Świat pełnego bezkresu, w którym oboje lawirowali na granicy niepewności, bowiem tym była niemagiczna część rzeczywistości. Skropiona iluzja blichtru i dziwnej spontaniczności, której czarodziejom tak często brakowało;
analizowali, poddawali wszystko enigmie własnych myśli, zaś ci, którzy wyzbyci byli ze wszelkich zdolności pozwalających rzucać skomplikowane inkantacje, nawet nie rozważali tego, co miało im przynieść
chlubę. Może tylko niektórzy, marzący o sławie i uznaniu przez innych - podobnych sobie. Tristan nie należał do ani jednej, ani drugiej grupy, wszak marzył jedynie o ciszy, jaka mogła spowijać umysły i wolności, dzięki której stawał się jeszcze bardziej nieprzewidywalny. Z innej zaś strony - od spodu - pukała ekstrawertyczna nuta, bo to ona pozwalała mu chełpić się w tych ukradkowych spojrzeniach, przekornych uśmiechach i słowach mających doprowadzić do chwilowej znajomości.
Obserwował więc uważnie twarz Maurice'a, jakby chcąc poddać go pewnej próbie. Nie oczekiwał, że złamie on własne reguły, bo to wydawało się być trudne, nawet dla kogoś takiego jak Collins. Ostatnie miesiące mogłyby natomiast wskazywać na irracjonalny eufemizm zestawiający jego nazwisko wokół jakichkolwiek zasad moralnych. O tym nie wiedział jednak n i k t, a on nie zamierzał pozwalać sobie na zwątpienie, że cokolwiek nie zrobił, było błędem minionych dni.
- To wystarczająco długo, żeby pewna blondynka nie odrywała ode mnie oczu - roześmiał się na tę figlarną i bystrą uwagę, kwitując to subtelnym zwilżeniem koniuszkiem języka dolnej wargi.
- Natomiast masz rację, że niektórzy nie dotrwaliby do trzeciej minuty - bezczelność wybrzmiała naturalnie, jakby dopuszczał się jej na każdym kroku, gdy maska dystansu i chłodu opadała z impetem na betonową posadzkę. W czarodziejskim nie zawsze czuł się zrozumiany.
Zwrócił się do barmana, zamawiając po dwa szoty tequili i po piwie - dla siebie i Howellsa, a następnie podsunął mu niezbyt ozdobne szkło. Płacenie funtami przychodziło znacznie łatwiej, bo po tournee europejskim sporo zaoszczędził, a dziś miał po prostu otwarty rachunek, o czym nikt nie musiał wiedzieć. On wydawać się mogło, że również o tym zapominał.
- W takim razie... Co jeszcze znajduje się na twojej liście? - zapytał z zaciekawieniem, wypijając podły alkohol, zagryzając jego nieprzyjemny posmak cytryną. Obserwował uważnie twarz wieczornego towarzysza, a następnie zmusił się do niekontrolowanego uśmiechu; nawet błękit męskich tęczówek zaczął szklić się niebezpiecznie.
- To zwykła ciekawość, a może - kto wie - pomogę ci zrealizować chociaż jeden punkt - zaproponował, nie mając już nic do stracenia
i na nowo spalając się tak, jak robił to od miesięcy.
@Maurice Howells