Miejsce kultu znajduje się w południowej części ogrodów, tkwiąc na jednym z większych stawów. Prowadzą do niego ułożone na wodzie kamienie z piękną mozaiką, a poza roślinami dookoła, pływają również świeczki. Niewielki, okrągły placyk wyłożony jest ozdobnie, a tkwiąca na jego środku rzeźba — wykonana ze szczerego złota i zdobiona kamieniami szlachetnymi, jest w rzeczywistości podobizną założyciela miasta, któremu wciąż oddaje się tu hołd i modli do niego o pomyślność. Dookoła ustawione są kosze z kwiatami oraz misy pełne owoców, jednak nie można niczego od posągu zabierać, bo sprowadza to olbrzymie nieszczęście. Podobno pod złotem kryje się jednak z kości czarodzieja, przez co flora dookoła nigdy nie usycha. Dookoła panuje cisza przerywana jedynie żabim rechotem i śpiewem ptaków, a gdy dotykasz pomnika, masz wrażenie, że drży.
Do poruszania się po ogrodach wymagany jest, odpowiedni stój, zgodny z tutejszą tradycją oraz zabronione jest zrywanie kwiatów i picie alkoholu.
Spróbuj rzucić kostką jeśli twój Pappar jest dobry z Zielarstwa. Tutaj musisz nosić specjalny strój.
Był pod wrażeniem tegorocznych wakacji. Trzeba było przyznać, że szkoła tym razem bardzo się postarała. Arabia sprawiała wrażenie bardzo interesującego kraju, a w dodatku miasto, w którym się zatrzymali posiadało tyle ciekawych i pięknych miejsc, że nie mógł zdecydować się, które pierwsze zwiedzić. Jak dobrze, że mieli kilka tygodni na to, aby tym wszystkim się nacieszyć. W dodatku wakacje mógł spędzić razem z Alise, więc czego chcieć więcej? Tego dnia, pogoda jak zwykle dopisywała, dlatego zaraz po obiedzie, wyrwał Krukonke na spacer po ogrodach królewskich w mieście, które wydawały się idealnym zakątkiem, na romantyczną przechadzkę. Chyba nigdy nie znudzi mu się towarzystwo dziewczyny, a przecież juz spędzali razem praktycznie każdy wolny moment. Nie miał jej dość. Nawet jeśli szli, trzymając się za ręce, jedną z malowniczych ścieżek, zachwycając się kolorowym ogrodem. - Po takich wakacjach, chyba nie będzie mi się chciało wrócić do Anglii - wyznał całkiem szczerze i poważnie, kiedy mijali kolejny pięknie wyrzeźbiony żywopłot. - Czekaj, tutaj gdzieś powinna być ta świątynia, o której mówił ten derwisz w pałacu. Chodźmy zobaczyć - pociągnął ja delikatnie za rękę, skręcając w odpowiednią alejke, gdzie napotkali po chwili wejście na jeziorko i ścieżkę z mozaikowych kamieni. - Podobno trzeba tutaj oddać hołd założycielowi Jamalu, aby obdarzyć Cie błogosławieństwem. Wierzysz w to? - spytał po chwili, wchodząc jako pierwszy na wielki ozdobny głaz, aby następnie odwrócić się w jej kierunku i z uśmiechem wyciągnąc do niej rękę, aby pomoc jej przejść między oddalone elementy.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Arabia była zaskakująco piękna i kolorowa. Alise na każdym kroku oniemiała z zachwytu, począwszy od bogatych ofert posiłków, poprzez bajkowy wygląd pałacu i te stroje, które w oznaczonych odpowiednio częściach aglomeracji miejskiej musieli nosić. Z początku nie była przekonana do wyjazdu, ale teraz chłonęła wszystko z niedowierzaniem. Jakby trafiła do bajki! Najmocniej wciągnęła ją legenda kościeliska i piaskowego smoka, którego figurkę bardzo chciała włączyć do swojej kolekcji. Tutejsza kultura, sposób bycia, architektura oraz metody rzemieślnicze tak bardzo różniły się od tego, co mieli w Wielkiej Brytanii.. Jasnych kosmyk niedbale opadł na opaloną już nieco buzie, przez co zmrużyła błękitne ślepia. Nie mogła odmówić mu spaceru, a ruch po tak obfitym obiedzie był czymś wskazanym. Jej szata mieniła się odcieniami pudrowego różu, błękitu, lawendowego oraz srebra, składała się na długą spódnicę oraz bluzkę, zdobioną bogatym haftem. Mocno trzymała jego palce w swoich, rozglądając się dookoła. Powietrze tu było znacznie bardziej rześkie, chłodniejsze od bazarku i uliczek położonego w chmurach miasta. - Przyzwyczaimy się do luksusów, a potem wrócimy do szarej rzeczywistości. Ty do ludzi i ich problemów, ja do zwierząt. Więc cieszmy się wszystkim. Mówiłam Ci już, że wyglądasz niczym książę? - zauważyła z nutą rozbawienia, dłonią wygładzając materiał dolnej części ubrania. Dała się prowadzić bez marudzenia, obserwując tutejsze rośliny z zachwytem. Był nawet paw gdzieś w oddali, jednak całkiem nie zwrócił na dwójkę studentów uwagi, zajęty czyszczeniem ogona. - Hmmm... - wydała z siebie mruknięcie, gdy zadał pytanie. Uniosła głowę, obserwując świątynie znajdującą się na wodzie, do której prowadziły piękne zdobione, kamienne płytki. Przekręciła głowę na bok, pozwalając mu się minąć, obserwując, jak zwinnie pokonywał kolejne elementy na wodzie, wyciągając dłoń w jej stronę. - Mam tylko jeden sposób, aby się przekonać, czy faktycznie nas pobłogosławi, prawda? Hołd trzeba mu oddać, zobacz, jak potężnym musiał być czarodziejem, tworząc coś tak doskonale prosperującego. No, trzeba tylko przymknąć oko na handel używkami. Odparła z uśmiechem, pełnym entuzjazmu i euforii. Alise nie było potrzeba dużo, a gdy miała Ślizgona obok, cała reszta iskrzyła się wręcz różowymi kolorami. Zakasała spódnice wolną dłonią, drugą mocno łapiąc za palce chłopaka i ostrożnie weszła na kamyk. - A Ty Lucas? Ty wierzysz?
Jemu też ogromnie podobał się klimat tego miejsca. I chociaż nie do końca rozumiał i polubił się z tymi dziwacznymi strojami dla mężczyzn, naprawdę zachwycał się sukniami kobiet i ich różnorakimi kolorami, a także wygadanymi papugami-przewodnikami, od których mogli wiele się dowiedzieć. Naprawdę nigdy nie żałował wakacyjnych wyjazdów ze szkołą, ale w tym roku wyjątkowo cieszył się, ze bierze w nim udział. A szczególnie z jednego powodu, jednak o tym na razie nie mógł myśleć, zajęty podziwianiem malowniczego ogrodu królewskiego. - Ja tutaj mam ludzi pod dostatkiem. - zauważył bardzo elokwentnie, posyłając jej rozbawione spojrzenie, po czym usłyszał komentarz na temat swojego wyglądu - Książętom konieczne były te brody? Naprawdę? - powiedział z lekkim wyrzutem, wskazując ręką na swój kolorowy zarost, który pojawił się wraz z jego przybyciem do Jamalu. Jakoś nigdy nie mógł przekonać się do brody, a tutaj przyszło mu nosić taką w kolorze burgundu... - Masz rację, a więc rzeczywiście, musimy do niego dotrzeć i sprawdzić czy otrzymamy błogosławieństwo. Uważaj, powoli - mruknął na koniec, kiedy chwyciła jego dłoń, pokonując pierwszą kamienną płytkę. Uśmiechnął się, słysząc jej pytanie, jednocześnie cofając się na następny ozdobny głaz i znów pomagając jej się przedostać w to miejsce. - Wierzę, że powinniśmy spróbować. Mam dziwne przeczucie, że władcy Jamalu spodoba się Twoja suknia i ten mieniący się puder na dłoniach. - oznajmił z uśmiechem na twarzy, kiedy już stanęła stabilnie na tym samym kamieniu co on, aby przesunąć dłonią po jednej z jej rąk, na których widniał błyszczący, kolorowy proszek.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Architektura była ujmująca, ogrody i stroje niczym z bajek! Kuchnia nie należała do ulubionych dziewczyny, ale starała się cieszyć nowościami oraz odkrywać nieznane smaki. Kawa z różą oraz kardamonem okazała się wyborna! Była też do kupienia nowa figurka smoka, tylko Alise nie miała okazji się po nią wybrać. Interesowała ją fauna tych okolic, sporo czasu spędzała więc w pałacowej bibliotece i starała się czegoś nauczyć lub też tysięczny raz czytała legendę o ziemnym smoku, którego truchło spoczywało gdzieś w piaskach pustyni. Możliwość widywania się z Lucasem tak często była również czymś, przez co uśmiech nie schodził z jej buzi. Brunet wywoływał u niej równie intensywne emocje, jak w momencie, gdy uświadamiała sobie kilkanaście miesięcy temu, co do niego czuła. Motylku w brzuchu wcale nie znikały i to dziecięce wręcz szczęście, które każdego dnia odnajdywała, wydawało się jej przesadne. Tak, jakby życie czekało z pułapką tuż za rogiem, chcąc wyrównać karmę. Starała się jednak nie wpadać w paranoję. - Może nie kolorowe, ale są dość dostojne — przynajmniej bez zaokrąglonego wąsa, prawda? - odparła z rozbawieniem, wzruszając delikatnie ramionami. Pogładzenie brody było gestem, który zdecydowanie dodawał szyku oraz elegancji, której brunet w książęcym stroju miał już aż za dużo. Ruchem głowy zgarnęła jasne pasma na plecy, raz jeszcze przesuwając spojrzeniem po otaczającej ich roślinności. - Zawsze znajdujesz takie ciekawe miejsca! Mruknęła jakby z odrobiną wyrzuty, że jej się nigdy nie udawało. Korzystając z zaproszenia, chwyciła jego dłoń i ruszyła po kamykach, swoją podtrzymując kraniec długiej, pastelowej spódnicy. Chociaż przez zdobienia i ilość materiału wyglądała na ciężką, wcale nie była. Ala mocno jednak ściskała jego palce, ufnie dając się prowadzić. Materiałowe trzewiki były stabilniejsze, niż sądziła z początku i na wilgotnych płytkach nie ślizgały się aż tak mocno. - Gorzej, jak nie utrzymamy i ściągniemy na siebie klątwę. Kurde, nie rób tak! Jak tak na mnie patrzysz, to chce Cię pocałować, a tu nie można się całować, obrazimy Boga. Westchnęła z rezygnacją, przykładając mu palec do ust i z rumieńcem, odwróciła wzrok. Lucas był paskudnie podstępnym flirciarzem czasem, a ona, głupia, mu ulegała. Nie chcąc jednak ryzykować wiecznego potępienia, tym razem to ona — minęła go zwinnie, przeskakując na kamienny kamień. Złapała równowagę po chwili, korzystając oczywiście z jego ręki, żeby nie wpaść do wody. - Księżniczki mają bardzo nieporęczne te stroje.. Mruknęła pod nosem, przesuwając palcami po materiale i zerkając na swoje odbicie w zburzonej tafli wody. - Myślisz, że to był przyzwoity człowiek? Ten władca? Zapytała, dostrzegając zarysy pomnika wyłaniające się gdzieś zza wielkich liści i wyciągając szyję, drgnęła na kamyku, starając się dojrzeć więcej.
To były pierwsze wakacje, które spędzali wspólnie. W tamtym roku, nie było im to dane, dlatego teraz musieli to wykorzystać. I choć chcieli poznać wszystkie atrakcje, które przygotowali dla nich organizatorzy wyjazdu, to nie było to do wykonania. Woleli zdecydowanie spokojniejsze zajęcia, spacery i zwiedzanie niżeli duże wydarzenia, okrzyknięte niezapomnianymi. Może Lucas już się starzał, ale naprawdę wystarczyło mu towarzystwo Alise, aby mógł uznać ten czas za dobrze spędzony. W przeciwieństwie do niej nie miał żadnych przeczyć o nadchodzący kłopotach czy troskach. Ten etap miał za sobą i na chwilę powinien od niego odetchnąć i cieszyć się życiem - u boku Krukonki. - Pewnie nawet gdybym miał zieloną z zaokrąglonym, gęstym wąsem pod nosem - i tak byś mnie kochała - odparł bardzo pewnym siebie tonem, jednocześnie śmiejąc się i krocząc obok niej. - Akurat to miejsce znalazło mnie. Wcale nie starałem się go odszukać, a jednak cos mnie tu kiedyś przyprowadziło. Magia. - rzucił rozbawiony, kiedy trzymając ją pewnym chwytem za dłoń, cofał się co chwilę, aby zrobic jej miejsce na kamykach. Rzeczywiście wokoło było mnóstwo pięknej flory, na wodzie unosiły się zapalone świeczki i mise z owocami, przez co ten zakątek wydawał się jeszcze bardziej wyjątkowy. I droga do niego była nieco ukryta, przez co nie każdy mógł tu dotrzeć. Lekko zdziwiony jej słowami, odchylił nieco głowę do tyłu, kiedy przyłożyła mu palec do ust. - Czeeeekaj. Jak mam nie patrzeć? Mam zamknąć oczy i... o tak mam iść? - zgrywał się, przymykając powieki i próbując zrobić krok do tyłu, co wyglądało przerażająco, kiedy stawiał stopę nad wodą, do której prosto by wpadł, gdyby ją tam postawił. Ale tego nie zrobił, bo zaczął się śmiać i otworzył oczy, jednocześnie nachylając sie ku niej i kradnąc jej buziaka znienacka, kiedy się tego nie spodziewała. - Czemu ten bóg ma mieć coś przeciwko naszej miłości, co? Przecież to dobra rzecz - zakomunikował, nieco urażony tym, że nie może pocałować własnej dziewczyny, bo bóg patrzy. Chwycił mocniej jej dłoń, kiedy widział, że lekko się zachwiała na skale, ale na szczęście nic się nie stało. Odetchnął z ulgą, jednak zwolnił tempo, bo rzeczywiście przez tą suknie skakanie po kamieniach nie było dla dziewczyny takie proste. - Skoro wystawiono mu pomnik ze szczerego złota i jest to miejsce niemalże święte, to chyba musiał być bardziej niż tylko przyzwoity - zauważył dość banalnie rozumując i przystając na moment, aby mogła odpocząć. Zostało im kilka ozdobnych głazów do pokonania i będą przy rzeźbie założyciela. - Ciekawe czy miał rodzinę... Zwykle wielcy ludzie nia mają czasu na żony, dzieci i bliskich, skupiając się tylko i wyłącznie na swojej misji - przyznał, kiedy po raz kolejny wskoczył na następny plaski kamień, by użyczyć Alise ręki.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
To były leniwe wakacje w porównaniu do tego, co miała na głowie w towarzystwie Neirina w Rumunii, ale nie mogła narzekać. Nie była fanką używek, które sprzedawano tu na potęgę czy rozmaitych alkoholi, nie bawiła ją też jazda na wielbłądach i chociaż bała się, że Lucas zwyczajnie się w te wakacje z nią zanudzi, wynajdowanie zajęć przychodziło coraz trudniej. Może potrzebowała odpoczynku? Obydwoje właściwie, bo przecież on też w pracy czy roli prefekta wylewał z siebie siódme poty. Miał burzliwy okres, zmiany w jego zachowaniu były widoczne i wiedziała, że robił postępy, a jednak poradzenie sobie z niepokojem, który wywoływało wspomnienie jego twarzy sprzed półtora miesiąca, wcale nie chciało zniknąć. - Nie wiem, musiałabym to przemyśleć. - odparła poważnie, przekręcając głowę na bok i unosząc brew, przez co jasne włosy zakołysały się leniwie. O dziwo powstrzymała rozbawienie dłużej niż zwykle, widocznie skutecznie wyobrażając sobie te dziwną aparycję z domieszką zielonego koloru. - Ten zielony wąs Lucas to za dużo. - dodała z przepraszającym uśmiechem i delikatnym wzruszeniem ramion, zaraz mocniej chwytając jego palce. Nim skomentował, przytuliła go krótko — bo przecież buziaki mogłyby tu kogoś obrazić, a ostatnie co chciała, to ściągnąć na nich nieszczęście. - Niech będzie, że magia. Oczywiście, że żartowała z tym wszystkim i figlarne iskierki w jasnych oczach skutecznie to zdradzały. Bo przecież zawsze był dla niej przystojny i przede wszystkim, kochała go za charakter i dobre serce, zostawiając te piękne granatowe oczy i umięśnione ciało na drugim planie. Bardzo miłym i pociągającym drugim planie. - Co Ty robisz, głupku! Zrobisz sobie krzywdę, a ja nie jestem tak zdolna medycznie, jak Ty.. No chyba, że byłbyś - nie wiem, druzgotkiem albo smokiem. - rzuciła przez śmiech na jego wygibasy, starając się zamaskować przerażenie wizją tego, że wpadłby do tej sadzawki czy Merlin wie czego, uderzając głową o dno i barwiąc wodę na czerwono. Był lepszy w uzdrawianiu od niej, a co, jeśli by go nie uratowała? Trzymała więc jedną ręką swoją długą i niewygodną spódnicę z jasnego materiału, drugą mocniej jego palce. W całym tym spektaklu musiała przyznać z ulgą, że Ślizgon śmiał się szczerze i wróciły mu te słodkie dołeczki. Przez zamyślenie nad jego stanem psychicznym aż wyprostowała się z dreszczem, gdy ukradł buziaka i rozchyliła usta niczym karp z przerażeniem. Zakryła je dłonią, patrząc na niego z wyrzutem. - Lucas! A jak nas przeklnie? Co my wtedy zrobimy? Jak zamierzasz walczyć ze złą karmą? Zapytała ciszej z odrobiną szczerego zwątpienia i niepewności w głosie. W gruncie rzeczy były momenty, gdzie zwykle racjonalna i bardzo mocno stąpająca po ziemi Ala wierzyła w takie głupoty. Zwilżyła jednak usta w cieniu dłoni, czując słodki smak warg Sinclaira na swoich. Paskudna, warta grzechu cholera! Wywróciła oczyma, wzdychając i rozluźniając się nieco, wbiła w niego wzrok. Łaskawie dała się mocno asekurować i pomagać sobie przy pokonywaniu kamyczków, mając już całkiem spódnicę uniesioną przed kolano. Materiał tkwił wygnieciony w wolnej dłoni, a pasujące trzewiki błyszczały wyszyte kamyczkami. - To prawda, ambicja zabija romantyczność i potrzeby rodzinne. Może nie zdążył? Słyszałam, że wygląda dość młodo i podobno młodo odszedł. Może zginął w obronie miasta? Musiał mieć olbrzymie pokłady magicznej energii tworząc zaklęcia i mechanizmy, które utrzymują tak wielką metropolię. Nie powinniśmy zanieść mu kwiatka? - zapytała nieco cichszym tonem, jakby zbliżanie się do posągu przypominało wejście do jakiegoś kościoła. Jasnowłosa wskoczyła na kamień obok Ślizgona, mocno trzymając jego dłoń i chociaż płytka zakołysała się niebezpiecznie, do wody nie wpadli. Odchyliła głowę w bok, patrząc na niego z dołu. - Po wizytach w bibliotece, ciesze się jednak, że żyjemy we Współczesnej Anglii. Nie było w tych stronach lekko.
Rzeczywiście obydwoje niewątpliwie potrzebowali odpoczynku. I może i ten kraj skłaniał do tego, aby próbować różnych nielegalnych rzeczy czy też zwiedzać pustynie lub poddawać się innym atrakcjom, ale Sinclair naprawdę nie miał na to ochoty. Może to zasługa właśnie tego ciężkiego okresu, który przeżył niedawno, a może po prostu nie potrzebował w te wakacje szaleć, a wyciszyć się wraz ze swoją dziewczyną spędzając jak najwięcej czasu razem, zwyczajnie ciesząc się swoim towarzystwem. W Anglii każde miało swoje obowiązki i to właśnie one zabierały im najwięcej czasu, a przecież byli młodzi i nie tylko praca się liczyła. Dlatego ten wyjazd był idealną okazją, aby oddali się sobie w całości i wreszcie skupili tylko na sobie nawzajem. Uniósł lekko brew, słysząc jej słowa, które od razu potraktował jako żart, ale o dziwo wyraz jej twarzy na to nie wskazywał. Dopiero, kiedy po chwili znowu się odezwała, pokiwał głową. - Rozumiem. Nic nie szkodzi. Sam bym nie mógł patrzeć na siebie w lustrze - powiedział z nutą rozbawienia, której nie był wstanie ukryć, kiedy go przytuliła. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, jakby czytając jej w myślach i wiedząc doskonale, że co jak co, ale wygląd dla Aliny liczy się w małym stopniu. Może gdyby znał ją od wczoraj, uwierzyłby w jej blef. - W takiej sadzawce to idealny byłby ze mnie druzgotek. Albo nie! Wiem! Tryton! Poczekaj, tylko wypije eliksir - nic sobie nie robił z jej wystraszonej miny, bo świetnie się bawił i żartował sam z siebie, a perspektywa zamienienia się w syrenę tu i teraz, przed Alise, niezwykle się mu podobała. - Nie przeklnie, kochanie. Mówię Ci, pokocha nas. Ciebie, nie da się nie kochać - oznajmił czule, zbliżając ponownie twarz ku niej, aby potrzeć czubkiem nosa jej własny z zadowolonym wyrazem. Nie bał się żadnej klątwy, tak długo, jak Alise go chciała, bo przecież to od nich zależało czy będą ze sobą szczęśliwi. A on był i nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób sobie tego odmawiać. - Myślisz, że kwiatek pomoże mu w zaświatach? Czy chcesz go zwyczajnie przekupić, aby nas oszczędził z tą klątwą? - odezwał się z lekkim rozbawieniem, bo przecież ciągle utrzymywał, że są odporni na jakiekolwiek przekleństwa ze strony potężnego władcy Jamalu. - Uważaj... - wyrwało mu się, kiedy postawiła stopę gdzieś na lekko zatopionym głazie, który nieco zachwiał się, gdy oboje na niego weszli. Na szczęście złapał ją pewniej drugą ręką, w obawie, że nie zdoła utrzymać równowagi. Gdyby tak było, w istocie polecieliby oboje do wody. - Brytyjczycy też nie mieli lekko. Każdy kraj swoje przeżył. - stwierdził dość rzeczowo i chociaż historię znał po łebkach, wiedział, że nie było co porównywać się do innych narodów czy pokoleń. Kto wie co ich jeszcze czeka w przyszłości. W końcu jego stopy stanęły na stabilnym podłożu wnęki, w której znajdował się pomnik założyciela Jamalu. Pomógł jej zejść z ostatniego stopnia, aby zaraz odwrócić się i zlustrować wzrokiem rzeźbę. Oprócz tego, że była bogato zdobiona kamieniami szlachetnymi i cała wykonana ze złota, nie widział w niej niczego cudownego, ale może rzeczywiście posiadała jakieś wspaniałe właściwości i była obdarzona wyjątkową magiczną mocą. Zerknął na Alise, aby sprawdzić co ona o tym sądzi. - To co? Ryzykujemy i sprawdzamy czy dostaniemy od niego błogosławieństwo? - zapytał z delikatnym błyskiem w oku, wyglądając na nie do końca poważnego, jeśli chodzi o kwestię tego błogosławieństwa. Wierzył w to, nie wierzył? Raczej nie dopuszczał do siebie myśli, że ktokolwiek będzie w stanie rozdzielić go z dziewczyną. Był pewny swoich uczuć i nie wyobrażał sobie, żeby mogła spaść na nich jakakolwiek klątwa, która cokolwiek by między nimi zmieniła. Chwycił więc Krukonkę za rękę i podszedł z nią bliżej posągu, aby wolną dłonią dotknąć rzeźby. Poczuł pod palcami drżenie i przyjemne ciepło, na co uśmiechnął się, przenosząc wzrok na Alise. - Wcale nie wydaje się zły. Chyba wręcz przeciwnie. Sama zobacz. - polecił jej, namawiając aby sprawdziła jak rzeźba zareaguje. -Albo zaczekaj... - odezwał się nagle, po czym nie puszczając jej dłoni, sięgnął drugą ręką do kieszeni szaty, aby wyciągnąć z niej niewielkie pudełeczko, od razu je otwierając. Uśmiechnął się od ucha do ucha, aby po chwili, jak tradycja nakazuje, uklęknąć przed nią na jedno kolano, nieco poważniejąc. - Alise Lauren Argent - zaczął oficjalnie, zaglądając w jej błękitne tęczówki, a w jego własnych czaił się ten charakterystyczny dziecięcy błysk, nawet jeśli w tej chwili był niezwykle poważny - Myślę, że nie potrzebujemy błogosławieństwa nikogo. Kocham Cię i chciałbym spędzić z Tobą resztę swojego życia. Jesteś najwspanialszą istotą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Ciepłą, uroczą, mądrą, wrażliwą, kochaną i niezaprzeczalnie przepiękną. Nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez Ciebie. Dlatego... czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - słowa płynęły z niego zupełnie naturalnie i szczerze. Nic nie przygotowywał, nie myślał nad tym jak będzie wyglądała ta chwila. Miała być wyjątkowa, ale z drugiej strony był pewny jej odpowiedzi i jej uczuć wobec siebie. Wierzył, że to pytanie to tylko formalność, ale wiedział, że dla niej - jak dla każdej dziewczyny - to bardzo ważny moment. Chciał, aby wspominała go z uczuciem ciepła w sercu. Stąd też ta niespodzianka.
KLIK <3:
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Alise po namyśle jednak stwierdziła, że nawet w zielonym wąsie wyglądałby przystojnie, chociaż nie zamierzała mówić tego na głos, bo Lucas mógłby jeszcze wziąć to na poważnie i pewnego ranka zjawiłby się z zielenią na twarzy. Pasowałoby do odznaki. Dawno nie widziała tej radosnej, dziecinnej części jego osobowości, która zwykle chowała się za płaszczem odpowiedzialności oraz ambicji. Spełniania oczekiwać. Lucas zawsze gonił, zawsze biegł i chciał być dobry we wszystkim, co robił. Nie miała mu tego za złe, zawsze starała się wspierać jego działania oraz decyzje, jednak tak lekkie i błogie chwile jak ta były tymi, na które najbardziej czekała. Gdzie zostawiał wszystko, co niosła ze sobą odznaka oraz przyszła kariera za sobą, skupiał się na chwili obecnej. Lubiła na niego patrzeć, wyrażał siebie nawet w gestach i czasem nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. - A to nie było w bajkach, że księżniczka była syrenką? - zapytała z rozbawieniem. - Chociaż, książę też może być trytonem. Wiesz, jak chciałeś więcej mojej atencji wystarczy powiedzieć, nie musisz być druzgotkiem, trytonem, ani nawet smokiem. - rzuciła zadziornie, puszczając mu oczko i nie mogąc się powstrzymać, przesunęła kciukiem po jego dłoni. A cwaniak oczywiście buziaka ukradł. - To niezbyt obiektywne słowa skarbie. - zauważyła mrużąc na chwilę oczy, jednak zaraz westchnęła i uśmiechnęła się bezradnie, bo przecież w gruncie rzeczy miał ją sobie owiniętą dookoła palca i nawet perspektywa przeklęcia przez jednego z najsilniejszych czarodziejów w historii nie miała absolutnie żadnego znaczenia. - Jednak może nie testujmy jego cierpliwości...? Tak wiesz, na wszelki wypadek? Dodała jeszcze z przeuroczym uśmiechem, odganiając wszystkie myśli, które tym jednym gestem ściągnął do jej głowy, a które niezbyt mogłyby przypaść do gustu tutejszym strażnikom w miejscu publicznym. Zwilżyła usta, ruszając za nim dalej po kamykach unoszących się na wodzie. - Od razu przekupić! To taka wiesz.. Oznaka szacunku i docenienia jego pracy! - oburzyła się przez śmiech, patrząc na niego z wyrzutem, chociaż oskarżenia o łapówkarstwo były jak najbardziej słuszne. Niepotrzebnie czytała tyle legend i historii związanych z tym czarodziejem. Nic sobie nie zrobiła z kamyka, który pod ich wspólnym ciężarem zachwiał się niespokojnie, jedynie stając bliżej niego i mocniej wbijając palce w jego dłoń, patrząc na niego ufnie. Przecież wiedziała, że nie da jej wpaść do wody. - Dlatego mamy szczęście, że jesteśmy wolni i możemy spełniać marzenia, cele. Żyć tak, jakbyśmy chcieli — no, są czasem przeszkody, ale czy to nie dlatego życie jest słodsze i bardziej znośne? Posłała mu uśmiech, wierząc szczerze w to, że równowaga dobrych oraz złych wydarzeń musiała zostać zachowana. Nie mogliby doceniać szczęścia bez rozpaczy. Miłość nie miałaby znaczenia bez cienia strachu oraz wątpliwości. Wszystko się uzupełniało. Bo przecież każdy miał w sobie coś mrocznego, co tylko uwydatniało jego światło. Jego kolor. Rzeźba była imponująca na pierwszy rzut oka, jednak jej zdaniem z każdą kolejną chwilą nabierała kiczowatości przez ilość zdobień. Nie powiedziała tego na głos i nawet głupio się jej zrobiło za samą taką myśl, jednak brew mimowolnie uniosła się jej ku górze w akcie jakiegoś rozczarowania. - Zdecydowanie! Skoro do niego dotarliśmy. Zerwałabym mu kwiatka, ale pewnie się obrazi czy coś, bo przecież nie wolno. - zauważyła ze wzruszeniem ramion, puszczając wielowarstwową spódnicę i przesuwając palcami po miękkim płatku jakiegoś dużego kwiatu, który rósł nieopodal rzeźby. Dopiero teraz dotarło do niej, jak mocno w Arabii zwracano uwagę na stronę materialną, chociaż w pewien sposób pasowało to do ich kultury.
A potem... Potem zdecydowanie straciła zdolność mówienia. Bo przecież zajęta kontemplacją nad wszystkim mało ważnym nawet nie zauważyła pudełeczka w jego dłoni i dopiero gdy znalazł się niżej, co poczuła przez to, że trzymał ją za rękę. - Lucas, co Ty... - nie dokończyła, bo przecież w pierwszej chwili kompletnie nie połączyła faktów, myśląc, że się wygłupia i to fragment jakiegoś żartu. Pierścionek. Twarz Lucasa. Jego błyszczące oczy i słowa, które tak miękko i pewnie wypowiadał, sprawiły, że Krukonka zaniemówiła. Jej policzki nabrały koloru podobnego do materiału jej pełnego przepychu stroje, po skórze przebiegł dreszcz. Zakręciło się jej w głowie, serce zaczęło uderzać, jak szalone, roznosić ciepło coraz szybciej po każdym zakamarku jej ciała. Zagłuszało wszystko inne poza jego głosem. Patrzyła na niego jak zaczarowana. Zdecydowanie zapomniała, jak się oddycha. I co ona miała z nim zrobić? Cofnęła dłoń z jego dłoni i bez słowa opadła tuż przed nim, ignorując pognieciony się i zawijający materiał. Dłońmi przesunęła ku górze, palcami dotknęła jego policzków z czułością, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Lewą ręką zgarnęła brązowy kosmyk włosów, który zachodził mu na czoło, patrząc cały czas w te ciemnoniebieskie oczy, które tak bardzo przypominały burzowe niebo. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, nie mogła znaleźć też w sobie mocy na wyduszenie pojedynczego słowa. Jej palce zacisnęły się odrobinę na skórze ukochanych policzków, a ona sama musnęła jego usta. Raz, drugi, trzeci, piąty. Nie były to przeciągłe i długie pocałunki, te krótsze i delikatnie, pozbawione intensywności — przynajmniej z początku. - Ja sobie też nie wyobrażam bez Ciebie życia. - mruknęła cicho w końcu, odzyskując oddech i szepcząc w jego wargi, ucałowała go kolejny raz już sobie absolutnie niczego z tutejszych regulaminów czy rzeźby nie robiąc. Po każdym kolejnym buziaku rozbrzmiewało ciche tak, a Ala bezczelnie przysunęła się do niego i wtuliła mocno, zarzucając mu ręce na szyje, wciąż nie słysząc niczego poza biciem własnego serca. Był jej absolutnie wszystkim.
- Smokiem chciałem być od kiedy tylko dowiedziałem się, że są one miłością Twojego życia - oznajmił pół żartem, pół serio, nawiązując do czasów ich poznawania, kiedy to był prawdziwie oczarowany jej fascynacją tymi stworzeniami. Czy chciał być podobnie jak one w centrum jej uwagi przez większość czasu? OCZYWIŚCIE. Od zawsze o tym marzył. I teraz poniekąd trochę się to sprawdzało. Aczkolwiek czasami jeszcze zdarzało mu się być zazdrosnym o tych pokrytych łuskami przyjaciół Aliny. - Dobrze, niech będzie. Już będę grzeczny. - oznajmił po chwili, kiedy dziewczyna poprosiła, aby nie sprawdzali czy faktycznie są w stanie ściągnąć na siebie klątwę zamożnego władcy. Jeżeli przez to miałaby spokojniejszą głowę, uszanuje jej wolę. Nawet jeśli sam nie wierzył, że cokolwiek złego może ich spotkać. - Nie chcę nic mówić, kochanie, ale dla mnie nagroda w postaci kwiatka za trud stworzenia magicznego miasta byłaby... lekkim uchybieniem. Nie sądzisz? - zażartował, odrobinę się z nią drażniąc, specjalnie wynajdując argument, dla którego założyciel Jamalu miałby poczuć się zlekceważony. Lubił jej dogadywać, kiedy tak uroczo wychodziła naprzeciw jego wyzwaniom, stawiając im czoła i broniąc się zaciekle. Co prawda zazwyczaj to on odpuszczał w końcu, oznajmiając, że tylko chciał ją nakręcić, ale i tak ostatecznie oboje się z tego śmiali. - Masz racje. Powinniśmy doceniać zarówno te szczęśliwe chwile jak i troski, które nas wzmacniają. - dodał jeszcze od siebie, kiedy nagle rozmowa zeszła na nieco poważniejsze - można by rzec filozoficzne - tematy. Powinno się czerpać z każdego doświadczenia jakie dawał im los, a zgodnie z tym pamiętał dobrze jak w ciężkim dla niego okresie docenił obecność Alise przy swoim boku i wyniósł wnioski z cennych rad, jakie mu wtedy dała. W jakiś sposób umocniło to jego psyche i wiedział, że dopóki ma ją obok, lżej będzie znosił wszystkie przeciwności losu. Dotarli pod posąg, a Lucas do samego momentu wyciągnięcia pierścionka, nie dawał po sobie poznać odkrycia swoich zamiarów. Nie chciał się zdradzić, aby była to dla dziewczyny prawdziwa niespodzianka. Dlatego przyprowadził ją do tego urokliwego miejsca, powoli przeprowadzał przez zdobione kamyki i zajmował rozmową, aby w końcu najpierw stanąć przed nią, chwytając za dłoń, a potem uklęknąć ze szczerym i chwytającym jego samego za serce wyznaniem. O dziwo nie czuł stresu, jedynie ekscytację. Zdając sobie sprawę z tego jak bardzo poważny to krok, miał przed sobą perspektywę kolejnych lat życia razem z Alise, a wprawiało go w jeszcze większą euforię. Widząc najpierw jej zaskoczone spojrzenie, nie był w stanie pohamować cisnącego się na usta uśmiechu. Tak bardzo chciał zobaczyć ten sam na jej twarzy i zacząć dzielić się z nią tym szczęściem, które jego przepełniało od wewnątrz. Względnie długo musiał czekać na ten uśmiech. Przykucnęła przy nim, a to nagle zbiło go z pantałyku. Wpierw jednak zobaczył zmianę w jej iskrzących tęczówkach, które w pierwszej chwili zatopiły się całkowicie w jego spojrzeniu. Czuł gorąc na policzkach, które chłonęły to ciepło z dłoni dziewczyny, obejmujących jego twarz, a po chwili także jego wargi zostały zaszczytnie uhonorowane krótkimi, słodkimi muśnięciami jej ust, które przez moment zdawały się mu przysłaniać całkowicie myślenie. Nie poruszył się nawet o milimetr, dopóki nie usłyszał jej słów, a później cichej odpowiedzi, powtarzanej wielokrotnie pomiędzy kolejnymi pocałunkami. W końcu jakby jego serce uwolnione zostało z niewidzialnych więzów, przez co mógł bez skrępowania wreszcie nabrać powietrza do płuc i objąć ją ramionami, dokładnie w tym samym momencie, kiedy zarzuciła mu ręce na szyję. Ścisnął ją mocno, przygarniając do siebie i szczerząc się dziecinnie, niesamowicie szczęśliwy. To było tak niewiele, ale jednocześnie tak dużo dla niego, że nie był w stanie opisać słowami tego co działo się w jego środku. Przez chwilę nie liczyło się nic tylko ta wspaniała chwila, kiedy zdał sobie sprawę, że jest najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. - Dziękuję - odezwał się w końcu, tuż przy jej uchu, aby jak gdyby nigdy nic, zaśmiać się szczerze rozradowany - Dziękuję Ci, że jesteś - odsunął się odrobinę, aby spojrzeć na nią i z wyrazem prawdziwego oddania, ucałować jej usta. Wolną dłonią sięgnął jej policzka, aby z czułością założyć kosmyk jej jasnych włosów za uchu, a następnie uśmiechając się karygodnie wziąć pudełeczko do obydwóch rąk i wyciągnąć z niego ten pierścionek, który nadawał temu momentowi wyjątkowego znaczenia. Podniósł wzrok na jej twarz, aby nabrać ponownie powietrza do płuc i podekscytowany, sięgnąć po jej dłoń i wsunąć biżuterię na jej palec. Zaśmiał się, jakby lekko nerwowo, jakby dopiero teraz dotarła do niego jej odpowiedź. - Już mi nie uciekniesz - oznajmił z charakterystycznym dla siebie błyskiem rozbawienia w oku i dziecinnym szczęściem wymalowanym na twarzy. Pochylił się, aby musnąć jej wargi jeszcze raz, wciąż trzymając jej dłonie w swoich. Nie mógł uwierzyć, że Ją przy sobie miał.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Wydała z siebie ciche westchnięcie, może odrobinę wypełnione rozczuleniem i rozbawieniem jednocześnie, błądząc spojrzeniem po znajomej twarzy Ślizgona. Pokręciła też delikatnie głową, wprawiając w ruch pasma jasnych włosów. - Ale przecież Ty nią jesteś. Odparła najpoważniej, tonem może trochę jak do dziecka — bo mówiła mu najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Chociaż wiedziała, że słowami wracał do początku, zwyczajnie nie mogła się powstrzymać przed komentarzem, który Sinclara umieszczał na pierwszym miejscu jej priorytetów i miłosnych preferencji. O zazdrości do smoków pojęcia nie miała, chociaż to ona miała ku temu uczuciu znacznie więcej powodów, bo praca uzdrowiciela wiązała się przecież z tymi wszystkimi pielęgniarkami i mnóstwem, ogromem wręcz pacjentek. O tym jednak Alise starała się nie myśleć zbyt często. Wzruszyła ramionami, sugerując tym samym, że nawet kwiatek jest ładną formą docenienia cudzego wysiłku, zwłaszcza że ów bohater zwyczajnie już nie żył. Przez myśl jej przeszło, że jego ciało mogło być pokryte złotem i klejnotami, zamienione w pomnik, przed którym się znajdowali, jednak swoich myśli nie wypowiedziała głośno, wbijając spojrzenie w nieco surowy wyraz twarzy potężnego maga. - Zastanawiam się, jakim był człowiekiem. Bo wiesz, dobrego i kwiat ucieszy. Małe rzeczy są ważne, chociaż mniej praktyczne niż artefakt czy kosztowności. Pewnie miał tego mnóstwo. Odpowiedziała w końcu po chwili milczenia, odchodząc spojrzeniem od wspomnienia przeszłości i twórcy Jamalu. Zawiesiła błękitne oczy w towarzyszącym jej studencie, uśmiechając się łagodnie na jego słowa. Szczerze w każde z nich wierzyła. Bo przecież sytuacja z Eskilem, babcią i wszystkim innym na pewno wpłynęła na niego kształcąco, chociaż była cholernie trudna. Bolesna. Najważniejsze jednak, że uśmiechał się już częściej.
Właściwie nie zastanawiała się nad tym, co robi. Jej ciało samo zmieniło pozycje, każda myśl przytłumiona była uderzeniami serca, które szybko pompowało gorącą krew, zostawiało na jej skórze gęsią skórkę. Zupełnie, jakby ktoś walnął jej w głowę i otumanił amortencją, płynnym szczęściem. Wszystkie te kłębiące się uczucia były nie do opisania, otumaniające, dominujące. Prawdziwe. I nawet klątwa nie miała znaczenia, gdy jej oczy napotkały ten znajomy, bezkresny granat. Nie miała pojęcia, jak właściwie to wszystko wyrazić, jej usta same skradały drobne buziaki, a przestała być spięta dopiero wtedy, gdy zamknął ją w ramionach. Jego zapach wdarł się do nozdrzy, wywołał jeszcze szerszy uśmiech, o ile było to możliwe. - Głupek. - skwitowała jego niedorzeczne podziękowania, wywracając z rozbawieniem oczyma i raz jeszcze palcami przesuwając po rozgrzanym policzku. Miała wrażenie, że nawet on się trochę zarumienił, chociaż to było nic w porównaniu z odcieniem różu, który dominował na jej własnych licach. Przecież nigdzie się nie wybierała! Zaśmiała się znów, gdy ją pocałował, przesuwając dłoń na jego szyję i przymykając oczy, odwzajemniając gest. Zapominając o całym świecie, bo na Merlina, zawsze tak się działo w takich chwilach. Miał niesamowitą umiejętność ograniczania jej wszechświata do swojej osoby. I było to naprawdę piękne. Gdy biżuteria znalazła się na dłoni, nie mogła powstrzymać tego głupiego, babskiego odruchu wyciągnięcia przed siebie ręki i przyjrzenia się palcom, a konkretniej temu ozdobionemu. Pierścionek był naprawdę piękny — bardzo delikatny, jego kształt przypominał jej w pewien sposób płatek śniegu na złotej, klasycznej obrączce. - Jest naprawdę, naprawdę najpiękniejszy, jaki widziałam Lucas. - mruknęła cicho ze szczerym zachwytem, obracając dłonią w powietrzu, aby zaraz zarzucić jednak rękę na jego szyję i ucałować go w momencie, gdy mówił coś o uciekaniu. Namiętnie i zachłannie, splątując ich oddechy i zasysając jego dolną wargą, uniosła powieki, jedynie odrobinę odsuwając swoją twarz od jego. - Gorzej, jak Ty mi uciekniesz. Wydaje mi się, że szczęścia się nie wypuszcza z rąk. A gdybym to zrobiła, pewnie nigdy bym już go nie znalazła. Mruknęła cicho, zaraz wracając do jego ust z westchnięciem zadowolenia, mocniej się przytulając. - Jak nic nas przeklnie.