Piękna, błękitna woda, temperatura, która wydaje się jakaś przyjemniejsza niż wszędzie indziej w Arabii - jest to niesamowicie przyjemne miejsce, które wręcz kipi od nieznanej magii.
Zasady lokacji w oazie:
► W oazie możesz mieć jedynie 3 wątki. Nie liczą się one do celu Nomada. ► Po odwiedzinach w dowolnej lokacji Twoja postać czuje się szczęśliwa, pełniejsza energii w kolejnym wątku. ► Po ukończonym tu wątku (6 postów na osobę) zdobywasz jednorazowy przerzut, który możesz wykorzystać tylko na wakacjach. ► Magia nie działa w oazie. Można ją wyczuć wszędzie - jednak nie da się tu używać zaklęć, każde zwyczajnie rozpływa się w powietrzu. Trzeba tu wszystko robić na mugolską modłę. Tylko przy wejściu do pustyni możesz się teleportować. ► Możesz jednorazowo przyprowadzić tutaj jedną osobę, która nie była na evencie. Jednak każdy kto nie uczestniczył w Wariacjach z Derwiszami, może tu przyjść tylko jeden raz. Nie może on również zyskać dodatkowego przerzutu. ► W oazie masz raz do wykorzystania dowolną samonaukę, gdzie wystarczy Ci 2000 znaków na zdobycie punktu. Jednak liczy się ona do 3 wątków, które możesz tu odbyć. Magia tu nie działa w normalny sposób, więc musisz wykazać się kreatywnością podczas samonauki. ► W oazie wyglądasz zawsze na tyle lat ile ma Twoja dusza. Więc jeśli czujesz się i zachowujesz na starszego niż jesteś - możesz wyglądać nawet na 80 lat. Nie wpływa to jednak inaczej na Twoje ciało, nie masz żadnych chorób, reumatyzmu, a jeśli jesteś znacznie młodszy - nie czujesz się tak samo jak w wieku na jaki wyglądasz. Zmienia się jedynie Twój wygląd.
______________________
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Wybieram powrót do oazy w dzień, który Perpetua nie może do mnie dołączyć. Wiem, że mam ograniczoną liczbę zwiedzania, w tym specyficznym miejscu, jednak będąc tu za pierwszym razem poczułem bardzo dziwną magię, którą chciałem szerzej odkryć. Jestem szczerze zdumiony, że chodząc po tym miejscu dosłownie wyczuwam magię wokół mnie, chociaż nie umiem rzucać normalnie zaklęć - co ponoć jest specyfiką tego miejsca. Prawię jak za ledwo pamiętanych przeze mnie - czasów w której nie wiedziałem, że jestem czarodziejem. Siadam przy wodzie w rozległej oazie, by odpocząć po podróży po oazie i równocześnie spróbować nauczyć się funkcjonującej tu magii. Siadam po turecku i przymykam oczy. Podnoszę lekko swoje gładkie, młode ręce, zgodne z moim wiekiem duszy. Czary wydają się tutaj tkwić wokół mnie. Przelatują przez palce, cicho szamoczą się w drzewach. Delikatnie muskają liście palem oraz nawet toń wody. Mam wrażenie, że magia odbija się w każdym jej calu, a ja czuję przepływającą przeze mnie specyficzną siłę oazy. Czuję różdżkę w tyle moich spodni, jednak znacznie bardziej niż w niej wyczuwam magię- po prostu w moich palcach. Czy na tym polega specyfika tego miejsca? Może ktoś bezróżdżkowy potrafiłby w pełni wykorzystać potencjał tego miejsca? Pamiętam, że dawno temu lubiłem mówić, że chcę mieć ręce, które leczą. Miałem nawet nauczyciela, który mówił, że mam szansę na naukę tej sztuki. Jednak przez burzliwą wojnę i moje zainteresowania eliksirami, przestałem się na tym skupiać. Teraz staram się zrobić wszystko, by w tym przesiąkniętym magią miejscu spróbować unieść do góry niewielki kamień przede mną. Mrużę oczy, całkowicie skupiając całą swoją koncentrację na tym, by wyobrazić sobie uniesienie małego kamyczka. Przypominam sobie dawne słowa znanego mi wtedy bezróżdżkowca. Próbuję przelać energię otaczającego mnie miejsca - które wręcz idealnie się do tego nadaje. Mamroczę Wingardium Leviosa, niczym chłopiec pierwszy raz uczący się zaklęcia, chłonę panującą tu atmosferę. Mam wrażenie, że powietrzy wręcz drży wokół mnie kiedy kamyczek unosi się na zaledwie kilka centymetrów. Aż radośnie klaszczę w dłonie z radością, a ten natychmiast opada, jakby nic się nie wydarzyło. Ja jednak rozbudzam w swoich palcach nieodkryte dotąd, lekkie pokłady magii.
zt
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
samonauka - GM - 2K znaków kostka na klatwę:3#WielkiBratPatrzy działania kostki
Spoiler:
nic ci się nie dzieje, możesz normalnie rozmawiać i korzystać z życia. Słowa ci się nie plączą i prowadzisz normalną dyskusję. Może od czasu masz jedynie delikatne mroczki przed oczami, jakoby przeświadczenie o działaniu klątwy, ale nic poza tym.
Ostatnio czuła się fatalnie. Coś w niej siedziało i nie pozwalało zaznać spokoju choćby na chwilę. W każdej chwili mogła bowiem dopaść ją senność, na którą nie działo kompletnie nic – od mugolskich energetyków, na zaklęciach ocucających kończąc. Kilka poprzednich dni spędziła w sposó, który nie należał do najprzyjemniejszych. Badania, eksperymentowanie z kolejnymi eliksirami i zaklęciami, debaty na temat tego, co też jej się stało i dlaczego. A na domiar złego, nie mogła latać i ćwiczyć, bo wiązało się to z wypadkiem. Zaśnięcie podczas lotu na miotle? To nie brzmiało bezpiecznie. „Boyden” siedział więc grzecznie w pokoju, a Krukonka, w towarzystwie pappara, przybyła do oazy, aby poprawić sobie humor. I poczytać! Latać nie mogła, to fakt, ale nie oznaczało to, że zapomniała o quidditchu. Gdy nie mogła ćwiczyć ciała, przychodził czas, by poćwiczyć umysł. W mugolskim plecaku znajdowało się całe mnóstwo czasopism i książek. Po rozłożeniu kocyka tuż nad samą wodą, dziewczyna wyciągnęła pierwszą z książek. Atlas najlepszych zawodniczek w historii Quidditcha. Prezent od Solberga, okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Czytała tę książkę już dwa razy, ale tym razem postanowiła skupić się na niej nieco bardziej. Zakreślacz w dłoni już czekał na kolejne informacje do zaznaczenia.
Gdy jej wzrok skupił się na rozdziale o Gwenog Jones, oczy ponownie jej rozbłysły z podniecenia. Jones była jej ulubioną zawodniczką i nie było co do tego najmniejszych wątpliwości. Z każdą lekturą tego rozdziału starała się wyciągnąć coś nowego, co mogło jej umknąć wcześniej. I tak było i tym razem. Bo choć ciekawostki najbardziej interesującą część lektury, to drobne lifehacki stanowiły wartość dodaną. I tak było właśnie teraz. Między wierszami Krukonce udało się bowiem wyczytać drobną wzmiankę byłego trenera Harpii, który wspominał o metodach treningowych byłej pałkarki. Gwnog Jones miała bowiem w zwyczaju używać do trenowania… przeklętych tłuczków. Rzucona na nie klątwa była nie do zdjęcia, a gdy już się je wypuszczało, siały spustoszenie większe, niż klasyczne piłki. Były znacznie szybsze, agresywniejsze i dużo bardziej zwrotne. Brooks zaznaczyła ten fragment na żółto i włożyła do książki zakładkę, aby w każdej chwili móc wrócić do tej części. W międzyczasie zaczęła się z kolei zastanawiać, jak sobie utrudnić trening. Na klątwach się nie znała, choć jedna prawdopodobnie na niej ciążyła, ale może wystarczy udać się do jakiegoś asa z transmutacji, który stworzy jej zestaw szybszych i agresywniejszych tłuczków? To by mogło ułatwić jej dalsze robienie postępów i nic innego się dla niej nie liczyło.
Oaza, do której trafili po wydarzeniach na pustyni, długo nie mogła wyjść jej z głowy. Przepełnione magią, przedziwne miejsce, o którym nie pisano w żadnym przewodniku czy księdze w pałacowej bibliotece. Zdążyła już sprawdzić. Z jakąś fascynacją oglądała swoje stare i pomarszczone dłonie o widocznych żyłach, które wciąż jednak były pełne energii. Na widok swojego odbicia w wodzie aż drgnęła jej siwa brew, a krótkim ruchem, mimowolnym zgarnęła siwe pasmo za ucho. Była obrzydliwie i paskudnie stara, ale nie przyszła tu kontemplować nad efektami procesów starzenia. Usiadła wygodnie nieopodal lustra wody, krzyżując nogi i łapiąc głębszy oddech. Pamiętała o naukach Shawna i o tym, że koncentracja była elementem absolutnie niezbędnym do uzyskania efektów w dziedzinie magii pozbawionej transmutatora. Dała więc sobie kilka minut na odnalezienie się w tym kłębowisku nieokiełznanej magii, której impulsy wyczuwało całe jej ciało, a przede wszystkim palce — co miała już chyba odrobinę wyuczone. Palce unosiły się i opadały, reagując na prąd przebiegający pomiędzy palcami. Czuła rosnące podekscytowanie, miała wrażenie, że każdy element otoczenia stanowi źródło czystej magii i do tego aura tego miejsca przypominała towarzystwo wybitnego czarodzieja. Takiego, który znał magię bezróźdżkową. Uniosła więc delikatnie dłoń, niewerbalnie rzucając zaklęcie ochronne, które jednak objawiło się początkowo tylko małym błyskiem światła, zamiast tak dobrze znanej Protego tarczy. Odetchnęła głębiej, kręcąc szyją i poruszając palcami, które stare — chociaż bezobjawowo — wydały z siebie nieprzyjemne gruchnięcie. Tym razem uniosła powieki i nieco wyżej zadarła dłoń, inaczej układając palce i stosując gest, który na myśl przywodził jej pewną formę przytulenia, zbliżając ręce do torsu. Światełko wzniecone z otaczającej jej magii było większe, jednak wciąż niestabilne. Nessa nie była jednak w żaden sposób zirytowana, dostrzegając kolejny raz unikalność tego miejsca. Dopiero Protego wypowiedziane szeptem i z nienaganną dykcją, mocniejszym ruchem palców sprawiło, że błękitna, magiczna tarcza na krótką chwilę otoczyła jej postać, zaraz jednak rozpływając się w powietrzu i znikając gdzieś nad wodą.