Młodzieżowe Centrum Sportowe powstało z myślą o aktywizacji młodych ludzi w londyńskim Kensington, choć wstęp mają tu wszyscy spragnieni ruchu. Można tu znaleźć niemal wszystko to, o czym marzy każdy miłośnik wysiłku fizycznego: siłownie, bieżnię lekkoatletyczną, boisko do koszykówki i futbolu, korty tenisowe, czy basen. Po ciężkim treningu można skorzystać ze strefy relaksu, na którą składa się kilka saun: klasyczna, parowa i na podczerwień, a także jacuzzi. Znajdzie się również coś dla mózgowców, bo w MCS bez problemu znajdą oni partnera do warcabów, szachów i wielu innych gier. Czarodzieje powinni pamiętać jednak, że jest to centrum mugolskie, tak więc korzystanie z jakiejkolwiek magii jest niewskazane.
Autor
Wiadomość
Liam G. Walker
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : pieprzyk na lewej kości policzkowej, dość krzaczaste brwi, włosy w wiecznym nieładzie
Młodzieżowe centrum sportowe, które powstało w tym miejscu stosunkowo niedawno miało w sobie wszystko o czym fan sportu, a przede wszystkim szeroko pojętego ruchu mógł marzyć i choć Liam zawsze stawał przed jego drzwiami otwierającymi się w momencie, gdy tylko ktoś obok nich przeszedł, jakby zbyt natarczywie - w odczuciu Gryfona - zapraszając do środka, to za każdym razem mijał je z lekko zawadiackim uśmieszkiem na ustach, kierując swoje kroki zaledwie dwieście metrów dalej. Tam, skryte za wielkimi drzewami, których korony o tej porze roku porastały zielone liście było stare boisko do koszykówki; nadszarpnięte zębem czasu, z obdartą z farby drewnianą tablicą, do której krzywo przybity był kosz i licznymi dziurami w betonowej nawierzchni. Mimo, że wyglądało okropnie było miejscem chętniej odwiedzanym przez brunetka, zdaniem którego miało nieodparty urok. To tu w zaciszu, sam na sam z własnymi myślami mógł pozbyć się negatywnych emocji, odbijając piłkę i próbując trafić w środek obręczy. Z dala od ciekawskich spojrzeń, często wlepionych w jego postać oceniająco raz po raz maltretował drewniane deski, które za każdym razem wydawały z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, zapewne umęczone ciągłymi uderzeniami piłki. Z każdym kolejnymi pozbywał się drzemiącej w nim złości i frustracji, ewidentnie trochę sobie nie radził z rzeczywistością, chociaż starał się - głównie dla siostry - zachowywać spokój. Był nawet miły dla ojca, który niedawno uległ wypadkowi, chociaż pozwoli miał już dość tej fałszywej uprzejmości. Raz jeszcze odbił piłkę, która zamiast trafić do kosza odbiła się od tablicy, zrobiła kilka kozłów po betonie i wylądowała tuż przed stopami dziewczyny. Dopiero wtedy Liam zdał sobie sprawę z jej obecności. Otarł ręką pot z czoła, ściągając w zaskoczeniu krzaczaste brwi. - Długo tu stoisz? - zapytał, chociaż jego głos nie wyrażał większego zainteresowania.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Prawdopodobnie powinna zacząć dbać o formę przed rozpoczęciem nowego sezonu quidditchowego, w końcu nawet mimo tego, że nie była gwiazdą drużyny i w gruncie rzeczy nic jej na tych meczach nie wychodziło, to wciąż pozostawała jej członkinią i powinna chociaż próbować jakoś ją reprezentować. Tak, tak, co roku ta sama śpiewka. Powinnam zacząć robić to, a nie robić tamtego, od pierwszego dnia zajęć będę robić notatki i nie będę odkładać prac domowych na ostatnią chwilę. A, no i będę sumiennie wpisywać wszystkie klasówki we wrzeszczący notatnik, żeby więcej już o nich nie zapominać. Co roku tworzyła te same postanowienia, a potem kończyło się dokładnie tak, jak można było to dzień w dzień zaobserwować w zamku – zamiast dodatkowych treningów wybierała sen, zamiast esejów plotki w dormitorium, a o klasówkach dowiadywała się kiedy wchodziła do sali. Żeby nie było – dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, nawet mimo pełnego determinacji nastroju. Gdyby nie jej starsza siostra, nawet nie zbliżyłaby się w te rejony. Wycieczka na Pokątną była ich tradycją od momentu kiedy Gwen osiągnęła pełnoletność, a kiedy ta zaczęła studia w Londynie, przerodziła się w weekend pełen przyjemności. Jak najszybciej załatwiały wszystko, co potrzebne i konieczne, a potem spędzały czas na przyjemnościach. Właśnie, Gwen, p r z y j e m n o ś c i a c h. Trudno powiedzieć, która z sióstr Griffin zwariowała bardziej – Gwen, bo ją tu zaciągnęła, czy jednak Hope, bo mimo całej niechęci dała się tu zaciągnąć. Ostatecznie okazało się, że cel był znacznie szczytniejszy aniżeli zwykła potrzeba dręczenia młodszej siostry, bo w centrum pracował chłopak, który od dawna jej się podobał. Rozumiała to, chociaż nie zmieniało to zbytnio faktu, że nieco się tutaj nudziła. Skorzystała z paru sprzętów, posiedziała w strefie relaksu, ale nie bawiła się najlepiej; w końcu oznajmiła siostrze, że idzie się przejść, założyła na siebie bluzę i wyszła na zewnątrz. Była już gotowa stwierdzić, że i tutaj nie znajdzie nic ciekawego i właśnie w tym momencie usłyszała dźwięk, który ją zaciekawił, a którego od dawna już nie słyszała. Czyżby ktoś tutaj grał w koszykówkę? Obiecała sobie, że tylko zerknie, zaspokoi ciekawość i pójdzie, bo przecież i tak od dawna nie grała w kosza, a w Hogwarcie przywykła do nieco większych obręczy. Zbliżyła się do starego boiska, a kiedy zrozumiała, że rzucający piłką chłopak jest zupełnie pochłonięty swoim zajęciem, podeszła bliżej, zatrzymując się na jego krańcu. Nie chciała wyglądać spomiędzy krzaków jak jakiś creep, nawet jeśli groziło to przyłapaniem. W ciszy przyglądała się celnym rzutom, analizowała wprawione ruchy ciała. Nie potrafiła nie zastanawiać się, jak radziłby sobie w Quidditchu. Współczuła mugolom, że nigdy nie będą w stanie zagrać w tę grę, była jedyna w swoim rodzaju. Zdecydowanie za późno zdała sobie sprawę z tego, że piłka raz za razem zbliża się w jej stronę i zaraz zostanie zdemaskowana. Drgnęła, zastanawiając się, czy powinna uciekać, ale... — J-ja... — i tak było już za późno. Opuściła wzrok na piłkę i schyliła się, żeby podnieść ją z ziemi. — Niedługo, nie chciałam Ci przeszkadzać, już sobie... — była gotowa stąd pójść i nie robić z siebie idiotki, ale odezwał się w niej cichy głosik namawiający ją do buntu. No bo z jakiej niby racji miałaby stąd uciekać?! — Po prostu wydawało mi się, że to publiczne boisko, więc tak właściwie to... — obróciła w dłoniach piłkę i w końcu przestała się w nią wgapiać, zamiast tego podnosząc wzrok na chłopaka. — Właściwie to mogę sobie tutaj stać i od wczoraj. I mogę też grać. — wzruszyła ramionami i rzuciła do kosza, niestety chybiając obrzydliwie. Usprawiedliwiała ją odległość... powiedzmy. — Zawsze grasz tak agresywnie? — miała ochotę zapaść się pod ziemię, ale wrodzona ciekawość nie pozwoliła jej na zakończenie tego festiwalu żenady, nie dopóki jej nie zaspkoi. A więc pytała.
Liam G. Walker
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : pieprzyk na lewej kości policzkowej, dość krzaczaste brwi, włosy w wiecznym nieładzie
Piłka rytmicznie uderzała o betonową nawierzchnię boiska, w odpowiedzi na pchnięcia chłopaka wracając do jego dłoni, by w kolejnej sekundzie pochwycił ją i rzucił o tablicę z której wciąż sypała się farba. Za każdym razem odrywał stopy od ziemi, czasem próbując chwycić się obręczy, chociaż czy ta utrzymałaby jego ciężar? Bardziej prawdopodobne było, że się pod nim ugnie, a on zaliczy upadek, obijając sobie tyłek. Złość, którą w sobie nosił w końcu mogła znaleźć ujście, jednocześnie sprawiając, że gra bruneta była agresywna i męcząca. Powoli tracił oddech, a każdy mięsień, który zmuszony był do nadmiernego wysiłku zaczynał palić żywym ogniem. Przeczesał dłonią włosy mokre od potu, który osadził się również na jego skórze, a jego krople subtelnie połyskiwały w promieniach słońca. Przenosząc się w odmęty własnego umysłu przestał zwracać uwagę na otaczającą go rzeczywistość, które uderzyła w niego boleśniej niż piłka o metalową obręcz, kiedy nie trafił do kosza. Nie lubił kiedy ktoś go obserwował, czuł się wtedy oceniany, nawet jeśli dziewczyna stojąca przed nim po prostu przyglądała się jego grze. W dodatku sam Liam nie wydawał się wkurzony czy niezadowolony z jej obecności, wciąż było to miejsce publiczne i tylko piłka należała do niego, dlatego kiedy rudowłosa ją podniosła uniósł subtelnie prawą brew w pytającym geście, jednocześnie zastanawiając się, co zamierza zrobić. W pierwszym odruchu pomyślał, że zwyczajnie mu ją odda, ale zamiast tego ta nagle zmieniła ton, próbując trafić w środek obręczy. Parsknął - chociaż wcale nie chciał, przysięgam! - widząc jak piłka przelatuje gdzieś obok uderzając w ogrodzenie wykonane z siatki. - A ty zawsze masz tak słabego cela? - odpowiedział pytaniem na pytanie, natomiast w tonie ciepłego aczkolwiek głębokiego głosu rozbrzmiewało coś na kształt wyzwania? A może Hope się jedynie tak wydawało? W gruncie rzeczy mogła wziąć to za słuchowy omam, gdyby tylko chłopak nie rzucił po chwili - Może mała rywalizacja? Zagramy o coś? - zapytał z zawadiackim uśmiechem na ustach. Tak naprawdę ani trochę nie pasowało do niego takie zachowanie, a przynajmniej nie do jego charakteru, bo wygląd nasuwał o nim właśnie taką opinię - roszczeniowego chłopaka, z tajemniczym a jednocześnie nieco niebezpiecznym błyskiem w oczach, od którego mama nakazuję trzymać się z daleka.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Im dłużej na niego patrzyła (przede wszystkim im dłużej widziała jego twarz, a nie tylko plecy i to, co poniżej nich), tym silniejsze odnosiła wrażenie, że chłopak jest jej znajomy. Nie miała szansy, żeby przyjrzeć mu się porządnie, bo gdyby stała i tak się gapiła, próbując przeanalizować detale jego twarzy, z całą pewnością by to zauważył, czego z kolei zupełnie sobie nie życzyła. Jeszcze by sobie za dużo pomyślał! Nie zwróciła uwagi na to jego parsknięcie, bo zbyt często zdarzały jej się podobne sytuacje, żeby miała się tym jeszcze przejmować. Właściwie prawdziwie zdziwiona byłaby gdyby udało jej się trafić. Natomiast fakt, że zbył jej pytanie, zadając własne sprawił, że na moment zmarszczyła brwi. Nic nie powiedziała, zaraz odpuściła i po prostu się uśmiechnęła, postanawiając być tą lepiej wychowaną osobą. — Różnie bywa. Myślę, że mógłbyś się jeszcze zdziwić. — Skoro zachowywał się wobec niej tak pobłażliwie i wyraźnie próbował ją zaczepić, to nie zamierzała pozostawać mu dłużna. Była ścigającą Gryfonów i żaden przypadkowo spotkany mugol nie będzie jej sugerować, że nie potrafi grać. Musiała tylko przerzucić się na mniejsze obręcze. No właśnie, mugol. W momencie kiedy o tym pomyślało, dotarło do niej, że bez względu na to, jak znajoma wydaje jej się jego twarz, nie zna żadnych mugoli, którzy mieszkaliby w Londynie. A gdyby był czarodziejem, to pewnie siedziałby teraz na pokątnej albo w domu, nie wyglądał jej na studenta. To było przyjemne odkrycie, przez to, że przez większość roku przebywała w szkole, nie pozostało jej wielu mugolskich znajomych, a wśród czarodziejów mimo upływu czasu zdarzało jej się czuć jak intruz. — O co? — zapytała z wyraźnym zaintrygowaniem, zanim zdążyła się nad tym zastanowić. Co tak właściwie robiła? Poszła w jakieś zapomniane przez świat miejsce, spotkała podejrzanie wyglądającego typa i zamiast uciekać, gdzie pieprz rośnie, raz po raz wpadała w zastawiane przez niego pułapki. Była Gryfonką, nie umiała odrzucać wyzwań, nie kiedy rzucano je jej w tak oczywisty i drażniący sposób. Zdjęła z nadgarstka gumkę do włosów i spięła je w wysoki kucyk. — Do dziesięciu. Znasz zasady, mam nadzieję? Jeśli wygram... — to pozwolisz mi ujść z życiem, Merlinie, jesteś przerażający, kiedy tak się uśmiechasz. — to postawisz mi mrożoną kawę i duże lody. Nie pytała, co on sobie zażyczy, bo jego wygrana nie wchodziła w grę. Miała mu coś do udowodnienia, prawda? Poszła po piłkę, stanęła na środku, a kiedy podszedł, wyrzuciła ją w powietrze. Skoro mieli rozegrać mecz, musiało być sprawiedliwie. Szkoda tylko, że był znacznie wyższy...
Sam wybierasz, za ile punktów chcesz rzucić – za 2 punkty (dwutakt/półdystans), czy za 3 punkty (z daleka). Rzucamy k100. Żeby nie bawić się niepotrzebnie, pomijam przejmowanie piłki i obronę kosza. Ze względu na różnicę we wzroście i doświadczenie z koszykówką, progi są różne dla każdego z nas:
Liam:
Rzut za 2 pkt:
1–15 kompletny dramat, piłka przeleciała obok kosza albo uderzyła w tablicę i odbiła się w przeciwnym kierunku. 16–40 było blisko, piłka zatrzymała się na krawędzi, ale ostatecznie nie wpadła do środka. 41–85piłka wpadła do kosza 86–100 nie tylko trafiłeś, ale w dodatku zrobiłeś to za pomocą wsadu, wyglądając jak prawdziwy profesjonalista.
Rzut za 3 pkt:
1–30 kompletny dramat, piłka przeleciała obok kosza albo uderzyła w tablicę i odbiła się w przeciwnym kierunku. 31–70 było blisko, piłka zatrzymała się na krawędzi, ale ostatecznie nie wpadła do środka. 71–100 piłka wpadła do kosza.
Hope:
Rzut za 2 pkt:
1–20 kompletny dramat, piłka przeleciała obok kosza albo uderzyła w tablicę i odbiła się w przeciwnym kierunku. 21–50 było blisko, piłka zatrzymała się na krawędzi, ale ostatecznie nie wpadła do środka. 51–94piłka wpadła do kosza 95–100 nie tylko trafiłaś, ale w dodatku zrobiłaś to za pomocą wsadu, wyglądając jak prawdziwa profesjonalistka.
Rzut za 3 pkt:
1–40 kompletny dramat, piłka przeleciała obok kosza albo uderzyła w tablicę i odbiła się w przeciwnym kierunku. 41–80 było blisko, piłka zatrzymała się na krawędzi, ale ostatecznie nie wpadła do środka. 81–100 piłka wpadła do kosza.
Im dłużej na nią patrzył, tym silniejsze odnosił wrażenie, że kompletnie dziewczyny nie kojarzy. Co prawda jej rude włosy przypominały trochę te należące do Stephanie, ale przecież nie mogła to być kolejna przyjaciółka jego siostry, którą udawało mu się skutecznie ignorować przez kilka lat nauki w Hogwarcie, prawda? W dodatku nie spodziewał się, że w mugolskiej części Londynu spotka jakiegoś czarodzieja, bo to było mniej prawdopodobne niż wygranie głównej nagrody w loterii, chociaż chyba nie mógł całkowicie tego wykluczyć, co nie? Zastanawiając się nad tym, zawiesił na dziewczynie spojrzenie odrobinę dłużej niż powinien, a zdając sobie z tego sprawę automatycznie odwrócił wzrok, odrobinę speszony. Miał tylko nadzieję, że nawet jeśli nie uszło to jej uwadze, to jednak nie skłoni do zadania niewygodnego dla Liama pytania, pogłębiając jego zażenowanie. Zaskoczyła go swoją szczerością, co skutkowało ściągnięciem brwi, które niebezpiecznie zbliżyły się do siebie. Nie oczekiwał, że uzyska odpowiedź, ponieważ sam postanowił zignorować zadane przez nią pytanie, bo co miał powiedzieć - w taki sposób rozładowuje złość? Taka odpowiedź prowadzi najczęściej do kolejnych pytań, drążąc temat którego nie chciał poruszać, a tym bardziej z kimś zupełnie dla siebie obcym. I choć w jej słowach rozbrzmiewała zaczepka, którą ciężko było mu zignorować, tak nie sądził, że zgodzi się z nim zagrać. Przez pierwsze kilka sekund musiał mieć naprawdę głupią minę, wpatrując się w nią jakby próbowała przetworzyć zbyt dużo danych w zbyt krótkim czasie, a to spowodowało zawieszenie systemu operacyjnego. - Eeee…. - och, czyżby komuś zabrakło języka w glebie? W zasadzie analizując to, co się wydarzyło odkrył, że jego umysł zakładał zupełnie inny scenariusz całej sytuacji, w której nie potrafił się obecnie odnaleźć. Zamrugał kilka razy próbując odzyskać rezon, wiedząc, że rudowłosa wciąż czeka na jego odpowiedź. W przypływie odwagi, a może zwykłej paniki - do tego by się nie przyznał - O buziaka - rzucił, prawie natychmiast mentalnie uderzając się w czoło, czując, że gdyby zrobił to realnie wyglądałoby to co najmniej dziwne, a dziewczyna mogłaby go wziąć za wariata. Z drugiej strony czy sama nie była odrobinę szalona? Nie dość, że wdała się w dyskusję z zupełnie nieznajomym i znacznie silniejszym od siebie chłopakiem, to jeszcze postanowiła przyjąć rzucone przez niego wyzwanie. Był pewien, że gdyby uczyła się w Hogwarcie na pewno trafiłaby do domu Godryka Gryffindora, a słowa które wypowiedziała na koniec jedynie utwierdziły Walkera w tym przekonaniu. Uśmiechnął się szeroko, odrobinę rozbawiony faktem, że swojej porażki kompletnie nie brała pod uwagę, chociaż mrożona kawa i lody nie były zbyt wygórowaną nagrodą, czym mu odrobinę zaimponowała? Gdyby w podobnej sytuacji znalazł się z Cass lub Robin to żadna - choć łączyły ich więzy krwi - nie miałaby skrupułów, by to wykorzystać, żądając czegoś prawie niemożliwego. Stając z nią na środku boiska już w pierwszej chwili widoczna była jego przewaga, którą był wzrost. Bez problemu pochwycił rzuconą w górę piłkę, od razu ruszając w stronę krzywo wiszącej obręczy, zostawił dziewczynę gdzieś z tyłu. I choć traktował ich pojedynek bardziej jak zabawę, to nie mógł dać jej satysfakcji z wygranej, a w dodatku jego nagrodą był buziak - motywacja wręcz idealna? Bardzo możliwe, bo już przy pierwszym rzucie piłka bez najmniejszego problemu wpadła do kosza. - Dwa - zero - rzucił rozbawiony, puszczając do dziewczyny oczko - nie żeby zamierzał zdekoncentrować ją swoim urokiem osobistym! Wręczył jej zebraną wcześniej piłkę, a w jego niebieskich tęczówkach pojawił się subtelny błysk. Prawdopodobnie oboje lubili rywalizację.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Rozzłościła się. Jakim cudem kolejny facet był zdania, że buziaki to coś, co może sobie po prostu wziąć, coś, na co nie trzeba mieć nawet zgody? Najpierw buziak, a potem co? Co tylko będzie sobie chciał? Ten tutaj to przynajmniej próbował sobie wygrać prawo do zabrania jej czegokolwiek, a istnieli przecież tacy, którzy po prostu je sobie rościli i roszczenie owe uiszczali kiedy tylko im się podobało, nie zważając na to, jakie było jej zdanie w tej kwestii. Czy w tym momencie była zła na tego przypadkowego chłopaka, czy może złość kierowana była pod adresem innej osoby? — Ty jesteś chory, czy co? Przegrzałeś się od tych swoich agresywnych rzutów w środku dnia? — bo przecież londyńskie słońce było zawsze tak ciepłe i intensywne. Cud, że dziś nie siąpił deszcz. Nie zamierzała zostawić jego żądania bez żadnego komentarza, to nie byłoby w jej stylu. Była samozwańczym bojownikiem o sprawiedliwość, zwłaszcza kiedy dotyczyło to różnic płci. — Wszystko jedno, o co poprosisz, bo i tak nie zamierzam przegrać, ale co ci w ogóle siedzi w głowie, kiedy mówisz coś takiego do nieznajomej dziewczyny? Creep. Prychnęła gniewnie, również dlatego, że złapał piłkę, a zaraz oddał czysty rzut do kosza. Nie mogła być gorsza, dlatego korzystając z rozbudzonego w niej oburzenia i złości, odebrała mu piłkę i z całej siły cisnęła ją do kosza – celnie, gwoli ścisłości. Widok piłki przelatującej przez obręcz i mocno odbijającej się od powierzchni przyniósł niespodziewaną ulgę, dał ujście nagromadzonym w niej emocjom. A więc to o to chodziło w tych jego wcześniejszych rzutach? To właśnie czuł, kiedy oddawał je raz po raz? — Dwa-dwa — oznajmiła z delikatnym uśmiechem. Było jej głupio, że nazwała go creepem... ale nie bardzo wiedziała jak przeprosić.
Liam G. Walker
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : pieprzyk na lewej kości policzkowej, dość krzaczaste brwi, włosy w wiecznym nieładzie
Kompletnie nie rozumiał dziewczyn. Prawie na każdym kroku obcując z którąś z nich coraz mocniej utwierdzał się w tym przekonaniu. Podobnie było teraz. Widząc jak łagodna twarz nieznajomej nabiera ostrzejszego wyrazu, a jej policzki różowieją, gdy nagle wybucha, zdumiony takim obrotem sprawy, instynktownie zrobił pół kroku w tył. Obudziła się w nim obawa, że ta postanowi go jeszcze uderzyć, choć w mniemaniu chłopaka nie zrobił on nic niewłaściwego, a może zrobił? Zmarszczył czoło, na którym mimochodem pojawiły się trzy poziomie i znacznie głębsze niż zwykle kreski. - Ej...ej, dobra. Już, spokojnie. PRZEPRASZAM! - odparł na jej atak, akcentując ostatnie słowo, prawie je wykrzykując. Chciał w ten sposób ją uspokoić. Proste a zarazem magiczne "przepraszam" działało zawsze na jego siostra, gdy nagle ich wygłupy przybrały zły obrót, a w oczach bliźniaczki zaczynały lśnić łzy; liczył, że w przypadku rudowłosej to również zadziwiała, chociaż odnosił nieodparte wrażenie, że to ona powinna go przeprosić, chociażby za nazwanie go creepem. Poważnie? pomyślał patrząc na nią z wyrazem twarzy, który doskonale oddawał, to co kotłowało się w jego umyśle. Mimo to nie mógł się nie zaśmiać pod nosem, gdy dodatkowo prychnęła manifestując w ten sposób swój gniew, który zaraz wykorzystała trafiając bezbłędnie do kosza. - I kto tu gra agresywnie, co? - zapytał, unosząc do góry prawą brew kiedy piłka ponownie trafiła w jego dłonie. Zrobił z nią zaledwie krok, decydując się na rzut za trzy punkty. Oderwał stopy od podłoża stając na palcach, gdy piłka znalazła się w powietrzu, szybując prosto do kosza, jednak zamiast do niego wpaść niebezpiecznie zatrzymała się na krawędzi, spadając w drugą stronę - rzut niezaliczony - Wciąż remis - rzucił, jakby zupełnie nie przejmując się nieudanym rzutem. Chyba nie chciał już tak bardzo wygrać.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
— No już dobra, niech ci już będzie — powiedziała szybko, odruchowo zasłaniając się rękoma w obronnym geście. Właściwie to ona wymagała od niego przeprosin, ale w momencie kiedy tak dobitnie je uzyskała, zrobiło jej się głupio i dopadły ją wyrzuty sumienia. Czy zareagowała zbyt ostro? Przesadził, w jej opinii nie podlegało to żadnej dyskusji. Nie znał nawet jej imienia, nie podali sobie nawet ręki, a on chciał tak po prostu się całować. Nie była taką dziewczyną. Czasem tego żałowała, bo czuła, że wiele ją omija i zostaje w tyle, daleko za swoimi rówieśniczkami. Czasem dochodziła do wniosku, że cieszy się, że ma swoje zasady, których się trzyma. W tym momencie sama nie wiedziała co czuje. Czy fakt, że od razu odmówiła, oznaczał, że nie miała w sobie spontaniczności i tej charakterystycznej odmiany szaleństwa, którą przypisywało się lubianym osobom? Rzeczywiście nie miała zbyt wielu znajomych, czy to był właśnie powód? Jestem sztywniarą? Zrobiło jej się przykro, co w czasie ich krótkiej rozmowy było kolejną emocją na barwnej palecie – mogła poczuć się jak na jakiejś karuzeli. Jak każda nastolatka była rozdarta pomiędzy szacunkiem otaczających ją ludzi a szacunkiem do samej siebie. Celny rzut rozpogodził ją tylko w pewnym stopniu, coś w niej przygasło. Starała się odepchnąć to, zignorować; uważała siebie za optymistkę, a to chyba znaczyło, że nie powinna czuć się w taki sposób? Wpadła w pułapkę, błędne koło, w którym jedno poczucie winy wynikało z kolejnego. W pewnym sensie to, jak wiele działo się w jej głowie, podczas gdy na zewnątrz po prostu grała w kosza, było nawet zabawne. Być może można było dostrzec, że coś ją martwi, ale na pewno nie w takim stopniu, w jakim to odczuwała. — Teraz grasz inaczej niż wcześniej — zauważyła, nawet nie próbując naśmiewać się z tego, że nie trafił. Zamiast tego posłała mu delikatny uśmiech. — To przeze mnie, czy rzeczywiście byłeś na coś zły? Mogę jeszcze zmienić warunek naszego zakładu? Zabrała mu piłkę i oddała rzut. Całkiem celny, bo piłka zabalansowała na krawędzi, by ostatecznie przechylić się w stronę boiska. — Remis. — Potwierdziła takim tonem, jakby chciała powiedzieć „rozejm”. Uśmiechnęła się do niego nieco pewniej.
Liam G. Walker
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : pieprzyk na lewej kości policzkowej, dość krzaczaste brwi, włosy w wiecznym nieładzie
Patrząc na tę sytuację z boku, nie ciężko było dojść do wniosku, że coś tu było ewidentnie nie tak - dziewczyna krzyczała na bruneta, który ją za to przepraszał? Wciąż nie rozumiał jej reakcji, bo wydawało mu się, że zwykły buziak nie był żadną wielką sprawą, z drugiej strony może powinien był doprecyzować o jakiego rodzaju gest mu chodzi? Tok rozumowania kobiet - nawet jeśli od pierwszych chwil życia jedna z nich wciąż mu towarzyszyła - był dla niego naprawdę niezrozumiały, często czuł się jakby mówili w zupełnie innych językach. Dlatego nic dziwnego, że rudowłosa sprawiła, że w umyśle Liama pojawił się większy mętlik niż zazwyczaj, jednocześnie zmuszając go do przeanalizowania własnego zachowania; szkopuł tkwił w tym, że uważał je za prawidłowe. Z nieco głupią minął podrapał się po głowie, kiedy po napadzie złości, dostrzegł malujący się w jasnych talerzach oczu… smutek? Ja pierdolę jęknął w duchu próbując nie panikować, jednak w nerwowym geście przeczesał odrobinę przydługie już kosmyki włosów. Jak to możliwe, że tak szybko zmieniał się jej nastrój? I czym było to spowodowane? Niezależnie od tego, jak brzmiała odpowiedź na drugie pytanie, czuł się poniekąd winny. Patrząc jak rzuca do kosza, a piłka balansuje na krawędzi, czuł się dokładnie jak ona - lawirował między emocjami jakie targały drobnym ciałem dziewczyny, nie wiedząc w którym kierunku powinien ruszyć, by ostatecznie zapanować nad sytuacją. Drążyć tematy czy może jednak odpuścić, udając że nic się nie stało? I choć ta druga opcja kusiła go bardziej, to byłoby to niezgodnego z jego charakter, a w dodatku wydawało mu się, że wówczas wykazałby się brakiem szacunku do nieznajomej. - Dlaczego najpierw byłaś zła a teraz wydajesz się przygnębiona? - zapytała, stawiając na bezpośredniość, chociaż w tonie głosu chłopaka rozbrzmiewało coś na kształt niepewności. Skłamałaby mówiąc, że nie obawiał się tego jak zareaguje. W tym momencie spodziewał się po niej wszystkiego. Słysząc pytania padające z różowych ust, spojrzał na nią, patrząc przez chwilę w milczeniu, a cisza jaka między nimi zapanowała odbijała się echem w jego uszach. - Zmienić, na jaki? - zapytał, zbierając piłkę i od razu ustawiając się do rzutu za trzy. - Nie sądzę bym mógł traktować się jako powód do zamiany sposobu gry - oznajmił, dochodząc do wniosku, że teraz wypadłoby udzielić odpowiedzi, a nie jak wcześniej unikać jej. I choć po wypowiedzeniu tych słów poczuł że brzmiały odrobinę brutalnie, to jednak były zgodne z prawdą. - A zły jestem… byłem. Tylko czy to ma jakieś znaczenie? - dopytywał, na chwilę uciekając od niej spojrzeniem, by rzucić do obręczy, trafiając w sam środek. - To teraz za trzy? - czyżby wyzwanie?
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Spłoszył ją, wywołując w niej krótki akt wewnętrznej paniki. Czy naprawdę wszystko było aż tak widoczne? Na brodę Merlina, przecież musiał mieć ją już za kompletną wariatkę. Ratowało ją tylko to, że nie znała go i najpewniej nigdy później już go nie spotka, co oznaczało dokładnie to, że nie musiała aż tak martwić się jego zdaniem. Rozejdą się każde w swoją stronę, a w krótkim czasie najpewniej zapomną o tym spotkaniu. Może tym bardziej nie powinna tak burzyć się o głupiego buziaka? Może nawet o coś więcej niż buziaka? Nie byłoby z tego absolutnie żadnych konsekwencji; ile jeszcze razy będzie mieć podobną szansę? — Ja... po prostu za dużo myślę. Nie przejmuj się tym, to nic takiego, już jest okej. — Jakby na znak, że wszystko jest w porządku uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Miewała wiele kryzysów, ale każdy była w stanie szybko przełożyć na coś pozytywnego. Bała się, że chłopak będzie dopytywać i odkryje, jak błaha i pusta była przyczyna jej zmartwienia. — Tak sobie pomyślałam, że może nie chcesz mnie wystraszyć, albo zrobić mi krzywdy. Głupota — machnęła ręką, śmiejąc się nerwowo. Dlaczego w ogóle pomyślała, że grał ostrożniej ze względu na nią? — Ach, warunek, no... w razie wygranej powiesz mi, co cię tak denerwuje. Uśmiechnęła się niewinnie i przystanęła z założonymi rękoma kiedy odsunął się od kosza, ewidentnie chcąc znów spróbować rzutu za trzy punkty. Uniosła brew, patrząc na niego z powątpiewaniem, a chwilę później piłka gładko wpadła do kosza. Nie pozostało jej nic innego jak zaklaskać kilkakrotnie. — Ładny rzut — na Merlina, sprawdziłbyś się w drużynie. — Często grasz? Czuła, że wygrana oddala się od niej z rzutu na rzut; po ładnym starcie nastąpiło pasmo porażek, a kiedy zaproponował jej rzut za trzy punkty, nie wypadało odmówić, chociaż czuła, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Z piłką w rękach ustawiła się w odpowiednim miejscu. — Skoro byłeś zły... — przerwała i zagryzła wargę w momencie, kiedy z delikatnym ugięciem kolan wykonała rzut na pętlę. Kosz, znaczy się. — To znaczy, że już nie jesteś? — dokończyła, obserwując lot piłki, która zatrzymała się na brzegu i ostatecznie odmówiła współpracy. ZNOWU.
Liam G. Walker
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : pieprzyk na lewej kości policzkowej, dość krzaczaste brwi, włosy w wiecznym nieładzie
- Wy wszystkie chyba tak macie… w sensie dziewczyny… no, że za dużo myślicie - stwierdził, opierając się na sytuacjach jakiś miał okazję doświadczyć stosunkowo niedawno. Przy każdym zdaniu robił pauzę, bo kiedy zdawał sobie sprawę jak źle, a jednocześnie niezrozumiale brzmi próbował to jeszcze uratować, ostatecznie i tak się odrobinę zmieszał, drapiąc po karku. - Po prostu czasem białe jest białe, a czarne tylko czarne. Proszę, nie każ mi dalej tego tłumaczyć - jęknął wręcz błagalnie, patrząc na rozbawioną jego krótkim wywodem dziewczynę, co dało mu do zrozumienia, że już przy pierwszym zdaniu wiedziała, co ma na myśli. Widząc uśmiech rudowłosej - swoją drogą był niezwykle uroczy! - odpowiedział tym samym, mając nadzieję, że rzeczywiście wszystko było już w porządku. Nie chciał zasypywać jej pytaniami, chociaż te szczypały w koniuszek języka. Część Liama chciała wyjaśniać tą sprawę z buziakiem, bo skłonny był zmienić warunki swojej wybranej, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, żeby lepiej tego nie robić, albo chociaż do momentu, w którym jasne będzie kto wygrał ich starcie. - Fakt, mógłbym zrobić ci krzywdę. - było to jasne, patrząc na filigranową sylwetkę dziewczyny i jego rozmiary - I na pewno tego bym nie chciał - dodał pospiesznie, bo jeśli myślała zbyt za dużo to i taki pomysł mógł przyjść jej do głowy. - A jeśli chodzi o warunek to ten pierwszy brzmi aż za dobrze, a powód mojej złości jest błahy - ojciec - odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami i choć początkowo nie chciał dzielić się z kimś obcym tą informacją, to bardziej zależało mu na tym, by swojej wybranej nie marnowała na kogoś takiego jak George. - Czasami, w trakcie roku szkolnego nie mam za bardzo czasu. A w szkole preferują innego rodzaju sport - przyznał nie wdając się w szczegóły, bo pewnie nie wiedziała czym jest Quidditch. Zebrał piłkę, by wręczyć dziewczynie. - A ty? - odbił piłeczkę, patrząc jak i tym razem pudłuje. - Przy rzucie odrobinę za blisko stawiasz stopy, przez co tracisz trochę na sile. Czekaj, pokażę ci - oznajmił i zamiast samemu wykonać rzut, piłka ponownie trafiła w dziewczęce dłonie, a on stanął za nią. Najpierw spojrzał w jasne oczy niemo prosząc o zgodę na jakikolwiek ruch, a kiedy jej udzieliła, ostrożnie jedną dłoń położył na wąskiej talii, a drugą na udzie by móc manewrować jej ciałem w odpowiedni sposób. Będąc tak blisko poczuć mógł słodko-cierpki zapach malin i lekko kwiatową woń. Był niezwykle przyjemny, jednak nie skupiał się na nim zbyt długo, uwagę poświęcając dziewczynie. Wraz z nią chwycił piłkę, plątając ich palce. I ciężko było powiedzieć czy rozproszyła go bliskość nieznajomej, czy może pytanie które padło z jej ust, ale zamiast trafić do kosza, rzucili kompletnie gdzieś poza. - No, jakby nie do końca tak powinno to wyglądać, ale mam nadzieję, że wiesz o co chodzi - spieszył się, lekko przy tym rumieniąc, kiedy od niej odskoczył. - Ten rzut idzie na moje konto i chyba odorbinę mi przeszło, ta złość. - odpowiedział, dając jej szansę, by choć trochę zbliżyła się do jego wyniki.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
— A wy za mało — odpowiedziała bez złości, beztrosko, z pewną dozą rozbawienia. Gdyby zastanowił się dwa razy, to może wcześniej by na niego nie nawarczała, kto wie. Widać odcienie szarości, tak nielubiane przez niektórych, bywały również całkiem przydatne, zwłaszcza po to, żeby móc spojrzeć na świat przez różowe okulary. Czy to oznaczało, że nie był zbyt optymistycznie nastawiony do świata? Właściwie wyglądał jej na realistę, wystarczyło zamienić z nim kilka zdań, żeby poczuć, że twardo stąpa po ziemi. A może tylko jej wydawało? — Zdecydowanie zgadzamy się w tej kwestii — dodała wesoło, zauważając, że prawdopodobnie pierwszy raz odkąd zaczęli rozmawiać, mieli takie samo zdanie na jakikolwiek temat. On nie chciał uszkodzić jej, a ona nie chciała być uszkodzona, chociaż dziś – przez prześladującego ją pecha zbyt często jej się to zdarzało. — Nie jest błahy, jeśli się nim przejmujesz — zauważyła. A na pewno się przejmujesz, skoro budzi w Tobie emocje. Nie powiedziała tego na głos, nie chciała urazić jego dumy. — Znam to. Mało co i kto tak wkurza tak, jak rodzice. — Problemy z rodzicami nie były jej obce, sama wiecznie użerała się z nadopiekuńczą matką, która na nic nie chciała jej pozwolić. Dobrze, że nie była w stanie kontrolować jej w Hogwarcie. No i w Londynie, kiedy znajdowała się pod (niezbyt pilną, jak widać) opieką siostry. Skupiła wzrok na piłce, ani myśląc spojrzeć mu teraz w oczy. Wkroczyli na niebezpieczny grunt, zbyt wiele szczegółów. Jak z tego wybrnąć? Skłamać, czy po prostu unikać szczegółów? On też tak zrobił, więc chyba mogła sobie na to pozwolić... — Właściwie identycznie, gram w coś innego. Jestem w szkolnej drużynie, ale nie jestem najlepsza — uśmiechnęła się szeroko, bo wolała śmiać się ze swoich wad, niż się nimi przejmować. — Ale staram się! — Dodała szybko rozbawionym tonem. Uśmiech ustąpił zaskoczeniu, kiedy podał jej piłkę. Spojrzała na niego pytająco, ale nic nie powiedziała, jedynie podążyła za jego wskazówkami, za wszelką cenę starając nie napiąć się jak struna kiedy za nią stanął. Nastoletnie serce załomotało intensywnie, do policzków nabiegła krew, a głowę wypełniła modlitwa o to, by żadne z nich nie miało spoconych dłoni, chociaż szczególnie to ona, bo byłoby jej wybitnie wstyd. Orzeszku, o Merlinie. Co tutaj się właśnie dzieje? Ciepła obecność tuż za nią rozproszyła ją na tyle, że kiedy użył jej rąk do wyrzucenia piłki, o mało o tym nie zapomniała. Może dlatego poszło im tak kiepsko? — T-to — nie tylko się zająknęła, ale i zadrżał jej głos. Kiedy zniknął zza jej pleców, poczuła, że nogi ma jak z waty. Odchrząknęła. — To dobrze, złość piękności szkodzi. Schyliła się po piłkę i spróbowała podążyć za jego instrukcjami. Zaraz, jakie one były? Namącił jej w głowie tak bardzo, że ledwie odróżniała prawą nogę od lewej. Nic dziwnego, że kiedy rzuciła do kosza, nie poszło jej ani trochę lepiej. Parsknęła śmiechem, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zza jej pleców dobiegło znajome wołanie. „Hope? Hoooope! HOPE” Gwen ewidentnie się niecierpliwiła, a ona nie chciała jej martwić. Podniosła piłkę, która dotoczyła się do jej butów i wręczyła ją nieznajomemu. — Muszę iść, a Ty i tak zdecydowanie wygrałeś — cofnęła się o dwa kroki — twoja nagroda, łap — posłała mu buziaka w powietrzu, uśmiechnęła się niewinnie, odwróciła się na pięcie i pognała w stronę siostry z okrzykiem „NO IDĘ NO” na ustach.
[z.t.]
+
Liam G. Walker
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : pieprzyk na lewej kości policzkowej, dość krzaczaste brwi, włosy w wiecznym nieładzie
- To też się zgadza - zaśmiał się, bo nie sposób było temu zaprzeczyć, chociaż on wydawał się być dość rozważnym chłopakiem mimo, że często zdarzały mu się wpadki. A może to brak doświadczenia w relacji damsko-męskich doprowadzał do częstych nieporozumień? Czym by to nie było podyktowane starał się to łagodzić i zawsze postępować odpowiednio. I tak. Liam zdecydowanie był realistą, w przeciwieństwie do swojej siostry, która nierzadko chodziła z głową w chmurach, często zbyt optymistycznie podchodząc do niektórych rzeczy. Z tego powodu czuł się za nią odpowiedzialny, a tym samym uważał, że nie może pozwolić sobie na brak realizmu. Poczuł ulgę, kiedy udało mu się pozbyć tego dziwnego napięcia w powietrzu, a na ustach nieznajomej częściej pojawiał się uśmiech, którego nie potrafił nie odwzajemnić. Dodatkowo jego uwadze nie umknął fakt, że gdy ten sięgał oczu wydawały się jaśniejsze, a w policzkach dziewczyny pojawiały się urocze dołeczki. Nie chcąc wyjść na creepa, - którym i tak go nazwała - starał się nie przyglądać jej z nieukrywanym zainteresowaniem, co jakiś czas uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. Ściągnął brwi słysząc jej uwagę, którą skomentował cichym, aczkolwiek ciężkim westchnieniem. Trudno było mu nie przyznać dziewczynie racji i o ile ostatecznie mógł to zrobić, to gorzej było pogodzić się z tym, co ze sobą niosła - zależało mu. Jaki by George nie był, wciąż pozostawał jego ojcem. Może nie poświęcał mu zbyt dużo czasu czy uwagi, ale mimo wszystko był obecny w jego życiu, a nie całkowicie z niego wykluczony. - Czasem tylko rodzeństwo - stwierdził z szerokim uśmiechem, przypominając sobie jak wiele razy Cass prawie doprowadziła go do furii, chociaż nie potrafił zbyt długo na się nią gniewać. Nieświadomie podzielił się z nią kolejną informacją ze swojego życia - posiadał rodzeństwo. I gdy się nad tym zastanowił wcale nie czuł się źle, Podobnie jak z odpowiedzią na pytanie, chociaż zapewne zauważyła, że była ona odrobinę wymijająca. Była mugolem a więc nie mógł tak po prostu rzucić "w szkole grają w Quidditcha, to taki sport, gdzie latasz na miotle, jest kilka piłek i złoty znicz". To brzmiało jakby uciekł z domu wariatów, a przecież już miała go za dziwaka; tylko by się pogrążył. - Starania są najważniejsze - odparł, widząc, że nawet jeśli ktoś posiadał wrodzony talent to wciąż musiał ciężko pracować. Z tego powodu rudowłosa nie powinna przejmować się swoimi niepowodzeniami, które zdarzały się każdemu - był tego doskonałym przykładem. Chciał się odrobinę przed nią popisać, a wyszło gorzej niż źle. Totalna kompromitacja pomyślał lekko zmieszany, ale również odrobinę rozbawiony. Komentarz dziewczyny, któremu towarzyszyło dziwne zająknięcia sprawił, że na twarzy Liama pojawił się szeroki uśmiech. - Tobie mogłaby i zaszkodzić, mi niekoniecznie - zaśmiał się, fakt - była naprawdę śliczna, chociaż miał nieodparte wrażenie, że nawet gdyby się złościła wyglądałaby równie pięknie. Zdając sobie sprawę, że trochę za bardzo popłynął zamrugał kilka razy, sprowadzając własny umysł do rzeczywistości, wtedy też usłyszał głośne nawoływanie. „Hope? Hoooope! HOPE” Zmarszczył czoło i nim zdążyła zareagować Hope się ulotniła, posyłając mu całusa. - Na razie, Hope - rzucił z nią, chociaż nie miał pewności czy usłyszała, śmiejąc się. Zebrał piłkę i sam po chwili również zszedł z boiska, ze świadomością, że zapewne już nigdy nie spotka rudowłosej mugolki. Mimo wszystko to był udany dzień.