.
- No i nie miałeś pięknych widoków z wieży. I nie musiałeś po pijaku zgadywać, co miała na myśli kołatka – rzuciła, marszcząc brwi w reakcji na poczynania hoplity, który przeszedł do defensywy.
Tłuczek idealna nazwa dla morderczego drinka. Tłuczek Brooks mógłby śmiało konkurować z przepalanką Avgusta. Przepis byłby bardzo prosty. Byłby to bowiem czysty spirytus na lodzie, zamieszany gwoździem. Czemu akurat gwoździem? Chodziło o symbolizm, bowiem po takiej jednej szklaneczce, gwoździa można było bowiem przybić/
- Trzymam cię za słowo – uśmiechnęła się lekko, gwiżdżąc zachęcająco w palce, gdy jej wojownik przeprowadził kontratak. I to całkiem skuteczny, bo zawodnik wspierany przez Solberga, wylądował na ziemi i już wkrótce było po walce. – Cóż, szybko poszło – wyszczerzyła się wesoło, machając pięknemu wojownikowi. – A teraz muszę Cię Felixo na chwilę przeprosić. Spotkajmy się za jakieś dwadzieścia minut na strzelnicy, ok? Muszę coś załatwić – dodała, opuszczając pospiesznie trybuny. Cel miała jasny – zagadanie do mężczyzny w pięknym greckim pancerzu. /zt x2
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kuferek: 94 Zaklęcia, 33 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:A Potencjał magiczny: 111 Średnia potencjału: 95 Progi: 115pkt/145pkt/185pkt K100:tu się zaczynają kostki nasze z Salazarem, ostatecznie 7 wymian i wynik 2:0 dla Darrena Pozostałe przerzuty: 2/2
Wskrzeszenie Ligi Pojedynków dla Darrena mogło oznaczać tylko jedno - pewny udział. Stojąc pod główną areną pomachał Willowi i Maxowi - dwójka Ślizgonów była w sumie jedynymi znajomymi osobami, które widział tego dnia w Camelocie. Okazało się jednak, że jemu przydzielone zostało inne miejsce rywalizacji, a także nieznany mu przeciwnik, niejaki Morales. - Darren Shaw - przedstawił się, kiedy już stali naprzeciw siebie na środku areny, na której na co dzień okładali się gladiatorzy hobbyści. Wyciągnął rękę i - jeżeli Salazar zechciał ją uścisnąć - dopiero potem przerzucił różdżkę z powrotem do prawej dłoni i wykonał tradycyjny gest przedpojedynkowy, przykładając Mizerykordię praktycznie do nosa. Pojedynek rozpoczął się czymś w rodzaju rozpoznania. Pierwszy zdążył zaatakować Darren - ciemnoczerwony promień Drętwoty pomknął w stronę Moralesa, a chwilę później to Shaw musiał używać Aerudio, które zaświstało dookoła niego, broniąc go przed kontratakiem. W końcu trafienie numer jeden padło, kiedy z Mizerykordii pomknął świetlisty ślad zaklęcia Fallo. Chwilę później zadziałać musiał sekundant, odczarowując Salazara i wznawiając pojedynek. Ciężko też było nie zauważyć, że mimo użycia przeciwzaklęcia, to Fallo musiało jakiś wpływ na jego przeciwnika wywrzeć, gdyż elementarne pomyłki sprawiły, że część jego uroków nie stanowiła żadnego zagrożenia. Mimo wszystko jednak Shaw został zepchnięty do roli kontratakującego, co chwilę później przełożyło się na drugie i finałowe trafienie tej walki. - Levicorpus - rzucił czar Krukon, trafiając mężczyznę i kończąc tym samym pojedynek. Dał chwilę sekundantowi na odczarowanie Moralesa, po czym podszedł do niego, ponownie z wyciągniętą ręką - Dobra walka - ocenił, chowając Mizerykordię za pas - Chcesz rzucić okiem na inne walki?
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Kuferek: 60 (+5) OPCM, 26 Transmutacja Magia dominująca: OPCM Magia poboczna: Transmutacja Litera:I Potencjał magiczny: 78 Średnia potencjału: 95 Progi: 115pkt/145pkt/185pkt K100:tu się zaczynają kostki, ostatecznie 7 wymian i wynik 2:0 dla Darrena Pozostałe przerzuty: 0/2
W głębi duszy liczył na to, że kilka dni i nocy spędzonych w greckiej stolicy pozwoli mu się zregenerować i powrócić na brytyjskie wyspy w pełni sił, ale niestety los lubił płatać figle, a nieszczęsna nauka zaklęcia patronusa z Maximilianiem uruchomiła lawinę kolejnych problemów spędzających Moralesowi sen z powiek. Nie mógł poszczycić się tak dobrym, pewnym samopoczuciem i nienaganną formą jak zazwyczaj, ale mimo to nie zamierzał rezygnować z udziału we wskrzeszonej lidze pojedynków. Nie było wszak żadnej gwarancji, kiedy następnym razem nadarzy się okazja do spróbowania swoich umiejętności w godnym starcia rywalem. Zawalony pracą przybył na miejsce tuż przed rejestracją zawodników. Nie kojarzył nazwiska przydzielonego mu przeciwnika, ale i tak podchodził do niego z należytym szacunkiem, mając na względzie przede wszystkim swój własny, niezbyt korzystny stan. - Salazar Morales. – Pokłonił się lekko, by uścisnąć dłoń młodego chłopaka o całkiem atrakcyjnej aparycji. Tak… nie byłby sobą, gdyby nie zmierzył jego sylwetki od stóp do głów, chociaż z grzeczności ograniczył się do subtelnego, kurtuazyjnego uśmiechu. Zacisnął mocniej palce na swojej różdżce, wraz z przedpojedynkowym gestem idąc w ślady rywala i musiał przyznać, że niejaki Shaw od wejścia zaskoczył go zdecydowaniem i ponadprzeciętnym refleksem. Zaatakował niezwykle szybko, zmuszając go do przyjęcia pozycji obronnej. Paco machnął energicznie nadgarstkiem, zatrzymując ciemnoczerwony promień z pomocą solidnej, jasnej tarczy, a chociaż nie zawahał się przed kontratakiem, oponent również nie dawał sobie skakać po pagonach. Niestety zabrakło mu dzisiejszego popołudnia iskry i tanecznego drygu. Po krótkiej wymianie ciosów nie zdołał się uchylić przed mknącym w jego kierunku Fallo, a mimo że sekundant unicestwił mącący efekt bitewnego zaklęcia, tak Salazar miał wrażenie, że to drobne potknięcie całkiem wytrąciło go z rytmu. Popełniał podstawowe błędy, z każdym kolejnym przeklinając pod nosem i wkurwiając się na swoją niedyspozycję, w świetle której nawet prosty Expelliarmus zdawał się przeszkodą nie do przejścia. Niewykluczone, że dla postronnych obserwatorów walka była interesująca: nie brakowało w niej ruchu, dynamiki, ale w końcu wrogi Levicorpus zakończył sprawę, pozostawiając Moralesa z poczuciem zmarnowanej szansy i rozgoryczenia. - Gratulacje. – Mruknął spokojnie, ponownie ściskając dłoń Shawa. Walczyli na równych zasadach, więc pretensje mógł mieć wyłącznie do siebie samego… i do pieprzonego księżyca, którego zniknięcie odciskało się piętnem na jego możliwościach, ale o tym z oczywistych względów nie zamierzał na głos wspominać. Skłamałby mówiąc, że jego męska duma nie została urażona, jednak bardziej niż rezultat pojedynku martwił go jeszcze jego własny, niewątpliwie niesatysfakcjonujący performance. Mimo przegranej nie żałował zresztą tego, że stanął w szranki.. Przynajmniej walka uwydatniła jego obecne ograniczenia, jednocześnie uzmysławiając mu, że przez jakiś czas powinien ograniczyć działalność w przemytniczym półświatku do minimum. – Chyba nic innego mi nie pozostało. – Westchnął tylko na propozycję rywala, wzruszając nonszalancko ramionami. – Powodzenia w kolejnych starciach. – Rzucił również, porywając się nawet na delikatny, acz nieco wymuszony półuśmiech, bo mimo doskwierających mu dolegliwości, wierzył że zajdzie zdecydowanie dalej. Teraz mógł jedynie trzymać kciuki za tego, który wyeliminował go z rozgrywek.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Długo nie musiał czekać na następny, półfinałowy pojedynek. Nie wierzył, że początek tak mu poszedł, ale nie chciał nastawiać się zbyt pozytywnie co do dalszych etapów. W końcu pierwsze plewy odsiane i teraz miało być tylko trudniej. Pojawił się więc ciekaw swego losu na arenie i od razu szeroko uśmiechnął widząc, przeciw komu przyjdzie mu się zmierzyć. -Nate! Nie spodziewałem się, że spotkamy się w takich okolicznościach. Powodzenia. - Wymienił kilka przyjacielskich uprzejmości, po czym przeszli do całego tego oficjalnego pierdolenia z pokłonami, szykowaniem różdżek i chodzeniem w kółko, co dla Maxa było tylko niepotrzebnym odciąganiem w czasie nieuniknionego magicznego wpierdolu. Po raz kolejny przyszło nastolatkowi rozpoczynać walkę i tym razem uznał, że nie może być tak łagodny i bawić się w żadne chuje-muje-dzikie-drętwoty. Od razy wyjebał więc z Atrapoplectusa, z którym Bloodworth nie miał szans. Albo po prostu refleks mu zawiódł, bo oberwał jak stara kurwa rzeżączką.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sro 4 Maj - 8:51, w całości zmieniany 1 raz
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Kuferek: 41 - Zaklęcia Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: - Litera:j Potencjał magiczny: 41 Średnia potencjału: 68 Progi: 88/98/108 K100: 3, w drugiej turze 12 przerzucone na 21 i koniec gry Skuteczność magiczna: szkoda liczyć Pozostałe przerzuty: 0/1
— Ta dzisiejsza młodzież. Powodzenia. — skwitował z rozbawieniem, choć przecież nie był znowu tak dużo starszy do Maxa. Zaczął zastanawiać się, o jakich talentach chłopaka jeszcze nie wiedział. Spotkanie na arenie pojedynkowej tylko utwierdziło go w przekonaniu, że spotkał dzieciaka nad wyraz zdolnego, ale z problemami. Że spotkał coś na kształt samego siebie. Skłonił się z gracją i przeszedł przez kurtuazyjne procedury, które w jego odczuciu miały jednak w sobie pewien urok. Niosły za sobą echo tradycji, która sięgała tysięcy lat. W jakiś sposób mu to imponowało. Bardziej zaimponował mu jednak Solberg, który pieprznął w niego atrapoplectusem tak mocnym, że na moment zaparło mu dech w piersiach. Właściwie już w tym momencie był poniekąd świadomy, że przegrał. Był osłabiony sytuacją księżycową, wciąż odczuwał nieprzyjemne skutki starcia z Heaven, a od zaklęcia chłopaka świat zawirował mu przed oczami. I Merlin mu świadkiem, że nie poddał się tylko ze względu na napompowaną dumę i przerośnięte ego.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, po pierwszym ataku Max nabrał wiele pewności siebie. Nigdy chyba w całym swoim życiu nie wyprowadzał tak celnych i mocnych zaklęć. Pierwszy czar pozbawił Nathaniela możliwości obrony, co definitywnie wyszło na korzyść nastolatka, który miał ponownie zaatakować. Tym razem postanowił postawić na klasykę w postaci Petrificus Totalus. Niby nie najmocniejsze zaklęcie, ale przynajmniej nie Expelliarmus, a w dodatku poprawnie użyte dawało przydatną przewagę nad sztywnym chwilowo przeciwnikiem. Solberg uniósł więc różdżkę i posłał zaklęcie pełnego porażenia ciała w stronę Bloodwortha, który chyba wciąż ogłupiony poprzednim razem, znów oberwał i padł na ziemię jak długi, tym samym gwarantując Maxowi zwycięstwo. Gdy tylko to ogłoszono, młody eliksirowar zdjął czar z przeciwnika i podał mu dłoń, pomagając mu wstać z ziemi. -Ta dzisiejsza młodzież, skopała Ci dupę. - Wyszczerzył się, nawiązując do słów Nejta, sprzed pojedynku. -Co powiesz, byśmy kiedyś razem poćwiczyli? - Zaproponował z uśmiechem, bo nawet nie chodziło mu o zdolności Bloodwortha, ale o szlif własnych, w nieco bardziej przyjaznych też warunkach. Po kolejnej wymianie uprzejmości, Max musiał jednak opuścić arenę w oczekiwaniu na to, co, a raczej kogo, przyjdzie mu zwalczać w kolejnej, finałowej rundzie Ligi Pojedynków.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Kuferek: 41 - Zaklęcia Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: - Litera:j Potencjał magiczny: 41 Średnia potencjału: 68 Progi: 88/98/108 K100: 12 przerzucone na 21 i koniec gry Skuteczność magiczna: szkoda liczyć Pozostałe przerzuty: 0/1
Porażka była tak dotkliwa i zawstydzająca, że nawet się nie wściekał, tylko skupiał się na tym, żeby przyjąć ją z jako-taką godnością. Było to trudne, kiedy upadało się prosto na ryj bez możliwości wyciągnięcia ręki, żeby jakoś zamortyzować upadek. Byłby pewnie jęknął z niezadowolenia, ale nie był w stanie poruszyć ustami i wydobyć z siebie dźwięku. — Młodzi przyszłością narodu — odpowiedział, kiedy w końcu odzyskał władzę nad ciałem i złapał rękę Maxa — następnym razem oszczędź atrapoplectusa, mam swoje lata. Przynajmniej spróbował jakoś obrócić to w żart i odciągnąć uwagę „przeciwnika” od tego, jak solidnie skopał mu dupę. O ile było to w ogóle możliwe. Na propozycję treningu skinął jedynie głową i niechętnie opuścił arenę.
| z.t.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Kuferek: zaklęcia - 58 | transmutacja - 8 Magia dominująca: zaklęcia Magia poboczna: transmutacja Litera:A Potencjał magiczny: 62 Średnia potencjału: 52 Progi: 72 pkt | 102 pkt | 142 pkt K100:tu start rzutów Skuteczność magiczna: I tura: atak – 53 + 62 = 115 II tura: atak – 28 + 62 = 90 III tura: obrona – 71 [po przerzucie] + 62 = 133 IV tura: obrona – 46 + 62 = 108 V tura: obrona – 99 + 62 = 161 | kontratak – 38 + 62 = 100, obrona Nate'a nieudana, 1:0 dla Willa VI tura: atak – 35 + 62 = 97, obrona Nate'a nieudana, 2:0 dla Willa Pozostałe przerzuty: 1/2
Tak jak przewidział – starcie z Krukonem okazało się znacznie bardziej wymagające (a dla widowni z pewnością bardziej widowiskowe) i choć trzymał się mocno, to ostatecznie zakończyło się niestety jego przegraną. Nie była ona jednak równoznaczna z końcem udziału w turnieju, bo oprócz dwóch pierwszych miejsc, które miało rozstrzygnąć finałowe starcie, pozostawało także do obsadzenia miejsce trzecie. O wejście na podium miał zawalczyć z niejakim Bloodworthem, którego tak piąte przez dziesiąte kojarzył z roli asystenta belferki od eliksirów, którą ten piastował przez pewien okres czasu. Sam pojedynek miał się zaś odbyć na arenie rekonstrukcyjnej, gdzie się pokierował — Powodzenia — rzucił z lekko uniesionym kącikiem ust, wyciągając przy tym dłoń w kierunku mężczyzny, kiedy stanęli naprzeciw siebie, by następnie przejść po raz kolejny tego dnia przez całe te formalne kurtuazje z prezentacją różdżek, pokłonami i tak dalej nim można było przejść do rzeczy. I tym razem wykazał się refleksem godnym zawodowego sportowca, wyprowadzając błyskawicznie swój pierwszy atak. Nie udało mu się jednak zaskoczyć oponenta, który skutecznie go odparł. Podobnie stało się z kolejnym. Potem Ślizgon na krótko został zepchnięty do defensywy, ale po już sprawdzonym i perfekcyjnie wyegzekwowanym Aerudio wreszcie otrzymał szansę na kontrę, którą bez zawahania wykorzystał. Flagrantera pomknęła w kierunku Nathaniela i całkiem pokaźny, utkany z ognia wąż momentalnie otoczył oraz zaatakował mężczyznę, uniemożliwiając mu jakąkolwiek skuteczną obronę, co dało pierwsze trafienie na konto rudzielca.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Kuferek: zaklęcia - 41 Magia dominująca: zaklęcia Magia poboczna: - Litera:B Potencjał magiczny: 41 Średnia potencjału: 52 Progi: 72 pkt | 102 pkt | 142 pkt K100:tu się zaczynają rzuty Skuteczność magiczna: 2 udane obrony, 3 udane, ale obronione ataki i 2 nieudane obrony Pozostałe przerzuty: 0/1
Cały jego entuzjazm opadł po starciu z Maximilianem; nie potrafił przestać sobie wyrzucać, że dał się tak rozłożyć. W gruncie rzeczy trudno nawet nazwać to pojedynkiem, to, co miało tam miejsce, było raczej jednostronnym zbieraniem wpierdolu. Był nieco obolały po nieprzyjemnym atrapoplectusie i zdecydowanie zniechęcony do dalszych starań. Ale stawił się na miejscu, bo rezygnacja z walki o trzecie miejsce zbyt znacząco godziłaby w jego dumę. — I wzajemnie — odpowiedział, unosząc kącik ust w uśmiechu. Kojarzył chłopaka z Hogwartu, wyróżniał się z tą rudą czupryną i postawną sylwetką. Na Merlina, czy oprócz Heaven (która zresztą też nie należała do najstarszych) przyszły tutaj same dzieciaki? Skłonił się, zaprezentował różdżkę i stanął na właściwym miejscu. I tym razem postanowił od razu podnieść tarczę, koniec końców nauczył się czegoś w pojedynku z Maxem. Głównie pokory. Kiedy wrogie zaklęcie rozbiło się na jego tarczy, natychmiast przeszedł do intensywnego ataku, głównie drętwotami, licząc, że w końcu przełamie jego obronę.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Pojedynek o trzecie miejsce okazał się zacięty, ale raczej krótki; a przynajmniej na pewno krótszy niż jego poprzednia wymiana zaklęć z Shawem. Po interwencji sekundanta po jego pierwszym trafieniu i wznowieniu walki ta… zakończyła się zaledwie moment później. Rudzielec tym razem postawił na absolutną klasykę pojedynkowego gatunku – Expelliarmus. Zaatakował szybko, żeby nie dać przeciwnikowi zanadto szans na obronę i nim Bloodworth zdołał jakkolwiek się osłonić, różdżka mężczyzny już zdążyła wyskoczyć z dłoni i poszybować gdzieś w bok. Drugie trafienie oznaczało jednocześnie jego wygraną i tym samym zdobycie trzeciego miejsca w turnieju. — Solidna walka — rzucił z uniesionym kącikiem ust, gdy sekundant już oznajmił jego zwycięstwo, skinąwszy przy tym lekko głową na znak uznania nim przyszła pora na zejście z areny. Zostało teraz już poczekać na wynik finałowego starcia, które wciąż zdawało się trwać, a potem oficjalne ogłoszenie wyników. Trzecie miejsce bez dwóch zdań nie było szczytem marzeń dla ambitnego Ślizgona, ale jak na kogoś, kto brał w tym udział przede wszystkim dla odrobiny rozrywki oraz dla przetestowania własnych możliwości, to i tak udało mu się zajść dość daleko.