Retrospekcje
Osoby: Valeria Albescu,
@Dragos FawleyMiejsce rozgrywki: Ardeal, Rumunia
Rok rozgrywki: 2005
Okoliczności: patrol prefektów
Niechętnie porzucała swoje książki na rzecz innych obowiązków. W ich towarzystwie czuła się bezpiecznie. Odczytując szeregi zdań rozszerzających jej rozumienie jasnowidzenia, przynajmniej miała poczucie celu. Oprócz tego, miała niewiele. A nawet to znikało, kiedy tylko wracała do wykonywania codziennych czynności i obowiązków.
Ściskała aktualnie czytaną książkę pod pachą, przemierzając korytarze Ardeal późnym wieczorem, aby stawić się na swoim patrolu. Odznaka prefekta błyszcząca na piersi nie przynosiła jej dumy; była tylko kolejnym ciężarem uświadamiającym jej bezsens tego wszystkiego. Jej poczucie odpowiedzialności było na tyle wysokie, że nie mogła zignorować nałożonych na nią obowiązków, ale nie na tyle, żeby jej krok nie był nasycony chęcią bycia gdzieś indziej i żeby jej myśli nie uciekały do wiedzy wypisanej skrupulatnie na kartach niesionej księgi. Miała nadzieję, że noc minie spokojnie i w towarzystwie, które pozwoli jej zatopić się w lekturze, tylko w tle skupiając się na spoczywającym na niej zadaniu. Miała nadzieję zatopić się w swoim ulubionym
prawie nieistnieniu i robić tylko to, co w jej głowie miało przybliżyć ją do
wreszcie życia.
Skręciła w odnogę korytarza mechanicznie; wzrok miała wbity w ziemię. Grzywka przykrywająca zapobiegawczo lewe oko, które coraz częściej ku jej przerażeniu uciekało
gdzieś indziej, narażając ją na niewygodne pytania i uwagi, łaskotała ją w twarz przy każdym powłóczystym kroku. Echo uderzeń stóp o kamienną posadzkę odbijało się od ścian – jedyny dźwięk, który o tej porze roznosił się po szkole.
Już teraz była zmęczona i zniechęcona. I tak nie mogłaby zasnąć, ale mimo to wolałaby znaleźć się w łóżku (najchętniej innym niż to w jej dormitorium, niezmiennie przypominającym o najgorszym poranku jej życia). Westchnęła cicho sama do siebie, zanim nie wychyliła się zza węgła, docierając do celu swojej podróży – i natychmiast zamarła w miejscu, kurcząc się w sobie i zaciskając mocno powieki, w myślach przeklinając wszystko, co doprowadziło ją do tego momentu.
W korytarzu, który miała patrolować, stał Dragos Fawley.
Wystarczało, że swoją obecnością w lekcyjnych salach przypominał jej o wszystkim, czego nie chciała – chociaż musiała – pamiętać. Unikanie go na co dzień nie wymagało od niej wiele – i tak ich drogi rozeszły się wraz z zaginięciem Rose. Po tych trzech latach stali się sobie zupełnie obcy. Obracali się w zupełnie innych kręgach (właściwie, to on obracał się w kręgach; ona samotnie przeżywała swoje codzienne tortury) i nie odzywali się do siebie, o ile nie byli do tego zmuszeni okolicznościami. Jedyne, co ich łączyło, to wspomnienia zbyt bolesne, żeby znieść swoją wzajemną obecność, ten sam rok urodzenia, skrzyżowane raz na jakiś czas spojrzenia, którymi natychmiast uciekali w inne miejsca – i odznaka błyszcząca u przodu szkolnej szaty.
Valeria przełknęła głośno ślinę, gdy i teraz te spojrzenia się skrzyżowały. Niechętnie skinęła głową na powitanie, powolnym krokiem zbliżając się do środka przejścia, gdzie stał Dragos.
Jakimś cudem do tej pory udawało jej się tego uniknąć – może w wyniku jej błagań wysyłanych w stronę wszechświata odkąd tylko dowiedziała się, że ze wszystkich rówieśników, to właśnie z nim dzieliła funkcję prefekta. A może nie – skoro tego wieczora jej błagania zostały zignorowane.
Otoczyła się ramionami, zaciskając palce prawej dłoni na trzymanej książce, niepewnie stawiając stopy i usilnie unikając patrzenia w kierunku chłopaka. Pochyliła głowę do przodu, żeby rozpuszczone włosy zasłoniły jeszcze więcej, niż zwykle, pragnąc schować się jak najgłębiej. Miała ochotę odwrócić się na pięcie i odejść – ale wiedziała, że nie może.
Stanęła więc w pewnej odległości od niego, przesuwając książkę spod pachy na pierś, jakby miała ją chronić przed… czymkolwiek, co ją czekało. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Może Dragos podchwyci ton jej milczenia i zrezygnuje z grzecznościowej wymiany słów? Mogła sobie jedynie wyobrażać, co dzieje się w jego głowie, ale miała cichą nadzieję, że odwzajemnia jej niechęć do tego niespodziewanego kontaktu i postawi na milczące porozumienie, którego efektem miałoby być kilka godzin patrolu spędzonych we względnym spokoju – nadszarpywanym jedynie wzajemną obecnością, ale nie rozmową.