C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
W końcu po dłuższym czasie wszyscy docierają na miejsce. Jest to zwyczajny, runicznykrąg. Każdego kto przychodzi prosi, żeby usiedli w kręgu. - Przeszliście, teraz czekamy. W zasadzie nic innego nie pozostaje wam do roboty - musicie czekać aż nadejdzie ostatni etap waszej wyprawy, a na was spadnie "błogosławieństwo zorzy". Cokolwiek to nie jest... Bo twierdzi, że na każdego może przyjść w innym czasie.
★ Każdy z was rzuca kostką k6, by dowiedzieć się ile godzin czekaliście na jakiś znak. Każda godzina to odjęty jeden punkt wytrzymałości. Więc jeśli np. wylosujecie 6, musicie mieć ich co najmniej 7, by nie pisać żadnego posta na wytrzymałość. Wytrzymałość nadal możecie dopisywać w wątku. ★ Jeśli macie ze sobą przedmiot, który wam pomaga zdobywać siłę automatycznie (dodaje uzdrawiania, energii itp.) możecie już w pierwszym poście tutaj uznać, że od razu go użyliście (nawet jeśli będzie się pokrywał z odnalezieniem zwierzęcia) przez co wasza wytrzymałość wzrasta o 1. ★ Obowiązkowo rzucasz kartą tarota. ★ Jeśli napisałeś w odpowiednich tematach w dobrym terminie, możesz uczestniczyć w evencie, nawet jeśli nie wybrałeś cech. Nie możesz już ich jednak wybrać. ★ Podczas nadejścia zorzy pojawia się zwierzę magiczne dające ci moc, które widzisz tylko ty. Inni widzą jedynie co się z Tobą dzieje. Łączy się ono z Tobą w pewien sposób, dając Ci siłę oraz zostawiając Ci ślad od zorzy. ★ Po znak zgłaszasz się w temacie z zapisami, od razu po skończeniu tutaj, bądź kiedy tylko rozegrasz odpowiednie wątki, jeśli musisz. Dopiero wtedy otrzymasz znak zorzy.
Kod:
Kod:
<zg>Ekwipunek:</zg> <zg>Wytrzymałość:</zg> <zg>Wylosowana karta tarota:</zg> <zg>Do kuferka:</zg> napisz do jakiej statystyki ma Ci dodać znak zorzy oraz jakiego jest koloru <zg>Efekty dodatkowe:</zg> wpisz co musisz zrobić, by zyskać runę
Kod do posta
Kod:
[center]<zg>Post na przywrócenie punktu wytrzymałości</zg> <zg>Wytrzymałość:</zg> wpisz ile miałeś wcześniej + 1 = ile masz obecnie[/center]
Czuwanie
Tarot, czyli co do mnie nadeszło i w jaki sposób:
0 - Głupiec - Głupcze. Słyszysz ten szept i masz nieodparte wrażenie, że Twoje myśli i wspomnienia odpływają. Tym, który daje Ci moc okazuje się być... Cichy Demon. Widzisz jak płatki śniegu omiatają Cię w szalonym tańcu. Demon próbuje dostać się do Twojej głowy i miesza Ci wspomnienia. Jeśli nie masz cechy Silna Psycha, tracisz wspomnienia z trzech ostatnich wątków. Dostajesz białą kreskę w dowolnym miejscu na szyi, bądź na głowie.
1 - Mag - Wokół Ciebie pojawiają się ogniki, które zwyczajnie... wchodzą w Twoje ciało. Jest Ci gorąco i wydajesz się świecić, emanować jakąś siłą, która Cię wręcz rozpiera. Na kolejne dwa wątki będzie znacznie silniejszy niż jesteś zazwyczaj. I na dodatek dostajesz na dowolnej części ciała grubą, granatową kreskę.
2 - Kapłanka - Obok Ciebie pojawia się niewielki elf, który zagaduje do Ciebie, wyraźnie znudzony, że tak długo tu siedzicie. Orientujesz się, że to musi być Sidhe. Jeden z najbardziej niebezpiecznych stworzeń, jakie istnieją. Jeśli masz cechę Złotousty Gilderoy (perswazja), zagadujesz go dość sprawnie i po długie pogawędce zostajesz z różową kreską na dowolnym miejscu Twojej nogi. Jeśli nie masz tej cechy, to swój nowy tatuaż okupujesz okropnym wpływem jaki ma na Ciebie Sidhe. Musisz rozegrać wątek (po co najmniej 4 posty) w której na powierzchnie wypływają Twoje najgorsze cechy lub zwyczajnie zachowujesz się okropnie dla drugiej osoby. Jeśli masz jakąkolwiek wadę Niezręczny Troll, musisz rozegrać dwa takie wątki (jeden musi być czteropostowy, drugi może być na evencie, lekcji itp.).
3 - Cesarzowa - Przed Tobą pojawia się wila, która wręcza Ci magiczny napój. Aby otrzymać moc zorzy, musisz go wypić. Jest on okropny, gorzki i masz odruchy wymiotne za każdym razem jak to pijesz. Jeśli nie masz cechy Metabolizm Eliksowara, będziesz miał mdłości jeszcze na kolejnych dwóch napisanych wątkach. Jeśli masz wadę Wiecznie Struty, w trzech wątkach. Kiedy w końcu wypijasz cały napój, a kobieta znika, na Twojej dłoni pojawia się różowa kreska.
4 - Cesarz - Przed Tobą pojawia się zwodniczy Paqui, który próbuje Cię zahipnotyzować swoimi pięknymi piórami. Nic Cię nie uchroni przed tym zwierzęciem i nawet nie wiesz kiedy rozbudzasz się z pół-snu z fioletową kreską na nogach. W kolejnym wątku będziesz widział dziwne halucynacje. Jeśli masz wadę Słaba psycha, halucynacje musisz mieć w dwóch kolejnych wątkach.
5 - Kapłan - Dlaczego Ponurak jest Twoim zwierzęciem? Kto wie, ale już czujesz, że... zwyczajnie będziesz mieć pecha. I faktycznie na dwa kolejne wątki masz go pod dostakiem, nic z tym zwyczajnie nie zrobisz. Jeśli masz cechę Bezczapki urodzony, muszą być to 3 wątki (każdy minimum 3 posty). Ponurak zaledwie pojawia się i znika, pozostawiając Cię ponownie samego, ze srebrną kreską na kostce.
6 - Kochankowie - Piękny mężczyzna lub kobieta (w zależności od twoich preferencji) pojawia się obok Ciebie, wyciągając dłoń. Musisz za nią podążać jeśli chcesz dostać znak. Kieruje Cię z powrotem do lodowego jeziora i kiedy jesteś blisko niego, piękna postać przemienia cię w Nøkkena i porywa Cię do wody. Jeśli nie masz cechy Magik żywiołów (woda) bądź cechy Silny jak buchorożec (wytrzymałość), z jeziora wydobywa Cię dopiero Bo i musisz napisać kolejny wątek (minimalnie po 3 posty) z kimś kto się Tobą zajmuje, kiedy jesteś w łóżku. Niezależnie od tego co się wydarzyło, masz teraz długą, niebieską kreskę na gdzieś na swoich żebrach.
7 - Rydwan - Widzisz pięknego konia z bujną grzywą i już wiesz co to jest. Klepie. Aby zyskać pomarańczową kreskę w dowolnym miejscu na Twojej skórze, musisz na niego wsiąść. Ten oczywiście próbuje porwać Cię do jeziora, w którym lądujesz. Jeśli masz cechy Pojawiam się i znikam lub Gibki jak lunaballa (zwinność), możesz założyć, że one w ostatniej chwili uchroniły Cię przed zanurzeniem w jeziorze. W innym wypadku lądujesz w zimnej wodzie, z której ratuje Cię Do. Musisz napisać wątek (minimalnie po 3 posty) kiedy odpoczywasz wyziębiony w łóżku.
8 - Moc - Gigantyczny przypływ mocy sprawia, że lewitujesz... chociaż Tobie wydaje się, że siedzisz na pegazie. Unosisz się coraz wyżej i wyżej na magicznym koniu... A potem spadasz, nagle, niespodziewanie, wiesz że zaraz rozbijesz się o twardy grunt. Czyżby tak miało się to wszystko skończyć? Ale tak się nie dzieje, zatrzymujesz się kilka centymentrów nad ziemią i delikatnie opadasz na chłodną ziemię. Na plecach masz długą, bordową kreskę.
9 - Pustelnik - Słyszałeś o nim historie i co zrobił ostatnio uczniowi. To nie pustelnik. To pustnik. Zbliża się do Ciebie obnażając zęby, które po chwili wtapia w Twoje ramię. Chociaż czujesz rozrywający ból ręki, tak naprawdę nic Ci się nie dzieje i kiedy widmo znika, na Twojej ręce pojawiają się czarne nieregularne kreski. Zorza pozostawiła Ci moc i niezbyt przyjemne wspomnienie.
10 - Koło Fortuny - Widzisz ogromną ilość przechodzących obok zwierząt i nie masz pojęcia co wybrać i w którą stronę masz pójść. Jeśli nie masz cechy Świetne zewnętrzne oko (wyczulenie bądź spostrzegawczość) znalezienie odpowiedniego zwierzęcia zajmuje Ci strasznie dużo czasu i jesteś ostatnią osobą, która została tu razem z Bo... Prędzej czy później znajdziesz swojego patronusa (bądź zwierzę, które by nim było, gdybyś go miał) i łączysz się z nim spokojnie bez większych problemów. Na dowolnej części ciała masz zieloną kreskę. Musisz napisać tu dodatkowego posta, w którym czekasz.
11 - Sprawiedliwość - Bogowie Nordyccy, czy cokolwiek rządzi na tej przeklętej krainie, byli dla Ciebie dobrzy. Widzisz jak otaczają Cię futrzaste Lømeny. Urocze zwierzęta ogrzewają Cię, przytulając się do Ciebie z każdej strony. Jeśli masz cechę Powab Wili (zwierzęta) bądź Świetne zewnętrzne oko (wyczulenie lub empatia), zyskujesz 3 przerzuty do dowolnego użycia. Musisz je wykorzystać do końca marca. Jeśli ich nie masz i tak czujesz przyjemne ciepło jakby... głęboko w Tobie. A na twojej ręce pojawia się fioletowa kreska.
12 - Wisielec - Czujesz jak coś zaciska się na Twojej szyi. Tracisz oddech i masz wrażenie, że ucieknie z Ciebie powietrze. Jeśli nie masz cechy Silna Psycha (opanowanie), panikujesz i na chwilę tracisz przytomność. Do końca marca będziesz miał koszmary i budził się w środku nocy. Wspomnij o tym w trzech różnych wątkach. Jeśli emocje nie wzięły góry nad Tobą, uścisk okropnych dłoni się rozluźnia i wszystko nagle znika. Cokolwiek się nie dzieje, tobie pozostaje na szyi delikatna pomarańczowa kreska.
13 - Śmierć - To właśnie nadeszło, a przynajmniej takie masz wrażenie. Bo otula Cię Śmierciotula swoją czarną peleryną, a ty najwyraźniej nie możesz jej uciec, ani się ruszyć. Przykrywa Cię całego i masz wrażenie, że Cię zwyczajnie pożera. Wbrew temu to jednak to ona znika i wchodzi w Ciebie, po kilku minutach tego okropnego uczucia. A ty możesz się poruszyć. Masz czarną kreskę na dowolnej części ciała i nieprzyjemne wspomnienia.
14 - Umiarkowanie - Rzuć kartą tarota jeszcze raz spędzasz godzinę więcej niż w wyniku kostek k6. Lepiej coś zjesz i napisz posta wytrzymałości. Jeśli napiszesz tu post na co najmniej 2tys. znaków, możesz założyć, że Bo opowiedział Ci w międzyczasie niesamowite historie zorzy. Możesz dostać punkt do astronomii/wróżbiarstwa.
15 - Diabeł - Coś znienacka gryzie Cię w ramię, a ty czujesz się tak jakby ktoś cię... wysysał. Nieistniejący wampir zabrał Ci chęci i energię do czegokolwiek. Pozostawił czerwoną kreskę na ramieniu, a w kolejnym wątku musisz być znacznie bardziej ospały i pozbawiony energii niż zwykle.
16 - Wieża - Chochliki krążą nad Twoją głową piszcząc głośno, próbując wyrwać Ci rzeczy z rąk, ukraść ci coś, a przynajmniej tak ci się wydaje. Jeśli po drodze na wycieczce znalazłeś pył lub runy, jest to rzecz, która nagle odstrasza stworzenia i możesz pozostać tylko z dużą irytacją, ale i różowym znakiem na ręce. W wypadku gdy po drodze nie trafiłeś na nic takiego, chochliki męczą cię bardzo długo i jeden z nich wydaje się nie znikać... W zasadzie od teraz i cały twój kolejny wątek będzie ci dokuczał nad głową. Musisz to rozegrać. Pamiętaj, że nikt inny go nie widzi.
17 - Gwiazda - W pewnym momencie widzisz... Cete. Tak to musi być jedno z nich! Unosi się nad wami wszystkimi. Melodia, którą ze sobą niesie jest jeszcze głośniejsza niż zwykle. Na tyle, że przygniata cię jej dźwięk i rozbrzmiewa Ci w głowie przynosząc ogromny ból. Krew, która wydaje Ci się płynąć z uszu nie jest prawdziwa i kiedy ból mija, jedyne co zostaje to czerwona kreska na Twoich palcach. Na dwa kolejne wątki, będziesz miał problemy ze słuchem.
18 - Księżyc - Okazuje się, że przychodzi do Ciebie centaur, który planuje wytłumaczyć Ci jak działa znak zorzy w swoim nie do końca zrozumiałym językiem i lotnymi słowami. Jeśli posiadasz cechę Czaroglota lub Złotousty Gideroy (dowolna cecha) udaje ci się nawiązać odpowiedni kontakt z centaurem. Masz piękną nową kreskę w dowolnym miejscu i o dowolnym kolorze. Jeśli nie posiadasz tej cechy centaur wydaje się być poirytowany. Spędzacie długie godziny na kłótni podczas której wytyka Twoje wady. To musi wyglądać przednio, biorąc pod uwagę, że nikt go nie słyszy. Dostajesz niezbyt ładną, brązową, grubą kreskę wokół swojego nadgarstka.
19 - Słońce - Masz wrażenie, że ta cała zorza wręcz Cię oślepia. Czy to piękne światło? Czy raczej coś zgubnego? Mrużąc oczy widzisz dziwaczną, długą postać... Bazyliszka! Patrzysz nierozsądnie w jego oczy i nie zdążasz się odwrócić, jeśli nie masz dowolnej cechy z kategorii Gibki jak lunaballa. W tym wypadku na cały kolejny wątek, co najmniej 4 postowy (od teraz) tracisz wzrok. Dostajesz swój znak w okolicach brwi lub oczu (dowolny kolor).
20 - Sąd Ostateczny - Norweski Kolczasty. To widzisz nad wszystkimi uczniami. Smok ryczy potężnie, okrążając wasze obozowisko. Ląduje na odrobinę dalszej górze i wydaje się, że patrzy w Twoją stronę. Musisz do niego podejść, by zyskać moc zorzy. Jeśli masz wadę Drzemie we mnie zwierzę, smok z furią próbuje Cię spopielić na kawałki i otrzymanie znaku zorzy łączy się z ogromnym bólem od nieistniejącego ognia. Jeśli masz cechę Powab Wili (zwierzęta) możesz dotknąć tego niesamowitego stworzenia zanim nie rozpłynie się w powietrzu. Jeśli nie masz żadnej z tych cech smok uderza Cię ogonem w brzuch, upadasz na ziemię, a on wzbija się w powietrze i znika. Cokolwiek się z tego nie dzieje, na brzuchu masz czerwony ślad po zorzy.
21 - Świat - Masz wrażenie, że świat stoi przed Toba otworem. Wokół Ciebie tańczą Lunaballe, a ty czujesz się wielki spoko i harmonię, która Cię otacza. Jeśli masz cechę Świetne zewnętrzne oko (empatia lub wyczulenie), w kolejnych dwóch wątkach możesz nadużyć ej zauważając coś czego normalnie być nie wykrył u innej osoby albo bardzo dobrze przewidujesz sytuację co może się wydarzyć. Gdzieś na ręce masz delikatną, żółtą kreskę.
______________________
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Ekwipunek: różdżka, termos z dyptamowym smakoszem, kilka batonów proteinowych, opakowanie czekoladowych żab, omnikulary, beret uroków, eliksir wiggenowy x3, eliksir pieprzowy x3, gogle do quidditcha. Wytrzymałość: 10 – 5 = 5 Wylosowana karta tarota: Gwiazda Do kuferka: Czerwona kreska na palcach, Gry Miotlarskie Efekty dodatkowe: w dwóch wątkach mam problemy ze słuchem
Drogą, którą wybrała, była ciężka i wymagająca. Śnieżne Szczyty wyzuły ją zarówno z ciepła, jak i z mnóstwa energii, ale jednocześnie dały potężnego mentalnego kopa. Skoro była w stanie poradzić sobie w tak nieprzystępnych warunkach, cała reszta również była w jej zasięgu. Podbudowana tym niewielkim sukcesem i odpowiednio zmotywowana, zaczęła schodzić w dół, aż doszła, wraz z resztą uczniów i nauczycieli do runicznego kręgu, gdzie miał się odbyć rytuał zorzy. Krukonka, zgodnie z poleceniem, usiadła w kręgu. Teraz przyszło jej tylko czekać, aż światła na niebie postanowią natchnąć ją czymś magicznym. Jak miało się to odbyć i ile miała tak siedzieć? Nie miała pojęcia. Według zapewnień przewodnika, na każdego błogosławieństwo spływało w innym czasie, a zorza działała w inny sposób. Siedzenie po turecku w takich warunkach, jak te w Norwegii, nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Dłonie miała schowane w kieszeniach, głowę w ramionach, a tyłek odmarzał jej od podłoża. Natchnienie z kolei, jak nie przychodziło, tak nie przychodziło. Mijała godzina za godziną, a Brooks, coraz bardziej zirytowana, miała zamiar rzucić tym wszystkim w pizdu i po prostu wrócić wraz z tymi, którzy już doznali objawienia. Nie przebyła jednak takiej ciężkiej drogi tylko po to, żeby się poddać chłodowi. Klnąc więc w duszy, siedziała uparcie na dupie, czekając, aż coś się stanie. Jej pięciogodzinne oczekiwanie w końcu przyniosło jakieś postępy. Dziewczyna zaczęła nagle słyszeć dźwięk, który zdołała już doskonale poznać przez te ferie. Cete, cholerne wieloryby, które rozbudzały talent Fredki i wkurwiały. Olbrzymi ssak pojawił się nagle nad ich głowami, machając wielką płetwą i wydając z dziwne odgłosy, coraz głośniejsze i głośniejsze. Brooks czuła, jak od tego dźwięku, głowa zaczyna pulsować jej tępym bólem. Kiedy odruchowo przyłożyła dłonie do uszu, aby je zakryć, okazało się, że… krwawi. Właśnie tak, dźwięki wydobywające się z paszczy wieloryba sprawiły, że najwyraźniej pękły jej bębenki, a na palcach pozostała długa czerwona smuga z własnej krwi.
- Jasny chuj – rzuciła pod nosem, przestraszona całą tą sytuacją. Utrata słuchu, czy jakiegokolwiek innego zmysłu nie była tym, no co się pisała. Mogła mieć tylko nadzieję, że to nic trwałego, czego nie wyleczyłaby fiolka z wiggenowym i czujna opieka Perpetki.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Ekwipunek: [bezdenna torba, wspomniana w pierwszym poście, ale niewpisana], x2 wiggenowy, x1 wiggenowy, x1 pieprzowy, x1 czyszczący rany, zimowy pierścień (3/3), pasek czekolady od Robin, termos z marną ilością kakałko, korale wiggenowe, różdżka Wytrzymałość: 5 - 2 = 3 Wylosowana karta tarota:Cesarzowa :)). Do kuferka: Uzdrawianie (no nie oszukujmy się), różowy znak, prawa dłoń. Efekty dodatkowe: muszę rzygnąć x2 w wątkach
Kiedy wszyscy się z powrotem zebrali, Lowell nie bez powodu szedł tuż nieopodal Maximiliana, by dotrzymać mu towarzystwa. Może trasy się różniły, co nie zmienia faktu, iż koniec końców musieli znowu iść razem. Gdzieś pod kopułą czaszki chłopak liczył jednak, iż nauczyciele znowu nie będą chcieli go wziąć, dlatego nie bez powodu zawiesił na nim własne ramię, spoglądając kątem oka, czy ktoś się nie wkurwia, by tym samym wziąć ciężki wdech. Morius gdzieś znajdował się w tyle, nawet go nie zauważył, w związku z czym nie bez powodu wziął głębszy wdech, chcąc zapomnieć o tamtej, nieprzyjemnej i niekomfortowej sytuacji. Chciał wrzucić ją w otchłań, skąd by jej nie mógł przez jakiś czas wyciągnąć, a jednak nie było to wcale takie łatwe. Pod kopułą czaszki kotłowało się nad wyraz dużo rzeczy, w związku z czym Felinus nie mógł spuścić z tonu, zachowując pewny, spięty ton. I może dla innych nie było to wyczuwalne, co nie zmienia faktu, iż Solberg mógł to z łatwością wyczuć. Kiedy to kompletnie zignorował profesorków, ich potencjalne skargi i zażalenia (choć nie podejrzewał, by cokolwiek takiego wystąpiło, bo przecież byli dorośli), ruszył wraz z towarzyszem do przodu, o ile ten nie miał jakichś ciekawszych rzeczy to roboty. Ciche westchnięcie wydobyło się spomiędzy jego ust, kiedy to powoli docierali do celu. - Zajebisty rytuał, ale szczerze to brakuje mi jednak fajek. - wziął cięższy wdech, wiedząc, iż ktoś koniec końców musi je posiadać, ale nie było im dane tego w żaden szczególny sposób zobaczyć. Kiedy to już się odsunął, trzymając w pogotowiu różdżkę, kiedy to niewielkie zmęczenie przedzierało się przez jego własną twarz, pokonywał kolejne ścieżki, które to wyznaczał im przewodnik. - Jak w ogóle było? Coś jakoś tak podejrzewałem, że jednak wybierzesz drogę siły, aniżeli wiary i nadziei. - zapytał się kulturalnie, z prawidłowym tonem własnego głosu. Może intrygowało go to, jak to wszystko będzie miało okazję się zakończyć, co nie zmienia faktu, iż koniec końców zawsze mogło coś się odjaniepawlić złego. Dlatego czekał przyszykowany, wsłuchując się w kolejne słowa, które to wypowiedziała osoba prowadząca cały ten rytuał. Ostrożnie, powoli, bez zbędnych słów, które to mogły jednak kogoś rozjuszyć. Dopiero potem, gdy atmosfera w powietrzu zelżała, postanowił dodać od siebie, półszeptem oczywiście, parę słów. - O, super, odmrozimy sobie dupy, idealnie. Tego mi obecnie brakowało do pełni szczęścia, w stosunku do mojego trafu na tym polu. - zaśmiał się, choć od razu na jego twarzy pojawiła się powaga, kiedy to zajął odpowiednie miejsce niedaleko Ślizgona, by mieć na niego oko. Co jak co, ale jednak nie potrafił powstrzymać się od ciągłego zamartwiania i zwyczajnej, ludzkiej troski, w związku z czym ciemne obrączki źrenic spoglądały uważnie w jego stronę, starając się odnaleźć wszelkie możliwe mankamenty. Usiadł zatem, zakładając na palcu pierścień powstrzymujący przez czuciem zimna, by tym samym się skupić. Tak samo, jak się uczył oklumencji, postanowił podejść ogólnie do tematu; usiadł wyprostowany, odchylił trochę głowę do góry, oczyścił własny umysł. Powoli, ostrożnie, analizując raz po raz kolejne struktury, które to znajdowały się pod kopułą jego własnej czaszki. Nauka tego zawsze wiązała się z pewnym wysiłkiem, ale również dookoła można było zauważyć nutkę enigmy w jego zachowaniu. Siedział w praktycznym bezruchu, jak to miał w zwyczaju, kiedy to starał się odnajdować połączenia między sercem a logiką, by tym samym prawidłowo je odcinać. Tym razem jednak stawiał te mury wyjątkowo powoli, skrupulatnie, by każda cegiełka była dopracowana, pozbawiona jakichkolwiek wad. Około dwie godziny później, kiedy to nawet samemu nie zauważył upływu czasu, usłyszał pewnego rodzaju dźwięk. Jakby ktoś się do niego zbliżał, dlatego czekoladowe tęczówki spojrzały do przodu, zauważając tym samym magiczne stworzenie, które to postanowiło to być właśnie tym, do czego miał poniekąd niewielki uraz. Nawet jeżeli wiedział, iż nie należy wszystkich wrzucać do jednego worka, nie mógł powstrzymać się od flashbacków względem sytuacji w Wyciszonym Pokoju. Wila, która to mogła być atrakcyjna dla większości społeczeństwa, niespecjalnie go interesowała. Lowell prędzej zwrócił uwagę na to, co ta ze sobą niosła - jakiś tajemniczy eliksir nieznanego pochodzenia. Felinus zmarszczył mimowolnie brwi, niemniej jednak podejrzewał, z czym będzie miał do czynienia; by dokończyć rytuał, konieczne było opróżnienie zawartości flakonika. Przez krótki moment się wahał, wszak nie wiedział, co konkretnie znajduje się w środku, niemniej jednak postanowił podjąć się wysiłku poprzez opróżnienie całej zawartości na jeden łyk. Na Merlina, to nie był dobry pomysł. Obecnie, kiedy to poczuł paskudnie gorzki posmak na ustach, paraliżujący wręcz kubki smakowy, miał ochotę wymiotować. Zwrócić cały posiłek, który to w siebie wepchnął - autentycznie, gdyby nie samokontrola, cała mieszanka składająca się z kakao, czekolady i batona proteinowego po prostu ozdobiłaby pięknie śnieg, wzbudzając podejrzenia, iż coś jest nie tak. Puchon autentycznie miał wrażenie, że cały żołądek ulega ściśnięciu, kiedy to próba wzięcia tego na jeden raz nie przyniosła oczekiwanego momentu; oparłszy się dłonią o chłodną warstwę białego puchu, zakrył usta drugą, by powstrzymać potencjalny odruch wymiotny. Oddech w jego przypadku mimowolnie przyśpieszył, kiedy to starał się powstrzymać w jakikolwiek sposób wymioty; zaklęcie niewiele tutaj mogłoby obecnie zdziałać. Dopiero po kilkuminutowej przerwie był w stanie powrócić do picia reszty mikstury, choć nie było to najprzyjemniejsze. O ile rzygać mu się chciało trochę mniej, wszak nie brał wszystkiego na jeden raz, o tyle jednak mdłości wcale nie zamierzały odpuszczać, w związku z czym Lowell musiał sobie robić co jakiś czas przerwy, by rzeczywiście nie zwrócić posiłku. Wkurzające, ale nie mógł nic z tym szczególnego zrobić. Dopiero, gdy opróżnił naczynie, wila zniknęła, a na jego prawej dłoni pojawiła się mała, aczkolwiek fikuśna, różowa kreska. Tym jednak się nie przejmował, odczuwając chęć podzielenia się zawartością żołądka z okoliczną florą i fauną, w związku z czym trochę jednak trwało doprowadzenie samego siebie do względnego porządku. Musiał spędzić jeszcze trochę czasu, zanim był w stanie jakkolwiek funkcjonować. Jakoś nie widziało mu się zwracać na oczach reszty uczestników wszystkiego, co mu obecnie w żołądku zalegało, w związku z czym czekał, pozostając częściowo poza możliwościami komunikacyjnymi z otaczającą go rzeczywistością.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 6 + 1 =7
Ekwipunek: 1 porcja wiggenowego, 1 porcja regenerującego, 1 porcja pieprzowego, wiggenowe korale, amulet Mjolnera, pierścień Sidhe, kilka kociołowych piegusków, karmelek z eliksirem czuwania no i różdżka ofc Wytrzymałość: 7/10 - 6 = 1 Wylosowana karta tarota:Gwiazda Do kuferka: Eliksiry (duh), czerwone kreski na placach lewej dłoni Efekty dodatkowe: w dwóch wątkach mam problemy ze słuchem
W końcu drogi całej ekipy ponownie się spotkały i mogli wspólnie pojawić się w okolicach runicznego kręgu. Max nieco zmęczony po górskiej wspinaczce postanowił zregenerować się kilkoma kociołkowymi pieguskami, które zabrał ze sobą jako prowiant. Nim się obejrzał, a miał już obok siebie Felka. -Nie przypominaj mi nawet... - Mruknął, bo choć przeprawa przez góry nieco odciągnęła go od myśli o szlugach, wciąż odczuwał silną potrzebę zapalenia, a to nie był przecież jeszcze koniec całego tego rytuału. -Proszę Cię.... - Przewrócił oczami na wspomnienie wiary i nadziei. Jakoś nie wyobrażał sobie siebie ceniącego te rzeczy bardziej niż zwykłą ludzką wytrzymałość. -Oprócz tego, że o mało co nie zjebałem się z góry, to nic takiego. A Tobie jak poszło? - Był ciekaw, na czym polegała ścieżka, którą postanowił udać się Felek. Nie wiedział, czym mogła charakteryzować się "ścieżka wiary". -Siedzenie w śniegu i czekanie na zbawienie? Uwielbiam! - Zrzucił z siebie plecak i usadowił własne pośladki na zimnej ziemi. Nie miał pojęcia czego powinien się spodziewać, ale nie po to szedł tutaj tyle czasu, by ostatecznie zrezygnować. W ciszy więc próbował zająć się swoimi myślami, przyglądając się innym uczestnikom rytuału. Czas mijał nieubłaganie, a wokół ślizgona nie działo się absolutnie nic. Max czuł, jak robi się coraz bardziej zmęczony. Wciąż jednak pozostawał przytomny i skupiony, by nie przegapić ewentualnych znaków, że błogosławieństwo zorzy właśnie na niego spada. I w końcu, po długich sześciu godzinach oczekiwania, coś się wydarzyło. Zauważył ogromnego Cete. Wielobarwny wieloryb na lądzie był raczej widokiem niespotykanym, ale nie to w tej chwili Maxa interesowało. Pieśń, którą zwierzę wokół siebie roztaczało zdawała się być wyjątkowo głośna i bolesna. Zamiast spokoju ducha, Solberg poczuł okropny ból głowy i miał wrażenie, że uszy mu krwawią. Schował głowę w ramionach, próbując jakoś wydusić z siebie ten ból, ale było to bezskuteczne. W końcu jednak ból zaczął ustępować, a Max poczuł chwilowy przypływ dziwnego powiązania ze zwierzęciem i nagły zastrzyk siły, który jednak równie szybko go opuścił zostawiając ślizgona wyczerpanego na śniegu, gdy Cete zniknęło. Solberg przez chwilę nie mógł dojść do siebie czując, że zaraz zemdleje. Dzwonienie w uszach nie ustępowało, co raczej nie wróżyło niczego dobrego, a na palcach wiodącej dłoni chłopaka pojawiły się czerwone ślady. -No to teraz dosłownie mam krew na rękach. - Zażartował bardziej do siebie niż do kogoś, po czym z przerażeniem uznał, że słowa ledwo dotarły do jego uszu. Coś było mocno nie tak.
Ekwipunek: Eliksir czyszczący rany, samonagrzewający kubek z herbatą, rękawice ochronne i różdżka Wytrzymałość: 9/10 - 2 = 7/10 Wylosowana karta tarota:księżyc Do kuferka: Zielarstwo, złota kreska nad prawą kostką Efekty dodatkowe: Gadam z centaurem (posiadam Złotoustego Gilderoya, więc się dogadujemy)
Dzięki pomocy Felinusa udało jej się ogrzać i spokojnie mogła udać się wraz z resztą uczestników rytuału w miejsce, gdzie miała się dokonać część właściwa. Runicznykrąg wydawał jej się fascynujący, choć siedzenie na zimnym śniegu jakoś niezbyt napawało dziewczynę radością. Mimo to posłusznie zajęła swoje miejsce i po wysłuchaniu odpowiednich instrukcji zaczęła po prostu czekać. Przymknęła oczy, by spróbować skupić się na pochodzącej z kręgu magii. Nie miała pojęcia, jak długo tak siedziała, gdy usłyszała skierowany w jej stronę nieznany sobie głos. Rozchyliła powieki i ze zdumieniem zorientowała się, że oto stał przed nią majestatyczny centaur, który zaczął coś do niej mówić. Początkowo dziewczyna nie potrafił go zrozumieć, ale od słowa do słowa jego wypowiedź, urozmaicona odpowiednimi gestami, zaczęła mieć sens. Centaur cierpliwie tłumaczył jej, na czym polega błogosławieństwo zorzy i jak się odbywa. Zaczął opowiadać jej o konsekwencjach, jakie będzie miało dla niej i w końcu poinformował dziewczynę o znaku, jaki otrzyma na swoim ciele. Irvette chętnie weszła w interakcję, raz na jakiś czas zadając pytanie, czy dorzucając coś od siebie, aż w końcu magiczna istota zniknęła, a dziewczyna poczuła lekkie mrowienie w okolicach prawej kostki. Potrzebowała chwili, by wyjść z lekkiego otumanienia, które na nią spadło po tym doświadczeniu, po czym odchyliła but i skarpetkę, by zobaczyć złotą smugę na swojej kostce. Zdecydowanie ten znak nie był tak straszny, jak początkowo mógł się wydawać, więc Ruda ponownie zakryła tę część ciała, by uchronić się przed dodatkową utratą ciepła.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Trudno było nie odnieść wrażenia, że pewne rzeczy powodowały ich wspólne denerwowanie i wspólną współpracę. Nim się obejrzeli, a chcieli zastanawiać się nad potencjalną kradzieżą, wedle lepkich rączek samego Lowella. Potem, mimo że to nie było kompletnie z winy lecącego w dół Crowa, Puchon chciał stanąć mimo wszystko i wbrew wszystkiemu w obronie Solberga. Jednak wybór drogi znacząco się różnił i wskazywał na kompletne inne wartości, którymi się kierowali, co nie powodowało nagle jakiegoś ogromnego rozłamu na dwie nacje i wrogości. Chłopak pozostawał świadom tego, iż w skrajnych sytuacjach ludzie są w stanie naprawdę pokłócić się o taką cholerną, głupią drobnostkę. A wbrew pozorom każdy ma prawo wybierać coś innego, co przychodziło mu całkowicie naturalnie i z tym nie negocjował. Akceptował ludzi i ich działania, dopóki nie sprawiały one nikomu krzywdy. - Taaaaaaaaaa. - wziął cięższy wdech, odchylając głowę do tyłu. Co jak co, ale miał ochotę rąbnąć Maxa w tył głowy, przed czym jednak skutecznie się powstrzymał. Nie było mu wcale do śmiechu na taką myśl, bo by chyba się zajebał, gdyby jedyne, co po nim zostało, to była tylko i wyłącznie plama bądź roztrzaskane w najróżniejszych miejscach kości. Mimo to starał się tego nie skomentować, przechodząc na bardziej przyjazne tory. Chociaż przez tą drobną chwilę. - Wyczarowałem sobie wilka, żeby mnie pociągnął przez zamarznięte jezioro. Było zajebiście, ale niektórych jednak wzięło na morsowanie. - przypomniał sobie to, jak Jessica próbowała uratować Cali przed staniem się mrożonką. Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu nie widział, aby w tej sytuacji siedział sobie samemu z założonymi rękoma, udając, iż nic poważnego się nie dzieje. Wkroczył do akcji, odbębnił swoje, pomógł tyle, ile mógł w rzeczywistości pomóc. Mimo to nie powiedział o tym - nie widział potrzeby. Poza tym, Lupus Palus i tak czy siak zużywał za dużo energii, co mogło nie zostać odebrane do końca pozytywnie. Długo na swoje rzeczy nie musiał czekać - rzyganie miał niemalże zagwarantowane przy jakimkolwiek gwałtowniejszym ruchu, kiedy to po dwóch godzinach coś zaczęło się rzeczywiście dziać, a wila podała mu tym samym dziwny eliksir do wypicia. Sam nie wiedział, co to konkretnie było, co nie zmienia faktu, iż efekty pozostawały, w związku z czym raz po raz go mdliło i powodowało automatyczny odruch wymiotny. Mimo jednak że miał możliwość powrotu, Lowell nie zamierzał od razu z tego wszystkiego rezygnować, pomimo widocznego osłabienia spowodowanego nieprzyjemnym doświadczeniem. Czy miał siły? Nie podejrzewał, ale skoro w jego przypadku było już po wszystkim, czekał na nadejście czegokolwiek w kierunku Ślizgona. Spokój, który malował się na jego twarzy, mimo wewnętrznego zmulenia, nie został początkowo zaburzony. Felinus nie wiedział, z czym dokładnie ma do czynienia towarzysz, co nie zmienia faktu, iż się wyraźnie zmartwił, gdy ten schował głowę w ramionach, choć dookoła niczego nie było. Nie wiedział, czy powinien jakkolwiek rzucić zaklęcie, przerwać to wszystko, czy po prostu... czekać, mimo iż miał ochotę zainterweniować. I dlatego, przegryzając dolną wargę, starał się nie wtryniać do całego procesu, co było dość ciężkim kawałkiem chleba do przełknięcia. Momentami miał ochotę to wszystko pierdolnąć i jakkolwiek zareagować, aczkolwiek skutecznie się przed tym powstrzymywał. Dopiero wtedy, gdy wszystko ucichło, a sama sylwetka pokazywała na przejście przez rytuał, Puchon od razu zastosował zaklęcie uśmierzające ból, by tym samym jakkolwiek ulżyć wychowankowi Slytherinu w potencjalnym cierpieniu. Nie wiedział, co się dzieje, choć sam czuł się nieźle zmulony, na krótki moment odwracając twarz na wolny teren, by tym samym powstrzymać odruch wymiotny. - Max, jak się czujesz? Coś cię boli? - zapytawszy się po głębszych wdechach, spojrzał uważnie w jego stronę, wlepiając spojrzenie w jego własne oczy, by tym samym zobaczyć jakiekolwiek nieprawidłowości. Zauważyć. Uważnie przyjrzał się czerwonej szramie znajdującej się na palcach, ale nie była to krew. Żadne zaklęcie diagnostyczne nie wskazywało na uszkodzenie tkanek w obrębie opuszków, co go trochę zdziwiło. Sam, wewnątrz dłoni, miał różową (o zgrozo) bliznę, na którą to starał się obecnie nie zwracać uwagi. - Coś... coś jest nie tak? - zapytał się, starając się wyłapać cokolwiek. Trudno było się nie martwić, kiedy to jednak coś miało miejsce, w związku z czym starał się trzymać przerażenie na uprzęży, co, w stosunku do Maxa, nie było wcale takie proste. Musiał się odciąć od tego, dlatego nie bez powodu zamknął na chwilę oczy, by odciąć się od emocji, skupiając się głównie na logice, którą to reprezentował na co dzień.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cały ten rytuał był karuzelą wielu emocji, które dobitnie pokazały, że co jak co, ale Max raczej nie powinien wybierać ścieżki silnej psychiki. W końcu ta wciąż była u niego w rozsypce, co dodatkowo podkreśliła wycieczka w przeklętą zorzę z Felkiem i jeszcze za kilka godzin, Cete miało chwilowo pogorszyć ten stan, o czym ślizgon narazie nie miał pojęcia. -Kurczę, to brzmi jak zajebista zabawa! Chociaż morsowanie z bagażem to chyba średni pomysł. - Dodał po chwili przemyślenia całej sytuacji. Nie wyobrażał sobie wpaść do lodowatej wody wraz z całym ekwipunkiem, jaki obecnie miał przy sobie. Solberg starał się skupić na mocy tego dziwnego miejsca, choć bacznie obserwował innych uczestników rytuału. Niektórzy dość szybko okazali znaki przejścia przez... No właśnie, Max nie miał pojęcia, przez co oni przeszli. Czekał na swoją kolej, mając wrażenie, że jeszcze chwile i zamieni się w kolejny kamień w tym kręgu. W końcu jednak się doczekał i wcale nie był z tego powodu zadowolony. Czerwone smugi, który zostały na zewnętrznej stroni jego palców wyglądały, jakby faktycznie zebrał nimi krew z uszu, które jeszcze chwilę temu wydawały się pękać z przerażającego bólu. Był otumaniony i pozbawiony jakiejkolwiek siły. Czuł ogromny szum w uszach, a do tego jego głowa po prostu nie była w stanie skupić się na niczym, jakby ktoś tyle co pierdolnął mu obuchem w czaszkę. Jako że fizycznego bólu raczej nie czuł, zaklęcie Lowella nie przyniosło żadnego efektu, a pierwsze jego słowa zginęły w ciszy, która nagle opanowała ślizgona. Dopiero, gdy ten odwrócił się w stronę Felka i zobaczył, że jego wargi się ruszają zrozumiał, że ten coś do niego mówi. -Musisz mówić głośniej, kompletnie Cię nie słyszę. - Powiedział samemu nie wiedząc, jak bardzo intonował wypowiadane zdania. Miał tylko nadzieję, że nie drze japy zbyt mocno i nie przeszkadza innym w rytuale. -Też dostałeś? - Zapytał, pokazując swoje czerwone ślady, choć jakoś nie widział podobnych u Felka. Czyżby każdy z nich miał tutaj doświadczyć czegoś innego? A może na niektórych rytuał po prostu źle działał, nie przyjmował ich pod swoją magiczną opiekę i dlatego zareagowali ta inaczej.
Trudno było temu nie zaprzeczyć. Cały ten rytuał w sumie opierał się na tym, co duchowe, nieodkryte. Sięgał w głąb duszy, starając się z niej wykrzesać naprawdę wiele. I chociaż Max nie musiał wybierać ścieżki, którą to postanowił mimo wszystko i wbrew wszystkiemu obrać, Felinus podejrzewał, że chodziło tutaj przede wszystkim o siłę fizyczną. Samemu trzymał się zwarcie przy własnej psychice, niemniej jednak... jakoś nie potrafił podążyć w pełni jej tropem. Nie widział siebie jako człowieka, który kieruje się właśnie tymi wartościami. Może potrafił zamknąć umysł, skupić się na wielu innych rzeczach, co nie zmienia faktu, iż koniec końców to właśnie ta dziwna, podświadoma wiara w ludzi motywowała go do działania. Chciał wierzyć, że będzie lepiej, nawet jeżeli czasami ta dziwna nadzieja, tudzież światło w tunelu, miały go zgubić. Wywieźć w pole, zawieść jego własne zmysły. Pokręcił głową na możliwość morsowania z bagażem. Tak, to nie było najlepszym pomysłem, wszak mogło spowodować utonięcie potencjalnej ofiary, na co tak łatwo by jednak nie pozwolił. Nie bez powodu jego rzeczy były lżejsze i ważyły tylko i wyłącznie jedną czwartą prawidłowej, normalnej wagi. - ...Nie lubię zimnej wody. - zmarszczył brwi i roześmiał się rozbawiony na to, jak postanowił zareagować. Co jak co, ale na takiego gbura nie chciał wyjść, w związku z czym sprzedał mu soczystego kuksańca i tym samym usiadł na dupie, zajmując się własnym rytuałem i całym wydarzeniem, które to miało tutaj miejsce. Norwegia zdawała się być miejscem naprawdę wielu niesamowitych rzeczy, aczkolwiek również wysoce niebezpiecznych. Chciałby mimo wszystko i wbrew wszystkiemu uniknąć czegoś poważnego, co zapewne było jedynie mrzonką, aniżeli czymś, co rzeczywiście się spełni. Zresztą, mdłości nie ustępowały, ale i tak, skończył ostatecznie lepiej od innych, w związku z czym nie bez powodu realnie zamartwiał się o stan towarzysza, jako że jego reakcja była skrajnie... świadcząca o tym, iż przeżywa jakieś doznania bólowe. Stety niestety. Nie wiedział, iż to Cete przyczyniło się do takiego stanu rzeczy, w związku z czym marszczył brwi, nie wiedząc, co się do końca dzieje. Nie podejrzewał jednak, by normalna mowa przyniosła tutaj jakikolwiek sukces; skoro Max nie był w stanie zareagować, słysząc jakiekolwiek dźwięki, wskazywało to po prostu na głuchotę. Nie bez powodu Lowell zaczął mocniej przegryzać wargę, nie interesując się tym, że takie działanie wynika po prostu z czystego, ludzkiego stresu. I nudności, które to nie decydowały się mu odpuścić tego wszystkiego. W ruch poszło Scribo, choć początkowo chciał sprawdzić, czy Finite zdoła cofnąć działanie wydobywające się poprzez rytuał. "Jak się czujesz? Pomijając to, że nie słyszysz... co się konkretnie stało? Mam wiggenowy, jakbyś potrzebował." Na kolejne słowa przewrócił oczami, otwierając tym samym prawą dłoń w jego stronę. Na wewnętrznej stronie dłoni znajdowała się niewielka szrama koloru różowego, która to była efektem przyjmowania tajemniczego wywaru od wilowatej istoty. Zapewnił jednak prostym gestem, iż nic się nie dzieje i nic go nie boli; ponownie użył zaklęcia, by wyskrobać kolejne napisy. "Musiałem wypić jakiś gówniany eliksir. Trochę mnie mdli, ale jest w porządku. Spotkałem wilę. Blizna nie boli." Wykrobawszy, czekał na reakcję. A może po prostu rozglądnął się po innych osobach, chcąc wiedzieć, czy są jedynymi, które tak naprawdę tutaj ostały.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Rozłam ścieżki i wybór, którego uczestnicy musieli dokonać pozwolił im zobaczyć, czym naprawdę kierują się niektórzy z uczestników rytuału. Max jakoś niespecjalnie zdziwił się, gdy ścieżkę w górach obrał wraz z Brooks i Antoshą. Po tych dwóch świrach nie spodziewał się kompletnie niczego innego. Tak samo, jak nie zdziwił go wybór Felka. Widać cała ta droga była zdecydowanie czymś więcej niż tylko przyjemną wycieczką po okolicznych terenach. Miała pozwolić im odkryć siebie i lepiej zrozumieć to, co napędzało ich do działania. -Ty to w ogóle zimna nie lubisz. - Poprawił przyjaciela, bo akurat ten fakt znał aż za dobrze i w czasie, gdy Max latał po błoniach w samym krótkim rękawku, Feli już od godziny rzucał na siebie Califieri, byle tylko nie zmarznąć. Norwegia zdecydowanie zdawała się z każdym dniem pokazywać, jak wiele niebezpieczeństw ma dla nich przyszykowanych. Najpierw pojebana jaskinia pozwalająca odczuwać emocje innych, potem te wszystkie nieszczęścia, jakie spotkały ich podczas wyprawy po artefakty, ławeczki wypalające wnętrzności ślizgona żywym ogniem i teraz jeszcze to. Cokolwiek to było i z jakiegokolwiek powodu akurat musiał przeżyć te katusze wynikające z nienaturalnego odgłosu Cete, Solbergowi zdecydowanie nie przypadło do gustu. Użycie Scribo wydawało się być dobrym pomysłem, więc Max również wyjął swoją różdżkę, by odpowiedzieć puchonowi, choć nieco obawiał się używać magii w tak potężnym, nacechowanym mocą miejscu. "Jest w porządku. Jebany wieloryb przyprawił mnie o migrenę i pęknięte bębenki, ale nic mi nie jest. Trochę tylko osłabłem." - Wyjaśnił krótko całe zdarzenie. Nie miał pojęcia, że Feli nie widział Cete, a zupełnie inną magiczną figurę, która zupełnie inaczej traktowała swoją ofiarę niż psucie jej mózgu strasznym śpiewem. "Wilę? Ten to ma kurwa szczęście. Chociaż picie nieznanego gówna od ponętnej nieznajomej raczej nie jest najmądrzejszym posunięciem. - Skomentował ze słabym uśmiechem na ustach. Miał nadzieję, że do czasu aż wszyscy zakończą rytuał nieco się zregeneruje i da radę o własnych siłach wrócić do ośrodka, bo obecnie miał wrażenie, że może mieć z tym problem.
Spacer poprzez dość ciężkie tereny, w połączeniu z sytuacjami dziejącymi się nad jeziorem, przyczyniał się do odnajdowania wewnętrznego spokoju, który to go napawał do kolejnego działania. Kiedy to jednak przebywał tuż nieopodal zbiornika wodnego, zdziwiło go osobiście pytanie zadane przez Ragnarssona. Co jak co, ale nie uważał swojej decyzji za jakoś specjalnie... nieodpowiednią, w związku z czym jedynie na tę myśl, kiedy to przypomniał sobie o pytaniu zadanym ze strony prefekta, machnął po prostu ręką. Nie pozwolił zaburzyć własnych fundamentów. Poza tym, mocno się przydawał. O ile sprawiał problemy, mógł koniec końców leczyć. Pomagać innym - i to obecnie nim kierowało, kiedy to znajdowali się w runicznym kręgu, czekając na zbawienie. Owszem, za zimnem nie przepadał. O tym wiedział każdy, kto na niego patrzył. Zamiłowanie do bluz, gdy ledwo co rozpoczynała się jesień, zdawała się w nim zakorzenić na dobrze. Równie dobrze nie miał niczego przeciwko w popierdzielaniu w takim ubraniu w lecie, niemniej jednak swoje granice pod tym względem również posiadał. Na szczęście upały znosił znacznie lepiej, co było chyba czymś rzadszym, ale koniec końców przydawało się dość mocno. Bo w łóżku zawsze mógł się ogrzać, okryć kocem, a podczas lata... no cóż. Spanie nie było wcale takie przyjemne. Jedzenie gorących posiłków również. Możliwe, iż było to spowodowane po prostu niższym ciśnieniem, które jednak nie wpływało jakoś znacząco na jego zdolności kondycyjne. Albo ogólny stan zdrowia. Niestety - nie było im dane zaznać spokoju, kiedy to spotkali te wszystkie magiczne zwierzęta, przeznaczone tylko i wyłącznie dla nich. Na dłoni Lowella pojawiła się kreska, która to go zaciekawiła, ale koniec końców interesował się tylko Maximilianem. Co jak co, ale chciał mu pomóc, gdyby coś jednak wyszło nie tak, w związku z czym starał się ograniczać odruchy wymiotne do minimum. Mimo to bezpośrednio na żołądek wpłynąć nie mógł, w związku z czym od czasu do czasu chwytał się dłonią za usta, czując ogarniającą go słabość; nawet wtedy, gdy pisał różdżką w powietrzu, uznając to za bardziej stosowną i logiczną formę komunikacji. "Cete?" Zapytał się, mrużąc oczy, jakoby chcąc dostrzec, czy aby na pewno nie doszło do żadnego uszkodzenia bębenków. Podejrzewał, że skoro rytuał opierał się (chyba) na magicznych stworzeniach, nie mógł to być zwykły wieloryb. Mimo to krwi po prostu nie było; nie sączyła się, w związku z czym efekt ten mógł odnosić się prędzej do wrażeń psychicznych, aniżeli fizycznych. Samemu nie wiedział, co jest prawdą, a co jest jednak kłamstwem, w związku z czym starał się do tego podchodzić nad wyraz ostrożnie, byleby nie przyczynić się do jakiegokolwiek pogorszenia stanu. "Laska jak laska, ponętna czy nie, niespecjalnie mnie interesowała. Ale tak, picie gówna nie było mądre. Mimo to konieczne, by ukończyć rytuał." Zaśmiał się poniekąd, by potem wziąć głębszy wdech. Mimo to nie czuł się najlepiej, będąc zmulonym do granic własnej wytrzymałości. Nie bez powodu zatem kręciło mu się w głowie, a żołądek wołał o pomstę do nieba, kiedy to zdecydował się wstać na własne nogi, powstrzymując kolejny odruch wymiotny. Musiał wziąć parę głębszych wdechów; jednocześnie rozglądnął się po pozostałych uczestnikach, choć nie zauważył obecnie niczego, co zwróciłoby szczególnie jego własną uwagę. "Chyba czas powracać... Dasz rady czy chcesz jeszcze odpocząć?" Proste zapytanie zaświeciło w powietrzu, pisane poprzez drewniany patyczek. Jeżeli Solberg wyraził gotowość, podał mu tym samym dłoń, by jakoś jednak się przedostali przez to gówno. Nie wiedzieli jednak, czy ktoś ich będzie teleportował... czy jednak czeka ich kolejna nieprzyjemna droga. Bo obecnie nie wiedział, czy dałby rady przez to wszystko przejść.
Ekwipunek: kanarkowe kremówki, czekoladowe żaby, eliksir wiggenowy, 2x eliksir pieprzowy, amulet Uroborosa (na szyi), skradziony Hunterowi z igloo termos z herbatą Wytrzymałość: 7/6 (po dwóch etapach) - 3 godziny czekania = 4 Wylosowana karta tarota: wisielec Do kuferka: pomarańczowy znak, szyja, Zaklęcia i OPCM Efekty dodatkowe: wspomnieć w trzech różnych wątkach, że mam koszmary
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 4+ 1 = 5
Jak tylko zobaczył krąg to zwolnił kroku i chwycił Sophie za rękę. Popatrzył na kuzynkę z lekko rozszerzonymi oczami, ciesząc się jak nigdy, że ma dziewczynę przy sobie. - O raju, robi wrażenie, co nie? - zagadnął odruchowo mówiąc cicho, jakby nie chciał przeszkadzać tej... magii unoszącej się w tym miejscu. Czuł się tutaj dziwnie, im bliżej się znajdował tym coś wewnątrz niego się skręcało. Mimo wszystko uznał, że nie ma co dać się ponieść emocjom więc chwilę później nabrał tchu i zatrzymał się w tym kręgu. Usiadł sobie na zaszronionej trawie naprzeciwko Sophie i rozłożył wokół siebie swój ekwipunek. Mogli odpocząć po długiej wspinaczce. Dopiero jak usiadł to poczuł na ramionach ogrom zmęczenia. Jakoś jednak nie miał ochoty rozmawiać bo atmosfera tego kręgu... skłaniała do milczenia. Mają czekać na jakiś znak? No dobra. Przez pierwszą godzinę był spięty i odwracał się na niemal każdy szmer. Próbował pogadać z Sophie ale za bardzo rozpraszał się otoczeniem. Po kolejnej godzinie zimno dało mu się we znaki, usta jego posiniały, a i dostał gęsiej skórki. Z tego też powodu sięgnął po termos i wypił gorącą herbatę, przegryzając ją czekoladowymi żabami. Od razu poczuł się lepiej i jakoś udało się wytrzymać z czekaniem kolejnej godziny. Powoli odechciewało mu się tu siedzieć skoro nic się nie działo ale skoro ludzie się nie podnosili (przynajmniej w jego odczuciu), ale zacisnął zęby i dłubał sobie różdżką w śniegu, bo co innego miałby robić? W pewnym momencie coś zaczęło się dziać. Ni stąd ni zowąd zaczął tracić oddech. Niewidzialna siła zaciskała palce na jego szyi, a on nawet nie miał najmniejszej szansy wydusić z siebie słowa. Upuścił różdżkę, złapał się za szyję, ale natrafił na pustkę. Pochylił się do przodu, krztusił, siniał, nie potrafił wydusić z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Dosyć szybko pociemniało mu w oczach, myśli pokrył welon czerwieni, umysł spanikował, a potem stracił przytomność. Nie miał pojęcia co się właśnie wydarzyło.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Ekwipunek:1x eliksir czyszczący rany, paczka grissini (napoczęta), termos z gorącą czekoladą, uszkodzony flet pana (+1pkt ONMS), rękawice ze skóry węża morskiego (+1pkt ONMS), tłumaczki, czapka niewidka, różdżka (+5pkt do zaklęć i OPCM) i kruk Wytrzymałość: 10 - 6 = 4 Wylosowana karta tarota:Słońce Do kuferka: HMiR - biały znak łączący wewnętrzne kąciki oczu Efekty dodatkowe: Ślepnę na co najmniej 4 posty w kolejnym wątku pozdrawiam Alexa
Z pomocą Felinusa udało jej się wydostać Reagan z przerębla - i od tamtej chwili właściwie nie puściła już ramienia przyjaciółki, w kółko rzucając na nią zaklęcia ogrzewające. Kiedy udało im się zejść z zamarzniętego jeziora - na szczęście już bez większych rewelacji - co chwila zagadywała Cali, czy na pewno wszystko w porządku... Póki w końcu nie napotkała jej twardego spojrzenia - tak typowego dla tej drobnej dziewczyny. Kryjąc uśmiech, zamilkła, przestając szczebiotać jak nadopiekuńcza kura - jednocześnie upewniając się, że przymusowe morsowanie w żaden sposób Reagan nie zmieniło. Prócz tego, że drżała od czasu do czasu - i na pewno miała dość biegania po lodowym jeziorze do najbliższej zimy. W końcu jednak razem z Do wszyscy bezpiecznie dotarli do zmrożonej polany otoczonej przez kamienne menhiry. W tym także miejscu spotkali się z drugą grupą, która przeszła tutaj przez górskie ścieżki - Smith uważnym spojrzeniem zlustrowała wszystkich, zastanawiając się jakie na nich czyhały przeszkody. Wilki? Niedźwiedzie? Lawiny? Mogła się tylko domyślać - samej będąc zadowolona ze ścieżki, którą wybrała. Choćby dlatego, że rzeczywiście zrealizowała się na lodowym jeziorze nie tylko jej wiara w innych - ale też w siebie. Nie tylko pomogła Reagan, nie tracąc przy tym głowy - ale mogła liczyć też na wsparcie właściwie znanego jej jedynie z widzenia Lowella. Czy to nie o to właśnie chodziło w tej ścieżce? W każdym razie, nie zawiodła się. — A więc czekamy...? — mruknęła, zasiadając razem z resztą w runicznym okręgu. Nie miała problemów z oczekiwaniem - na cokolwiek w ogóle czekali - żałowała jednak, że na jeziorze porzuciła gorącą czekoladę, którą teraz z chęcią by wypiła. Pierwsze godziny zleciały jej dość mozolnie, nie do końca wiedziała co ze sobą zrobić, acz nie narzekała - rozglądając się po reszcie obecnych, którzy... Zachowywali się w pewnych momentach dość dziwnie. Delikatnie rzecz ujmując. I może Smith zaniepokoiłaby się tym, że tańcząca im nad głowami zorza dalej nic jej nie zesłała... gdyby nie to, że jej uwagę zwróciły menhiry. Podnosząc się na równe nogi przeszła pod kamienne kolumny, w świetle zorzy i gwiazd mogąc spokojnie odczytać wyryte na nich runy. W większości był to futhark starszy jednak... Znalazła również kilka nieznanych jej znaków, którym przyglądała się intensywnie, chcąc wryć je sobie w pamięć. Nawet nie zauważyła kiedy na jej ramię zfrunął Kolumb i niczym na żerdzi, uciął sobie drzemkę. W pewnym momencie, coś jednak ją tknęło, by oderwać się od studiowania run - a kiedy tylko podniosła szare tęczówki w niebo, poczuła się tak, jakby spoglądała prosto w Słońce. Kolory płynące po granatowym niebie nagle rozbłysły wręcz oślepiając, a pod powiekami Krukonki zatańczyły czarne, migające mroczki, układające się w skomplikowane wzory. Te w pewnym momencie skupiły się w bezkształtną masę, która z kolei... zaczęła nabierać kształtów. Prócz otaczającej jej wszechobecnej bieli, przed jej oczami zaczął materializować się ogromny, podłużny... wąż? Próbowała wyostrzyć spojrzenie, przecierając oczy. Biel oślepiała, a przed nią ukazał się wielki, wijący się... Bazyliszek. A zrozumiała to dopiero, gdy spojrzała mu prosto w ślepia. Głupia. Blask zorzy i otaczająca ją biel zgasła, zostawiając ją w kompletnej ciemności. Zaklęła szpetnie po czesku, chwiejąc się gwałtownie - i dłonią opierając o menhir przy którym stała. Nie była więc martwa. Spróbowała otworzyć oczy i... zorientowała się, że ma je otwarte. Wolną dłonią przebiegła kontrolnie po swoich powiekach - nie widziała kompletnie nic, żadnych kształtów czy natężenia światła przebijającego się przez ciemny całun. — C-Cali...?! — rzuciła w eter, czując jak głos jej więźnie w gardle.
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 7j + 1 = 8
Ekwipunek:2 wiggenowe, 2 pieprzowe, samonagrzewający kubek z malinowym chruśniakiem i butelka vørterøl, część paczki z miodowego królestwa: paczka kociołkowych piegusków, pieprznych diabełków, dyniowych pasztecików, kilka czekoladowych żab, gogle quiddtchowe, różdżka, wykres gwiazd Wytrzymałość: 8 - 6 = 2 Wylosowana karta tarota: 21 - świat Do kuferka:eliksiry, delikatna żółta kreska na ręce Efekty dodatkowe: mam wyczulenie, więc: w kolejnych dwóch wątkach możesz nadużyć jej zauważając coś czego normalnie być nie wykrył u innej osoby albo bardzo dobrze przewidujesz sytuację co może się wydarzyć
Kiwam tylko głową na pytanie Eskila, bo miejsce rzeczywiście robi wrażenie i jakoś wcale nie zachęca do rozmów. Siadam na jakimś kamieniu, zgarniając najpierw z niego śnieg - skoro czekają nas długie obserwacje to dobrze znaleźć sobie jak najwygodniejsze miejsce. Dobrze by też było, gdyby było suche i ciepłe ale na to nie mam co liczyć. Nie mogę też pomóc sobie zaklęciem i stworzyć przyjemnej przestrzeni w odpowiedniej temperaturze, bo moja różdżka ostatecznie została gdzieś w zaspie. Nie wiem o co chodzi w tym całym błogosławieństwie zorzy, więc po prostu siedzę i wpatruję się w niebo, obserwując wspaniale mieniące się kolorowe światła. Gdyby nie coraz większy mróz to może nawet byłoby to miłe doświadczenie. Wyjmuję z plecaka kubek z ciągle gorącą malinową herbatą i co jakiś czas ją popijam, ciesząc się, że nie potrzebuję różdżki, żeby utrzymać magię przedmiotu. Podjadam też pieprzne diabełki, przez co z uszu bucha mi para, co może nieco przeszkadzać innym w obserwacjach i doświadczaniu swojego błogosławieństwa, ale przynajmniej jest mi odrobinę cieplej. W pewnym momencie zauważam, że coś się dzieje z Eskilem. Najpierw wydaje mi się, że może to ta magia na niego zeszła (najwyższa pora), ale im dłużej mu się przyglądam, tym gorzej to wygląda. - Co się dzieje? - pytam cicho i jestem przerażona, kiedy nie jest w stanie powiedzieć nawet słowa a wszystko wskazuje na to, że się dusi. Zrywam się i się nad nim pochylam, sprawdzając czy jest przytomny - i nie jest. Biorę leżącą obok eskilową różdżkę i próbuję rzucić jakieś przydatne zaklęcia, trochę na czuja, bo nie mam pojęcia jak powinnam to zdiagnozować. Udrażniam więc drogi oddechowe (Anapneo) a potem staram się go ocucić (Rennervate), na koniec próbując też lekkiego rozgrzania ciała (Calefieri). Najgorsze, że nawet nie wiem czy używając nieswojej różdżki te wszystkie zaklęcia działają jak powinny. Ciężko powiedzieć czy to działają moje próby rzucania zaklęć uzdrawiających, czy może błogosławieństwo zorzy (albo raczej przekleństwo...) jak przyszło do Eskila, tak sobie idzie - w każdym razie po niedługim czasie wydaje się, że wszystko z nim w porządku. A przynajmniej oddycha normalnie i znowu jest przytomny. Wypytuję się co to było i co czuł, sama musząc jeszcze czekać dobre parę godzin, nim to magiczne, tajemnicze coś do mnie przychodzi. Międzyczasie zjadam prawie wszystkie zapasy swoich ciasteczek i pasztecików, ciesząc się, że tak dużo ich ze sobą zabrałam. Kiedy w końcu efekt zorzy do mnie przychodzi jest zupełnie inaczej niż to, co widziałam, że działo się z kuzynem. Wcale nie jakoś nieprzyjemnie, wręcz przeciwnie, odczuwam zadziwiający spokój i jakby wiem, że przyjście tutaj miało sens, nawet jeśli nie potrafię go opisać słowami. Siedzę sobie na tym kamieniu, ściskam w dłoniach wciąż ciepły samonagrzewający się kubek i z zafascynowaniem przyglądam się skaczącym wokół mnie promienistym lunaballom, które wyglądają jakby były zrobione ze złotej zorzy. Widok jest jeszcze bardziej fascynujący niż ta zorza na niebie i nie mogę oderwać od niej wzroku. Na chwilę przestaję nawet czuć zimno, bo okazuje się, że te godziny czekania były warte takich doświadczeń.
Ostatnio zmieniony przez Sophie Sinclair dnia Nie Mar 07 2021, 14:55, w całości zmieniany 1 raz
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Ekwipunek: Wytrzymałość: 10 - 3 (K6 = 7 Wylosowana karta tarota:Rydwan Do kuferka: transmutacja, pomarańczowa kreska wpisana w tatuaż gór na ramieniu Efekty dodatkowe: napisać 3 posty o wyziębieniu w łóżku
Gunnar, docierając na miejsce, nie wiedział, co go czeka. Był jednak pewien, że znajduje się w odpowiednim miejscu. Tą pewność dodawała mu także bransoleta Gungnir na jednym przegubie. Swoich towarzyszy zgubił gdzieś przy Jeziorze, dlatego teraz, siedział ze wzrokiem wbitym przed siebie, szukając rzemyka na nadgarstku do zabawy, którego tam jednak nie znalazł... Nie liczył czasu, jaki tu spędził. Jednak minuta za minutą, organizm coraz bardziej mu się wyziębiał. Pierwsze pół godziny siedział cierpliwie, po prostu chłonąc widok kamiennego kręgu i mistycznej mgły roztaczającej się wokół niego. Jednak nawet on, odporny na zimno, w końcu musiał wstać. Przejść się wokół skalnych snopów. Kaptur narzucony na głowę dawał niewiele ciepła, najbardziej przed chłodem i lekko pruszącym śniegiem chroniła go bransoleta z runą. Jednak nawet ona nie ogrzewała dość, żeby mógł sobie pozwolić na długi bezruch. Przechodzenie od jednej skały do drugiej, przerwała obecność zwierzęcia, które pojawiło się nagle. Wyłoniło się na horyzoncie. Majestatyczne. Dumne. Kelpia, poznał ją od razu. I choć wiedział, że nie powinien siadać na jej grzbiecie, bo wszystkie legendy i mity właśnie przed tym przestrzegały głupców... nie mógł nie ulec pokusie. Kto mógł w swoim życiu opowiedzieć historię o ujeżdżaniu kelpi? Gunnar. Zakładając, że przeżyje nurkowanie w lodowatych odmętach jeziora. A przeżył.
/zt
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Ekwipunek: słodycze z miodowego królestwa, termos z herbatką, dwa kocyki sygnalizujące (+1 uzdrawianie), magiczny stetoskop (+2 uzdrawianie), lunaballa przytulanka, papierosy, grzane winko Wytrzymałość: 6 - 4 = 2 Wylosowana karta tarota:kapłan Do kuferka: uzdrawianie, srebrna kreska na kostce Efekty dodatkowe: pech w 2 wątkach
Osobiście uważałem się za jednego z najmniej onieśmielających nauczycieli! Wszyscy byli znacznie bardziej poważni i ponurzy niż ja, chociaż oczywiście zdaję też sobie sprawę, że moje tatuaże mogły być czasem przytłaczające dla niektórych. Nie uważałem jednak maskowanie ich zaklęciem za dobrą opcję, bo wtedy nie wyrażałbym do końca siebie! - Faktycznie, chyba nie powinnaś biegać - mówię lekko rozbawiony do @Hope U. Griffin, ale też oczywiście zmartwiony jej stanem, kiedy częstuje się częścią moich słodyczy. W końcu pakujemy swoje graty i idziemy w takiej parze na dalszą wycieczkę. Mi również nie przeszkadza, że mam tutaj kompana, szczególnie że wydaje się być uprzejmą, dość rozsądną dziewczyną (w przeciwieństwie do Felinusa czy Maxa, z którymi zwykle się zadaję), a ja rzadko kiedy lubię jakąkolwiek formę samotności. - A, no jasne, Antek by nie poszedł jakimś łatwym jeziorkiem - mówię chichocząc, oczywiście kompletnie nie zwracając uwagi na to, że powinienem o nim mówić per profesor Avgust do uczennicy, czy coś w tym stylu. Na pytanie dziewczyny, wzruszam lekko ramionami. Głupio mi było powiedzieć: No oczywiście, że wolałbym spędzać dnie na ploteczkach z Antoshą, a nie opiekowanie się wami. Nawet jeśli tak było. Ale tylko trochę! - No, czasem... Zależy na co jestem nastawiony. Dziś muszę przyznać miałem w planach jednak pójść na zwykłą wycieczkę, nie upominać niesfornych Ślizgonów... Gdyby wszyscy byli grzeczni i uprzejmi jak ty, wcale by mi nie przeszkadzali uczniowie - mówię szczerze kiedy wchodzimy do Runicznego Kręgu. Widzę już rosłą sylwetkę Antka, do którego macham radośnie na powitanie, widząc że obydwoje przetrwaliśmy wycieczkę. Rozpromieniony proponuję Hope dołączenie do nas, bo w końcu Antek ma namiot i podchodzę do niego wesoło. - Jak było w górach? U nas lód się łamał, uczniowie tonęli i takie tam; mam nadzieję, że wszyscy przeżyli - mówię optymistycznie, tak przejęty faktem, że jestem znowu w parze z Antkiem, że aż zapominam, że może powinienem być bardziej empatyczny i nie wypada mi żartować o takich rzeczach. Słucham co teraz mamy robić i ze wzruszeniem ramion pokazuję głową na plecach kolegi. - No dobra... to co? Wchodzimy do namiotu i czekamy? - pytam przyjaciela, kiedy ten rozkłada wszystko co trzeba, przygotowuje zaklęciami nasz mini dom i po chwili już obydwoje siedzimy sobie w namiocie, przykryci wspólnie kocykiem (jeden oddałem Hope, więc podzieliłem się swoim z Antkiem). Po stu latach i pogawędkach o niczym, widzę nagle ponuraka, który patrzy na mnie i znika. Uczniowie szaleli i nie wiedzieli co się dzieje kiedy ktoś coś zobaczył, a mój duchowy przewodnik, czy co to tam jest po prostu spojrzał na mnie, przekazał mi pecha i zniknął. Poczułem coś w okolicach kostki i podwijam spodnie, by zobaczyć srebrną kreskę. Tak delikatną, że nie umywa się do moich tatuaży. - Rozczarowujące... widziałeś już coś? - pytam i równocześnie rozsiadam się wygodniej, bo przecież nie zostawię tu Antoszkę samego. Mimo tego, że ze zmęczenia aż troszkę przysypiam i obecnie aż głowa opada mi na ramię Rosjanina, by zapaść na krótką drzemkę.