C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Wiele legend krąży wokół tego miejsca, od jednej osoby usłyszysz, że to kwestia przypadku, inna szeptem opowie o Olbrzymie, którego niegdyś czcili, a kolejna, że mieszkała tu potężna wróżbiarka. Może wszystkie opowieści mają ziarno prawdy, jedno jest pewnie – każdy z trzecim okiem, czuje tutaj nagły przypływ energii, zupełnie jakby ktoś go prowadził. Jeśli przyprowadziły cię tu historie, na pewno nie pożałujesz, jeśli trafiłeś tu przypadkiem – bujna przyroda na pewno ucieszy twoje oko. Możesz się tutaj dostać jedynie teleportacją, jeśli potrzebujesz pomocy – odnotuj w odpowiednim temacie stratę 20G, a opiekun Dłoni zapewni ci transport. Rzuć kostką: ●parzysta – spotykasz starca dbającego o to miejsce, który opowiada o jego historii, nieco przynudzając, ale możesz upomnieć się o 1pkt z Historii Magii. ●nieparzysta – nie spotykasz żywej duszy.
Tutaj nie musisz nosić specjalnego stroju.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Całym sobą chłonął ten czas, który dodatkowo dostali z Freją właśnie tutaj, w Arabii. Cieszył się jej obecnością, co rusz całował skroń lub czoło i przy każdej możliwej okazji nie wypuszczał jej maleńkiej dłoni – tak jak i w tej chwili, gdy beztrosko spacerowali po okolicy, odkrywając nowe miejsca. A kiedy nagle przypomniał sobie o lokalizacji, którą polecił mu randomowy Arab, ostrzegł ją, że za pięć sekund się będą teleportować, nie dając jej zbyt wiele czasu na protesty i dopytywanie gdzie, po co, na co i dlaczego. Przeniósł ich na nieznany teren, z trudem powstrzymując wymioty, spowodowane gwałtownym transportem. - Chyba nigdy cię nie zawodzę, jeśli chodzi o fantastyczne miejscóweczki – uśmiechnął się szeroko, obejmując ją w pasie, szczerze przekonany, że towarzyszka faktycznie zawsze jest zadowolona z atrakcji, które jej zapewniał. – Podobno jest tu jakiś olbrzym czy inny troll, w zasadzie to nie wiem o co chodzi, ale jest ładnie, z odpowiednim klimacikiem – pokiwał głową, rozkoszując się przepięknym widokiem i obecnością Freli. – Widzisz tę dłoń przed sobą? – wyciągnął wytatuowany palec przed siebie, wskazując jej kurwitną skałę, której nie zauważyłby tylko ślepy. – Związana jest z przeznaczeniem albo losem – podrapał się po głowie, próbując przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, jakie usłyszał wczoraj od podejrzanego jegomościa. – I w związku z tym, no, mam pytanie, a właściwie propozycję. Bo za każdym razem jak zaczynałem temat to albo byłaś zajęta chochlikami albo zajebana przez szemrane piwo i już dłużej nie wytrzymam w tej niepewności. MIANOWICIE – mam rezydencję w Dolinie, którą chcę dzielić tylko i wyłącznie z tobą. Chcę słyszeć w niej twój śmiech, budzić się przy tobie, a wszystkie szafki zapełnić smoczym winem i mieć świadomość, że jak wracam z pracy, to właśnie ty tam będziesz. Bo… Dalej nie wiem czy po wakacjach zostajesz na wyspach czy wracasz do Norwegii. I jak będziesz chciała to pojadę za tobą na drugi koniec świata, ale muszę wiedzieć, że też tego chcesz. Mnie, mam na myśli – spuścił wzrok, zbyt przytłoczony wszelakimi wątpliwościami, bo dalej nie dowierzał, że ktoś taki jak Freja wciąż trwał u jego boku. W międzyczasie gładził kciukiem wierzch jej dłoni na znak, że faktycznie jest gotów rzucić wszystko – rodzinę, swój kraj czy wymarzoną i pewną karierę na rzecz bycia przy niej.
Wizja ukończenia szkoły malowała się różnymi barwami na przestrzeni lat. Czasami słonecznie otulała nosek nadzieją na rzeczy wielkie, innym razem ciemną chmurą opadała na powieki. Klątwa Wizualizacji Jakóbiaka brutalnie zdzierała pierwiastki snu ze spiętego ciała, gdy głowa rozmyślała nad tym, czy przyszłość przyniesie w koszu niewiadomych więcej rzeczy niepewnych, rozczarowujących lub wywołujących nerwowe kołatanie serca. Życie poza murami Hogwartu było czymś, co przybyło znacznie szybciej niż się spodziewała. Myślała, że do tego momentu będzie miała już wszystko dokładnie poukładane w życiowych szufladach, a pierwszy krok postawiony jako oficjalny dorosły zadudni o ziemię powagą i stabilizacją. Kroczyła jednak powolutku, wciąż czasami podskakując dziecięco, bo te wszystkie obawy były pokryte mgłą, przez którą nie sposób było się przedrzeć, gdy dłoń ściskała kurczowo palce ciepłej przyszłości. Ta świadomość nie pozwalała jej bać się o jutro. Nie, kiedy jutrem miał być Aslan. - Ciężko o słabe miejscóweczki w Arabii Hinduskiej – mruknęła z przekąsem, chcąc nieco mu odjąć z narcystycznej aury, ale zaraz przylgnęła do niego bliżej, aby nie dopuścić do powstania zbędnych szczelin między ich sylwetkami. - Czy zawsze musimy mieć za towarzysza jakiegoś dziwnego zwyrola? Jak nie szemrane babki bez zębów od voodoo, to szamańskie dziadki lub skałolbrzymy – westchnęła, podążając wzrokiem w kierunku, który wskazywał. Przez chwilę chciała zapytać, czy to czasem nie jego dłoń jest związana z przeznaczeniem, ale przecież doskonale znała odpowiedź. Za chwilę jednak miała sobie uświadomić, że jest ktoś, kto wciąż na tę odpowiedź czeka. - Nie wiem – palnęła w pierwszym odruchu, kiedy do ust w końcu dotarł impuls z mózgu i ciała, które zamarły na dłuższy moment; płuca z głębokim westchnieniem zaczerpnęły tlenu po dłuższej przerwie, bo to krótkie oświadczenie sprawiło, że zapomniała, jak się oddycha. - Nie wiem, co planowałam – uściśliła od razu, kiedy tylko zdała sobie sprawę, jak nieprzyjemnie jej słowa zawisły w powietrzu. - Wiem tylko, że wszystko to, co do tej pory chciałam zrobić, nie będzie choćby w jednej kosmomiliardowej tak satysfakcjonujące, jeśli nie będę miała ciebie obok. Bo... musisz być. Tutaj. Lub tam. Gdzie tylko zechcesz, ale ze mną. Bo ja... chcę podążać dokładnie w tym samym kierunku, w którym będziesz ty. I chcę dzielić z tobą każdy dzień, więc jeśli faktycznie ty również.. chcesz mnie... w swojej codzienności... - Zamilkła, aby zaczerpnąć powietrza, które nie pozwoliłoby jej umrzeć z wrażenia na miejscu; myślała, że się rozpłynie. Wizja posiadania go tuż obok, na wyłączność, na co dzień, na co noc i na pogodę oraz niepogodę była oszałamiająca. Niewiarygodna. Obezwładniająca i wciąż jakby oblepiona pierwiastkami braku realizmu. Zupełnie, jakby gdzieś w lekkich obłokach czaiła się burza. - To mam nadzieję, że ta codzienność nie przyniesie ci rozczarowania. Bólu, pretensji i oskarżeń rzucanych ze strony rodziny - Dokończyła po chwili, opuszczając nieco podekscytowaną głowę i uciekając wzrokiem gdzieś na bok; początkowa ekscytacja robiła miejsce kiełkującym niepokojom - mieli przecież jeszcze tyle niewyjaśnionych spraw w życiowych kieszonkach. O ile jej rodzice pokochali Aslana całym sercem, o tyle państwo Coltonowie wciąż malowali się w jej głowie wielką niewiadomą. Wystarczył jej sam fakt, że wzmianki o ich istnieniu osiadały delikatnym cieniem w kącikach aslanowych ust. Coraz rzadziej, ale zawsze. Jako jego osobiste Słońce chciała rozgonić te natrętne chmury. Musiała wiedzieć, jak z nimi walczyć. I czy właściwie jest z czym.
inny czas - przenosi nas Robin parzysta, rozegram później
Choć nie umiał się jeszcze teleportować (już niebawem ma siedemnaste urodziny!) to jednak znał uczucie skręcających się wnętrzności. Niejednokrotnie babcia bądź Lucas przenosili go z miejsca na miejsce, a więc teleportacja wykonana przez Robin nie wywołała w nim sensacji żołądkowych. Był przygotowany na solidną wyprawę. Miał ze sobą swój bezdenny plecak z wieloma fajnymi rzeczami, a nawet wziął ubrania nieco grubsze, bowiem z tego, co Robin mówiła (a dokładniej tyle zapamiętał z jej opowiadań, bo trochę jej nie słuchał gdy zaczęła przynudzać) to będą gdzieś… wysoko. Zmiana klimatu miała dać się później we znaki. Wylądowali z trzaskiem, poczuł twardy grunt pod nogami i postanowił zażartować. - Au, rozszczepiłem się, auua!- zawołał, łapiąc się teatralnie za ramię, a chwilę później parsknął śmiechem, aby wydało się, że to nieudolny żart. - Oj, nie miej takiej miny jakbyś nie spodziewała się, że będę się nabijać!- otrzepał się z nieistniejącego kurzu i poprawił na głowę czapkę z daszkiem, która w trakcie teleportacji zsunęła się trochę na uszy. Dopiero wtedy rozejrzał się po okolicy i… zaparło mu dech w piersiach, a o to naprawdę trudno. Momentalnie zamilkł, a nogi wryło mu w ziemię. Oczy miał szeroko otwarte i niedowierzał temu, co widzi. Nie chodziło tylko o te zajebiste kamienne palce i świadomość, że stoją we wnętrzu "dłoni", ale ta roślinność… ta dzika przyroda, bujna, nieokiełznana… pnącza, bluszcze, skrzywione drzewa, kolczaste krzewy, grube warstwy wilgotnego mchu, trawa tak gęsta jak nigdy… Szum wody, wiejący mocniej wiatr, chłód, zapach lasu… Eskil usiadł na jakimś pobliskim śliskim kamieniu, bo nie był w stanie stać prosto na widok czegoś, co tak strasznie mocno było bliskie jego drugiej części natury. Momentalnie jego policzki nabrały jaśniejszego, przyciągającego wzrok blasku (i tylko tyle), co mogło sugerować jak się czuje. Cały stres ostatnich dni z niego uleciał. Wszystkie mniejsze bądź większe problemy przestały istnieć. - Nie wiem gdzie jesteśmy ale ja tu zostaję.- wydusił z siebie, a jego niebieskie oczy płonęły z paru odczuć: poruszenia, zaskoczenia, zachwytu i pewnego rodzaju lęku, ściśle związanego z szacunkiem względem tego miejsca. Pierwszy raz odkąd jest w Arabii, zapragnął uszanować coś, co tak mocno doń przemawiało. Potarł dłonią swoje czoło, jakby próbował wyrwać się z szoku. - Na gacie Merlina, czuje się tu tak… nie wiem, wyniośle?- nie potrafił oderwać wzroku od tej bujnej roślinności i spozierającej zewsząd dzikości. - Ja nie mogę, jakie to zajebiste. Czuje się taki mały tutaj, ale to jest cholernie przyjemne. Niech mnie avada trzaśnie, ja się tutaj przeprowadzam. - nie był w stanie jeszcze wstać (zapewne kolana mogłyby trząść się mu z wrażenia), więc chłonął wzrokiem otoczenie. Nawet Dolina Godryka go tak nie poruszyła jak to miejsce… ta dłoń… ta zieleń… czuł się jak na haju. Wiedział już czego będzie pragnąć po pokonaniu progu Pokoju Życzeń.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
O nie, nie zamierzała powiedzieć Eskilowi, dokąd go zabiera. To przecież nie pasowałoby do jej ogólnej koncepcji, w której to zaskakuje go pięknem krajobrazu, o którym słyszała ze swoich opowieści. Dlatego dzielnie znosiła jego jęki i narzekanie, kiedy nie wiedział gdzie ich zabiera. Kręciła oczami za każdym razem kiedy to narzekał, że znów wpadła na jakiś głupi i postrzelony pomysł. I uparcie nie mówiła dokąd się udają. Jak niespodzianka, to niespodzianka pełną parą i żadne narzekanie półwila miało jej nie zrazić. W odpowiedni dzień zapakowała swój plecak w najpotrzebniejsze jej zdaniem rzeczy i stanęła obok niego, zerkając z dołu na jego blond czuprynę. - Już nie rób takiej miny, będzie fajnie! - zapewniła go po raz wtórny, wyciągając dłoń w jego stronę, aby złączyć jego palce ze swoimi. Kiedy już to uczyniła, przywdziała na usta szeroki uśmiech i wciągnęła ich w tunel teleportacyjny. Ogarnęło ją bardzo znajome uczucie przeciskania się przez bardzo wąską rurkę. I kiedy już sądziła, że udusi się od tego ciśnienia, wylądowali na własnych stopach na twardym gruncie. Nim zdążyła nawet odetchnąć cudownie rześkim powietrzem, to od razu usłyszała słowa chłopaka odnośnie rozszczepienia. Przerażenie wkradło się na jej twarz, kiedy to zaczęła go szybko przeglądać gotowa od razu zacząć używać odpowiednich zaklęć uzdrawiających. - Oh, jaki ty jesteś głupi! - ofukała go i od razu uderzyła otwartą dłonią prosto w tę głupią głowę, upstrzoną blond włosami. Jak ona go niekiedy nienawidziła! Zagarnęła kilka kosmyków swoich własnych blond włosów za ucho i sama rozejrzała się po okolicy. Nie ma co, była tak piękna, jak opowiadał to jej jeden z dziwnych jegomościów spotkanych na Jamalskich ulicach. Wspaniały widok rozpościerał się wokół nich tak, że nic ani nikt innego nie miało kompletnie znaczenia. Napawała tym swój wzrok, a na jej wargach błąkał się delikatny uśmieszek. Na Merlina, w takim miejscu mogła umrzeć, dosłownie. Nie wiedziała jednak, że pomimo, że zrobił na niej ogromne wrażenie widok, który rozpościerał się wokół nich, było to nieporównywalne do odczuć Eskila. Uśmiech zadowolenia rozlał się na jej wargach kiedy zrozumiała, że to ona jest autorką takich doznań. Przyglądała mu się bardzo zadowolona z siebie oraz ze swojego pomysłu. I kiedy to on kontemplował nad cudownością tego miejsca, ona sięgnęła do swojej płóciennej torby, z którą to przecież nigdy się nie rozstawała. Wyciągnęła z jej wnętrza pudełko z babeczkami, gdzie w jednej z nich tkwiła specjalna świeczka kupiona na jednym z ulicznych straganów. Zapaliła ją przy pomocy zaklęcia po czym ta zaczęła głośno syczeć. Obróciła się w stronę półwila z pudełkiem w dłoniach i szerokim uśmiechem na ustach. - Wiem, że do twoich urodzin jeszcze trochę czasu, ale pomyślałam, że nie każdy ma okazję świętować je w takim miejscu, a skoro ta tobie już się trafiła, to powinieneś korzystać z niej do cna- obwieściła, szczerząc się szeroko w jego stronę, jak to tylko potrafiła robić względem niego. - No, myśl życzenie i dmuchaj!- ponagliła go, bo jednak w tym miejscu panował delikatny wiatr, który mógł zdmuchnąć świeczkę, nim zrobi to Eskil.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie miał wątpliwości, że będzie fajnie. Cokolwiek nie robił z Robin, z reguły było to bardziej niż fajne. Nawet jeśli mieliby leżeć plackiem na środku pustyni to miał pewność, że świetnie bawiliby się w swoim towarzystwie. Zaufanie jakim ją darzył nie miało w chwili obecnej zbyt jasno nakreślonych granic. To nie było zbyt zdrowe podejście, ale jakoś musiał rekompensować sobie złamane serce poprzez obdarzanie ją zaufaniem. Miło było odstawić cały bagaż emocji do przeszłości i zająć się celebrowaniem teraźniejszości. Próżno szukać na nim skruchy z powodu żarciku. Wybuchnął większym śmiechem kiedy go zdzieliła, na co sobie jak najbardziej zasłużył. Powinna przyzwyczaić się, że czasami zachowuje się jak skończony dureń. Powinien wydorośleć, ale w jego przypadku zachodziło to w procesie drastycznie spowolnionym. Zachłysnął się miejscem. Nie spodziewał się, że ta dzika natura tak bardzo do niego przemówi. Czuł się tutaj tak wspaniale, jakby znalazł się w domu. Trudno było mu opisać własne odczucia lecz miał wymalowane je na twarzy. Tylko osoba, która tak dobrze go zna wiedziałaby co mu pokazać, aby go zachwycić. Nie wyobrażał sobie, aby ktokolwiek z jego znajomych miałby wpaść na taki pomysł. Towarzyszyła mu świadomość, że w tym miejscu nie potrafiłby się w żaden sposób zdenerwować. Skierował wzrok na Robin kiedy ta stanęła naprzeciw niego z babeczkami i śmieszną świeczką. Wyszczerzył się od ucha do ucha, a skóra jego twarzy bogato błyszczała, zdradzając ekscytację kłębiącą się w jego trzewiach. Podniósł się do pionu, ignorując miękkość w kolanach. - To najbardziej zajebisty prezent jaki ktoś mógł wymyślić. - oznajmił na tyle szczerze, że sam się sobie zdziwił. - Co ja mógłbym chcieć... HMM! - zastanawiał się na głos bowiem zachcianek miał milion, ale życzenie...? Chwilę myślał, a później zdmuchnął świeczkę nim wiatr miał się tym zainteresować. - Dzięki. A wiesz, że wziąłem ze sobą ten antałek z Norwegii? Cały czas noszę go w plecaku. - przejął od niej babeczkę po to, aby niby ją zjeść, a zrobił to tylko po to, aby znienacka zainicjować przytulenie jej... a dokładniej zamknięcie jej przy swoim torsie z pomocą tych długich patyczkowatych ramion. Co miał mówić jej jaki był poruszony skoro łatwiej przemawiało zachowanie? Puścił ją chwilę później i rozejrzał się po wielkiej kamiennej dłoni. - Idziemy na samą granicę tych skał? Widoki muszą być zajebiste. Napijemy się, pożremy babeczki, zrobimy zdjęcie i wyślemy Hunterowi, żeby był zazdrosny, że tego nie widzi.- przedstawił jej swój plan i wyciągnął świeczkę, obracając ją sobie w palcach.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Jakimś dziwnym sposobem ona również nigdy nie nudziła się w obecności Półwila. Zawsze potrafili poradzi sobie nawet z najmniejszymi zalążkami nudy czy to poprzez wymyślanie coraz to dziwniejszych pomysłów na spędzenie czasu, na wszczynaniu dzikich awantur kończąc. Ale w ostatecznym rozrachunku i tak była zadowolona z tego, co osiągali, jak spędzali czas, kiedy i co robili. Naprawde dobrze się dogadywali. Kiedy w końcu ustalili oraz doszli do wniosków, co się dzieje pomiędzy nimi, ta relacja stała się nagle cholernie przyjemną, gdy w końcu była pozbawiona wszsytkich niedomówień. Więc nic dziwnego, że kiedy nie doczekała się jakiejkolwiek skruchy po tym nieudanym żarcie, to nawet nie wykazała jakiegokolwiek zaskoczenia tym faktem. Znała go i wiedziała, że niewiele sobie zrobi z jej gadania, zbyt zajęty nagłą kontemplacją nad otoczeniem. Nie dziwiła mu się. Sama była niezwykle zadowolona z tego, jak to wszystko wyglądało i jeszcze raz pogratulowała sobie w myślach tego, że zdecydowała się własnie tutaj udać z Eskilem. Chociażby po to, aby dostrzec ten nieskrywany zachwyt na jego twarzy, było warto. I jeszcze ten uśmiech, którym tak ochoczo ją poczęstował. Była naprawdę zadowolona ze swoich dokonań i chętnie poklepałaby się sama po plecach, gdyby nie trzymany w dłoniach karton z babeczkami. - Masz to powiedzieć głośno przy wszystkich, najlepiej na uczcie powitalnej w Wielkiej Sali, żeby każdy był pewny tego, kto wywołał u ciebie taki zachwyt - zażądała od razu od niego, grożąc mu przy tym palcem i dosyć dosadnie pokazując, że naprawdę była gotowa usłyszeć podobne zapewnienia z jego ust, kiedy tylko już wrócą do szkoły. A niech wszyscy wiedzą, jaką jest wspaniałą przyjaciółką! Uśmiechnęła się jeszcze szerzej (chyba będzie miała od tych uśmiechów zakwasy na buzi...), kiedy zdmuchnął dziwaczną świeczkę. - Poważnie go wziąłeś? - Nawet nie musiała udawać zaskoczonej, bo faktycznie taka była. A potem wypchnął z jej płuc cały zapas tlenu, kiedy nagle postanowił ją przytulić. Merlinie, naprawdę zrobił to silnie, bo nawet oderwała się stopami od ziemi. - Du-sisz-mnie - wydukała, choć kompletnie nie przeszkadzał jej ten fakt. A mógł ją tak dusić, ile tylko zapragnął. Miał być szczęśliwy i będzie, choćby miała mu to szczęście atramentem na twarzy wymalować. Zrobiła nieco skwaszona minę, kiedy postanowił jednak zostawić ją w spokoju. Złapała się jego ramion, aby odzyskać równowagę i dopiero po kilku sekundach je puściła. - Skoro chcesz robić zdjęcia... - zaczęła ponownie grzebać w swojej nieodłącznej torbie po czym wyjęła z niej aparat, który dostała od Eskila w ramach prezentu świątecznego, szczerząc się przy tym naprawdę mocno. - Widzisz? Pomyślałam o wszystkim! - oznajmiła naprawdę dumna z siebie. Naprawdę zadbała o to, aby ten dzień był wyjątkowym i wszystko było idealnie. Chciała, aby ten dzień zapadł w pamięci Ślizgona na naprawdę długi czas. W końcu tylko raz w życiu kończyło się siedemnaście lat!
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie musiała go więcej prowokować. Wystarczy rzucić parę słów na wiatr, a wtedy jego oczy nabierały tego specjalnego błysku, który jasno mówił: myślisz, że tego nie zrobię? Uśmiechnął się i mogłoby wyglądać to groźnie, gdyby go nie znała. - W porządku. Nagłośnię swój głos zaklęciem i wywrzeszczę w trakcie uczty, wyraźnie akcentując kto dał mi zajebisty prezent. Będziesz przez chwilę popularna. - wyszczerzył się, a trybiki jego w głowie przeskakiwały w tryb "złośliwość". Nie, nie miał żadnych obaw przed realizacją tego planu. Potencjalny szlaban? A skąd. Tu chodzi o zabawę! Ktokolwiek znał go dłużej niż pięć minut to musiał mieć świadomość, że ten człowiek czasami nie znał granic, przez co wielokrotnie pakował się w kłopoty. - A czego ja nie mam w tym plecaku... - machnął ręką, bo prawda była taka, że panował tam istny bałagan. Wystarczyło dorwać bezdenny plecak, a istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że gdzieś tam, pod wieloma warstwami przedmiotów martwych leży sobie kanapka sprzed wakacji. Nie wiadomo kiedy sobie o tym przypomni. Tymczasem zamknął sobie Robin w niedźwiedzim uścisku, bo... mógł. - Oj, nie marudź. - prychnął kiedy sugerowała, że ją dusi. Mimo wszystko lekko zwolnił napór ramion, ale i tak przytulenie kwalifikowało się do bardzo solidnych. Nie jego wina, że większość dziewczyn (z Robin na czele) jest niska, drobna, chuda i łatwa do zgniecenia. - Od czasu do czasu lubię wzbudzać zazdrość. - zaśmiał się i pocwałował do jednego z krańców tej zawieszonej wysoko kamiennej ręki. - Ja wiedziałem, że weźmiesz aparat i dlatego tak powiedziałem. - pokazał jej język, odbierając jej zasługę "pomyślenia o wszystkim", ciesząc się, że był ten krok do przodu. Musiał przejść przez wielkie chaszcze i gdyby szedł z kimś obcym to nie zawracałby sobie głowy pomocą, ale to była Robin. Z tego powodu po przekroczeniu gęstych chaszczy zatrzymał się i wyciągnął rękę w jej stronę, aby jej pomóc. - Przytrzymaj się mnie bo utoniesz w krzakach. - oznajmił wesoło i czekał aż przedostanie się blisko niego. - Jak wrócimy z Arabii to będę organizować te urodziny. Zaproszę parę osób, bo nie chcę obcych głupoli. - poinformował ją i wcale nie puszczał jej dłoni kiedy ruszyli dalej. Ot, dosłownie trzy minuty później znów mógł ją wesprzeć w przejściu po śliskim pniu, który najwyraźniej leżał na ziemi dobre kilkadziesiąt lat. Parę chwil później byli już w odpowiednim miejscu, bo wiało tu niemiłosiernie i było też zimno. - Zastanawiam się czy Doireann padnie na zawał jak będę nalewać wszystkim ognistej whiskey. - zaśmiał się pod nosem. - Jak coś to mnie zidentyfikujesz nad ranem, okej? Chcę się upić, ale tym razem wiesz, tak legalnie. - wyszczerzył się i usiadł mchu, jakieś cztery metry od granicy kamiennej ręki. Kilka chwil szukał w plecaku antałka, trochę siłował się z grawitacją aż w końcu wyciągnął beczułkę. Do tego oczywiście dwa samonagrzewające się kubki, do których wlał gorący słodki miód. - Skoro harpia nie wyłazi ze mnie jak jestem pijany to chcę się bawić na całego. - dodał jeszcze, nie mogąc się już doczekać imprezy gdzie zgromadzi najbliższych i najważniejszych. Ciekaw był czy wszyscy przyjdą... nie pytał nikogo czy będzie, zamierzał postawić wszystkich przed faktem dokonanym... jak to miał w zwyczaju. Oparł plecy o kamień i wyciągnął przed siebie nogi. To nic, że zimno i wieje. Najważniejsze są wrażenia.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Jak to jest, że to wszystko w tej relacji wychodziło tak kompletnie samodzielnie i naturalnie, tego nikt nie mógł wiedzieć i zrozumieć. Robin nawet już nie próbowała. Ot tak po prostu uwielbiała tego półwila i niemal zawsze była gotowa zgodzić się nawet na najbardziej odjechane pomysły. Wiedziała, że w drugą stronę działa to w ten sam sposób i nie miała kompletnie z tym problemu. I szczerze mówiąc była naprawdę ciekawa, czy chłopak zrobiłby coś podobnego podczas uczty powitalnej. Jakby na potwierdzenie swojego sceptycyzmu, uniosła jedną brew ku górze i wymownie zaplotła dłonie na wysokości klatki piersiowej. - Ja już jestem popularna, nie potrzebuję do tego krzyków jakiegoś półwila - prychnęła pod nosem na taką zniewagę, bo przecież... No bez przesady! uszczypliwości uszczypliwościami, ale żeby aż tak! Wchodził na grząski grunt. Tylko że potem jakoś tak ją miło przytulił, co skutecznie neutralizowało nagły gniew, którym postanowiła go obdarować w tamtym momencie. No jak mogła się gniewać, kiedy w tak entuzjastyczny sposób reagował na jej mały prezent?! Przecież to nierealne, prawda? Nic dziwnego, że szeroki uśmiech na stałe zagościł na jej ustach i nie miał prawa zniknąć, choćby chciała to zrobić. Parsknęła śmiechem kiedy wspomniał o aparacie i o swojej pewności co do faktu, że Robin postanowi go zabrać. Od razu przyłożyła go do twarzy i z zaskoczenia pstryknęła półwilowi zdjęcie, na którym wyszedł w bardzo niekorzystny sposób. - Będzie cudowna pamiątka! - obwieściła, pokazując mu od razu język i na wszelki wypadek cofając się, gdyby to zechciał zabrać jej aparat i usunąć zdjęcie. O nie, na to nie zamierzała pozwolić! Nie ma takiej opcji! Zamiast tego szybko schowała aparat do torby i wyjęła z niej dwie duże gumy balonowe, po czym jedną od razu wepchnęła sobie do ust. - Chcesz też? - zapytała po czym zrobiła ogromnego balona i bardzo głośno nim strzeliła. Resztka gumy zatrzymała się na jej nosie, więc musiała poświęcić chwilę na uporanie się z nią i doprowadzenie swojej twarzy do porządku. A potem podała mu dłoń i ruszyła z nim dalej przedzierając się przez chaszcze, które naprawdę miejscami były wysokie. Im dalej i dłużej szła z Eskilem u boku, tym bardziej żałowała, że wybrała miejsce, gdzie czekało na nią tyle zagrożeń. Ale najważniejsza tutaj była niekwestionowanie jego radość. - Gdzie zamierzasz robić te urodziny? - zapytała naprawdę ciekawa. Zastanawiała się nad tym, bo nie była pewna, czy profesor Dear pozwoli mu na zorganizowanie przyjęcia w swoim domu. Wydawało jej się to co najmniej dziwne. Imprezować w domu nauczycielki... Jego dłoń złączona z jej własną wydawała się dziewczynie czymś tak kompletnie naturalnym jak oddychanie. Więc nawet kiedy już zatrzymali się w odpowiednim miejscu, a ona ponownie strzeliła imponującym balonem zagłuszając ciszę wokół nich, nie zabierała jej do momentu, gdy Eskil nie postanowił powyciągać odpowiednie rzeczy ze swojego plecaka. Sama usiadła na jakiejś suchej kępce mchu i wyszczerzyła się szeroko gdy w końcu jej oczom ukazał się wspomniany antałek. - Jak w ogóle Dori to wszystko zniesie? W sensie, z tego co zrozumiałam, to ona raczej nie jest za bardzo... imprezowa - chwilę zajęło jej odnalezienie odpowiedniego słowa na określenie jego nowej... dziewczyny? Koleżanki? Prawdopodobnie nawet Eskil nie wiedział, jak powinien ją nazywać, a co dopiero Robin.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Teleportując się tutaj, razem, odnosił wrażenie, że teraz mogliby zapanować nad całym światem. Z tak wysoka mogli czuć się władcami wszechświata. Tak biadolił na tę Arabię, bo musiał nosić obcisły, kolorowy strój i do tego hodować sobie sztuczną brodę... ale teraz, kiedy Robin go tutaj przyprowadziła to nagle zapałał sympatią do egzotycznego kraju. Czy to nie jest oczywiste dlaczego zależało mu na dobrym kontakcie z Robin? Zaskakiwała go i dawała mu to, czego nawet nie był świadomy, że pragnie. Wystarczyło go tutaj przyprowadzić, a on, materialista (!) uznał, że to lepszy prezent niż wszystkie zabawki świata. To wprost niebywałe. - No ale dołączą pierwszaki to będę musiał uzmysłowić ich kogo mają czcić. - zaśmiał się, mając świadomość, że właśnie udobruchał przyjaciółkę i na wieki wieków zażegnał jej gniew. Z drugiej strony gdyby był złośliwy (a był) to mógłby zasugerować, że w swojej wypowiedzi nie podał żadnej poszlaki podpowiadającej kogo pierwszaki powinni czcić - Robin czy jego skromną osobę. Darował jednak, niech dziewczyna przez chwilę napawa się miłym słowem. Przymrużył jedno oko kiedy pstryknęła zdjęcie tuż przed jego twarzą. - Zdajesz sobie sprawę, że potomkowie wil są fotogeniczni? - wyszczerzył się i uniósł dumnie podbródek, szczycąc się, że nie ważne w jakiej odsłonie to żadne zdjęcie nie jest w stanie odmówić mu urody. Uwielbiał tę przewagę. Zaciągnął ją w drugą stronę, asekurując trzymaniem ręki, bowiem takie przyjacielskie gesty przestały go wewnętrznie zabijać z żalu. To niewysłowiona ulga, że mógł zdrowo cieszyć się z ciepła jej dłoni. Kątem oka dostrzegł jak to wiatr traktuje jej włosy. Powinien powiedzieć jej, że wygląda teraz bardzo śmiesznie? Zupełnie jakby Irytek wcielił się w jej fryzjera. Zaśmiał się bezgłośnie, zdjął czapkę z daszkiem i wcisnął ją na czubek głowy Robin, aby chociaż trochę te jej włosy oklapły. Potrząsnął głową, odmawiając gumy balonowej. Należał do fanów żelków, płetwalek i piwa kremowego. - W domu Beatrice. Rozmawiałem już z nią i nie dość, że się zgodziła to i postanowiła dać mi wypasione kieszonkowe. Oczywiście groziła mi przerobieniem mnie na składnik alchemiczny ale ogólnie będzie zajebiście. Będę miał wolną chatę i zobaczysz mój pokój. Jest wielgachny, a i dostałem kota od Beatrice i muszę go jakoś nazwać. Pokraka raczej nie pasuje, bo ostatnia Pokrakra skończyła tragicznie. - rozgadał się, żywo opowiadając bliskiej osobie o swoich odczuciach. Gadał jak najęty, nawet nie oczekiwał reakcji na każde zdanie, byleby Robin go słuchała i nadrabiała mimiką kiedy zarzucał ją informacjami. Usiedli wygodnie na mchu i mogli oglądać cały świat, a widoki były oszałamiające. Gdy tylko zauważył na sobie i na rękach Robin gęsią skórkę to wyciągnął z plecaka wymiętoszony koc, który w pośpiechu zgarnął ze swojego pokoju z Doliny. Zarzucił kawałek koca na ramiona Robin, a resztę na siebie, bo chyba nie myślała, że odstąpi jej cały? Nie rozmawiała z dżentelmenem! Wcisnął jej do ręki kubek z miodem pitnym. - Właśnie nie jestem pewien czy zniesie całą imprezę dlatego zaprosiłem też Liv, bo się przyjaźnią. - wyjaśnił swój tok rozumowania.- Nie będę w stanie cały czas siedzieć przy Doir i słuchać jej kazań o tym jak to alkohol źle wpływa na wątrobę czy coś. Moje towarzystwo jest popieprzone w porównaniu do jej charakteru więc sama rozumiesz, nie chcę aby tam padła na zawał jak będziemy pić whiskey i tańczyć. - oparł ramię o jej bark, podłączając się do kolejnego źródła ciepełka. Tak było mu dobrze.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
W doborowym towarzystwie wszystko stawało się lepszym i ten fakt nie podlegał w jej opinii żadnej, nawet najmniejszej dyskusji. Prawdopodobnie gdyby przyszła w to miejsce w towarzystwie kogokolwiek innego, nie zrobiłoby ono na niej takiego wielkiego wrażenia, jak obecnie. Podejrzewała, że to przede wszystkim przez niego, była równie mocno zachwycona widokiem skał kształtujących się w dłoń, roślinności tutaj bytującej oraz niesamowitego zapachu, który równie mocno wpływał na całokształt. Pewnie w innych warunkach bardziej zwróciłaby uwagę na jego docinki, ale teraz darowała to sobie, po prostu szczęśliwa, że ma go obok siebie. I zadowolona z faktu, że mogą teraz wspólnie żartować. Jak chociażby z tego, że nie miał prawa źle wyjść na zdjęciu, a ona trzymała w swojej dłoni żywy dowód na to, że jednak czasami wyglądał zwyczajnie jak kretyn. - Nie byłabym tego taka pewna, bo trzymam tutaj dowód na to, że w takim razie nie jesteś półwilem - pociągnęła jeszcze ten żart z całkowitą premedytacją, kiedy to po chwili ruszyli przed siebie. Owszem, jej włosy mocno falowały na wietrze, ale jakoś nie zwracała na to zbyt dużej uwagi, przyzwyczajona do tego, że zawsze było ich wszędzie pełno. Ot, jeszcze jeden z jej uroków, nic ponadto. Jednak jak widać Eskilowi to mocno przeszkadzało, bo po chwili wcisnął na jej głowę swoją czapkę, co zaskoczyło ją na tyle, że poślizgnęła się na najbliższym kamieniu i mocno uczepiła się jego ramienia. Gdyby nie on, to pewnie boleśnie obiłaby swoje cztery litery, nie ma co. Odsunęła darowaną jej czapkę nieco do tyłu, by cokolwiek widzieć i nie uszkodzić się jeszcze bardziej. - Patrzcie państwo, jestem Eskil Clearwater, najprzystojniejszy półwil we wszechświecie - próbowała udawać jego głos, ale kompletnie jej to nie wychodziło, więc na zakończenie po prostu wybuchła śmiechem i pokręciła głową. Blond kosmyki spadły na plecy, a czapka dobrze leżała. Rozsiedli się na mchu, a Robin bez większego skrępowania usiadła blisko niego. Musiała wykorzystać okazję, że jego łepetyna była odkryta i po prostu zmierzwiła mu te przydługie włosy, dalej radośnie żując gumę, gdy ten opowiadał dalej, co się dzieje. Jakoś tak jej dłoń została w tych jego włosach i ani myślała jej zabierać, bo się okazało, że te były tak miękkie, jak Robin to zapamiętała. Zerknęła na jego twarz z powątpiewaniem. - Jak nazwiesz kota Pokraką, to ja ciebie pokraką uczynię na całe życie - obwieściła bez cienia uśmiechu na ustach. Faktycznie zrobiło się nieco chłodniej, ale nie zamierzała narzekać. Zaskoczona spojrzała na niego z wyrzutem, gdy się odsunął od niej, tym samym pozbawiając ją znacznej dawki ciepła bijącego ze swojego ciała. Zmarszczyła brwi a następnie parsknęła śmiechem, gdy zobaczyła koc. - Ty naprawdę masz wszystko w tym plecaku - pokręciła z niedowierzaniem głową i od razu przysunęła się jeszcze bliżej niego, gdy narzucił koc na ich ramiona. Siedzieli teraz udo przy udzie, spoglądając na cudowny krajobraz, popijając miód. Czy mogła wyobrazić sobie lepiej spędzony dzień? Prawdopodobnie nie. - Ta Doireann wydaje się taka... spokojna- stwierdziła w końcu, kiedy wyjaśnił swoje obawy i upiła nieco z samonagrzewającego się kubka. Miód był równie cudowny w smaku jak ostatnim razem kiedy go spożywała. Wysunęła się nieco z pod jego ramienia, ale ledwie na sekundę czy dwie i tylko po to, aby sięgnąć po pudełko z babeczkami - Upewniłam się, że nie mają amortencji! - obwieściła jeszcze z szerokim uśmiechem na ustach, gdy ponownie usadowiła się pod jego ramieniem. Przełamała jedną babeczkę na pół i mniejszą (a jakże!) jej część wpakowała do jego rozdziawionych ust. - Może się rozrusza jak będzie w odpowiednim towarzystwie? - wróciła do tematu jego koleżanki i sama ugryzła spory kawałek tej samej babeczki, która pewnie już częściowo znajdowała się w jego żołądku. - Postaram się ją jakoś zagadać, żeby poczuła się luźniej - obiecała jeszcze, bo przecież jej też zależało na tym, aby wywrzeć dobre wrażenie na jego dziewczynie (?).
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie zastanawiał się nad tym co mówi ani co robi. Przy Robin mógł być sobą z całym pakietem własnych wad. Miał świadomość, że dziewczyna zamiast dobrodusznej akceptacji otrzymałby od niej salwę śmiechu gdyby znów zrobił z siebie idiotę. Niespecjalnie mu to przeszkadzało bowiem ta metoda działała w obie strony. Miło zauważać jej wady i mimo tego dalej ją lubić. - Robin, ty serio łudzisz się, że się przejmę choćby jednym niekorzystnym zdjęciem? - wywrócił oczami jakby tłumaczył dziewczynie prostą zależność. - Mam o sobie tak wysokie poczucie wartości, że musiałabyś zrobić mi jakieś sto takich zdjęć żebym na chwilę się tym przejął. - jak to jest, że non stop szczerzył gębę, nawet kiedy próbowała mu żartobliwie dopiec. Łatwo było spoglądać na siebie z dystansem kiedy policzki bolały od notorycznego uśmiechania się. Czasami w siebie wątpił jednak to dotyczyło płaszczyzny własnego charakteru i życiowych wyborów, rzadko miało to związek z jego aparycją. Miło być przystojnym bez wkładania w to wysiłku. Wybuchnął gromkim śmiechem, a ten dźwięk poniósł się echem po okolicy. - Musisz urosnąć o jakieś dwadzieścia centymetrów. - wytknął jej, rechocząc przy tym w najlepsze. Trzymał ją mocno kiedy postanowiła się poślizgnąć. No naprawdę, nie mogłaby popatrzeć choć raz pod nogi? Siedząc na mchu i opierając się o większy kamień różnica wzrostu była niedostrzegalna. Czuł się tak lekko i beztrosko kiedy nie miał w sobie tego całego bagażu emocjonalnego. Mógł czerpać pełną piersią z tego dnia, które stało się niejako przedsmakiem jego urodzin, które odbędą się za jakieś dwa tygodnie. Takie świętowanie było mu bardzo na rękę. - Pokrakę Pokraką nazwał Hunter, nie ja. - przypomniał o tragicznie zmarłym kameleonie. - Coś wymyślę jak zabiorę kota do Hogwartu. - przynajmniej nie będzie dobierał się do głaskania Lucyfera ani do kociaka Aleksandry. Co tu dużo mówić, kochał zwierzaki i one to w nim wyczuwały. - Czego ja tam nie mam... - parsknął, zasuwając w końcu zamek plecaka i siadając nieruchomo, mając dosyć tego wiercenia się. Popijał sobie miód pitny, a więc chłód nie był tak drastycznie odczuwalny. Nie potrafił pozbyć się ze swojej twarzy uśmiechu. Uwielbiał kiedy Robin bawiła się jego włosami, które osiągnęły już drastycznie niebezpieczną długość. Mimo wszystko było to nader odprężające więc tym bardziej rozleniwił się i zapewne nie ruszy się stąd przez najbliższe dwie godziny. Parsknął cichszym i krótkim śmiechem kiedy zapewniła, że babeczki są pozbawione amortencji. Dopiero teraz był w stanie się z tego śmiać, a jeszcze parę miesięcy temu poczułby się dotknięty taką uwagą. - No bo jest spokojna i cichutka. - potwierdził, bo czasami samo brzmienie jej imienia kojarzyło się już z ciszą i zgarbionymi ramionami. - Ta, wiem, jest skrajnie ode mnie różna i czasami mi to doskwiera. - dodał niewypowiedzianą myśl. Zsunął się nieco po to, aby oprzeć sobie głowę o jej ramię. Robiła z niego miękką bułę, która rozpływała się pod najmniejszym dotykiem. Sama jest sobie winna! Zaraz go nakarmiła babeczką, przy czym nakruszył na koc kakaowym ciastem. Wymamrotał coś pod nosem, co mogłoby sugerować, że jest wniebowzięty. - Próbuję ją rozruszać od jakichś dwóch miesięcy i dopiero niedawno zauważyłem minimalny postęp. - odparł, bo przecież kto jak kto, ale Eskil był "odpowiednim towarzystwem", a dokładniej popieprzonym ekstrawertykiem, który namawiał do złego, czyli do buntu. - Spoko, pewnie się ucieszy bo jej mówiłem o tobie i w ogóle, macie się poznać i te sprawy. - wykradł spomiędzy jej palców resztę babeczki i zanim miała walczyć o ten kawałek, wepchnął go do ust i zjadł z jeszcze większym zachwytem. Trząsł się od tłumionego śmiechu. - Jeśli nie ucieknie z imprezy przed północą to będzie sukces. Bo ty, to wiem, że zostaniesz do bladego rana, jak i jeszcze parę osób. Mam nadzieję, że wszyscy przyjdą. - zamierzał się bawić, pić alkohol, a do tego potrzebne było mu zaplecze odpowiednich do tego osób.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Żartowanie przy nim było dla Robin swoistą rutyną, w którą tak ochoczo popadała. Mogła to robić prawdopodobnie cały czas i nigdy nie miałaby dosyć. Odnajdywali się w tej dziwnej sytuacji bez najmniejszego problemu i oboje rozumieli się doskonale. Nawet kiedy coś ich dzieliło, to w końcu i tak dochodzili do jakiegoś porozumienia. Nie było innego wyjścia. Radzili sobie w tym wszystkim tak, jak tylko dwoje tak popapranych ludzi potrafiło to zrobić. Jak i w tym wypadku, kiedy otwarcie śmiała się z niego, próbując udawać chłopaka, co oczywiście wychodziło jej w sposób... żałosny, co Eskil od razu zauważył poprzez swój głośny śmiech, tym samym wywołując jeszcze większy napad robinowego rechotu. - Wtedy nie byłabym już taka słodka, jak teraz. Ale zobaczysz, kiedyś użyję eliksir wielosokowy to się zdziwisz! - otwarcie mu groziła, dalej się śmiejąc. W sumie to było ciekawa opcja, stać się kimś kompletnie innym chociaż na jeden czy dwa momenty. Na pewno podlegało pod poważne rozważenie, nawet jeśli dawca włosów potrzebnych do odpowiedniego działania eliksiru miałby o tym nie wiedzieć... Prychnęła pod nosem, słysząc kto odpowiadał za takie a nie inne imię dla tego biednego kameleona, którego to spotkał tak straszny koniec. - No tak, czego innego można by się po nim spodziewać - stwierdziła, wykonując efektownego młynka oczami, kiedy już zasiedli na ziemi. A potem już bawiła się jego włosami ciekawa, kiedy ostatni raz zaatakował go ktoś z nożyczkami bądź odpowiednim zaklęciem pod ręką. Zdecydowanie chyba zbyt dawno. - Mogę ci zapleść warkoczyki? - zapytała, gdy się tak bawiła i nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć to już sięgnęła drugą dłonią w stronę jego włosów gotowa rozpocząć swoje dzieło choćby i zaraz! A co! Skoro już posiadał tak długie włosy, to dlaczego miała się ograniczać? Mieli być sobą w tej relacji, więc Robin starała się właśnie taką osobą być. Słuchała go dalej kiedy wspominał o dziewczynie, której przecież jeszcze nie miała (chyba...) okazji poznać. Nie mogła więc mieć na jej temat żadnego zdania, ale pewne było jedno; jeśli Eskil czuł się w jej towarzystwie dobrze, to jej do szczęścia nie było potrzeba nic więcej prócz tego właśnie. - Wiesz, czasami przeciwieństwa się przyciągają, nie? - powiedziała w końcu, kiedy ten postanowił wygodniej ulokować się na jej ramieniu. Westchnęła nieco, dalej spoglądając przed siebie, na cudowny widok który zmalowała im Arabia. Kto by się tego spodziewał... Ona z pewnością nie. - A może robisz to w zły sposób? W sensie, nie każdy potrzebuje od razu tak wielkich emocji i dawki adrenaliny. Niektórzy potrzebują poruszać się powoli, żeby móc poczuć się pewnie i dopiero potem wykonać kolejny krok. Nie każdy jest tak popieprzony jak my - zauważyła, na koniec ubarwiając swoje własne słowa delikatnym rozbawieniem. - Ej!- zaprotestowała głośno kiedy pożarł resztę babeczki. Oburzenie zagościło na jej twarzy, bo ona tutaj próbowała mu pomóc, a ten kradł JEJ kawałek ciastka! - A żebyś od tego kawałka się roztył! - rzucała na niego tę paskudną klątwę, bo to serio był chwyt poniżej pasa! - Za coś takiego to ja w ogóle bardzo mocno rozważę, czy w ogóle się pojawię - prychnęła pod nosem, zabierając swoją dłoń z jego włosów i jednocześnie spychając go ze swojego barku. A co, niech leży na ziemi skoro jest taki mądry! Perfidnie wyszarpnęła spod niego koc i szczelnie się nim opatuliła. A potem zaplotła dłonie na wysokości piersi i wyciągnęła przed siebie nogi. Kara musi być długa i uciążliwa.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Na palcach jednej ręki policzy osoby z którymi dogadywał się do takiego stopnia jak z Robin. Mimo wszystko więź jaka między nimi się pojawiła czymś się wyróżniała. Potrafiła przetrwać okrutne awantury, złamane serca, rozłąki, urazę. To niesamowite, ale nawet kiedy kłócili się to wewnątrz serca czuł silne przekonanie, że cokolwiek się nie wydarzy to Robin będzie zawsze. Potrzebował takiej osoby, a więc wesoło korzystał sobie z ich przyjaźni, dzięki czemu znaleźli się właśnie w takim fajnym miejscu. Wywrócił oczami kiedy wygrażała się eliksirem wielosokowym. Jeśli chciała eksperymentować, proszę bardzo, jednak nikt nie powiedział, że łatwo przyjdzie jej zerwanie włosa z jego głowy… a przynajmniej tak sobie to powtarzał. W czapce było jej całkiem do twarzy, zwłaszcza jak tak namiętnie żuła gumę balonową. Zrzucił całą winę na Huntera, ciesząc się z własnego wybielenia w kwestii nadawania imion zwierzętom. Z reguły nikt nie był zadowolony z jego pomysłów (przykładem jest Dear, która jakimś cudem nie godziła się z faktem, że nazywał jej kota Mordercą), a więc zostawiał to na "inny raz" kiedy będzie fazę na wymyślanie nienormalnych imion. - Paszoł won z tymi warkoczykami.- przegonił jej ręce, odchylił głowę i wykorzystywał własny wzrost aby uniemożliwić realizację głupoty. Przeczesał włosy palcami i zgarnął je wszystkie na tył głowy, gdzie zostały w jednej pozie przez dosłownie parę sekund, aby później rozsypać się na nowo w nieładzie. Cóż. Bywa i tak, czapkę oddał. Usadowił się wygodnie i pilnował jedynie, aby nie rzucała się z rękoma do jego włosów, choć tak bardzo lubił, gdy się nimi bawiła. - No wiem, dlatego się z nią jakoś dogaduję. Jakby przymknąć oko na te jej wieczne zamartwianie się i niepewność to jest czadersko.- a przecież uczył dziewczynę bycia po prostu nastolatką, a nie kobietą w średnim wieku w ciele młodej dziewczyny. Zawiesił wzrok na widokach, raz po raz sącząc sobie miód pitny. Dzisiejszy dzień będzie idealnym materiałem na planowane na przyszłość żmudne ćwiczenia zaklęcia patronusa. Wypełniała go lekkość i beztroska, co składało się na szczęście. - Przedwczoraj z nią rozmawiałem i dała mi do zrozumienia coś mniej więcej takiego, co właśnie powiedziałaś. - uniósł brwi, zerkając z lekkim zaskoczeniem na Robin. Najwyraźniej płeć żeńska myślała podobnie. Westchnął głęboko. - A ja nie lubię się przed czymkolwiek aż tak powstrzymywać…- nie było mu na rękę organizaczanie się do jednego cnotliwego całusa kiedy okoliczności aż prosiły się do porwania emocjom. Eskil potrzebował chwytać z życia garściami, a tutaj obiecał, że będzie starać się zwolnić tempo. Nie był zachwycony. Mimo wszystko uśmiechnął się kiedy Robin nazwała ich razem popieprzonych. Ciągnęło ich do adrenaliny i głupot, których potem żałowali. Na przykład teraz - ukradł jej babeczkę. Ostatnio dostał po tyłku gdy wypił piwo kremowe z veritaserum, z czego nie wyciągnął należytych wniosków. Kradziona była zdecydowanie smaczniejsza. Chichrał się kiedy krzyczała, pacnęła, zrzuciła go z ramienia i zabrała koc, przyjmując pozę obrażonego kokona. Zero pomyślunku, przecież ich spotkanie musi być wyposażone w czyjegoś focha. Wymamrotał coś w stylu "mniam", pochłaniając babeczkę i patrzył z rozbawieniem na obrażoną minę Robin. - Doskonale wiesz, że zaraz cię udobrucham. Muszę wybrać tylko scenariusz…- był zbyt szczęśliwy, aby mieć wyrzuty sumienia. Pociągnął lekko róg koca, który zabrała. - No Robin no… jak będziesz tak marszczyć brwi to ci zmarszczki zostaną. - chyba właśnie się pogrążał, ale zaiste, czuł się jakby w składnikach babeczek znajdowała się porcja Felix Felicis. Kiedy najwyraźniej jego gadanie nie przynosiło efektu, znienacka wybuchnął śmiechem, aby zwrócić na siebie jej uwagę… i zaczął łaskotać ją po żebrach. - Jedno wybuchnięcie śmiechem i dam ci spokój!- zawołał w akompaniamencie jej protestów. Syknął kiedy z tego wszystkiego wylał sobie na nogawkę gorący miód pitny. Karma wraca…?
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Też była pewna tego, że Eskil zostanie w jej życiu na naprawdę bardzo długi czas. Po tym, jak w końcu doszli do porozumienia i wytłumaczyli wszystko tak, jak należało, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Kiedy widziała swoją przyszłość, zawsze było tam miejsce dla niego, nie mogła nawet rozważać innej możliwości. Po prostu nie. A takie błahe momenty jak ten, gdy mogli cieszyć się wspólnym towarzystwem i śmiać się do rozpuku bez żadnego konkretnego (dla innych ludzi) powodu, upewniły ją w przekonaniu iż nie mogła w życiu trafić na lepszego przyjaciela. - Ale będziesz ładnie wyglądał w tych warkoczykach! - zaczęła protestować, dalej próbując dobrać się do jego włosów, niezmiernie zadowolona z faktu, że Eskil nie mógł używać czarów przeciwko niej, by w jakikolwiek sposób się obronić. W końcu jednak odganiał jej dłonie tak namiętnie, że z nieco obrażoną miną musiała odpuścić, nie miała innego wyjścia. Chciał nie chciał, wróciła do przerwanego popijania pysznego miodu, słuchając dalej jego użalania się na sposób bycia Doireann. Uśmiechała się pod nosem, poniekąd uważając to za słodkie, choć nie mówiła tego na głos. - Może ona da rade cię jakoś ogarnąć, bo chyb nikt inny nie jest w stanie - wzruszyła delikatnie ramionami, by zaraz szturchnąć go zaczepnie. Jakoś nie mogła przy nim zachowywać się normalnie i z powagą. Odruchowo w jego obecności żarty wychodziły na pierwszy plan. Westchnęła głośno i teatralnie przewróciła oczami słysząc kolejne jego słowa. Eh, ci mężczyźni... Nie wiedziała, jak mu to wytłumaczyć w sposób delikatny, więc jak zwykle postawiła na bezpośrednia komunikację. - Eskil, ale nie każdy chce wszystko i od razu. A może jesteś jej pierwszym chłopakiem i dlatego jest taka ostrożna? Merlinie, uruchom czasami swoje szare komórki, bo wiecznie tego za ciebie robić nie będę - fakt pozostawał faktem; faceci myśleli tylko o jednym, a kobiety zawsze postrzegały relacje damsko-męskie w zgoła odmienny sposób. Wolały najpierw zbudować uczucie, dopiero potem pozwalały dać się ponieść tym emocjom, żywo na nie reagując, niekiedy w bardzo jednoznaczny sposób. Wcale się nie dziwiła, że dziewczyna zachowywała w tym wszystkim dystans. Jak widać potrzeba było kobiecego spojrzenia na problem, by być może cokolwiek dotarło do tego półwila... A potem mogla się już swobodnie obrażać, odstawiając ówcześnie kubek z pitnym miodem. Miała do tego kompletne prawo, bo Eskil jak zwykle popisywał się wspaniałą kradzieżą, jakby niczego w życiu do tej pory się nie nauczył. Prychnęła tylko pod nosem, kiedy stwierdził, że zaraz jej przejdzie, bo tym razem obraziła się śmiertelnie i nie zamierzała przestawać! Co to, to nie! Taka łatwa nie była! - Ty się nie martw o moje zmarszczki - fuknęła pod nosem, ostentacyjnie odwracając głowę, byle tylko dalej od półwila. Zerknęła na niego, gdy zaczął się głośno śmiać i... to był błąd. Bo chłopak oczywiście wykorzystał w bardzo nikczemny sposób fakt, że była owinięta zabranym mu kocem i nie bardzo miała jak się bronić. Łaskotał ją a ona śmiała się głośno, próbując jakoś odgonić jego nachalne łapska, co było praktycznie niemożliwym. - ESKIL DO CHOLERY!- krzyczała, próbując go jakoś powstrzymać, sprawić, by jednak dał jej spokój. Merlinie, miała ochotę umrzeć i potem powrócić do żywych tylko po to, aby go zabić. Rozsądne rozwiązanie...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie musiała jakoś specjalnie nawiązywać do zaniedbania przez niego włosów. Wystarczyło żartować i próbować zapleść mu warkoczyki. Uporczywie odganiał jej łapczywe ręce, odmawiając głupotom, żałując już trochę, że podarował jej własną czapkę. Gdyby nie to, to nie zainteresowałaby się jego włosami. Cała Robin! Wykorzystywała każdą okazję, a żeby mu choć trochę dokuczyć. Między innymi za to ją uwielbiał. Mruknął "sio" niczym do natrętnej muchy i usiadł wygodniej. Zastukał palcami o kubek z ciepłym miodem. - Nikt mnie nie ogarnie bo jestem zdecydowanie zbyt wybitny, aby było to możliwe.- prychnął, celowo wykazując się zarozumiałością i wysokim mniemaniem o sobie. Rzeczywistość była zgoła inna, ale postanowił się zgrywać, żartować sobie i udawać, że naprawdę myśli o sobie w takich wyżynach. Tak to bywa jak człowieka ogarnia nieskomplikowane szczęście. Następne słowa Robin otworzyły mu oczy. - Ej, właśnie! To mogłoby wyjaśniać… - zmarszczył brwi, sunąć czujnie pośród wspomnień związanych z Dorieann. Trochę się ich namnożyło! - Na gacie Merlina, to może być prawda. To dlatego ona… aha, nawet nie myślałem, że…- coś mu w końcu zatrybiło w jego głowie. - Ale kto powiedział, że ja jestem jej chłopakiem? Ja wcale nie wiem jak ona to widzi. Przecież to ja... ee... - ależ uruchomiła tok jego myślenia… Cały skomplikowany proces, który od razu naznaczył jego czoło pojedynczą zmarszczką. To jasny dowód na to, że dotąd nie zastanawiał się tak głęboko nad relacją z Puchonką. Ciekawe co ona o tym myśli… ale teraz już nie sposób się nad tym zastanawiać bowiem jego (nie)ukradkowa kradzież została wyolbrzymiona do niewybaczalnego przestępstwa. Chciałby okazać skruchę… ale nie potrafił jej w sobie odnaleźć. Nie było takiej opcji, a gdyby próbował oszukać, że żałuje to Robin i tak nie uwierzyłaby. Wybrał zatem opcję rozbrajającej szczerości i wciąż trwającej w nim wesołości. Postanowił zaatakować ją łaskotkami, chyba pierwszy raz odkąd się znają. Mimo zimna to jej ubranie było takie ciepłe, a więc bezlitośnie ją łaskotał do momentu aż nie wylał na siebie gorącego miodu a dziewczyna nie wrzasnęła w złości. Mimo wszystko śmiała się, więc był z tego powodu zadowolony. Choć przestał ją łaskotać to został tę sekundę tak nachylony bliżej niej, aby olśnić ją swym pięknym uśmiechem. - Nie możesz się na mnie wiecznie obrażać bo zacznę grać twoimi kartami i będę ci grozić, na przykład wilowaniem. - lekko pstryknął ją w nos i usiadł na swoim miejscu, już wyprostowany. Starł lepki miód z ubrania i rozmasował lekko poparzone miejsce. Zerkał kątem oka na jej profil, ciekaw czy obraziła się jeszcze bardziej czy jednak uznała, że to bez sensu.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Jeśli jej działania miały w jakikolwiek sposób przyczynić się do tego, że chłopak zdecyduje się na udanie do fryzjera, zdecydowanie było warto! Niesamowitą radość sprawiało jej dokuczanie mu i nic nie mogła na ten fakt poradzić. Ot, tak właśnie miała. Eskil rozdrażniony to szczęśliwa Robin, proste równanie, z którym nie zamierzała w żaden sposób dyskutować. Pokręciła głową z niedowierzaniem, słysząc kolejne jego słowa. - Albo zbyt niereformowalny - powiedziała cicho pod nosem tak, aby chłopak miał możliwość tego nie dosłyszeć. Gdyby jednak mu się udało, zamierzała perfidnie, niczym małe dziecko pokazać mu język i mieć to w nosie, ot co! Potem obserwowała, jak w jego głosie zachodziły wybitnie ciężkie procesy myślowe, kiedy chłopak zaczął rozkminiać, czy aby przypadkiem nie ma racji odnośnie zachowania jego koleżanki. Miała ochotę krzyknąć do niego, aby ogarniał trochę szybciej, ale pozwoliła samodzielnie mu przetrawić te informacje. Może wtedy więcej z tego zrozumie. I w końcu dostrzegła ten delikatny błysk zrozumienia w błękitnych ślepiach! Merlinie, ile można czekać! Myślała, że już nigdy go nie dostrzeże, ale jednak, podołał sytuacji. - Nie pytasz pierwszej spotkanej osoby "Ej, miałaś czy miałeś już kiedyś kogoś, czy będę pierwszym", więc nie ma co się dziwić, że mogłeś tego nie wiedzieć. - westchnęła pod nosem, dalej zaskoczona tym, jak bardzo mężczyźni potrafili nie ogarniać i nie domyślać się czegoś, co dla innych zdawało się być oczywistym - Czasami się zastanawiam, jak ty byś sobie poradził w życiu beze mnie - powiedziała po dłuższej chwili, dalej zaskoczona jego niezrozumieniem. Uniosła jedną brew, gdy zaczął się wykręcać co do przyznania się względem jakiegoś statusu jego relacji z dziewczyną - To co, zapytasz ją jak w przedszkolu "chcesz ze mną chodzić?" czy może po prostu pogadasz otwarcie i zapytasz, jak prezentuje się ten wasz związek? - oh, jej słowa były mocno zakrapiane ironią, jednak nie mogła się temu oprzeć. Po prostu idealnie wpasowywała się w to wszystko. A potem nastąpiły łaskotki, których naprawdę się nie spodziewała. Śmiała się, bo nie miała innego wyjścia, nie jej wina, że naprawdę ją to mocno smyrało! Eskil idealnie wykorzystał swoją okazję, aby ją torturować! Coś takiego powinno być sowicie karanym... łapczywie łapała oddech, gdy w końcu zlitował się nad nią i ukrócił te męczarnie. Kurde, od takiego uśmiechu, który teraz gościł na jego ustach, naprawdę mogło zakręcić się w głowie… Był niebezpieczny, nie ma co. - Jak zaczniesz mi grozić w taki sposób, to pamiętaj, że ja mogę zacząć stosować na Tobie hipnozę - nie miała problemu z tym aby grozić chłopakowi w tym samym kontekście, co on groził jej. Ale mimo wszystko kiedy potem go odpychała to nieco się uśmiechnęła. - Złaź ze mnie bo ciężko jesteś!
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Na palcach jednej ręki policzy sytuacje kiedy słowa Robin naprawdę go zabolały i skończyły się obrażeniem się. Poza tym podchodził do tego na luzie i wyraźnie wskazywał dziewczynie, że jest dla niej milutki, bo mógłby odpłacić pięknym za nadobne. Ograniczał się jednak do podkradania jej rzeczy wszak to nieodłączny element jego charakteru - lepkie rączki. Gdyby się chociaż tym ukrywał... ależ skąd, sięgał po to, co sobie chciał. Odkąd między nimi się uspokoiło to mógł pozwolić sobie na więcej swobody i perfidne dokuczanie jej. To nic, że znowu się sprzeczali. To byłoby podejrzane, gdyby nie doszło między nimi do chociażby najmniejszego spięcia. Mimo wszystko podświadomie dbali o to, aby te spięcia szybko zamiatać pod dywan/rozwiązywać/łagodzić, aby nie urosły do niebotycznych rozmiarów. Właśnie uzmysłowił sobie, że warto czasem słuchać co tam Robin opowiada. Okazało się, że przekazała mu mądre rzeczy o których w ogóle nie pomyślał. Na Merlina, co ta Doireann z nim ma... znając Puchonkę to ona pomyślała o "związku" pewnie w trakcie pierwszego całowania się, bo balu na zakończenie roku szkolnego. A on? Dopiero teraz coś zaświtało mu w głowie. Wywrócił oczami kiedy Robin biadoliła nad tempem jego myślenia. Czyż nie wiedziała, że on tak zawsze? Może i ma skomplikowany charakter jednak myślenie niekiedy było banalnie proste. - Nie chcę cię martwić, ale tamtego dnia na deptaku zostaliśmy na siebie skazani. Nawet gdybyś mnie wtedy nie dorwała, to znalazłabyś mnie później, bo inaczej przywłaszczyłbym sobie Lucyfera. Więc nie, nie ma takiej opcji, że miałoby cię "nie być". - prychnął, dobitnie dając jej do zrozumienia, że tamtego dnia skazali się na przyjaźń na wieki wieków. Poznali się dzięki Lucyferowi... kot bohaterem! Musi kupić mu parę puszek lepszej karmy i potajemnie podtuczyć. Mógłby opowiedzieć o swych planach wprost, ale po kryjomu będzie ciekawiej, co nie? - Na gacie Merlina, co ty mi tu gadasz o jakichś związkach. A weź, to by musiało oznaczać, że się w niej durzę! - prychnął, jakby urażony, że to Robin pomyślała o tym jako pierwsza, a nie on. Czy ten chłopak kiedykolwiek dorośnie? Czy jest mu to pisane? Czeka go wiele rozmów z Doireann i oby tym razem szybciej określił własne uczucia zanim i ją ktoś mu "zabierze". Westchnął głęboko, później zapomniał o tym, bo musiał łaskotać Robin, a następnie litościwie darować jej tortury. - Ehe, jasne, jak ja się straaasznie boję, ojeju. - naigrywał się i dał jej spokój, siadając grzecznie na swoim miejscu. Skrzyżował dłonie na karku i przyjął pozycję do wylegiwania się i gapienia w bardzo piękną przestrzeń. - Nigdy nam nie wychodzą te twoje ćwiczenia. Zawsze się zagadujemy, potem śmiejemy albo kłócimy. Nie mamy chyba czasu ani na wilowanie ani na hipnozę, co nie? - zerknął na jej profil, nieustannie czując w piersiach lekkość. Nabrał głęboko powietrza, sycąc się mroźnym wiatrem.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie mogła go zrozumieć i chyba nawet nie wiedziała, czy chciała to uczynić. Jego niepewność już raz zaprowadziła go w miejsce, skąd nie było odwrotu, bo było zwyczajnie za późno. Tymczasem świadomie bądź nie, jednak popełniał ten sam błąd po raz drugi. Widać było wyraźnie, że zależało mu na dziewczynie, ale próbował się z tym kryć, jakby to było przynajmniej coś wstydliwego i godnego potępienia. Tymczasem jedynym o czym marzyła w tym momencie Robin, to aby Eskil trafił na kogoś równie wartościowego, jak on sam. By poukładał wszystko tak, jak poukładanym być powinno, a ten dureń po raz kolejny wszystko paprał i gmatwał tak, jak to tylko możliwe! - I co z tego? To coś złego być w kimś zakochanym? - odparowała od razu z wyraźnym oburzeniem w głosie. Bo dla niej bycie zakochanym, to coś pięknego, nie strasznego. A tutaj miała ewidentny dowód na to, że ktoś tu bał się zaangażowania i ważniejszych słów. - Ty się boisz... - powiedziała w końcu, kiedy ta prawda do niej dotarła. Nie wiedzieć czemu wywołało to w niej dziwnego rodzaju wesołość. - O Merlinie, ty się boisz być w niej zakochanym! - patrzyła na niego, jakby szukając na jego twarzy potwierdzenia prawdziwości własnych słów. A obecnie dla niej każde odwrócenie wzroku, każde prychnięcie i czy zbywanie tematu, tym właśnie będzie, potwierdzeniem, że faktycznie miała rację. To poniekąd mogło wydawać się jednocześnie smutnym oraz fascynującym. Robin nawet nie próbowała tego tłumaczyć w swojej głowie w jakikolwiek sposób, bo pewnie podobny strach mógł mieć bardzo głębokie podłoże, którego ona, wychowana w szczęśliwej i pełnej rodzinie, nie miała prawa znać. Obserwowała jak ten usadowił się, ponownie opierając wygodnie o jakiś kamień. Dalej nieco obrażona po niespodziewanym ataku postanowiła przebaczyć mu w minimalnym stopniu. Oznaczało to więc, że nieco poluzowała swój kokon z koca i narzuciła go trochę na nogi półwila. A potem bez słowa, jedynie szturchając go nieco, podała mu jego kubek z miodem, który wciąż pozostawał ciepłym. Usiadła obok, prychając wciąż pod nosem jak rozjuszona kotka, by potem szturchnąć go zaczepnie barkiem w jego własny bark, kiedy na jej wargach błąkał się uśmiech. Jak to możliwe, że robił z nią, co tylko chciał, choć nawet tego nie wiedział? Nie mogła się na niego gniewać, choć usilnie próbowała to zrobić. Zamiast tego jednak głęboko westchnęła i wsunęła się pod jego ramię, żeby nieco się do chłopaka przytulić. W końcu był jej przyjacielem. Mogła na to liczyć. - Bo przy tobie nie mogę się skupić, to i nauka nam nie wychodzi - oczywiście zrzuciła wszystko na niego, bo jakże by inaczej? Grała tymi samymi kartami, którymi i on prowadził rozgrywkę. I wcale się tego nie wstydziła czy nie żałowała.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie lubił myśleć o uczuciach bo nie dość, że były trudne w rozplątaniu to się mocno na nich "przejechał", czego nie potrafił zapomnieć. Póki Doireann nie kazała mu opowiadać o swoich odczuciach to tego nie robił. Oczywiście gdyby wyraźnie dała mu do zrozumienia, że tego potrzebuje to wykrzesałby z siebie należną odpowiedź, ale nie wcześniej. Tak miło było mu tkwić w beztrosce, braku zobowiązań i ograniczeń. Mógł robić co chciał, a że dosyć często ostatnio stopy same szły w kierunku Doireann to już inna bajka. Odpoczywał przy niej, tak psychicznie, bo wiedział, że cokolwiek powie to nie wścieknie się na niego (a nawet jeśli to nie będzie w stanie dobitnie mu tego okazać, co wykorzystywał), a czasem potrzebował takiej ostoi, gdzie nie uświadczy ani jednej awantury czy oskarżeń. Prychał i wyraźnie nie czuł się już dobrze w tej rozmowie. Dlaczego zaczęli o tym mówić... wolałby skoncentrować się na widokach i miodzie pitnym albo na chociaż przekomarzaniu. Wdzięczny był Robin za pomoc w uzmysłowieniu sobie paru faktów jednak bądź co bądź wolał zostawić już ten temat i przejść do głupot. Cóż... najwyraźniej było na to za późno, bo Ślizgonka już się na to uwzięła. Odwrócił twarz i obserwował sobie wszystko, co się napatoczyło kiedy zarzuciła mu, że boi się zakochać. Minę miał iście naburmuszoną. - Głupoty gadasz. - oznajmił uroczyście i splecione na karku ręce skrzyżował na swoich ramionach, przyjmując niechcący pozycję zamkniętą - obronną. Nie musiał patrzeć w jej oczy, aby czuć wyraźnie, że to ją bawi. Zmarszczył brwi i zastanawiał się czy faktycznie boi się zakochać. - Przecież nie mam wpływu na zakochanie się. - burknął bardzo wymownie, jednak głośno nie nawiązywał do tego zamętu, który go niegdyś prześladował. Kiedy pomyślał o Doireann... to nie czuł żadnego strachu. Skoro przytuliła go po tym, jak się go wystraszyła to jak miałby się lękać ulokować w niej uczucia? Przycichł, bo analizował słowa Robin, ale szło mu to bardzo topornie. Przez ten czas dziewczyna wpakowała się pod jego ramię - co oczywiście zostało skomentowane położeniem ręki na jej barku - ale na koc już nie zareagował. Kubkiem potrząsnął i pokazał jej, że w środku już nic nie ma, bo się przecież oblał. Zacisnął usta w bladą kreskę. Przyznawał jej rację w kwestii trudności w koncentracji jednak nie miał "czasu" to komentować skoro dała mu do myślenia. - Ja tam nie wiem kiedy zaczyna się zakochanie. Nie chcę o tym myśleć, wolę po prostu działać. Nie rozmawiałem z nią o żadnych uczuciach... znaczy dobra, raz coś tam opowiadała, ale to o tym, że mam przystopować. Nic więcej. - bronił się, bo skoro Doireann nie chciała rozmawiać to przecież dlaczego miałby inicjować trudny temat? No tak, ona mogłaby się wstydzić, a on przecież nie ma nic wspólnego z zakłopotaniem czy nieśmiałością. Westchnął głęboko i grzał się obecnością Robin, ale myśląc o innej. To chyba dobrze, prawda? - Wiesz, nie chcę presji, chyba rozumiesz. Co ma być to będzie... chcę po prostu zamknąć oczy i wiedzieć, że mogę czuć co chcę i kiedy chcę. - i też to zrobił, zamknął powieki i przez chwilę tak trwał, czekając aż naburmuszenie przeminie i rozluźni się na nowo. Kto by pomyślał, że tak wiele wyciągnie z rozmowy z Robin. Ba, zapamięta to, być może czegoś się nauczy. Eskil. Nauczy. To niemal paradoks. +
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Chyba lepiej niż ktokolwiek inny wiedziała o tym, że Eskil i uczucia to nie było połączenie łatwe i przyjemne. Doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że unikał trudnych tematów tak bardzo, jak tylko mógł. Prawdopodobnie to miało się w nim nigdy nie zmienić, ale nie narzekała. Gdyby się to zmieniło, to nie miałaby już do czynienia z jej własnym półwilem, który emocjonalnie niekiedy był na równi z dołączającymi do Hogwartu pierwszakami. Choć i ci potrafili wykazać większe zrozumienie niż ten tutaj, obecny obok niej Ślizgon... Obserwowała go więc, kiedy reagował na słowa, które do niego skierowała. Dokładnie odczytywała jego uczucia i zachowanie. I miała ochotę zacząć się śmiać, gdy ona pojęła, że ma rację, a ten dalej uparcie próbował wszystkiemu zaprzeczać, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Oh, doskonale wiedziała, że jej słowom było daleko od głupich! I niezmiernie radował ją fakt, że ona to odkryła, a on dalej udawał sam przed sobą, że jest inaczej. Czasami nieświadomość była dobrym rozwiązaniem. Czy w tym konkretnym przypadku też, to już inna kwestia do rozmyślania. - Zacznij się w końcu zachowywać jak dorosły, którym już prawie jesteś i określ się, co do niej czujesz. Uwierz, pomoże to i Tobie i jej - stwierdziła tylko, moszcząc się dalej pod jego ramieniem. Naprawdę powiewało w tym miejscu chłodem, więc oboje czerpali korzyści z wzajemnej obecności drugiej osoby. Słuchała go dalej, na chwilę przymykając oczy. - W takim razie dokładnie to możesz teraz zrobić - powiedziała spokojnym, miarowym tonem, kulając się jeszcze wygodniej obok niego. Tego dnia nie miała zamiaru zmuszać go do żadnych trudnych analiz czy czegoś, co sprawi mu dyskomfort. Świętowali jego przedwczesne urodziny. I teraz ten fakt był najważniejszy. Pałaszowali dalej babeczki, dolewając sobie miodu i zwyczajnie cieszyli się z faktu, że mogą ten czas spędzić w swoim towarzystwie.