C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
★ Masz dwie opcje do wyboru. Możesz próbować powoli przeprawić się przez jezioro, co jest też wolniejszą drogą, bądź spróbować szybko przeskoczyć lód, nie sprawdzając dobrze jego użyteczności. W obu przypadkach czyhają na was niebezpieczeństwa, z którymi musicie sobie poradzić. Uwaga! Sposób, w jaki sobie poradzicie na tej drodze, jest bardzo ważny. Musicie podkreślić to w tekście. Od tego może zależeć (ale nie musi) jaki punkt kuferkowy dostaniecie jeśli przejdziecie wyprawę. Dlatego wybierzcie to z głową! Dodatkowo rzucacie obowiązkowo literką, by zrobić drugą akcję, niepowiązaną z głównym zadaniem szlaku. Wszystko możecie zawrzeć w jednym poście, jeśli wam się uda.
Kod do posta
Kod:
<zg>Zabrane ze sobą przedmioty:</zg> wpisz <zg>Wytrzymałość po rzucie:</zg> początkowa +/- [url=podlinkowane modyfikacje][/url]= <zg>Dodatkowo:</zg> utracone przedmioty/potrzeba pomocy/oznaczenia MG
★ Pamiętajcie, że jeśli wasza wytrzymałość spadnie do 1, musicie zakończyć wyprawę i Do was oddelegowuje do powrotu, wołając patronusem innego przewodnika. Jest to równoznaczne z zakończeniem przygody. Aby zyskać punkt wytrzymałości, musicie napisać specjalnego posta, gdzie opisujecie co robicie, by się wzmocnić. Musicie dać wtedy tylko powyższy nagłówek, nie może być w poście żadnych rzutów ani pomocy innych. Tylko logiczny sposób na dodanie sobie siły.
Kod do posta wytrzymałości
Kod:
[center]<zg>Post na przywrócenie punktu wytrzymałości</zg> <zg>Wytrzymałość:</zg> wpisz ile miałeś wcześniej + 1 = ile masz obecnie[/center]
★ MG ma prawo ingerować w to co się dzieje na tym evencie, bez względu na to czy macie zgodę na jego działanie w kuferku czy nie.
Kod:
Kod:
<zg>Wtrzymałość :</zg> <zg>Wybór:</zg> <zg>Wylosowana k6: </zg> proszę podlinkować kostkę wraz z opisem
Powolne przejście:
1,2,3 - Wydaje Ci się, że coś jest pod lodem i prowadzi Cię w odpowiednią stronę. Wręcz puka, by się wydostać przez lód. Może powinieneś to wypuścić, nie wpadając przy tym do wody? Jeśli tak na rękach pozostanie Ci kolorowy pył, a istota zniknie w powietrzu.
4,5,6 - Powolne przejście jest na pewno mądre, ale też bardzo męczące. Tracisz punkt wytrzymałości i widzisz, że pod Twoimi nogami powoli łamie się lód. Nie zostało Ci wiele, ale chyba to nie jest dobry dzień na morsowanie.
Szybkie przejście:
1,2,3 - Na czele grupy przemykasz bardzo szybko i jesteś po drugiej stronie naprawdę w ekspresowym tempie. Ślizgasz się niepomiernie i w pewnym momencie po prostu lecisz do przodu prosto na dużą zaspę lodową. Zatrzymaj się, albo wyląduj prosto w niej!
4,5,6 - Łup, lód załamuje się pod Tobą i wpadasz do przerębli. Musisz jak najszybciej się wydostać, ogrzać, zejść z jeziora. Twoja wytrzymałość spada do 2.
Literki na dodatkową akcję:
A - Ależ głodny jesteś! Zjedz coś, a jak nic nie masz tracisz -2 do wytrzymałości.
B, F - Bóg i heros z Ciebie. Jeśli masz 7 lub więcej punktów z wytrzymałości kruszy się pod tobą lód pod twoim energicznym krokiem. Rzuć kostką 1,2 - Na chwilę stopą utykasz, 3,4 - Wpada Ci noga, 5,6 - Do pasa aż się wtaczasz... I tracisz 2 punkty wytrzymałości.
C - Ciepło zdecydowanie nie jest. Znajdź jakiś sposób na ogrzanie się, albo stracisz 1 punkt wytrzymałości.
D, H - Dobrze ci nie idzie. Robisz sobie drobny uraz w (rzuć kostką) 1, 4 - rękę tracisz 1 punkt wytrzymałości, 2,5 - nogę, tracisz 2 punkty wytrzymałości, 3,6 - głowę, tracisz 3 punkty wytrzymałości.
E - Eskimosie ty skubany! Nic ci nie straszne, a nawet czujesz energię rozpierającą Cię. Może to zorza, może to ty, ale zyskujesz +1 punkt wytrzymałości.
G - Głupia sytuacja trochę wyszła (sam wybierz jaka) i tracisz jedną rzecz ze swojego plecaka. Rzuć ponownie kostką. 1,2 - Jest to całe Twoje jedzenie, 3,4 - Tracisz jakiś punktowany przedmiot, 5,6 - Tracisz inny dowolny przedmiot nie dający punktów. Jeśli np. wylosujesz 3, a nie masz punktowanego przedmiotu, możesz wybrać inną dowolną rzecz. Jeśli nie masz ze sobą nic - nic nie tracisz.
I - I po prostu koniec! Jesteś w sytuacji w której koniecznie potrzebujesz pomocy drugiej osoby, inaczej Bo lub Do przyjdą i oddelegowują Cię z wyprawy. 1,2 - Dowolne utknięcie, 3 - Utrata przytomności, 4 - Utrata różdżki, 5, 6 - Kłopotliwa przewrotka. Cokolwiek to nie jest, narysuj scenę tak, że nie możesz poradzić sobie bez drugiej osoby.
J - Jejku trwa i trwa ten spacer... Jeśli wylosowałeś tą literkę oznacz w poście może przydarzyć Ci się drobny wypadek z którego wyjdziesz cało tylko jeśli masz jakiś punktowany przedmiot. Oznacz w poście @Fillin Ó Cealláchain by dostać drobne zadanie, bądź sam strać w dowolny sposób 1 punkt wytrzymałości, gdyż na zadaniu możesz stracić więcej, albo nic.
______________________
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zabrane ze sobą przedmioty: [bezdenna torba, wspomniana w pierwszym poście, ale niewpisana], x2 wiggenowy, x1 pieprzowy, x1 czyszczący rany, zimowy pierścień (3/3), czekolada od Robin, termos z kakałko, korale wiggenowe, różdżka Wytrzymałość po rzucie: 5 (wcześniejsze: - 1 + 1) - 3 (moja subiektywna opinia po rzuceniu Lupus Palus i paru innych zaklęć) = 2 WOHOOO (3, F - nie mam >7 pkt, to mnie to nie dotyczy) Dodatkowo: na razie nic
Udał się zatem przez jezioro. Zatrzymawszy się na początku, nie zwracał obecnie na nikogo uwagi; dokładnie analizując sytuację, starał się odnaleźć jedną z lepszych dróg. Lód wydawał się być idealnie gruby, by tym samym unieść ciężar paru osób, niemniej jednak mogło to stać się tylko i wyłącznie prostą iluzją, rzuconą poprzez wcześniejszego bywalca na tych terenach. Skuliwszy się, dotknął tym samym naprędce tafli, zastanawiając się nad tym, jaką formę przejścia przez zbiornik wodny wybrać. Najlepszą metodą byłoby rozłożenie ciężaru poprzez położenie się na nim, co nie zmienia faktu, iż nadal - potrzebował jakiejś siły, która mogłaby go popchnąć do przodu. Zastanawiał się dość intensywnie, czekoladowymi oczami migając raz dookoła jeziora, raz na własne buty, raz na różdżkę. Nie mógł przecież ciągle stać w miejscu, w związku z czym sięgnął po dość nietypowy plan, który powinien raczej się udać. Raczej, bo zawsze mogło z tym wszystkim pójść nie po jego myśli. Musiał zacząć działać, by nie pozostać przypadkowo z tyłu - i obecnie podjął się indywidualnego podejścia do tej kwestii. Teleportacja byłaby jak najbardziej w porządku, ale też, podejrzewał, że przewodnik Do nie byłby z tego jakoś wysoce zadowolony. Na palec założył zatem Zimowy Pierścień, by tym samym zdjąć z siebie niepotrzebny bagaż, który to rozstawił. W ruch poszła różdżka. - Quartario. - rzucał raz po raz, starając się ignorować to, że w obecnym stanie i tak nie powinien rzucać zbyt wielu zaklęć, niemniej jednak nie potrafił inaczej. Zależało mu na tym, by te najcięższe przedmioty zmniejszyły swoją wagę, jak chociażby kurtka i eliksiry. Na razie żadnego z nich nie skorzystał, kiedy to stał w bluzie, nie odczuwając zimna. Prezent od Lucasa sprawował się znakomicie, nawet jeżeli jego włosy stały się wręcz perfekcyjnie białe - na tym mu jakoś szczególnie nie zależało. Nie lubił transmutacji, ale nie miał innego wyboru; zmniejszenie wagi wydawało się być obecnie jednym z najważniejszych celów, kiedy to za pomocą Secare wydłużył kurtkę w taki sposób, by zakrywała całkowicie jego tyłek, kiedy to postanowił zawiązać ją sobie szczelnie wokół bioder. Nadal naznaczonych przez chudość, choć nie aż tak, żeby to się najbardziej rzucało w oczy. Zamknąwszy własne ślepia, zacisnął mocniej dłoń na różdżce, wiedząc, iż nie powinien się aż tak przesilać - wiedząc, iż nie powinien podchodzić do tego w tak ryzykowny sposób, ale wiedział, że bez żadnej zewnętrznej siły nie uda mu się po prostu przebrnąć przez jezioro. A przynajmniej nie bezpiecznie; hologram nie posiadał żadnej wagi, co sprawiało, iż wykorzystanie go jako siły ciągnącej wprost do przodu mogło przynieść należyty skutek. Głośniejszy wdech i wydech wydostały się spomiędzy jego ust, kiedy to poruszył charakterystycznie nadgarstkiem, wprawiając do istnienia całkiem nowe życie. - Lupus Palus. - wypowiedziawszy, czuł się tak, jakby podczas tej inkantacji ktoś wysysał jego siły witalne, aczkolwiek to nie sprawiało dla niego żadnego problemu, nawet jeżeli poczuł mimowolne zawroty głowy. Szlag by tą całą sytuację z pierdolonym Clearwaterem - gdyby ten nie użył hipnozy na niego w taki sposób, bez problemów byłby w stanie wyczarować hologram wilka, a tak to... no cóż. Nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy, kiedy to powstrzymał odruch chwycenia się za głowę, a realistyczny hologram pojawił się przed nim, ocierając, zgodnie z własnymi rozkazami, o jego łydkę. Pies ten był duży, ale nie sprawiało to dla niego żadnego problemu, kiedy to pogłaskał go po sierści, a ten szczeknął. Sam wilk nie zdawał się mieć żadnych właściwości, no, poza bojowymi. Jedynie się ku niemu schylił, pogłaskał, coś szepnął do ucha - niczym do prawdziwego psa, nawet jeżeli ten mógłby przyczynić się do poważniejszej krzywdy - by tym samym, po wcześniejszym wzięciu ze sobą przedmiotów, przejść przez jezioro w dość nietypowy sposób. Nawet jeżeli z widoku trzeciej osoby mogło to wyglądać komicznie. Podłożywszy kurtkę pod własne cztery litery, przy okazji ją zawiązując sobie, by ta się nie podwinęła w jakiś śmieszny sposób, na wilka rzucił tym samym resztkami własnych chęci Carpe Retractum, nie zaciskając liny zbyt mocno, choć przecież ta istota wcale nie czuła bólu, jak zdołał się do tego jakimś cudem przyzwyczaić. W odpowiedniej odległości, wynoszącej prawie dziesięć metrów, posyłał wilka do przodu, przenosząc ciężar własnego ciała w najbardziej odpowiedni sposób. Jakoby miał do czynienia z psem zaprzęgowym, różdżkę miał wysuniętą do przodu, a ten poruszał się, ciągnąc prawidłowo właściciela za sobą. Lowell jednak nie robił tego w żaden gwałtowny sposób; uważnie zwracał uwagę na potencjalną możliwość wystąpienia pęknięć, choć sam nie miał na tyle mięśni, by przyczynić się do nagłego załamania lodu. Nawet jeśli, to miał na palcu Zimowy Pierścień, a i tak czy siak intrygowało go coś, co wskazywało drogę do miejsc, gdzie lód był najgrubszy... Kiedy udało mu się dotrzeć po ostrożnym przejściu do kolejnego brzegu, zatrzymał się przy nim, biorąc ciężki wdech i tym samym spoglądając na to coś, co miało okazję go śledzić, tudzież wskazywać prawidłową ścieżkę. Kiedy natomiast odpowiednim ruchem różdżki, za pomocą Relashio, wydobył odpowiednio skoncentrowany płomień, przełamując się przez lód, istota zniknęła w powietrzu, pozostawiając na jego dłoniach dziwny, kolorowy pył...
Wydaje Ci się, że coś jest pod lodem i prowadzi Cię w odpowiednią stronę. Wręcz puka, by się wydostać przez lód. Może powinieneś to wypuścić, nie wpadając przy tym do wody? Jeśli tak na rękach pozostanie Ci kolorowy pył, a istota zniknie w powietrzu.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Nie 14 Lut - 18:41, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Dodanie drugiego kodu, bo go nie zauważyłam XD)
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Nie chciał wcale iść stroną jeziora, ale jedno spojrzenie na Cali pozwoliło mu stwierdzić, że jeśli chcieli przejść tę trasę razem, Jezioro było lepszym wyjściem. Mimo to, z żalem spojrzał na góry i mijany szlak. Nie pamiętał już kiedy to ostatni raz przeprowadził jakąś wspinaczkę górską. Codzienne treningi biegania nie podnosiły tak dobrze wytrzymałości, jak górskie wędrówki. Może dlatego wydawał się milczący, odbijając w kierunku wody. Uspokoiłaby go tafla, ale zamiast niej stąpali po lodzie. Zerkał na Cali z boku, nieświadomie przyśpieszając kroku, do tego stopnia, że znalazł się na wysokości Eskila w czołówce osób. Zdając sobie sprawę, że popędza, zatrzymał się, chociaż nie było w tym wiele jego zasługi. Śpiesząc po lodzie, ślizgnął się na samym końcu trasy, zasiadając na zaspie, jak na najlepszym tronie. I... tak już został, czekając aż Reagan go dogoni. Czego nie wiedział, to że w gęstym śniegu zgubił swój rzemyk. Rzemyk, który i tak musiał wymieniać raz na kilka miesięcy, a ostatnio zainwestował w grubszy, bardziej solidny, który z pewnością będzie żałował. Bardziej niż pod kątem materialnym, z faktu, że będzie znów musiał szukać pasmanterii z bibelotami... Na razie jednak myśli te były bardzo odległe. Te, które teraz zaprzątały mu głowę to towarzystwo, w jakim przyszło mu iść. Po ostatnim spotkaniu Cali w rezerwacie, czuł niedosyt i niedopowiedzenia między nimi. Nic więc dziwnego, że spoglądając na towarzyszącą im Jessicę, odczuwał trochę zwykłej, męskiej frustracji. Lubił Jess, ale lubiłby ją nawet bardziej gdyby pozwoliła mu spędzić ten czas z samą Cali. Dlatego prychnął, rzucając się placami o zaspę i wpatrzył się w mlecznobiałe niebo, czując chłód wkradający się przez skórzaną kurtkę na jego plecy. — Ej, Felinus — zagadał chłopaka, który w tym momencie znajdował się najbliżej. — Dlaczego wybrałeś przejście Jeziorem? Podniósł nieco spojrzenie na Puchona i... już wiedział. Może Lowell nie był totalnym chucherkiem, nie emanował też wielką siłą... Gunnar Ragnarsson wydawał się tym bardziej sfrustrowany. Spodziewając się, że tę trasę spędzi w towarzystwie samych kobiet i dzieci. I Felinusa. A być może na górskim szlaku spotkałby się ze zdrową, męską rywalizacją? — Hej, ścigamy się do końca trasy? — zagadał ponownie kolegę. Nie zaszkodziło spróbować, nie?
Wytrzymałość : 10/10 Wybór: szybkie przejście Wylosowana k6: 3 → ląduje w zaspie Wylosowana Litera: G → gubię rzemyk (6)
Co jak co, ale pod względem wytrzymałości fizycznej wcale nie szło mu aż tak dobrze, jak chciałby, by w rzeczywistości było. Wcześniejsza sytuacja odcisnęła na nim widoczne piętno, kiedy to ciągłe rzucanie czarów (chwała Moriusowi, któremu to leczył głowę) zdawało się nie być dla niego zbyt korzystne. Dlatego, kiedy to wybierał trasę, kierował się nie tylko wartościami, kiedy to zakładał pierścień na palec, ale także zwyczajnym przystosowaniem własnego ciała do przejścia przez dane tereny. Brakowało mu cholernie papierosów, by móc odetchnąć choć na chwilę, ale nadal, niespecjalnie się na tym skupiał, kiedy to udało mu się zmniejszyć wagę przedmiotów o jedną czwartą, co miało zapobiec potencjalnemu problemowi w postaci załamania się lodu. A nawet jeśli... Zimowy Pierścień miał na zadanie ochronić go przed nadmiernym zimnem, kiedy to tak postanowił zapierdzielać w samej bluzie. Chwała Sinclairowi i jego zajebistym pomysłom na prezenty; obecnie innymi przedmiotami mógł sobie co najwyżej podetrzeć tyłek. Chociaż... równie dobrze bezdenna torba od Darrena przydawała mu się podczas tej podróży. Przystosowana do przemierzania przez Dolinę Godryka, zdawała się całkiem nieźle spełniać swoje zadanie, kiedy to także zredukował jej ciężar. - Co tam, Ragnarsson? - zapytał się, kiedy to przygotowywał się do zaprzęgu, który miał na celu przeciągnąć go na drugi koniec jeziora, wszak nie bez powodu przecież skupiał się przede wszystkim właśnie na tym. By przeprawić się w bezpieczny sposób, kiedy to czekoladowe tęczówki powędrowały w jego stronę, gdy zdołał usłyszeć pytanie. Sam nie wiedział, co odpowiedzieć, ale tej niewiedzy wcale nie pokazywał, skupiając się nadal na wykonywanych czynnościach. - W górach nie dałbym sobie rady. - odpowiedział po części szczerze, co nie zmienia faktu, iż też, miał wiarę w ludzką rasę, posiadał, od kiedy to zaczął zauważać, jak wiele osób stawało się dla niego ważnych. Pół roku temu zapewne ruszyłby szlakiem przez wzniesienia, niemniej jednak... skupiał się teraz nie tylko na własnej sile psychicznej, ale także tej, która to zagrzewała jego serce do walki, czyli na sile wynikającej z wiary w bliskie osoby. I chociaż podejrzewał, że zapewne z męskiej części będzie stanowił rarytas, jakoś się tym szczególnie nie przejmował. - Nie ryzykowałbym. - powiedziawszy do niego, kierował się prędzej własnym rozsądkiem, aniżeli chęcią rywalizacji. Z Maximilianem także nie podjąłby się tak głupiej próby, wszak wiedział, że pewnego rodzaju problem pojawiłby się, gdyby w jakiś głupi i idiotyczny sposób wpadli do wody, nie byłoby zbyt ciekawie. Zresztą, jakby nie było, zależało mu na nim, co jeszcze bardziej potęgowało potencjalną niechęć wobec wyścigów, nawet w tym zaufanym gronie; dlatego trasę zdecydował się przemierzać spokojnie, kontrolując wilka, nawet jeżeli sam nie czuł się zbyt dobrze. Chociaż, nawet jak zdecydował się podjąć ostrożnemu działaniu, nie musiał zbytnio się tym zamartwiać, iż potencjalnie może przegrać, bo i tak czy siak był szybszy; raczej nikt z obecnych nie potrafił wyczarować wilka, choć kosztowało go to dość wiele - na tyle dużo, iż kiedy wreszcie udało mu się przedrzeć przez śliski lód, mając pod czterema literami przedłużaną kurtkę, poczuł się zaskakująco słabo.
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 2 + 1 = 3
Usiadł zatem w jakimś bezpiecznym miejscu, podejmując się próby skonsumowania czegokolwiek, co miał pod ręką - jak się okazało, otrzymany wcześniej od Julii batonik o smaku kurzu był ku temu doskonałym pomysłem. Zamknąwszy oczy, oparł się o jakieś drzewo, oddychając spokojnie i głęboko, by tym samym zregenerować własne siły, nalewając wolną dłonią kakao z nakrętki od termosu. Nagła ochota na coś, co by zregenerowało jego energię, przyczyniła się do chęci skorzystania z niej; nadal nie czuł chłodu i wcale nie zamierzał tak łatwo zdejmować Zimowego Pierścienia. W szczególności nie teraz, kiedy to podejrzewał, iż niepotrzebne ogrzewanie organizmu może spowodować jakieś inne skutki uboczne. Przyglądał się kolejnym próbom, staraniom, niefortunnym upadkom i tym samym pechowym lądowaniom na własne zadki - co jak co, ale ten widok był co najmniej komiczny, kiedy to powoli czuł się lepiej, gdy przy okazji zdecydował się zażyć jeden eliksir wiggenowy, by chociaż na krótki moment zregenerować organizm. To zawsze pomagało, choć było wysoce kosztowne, w szczególności na początku. Co nie zmienia faktu, iż w igloo gdzieś składniki na tę miksturę posiada, w związku z czym nie czuł jakiejś przesadnej potrzeby oszczędzania posiadanych przez siebie przedmiotów. Odsapnąwszy lekko, pił w spokoju kakao, otwierając tym samym czekoladę, którą to dostał od Robin. I porywając sobie z niej jedną kosteczkę, myśląc nad naprawdę wieloma rzeczami, kiedy to skierował spojrzenie czekoladowych oczu w niebo, czując, jak słodycz rozchodzi po jego ustach, wprawiając kubki smakowe w pewnego rodzaju podniosły stan.
Angel Price
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : czarujący uśmiech, drobny kolczyk w lewym uchu, gładziutka twarz niczym pupa archanioła no dobrze z lekkim kilkudniowym zarościkiem, czerwone usta o smaku truskawkowym
Zabrane ze sobą przedmioty:pomadka do ust truskawkowa, tonik do twarzy ogórkowy z dodatkiem aloesu; cytrynowy krem do rąk; w termosie malinowy chruśniak; 2 dyniowe paszteciki; paczka fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. Na pewno jest ciepło ubrany i ma rękawiczki, no i różdżkę. Wytrzymałość po rzucie: 8 (-1 przemokły mu gacie,- 2 atak ptaszyska) = 5 Dodatkowo: utraciłem truskawkową pomadkę, no i te eliksiry wcześniej - wiadomo.
Obawiał się zamarzniętego jeziora, ale tu nie było żadnej dobrej drogi. Nie chciał wpaść, zwłaszcza że mokre spodnie lekko mu zamarzły, a policzek nadal szczypał. Postanowił, że zajmie się tym, jak przebrnie jakoś przez to jezioro. Potrzebował tylko spokoju i chwili dla siebie. Wszedł ostrożnie na lód, butami powoli torując sobie ścieżkę, z początku niepewność zmieniła się w wycieczkę. Po prostu wyluzował. Nie zwracał już uwagi na to, że tafla mogłaby się załamać, a on wpaść. Pokrywa lodowa wydawała się za gruba na niespodzianki, ale kto tam to wie... Spojrzał pod nogi i przez moment wydawało mu się, że coś jest pod lodem. Na pewno to nie były zwidy, to coś chciało go poprowadzić. Szedł posłusznie. Stukało co jakiś czas w lód, jakby chciało się wydostać. Nie za bardzo wiedział, co ma uczynić. Użyć różdżki? A jak wpadnie do wody? - Przyjacielu, jak mam cię wyciągnąć? - Ukląkł na tafli, odgarniając osad z lodu i śniegu rękawiczką. Przyglądał się istocie czy czemuś tam. - Hmm...- Zastanowił się, czy zna jakieś zaklęcie, które nie spowoduje, że wpadnie do wody, do "swojego przyjaciela". Wyjął różdżkę, przetarł płaszczem. Wycelował w lód. - Relashio. - Z magicznego patyka wystrzelił strumień ognia. Roztopił część lodowej pokrywy i pomógł wydostać się istocie? Angel nie mógł się przyjrzeć temu czemuś, ponieważ rozpłynęło się w powietrzu, a mu pozostawiło kolorowy pył na rękach. Jednak to nie był koniec jego rozpaczy. O, tak rozpaczy zdecydowanie. Wyjął sobie pomadkę do ust, a ta wyślizgnęła mu się z rąk i wpadła w głębiny jeziora, tam, gdzie przed chwilą wyleciała dziwna istota. Może przez ten pył miał śliskie rączki? - Nieeeeeeeee! - Wrzasnął kolejny raz, spojrzał w górę. - Za jakie grzechy? Byłem dobrym ministrantem! - Wydarł się w niebo, ostrożnie ominął dziurę, którą wypalił i ruszył w jakieś bezpieczniejsze miejsce, aby się nieco ogarnąć. Zdał sobie sprawę, że jego usta ostatni raz zaznały smaku truskawkowej pomadki.
Ostatnio zmieniony przez Angel Price dnia Pon 15 Lut - 16:17, w całości zmieniany 1 raz
Angel Price
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : czarujący uśmiech, drobny kolczyk w lewym uchu, gładziutka twarz niczym pupa archanioła no dobrze z lekkim kilkudniowym zarościkiem, czerwone usta o smaku truskawkowym
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 5 + 1 = 6
Znalazł spokojne miejsce i w miarę bezpieczne. Zdecydowanie potrzebował odpoczynku. Ta wyprawa robiła się coraz gorsza. Miała przynieść ukojenie? Właściwie już nie pamiętał dokładnie co. Nie przepadał za czarowaniem, ale apteczki nie wziął. Wyjął różdżkę. - Silverto. - Wypowiedział, celując na gacie, aby znowu były cieplutkie i suchutkie. Następnie dotknął delikatnie policzka dłonią — za szczypało. Starał sobie przypomnieć jakiś czar na uzdrowienie rany, nie wydawała się chyba szczególnie głęboka, czy niebezpieczna. - Najpierw oczyścimy. - Westchnął do siebie, a następnie rzucił Astral Forcipe, które miało uczynić dokładnie to, co powiedział. Na koniec jeszcze rzucił Vulnus Alere. Jego rana powinna się zagoić. Miał nadzieje, że nie będzie miał żadnej blizny. Chociaż w dobie dzisiejszej magii i technologii nie powinno to być żadnym problemem, aby kontynuował swoją karierę modela — nawet jako Quasimodo. Wyjął z plecaka dyniowy pasztecik, spałaszował go — niezadowolony, że nie dostarczy ciału odpowiedniej ilości kalorii. Popił malinowym chruśniakiem, który miał w termosie, a na deser sięgnął po fasolkę wszystkich smaków — okazała się skrywać smak miodowy. Od razu lepiej. Słodko, ale lepiej. Pomyślał w duchu Price. Na koniec wysmarował twarz ogórkowym tonikiem do twarzy — czuł się jak nowo narodzony. Mógł zdecydowanie kontynuować swoją podróż. Co za przygoda hej ho!
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 2 + 1 = 3 XD
Nie zaszła daleko, nim we znaki porządnie dało jej się zmęczenie. Cóż, porwała się z motyką na słońce, głupio przeceniła swoje możliwości i w dodatku nie zabrała ze sobą żadnego towarzysza – zupełnie nic dziwnego, że przyszło jej za to zapłacić. Spodziewała się, że jeśli przetrwa, następnego dnia będzie spać jak zabita, a gdy już się obudzi, będą nękać ją zakwasy. Ale to był przecież problem Hope z przyszłości, teraz mogła skupić się wyłącznie na tym, żeby trochę odpocząć. Zebrała kilka patyczków, ułożyła je w niewielki stosik i podpaliła je wymruczanym pod nosem zaklęciem incendio; ogień pozwalał się ogrzać, ale i pokrzepiał duszę, to było jej zaś potrzebne. Usiadła na pieńku, przy którym rozpaliła swoje maleńkie ognisko, strzepnąwszy z niego uprzednio śnieg i sięgnęła do plecaka, wyjmując zeń termos i czekoladę, którą zaraz ugryzła, nie bawiąc się w łamanie na czątki. Nalała herbaty do nakrętki, poczekała aż chwilkę przestygnie i upiła łyka, czując jak ciepło przyjemnie rozchodzi się po jej ciele. Tak, od razu lepiej. Posiedzi tu jeszcze chwilkę, wypije jeszcze kilka łyczków i zdecydowanie będzie mogła iść dalej. Kiedy uznała, że czas najwyższy, żeby zmierzyć się z trasą, zgasiła ogień zaklęciem cento onis.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zabrane ze sobą przedmioty: Eliksir czyszczący rany, samonagrzewający kubek z herbatą, rękawice ochronne i różdżka Wytrzymałość po rzucie: 8/10 + 1 = 9/10 Dodatkowo: -
Wtrzymałość : 9/10 Wybór: Powolne przejście Wylosowana k6: 2
Opis:
Wydaje Ci się, że coś jest pod lodem i prowadzi Cię w odpowiednią stronę. Wręcz puka, by się wydostać przez lód. Może powinieneś to wypuścić, nie wpadając przy tym do wody? Jeśli tak na rękach pozostanie Ci kolorowy pył, a istota zniknie w powietrzu.
Wybrała przejście przez jezioro, choć czuła lekkie obawy z tym związane. Nie wiedziała przecież, co ją tam czeka. Nie miała w zwyczaju jednak poddawać się, więc śmiało ruszyła za resztą grupy, po chwili stając przed ogromną taflą zamarzniętej wody. Stawiała kroki wolno i ostrożnie, bojąc się, że lód może okazać się zdradziecki i nie tylko wyląduje na tyłku, obijając go sobie, ale przede wszystkim wpadnie do lodowatej toni. Ta opcja nie wydawała jej się być jakąś szczególnie kuszącą, więc postanowiła poświęcić trochę więcej czasu, lecz wyjść z tego etapu wyprawy w miarę zwycięsko. Była już w jednej trzeciej trasy, gdy nagle poczuła, jakby coś znajdowało się pod warstwą lodu. Spojrzała w dół, widząc jakiś nieznany sobie kształt. Był on trudny do rozpoznania, a istota wydawała się mieć ogromną potrzebę wydostania na powierzchnię. Ruda nie myślała długo. Wyjęła różdżkę i przecięła lód przy pomocy Diffindo. Sama odsunęła się na bezpieczną odległość, by cokolwiek tam się znajdowało przypadkiem nie przyczyniło się do jej własnego upadku do wody. Gdy jednak tylko istota wydostała się na zewnątrz Irvette obsypał jakiś kolorowy proszek, a postać wystrzeliła w powietrze znikając jej z oczu. Ślizgonka westchnęła krótko, otrzepała ubranie i postanowiła nie tracić więcej czasu. Zaczęło jednak robić jej się coraz zimniej. Wyjęła więc z plecaka rękawice ochronne, które zabrała i kubek z herbatą, z którego pociągnęła solidny łyk. Nie dało to jednak zbyt wiele, więc postanowiła poprosić o pomoc jedyną znajomą sobie w okolicy mordkę. Na końcu jeziora dorwała @Felinus Faolán Lowell i bez większego pardonu przeszła do rzeczy. -Znasz może jakieś zaklęcie rozgrzewające? Mam wrażenie, że zaraz zamarznę na kość. - Spytała, trzęsąc się z braku ciepła mimo wielu warstw ciepłego ubrania.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 3 + 1 = 4
Siedział zatem, obserwując poczynania pozostałych uczestników wycieczki. Trudno było reagować w inny sposób, kiedy to dłonie oplatały widocznie nakrętkę, jakoby licząc, iż zdoła z niej zyskać jakiekolwiek ciepło. Kakao, kiedy to zdjął pierścień, zdawało się nabrać na walorach, gdy opatuliło jego własne gardło; przyjemny smak czekoladowego napoju przechodził przez tkanki i napędzał je do działania. Używanie zaklęć w takiej ilości, kiedy to nie przepadał za transmutacją, a wilk należał do dość nietypowych zjawisk, powodowało wzrost zmęczenia, które to musiał zażegnać w dość prymitywny sposób. Nie bez powodu zatem siedział, czując powoli skutki zażycia eliksiru wiggenowego, który to zdawał się działać niemalże od razu. Zastanawiało go to, czy nie da się odroczyć w czasie działania, aczkolwiek, nie mając przy sobie dziennika, nie mógł zanotować zbytnio tego pomysłu - musiał się zatem skupić na czymś kompletnie innym, co mogłoby go postawić na nogi. I tak oto zjadał kolejny pasek ogromnej czekolady od Robin, czując słodycz, jaką to odbierały kubki smakowe rozmieszczone na języku. Kiedyś nienawidził słodkich rzeczy, teraz... uciekał do nich prawie zawsze. Nie ze względu na potencjalny stres, a prędzej ze względu na to, iż zdołał je polubić. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust, gdy zobaczył, jak mleczny napój bogów kończy się, będąc tylko i wyłącznie wspomnieniem sprzed paru minut. Wspomnieniem istnienia, choć jeszcze spokojnie w termosie jeszcze wystarczyłyby dwie pełne porcje... lub cztery mniejsze. Uśmiechnąwszy się, samemu nalał dodatkową, niewielką ilość, kierując czekoladowe tęczówki w stronę biednych ludzi, którzy albo się ślizgali po lodzie, albo... do niego wpadali. I nim zdołał zareagować, @Angel Price przywrócił samego siebie do względnego porządku. Najwidoczniej nie był jedyną osobą, która miała do czynienia z tajemniczą istotą pozostawiającą kolorowy pył... Nadal, nie wiedział, co to dokładnie było. Na widok @Irvette de Guise machnął zachęcająco dłonią, by podeszła; zdołał już odzyskać część energii, w związku z czym wyczarował niewielką barierę Aexteriorem, który mógłby pomieścić dodatkowo jedną osobę, aczkolwiek nie nadwyrężał swoich sił. Nie chciał ponownie skończyć jak poprzednio, dlatego ruchy różdżką były ostrożne. a palce mimowolnie się na niej mocniej zaciskały. - Cześć, Irv! - mruknął w jej stronę na przywitanie i machnął jeszcze raz dłonią. - Jasne, chodź tutaj. - powiedział, prostując własne nogi, kiedy to opierał się o całkiem wygodne drzewo, ale nie przeszkadzało mu to, iż musiał wyjść z własnej strefy komfortu. Sam nie czuł się jeszcze w stu procentach zdrowy, ale nie zamierzał z egoistycznych pobudek nie oferować pannie de Guise jakiejkolwiek pomocy. Dlatego, kiedy ta znalazła się wystarczająco blisko, napił się łyku kakao i tym samym użył Calefieri, które to spowodowało powolne ogrzewanie się ciała. Tym samym bariera blokowała wszelkie podmuchy wiatru, w związku z czym efekty powinny być widoczne znacznie szybciej.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Zabrane ze sobą przedmioty: różdżka, gumka do włosów, trzy kanapki, czekolada, zwykły mugolski termos z malinowym chruśniakiem w środku, dodatkowa bluza z kapturem, zapalniczka Wytrzymałość po rzucie: 5 - 3 za poprzedni etap + 1 za odpoczynek - 1 za kości w tym etapie = 2 Dodatkowo: utracona zapalniczka
Kiedy tylko zebrała siły na podjęcie się postawionego przed nią wyzwania, zacisnęła zęby, poprawiła czapkę i ruszyła przed siebie. Uznała, że najlepiej będzie się nie wahać – że czas pokazać, że jest prawdziwą Gryfonką i byle skuta lodem tafla nie robi na niej żadnego wrażenia. Nie chciała jednak pobiec przez lód bez zastanowienia – postanowiła, ze najlepiej będzie na bieżąco sprawdzać stan lodu, przy okazji nie zatrzymując się na długo w miejscu. Tak obrana strategia na pewno będzie wiązać się z większą ilością poświęconego na drogę czasu, ale i – jak liczyła – względnym bezpieczeństwem. Widziała, że niektórzy sięgnęli po różdżkę, ale sama nie znała niestety zbyt wielu zaklęć, które mogłyby być dla niej teraz użyteczne – a przynajmniej żadne nie przychodziło jej do głowy. Postawiła pierwszy krok, zbadała wytrzymałość lodu i dopiero wtedy postawiła kolejny. Po kilku takich zaczęła iść już szybciej, pewniej, wytężając słuch, by wyłapać wszelkie niepokojące skrzypnięcia gruntu pod stopami. Sposób, jaki sobie wybrała, miał zasadniczą wadę – nie trwał zbyt szybko, a więc wiązał się z długim marszem, od którego nijak nie dało się odpocząć. Nie było mowy o postoju, prawdę mówiąc bała się nawet sięgnąć po herbatę, chcąc jak najmniej czasu spędzić w jednym miejscu. Mniej więcej w trzech czwartych drogi stało się to, czego obawiała się najbardziej – pod wpływem ciężaru jej ciała lód skrzypnął, strzelił i zaczęły się na nim rysować coraz gęstsze pęknięcia. Pobladła i spanikowała. Natychmiast skoczyła do przodu i popędziła przed sobą. Podczas tego susu z kieszeni wypadła jej zapalniczka, ale nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Nie mogła wpaść do wody, przecież kompletnie nie umiała pływać! Gorączkowo szukała w głowie jakiegoś zaklęcia, które uratowałoby ją z opresji, ale był tam tylko chaos i mętlik. Musiała dobiec do brzegu, nie było innego wyjścia Kiedy dopadła do brzegu i twardego, pewnego gruntu, zupełnie wyczerpana padła w śnieg na kolana, dysząc jak po maratonie. Z motyką na słońce, Hope. Porwałaś się z motyką na słońce.
Wytrzymałość: 1 Wybór: wolmo Wylosowana k6: 6 - Powolne przejście jest na pewno mądre, ale też bardzo męczące. Tracisz punkt wytrzymałości i widzisz, że pod Twoimi nogami powoli łamie się lód. Nie zostało Ci wiele, ale chyba to nie jest dobry dzień na morsowanie. Literka:G - Głupia sytuacja trochę wyszła (sam wybierz jaka) i tracisz jedną rzecz ze swojego plecaka. [ur=https://www.czarodzieje.org/t20079p598-kostki#620590]6[/url] - Tracisz inny dowolny przedmiot niedający punktów.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Zabrane ze sobą przedmioty:słodycze z miodowego królestwa, termos z herbatką, dwa kocyki sygnalizujące (+1 uzdrawianie), magiczny stetoskop (+2 uzdrawianie), lunaballa przytulanka, papierosy, grzane winko Wtrzymałość : 7 - 1 = 6 Wybór: powolutku ofc Wylosowana k6: 6 Powolne przejście jest na pewno mądre, ale też bardzo męczące. Tracisz punkt wytrzymałości i widzisz, że pod Twoimi nogami powoli łamie się lód. Nie zostało Ci wiele, ale chyba to nie jest dobry dzień na morsowanie. i Literka A, ale mam szamke.
Uczniowie mniej lub bardziej pomysłowo przechodzą przez jezioro. Wygląda na to, że znalazłem się w różnym towarzystwie, chociaż nie spodziewałem się dla przykładu, że Ragnarsson wybierze drogę przez jezioro. Idę sobie bardzo powolutku razem z ludźmi w tyle. Jestem świadkiem najwyraźniej okropnego wyzwania dla Prince'a, który traci pomadkę w bardziej dramatyczny sposób niż jakby jakiś uczeń wpadł do wody. Zaś Gryfonka obok mnie wydaje się być wyjątkowo wyczerpana, więc chcę ją wspomóc (może nie siłą, ale dobrym słowem), jednak zanim udaje mi się to zrobić, słyszę złowrogie skrzypnięcie lodu pod stopami. Zerkam w dół zastanawiając się co powinienem zrobić. W końcu decyduję się jeszcze powolniejsze poślizgi po lodowej powierzchni, bardzo delikatnie unosząc nogi i jeszcze wolniej kłaść je na ziemi. W pogotowie mam różdżkę i rzucam zwykłe glacius w miejsca, gdzie pęknięcia wydają się bardziej niebezpieczne. Przez to wszystko bardzo wolno mi idzie przejście i jak docieram do brzegu jestem bardziej zmęczony wszystkim, niżbym przypuszczał. Kiedy stawiam stopy na stały ląd już mam nadzieję tylko na ponowne spotkanie z Antoshą i nigdy więcej nie chodzenie po niestabilnym lodzie. Czuję, że strasznie zgłodniałem i chcę wyciągnąć słodycze, ale zanim to robię staję obok @Hope U. Griffin, leżącej na śniegu ze zmęczenia. - No już jesteśmy, nie ma co się martwić - mówię do biednej wychowanki mojego ulubionego domu i otwieram plecak. Podaję dłoń dziewczynie, by pomóc jej wstać. Wyciągam swój kocyk sygnalizujący i otulam dziewczynę, by może trochę ją rozgrzać. - Jesteś niezwykle dzielna, nie dziwne, że jesteś w najlepszym domu w Hogwarcie - dodaję z uśmiechem, częstując ją kilkoma cukierkami z miodowego królestwa. - Już tylko kawałek i koniec wędrówki. Idziemy? - pytam jeszcze Hope z uśmiechem, klepiąc ją delikatnie po ramieniu i z powrotem zakładając plecak na plecy. Kocyk jej zostawiam, nie przyjmując z powrotem, tylko poprawiając by wygodniej jej było z nim iść i daję chwilę, żeby mogła ruszyć, sama, jeśli nie chciałaby za bardzo iść z nauczycielem.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Zabrane ze sobą przedmioty: różdżka od fairwynów (+5 do zaklęć i opcm), woda, amulet z jemioły (+2 OPCM), zapalniczka Wybór: szybko Wylosowana k6: 4 Łup, lód załamuje się pod Tobą i wpadasz do przerębli. Musisz jak najszybciej się wydostać, ogrzać, zejść z jeziora. Twoja wytrzymałość spada do 2. Efekt dodatkowy: F, ale no nie dotyczy, bo nie mam 7 pkt. Wytrzymałość po rzucie: 5, ale spada mi do 2 XD
Nie musiała się nawet za bardzo zastanawiać którą drogę wybrać. Ograniczenie spowodowane naprawdę drobną sylwetką i brakiem kondycji spowodowało, że od razu ustawiła się przy grupie idącej jeziorem. Zdziwiona, iż @Gunnar Ragnarsson również wybrał tę trasę, wzruszyła jedynie ramionami - doceniała, że rezygnował z górskiej wędrówki specjalnie dla niej (no bo niby dla kogo innego), aczkolwiek jeśli miała ją przetrwać, musiała skupić się na sobie. Dlatego nie odzywała się do swoich towarzyszy - zresztą, Ragnarsson pognał do przodu jak gdyby nigdy nic, a Jess była przyzwyczajona do jej milczenia (znając Krukonkę, pewnie wolała już ciszę niż komentarze dotyczące jej nowego związku). Teoretycznie mogła iść powoli, ostrożnie badać trasę i stąpać po lodzie niczym baletnica. Doszła jednak do wniosku, że jest na tyle lekka, iż bez problemu przeskoczy lód i absolutnie nic złego się nie wydarzy, zyskując dzięki temu na czasie (była już tak cholernie zmęczona) i unikając nadmiernie długiej i męczącej trasy. Jakże się kurwa myliła. Gdy lód się pod nią zerwał i wpadła do pasa do wody (w ostatniej chwili przytrzymała się rękoma ostrej krawędzi), z jej ust wyrwało się ciche przekleństwo, a w głowie pojawiła myśl, że to właśnie koniec. Że zaraz zginie, zamarznie, a na jej nagrobku ktoś napisze epitafium "tu leży fanka morsowania". Gorączkowo myślała co zrobić, jak się wydostać z tej przeklętej dziury, rozważając też opcję odpuszczenia i po prostu utopienia się. Zaraz jednak szybko przywołała się do porządku - przecież zawsze jakoś jej się udawało przetrwać w nawet najgorszych warunkach. Musiała tylko pomyśleć. Rozejrzała się dookoła. Gunnar był zdecydowanie za daleko, żeby jej pomóc, na szczęście całkiem niedaleko niczym saper pomykała Jessica Smith, która jednak wykazała się większą rozwagą i ostrożnością niż ona. Krzyknęła w jej kierunku i w czasie, kiedy przyjaciółka próbowała się do niej doczołgać, wykonała skomplikowany manewr sięgnięcia po różdżkę (modląc się, żeby się jakoś tą jedną ręką utrzymać), którą miała schowaną w kieszeni kurtki. - Jess, użyjmy na mnie Mobilicorpusa, jak się postaramy we dwie to może damy radę - sapnęła, czując jak traci siły i wpatrując się w Krukonkę błagalnie. Nie czekała jednak na zbawienie i zrobiła to, co zazwyczaj, gdy nie mogła za bardzo liczyć na pomoc ze strony swojego ciała - rzuciła na siebie wspomnianą wcześniej inkantację i po prostu polegała na magii, błagając, aby Smith się pospieszyła i wspomogła ją swoim czarem.
Zabrane ze sobą przedmioty: 1x eliksir czyszczący rany, paczka grissini (napoczęta), termos z gorącą czekoladą, uszkodzony flet pana (+1pkt ONMS), rękawice ze skóry węża morskiego (+1pkt ONMS), tłumaczki, czapka niewidka, różdżka (+5pkt do zaklęć i OPCM) i kruk Wytrzymałość po rzucie: Dalej 10/10 (ogrzewam się) Dodatkowo: Rzucam termos gdzieś na bok i pingwinkuję by ratować @Cali Reagan
Wytrzymałość : 10/10 Wybór: Wolmo Wylosowana k6: C jak Centaur Ciepło zdecydowanie nie jest. Znajdź jakiś sposób na ogrzanie się, albo stracisz 1 punkt wytrzymałości. ((Popijam więc gorącą czekoladę i rzucam Fovere))
Oczywistym wyborem w przypadku Smith była droga przez jezioro. Droga wiary w siebie lub innych? Wpiszcie ją na listę. Jeszcze miesiąc temu wybrałaby tę ścieżkę z powodu pokładanych nadziei w swoich przyjaciołach - choćby w towarzyszącej jej Cali, której cięte uwagi nierzadko sprowadzały ją na słuszne tory. Teraz jednak... można powiedzieć, że jej pewność siebie była wyjątkowo podbudowana, na co również wpływał utrzymujący się szampański humor. Długa droga jej nie przerażała - przecież sama dopiero co przeszła jedną, żeby znaleźć się w takim a nie innym miejscu. Bynajmniej nie chodziło o zejście na pokryte lodem i śniegiem jezioro. Pozostawiając jednak egzystencjalne dywagacje za sobą - przynajmniej na razie, bo jednak cicha wędrówka temu sprzyjała - z niewypowiedzianą dezaprobatą zerknęła na gnającego po lodzie na łeb na szyję Gunnara. Jakoś podskórnie nie spodziewała się po Ślizgonie niczego innego - bywał impulsywny i działał po swojemu, przynajmniej od takiej strony zdążyła go poznać. Z kolei tego, że California ruszy w ślad za nim się nie spodziewała - co wywołało u niej naprawdę sporą falę niepokoju. A razem z niepokojem po ramionach i kręgosłupie przeszedł jej nagły dreszcz zimna - sparowany z mroźnym wiatrem hulającym po odkrytym polu jeziora. Smith westchnęła ciężko - i nie spuszczając szarego spojrzenia ze śmigającej po lodzie Reagan, sama poczęła ostrożnie, krok po kroku przeć do przodu, starając się stąpać po pewnym lodzie. To nie był wyścig tylko wędrówka - a ona nie zwykła polegać na łucie szczęścia i wykazywać się niepotrzebną brawurą. I choć nauczyła się patrzeć na niektóre sprawy inaczej - tak dalej trzymała się jej ostrożna, krukońska analiza. — Fovere — mruknęła, ogrzewając zaklęciem najpierw swoje dłonie - a potem szyję, by owinąć ją szczelniej szalikiem. Czując, że wiatr już nie śmiga jej po obojczyku - odkręciła termos, biorąc łyk gorącej jeszcze czekolady, żeby rozgrzać się również od środka. I właśnie tak skupiona na kosztowaniu napoju - i wyczuwaniu stopą co bardziej niepewnych fragmentów podłoża - usłyszała najpierw trzask... a potem krzyk. Californii. W i e d z i a ł a. Nie czekając właściwie na nic, po prostu rzuciła termos na ziemię, lokalizując szybko przyjaciółkę, której głowa wystawała z przerębla. Pierwsze kilka metrów przebiegła, walcząc z rzucającą jej się do krwiobiegu adrenaliną - słysząc jednak pękający pod stopami lód, zatrzymała się jak na rozkaz. Przede wszystkim rozłożyć równomiernie ciężar, żeby nie skończyć tak jak Reagan. Ostrożnie więc, rozstawiając szeroko nogi, położyła się na lodzie - już z różdżką w pogotowiu, którą ściskała kurczowo w urękawiczonej dłoni - i zaczęła sunąć po lodzie prosto w stronę Cali, rzucając przy tym całe wiązanki czeskich przekleństw. Głównie pod adresem bezmyślnej brawury i pewnego ślizgońskiego jegomościa, który rozsiadł się w zaspie jak na tronie - czego na szczęście Smith jeszcze nie dostrzegała, bo Merlin jej świadkiem - wybuchłaby. Zachowując jednak zimną krew, podczołgała się do Reagan od strony lodu, który nie trzeszczał pod nią niczym dawno nieoliwione zawiasy. — Uspokój się i oddychaj przede wszystkim — rzuciła zaskakująco chłodno jak na siebie, chwytając wolną dłonią rękaw Cali, by ta nie osunęła się pod lód - podczas gdy drugą wykonywała odpowiedni gest. — Mobilicorpus — usłuchała prośby Reagan, dołączając do jej inkantacji - choć była gotowa po prostu wciągnąć ją na stały lód, byleby tylko nie stracić jej pod wodą.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zabrane ze sobą przedmioty: [bezdenna torba, wspomniana w pierwszym poście, ale niewpisana], x2 wiggenowy, x1 wiggenowy, x1 pieprzowy, x1 czyszczący rany, zimowy pierścień (3/3), dwa paski czekolady od Robin, termos z niewielką ilością kakałko, korale wiggenowe, różdżka Wytrzymałość po rzucie: obecnie 4 Dodatkowo: na razie nic
Spokój trwał przez chwilę. Kiedy to nadal napawał się resztką napoju, który to sobie przyszykował nagle i bez jakiejkolwiek zapowiedzi, wszak na wyprawę nie miał jako tako specjalnie chwili, by się lepiej przygotować, a do ust lądowały kolejne kawałki ogromnej czekolady, mógł poczuć się trochę lepiej. Nawet znacznie, wszak brakowało mu ewidentnie kalorii. Może nie zjadł śniadania? A może po prostu niespecjalnie zwrócił uwagę na swój stan fizyczny? Nie wiedział, choć obecnie nie chciał się nad tym zastanawiać, kiedy to kolejne osoby przechodziły sobie przez jezioro, ślizgając się na lodzie mniej lub bardziej sprawnie. Zajadanie się słodyczami trwało w najlepsze; czasami podniósł kącik ust do góry, kiedy to ciemne obrączki źrenic dokładnie obserwowały ruch każdego z uczestników, wszak, jak żeby inaczej, nie mógł się powstrzymać od instynktu ochrony słabszych. Nawet jeżeli sam musiał się trochę podreperować, kiedy to dłonie, po zakończonych posiłku oczywiście, wepchnął z powrotem do kieszeni. Zastanawiał się, jak idzie Solbergowi na górskim szlaku, aczkolwiek nie dawał po sobie poznać ani krzty zmartwienia - jakby wszystko było w starym, idealnym wręcz porządku. Nawet jeżeli pod kopułą czaszki panował mętlik, nad którym to panował, nie mógł powstrzymać jego istnienia - wiedział, iż jest zjawiskiem naturalnym, wynikającym po prostu z troski. I kiedy to tak się przyglądał, czując jedynie posmak po wcześniejszych słodyczach, zauważył nieudolną próbę @Cali Reagan, która wpadła dosłownie pod lód. Owszem, okularów nie miał, by idealnie stwierdzić z takiej odległości, co nie zmienia faktu, iż ruszył od razu z miejsca, pamiętając o tym, iż jego ubrania mają zastosowaną inkantację zmniejszającą ciężar przedmiotów do jednej czwartej, w związku z czym, jako iż jego waga nie była spora, mógł w miarę bezpiecznie przemieszczać się po grubej pokrywie lodowej. Owszem, nadal nie było bezpiecznie, ale nie zbliżał się zbytnio, chcąc tym samym utrzymać odpowiedni dystans - jeżeli pod drobną dziewczyną zdołała pęknąć taka warstwa, oznaczało to, iż w danym miejscu jest ona znacznie cieńsza. A sam nie wiedział, czy w sporej odległości będzie w stanie jakkolwiek pomóc; wilka już nie wyczaruje. A przydałby się, by wyciągnął na wierzch dziewczynę, wszak nawet jeżeli samemu poruszał się ostrożnie, każdy krok mógł przynieść mu możliwość zetknięcia się z chłodną wodą. - Absorptio. - wziął cięższy wdech, kiedy to użył zaklęcia na lodzie, który to znajdował się tuż pod samą Jessicą; owszem, może nie było jako tako ryzyka, iż lód postanowi się ukruszyć, co nie zmienia faktu, iż nie zamierzał ryzykować - tym bardziej, że nieopodal przecież znajdowała się Cali, której to jednak pokrywa nie podołała. Natychmiastowo następnie rzucił na lód, na które to działało zaklęcie transmutacyjne, Glacius, aby pokrywa lodowa stała się tym samym grubsza, zamrażając ciecz znajdującą się poniżej; starał się jednocześnie ograniczyć zaklęcie w taki sposób, by nie przyczyniało się do rozprzestrzeniania i zmniejszania dziury, w której to znajdowała się Ślizgonka. Co jak co, ale nie zamierzał widzieć sytuacji, w której trzeba byłoby ratować dwie dziewczyny jednocześnie; takie zabezpieczenie powinno ominąć potencjalną możliwość ponownego utknięcia, kiedy to Jessica starała się uratować Reagan przy pomocy Mobilicorpus, wyprowadzając ją na powierzchnię. Samemu zastosował taką samą kombinację, nie chcąc zmagać się z potencjalnymi konsekwencjami własnej głupoty. Jeżeli natomiast Krukonce się nie udało wydobyć topielca z morsowania, Lowell postanowił użyć czaru na własną rękę, by tym samym spróbować swoich sił w tym zakresie. Jednocześnie trzymał się w odpowiedniej odległości. - Jessica, w porządku? - zapytał się, kiedy to obydwie już znajdowały się częściowo poza zagrożeniem, stawiając ostrożnie kroki w ich stronę. Reagan stała się rzeczywiście mrożonką, co nie było dla niej korzystne - raczej woleliby uniknąć potencjalnych konsekwencji wynikających z podjęcia się nurkowania w lodowatej wodzie. Nie bez powodu nie zadał w jej stronę pytania, które mogło zostać uznane za skrajnie głupie. Jednocześnie, jeżeli którakolwiek z nich wymagała pomocy, on był w stanie jej udzielić; trasę starał się wytypować poprzez rzucanie co jakiś czas na danym obszarze powtarzających się, prostych czarów. Byleby lód znowu nie pękł. -Calefieri. - użył tym samym, gdy przedostawali się w miarę bezpiecznie na drugą stronę jeziora, zaklęcia na obu dziewczynach; podejrzewał, iż te muszą być zmarznięte, w związku z czym nie zamierzał ich pozostawić na pastwę losu. Może powinien od początku postawić jedną kartę na taki sposób, aniżeli bawić się w hasającego radośnie wilka? Naprędce pomógł też w innych czynnościach, jeżeli te sobie tego zażyczyły - postawił niewielką barierę Aexteriorem, która izolowała Jessicę i Cali od podmuchów wiatru, jak również zapewniając parę zaklęć rozgrzewających i wysuszających, w połączeniu z zaklęciem niebieskich płomieni, które to umieścił na paru patyczkach. Ażeby ciepło z nich wydobywało się i tym samym ogrzewało obszar, na którym działało zaklęcie. Jednocześnie przekazał Ślizgonce własną fiolkę eliksiru pieprzowego - by ta mogła jakkolwiek się rozgrzać i uniknąć nieprzyjemnych skutków morsowania. Silverto chyba każdy potrafi użyć, a też, specjalnie narzucać się jakoś nie chciał. Nawet jeżeli troszczył się o innych, pewne granice znał - wiedział, iż takie zachowanie może wkurzać, dlatego stał gdzieś na uboczu, obserwując resztę uczestników rytuału. Być może to była ta zmiana w nim - chciał pomagać. Kiedyś przeszedłby obojętnie, a teraz... po prostu nie potrafił. Co niosło ze sobą zarówno ogromną moc, jak i niezwykłą słabość.
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 2 + 1 = 3
Profesor Huxley onieśmielał ją odkąd tylko pojawił się w Hogwarcie – zazdrościła mu tego, jak łatwo przychodziły mu kontakty z innymi ludźmi, skoro w takim tempie wkupił się w łaski uczniów. Ona zawsze w nieskończoność zastanawiała się co powiedzieć, rozważając w głowie różne opcje, a koniec końców i tak musiała palnąć coś głupiego, zająknąć się albo zacząć znajomość od jakiejś wpadki, jak w tamtym lesie. No i trzeba przyznać, że z tymi tatuażami wyglądał całkiem groźnie, nawet jeśli szybko przekonała się, że są to tylko pozory. Wyjrzała na niego zza kurtyny splątanych włosów i spod przekrzywionej czapki z umoczonym w śniegu pomponem. Zawahała się przez ułamek sekundy, a potem z ulgę chwyciła wyciągniętą ku niej pomocną dłoń. Byłaby idiotką, gdyby ją teraz odrzuciła. Uśmiechnęła się trochę bez przekonania, i z ulgą przyjęła koc, który niemal natychmiast zaczął produkować potrzebne jej ciepło. — Dz-dziękuję — wczepiła palce w brzeg materiału, otulając się nim mocno. Z początku zawstydzona spuściła wzrok, ale wzmianka o Gryffindorze znacznie poprawiła jej humor – miał przecież rację, należała do najlepszego domu i bez względu na to czy była dzielna, czy nie, powinna dać z siebie jak najwięcej, by dumnie go reprezentować. Nie zwykła dawać sobie zbyt wiele czasu na rozważania nad swoją przynależnością do Gryfonów, łatwiej było uznać, że tiara wiedziała co robi. — Nie powinnam była biec po lodzie — mruknęła tyleż do siebie, co do profesora i wzięła od niego dwa czekoladowe kociołki, które wydały jej się najbardziej rozgrzewającą opcją. Sięgnęła też po termos z herbatą, z którego napiła się łapczywie. Wszelkie smutki i zwątpienie zostały skutecznie rozgonione. — Profesor Avgust pewnie wybrał, hmm, dumniejszą drogę? — zagaiła, mimo wszystko nie pozwalając pozostawić się w tyle. W towarzystwie nauczyciela czuła się bezpieczniej, no i głupio było jej tak po prostu odejść, po tym jak bezinteresownie jej pomógł. Wcześniej widziała, że nauczyciele rozmawiali, więc założyła, że będą spacerować razem. Może wydawało jej się i tak naprawdę od początku zamierzali podzielić się na grupy, by lepiej przypilnować nierozsądnych uczniów? Idąc, wrzuciła termos do plecaka i zarzuciła go na plecy, nie porzucając jednak koca, który utrzymywał komfort cieplny i tym samym dodawał jej sił. Może również pod względem psychicznym? Oblizała usta z resztek czekolady. — Chyba trudno czerpać przyjemność z wyjazdu jak na każdym kroku są jacyś uczniowie...
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 4 + 1 = 5
Jak zawsze - nigdy nie mogło być nadzwyczaj spokojnie, dlatego, kiedy to zdołał pomóc dziewczynom w jakikolwiek sposób, znajdował się gdzieś na uboczu, nie utrzymując z nikim już żadnego, bliższego kontaktu. Potrzebował ponownie chwili odpoczynku - zaklęcie, które to rzucał, nie było zbyt ciężkie, w związku z czym nie czuł się aż nadzwyczaj zmęczony, ale nadal, nie było doskonale. Może był odporny na ból. Może potrafił wytrwać więcej niż inni, aczkolwiek jego problemem było właśnie to, iż nie mógł obojętnie rzucać zaklęć i za każdym razem, przynajmniej do momentu, dopóki nie zdoła w pełni odzyskać własnych sił, będzie musiał dokładnie analizować przepływ własnej magii. I jej nie nadwyrężać, kiedy to oparł się ponownie o drzewo, chwytając za wcześniej pozostawione rzeczy, jakoby chcąc tym samym prawidłowo przejąć kontrolę nad własnym ciałem. Wspomóc je; nie bez powodu plecami opierał się o grubą roślinę, która to ewidentnie dawała sobie rady z jego niewielkim ciężarem. Obserwował nadal, choć obecnie interesował się głównie samym sobą, nie chcąc przyprawić siebie o dodatkowy wysiłek. Ludzie mniej lub bardziej sobie z tym wszystkim radzili, w związku z czym nie musiał zbytnio się zamartwiać o następne chwile, pod względem odpoczynku, oczywiście. Mógł je poświęcić całkowicie sobie; postanowił rzucić Rennervate, by poprawić jasność umysłu, kiedy to jednak zmęczenie odzywało się w nim, wymagając odpowiedniej chwili wytchnienia. Ponownie rozwinął swój niewielki bufet, z którego to składała się bardzo niewielka ilość kakao, jakby przedstawiająca jego obecne możliwości. Nie dopił go jednak do końca - starał się zachować cząstkę chociażby możliwą do powiększenia, choć samemu niespecjalnie znał się na transmutacji. Głównie to dzięki poszerzonemu doświadczeniu z zaklęć był w stanie zastosować wcześniej odpowiednie zaklęcia, które to zezwoliły na stworzenie grubszej pokrywy lodowej. I tak oto maczał usta w kakao, korzystając z uroków własnych przedmiotów - może nie zostało tego zbyt wiele, ale koniec końców miło było poczuć, jak czekolada rozpływała się w jego ustach, pozostawiając przyjemny posmak. Podbita mlecznym napojem, rzeczywiście mogła przywrócić trochę energii, kiedy to usiadł na ziemi, nie okraszając własnych czterech liter warstwą białego puchu - przedłużony tył kurtki stał się tym samym strzałem w samą dziesiątkę. Szkoda tylko, że pozostał tylko i wyłącznie jeden pasek składający się z paru kostek czekolady, a kakao nie wystarczyłoby nawet dla jednej osoby. Felinus zastanawiał się nadal jednak nad tym, jak idzie uczestnikom rytuału przeprawa przez góry. Miał nadzieję, iż szlak będzie na tyle litościwy, iż nie przyczyni się do bezpośredniego wyłączenia paru osób z tej całej zabawy; choć samemu nie wiedział, czy uznać to za zabawę, skoro ludzie byli w stanie, gdyby nie odpowiednia pomoc, zginąć w lodowatej wodzie z powodu szoku termicznego.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Felinus nie wydawał się podeksscytowany wizją ścigania się do końca trasy, Gunnara zaś rozpierała niesamowita energia, mająca swój skutek w zdobytym wcześniej artefakcie, przez którego działanie duch wikinga dodawał mu wigoru. Było to widać nawet w momencie, w którym Gunnar w końcu postanowił wygrzebać się z zaspy. Podpierając się ręką za sobą, zamiast rozpruszyć tylko sypki śnieg z zaspy, rozłamał nawet jej lodową część, wydrążając w niej dziurę na pół metra, co utrudniło wstanie do pionu, ale nie całkiem je uniemożliwiło. — Kurwa mać — wyciągając całe przedramię z lodowego uwięzienia, pokruszył jeszcze więcej lodu, ale ostatecznie poprawił kurtkę na ramionach i mógł ruszyć przed siebie. Ta sama moc (wywołana aurą magicznego przedmiotu), tkwiła w jego nogach. Nic więc dziwnego, że postanowił ją wykorzystać (podświadomie), przodując przed swoimi towarzyszami na trasie.