Uczniowie zakwaterowani są w najlepszym przybytku – magicznych igloo, które są prawdziwą chlubą miasteczka. Pokoje są dwuosobowe i jedynie w łazience jest opcja weneckiego lustra. Całą resztę widać jest jak na dłoni, by zbyt duże łóżka i samotność nie zachęcały do harców. Oraz oczywiście kwestei bezpieczeństwa. Są wykonane ze specjalnego szkła – iglaa świecą w ciemności, dzięki czemu rozjaśniają ciemne noce, ale równocześnie będąc wewnątrz igla nie widać, by budynki obok się żarzyły, co nie przeszkadza w spaniu. Dzięki temu zabiegowi możemy oglądać zorzę polarną całą noc, bądź piękne gwiazdy na niebie.
Uwaga. Ciche demony w nocy krążą często nad kopułami i czasem ich wpływ mogą odczuwać osoby, przy których się pojawiają. Możesz przed każdym wątkiem rzucić kostką k100 jak spało Ci się tej nocy. Nie jest to jednak obowiązkowe
Spoiler:
0 - 20 - Całą noc nie męczyły waszego igloo kompletnie żadne demony. Żadnego nieprzyjemnego uczucia. Tylko ciepłe igloo, wy, zorza i gwiazdy nad waszymi głowami.
21-50 - Przez maksymalnie godzinę mogliście czuć wpływ demonów krążących nad kopułami przez co mogliście mieć problemy z zaśnięciem bądź obudziliście się odrobinę wcześniej niż zakładaliście, jednak nie mogło zepsuć to waszego snu jakoś szczególnie.
51 - 70 - Mogło być gorzej, jednak chociaż nie trwało to długo, aż dwa demony krążyły nad wami przez godzinę, przez co czuliście się podwójnie zdołowani. Na szczęście dość szybko zostały przegonione, ale jednak na jakiś czas czuliście to nieszczęście i smutek nad wami, ze wzmożoną siłą.
71 - 90 - Nie była to dobra noc. Zimno jakby przenikało przez zwykle ciepłe ściany igloo. Trudno było skupić się na spaniu, dopóki jakiś pracownik nie przyszedł w środku nocy, zauważając krążącego nad wami demona. Mimo to pozostaje jakiś strach przez kolejne uczucie, że demon może wrócić? Albo po prostu zasnęliście jak kłody kiedy tylko poczuliście się z powrotem bezpiecznie. Jednak pół nocy zmarnowane.
91 lub więcej - Chłód i niepokój odczuwaliście niemalże całą noc. Trudno było zasnąć i ruszyć się z miejsca. Jedynie kołdra wydawała się być bezpieczną przystanią, a osoba obok mogła być waszym jedynym wsparciem. Demony męczyły wasz sen nieprzyjemnymi koszmarami kiedy tylko na chwilę udało wam się zamknąć oczy na dłużej. Wasze najgorsze obawy i rozterki były jedyne o czym mogliście myśleć w nocy. Może jednak pójdziecie na dzienną drzemkę...
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Skandynawia - kolejny region, który Smith chciała kiedyś odwiedzić i stało się to szybciej niż w istocie pomyślała. Właściwie to były pierwsze ferie, które miała spędzić na wyjeździe, bo zazwyczaj wracała na przerwę do rodzinnego mieszkania w Londynie... i pierwsze ferie, których miała nie spędzić sama. W każdym znaczeniu tego słowa. — Igloo, powiedziałbyś? Spójrz, są oszklone! Na Merlina, niebo tu jest takie czyste, w nocy będzie widać wszystkie konstelacje! — emocjonowała się, kiedy razem z Shawem dochodzili do swojego miejsca tymczasowego zamieszkania. Igloo numer 9. Było już późne popołudnie, kiedy w końcu ich zakwaterowali i rozdali klucze do feryjnych domków. Pogoda mimo wszystko dopisywała, choć mróz szczypał w policzki - przynajmniej dopóki Darren nie otoczył ich Aexteriorem i nie rozdmuchał powietrza Fovere, podczas ich wędrówki przez zaspy. Miejsce było niezwykle urokliwe - ale na odśnieżanie alejek ewidentnie kładli łacha. Jessica wyrwała nieco do przodu, a razem z nią jej lewitująca z pomocą Locomotora walizka, gdy podeszli już pod igloo. Kolumb latał gdzieś nad ich głowami - reszta menażerii została niestety w Anglii, ku ubolewaniu Smith. Boo, Warg i Tic Tac Toe bez większych problemów trafili do jej rodziny w Londynie - ostatecznie, prócz widłowęża, który leżał nażarty na najbliższe dwa tygodnie w terrarium, charjuk i kot nie prezentowali nic niezwykłego i nie wymagali szczególnej opieki. Nie bardziej niż zwykły pies i kot. Z kolei w przypadku Adelajdy... ostatecznie skorzystała z propozycji Darrena. Wolała na razie jednak nie myśleć o odbiorze ghuliczki. Otworzyła drzwi prowadzące do środka igloo, gwizdem przywołując do siebie Kolumba. Przeszła przez korytarzyk w kilku susach, uważając jednak by walizka nie obiła żadnej ściany... I stanęła jak wryta w pokoiku, przeznaczonym dla niej i Shawa. Na to nie była gotowa. — Daaaarren... — zaczęła niepewnie, zerkając przez ramię na podążającego za nią Krukona.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
A więc Norwegia. Szczerze mówiąc, prefekci o destynacji tegorocznych ferii dowiedzieli się dosłownie dzień przed wyjazdem - tylko po to, by w pokojach wspólnych mogli zasugerować zapakowanie ciepłych ubrań i przestrzegać przed oczekiwaniem wyprawy w ciepłe kraje. Oczywiście, podstawowym warunkiem było trzymanie buzi na kłódkę apropo celu podróży aż do czasu, kiedy kolejne grupki uczniów zbierały się dookoła świstoklików zabierających ich do wioski rybackiej w dalekiej Skandynawii. Na wzmiankę o czystym niebie Darren chrząknął coś na temat tego, że nad Priory też widać gwiazdy - jednak burkliwość można było mu wybaczyć, biorąc pod uwagę że kufer musiał targać tradycyjnym sposobem po oblodzonej i ośnieżonej ścieżce. Mizerykordia bowiem była zajęta ogrzewaniem to jego, to Jess, to odrzucaniem lodowych zasp - Krukonowi brakowało samozaparcia żeby co chwilę posyłać jeszcze kufer parę metrów dalej. Do tego jego czapka była zdjęta prawie do czubka głowy, gdyż Klaudiusz - rezydujący aktualnie w kapturze - wyjątkowo upodobał sobie towarzystwo pompona i non stop przyciągał go bliżej do siebie, Armitage, usadowiony wygodnie w niewielkiej uprzęży na klatce piersiowej Shawa przypominał głośnym świergotaniem że pora karmienia była kwadrans temu, a do tego w uszach chłopaka wciąż dzwoniły pretensje jego matki kiedy stanął w drzwiach domu z DWOMA ghulami. Pokręcił głową, kiedy przypomniał sobie że jego rodzicielka uspokoiła się dopiero, kiedy usłyszała że ten - a raczej ta - z kokardą na głowie należy do niejakiej Jessici, o której Shaw, oprócz spłonięcia całkiem na czerwono, nie chciał powiedzieć nic więcej. - O co cho... ooooch - powiedział Darren, wtaczając się za dziewczyną do przezroczystego igloo i zauważając to, o co zapewne miała na myśli Smith. - Jedna łazienka? Pewnie nigdy się do niej nie dostanę - mruknął, stukając butami o lodowy próg, a następnie stawiając kufer obok... - OOOOCH! - zapowietrzył się Shaw, patrząc na spore, acz nadal jedno - J E D N O - łoże. Czym prędzej podreptał do łazienki, po czym wyszedł z niej i wzruszył ramionami z kwaśną miną - Mogę spać w wannie - zaofiarował się, odpinając feniksa od siebie i kładąc go na jednej z komód, mając szczerą nadzieję że nie pozbawi ich dachu nad głową. Pochylił się od razu nad swoim kufrem, ostentacyjnie wyciągając kupioną specjalnie na tą okazję piżamę - a raczej długą nocną szatę - przystrojoną w korowód ghuli, które raz po raz biegały po rękawach i podejmowały bezowocne próby urywania guzików. Kompletu dopełniała czapka - z pomponem, a jakże. Puchata kulka zaczarowana była tak, że lekko lewitowała nad twarzą śpiącego czarodzieja, czuwając by w nocy do jego uszu nie wleciały nargle. Darren przysiadł na brzegu łóżka i poklepał lekko pościel. - Hmpf - burknął - Straszliwie twarde - dodał, zapadając się coraz głębiej i głębiej w wyjątkowo wygodny materac.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
W jednej chwili szok i niejakie speszenie ją opuściło, kiedy Shaw rzucił słowa o łazience. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w niego z lekką pretensją - no kto jak kto, ale ona nie okupowała łazienki przez całe dnie, trwonić swój czas wolała w inny sposób niż ślęczenie nad lustrem - które nie należało do jej ulubionych przedmiotów. Po kolejnych słowach Darrena, mogła już powoli nabawić się awersji do tej łazienki. — No chyba sobie żartujesz — rzuciła, zdejmując urok ze swojej walizki - a z siebie całe wierzchnie okrycie, nauszniki i szalik. — Prędzej wrócę do Anglii, niż pozwolę Ci spać w wannie — a wracać na Wyspy naprawdę, bardzo bardzo nie chciała - przynajmniej przez kolejne dwa tygodnie, o czym zdążyła już napomknąć ze cztery razy, kiedy tylko okazało się, że trafili do Norwegii. Nie mogło jej pokonać jakieś, ech, łoże małżeńskie. Chociaż zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie przydzielili ich do złego igloo. Poprawiając sweter na ramionach, przeszła obok krzątającego się przy kufrze Shawa, podchodząc do oszklonej ściany pokoiku. W większości igloo otaczały jego bliźniacze przybytki, ale z jednej strony... widok był urokliwy zwłaszcza, że zaczął prószyć lekki śnieg i Smith - tego była niemal pewna - widziała przy iglastym lasku grupę fernich. — Przynajmniej... — w jej głosie już błysnęły rozbawione nuty, kiedy chwyciła dłonią marny skrawek materiału przymocowany na szynie w dolnej części oszklonego ściano-okna. — Mamy zasłonki. — Ostentacyjnie zaciągnęła 'zasłony', które w istocie, zasłaniały tyle co nic - chyba, że Smith i Shaw mieli zamiar siedzieć ciągle na podłodze. Odwróciła się do Krukona, akurat, żeby dostrzec piżamę, którą wyłuskał z kufra - i wcale a wcale się nią nie chwalił. Jess prychnęła cicho pod nosem, rozbawiona - po czym zrzuciła buty i wgramoliła się na łóżko obok Darrena, choć głębiej. Siadła po turecku, przyciągając do siebie nocną szatę z harcującymi ghulami, które pod wpływem jej ruchów sturlały się gdzieś w dół. — Darren, ona jest... — Niedorzeczna? Błazeńska? Komiczna? Dziwna? Groteskowa? — Cudna! — Nie mogła powstrzymać śmiechu, patrząc jak doprawdy autentycznie brzydkie minighule zasuwały po materiale. Takie magiczne szczegóły ją ujmowały - i bez przerwy zaskakiwały. — Były jakieś inne wzory? — podpytała - nie dla zgrywy jednak, bo była naprawdę gotowa, żeby kupić sobie podobną. Z gumochłonami na przykład. Odłożyła poligon ghuli i podniosła wzrok na Shawa, wyciągając dłoń do jego twarzy. Sięgnęła jednak dalej - a po jej przedramieniu przebiegł Klaudiusz, by usadowić się na jej ramieniu, w załamaniu szyi. Cofnęła rękę, miziając puffka po zgęstniałym od zimna futerku i wyprostowała się, lustrując uważnie łóżko. Widać, że trybiki zaczęły w jej głowie pracę. — Hmm... Jak myślisz ile na oko ma to łóżko? 200 na 220? — przejechała dłonią po pościeli w zamyśleniu. — Nawet jeśli 'tylko' 180, to na dobrą sprawę jest wystarczająco szerokie nawet dla czterech osób... A tym bardziej dla dwóch — zaczęła logicznie tłumaczyć to nieporozumienie, chcąc przekonać zwłaszcza siebie do takiej wersji - choć serce już ze stępu przeszło w szybki kłus.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Chodziło mi o Klaudiusza - powiedział prędko Darren, widząc pretensję malującą się na twarzy Jess - Potrafi... eee... zająć łazienkę nawet na godzinę - wyjaśnił szybko to wchodząc, to wychodząc z bocznego pomieszczenia, by sprawdzić czy szyby, którymi było oddzielone od części "sypialnej" były na pewno weneckie. Wyglądało na to, że tak - choć Krukon i tak nie mógł się nadziwić doborowi noclegów przez kadrę nauczycielską i dyrekcję. - No dobrze, dobrze, żadnego spania w wannie - obiecał Shaw, obserwując jak Smith sprawdza firaneczki, które pasowałyby chyba wielkością bardziej do domku dla lalek niż do igloo tych rozmiarów. Widać było jak na dłoni nie tylko wnętrza innych domków ale też to, że kontrola poczynań studentów była dla ciała pedagogicznego ważniejsza niż prywatność ich wychowanków - czego Krukon nie mógł pochwalić, jednak trudno było się mu dziwić. Darren rozpromienił się, widząc że Jess także potrafiła docenić wyszukany kunszt oraz niepowtarzalny artyzm przełamujący zlodowaciałe konwencje piżamowej mody, czego dowodem była jej reakcja na trzymany przez Krukona artefakt, szatę niesłychaną i niecodzienną, na której klatce piersiowej dwa ghule właśnie przewracały się, próbując wydłubać sobie nawzajem gluty. - Błotoryje, pegazy i trytony - powiedział Shaw, przypominając sobie ofertę piżamowego sklepu - Ale błotoryje zakopywały się w fałdach materiału, pegazy gdzieś odlatywały, a syrenia dawała rybą - wyjaśnił, potrząsając jeszcze raz strojem, co spowodowała że wszystkie ghule, jak kulki w maszynie losującej, potoczyły się na sam dół. Shaw w mig podchwycił tłumaczenia Jess, która najwyraźniej sama siebie uspokajała przed perspektywą spania w jednym łóżku z pufkiem. No i Darrenem, ale to nie mogło być aż tak straszne. - Oj tak, co najmniej 220 - ocenił z wszechwiedzącą miną - Zmieściłby się tutaj pułk aurorów - dodał, odwracając się i chwilę potem po prostu rzucając się plecami na łoże, zapadając się na co najmniej kilkanaście centymetrów w futrzanej pościeli.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Właściwie to było dość intrygujące - przydzielanie uczniów i studentów do przezroczystych igloo, zachowując przy tym zasady koedukacji i to aż do przesady - no bo jednak podwójne łóżka...? To było naprawdę mocno sprzeczne. Pomijając kwestię prywatności, bo tego budyneczki nie zapewniały prawie w ogóle poza łazienką. Chociaż to też niejaka zachęta, by jednak nie siedzieć godzinami w igloo, a pozwiedzać okolicę. Czyżby to właśnie było celem organizatorów? Cóż, do takich wniosków można było dojść, gdy z samego łóżka widziało się wnętrza sąsiadujących igloo, również powoli zaludnianych. Ze świadomością, że inni również to widzą. Smith mogła tylko machnąć na to ręką - nic nie szło na to poradzić, więc lepiej się tym nie zadręczać. Dlatego też skupiła się na Darrenie, jego piżamie - i głaskaniu mruczącego puffka. — Pegazy są przereklamowane — stwierdziła, wlepiając spojrzenie w koszulę i wyobrażając sobie potencjalnie przedstawione wzory. Graniany, aetonany czy abraksany... Obojętnie, wszystkie były 'NUDNE'. Przynajmniej jako wzór na materiale, bo żywe osobniki to już inna bajka. — Dobrze, że darowali sobie jednorożce. Ale błotoryje byłyby urocze... — przeciągnęła palcem po materiale piżamy obserwując z rozbawieniem jak ghule zaczęły za nim gonić. Niczym rybki w akwarium. — Pułk aurorów...? — zaśmiała się cicho - i krótko, bo zaraz dodała: — Wystarczy mi dzielenie łóżka z Tobą — rzuciła, momentalnie czując jak gorąco wspina się po jej szyi na kark i policzki. Dopiero co uspokoiła samą siebie logicznymi argumentami, a teraz zniweczyła to jednym zdaniem - bo nagle obecność Shawa tuż obok stała się o wiele bardziej wyczuwalna. — Nieee-e żebym uważała to za coś strasznego — podjęła się tłumaczeń, odkładając Klaudiusza na poduszkę i delikatnie opadając na pościel tuż obok Krukona. — W końcu sama zaproponowałam, żebyśmy razem zaklepali pokój — chociaż nie taki miała na myśli - a Tic Tac Toe tak czy siak został w Anglii, choć był głównym powodem tegoż pomysłu. — Po prostu... Obróciła się na bok, tak by móc spojrzeć na zapadniętego - i wyraźnie z tego faktu zadowolonego - w pościel Darrena. Zmrużyła oczy, uśmiechając się kącikowo - i machnęła ręką na swoje 'problemy'. Chyba naprawdę za bardzo pewnymi rzeczami się przejmowała. To chyba był ten kij w dupie, o którym nie raz i nie dwa wspominała jej California. — Nieważne — skwitowała po prostu, nieco swobodniejszym tonem. — Wolisz prawą czy lewą stronę łóżka? — Oparła się na łokciu, zerkając nieco ponad mizerne zasłonki, w kierunku zabudowań, nie lasku. — Idziemy gdzieś jeszcze dzisiaj? Strasznie burczałeś pod nosem, jak chcesz to możemy zostać i w coś zagrać... — zawtórował jej świergot Armiego, do którego na komódce dołączył napuszony Kolumb. — I nakarmić Armitage, bo jeszcze buchnie płomieniami.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Chyba cię polubił - ocenił Darren, patrząc na wijącego się - o ile kulka futra może się wić - z zadowolenia puszka pigmejskiego, donośnie mruczącego i zapewne jeszcze się rozgrzewającego po krótkim, acz mroźnym spacerze, podczas którego za towarzysza miał jedynie pompon. Leżąc na plecach, Krukon wbił wzrok w sufit igloo - czyli prawdę mówiąc patrzył w niebo. W Norwegii było ono zupełnie inne niż w Brytanii - niezachmurzone przez większość czasu, idealnie błękitne, a jeśli już trafiły się jakieś chmury, to były one białymi, puszystymi obłokami, nie szarymi ścianami zwiastującymi kolejne trzydzieści dni bezustannej mżawki. Kolejne słowa Smith sprawiły jednak, że Shaw praktycznie podskoczył na łóżku - czasami zastanawiał się, czy przypadkiem na tą nieśmiałą Krukonkę sprzed choćby dwóch miesięcy ktoś nie rzucił zaklęcia Imperiusa. - Dobrze już, dobrze - powiedział Darren, przezwyciężając cichy śmiech i z powrotem siadając obok Jess - Też potrafię sobie wyobrazić straszniejsze rzeczy niż spanie w jednym łóżku z Jessicą Smith - dodał, nachylając się i całując ją lekko w policzek - I niewiele przyjemniejszych. Potem zaraz jednak wstał i zaczął wyciągać z kufra resztę swoich rzeczy i układać je w swojej szafce. - A co za różnica? - odpowiedział na pytanie o stronę łóżka - Możemy się zmieniać co wieczór - rzucił pomysłem z lekkim wzruszeniem ramion, kładąc na jakiejś górnej półce - tam gdzie nie sięgnie ani pisklę feniksa, ani pufek, fiolkę eliksiru pieprzowego. W Norwegii - biorąc pod uwagę o wiele ostrzejszą zimę na tych terenach - mógł im się tym bardziej przydać. - Przepraszam za burczenie - rzekł z machnięciem ręki Shaw, machając przy okazji niebieskim szalikiem Ravenclawu, drugą dłonią zaś upychając w jakiejś szufladzie bieliznę - Po prostu mógłbym przysiąc, że w Hogwarcie ten kufer był lżejszy - wyjaśnił, dokopując się w końcu do świeżej paczki karmy i innego oprzyrządowania dla feniksa, w tym mini-żerdzi oraz karmidełka. Bezsłownie konsultując się wcześniej z Smith nakarmił też Kolumba - mimo wszystko nie chciał, by kruk wydłubał mu oczy albo coś w tym stylu. - Może odpocznijmy jeszcze z kwadrans i... - Krukon zrobił krótką przerwę, wracając na łóżko obok Jess i wykręcając głowę by spojrzeć w kierunku czerwieniejącego horyzontu - ...wtedy akurat zdążymy na zachód słońca i może nawet jakieś gwiazdy? - zaproponował, czując że będzie wdzięczny nawet za ten kwadransik - szczególnie, że w igloo zaczynało się robić przyjemnie ciepło, w przeciwieństwie do mrozu, który czekał na dworze - Chyba że mocno chcesz dostać oklep w durnia - dodał ze wzruszeniem ramion Shaw, kątem oka obserwując jak Armitage wpada do karmy i, próbując się z niej wygrzebać, rozsypuje jej sporą część po całej komodzie. Naprawdę, królewskie ptaki.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Ufnie podchodzący do niej Klaudiusz nie był niczym nowym - do tej pory miała właściwie jedynie 'problemy' z oswojeniem ze sobą widłowęża, choć to też okazało się kwestią czasu. Nawet Warg, który miał mieć drobne problemy behawioralne i tak szybko zmienił opiekuna - okazał się znacznie mniej kłopotliwy i zwyczajnie kochany. Smith miała podejście do zwierząt, bardziej wychodzące z jej wrodzonej ostrożności i uzyskanej wiedzy, aniżeli talentu. Z kolei Shaw miał podejście do Jess - bo prócz tego, że w jego towarzystwie była znacznie bardziej otwarta, to... — Oh — aż westchnęła, robiąc głupią, nieco zdezorientowaną minę, kiedy Darren tak po prostu cmoknął ją w policzek i wstał, żeby zająć się swoim bagażem. I bardzo dobrze, bo nie zdołał zobaczyć w tej chwili Smith, która prócz znacznego rumieńca, musiała zasłonić usta, żeby przypadkiem serce nie wyskoczyło jej przez gardło - w reakcji na jego słowa. Ot, proste i naturalne, bez jakiejś niecnej maniery. I przez to tak ujmujące. — Ż-Żadna. Po prostu chciałam wiedzieć, czy którąś wolisz — odpowiedziała szczerze, dalej nieco zaaferowana. Zwyczajnie nie przywykła jeszcze do takich drobnych gestów i musiała się z nimi oswoić - choć bardziej: sama zacząć z nich korzystać. — Możemy się zmieniać, jasne... — ... chyba, że akurat trafią na jedną stronę łóżka, heh. — Nie masz za co przepraszać i tak rzadko kiedy narzekasz. — Chrząknęła, odzyskując nieco rezon i skinęła głową na nieme pytanie Shawa o nakarmienie Kolumba. Choć podejrzewała, że ten zdążył już coś dopaść latając nad wioską - mimo to wolałaby, żeby nie odsuwał przypadkiem Armiego od karmidełka. Wysłuchując propozycji Shawa, przysunęła się do niego na pościeli, przyklękając na kolanach tuż za jego plecami. Trochę niepewnie, objęła jego szyję, układając podbródek na jego ramieniu - ręce splotła mu na obojczyku, w ostrożnym uścisku. Choć spięta - zaczęła powoli się rozluźniać, przyciskając policzek do szyi Krukona. Milczała tak przez krótką chwilę. — Jesteś jeszcze zimny — mruknęła cicho, a przez ton przebijała się zatroskana nuta. Jej było dosłownie gorąco - dziw, że jeszcze nie parowała. — Zostańmy tu chwilę. Potem wytrzaśniemy skądś gorącą czekoladę i pójdziemy na zorzę... Wyłapałam w recepcji kilka norweskich słów o jakichś... podgrzewanych ławkach? O ile dobrze zrozumiałam. W durnia zdążymy jeszcze zagrać... — rozluźniła nieco splot dłoni, choć nie odsunęła się. — Wolałabym nie trafić Wisielca, mam dość braku tlenu po Fabryce i tych przeklętych choinkach... O, co zrobiłeś z tą laleczką, która się do mnie przyczepiła? — spytała, wychylając się lekko przez ramię Shawa.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Rozsupłanie niewielkiej kokardki, machnięcie różdżką - i darrenowy łapacz snów znalazł się już pod sufitem, wisząc pod jedną z lamp nad wezgłowiem łóżka. Fałszoskop ustawiony na szafce nocnej automatycznie stanął prosto, kręcąc się leniwie zgodnie z ruchem wskazówek zegara i pokazując prawie przy granicach swojego ekranu jakieś niezbyt wyraźne i od razu zanikające postacie - wyglądało więc na to, że igloo było całkowicie bezpieczne, zarówno od tych fizycznych, jak i psychicznych zagrożeń. Shaw pociągnął lekko nosem i szarpnął Mizerykordią ostatni raz, wyciągając z kufra zaklęciem przywołującym ogromną - bo większą praktycznie od jego głowy - paczkę z francuskimi słodyczami, które dostał na święta. Darren pochylił lekko głowę w bok, opierając policzek o włosy Smith. Jednocześnie otworzył przegrodę z kwiatami z białej czekolady - po igloo rozpłynął się od razu zapach nie tylko słodyczy, ale też stokrotek, konwalii i nasturcji w przypadku łagodnej wersji smakołyków, ale też róż i tulipanów w przypadku tych z dodatkiem chilli. - Hmm? - mruknął pytającym tonem, przysuwając dziewczynie paczkę i samemu wyciągając z niej białoczekoladową stokrotkę - Starczy na całe ferie - zachęcił, potrząsając lekko opakowaniem, które było naprawdę słusznych rozmiarów. Pomiędzy słowami o zorzy oraz podgrzewanych ławkach - ciężko było nie zauważyć, że Darren bardziej rozpromienił się na wspomnienie tego drugiego miejsca. Choć szczerze mówiąc zastanawiało go też, jak działało coś takiego - czy jakiś lokalny czarodziej po prostu odnawiał co jakiś czas zaklęcia ogrzewające? A może był to jakiś tutejszy mebel, tak popularny jak choćby magiczne radio w Brytanii? - Z przyjemnością - odpowiedział Krukon, ręką nietrzymającą stokrotek łapiąc Jess za dłoń ułożoną na jego obojczyku. Zmrużył lekko oczy i zerknął na dziewczynę - Norweski też znasz? - spytał z nutą rozbawienia w głosie, spodziewając się oczywiście odpowiedzi jak najbardziej twierdzącej. - Wyciszyłem jedną gablotę w gabinecie i ją tam posadziłem - odezwał się Darren w odpowiedzi na zapytanie o porcelanową laleczkę - Na razie wydaje się być zadowolona, o ile może być zadowolona w ogóle, z non stop skarżenia się na swój los figurce Shreka - dodał, przypominając sobie nawiedzoną fabrykę, z której ostatecznie wyniósł przyjemne wspomnienia - a jakie inne mogły powstać w towarzystwie Smith? - jednak musiał też sam przyznać, że oprócz łasego na rękawy ferniego i owinięcia się dookoła niego prezentowych taśm, to Krukonka trafiła nieco gorzej z wężem na szyi i laleczką na ramieniu. - A ja słyszałem, że mają tutaj hodowlę fernich - powiedział - choć sam dowiedział się tego oczywiście przypadkiem podsłuchując rozmowę jakichś dwóch uczniów, nie rozumiejąc ani słowa z tego co mówią tutejsi - Myślisz, że też tak lubią rękawy?
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Z niejakim rozbawieniem błądziła wzrokiem od jednego artefaktu Darrena do drugiego - Krukon całkiem szybko neutralne igloo zamienił w przenośną wersję swojego gabinetu w Archenfield. Brakowało jedynie książek, które to jednak Smith zapewniła - bo połowa jej walizki to były tomy traktujące o skandynawskiej mitologii i podręczne słowniki angielsko-norweskie. Wolała wiedzieć na co się porywa. — Fałszoskop? — zawiesiła spojrzenie na wirującym urządzeniu, sięgając wolną dłonią do podsuniętego pudełka z czekoladkami. — Chuchanie na zimne, czy w BB dopadłeś jakieś niepokojące informacje? — Wyjęła z pudełka misterną, czekoladową konwalię, która zwróciła jej uwagę. Na ustach wykwitł jej nieokreślony uśmiech, kiedy uszczknęła kawałek łodygi. — Mmmmhm! Oj nie wiem czy starczy na całe ferie — zaśmiała się, wrzucając resztkę czekoladki do ust i sięgając po kolejną, różyczkę tym razem. Jej zainteresowania kulinarne - zarówno te dotyczące słodyczy jak i normalnych potraw - bardziej ulokowane były jednak w mugolskich odpowiednikach. Kociołkowe pieguski, fasolki wszystkich smaków i musy-świstusy to były jej główne cymesy, jeśli już. — Znam to za dużo powiedziane... Trochę przed wyjazdem czytałam, poprosiłam Sama z biura tłumaczeń o jakieś fiszki, no. Wolałam się przygotować — wyłapała to rozbawienie w głosie Darrena, nadęła więc policzki, wracając podbródkiem na jego ramię. Ale daleko jej było do choćby lekkiego oburzenia. — Nie znam wszystkich języków, przygotowuję się sytuacyjnie — mruknęła mu w szyję, mrużąc oczy z zadowoleniem - otoczona zapachem świerku i konwalii. Słysząc odpowiedź na swoje pytanie, wróciła myślami do gabinetu Shawa w Exham, próbując sobie przypomnieć czy w istocie w jakiejś gablocie nie widziała tej lamentującej laleczki w towarzystwie Shreka. I choć bardzo próbowała sobie ją przypomnieć - inne wspomnienia stawały jej przed oczami. — Ferni? Hodowlę? — powtórzyła za Darrenem, sprowadzona na ziemię. Wyraźnie się ożywiła, jak zawsze na wspomnienie magicznych stworzeń, nic nie mogła na to poradzić - o czym Shaw doskonale wiedział. Odsunęła się od Krukona, siadając z nim bok w bok, właściwie stykając się ramionami. — Z reguły są o wiele spokojniejsze, tamten był... Zabiedzony i przestraszony. Teraz nawet wątpię, żeby był prawdziwy — stwierdziła, zjadając kolejną czekoladkę. Stokrotkę. — Odwiedzimy tę hodowlę? Nie dzisiaj, oczywiście! Ale... chciałabym. Chociaż nie mogę obiecać, że nie zeżrą nam rękawów. — Zawiesiła się na moment, wpatrując się w punkt za oknem, gdzie jeszcze niedawno widziała grupę fernich. — W sumie kostki cukru powinny załatwić sprawę... — Już zaczęła planować jak tym razem zapobiec ewentualnej agresji ze strony zwierząt.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- W BB dopadłem... niepokojące nawyki - powiedział, wzruszając delikatnie jednym ramieniem - Ciężko nie być przesadnie ostrożnym w ostatnich okolicznościach - dodał. Od czasu niedawnej wyprowadzki z Hogwartu - względnie bezpiecznego miejsca, jeśli samemu nie szukało się kłopotów i przeprowadzało wycieczek krajoznawczych po zamkniętych piętrach czy Zakazanym Lesie - Shaw powielał zaklęcia ochronne nad Priory częściej niż proponował mu to profesor Voralberg. Uspokajało go jednak to, że cała ta sytuacja na scenie politycznej w ostatnim czasie nieco przygasła, a do tego od kilku dni miał na głowie coś zupełnie innego. Shaw puścił mimo uszu słowa o koledze z Biura Tłumaczeń i kiwnął głową, potwierdzając że tak, mówił o fernich. Dobrze wiedział, że jeśli wspomni się o jakichkolwiek zwierzętach - choćby były to gumochłony, a tym bardziej magiczne renifery - to Smith od razu się nimi zainteresuje. - Mam nadzieję, że niewiele z tamtej fabryki było prawdziwe - powiedział, wzdrygając się i spoglądając na swój brzuch, czyli miejsce gdzie ulokowała się wielka, czerwona kokarda. Ciekawe, ile sów byłoby potrzeba żeby donieść komuś prezent wielkości Krukona - Możemy iść nawet jutro - zgodził się Darren, ostentacyjnie podwijając rękawy, jakby w obawie przed atakiem jakiegoś niewidzialnego ferni. Sięgnął po bladoczerwoną różyczkę, której zaczął po kolei odłamywać płatki. Mieszanka białej czekolady i chilli okazała się interesująca - choć ciężko było powiedzieć czy przeskoczyła czysty smakołyk w osobistym rankingu chłopaka - Jak myślisz, nauczyciele będą łazić po igloo po nocach? - spytał, wyciągając szyję i spoglądając z jednej strony ponad Jess, z drugiej ponad ramą łóżka na kwatery ich sąsiadów. Na razie wyglądało na to, że był tam - jeszcze - spokój, jednak Darrenowi i tak nie było śpieszno do zaprowadzania gdziekolwiek zgodnego z regulaminem, grzecznego porządku. Po pierwsze, na feriach obowiązki prefektów były raczej... nieistniejące, a po drugie, miał o wiele bardziej zajmujące rzeczy do roboty niż pukanie do lodowych kopuł i proszenie kogoś, żeby założył gacie. Z drugiej strony, mógł tam jednak posłać patronusa. Shaw odpłynął przez chwilę w myślach nad reakcją osoby, której wielki, pociągowy koń nagle zaczyna tłumaczyć że bez bielizny w takim igloo odmrozi sobie tyłek - a potem znika, rzucając na pożegnanie jeszcze ciche, acz pełne przekazu słowo "Shrek". Cóż, miał pewność że ten tajny kod zrozumie przynajmniej Lowell. Darren pokręcił głową i spojrzał na Jess, uśmiechając się szeroko. - Nie chwaliłem ci się jeszcze, ale odmalowaliśmy fresk na suficie w holu Exham - powiedział - Wypróbuj go koniecznie jak wpadniesz następnym razem, zmienia się na nim pogoda w zależności od twojego nastroju - wyjaśnił krótko właściwości magicznej farby połączonej z amuletem Myrtle Snow Darren - Bo wpadniesz, prawda? - upewnił się, patrząc na Jess z teatralnie smutną miną.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Cóż... Rozumiem... — przyznała zdawkowo, bo choć oczywiście słyszała co wyprawiało się na Wyspach przez scenę polityczną - a raczej sympatyków SLM - to jej samej to jakoś nie dotyczyło. Była mugolaczką, szarą czarownicą z neutralnego politycznie Gringotta, tłumaczką i studentką Ravenclawu - najbardziej apolitycznego Domu w Hogwarcie. — Właściwie to właśnie przez tą sytuację zdecydowałam się zmienić pracę i rzuciłam MM. Ciągle mnie ktoś pytał o moje polityczne widzimisie. A obie strony są... tak skrajne jak tylko mogą być. Nie ma dobrego wyboru — zwłaszcza dla niej. Od lat walczyła ze swoim kompleksem na punkcie czystości krwi i czuła się wyjątkowo niekomfortowo, że właśnie ten aspekt znów wyszedł na pierwszy plan. Zupełnie jakby cofnęli się w czasie o kilka dobrych dekad. Wróciła jednak do konwalii, które zauważalnie posmakowały jej najbardziej - choć połączenie czekolady i chilli było ciekawe, tak nie do końca leżało jej na języku. Jeśli już miała z czymś łączyć czekoladę to byłaby to sól albo mięta. — W takim razie dzisiaj ławki, jutro ferni — przystała na wysnuty wspólnie plan, wyraźnie uradowana - zdecydowanie milej planowało się zwiedzanie z kimś konkretnym, aniżeli samotnie odhaczać punkty na mapie. Była pewna, że akurat z Shawem obojętnie gdzie by nie zawędrowali - znajdą jakiś punkt wspólny, zwłaszcza, że patrzyli na pewne sprawy z dwóch różnych perspektyw. Na pytanie o kadrę nauczycielską, prychnęła cicho pod nosem, teatralnie przewracając oczami. Machnęła dłonią w kierunku innych igloo - choć dostrzegła, że... były podświetlone. Jeszcze mniej prywatności. Musiała odgonić myśl, że ktoś na zewnątrz nawet w nocy będzie mógł sobie bezceremonialnie oglądać śpiących hogwartczyków. — Myślisz, że profesor Voralberg albo Dear będą robić nocne obchody? To też ferie dla nich i póki nikt nie będzie odwalał krzywych akcji... — zawiesiła na chwilę głos, zerkając kątem oka na Darrena. Oboje wiedzieli, kogo Smith miała na myśli. — ... po prostu zajmą się swoimi sprawami, ot. I prefekci też powinni — dodała jeszcze na koniec, dookreślając, że Shaw tym bardziej nie powinien się niczym przejmować. — Czekaj, czekaj! — Aż obruszyła się w miejscu na kolejne informacje, którymi obdarował ją Krukon. — Jak to zrobiliście? Z kim? — zawiesiła się na moment, szukając w głowie odpowiedniej dla przedstawionego efektu inkantacji. Nic takiego jednak nie znalazła - co odbiło się lwią zmarszczką między brwiami. Ta zaraz jednak zniknęła - przy pytaniu Darrena, na które odpowiedziała nawet trochę zbyt szybko: — Jasne! Chrząknęła, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok - i odnajdując swoją dłonią dłoń Shawa, jakby miało jej to dodać animuszu. — W sensie, wpadnę, bardzo chętnie — łypnęła na studenta spod rzęs, uśmiechając się kącikowo. — Nawet nie dla fresku, feniksa, czy... czegokolwiek. — Miotała się w tych słowach, nie wiedząc do końca jak ująć fakt, że wystarczyłaby wiadomość na wizzengerze i już stałaby pod murami Exham. Właściwie to nawet jej by nie potrzebowała. — Um, rozgrzałeś się już trochę?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Rozmowy o polityce zawsze były zadrą w nastroju Darrena. Gdyby nie polecenie przełożonego, zapewne sam także zachowałby pełną neutralność w trwającym sporze pomiędzy SLM i KC. Zanim jednak Shaw zaczął zagłębiać się bardziej w politologiczne rozważania, pokręcił energicznie głową - jakby chcąc odpędzić czarne myśli zbierające się nad jego głową jak nargle albo ciche demony - i spojrzał na Jess, powtarzając za nią: - Dzisiaj ławki, jutro ferni. Na pytanie o nocne obchody Darren odpowiedział chwilą ciszy. Szczerze mówiąc, sam się musiał nad tym zastanowić. Czy nauczyciele byli do tego zdolni i, przede wszystkim, chętni, by na feriach kontrolować uczniów aż tak? Może tak odkryte kwatery były straszakiem na to, by nie próbować żadnych "krzywych akcji", jak ujęła to Jess, i dać pedagogom chwilę spokoju? Tym razem jego przemyślenia przerwało jednak twarde postawienie sprawy przez Smith na temat tego, że na feriach prefekci nie powinni się przejmować absolutnie niczym. Uśmiechnął się tylko do dziewczyny i skinął głową, pędząc z wyjaśnieniami co do kolejnego jej pytania. - Możesz nie być zadowolona, ale... hmm - Darren zrobił krótką pauzę, pocierając podbródek - ...ale pomógł mi Lowell, twój ulubieniec od krzywych akcji - powiedział z przepraszającym uśmiechem - Na początku chciałem, żeby sufit wyglądał jak w Wielkiej Sali w Hogwarcie, ale okazało się że to za bardzo pokręcone zaklęcie - kontynuował Shaw - Więc Felek zaczarował malunek nieba tak, żeby się poruszał - ja zaś wkomponowałem w niego amulet Myrtle Snow, żeby wykrywał nastrój i uczucia - zakończył, szczerząc zęby. Czy chwalił się zaczarowaniem sufitu? Oczywiście, że nie. No, może troszeczkę. Zakłopotanie dziewczyny po pytaniu, czy na pewno zajrzy jeszcze do Priory było doprawdy rozbrajające. Przysunął się do Jess i, półleżąc, położył delikatnie głowę na jej nogach. - Hmm... mówiłaś coś o czekoladzie, prawda?
+
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Sob Lut 27 2021, 20:47, w całości zmieniany 1 raz
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Mogę nie być zadowolona...? — powtórzyła za Darrenem, unosząc brwi ku górze. Pierwsza, absurdalna myśl - no pobite gary, widocznie nie tylko ona dała się zaprosić na r-word do Exham Priory. Była to jednak myśl tak głupia, że omal nie parsknęła śmiechem nad samą sobą. Po pierwsze: Shaw nie uchodził za łamacza niewieścich serc; po drugie: kimże była, żeby kręcić nosem na gości Krukona? Poza tym słysząc o Lowellu, wcale się nie skrzywiła. Za większego ananasa miała Maximiliana, co jednak nie zmienia faktu, że chłopaka po prostu lubiła. A Felinus mimo ciągnącej się za nim reputacji - choć jakby na to nie spojrzeć, wcale nie jakiejś złej - wydawał się dość sympatyczny. Na pewno pomocny. Co też relacja Shawa z resztą potwierdziła. — Czekaj... Chcesz powiedzieć, że zakląłeś sufit z pomocą Amuletu Myrtle Snow? Tej Myrtle Snow? — Smith otworzyła szeroko oczy, ze zdumienia - białomagiczny artefakt, który niełatwo było dostać... A co dopiero połączyć odpowiednimi zaklęciami z freskiem. To, że była pod wrażeniem, to mało powiedziane. Zapomniała nawet o obruszeniu się przy tym, że sama proponowała swoją pomoc - a mimo to nie została zaangażowana w remont. — Darren, jestem w szoku — zaśmiała się - próbując sobie wyobrazić jak teraz musiał wyglądać hol w Exham. I w istocie, zaczęła zżerać ją ciekawość. Teraz na pewno będzie musiała ponownie wpaść na włości w Archenfield. Niemniej, nie dlatego, żeby zobaczyć nastrajające się do humoru rozmówcy niebo - bo tego miała pod dostatkiem w Hogwarcie. Bardziej po to, żeby zobaczyć rezultat pracy Shawa. — Wiedziałam, że jesteś zdolny, ale teraz mi zaimponowałeś. Chociaż jeszcze holu w Priory nie widziałam — przyznała, mimowolnie sięgając do włosów leżącego jej na udach mężczyzny i przeczesując je na bok. — Myrtle Snow ciemnieje do granatu, gdy w pobliżu znajduje się człowiek o złych intencjach. W takim razie niebo na fresku zajdzie burzą? — zaczęła dumać, w zamyśleniu bawiąc się kosmykami bruneta. — Jaki kolor przybierze nade mną? — Zamrugała, wybita z rytmu pytaniem o czekoladę. — Oh, no tak. Chcesz już na nią iść? W stołówce powinniśmy ją dostać. ... bez większej zwłoki - poszli więc. +