Ciepły kominek z wielką kanapą naprzeciwko, gdzie można usiąść i ogrzać się spokojnie w towarzystwie znajomych. Jest tu również kilka stolików, gdzie można się rozsiąść, porozmawiać i pograć w różne magiczne gry, bo tych jest cała półka w tym pokoju. Jest to więc idealne miejsce na czilowanie wraz ze znajomymi. Uwaga! W tym miejscu możecie grać w garkulki oraz durnia. Napisz na początku swojego posta #norweskiegargulki, by wyrazić chęć grania bądź #norweskidureń. Będzie wtedy rozpoczęta przez MG rozgrywka. Bądź sami możecie znaleźć sobie partnerów do gry.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Całkiem podoba mi się to całe miejsce w którym jesteśmy. Motyw z igloo jest całkiem przyjemny, cała miejscowość wydaje z siebie (podejrzane) aczkolwiek dziwnie kojące dźwięki. A kiedy w końcu nadejdzie dzień, a nie wieczna noc, wszystko będzie jeszcze fajniej wyglądało! Tylko gdyby nie było tak cholernie zimno... No nic nie można mieć wszystkiego. Ostatnimi czasy ja i Boyd przesiadywaliśmy w igloo grając w karty i pijąc grzańca. Miło było widzieć, że mój przyjaciel z powrotem ze mną żartuje i pasjonuje się drobiazgami takimi jak wygrana w grze, ciężko było to z niego wyciągnąć ostatnimi czasy. Dlatego chcąc podtrzymać dobrą pasję, postanawiam przyjść z jakąś kolejną grą, póki nie nadejdą walentynki, czy coś innego zdołuje go z powrotem. Wchodząc do Wspólnego Domku, gdzie ponoć mogłem takie znaleźć, rzucam swój płaszcz na wieszak i podchodzę do szafki z gierkami i z westchnieniem rozglądam się co takiego mógłbym stąd ukraść. Biorę do ręki wszystko po kolei i odstawiam z powrotem na miejsce. Podwijam rękawy czarnego swetra, z lekkim zniecierpliwieniem, nie wiedząc na co mam ochotę, albo na co Boyd będzie miał. Wtedy widzę przechodzącą obok Robin Doppler, z którą niedawno hasałem wesoło na tańcach, tuż przed feriami. No wesoło jak wesoło, trochę się na nas poirytowało kilka osób nie wiem dlaczego. - Hej, musisz zamknąć oczy i wybrać mi co mam wziąć do igloo. Dla dwóch poważnych studentów z grzańcem, by mogli się zabawić jak przystało na ich wiek - zagaduję żartobliwie pukając ją po ramieniu, gdy przechodziła obok i wskazuję dziewczynie na chorą ilość gier, które mogę stąd ukraść. Zafrapowany kładę rękę na głowię, by poprawić czarne loki, które na pewno i tak były w świetnym stanie.
Cechy do losówki: żartobliwy, marudny, przekomarzający się, udający pewność siebie, łatwo zmienia zdanie.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Dobra, nie ma co ukrywać, że było inaczej, ale przez ostatnie kilka dni, jedyne o czym marzyła to towarzystwo innych ludzi. Nawet nie potrafiła wyjaśnić, skąd się to w niej brało, ale tak już po prostu było. Świadomie unikała miejsc, gdzie może spotkać bliższych znajomych, szlajając się bez większego celu po okolicy. Tłumaczyła sobie, że po prostu lubi zwiedzać okolicę i sprawia jej to przyjemność. Ale przecież wiedziała, że to chodził o coś kompletnie innego. Nie potrafiła tego w żaden racjonalny sposób wyjaśnić. Ostatnie dni były dla niej naprawdę ciężkie. Wiedziała, co było tego powodem, ale dalej uparcie to ignorowała. Dlatego zazwyczaj, kiedy już znalazł się ktoś na tyle odważny, aby się do niej odezwać, to dostawał w odpowiedzi nieprzyjemne burczenie pod nosem, bądź bardzo wymuszony uśmiech. Była bardziej, niż przekonana, że nie inaczej będzie tym razem. Wracała właśnie do igloo po długim szwendaniu się po okolicy. Pomimo tego, że panowała noc polarna i cały czas było ciemno, wiedziała, że ponadto były też godziny wieczorne. Miała nadzieję, że choćby z tego względu we wspólnym domku nie zastanie nikogo. Człapała więc przez kolejne śnieżne zaspy, by w końcu wejść do pomieszczenia. Od razu odwiesiła swoją kurtkę, bo temperatura tutaj była znacznie wyższa niż ta, która towarzyszyła jej zaledwie kilka minut temu. Zmarszczyła brwi w wyrazie konsternacji, kiedy zobaczyła jak nad jej głową pojawił się jakiś paskudny, dziwny kwiat. Próbowała go odgonić, ale za cholerę nie chciał odlecieć. Dlatego tylko wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie przekonana, że za chwilę zniknie. I faktycznie, kiedy usłyszała głos Fillina, odwróciła się w jego stronę przywdziewając uśmiech na twarz, choć nawet nie miała ochoty go pokazywać. Kwiatek wybuchnął, obsypując ją swoimi płatkami i cholera wie, czym jeszcze. Zaczęła kaszleć, bo jakiś kurz dostał się do jej płuc. Kiedy ponownie otworzyła oczy i spojrzała na Fillina… Nie mogła się powstrzymać. Po prostu musiała zasmakować jego ust. Dlatego od razu przysunęła się do niego nieprzyzwoicie. Chwyciła w dłoń jego twarz, by drugą rękę zarzucić na jego kark i po prostu zaczęła składać na jego wargach bardzo namiętne pocałunku. Jednocześnie próbowała przylgnąć całym swoim ciałem do jego własnego. Nie miała pojęcia, skąd ta nagła potrzeba bliskości, ale po prostu nie mogła odmówić sobie całowania jego ust. Jęk wyrwał się z pomiędzy jej warg, którego kompletnie nie kontrolowała! W ogóle się nie kontrolowała! Na Merlina, nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć…
Cechy do losówki: pewna siebie, bardzo ambitna, niepoprawna optymistka, szczęściara
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Przez nocną polarną musiałem nieustannie pamiętać o zegarku. Tak naprawdę dopiero tutaj doceniłem jak bardzo różni się życie z normalnym słońcem... i tak tam. Chociaż nie przeszkadzała mi ta cała ciemność tak bardzo jak mogła! To w zasadzie było całkiem interesujące! Na pewno znacznie bardziej niż moje karkołomne próby wyboru odpowiedniej gierki na którą i ja i mój współlokator będziemy mieli ochotę... Tak naprawdę czyste zniechęcenie skłania mnie do zaczepienia Robin. Dziś nawet nie próbowałem ją oczarować, albo zaznaczyć swoją obecność. Po mojej krótkiej prośbie patrzę na dziewczynę i ze zdziwieniem odganiam pył, który nagle ją otacza. - Co to do cholery jest? - pytam zaintrygowany, kierując wzrok na dziewczynę. Jednak ta zamian udzielić mi jakiejkolwiek konstruktywnej wypowiedzi, podchodzi do mnie z dziwnym spojrzeniem. Zanim zdążę zadać jakiś kolejny zabawny żart, ta zarzuca mi ręce na szyję i... całuje. Może to niepoprawne, ale nie jestem rodzajem chłopca, który bez wcześniejszych długich zalotów odrzuca pocałunki. Dlatego, chociaż bardzo zdziwiony oczywiście, dość automatycznie kładę dłonie na biodrach dziewczyny, uprzejmie oddając się w ręce dziewczyny, niech robi co chce. Jednak zdecydowanie nie doceniłem siły namiętności jaką Robin nagle poczuła z nieokreślonego powodu. Ledwo nadążam z tempem pocałunków, a do tego wszystkiego Ślizgonka ewidentnie napiera na mnie, a ja cofam się o kilka kroków, uderzając lekko o półkę z grami. I naprawdę, naprawdę nie chce być kimś kto przerywa taką chwilę, ale kiedy dziewczyna wydaje z siebie lekki jęk, stwierdzam, że jeśli teraz tego nie przerwę, równie dobrze mógłbym już teraz nas rozbierać w miejscu publicznym. I jednym minusem (oprócz robienia tego przy wszystkich) był fakt, że mam wrażenie że nie jest to jednak powiew prawdziwej miłości. A nawet prawdziwej chęci. - Robin, powinnaś mnie wziąć najpierw na randkę, albo chuj z randką, chociaż zaprosić do swojego igloo - mówię siłą odklejając się od niej i odrobinę odsuwają ją na bezpieczniejszą odległość. Z jednej strony powiedziałbym, że jestem tym zdziwiony, ale teraz... czuję że to wcale nie dziwne, że tak działam na kobiety. W końcu jestem sportowcem, znanym szukającym, najstarszy w roczniku i na dodatek przyjemny dla oka! Nie wiem czemu nie wierzę w to wystarczająco często, teraz wydaje mi się to wręcz oczywiste.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Owszem, życie w ciągłej ciemności było bardzo interesującym doświadczeniem, jednak w odczuciu Robin, nie zamierzała przystosowywać się do niego na stałe. Uwielbiała słońce i przez te kilka dni zdążyła za nim naprawdę mocno zatęsknić. Jednak z drugiej strony, miało to też swoje plusy. Takie jak na przykład to, że ciężej było cokolwiek dostrzec w tych igloo, kiedy były pogaszone światła. Wszechobecna ciemność skutecznie powstrzymywała potencjalnych podglądaczy, bo przecież co można zobaczyć, skoro nic nie było widać? Nawet w takim miejscu, jak ten wspólny domek, gdyby zgasić światła, to nikt by nie wiedział, co się dzieje w środku. Dziwne, ale właśnie takie rozmyślania pojawiały się w głowie Robin, kiedy teraz tak zawzięcie całowała Fillina. Nie potrafiła swojego zachowania wyjaśnić w żaden logiczny sposób. Po prostu musiała to zrobić i już. Nie łączyła tego kompletnie z tym paskudnym kwiatkiem co to wybuchnął nad jej głową, bo jakoś tak no... Zamiast tego skupiała się na tym, aby dalej całować chłopaka. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że popchnęła go swoim ciałem w stronę regału. Chciała poczuć jego język w zetknięciu ze swoim własnym, więc do tego właśnie uparcie zmierzała. Kompletnie nie zwróciła uwagi na to, że po zderzeniu jego pośladków z regałem jakieś kompletnie randomowe planszówki spadły na ziemię, głośno przerywając jedyny dźwięk jaki zapanował w tym pomieszczeniu, czyli odgłos wymienianych pospiesznie ze Ślizgonem pocałunków. W nosie miała, że ktoś mógł właśnie wejść do środka i... no nie oszukujmy się, nie byłoby to dla nikogo przyjemnym. Jedną ręką bezczelnie zjechała w stronę jego pośladków i jęknęła z rozdrażnieniem, kiedy się od niej odsunął. To wszystko było takie dziwne, ale kiedy otworzyła oczy, nie bardzo rozumiała, co właśnie się wydarzyło. Słysząc jego słowa zmarszczyła delikatnie brwi, ale wciąż nie zabierała dłoni z jego pośladka. - Daj spokój, zrobimy ładny spektakl, lepszej partii ode mnie nie znajdziesz, a przynajmniej niektórzy będą mogli zobaczyć świetnych ludzi w akcji! - wyszczerzyła się w jego stronę od ucha do ucha, sama zaskoczona tym, jakie słowa wydostały się właśnie z jej ust. Merlinie drogi... jakby tego było mało, jeszcze zacisnęła w końcu swoją dłoń na jego pośladku, kompletnie nie rozumiejąc dlaczego tak się zachowuje... Jak to przerwać?!
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Ja osobiście nie miałem żadnych myśli podczas tego doświadczenia. Raczej skupiałem się na tym co się dzieje i mój umysł prawdopodobnie przypominał tylko wielką pustkę, w której liczyły się tylko usta Robin. Jednak nie trwało to aż tak długo, bo mimo wszystko to nie ja dostałem po głowie magicznym kwiatem, który sprawia że jedyne na co mam ochotę to zgaszenie światło w całej Norwegii i zaciągnięcie drugiej osoby w najciemniejszy kąt. Szczególnie, że właśnie w miejscu publicznym obijaliśmy się o półki z grami. Jednak to nachalność Robin w tym wszystkim sprawiła, że mimo wszystko postanowiłem przerwać jakże romantyczną akcję. Mam wrażenie, że to wszystko nie jest do końca... cóż normalne, jakkolwiek nie marzyłoby mi się, żeby kobiety znienacka wyskakiwały na mnie by mnie całować. Chociaż pewnie tak będzie kiedy zostanę już najlepszym szukającym całej Irlandii; co było rolą do której w tej chwili byłem przekonany, że aspiruję. Po cóż innego bym tak naznaczał swoją karierę? Nie tylko w tym stuleciu najlepszy. O mnie będą krążyć legendy. I z pewnością nie dlatego, że chociaż świetnie łapię znicza zazwyczaj, na meczach ślizgonów, nigdy. Wydaje mi się, że gdybym teraz wszedł na boisko, złapałbym i trzy znicze na raz. Wracając do sytuacji i mojej przyszłej kariery, w aktach niezbyt dobrze wyglądałoby przyłapanie na igraszkach w Norwegii. A jeśli Robin nie cofnie się kilka kroków, kto wie co teraz pojawi się w mojej - a trochę teraz nie mojej głowie. - O przepraszam, to ty nie znajdziesz lepszej partii niż ja, nie winię cię za zachowanie, naprawdę. Mogłaś jednak znaleźć bardziej ustronne miejsce na tą napaść, tylko to mówię... Chociaż na pewno nikt teraz nie wejdzie, jeśli będziemy mieć szczęście - stwierdzam w tej chwili czując nadal, że to mi sprzyja i nic złego się nie zdarzy. Poza tym, nawet gdyby tu weszła... moja przyjaciółka, na pewno wszystko by się ułożyło. A przynajmniej nadal mam takie wrażenie. Dlatego nie odrzucam jeszcze kompletnie zalotów Robin, wiedząc, że cokolwiek nie postanowimy, na pewno jakoś wyjdę z tego cało. Cudowne uczucie.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Gdyby tylko jej umysł był w stanie pracować w logiczny sposób to zapewne zwróciłaby uwagę na to, że coś tu jest nie tak. Nie rzucała się na przypadkowe osoby, aby je zawzięcie całować. Ba! Była cholernie oszczędna w tego typu gesty względem kogokolwiek, a jakby nie patrzeć przecież między nią a Fillinem nie występowała żadna zarzyłość. Ot znali się i kumplowali i raczej tyle. Powinna zwrócić uwagę na ten fakt i pewnie dzięki temu mogłaby zrozumieć, że coś jest na rzeczy. Problem polegał na tym że uparcie odrzucała od swojego mózgu normalne dla niego myśli i zachowanie. Kiedy go całowała to tylko to się liczyło i nic więcej. Każda inna myśl była uparcie oddalana, a te które zdołały się przebić przez nagłą falę pożądania kompletnie nie należały do niej. Czuła się niemalże tak jakby jej mózg ktoś wywrócił na lewą stronę i wrzucił z powrotem do głowy. Miała ochotę na to narzekać, bo przecież takich rzeczy się nie robi i w ogóle były kompletnie dziwne, a poza tym nie znała źródła całego tego zamieszania. Tym bardziej była zdziwiona kiedy chłopak się odsunął od niej. Patrzcie państwo, logicznie myślący się znalazł. - Miałam wysłać sowę z zawiadomieniem, że chce to zrobić? - uniosła jedna brew do góry, uśmiechając się przy tym ironicznie. Wskazała palcem na drzwi które były gdzieś tam daleko, za jej plecami - Bo wiesz, jak chcesz, to mogę iść poszukać jakiejś i wysłać list z odpowiednią petycją i zapowiedzią tego, co planuję.- stwierdziła jeszcze dosyć luźnym tonem. Tak, żarty się jej dzisiaj wyjątkowo mocno trzymały. Nie wiedziała czemu, ale czuła, że nawet Patola mogłaby dzisiaj rozbawić. Kompletnie nie potrafiła tego wyjaśnić. Dalej uśmiechała się w jego stronę, choć czuła że jej pewność siebie topniała z każdą kolejną minuta. Coraz bardziej wątpiła w swoje zachowanie i to, co zrobiła, ale przecież nie mogła teraz się poddać i pokazać, że może to był jednak głupi pomysł. A może mogła… cholera wie.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Ja zaś radośnie zakładam, że to po prostu charakterystyczny dla mnie łut szczęścia, że oto pojawiam się w momencie kiedy Robin nie ma ochoty na nic innego, tylko na ogarnianie się z kimkolwiek kto będzie pod ręką. No chyba, że już od dawna czuła do mnie mięte tylko nic nie mówiła. W końcu zgodziła się na tańce, czasem razem gadaliśmy i wpadaliśmy na siebie na lekcjach... Kto wie może przez ten cały czas miała jakiś doskonały plan poderwania mnie. Doskonały, bo czekanie na mnie w pustym Wspólnym Domku było jeszcze lepsze niż igloo. Tutaj przynajmniej nie prześwitują ściany. Oczywiście mimo swojego obecnie dość specyficznego stanu myślenia, w którym mam wrażenie, że jestem znacznie lepszy niż zazwyczaj, wciąż pamiętam dziwne kwiaty i pyły nad głowami, które pewnie mieszały nam w życiu. - Okej, wobec tego zróbmy to - mówię tonem zuchwałym jak ja nigdy, i wyciągam, różdżkę, by jednym sprawnym zaklęciem zamknąć za nami drzwi. Patrzę w jedną i drugą stronę czy niewiele będzie widać przez okna, ale równie dobrze możemy schować się za półkami z gier kiedy ktoś wejdzie. - W końcu co złego może się stać - mówię optymistycznie i pochylam się ponownie ku Robin, by musnąć wargami usta Robin. - Skoro jesteś taka pewna, że to dobry pomysł - dodaję z uniesionymi brwiami robiąc nawet krok do dziewczyny. A jak ktoś wejdzie? Może seks nagranie na wizzbooku będzie po prostu kolejną fajną rzeczą dla sławy, kiedy już będę kimś znanym. Trzeba w końcu patrzeć na dobre aspekty, a tylko mi mogło przydarzyć się coś tak szczęśliwego!
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
To dziwne, ale im dłużej przebywała w jego towarzystwie, tym bardziej czuła, jak atakujące jej mózg myśli, nie należą do niej. Czuła, że jej pewność siebie znacząco spadła, miała ochotę narzekać na wiele przeróżnych aspektów swojego życia, na które nigdy by nie narzekała. Wciąż nie połączyła tego jeszcze z tym paskudnym kwiatem, co to wybuchnął nad jej głową. Nie, nie czuła mięty do Fillina. Nie obracali się zazwyczaj w tym samym towarzystwie, więc znała go z widzenia i ze wspólnych tańców na lekcji. Gdyby ktokolwiek jej wcześniej powiedział, że zacznie się tak namiętnie na niego rzucać, to prawdopodobnie tego kogoś zabiła by śmiechem. Przecież nie zachowywała się w ten sposób! Początkowe odrzucenie ze strony chłopaka przypomniało jej nieco własne-nie-własne doświadczenia. Gotowa była w tamtym momencie się poddać, byle tylko nie pokazać, że się tym przejęła, zachować pozorną pewność siebie. Uniosła brew, kiedy jednak chłopak podjął jakąś bardzo trudną decyzję? Obróciła się, aby zobaczyć, że drzwi za ich plecami faktycznie zostały zamknięte, a charakterystyczny szczęk zamka obwieścił, że raczej nikt nie mógł tutaj wejść. Zawahała się tylko na moment, by potem pomyśleć, że chyba każdy w jej położeniu skorzystałby z podobnej oferty. – A gdzie się podziało „zaproś mnie na randkę Robin”? – zapytała jeszcze, zanim delikatnie musnął jej wargi swoimi własnymi. Uśmiechnęła się w jego stronę szeroko. Gdzieś tam, baaaardzo daleko pojawiła się myśl, że to nie jest właściwe zachowanie. Szybko ją jednak zdusiła, kiedy chłopak ponownie się przysunął do niej. Ponownie go pocałowała, kompletnie nie przejmując się konsekwencjami. Przecież była pewną siebie istotą, która nie mogła odmówić sobie w takim momencie, prawda? Zarzuciła mu rękę na szyję, przyciągając go jeszcze bliżej. Drugą ulokował gdzieś na jego plecach, bezczelnie wdzierając się palcami pod fakturę jego koszulki. Skoro szaleć, to szaleć, prawda?
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Zaś w mojej głowie wszystko malowało się w przyjemniejszych kolorach niż zwykle. Muszę przyznać, że była to miła odmiana, ale o ile nagły wybuch uczuć mogłem połączyć z kwiatem, to założyłem dość optymistycznie, że może to po prostu moje szczęście; które przecież zazwyczaj nigdy mi nie towarzyszy, ale dziś wyjątkowo czuję, że coś jest na rzeczy w tym dobrym dla mnie dniu. Bo niby dlaczego nie miałbym mieć dziś farta i po prostu, najzwyczajniej mieć chwilę na którą przecież poniekąd zasłużyłem? Czemu wcześniej nie zdarzało mi się orientować jakim jestem szczęściarzem - nie mam pojęcia; po prostu tego dnia jest coś na rzeczy. Może ten kwiat wybudzał w nas coś co od dawna chcieliśmy zrobić? Zbliża do siebie pokrewne dusze? Zakładam, że tak właśnie jest. Mam wrażenie, że zasiało się we mnie jakiejś ziarno nieznanej mi wcześniej lekkiej irracjonalności pod względem tego jaki jestem. Mój obraz jest mocno wyidealizowany w moich własnych oczach. Cóż to się dzieje. Może jakoś rozwiązałbym to wszystko w głowie, gdyby nie fakt, że to co pozostało we mnie z Fillina to zdecydowanie fakt, że nie odrzuciłbym takiej oferty, która sama zapukała tak atrakcyjnie do moich drzwi. Inaczej, odrzuciłbym gdybym zorientował o co w tym wszystkim chodzi. I to i tak jest wielkim może z mojej strony. - Mogę uznać, że to jest moja randka! - stwierdzam wesoło kiedy poczynam odważne kroki, by poddać się całkowicie magii, która właśnie nas obejmowała i dusiła; zmieniając nasze charaktery, ale równocześnie sprawiając, że po ich zmieszaniu byliśmy poniekąd bardziej podobni do siebie. Dlatego też oddaję pocałunek z zapałem i czując dłonie pod koszulką nie pozostaję dłużny. A nawet lekko kieruję nas w stronę jakiejś większej, pomarańczowej kanapy, by usiąść na niej, przyciągając Robin do siebie. Moje długie palce już wędruję równie bezczelnie pod bluzkę dziewczyny, nie przejmując się w w tej chwili kompletnie niczym.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Ta dziwna odmienność od tego, co reprezentowała sobą na co dzień Robin, była w jakiś sposób interesująca. Czuła się nieco tak, jakby znalazła się w kompletnie innej głowy, gdzie zwyczajowe problemy Dopplerówny odeszły w niepamięć. Pomimo faktu, że odczuwała nieznaną dla niej dozę niepewności względem tego, jak chłopak zareaguje na to wszystko, co robiła, nie zamierzała się poddawać. Zaśmiała się głośno, słysząc kolejne jego słowa, czując że zapadła jakaś dziwna decyzja. Ale nie rozmyślała nad tym, jakie to miało znaczenie? – Świetnie, ominie mnie etap kupowania i wręczania ci czekoladek i kwiatków! – wyszczerzyła do niego zęby, by po chwili ponownie go całować. Wszystko to było naprawdę niezwykłym doznaniem, ale gdzieś tam bardzo daleko pojawiała się myśl, że mimo wszystko, nie do końca prawidłowym biegiem zdarzeń. Zupełnie nie myślała o tym, że to przez ten dziwny kwiat chciała właśnie zedrzeć z niego wszystkie ciuchy, bo przecież nie zamierzała zrezygnować z okazji, która został jej dostarczona pod sam nos! Poza tym, przecież Fillin naprawdę był przystojnym chłopakiem! Ta jego ciemna czupryna aż prosiła się o to, aby przeczesać ją palcami, co też właśnie Robin zrobiła, dalej nie odrywając swoich warg od jego własnych. Widać trzymanie rąk na jego gładkiej skórze pleców nieco się jej w tamtym momencie znudziło. Otworzyła oczy, aby zobaczyć jak chłopak siada na kanapie. Bez skrępowania wygodnie usadowiła się okrakiem na jego kolanach z uśmiechem na ustach. Przerzuciła wszystkie swoje długie włosy przez jeden bark i ponownie pochyliła się w stronę jego ust. Zachłannie wpiła się w nie własnymi wargami, od razu pogłębiając pocałunek. Domagała się jego języka i zaangażowania. Mruknęła z zadowoleniem prosto w jego usta czując, jak jego dłonie odnajdują drogę do jej skóry pleców. Od razu zachęcał ją jeszcze bardziej do działania! Nieświadomie przygryzła jego dolną wargę, coraz bardziej nakręcając się na chłopaka. Ponownie zagłębiła się dłońmi pod jego koszulkę, chcąc poczuć pod palcami fakturę jego skóry na klatce piersiowej. Podobnież był sportowcem, więc była ciekawa, czy będzie w stanie wyczuć jakieś mięśnie i musiała to sprawdzić teraz dokładnie w tym momencie.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Gdybym mógł wyjść z siebie i zobaczyć co tu się wyprawia, byłoby mi pewnie aż wstyd za siebie. Już pomijając fakt, że kompletnie straciliśmy głowy, wymieniając je na swoje. Nie mogliśmy połapać się w swoich emocjach i nie rozumieliśmy dlaczego czujemy się tak, a nie inaczej. Ale sam fakt, że to Robin mówi o dawaniu mi czekoladek i zapraszaniu na randki, kiedy ja tu zgrywam prawie niedostępnego... i sam fakt, że uważam się za kogoś kto w zasadzie powinien dostawać takie rzeczy, bo przecież na nie zasługuję. Pomijając oczywiście już w ogóle standardy społeczne, w których to dziewczyna zazwyczaj dostawała prezenty, ale chłopak musiał się starać wejść na wyżyny kreatywności. W tym wypadku wyglądało na to, że to Doppler próbuje mnie zdobyć. I osiąga przy tym całkiem spory sukces. Szczerze mówiąc, ja na pewno pomyślałbym bardziej o tym kwiatku fruwającym nad głowami uczniów, by nagle rozbudzić w nich dzikie pożądanie dokładniej i może nawet wyruszyłbym na poszukiwanie tego fenomenu, gdyby nie fakt, że byłem tak cholernie rozproszony i skupiony na pozytywach, które mi się dziś przydarzają. Plus skoro już coś zostało postanowione (czy kompletnie i czy słusznie, czas miał pokazać) należało znaleźć lepsze miejsce niż półka, z której spadają na nas książki. Dlatego wynajduję dla nas kanapę, a Robin zgodnie z instrukcjami, które byłyby w poradniku osób ogarniających się i zmieniających pozycję ze stojącej na siedzącej, już ląduje na moich kolanach w odpowiedni sposób. Powracamy zachłannie do swoich ust, a Robin nie wyglądała na dziewczynę, która jest powściągliwa, a przynamniej z pewnością nie zachowywała się tak w tej chwili. Wręcz przeciwnie, musiałem dotrzymać jej kroku równie dużym zaangażowaniem, wprawiając w ruch język; automatycznie coraz śmielej wodząc po ciele dziewczyny swoimi rękami. Kiedy ta przygryza moją wargę przyciągam ją jeszcze bliżej, delikatnie wzdychając prosto w jej usta. Oczywiście, że miałem mięśnie, może nie były spektakularne jak u niektórych z mojej drużyny, ale zarysowywały się zgrabnie na mojej chudej sylwetce, a pod wpływem dłoni Ślizgonki, napinały się lekko. W odpowiedzi na ten dotyk schodzę pocałunkami niżej do szyi dziewczyny i równocześnie ponownie zmieniam odrobinę pozycję (nawet teraz rządzę się, uważając, że wiem co dla nas najlepsze) i z wargami muskającymi szyję dziewczyny kładę Robin na kanapę, by teraz być nad nią. Już wracam do jej ust. Już jedną ręką trzymam się kanapy, druga wędruje już po brzuchu dziewczyny, by wylądować na jej biuście. Szczerze mówiąc posuwamy się już bardzo daleko jak na pierwszą randkę (na dodatek taką bez alkoholu, bo z to byłoby zrozumiałe!) i delikatnie się waham przez chwilę, zerkając niepewnie na Robin. Może miałem odrobinę pomylony mózg, ale nie na tyle by ją wytarmosić na kanapie bez konsultacji.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Chyba nie do końca wszystko było w jak najlepszym porządku. Robin była pewną siebie dziewczyną, która uparcie dążyła do wyznaczonego sobie celu. Potrafiła bardzo dokładnie planować każdy swój krok, bazując na dużej dozie szczęścia, które rzadko kiedy, dziwnym trafem, ją opuszczało. Teraz czuła, że to wszystko się zmieniło. Nie była sobą i jej głowa została przejęta przez kompletnie niepasujące do niej myśli. Pewnego rodzaju niepewność wkradała się do jej umysłu, co kompletnie nie objawiało się poprzez jej czyny, czy gesty. Te były cholernie śmiałe i swawolne! W normalnych okolicznościach prawdopodobnie nie pozwoliła by sobie na takie zachowanie. Robiła to, co chciała, kompletnie nie przejmując się nikim, ani niczym. Jakby jej mózg zupełnie przestał pracować, miał zwarcie, czy cholera wie, co jeszcze. Całowała chłopaka z pasją, która była jej obca. Bez najmniejszego skrępowania oddawała się tej czynności w pełni, bardzo zadowolona z tego, jak on sam zaczął na nią reagować. Nie widziała żadnej oznaki z jego strony, że cokolwiek idzie nie po jego myśli. Mruknęła prosto w jego usta, z nieskrywanym zadowoleniem, kiedy mogła dotknąć jego brzucha. Bardzo lubiła to u mężczyzn, a teraz nie zamierzała odmówić sobie takiej przyjemności. Jej zadowolenie jeszcze bardziej wzrosło, kiedy chłopak przyciągnął ją bliżej siebie. Pewnie gdyby tylko otworzył oczy, to zobaczyłby bardzo przyjazny uśmieszek na jej wargach, sugerujący, co dokładnie zamierzała dalej robić, zachęcona nim samym jak i jego zachowaniem. Czując, jak zaczyna schodzić ze swoimi pocałunkami coraz niżej, automatycznie przechyliła głowę w bok, aby jeszcze bardziej ułatwić mu to zadanie. Rozchylone wargi paliły od pieszczot, które zostały na nich złożone. Nawet nie zauważyła w którym momencie Fillin postanowił zmienić ich pozycję, ale nie oponowała, kiedy poczuła pod plecami materiał kanapy. Teraz już bezsprzecznie uśmiechnęła się szeroko w jego stronę. Szybko jednak zmył ten uśmiech z jej ust, gdy zaczął ponownie ją całować. Niemalże z ulgą przywitała jego wargi na swoich własnych, od razu zatapiając swoje łapczywe dłonie w jego włosach i kładąc na jego plecach. Lewa dłoń zacisnęła się mocniej na skórze jego pleców, przez co nieco wbiła paznokcie w to miejsce. Czuła, jak jego palce delikatnie błądzą w stronę jej biustu, wspinając się po skórze na jej brzuchu. Otworzyła oczy, oddychając szybko. Dziwne, ale poczuła, że tak nie można. Pierwsza jej własna myśl wdarła się do jej głowy, od naprawdę długiego czasu. – Fillin…- jej głos był zachrypnięty od emocji, które jeszcze przed dosłownie sekundą władały całym obszarem jej ciała. Teraz patrzyła mu w oczy z czymś na kształt przestrachu, czy niepewności. – Ja… no… nie mogę… - powiedziała w końcu, powoli wyciągając swoją dłoń z pod jego koszulki, która jak na złość podwinęła się naprawdę wysoko na jego plecach. Oddychała szybko, szukając na jego twarzy czegokolwiek co pozwoli jej zrozumieć co tu się właśnie działo?!
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Muszę przyznać, że poczucie niezachwianej dla odmiany pewności siebie i czystego poczucia bycia szczęściarzem jest całkiem przyjemne; może też dlatego tak wyraźnie daję się ponieść tym emocjom. Swoją drogą gdybym miał faktycznie takie cechy charakteru w połączeniu z moim impulsywnym momentami działaniem, byłbym... no właśnie taki jak teraz. Przekonany, że to co robię jest mądre i nie mam czego się obawiać przed światem, więc mogę zwyczajnie lecieć przez życie, robiąc co tylko chce. Za to Robin powinna się nacieszyć moim oddaniem i pasją, które najwyraźniej przyszły jej w udziale oprócz typowych dla mnie żarcików, przykrywających niejaką pewność siebie. Póki co nadal oddaję się momentowi, poznaję bliżej Robin, obdarowuję pocałunkami jej gładką skórę, poznaję jej zapach. Tak naprawdę nie znam jej dobrze, więc obcowanie z nią jest dla mnie kompletną nowością. W końcu kilka kroków podczas wspólnej belgijki, nie sprawiło, że byłem już do niej w żaden sposób przyzwyczajony. Porównałbym to wszystko do chwili namiętności spowodowanej alkoholem dwójki pijanych osób, jednak mimo wszystko nie do końca. Z jednej strony byłem czymś otumaniony (Robin?), z drugiej mimo wszystko czułem się świadomy wszystkiego co robię i nie miałem umysłu przytłumionego drineczkami czy piwkami, podczas których nie panuję nad sobą tak jak w tej chwili. Zmieniamy pozycję i oddaję pełen radości uśmiech, by ponownie zanurzyć się w pocałunku. Pozwalam naszym rękom błądzić po swoich ciała, coraz bardziej niespokojnie. Jestem już gotów całkowicie się oddać temu uniesieniu, jak to prawdziwy ja, jednak kiedy tylko moje długie palce muskają delikatnie biustonosz dziewczyny, by pozbyć się go, zerkam na nią delikatnie, wtedy widzę nagłą zmianę u Doppler. Przestraszony jej zatrwożonym spojrzeniem, momentalnie wyciągam dłoń spod jej bluzki, chwilę przyglądając się jej z uwagą. - Nie możesz? - pytam zdezorientowany, bo jeszcze przed sekundą byliśmy obydwoje pewni, że możemy. Ale przecież ona miała... cóż trochę racji. Zerkam z nagłą paniką na okna dookoła, przekonany, że zaraz zobaczę tam twarz kogoś kto zobaczy co tu wyprawiamy, co skończ się dla mnie bardzo źle. Oczywiście, że nie możemy. Delikatnie wyprostowuję się i sam sobie poprawiam koszulkę. Oraz loki. Czy coś źle zrobiłem? To moja wina? Po co tak się zachowywałem? Moje własne myśli nachodzą mnie z powrotem i próbuję równocześnie przeanalizować całą sytuację. - Robin czy to nie ten kwiat? Czy nie czujesz się inaczej? W sensie... - nie wiem jak to określić i delikatnie dotykam swoich skroni, dając dziewczynie chwilę na ogarnięcie się. Ja również próbuję uspokoić swoje buzujące hormony i podniecenie, oddychając powoli i przecierając twarz w nadziei, że to coś pomoże. Może przy okazji wróci mi zdolność normalnego myślenia.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Osoby, które posiadały pewność siebie równą tej, którą reprezentowała dziewczyna, na pewno miały pod pewnymi względami łatwiej w życiu. Robin rzadko kiedy śmiała w ogóle przypuszczać, że może się mylić. Nie poddawała pod wątpliwości swoich działań i jedynie w skrajnych przypadkach łapała się na tym, że były one nie do końca takimi, jak być powinny. Niemniej, nim podjęła się jakichkolwiek działań, to zawsze skrupulatnie je przemyślała i przeanalizowała w głowie, dlatego potem nie musiała nad nimi myśleć. Nie była wolnym duchem, który to oddawał się chwili, bez nawet sekundy zastanowienia. Co to, to nie! Dlatego to wszystko tak bardzo do niej nie pasowało. Czuła się niemalże tak, jakby ktoś zamiast niej zadecydował o tym co miało tutaj miejsce. Jakby była kompletnie bezwolna i wszystkie jej myśli uciekły w cholerę. Dopiero kiedy poczuła jak jego dłoń zbliża się w stronę jej biustu i tylko cienki materiał biustonosza oddzielał go od niej, trzeźwość jakby wróciła do jej głowy. A wraz z nią, bardzo natarczywa myśl, że to wszystko było nie tak. Że nie powinna tak się zachowywać. Że przecież ledwie znała Fillina i pomimo całej sympatii, jaką względem niego żywiła, na Merlina! nie było to aż tak zażyła relacja, by za chwilę przespać się z nim na tej kanapie. Oddychała bardzo szybko, nie pewna, co chłopak postanowi dalej zrobić, bo i po sobie nie wiedziała, czego może się spodziewać. Kiedy się podniósł i zabrał swoją dłoń z jej piersi, poczuła, kompletną dezorientację. Zażenowanie zaczynało pojawiać się w jej ciele i obejmować kolejne jego sfery. Powoli również podniosła się do pozycji siedzącej. Nie patrzyła na Fillina, jeszcze nie mogła tego zrobić. Dłonią sięgnęła pod swoją koszulkę i podciągnęła wyżej ramiączko stanika, które postanowiło po prostu zsunąć się z jej barku na ramię. Dopiero słysząc jego słowa, zerknęła na Ślizgona nieco speszonym spojrzeniem. – Merlinie, Fillin, nie wiem. Przecież ja… no… znaczy się… no nie robię takich rzeczy. – westchnęła głośno i to chyba jakoś jej pomogło, bo w ten sposób nabrała nieco pewności siebie. Głęboki oddech choć w minimalnym stopniu pozwolił jej uspokoić skołatane myśli. – Czuła się tak, jakby ktoś wsadził do mojej głowy kompletnie nie moje myśli. Merlinie ja cię klepnęłam w tyłek… – jęknęła zrozpaczona, kiedy przypomniała sobie, co zrobiła oraz fakt, że gdyby nie jakieś dziwne, nagłe opamiętani się, to to klepanie chłopaka po tyłku, byłoby jej najmniejszym zmartwieniem. Oparła łokcie na swoich kolanach i ukryła twarz w dłoniach, czując się jeszcze gorzej, niż przed chwilą. Miała ogromną nadzieję, że akurat w tamtym momencie nikt nie robił sobie nagłych spacerów wokół wspólnego domku…
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Wciąż wychodzi na jedno - nasze połączone cechy robiły naprawdę tragiczną mieszankę człowieka gotowego na wszystko, przesadnie pewnego siebie, przez co popełniającego bardzo duże błędy. Pewnie z czasem okazałoby się, że też nie potrafi się do nich przyznawać, przekonany o własnej wartości. Na szczęście ten potwór, który narodził się w naszych głowach zaczął się rozdzielać. Zaczęliśmy być ponownie, bardziej lub mniej szczęśliwymi, swoimi własnymi osobami. Dlatego siedzimy zażenowani na kanapie, poprawiamy w pośpiechu swoje ubrania. Czerwienimy się z zawstydzenia (Robin), bądź staramy się uspokoić wcześniejsze podniecenie (cóż, ja). Mija parę chwil bardzo niezręcznej ciszy, podczas próbujemy uspokoić skołowane myśli i ustabilizować nasze mózgi. Po paru głębszych oddechach, wygląda na to, że każdy już wrócił do siebie. Zerkam w końcu na Robin, uśmiechając się nawet lekko, kiedy twierdzi, że nie robi takich rzeczy. Mimo żenady, staram się udawać, że nic się nie stało i obrócić wszystko w żart. - Ja robię - oznajmiam wprost, w końcu mało, które moje pocałunki były z trzeźwą głową, podyktowane zdrowym rozsądkiem; jednak ta uwaga daje mi to co nieco do myślenia. - Taaak... ja też miałem wrażenie, że jestem znacznie... eee... - fajniejszy? Jak to powiedzieć, by nie zabrzmieć jak kompletny frajer. - Pewny tego, że to co robię jest słuszne... I że będzie wszystko ok. Myślę, że jakoś się połączyliśmy. Tylko umysłami, na szczęście. Cóż by była za sytuacja, jakbyśmy szybciej się za to zabrali. Wzdycham i wydaje mi się, że nie ma co siedzieć i nad tym rozmyślać. Wstaję z miejsca i macham głową na koleżankę. - Hm, myślę że nic z tym nie zrobimy, musimy unikać wielkich tajemniczych kwiatów. I zapomnieć o sytuacji. Albo nie, jak sobie wolisz... W każdym razie ja wracam do igloo. Odprowadzę cię i obiecuję nie klepać po tyłku - mówię i czekam aż Ślizgonka wstaje, zdejmuję naszą barykadę, by każde z nas, mniej lub bardziej zawstydzone, wróciło do swoich igloo.