Uczniowie zakwaterowani są w najlepszym przybytku – magicznych igloo, które są prawdziwą chlubą miasteczka. Pokoje są dwuosobowe i jedynie w łazience jest opcja weneckiego lustra. Całą resztę widać jest jak na dłoni, by zbyt duże łóżka i samotność nie zachęcały do harców. Oraz oczywiście kwestei bezpieczeństwa. Są wykonane ze specjalnego szkła – iglaa świecą w ciemności, dzięki czemu rozjaśniają ciemne noce, ale równocześnie będąc wewnątrz igla nie widać, by budynki obok się żarzyły, co nie przeszkadza w spaniu. Dzięki temu zabiegowi możemy oglądać zorzę polarną całą noc, bądź piękne gwiazdy na niebie.
Uwaga. Ciche demony w nocy krążą często nad kopułami i czasem ich wpływ mogą odczuwać osoby, przy których się pojawiają. Możesz przed każdym wątkiem rzucić kostką k100 jak spało Ci się tej nocy. Nie jest to jednak obowiązkowe
Spoiler:
0 - 20 - Całą noc nie męczyły waszego igloo kompletnie żadne demony. Żadnego nieprzyjemnego uczucia. Tylko ciepłe igloo, wy, zorza i gwiazdy nad waszymi głowami.
21-50 - Przez maksymalnie godzinę mogliście czuć wpływ demonów krążących nad kopułami przez co mogliście mieć problemy z zaśnięciem bądź obudziliście się odrobinę wcześniej niż zakładaliście, jednak nie mogło zepsuć to waszego snu jakoś szczególnie.
51 - 70 - Mogło być gorzej, jednak chociaż nie trwało to długo, aż dwa demony krążyły nad wami przez godzinę, przez co czuliście się podwójnie zdołowani. Na szczęście dość szybko zostały przegonione, ale jednak na jakiś czas czuliście to nieszczęście i smutek nad wami, ze wzmożoną siłą.
71 - 90 - Nie była to dobra noc. Zimno jakby przenikało przez zwykle ciepłe ściany igloo. Trudno było skupić się na spaniu, dopóki jakiś pracownik nie przyszedł w środku nocy, zauważając krążącego nad wami demona. Mimo to pozostaje jakiś strach przez kolejne uczucie, że demon może wrócić? Albo po prostu zasnęliście jak kłody kiedy tylko poczuliście się z powrotem bezpiecznie. Jednak pół nocy zmarnowane.
91 lub więcej - Chłód i niepokój odczuwaliście niemalże całą noc. Trudno było zasnąć i ruszyć się z miejsca. Jedynie kołdra wydawała się być bezpieczną przystanią, a osoba obok mogła być waszym jedynym wsparciem. Demony męczyły wasz sen nieprzyjemnymi koszmarami kiedy tylko na chwilę udało wam się zamknąć oczy na dłużej. Wasze najgorsze obawy i rozterki były jedyne o czym mogliście myśleć w nocy. Może jednak pójdziecie na dzienną drzemkę...
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Niewiele zrozumiała z jego kwiecistego monologu, wobec czego machnęła krótko dłonią. Równie dobrze mógłby ją teraz zwyzywać od najgorszych, dalej uśmiechałaby się w najlepsze, udając, że rozumie te płomienne przemowy. W efekcie, nie ogarnęła bardzo istotnego komplementu, komentując go jedynie uniesieniem brwi ku górze. Cokolwiek pierdolisz, i tak nic nie czaję. Zaraz potem brodzili wspólnie w lodowatym jeziorze, na maksa niezadowoleni z obecnego stanu rzeczy. Gdyby od początku wiedziała, że to takie nieprzyjemne uczucie, za chuja nie weszłaby do wody; zamiast tego, stała tuż obok przyjaciela i próbowała powstrzymać nieeleganckie szczękanie zębami. - No takiego dżentelmena to ze świecą szukać – westchnęła z szerokim uśmiechem, orientując się, że kurwa, w końcu mówi jak człowiek. – Serio?? Ty ich pozwiesz? Po raz pierwszy w życiu wypowiadałeś się elokwentnie i z klasą – tyrpnęła go delikatnie w ramię z wyrzutem – a ja, w przeciwieństwie do ciebie, pierdoliłam jakieś prostackie teksty, które ogólnie sprowadzają się do tego, że po prostu dobrze się z tobą bawię – podsumowała swoje bezpośrednie komentarze, mimo wszystko uśmiechając się szeroko i odgarniając mu zbłąkany lok z twarzy w czułym geście. Po chwili ocknęła się, taplając się w wodzie i zapamiętale całując Fillina, jak gdyby miało nie być jutra, z jego dłonią przytwierdzoną niemal na stale do jej dupy. W tamtej chwili niewiele ją obchodziło – i ta niezręczna sytuacja, i fakt, że ktokolwiek mógłby to obserwować. Po prostu zatracała się w śmiałych pocałunkach, rękoma błądząc po jego szczupłych plecach. Minęła dłuższa chwila, zanim zorientowała się, że chłopak coś do niej mówi, a mianowicie proponuje ulotnienie się z tej zacnej imprezy. – Mhm – odwzajemniła fillinowy pocałunek, mając rękę wplecioną w jego włosy, a jej palce troskliwie wodziły po kościstym karku przyjaciela. Miał rację. Powinni jak najszybciej stąd pójść, zważając na dość niekomfortową i niefortunną sytuację, dlatego z trudem odsunęła od niego twarz, wciąż z uśmiechem igrającym w kąciku warg. Rozejrzała się dookoła, a kiedy chłopak oznajmił, że droga jest wolna, całkiem zgrabnie podskoczyła, obejmując go nogami wokół talii. – Chyba? Nikomu nie ufam tak bardzo jak tobie, Fill – odparła zupełnie szczerze, doceniając jego zaangażowanie w ochronę jej godności i prywatności. Wtulając się mocno w chłopaka, dotarli ostatecznie do przymierzalni, gdzie wymieniając pocałunki, starali się jakoś doprowadzić do porządku i ubrać, co zdecydowanie nie było łatwe. Śmiejąc się cicho pod nosem, ostatecznie założyła na siebie sukienkę (wciąż z jego dłonią przy swoim tyłku), narzuciła na drobną sylwetkę kurtkę i kiedy oboje byli gotowi, złapała go za rękę i poprowadziła w stronę mieszkalnych domków. Weszła do swojego igloo, z ulgą zauważając, iż Sophie nie ma w środku. Tłumaczenie się przyjaciółce dlaczego Fillin ma przymarznięte palce do jej dupy to była ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę, a poza tym, wychodziło na to, iż mieli wolny teren do harcowania czy baraszkowania. – Czym chata bogata – zarzuciła radośnie, ignorując lekki bałagan panujący w środku. – Weź no, nie wiem, ogarnij te ściany, żeby Soph czasem znienacka nie wpierdoliła się między nas albo żeby czasem nasi sąsiedzi nie podglądali jak macasz mnie po tyłku – nie żeby połowa towarzystwa na morsotece tego nie widziała – no i jak już machasz różdżką to – podsunęła mu dwie broszury o lokalnych terenach – przemień to w szklanki, żebyśmy mogli się w końcu napić normalnego drinka – wciąż złączona z przyjacielem, machnęła różdżką w stronę kufra i wydobyła z niego sporych rozmiarów butelkę szkockiej whisky. – Nawet nie waż się ziapać, że nie jest irlandzka – zastrzegła od razu, machając mu palcem przed nosem, w który po paru sekundach cmoknęła go radośnie. – Zaproponowałabym ci, żebyś usiadł, ale no, cóż, może to być trochę niewygodne – wzruszyła lekko ramionami, spoglądając na jego buzię roześmiana. Zrzuciła z siebie kurtkę i pomagając mu wyswobodzić się z płaszcza, objęła go z czułością. Po chwili przypomniała sobie o nalanym alkoholu. - No to zdrówko, przyjacielu - sięgnęła po drineczka, akcentując swoje ostatnie słowo, wpatrując się w niego z figlarnymi iskrami.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Ja chciałem powiedzieć, że dobrze wyglądasz - mówię jeszcze, ignorując wcześniejsze pierdzielenie Cali co, że niby wcześniej nie byłem pierwszej klasy dżentelmenem. - Muszę ci przetłumaczyć, bo zakładam, że plebsowo mnie nie zrozumiałaś - dodaję jednak nie mogąc się powstrzymać od droczenia się, zanim nie przywala kolejna fala, dziewczyna nie łapie mnie za szyję, by już po chwili nie znaleźć się w całej serii pocałunków na morsotece. Dopóki ja sam nie przerywam tego jedynie z powodu zacnego towarzystwa dookoła, kiedy ja wolałbym być tylko z jedną osobą sam na sam na tej imprezie. Na słowa przyjaciółki uśmiecham się jeszcze szerzej, chociaż sam nie jestem pewny czy sobie ufam. Mam ochotę rzucić niefrasobliwym No, nie jedna dziewczyna to mówiła, ale mam wrażenie, że to nie pora na taki wysublimowany tekst i jedynie całuję ją prędko, miło połechtany komplementem. - To świetnie się składa, bo jestem jedynym na którym możesz polegać - oczywiście w tej chwili, ale nie dodaję tego, wyciągając ją z wody i już biegnąc do przebieralni; w której wśród śmiechów i pocałunków kiedy tylko ogarniamy swoje nieskoordynowane kończyny, już biegniemy do igloo Cali i Sophie. Na szczęście tej drugiej nie ma w środku i możemy rozgościć się po swojemu, co oznaczało wyciągnięcie różdżki (tej drewnianej), bym mógł zaklęciem wyczarować swoim zwyczajem szron na ścianach, nadal licząc na to, że reszta uzna to za niesamowity zabieg śniegu. - Tylko po tyłku? - zagaduję jeszcze rubasznie na słowa Cali, prędko jednak wracając do swoich igloowskich obowiązków. Kiedy rzucam zaklęcie ze skupieniem zauważam, że moje igloo, tuż obok jest również okupowane przez Boyda, który nie jest sam, na co podwyższam odrobinę zaklęcie, zakładając że on nie zna tak niesamowitego sposobu na zasłonięcie, a nie chcę tam zaglądać nawet z czystej ciekawości. Po chwili Cali przychodzi do mnie (nie to, że mogła się specjalnie oddalić) z jakimiś ulotkami, które każe mi przemienić w szklanki. - Czuję się wykorzystywany! - mówię, udając oburzenie, chociaż to ja trzymam rękę na tyłku dziewczyny. Szybko jednak tworzę dość ładne szkło, a w tym samym czasie California przyciąga do nas alkohol. Kiedy widzę co to już marszczę brwi i już otwieram usta, by coś powiedzieć, ale ta prędko ucisza mnie, jakby wiedząc o co chcę się przyczepić. Dlatego uśmiecham się jedynie radośnie unosząc jedną rękę w ramach poddania się. - Niewygodnie? Chyba tobie! - stwierdzam i zanim prezentuję jej jak powinniśmy usiąść, zrzucamy z siebie płaszcze ponownie w dość karykaturalny sposób. Niestety nie mogę odwzajemnić za bardzo objęcia, bo ja mam jedną rękę bardzo zajętą, a drugą właśnie sięgnąłem po drinka. W zamian pochylam się by lekko cmoknąć dziewczynę. - Zdrówko - mówię parskając śmiechem na jej podkreślenie ostatniego słowa, nie bardzo znajdując na to dobrą ripostę (o, chyba po raz pierwszy od dawna). Wypijam raźno drinka na raz, po czym biorę butelkę, podając ją Cali, bo ja nie mam rąk. - Chodź, pokażę ci jak musimy usiąść - mówię i ciągnę ją w kierunku łóżka, przy którym stawiam swoją szklankę oraz butelkę, którą miała teraz w rękach Ślizgonka. Przez chwilę zastanawiam się poważnie jak faktycznie się rozsiąść, aż w końcu decyduję się na opcję, w moich oczach, znacznie lepszą. Ponownie podnoszę Cali i rzucam ją na łóżko, a przez nasze połącznie, ja również na nie padam, znajdując się na dziewczynie ze śmiechem. Uważam jednak, by nie przygnieść jej brutalnie całym kościstym ciężarem. - Może być? Zgrabnie to załatwiłem? - pytam nadal się chichocząc i średnio przejmując się dalszymi konwenansami, teraz ja całuję ją namiętnie, jak ona wcześniej mnie w jeziorze. Muszę przyznać, okazuje się, że moja koszulka jest niesamowicie upierdliwa i irytująca, a z jedną ręką na tyłku dziewczyny. Jednak jestem zbyt przejęty smakowaniem ust Cali, by się tym bardziej przejąć. W tym też momencie czuję, że jeden z moich palców odrywa się od pośladka dziewczyny, na co aż przestaję ją całować. Z zaskoczeniem patrząc na nią. - Napijmy się jeszcze drinka - mówię pośpiesznie, zmieniając pozycję tak, by ona siedziała na mnie i mogła sięgnąć nam po szklaneczki obok łóżka.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
- O, no nic nowego, zawsze wyglądam wspaniale – oznajmiła z uśmiechem, mało skromnie wskazując na swoje kościste ciało; i choć z całego serca nienawidziła tych odstających kosteczek, tak w momencie, kiedy Fillin zarzucił przyjemnym komplementem, przestała się przejmować wyglądem. – Nie przyzwyczaiłeś mnie do kwiecistego języka, tak więc automatycznie w twoim towarzystwie przestawiam się na tryb plebsu – rozłożyła bezradnie ręce i chętnie droczyłaby się dalej, ale od razu zajęła się znacznie bardziej strategicznym miejscem całej morsoteki – jego ustami. I gdy tylko trafili do igloo, zaśmiała się cicho z tej wyśmienitej uwagi. – No jeśli chcesz mnie rozczarować to tak, tylko po tyłku – stwierdziła rezolutnie i pacnęła go lekko w ramię, zalotnie poruszając brwiami, kompletnie zapominając, że jeszcze kilka godzin temu zastanawiała się w jakiej roli idą razem na walentynkową dyskotekę i co z tego wyniknie. Spojrzała wymownie na jego dłoń, przyklejoną do jej pośladka. – Z pewnością jesteś teraz najbardziej wykorzystywanym frajerem w okolicy – zauważyła, kiwając teatralnie głową, a w czasie kiedy Ślizgon ze skupieniem transmutował ulotki w szklanki, rzuciła kilka niewerbalnych zaklęć zabezpieczających, żeby uniknąć sytuacji, w której Sophie beztrosko wbija do środka. Ani się obejrzała, a już piła toast, jakby miało nie być jutra, za to niewinne spotkanie, zaraz potem bez zbędnego pierdolenia pozwalając Fillinowi na ułożenie ich w wygodnej pozycji na łóżku. I kiedy opadli na wygodny materac, odrzuciła butelkę gdzieś obok, oddając już-nie-przyjacielskie pocałunki, w międzyczasie odpowiadając mu, że jak na niego, to rozegrał to całkiem elegancko. Z zaangażowaniem skupiła się na wargach Ślizgona, by po jakimś czasie zorientować się, iż dłoń przyjaciela w końcu oderwała się od jej pośladka. Zdziwiona odwzajemniła jego skonfundowane spojrzenie; parę sekund później zgrabnie sięgając po butelkę, już nieco mniej powabnie podsuwając mu ją pod brodę, przez przypadek lekko uderzając go w szczękę. – Ups, sorki – mruknęła, w ramach rekompensaty całując chłopaka w miejsce uderzenia. Prędko rozlała whisky do szklanek i uprzednio stukając się z nim szkłem, upiła zawartość, pod koniec krzywiąc się nieznacznie na smak alkoholu. I tak po dwóch srogich drineczkach (no bo po co się ograniczać do jednego), kontynuowała to, co zaczęli wcześniej. Po chwili chwyciła brzeg fillinowej koszulki i ciągnąc ją ku górze, stwierdziła z szerokim uśmiechem: – Chyba ci to niepotrzebne – i pozbawiła go zbędnej części garderoby. W krótkich przerwach między pocałunkami rozbierali się w popłochu, ostatecznie dopuszczając do momentu, w którym ich ciała nie oddzielała już żadna warstwa bawełny. Nawzajem muskali swoją bladą i kościstą skórę, skupiając się tylko na bliskości, momentami niezdarnej plątaninie kończyn i przyspieszonym oddechu. Z cichym westchnięciem odgarnęła mu z twarzy lok, kiedy potem leżeli złączeni, bliżej niż kiedykolwiek by się spodziewali. Z uśmiechem igrającym w kąciku ust, spojrzała na Fillina, delikatnie dłonią kreśląc jakieś szlaczki po jego ramieniu. – Zawsze myślałam, że morsowanie jest nudne i zjebane, a tu proszę, taka miła niespodzianka – zachichotała; chociaż od zanurzenia się w jeziorze do teraz minęło niewiele czasu, miała wrażenie, że od tamtej decyzji dzieliło ich z milion lat. – Ej w ogóle mówiłam ci, że po feriach zostanę nudną i smutną pindą z ministerstwa? Tak z dupy, całkiem spontanicznie, złożyłam papiery do biura bezpieczeństwa i mnie przyjęli – beztrosko wspomniała o najnowszej rewelacji, z dumą dzieląc się z chłopakiem swoim sukcesem, jednocześnie sięgając po omacku po szkocką, leżącą gdzieś za jego głową. Nie bawiąc się już w żadne drinki, upiła łyk prosto z butelki, podsuwając ją zaraz w kierunku przyjaciela, tym razem uważając, żeby nie wyjebać mu w zęby.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Śmieję się jeszcze na każde słowa Cali podczas całej operacji - przebieranie, zanim nie udamy się wesoło do igloo dziewczyny, gdzie w końcu wykonuję mnóstwo transmutacyjnych rzeczy, mających nam zapewnić chociaż minimalną prywatność w rozświetlonym igloo. Czarodzieje roku z nas, wspólnie robiąc wszystko co możemy by po pierwsze nikt się do nas nie dostał, po drugie żeby nikt nas nie widział. Warte są te wszystkie lata nauki, by tak świetnie zabezpieczyć się przed niechcianymi gośćmi. Nasze gadki, głupie teksty, bądź te bardziej kwieciste, sprawdzały się najwidoczniej do jednego. Nikt z nas nie miał ochoty na przyjacielskie walentynki. Wręcz przeciwnie, chcieliśmy jak najszybciej uświadomić siebie nawzajem, że dzisiaj planujemy złamać wszystkie dostępne reguły relacji koleżeńskich, by wyjść z tych ciasnych ram, w które sami siebie wrzuciliśmy. Dlatego nawet nie zaczynamy od dalszych rozmów, by skupić się na rzeczach dziś najważniejszych - naszych ustach. No i alkoholu, najwyraźniej, bo ten magicznie sprawił, że moja ręka przestała napastliwie dotykać pośladka Cali. Nie to, że bym sobie nie poradził, oczywiście, ale zdecydowanie łatwiej było operować w takich wypadkach z dwoma sprawnymi rękami. Czego najwyraźniej nie można powiedzieć o Californii, która uderza mnie butelką w szczękę, na co łapię się za nią wolną ręką automatycznie, z rozbawieniem patrząc na dziewczynę. - Nie musisz mnie próbować ogłuszyć, nie zamierzam ci nigdzie uciekać - mówię rozmasowując szczękę z lekkim uśmiechem, który się tylko pogłębia, gdy ta mnie całuje na zagojenie tej niebotycznej rany. Pijemy alkohol w pośpiechu, jakbyśmy czekali na coś z niecierpliwością (hm!) i kiedy tylko odstawiamy szklanki, jak najszybciej z powrotem wracamy na łóżko. Kręcę prędko głową na pytanie dziewczyny i już porzucam gdzieś swoją koszulkę, w ślad której idzie sukienka oraz z czasem cała reszta ubrań, radośnie porozrzucanych po całym pomieszczeniu. Wkrótce już liczą się tylko dłonie dziewczyny, jej zgrabne ciało, szeleszcząca między nami pościel. Odkrywamy się tak jak wcześniej się nie odważyliśmy; może to czas sprawił, że jesteśmy bardziej nachalni i pośpieszni, by jak najszybciej objąć się w sposób romantyczny i zbliżyć tak jak mogliśmy najbardziej w splątanym chaosie. W końcu z westchnieniem opadam obok dziewczyny, uspokajając oddech, z uczuciem błogiego zmęczenia. Przyciągam do siebie Cali, nawet nie myśląc o ucieczce z łóżka; również leniwie przeciągam palcami po bladej skórze ramienia dziewczyny, muskając wargami jej włosy. Parskam śmiechem na jej słowa, odwzajemniając spojrzenie. - No ja nigdy nie myślałem kompletnie nic o morsowaniu, ale jakbym myślał, na pewno nie spodziewałbym się, że jest tak niesamowite! - mówię wesoło i odwracam się z powrotem do Ślizgonki, widząc że chce coś jeszcze powiedzieć. Zakładam, że to będzie pytanie o relację, co teraz i inne tego typu rzeczy, ale ta zaskakuje mnie swoją wiadomością, na którą aż na chwilę zaprzestaję mizianie po ramieniu. - No co ty? Gratulacje! Jestem dumny wobec tego! Szczerze mówiąc, nigdy nie wiedziałem, że chcesz coś takiego robić... Zawsze do wszystkiego podchodzisz raczej... mało entuzjastycznie - mówię starając się ubrać w słowa to co chcę przekazać, równocześnie podciągając się na łokciu, by wypić łyk szkockiej, która została mi podana i skrzywić się na smak alkoholu bez popity.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
- Ok, to następnym razem nie będę cię nokautować – obiecała wesoło z uśmiechem, zaraz wracając do budowania z nim bliskości, może niekoniecznie pasującej do kanonu klasycznej przyjaźni. Ich ubrania beztrosko latały dookoła; skupiała się na momencie zażyłości większej i zdecydowanie innej niż reprezentowali na co dzień. Z zaangażowaniem oddawała fillinowe pocałunki, gorliwie odbijając ślad swych ust na jego skórze, wodząc dłońmi po chudej, acz wysportowanej sylwetce, pospiesznie badając każdą jej krzywiznę. Nie zastanawiała się gdzie ich to ostatecznie doprowadzi, jakie będą konsekwencje tej chaotycznej intymności – w końcu były walentynki, dzień ten rządził się swoimi prawami, a przecież i tak nieszczególnie przejmowali się jakimikolwiek konwenansami, zazwyczaj po prostu podejmując lekkomyślne (tej dzisiejszej za takową nie uważała) i często nieprzemyślane decyzje. Poznawali się więc od totalnie innej strony, pozbawionej tych niepotrzebnych przyjacielskich zasad, niewinnego flirtu czy rubasznych żartów. Po pospiesznym i zachłannym zbliżeniu, swobodnie wyprostowała nogę, szurając nią po pościeli i ze skuloną głową, posłusznie wtuliła się w Fillina, gdy ten przyciągnął ją bliżej. Nos miała wetknięty w okolice jego mostka, otulając go ciepłym, przyspieszonym oddechem. - Po słowie „myślałem” powinieneś postawić kropkę – zauważyła bystro, parskając śmiechem na swoją błyskotliwą i wysublimowaną uwagę, a kiedy chłopak zwrócił twarz w jej stronę, zanim zdradziła mu rewelację o pracy w ministerstwie, szybko złączyła ich usta w krótkim pocałunku, żeby uniemożliwić mu powiedzenie jakiejś riposty. - No ileż można ogarniać różdżki klientów – westchnęła, udając, że nie zauważa dwuznaczności tego stwierdzenia. Z uśmiechem obróciła się w jego stronę, podkulając nogi tak, że stykali się kolanami i kontynuowała rysowanie bohomazów szczupłym palcem, tym razem na jego obojczyku. – To była chwilowa praca, żeby utrzymać mieszkanie, ale doszłam do wniosku, że lepiej mi będzie w miejscu, w którym nie wiem, osiągnę coś więcej – wzruszyła ramionami, nie do końca wiedząc jak opisać wszystko to, co myślała o tej zmianie. Lubiła być na uboczu, nie angażować się w nic większego, ale znacznie łatwiej znosiła świadomość, że teraz ma szansę, iż ktokolwiek zwróci uwagę na umiejętności, które z takim zaangażowaniem szlifowała. – Ty za to, skoro w końcu znalazłeś znicza między moimi nogami – zaśmiała się, luzacko nawiązując do wpisu obserwatora sprzed kilku miesięcy, który szkalował ich dobrą i nieskazitelną (aż do dziś) relację – rozkurwisz wszystkich na boisku – dodała bez cienia złośliwości, gładząc jego kość policzkową – szczerze wierząc, iż faktycznie, na najbliższych meczach pokaże frajerom i niedowiarkom jak bardzo co do niego się mylili. – Wiesz, nie bez powodu zachowałam ten odpopisany plakat! – tyrpnęła go radośnie w ramię, z czułością wpatrując się w tęczówki Ślizgona, chcąc mu niewerbalnie przekazać hej, ogarniasz właśnie swoją super śliczną przyjaciółkę, czym w takim razie jest dla ciebie głupi znicz.