Mugolski pub. Przeważnie we dnie świeci pustkami, a życie zaczyna się tutaj dopiero wieczorem. Bezpieczny (przynajmniej według właścicieli), ale trochę "mroczniejszy". Mieści się w centrum Londynu.
Autor
Wiadomość
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate tłumaczyła sobie ich nagłe, przeciągłe milczenie jako efekt po-Lockowy. W momencie w którym Swansea postanowił ją całkowicie zignorować, uznała, że pewnie za sprawą jakiegoś bro codu również u Solberga wleciała na czarną listę. Choć nigdy nie dał jej specjalnie odczuć jakiejkolwiek antypatii, nie zaczepiał jej równie często i nie podchodził do niej w szkole, jak wcześniej czasem to bywało. Sytuacja na moment zmieniła się po felernym kółku, ale do niego wolała nie wracać i pewnie im dłużej temat jej bielizny nie będzie wypływał na wierzch, tym lepiej. Była ostatnio dość bojowo nastawiona do... W zasadzie wszystkich i wszystkiego. Powrót do szkoły ją wkurwiał, wkurwiała ją jej własna niekonsekwencja, a do tego czuła się, jakby ktoś wywinął jej żart rodem z mugolskiej ukrytej kamery, bo gdy zobaczyła Lockiego w szkole te dwa tygodnie temu, szczęka jej opadła. Miała zamiar jednak spróbować i oderwać swoje myśli od tych przykrych aspektów powrotu do zamku, zamiast nich skupiała się na spędzeniu miło czasu w barze, przy bilardzie, rzutkach i piwie, czy czymkolwiek co będą mieli zamiar pić. - Ty zacznij - powiedziała krótko, nie bawiąc się w kurtuazje, w których należało jej się pierwszeństwo, bo była kobietą. Wolała, żeby Max wykonał ten pierwszy ruch - przynajmniej popatrzy, jak ustawia ten długi kij, ręce i nogi, bo ona miała na ten temat bardzo nikłe pojęcie. - O dobrą zabawę? - rzuciła, fizycznie powstrzymując się od wywrócenia oczami. - Nie mam obecnie nic ciekawego do zaoferowania. Najwyżej galeony - dodała. Gdyby była w lepszym humorze, może zaoferowałaby mu pokazanie dupy, ale nie zanosiło się na razie. Obserwowała, jak rozbijał bile, pomału próbując orientować się w tym, co działo się na stole. - Które mam wbijać? - zapytała, zieleńsza niż pomidor na wiosnę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sprawa była prosta, nie zaczepiał jej tak często, bo miał wiele na głowie. Nie wiedział o całym zamieszaniu z Lockiem, a nawet gdyby, to średnio go takie rzeczy obchodziły. Dopóki Kate nie wbiłaby kumplowi noża w plecy, to nie widział powodu, by zmienić do niej nastawienia. Nie zapomniał jednak widoku jej gaci, gdy tak zwisała sobie głową w dół na spotkaniu kółka. -Jak wolisz. - Skoro nie chciała, to przecież nie miał zamiaru jej zmuszać o niczego, ale coraz bardziej czuł, że coś tu nie gra, a gdy zaproponowała zakład o dobrą zabawę, spojrzał na dziewczynę, jakby mu kota zjadła, czy coś. -Dobra zabawa to jest gwarantowana, moja droga. - Uśmiechnął się, choć wciąż patrzył na nią podejrzliwie. -Jak wygram, powiesz mi czemu brzmisz jakby Ci pumeks dupę ścierał przy każdym kroku. - Zaproponował, dając znak, że ona też może wybrać sobie nagrodę. Otwarty chłop był i nie było wielu rzeczy, na które by nie poszedł. Chwycił kij i nachylił się nad stołem, przymierzając do białej bili, w którą w końcu uderzył z takim impetem, że trójkąt się rozbił, a pierwsza z bil wleciała do łuzy. -Wbijasz te biało-kolorowe, ja biorę całe. - Wyjaśnił, gdy już to się wyjaśniło. Gra została rozpoczęta, a jako że trafił, miał przywilej jeszcze jednego uderzenia, które okazało się równie celne. Niestety przy trzecim strzale miał wyjątkowego pecha i przypadkiem wrzucił czarną bilę. -No i chuj, no i cześć. Rewanż? - Zaproponował, bo taki szybki koniec nie był w jego stylu.
Mechanika:
Tym razem rozbija Kate Każdy z nas musi wrzucić po 7 bil + czarną, którą wbija się na sam koniec. Rzucamy kostkami k6.
Max - Jedna wbita bila za każdą nieparzystą k6 Kate - Jedna wbita bila za każdą nieparzystą k6
Celny strzał to możliwość ponownej próby. Dodatkowo po każdym sukcessie rzucamy literką. Samogłoska oznacza wbicie czarnej bili i automatyczną wygraną przeciwnika.
Pozwolenie Maxowi zacząć miało przede wszystkim dać jej więcej czasu w rozeznaniu się w zasadach i sposobie grania w bilard, bo umówmy się, Kasia widziała to może parę razy w telewizji, jak była w odwiedzinach u swoich mugolskich koleżanek albo słyszała o tym z opowieści, ale nigdy nie miała okazji faktycznie grać. Nie wyglądało ani jak szachy, ani jak gargulki, a długaśny, cienki kij wcale nie sprawiał wrażenia prostego w obsłudze. Ot, pozwalała mu wykonać wstępny instruktaż. Brak proponowania niczego szczególnego w kwestii wygranej również się z tym wiązał - spodziewała się przegranej od startu, więc nie chciała od razu być udupiona. Max nie poleciał na te gierki, od razu wypalając ze swoim warunkiem. Hell no, nie zamierzała mu się zwierzać ze swoich nastoletnich bóli! - Okej, jak przegrasz, to odpuścisz temat pumeksu - powiedziała, wywracając oczami, bo błysk białek był w ostatnim czasie jej znakiem rozpoznawczym. Zanim jednak zmieniła się w totalnego gbura, Max wbił czarną bilę, co teoretycznie sprawiało, że przegrał. Tu i teraz, już. - No to pobawione - skomentowała, śmiejąc się, ale tak serdecznie, nie mściwie, bo co jak co, ale gdyby sama wybrała rozpoczynanie rozgrywki, skończyłaby ją pewnie jeszcze szybciej, co mogła mu udowodnić w kolejnym podejściu. Ustawiła się przy stole, pochylając się nad nim, próbując ułożyć w palcach kijek w taki sposób, w jaki robił to wcześniej Ślizgon, ale coś nie poszło, bo jej rozbicie poskutkowało wpadnięciem nie tej bili co trzeba. Jęknęła przeciągle, opierając się łokciem o płytę. - Nie umiem trzymać tego kija nooooo - pożaliła się, ale za tym jękiem czaiło się rozbawienie, bo bilard wydał jej się całkiem śmieszny. Nie, nie miała pojęcia, co w nim robiła. - Jak Ty to, no, ten - Nie umiała się wysłowić, ale półsłówkami i gestami na migi próbowała zapytać go o to, jak poprawnie przyjąć postawę do gry, bo jedyne, co umiała dobrze zrobić na ten moment, to wypiąć się.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, jeśli Kate nie wiedziała, jak posługiwać się kijem, Max był bardziej niż szczęśliwy, żeby jej to i owo wytłumaczyć. Jeśli chodziło o bilard też. Skupił się jednak na rozpoczęciu gry, bo przecież płacili za godzinę. Jasne, mogli dorzucić galeony na kolejną, ale trzeba było się rozgrzać. -Stoi. - Powiedział, bo nie miał za wiele do stracenia, a ciągnięcie jej za język, jeśli temat był dla niej nieprzyjemny, raczej popsułoby atmosferę, a przecież nie o to chodziło w tym wypadzie. Mieli się rozluźnić i dobrze bawić. Max rozpoczął tak zajebistą zabawę, że skończyła się w ciągu pięciu sekund. Mistrz nad mistrze, nie ma co. -Zazwyczaj tak szybko nie kończę. - Rzucił do niej z łobuzerskim uśmiechem, po czym chwycił swojego browara i nawilżył gardło. Trzeba było postarać się bardziej i faktycznie rozpocząć grę, bo przecież nie mogli tak żałośnie sobie radzić cały wieczór. Wypadało sprawiać choćby pozory, że potrafią uderzyć kijkami w kulki. Zaczęli więc jeszcze raz. Tym razem zaczynała Kate i Max musiał przyznać, że nie do końca widział, jak sobie radzi z rozbijaniem, bo skupienie uciekło mu na zgiętą nóżkę i wypiętą postawę. Dopiero, gdy usłyszał jęk gryfonki, powrócił poniekąd do rzeczywistości, patrząc na jej twarz. -Śpieszę z instruktażem używania kija. - Puścił jej oczko, zaraz też rzucając jej kredę, by mogła nasmarować czubek kija, by ten nie ślizgał się tak po bilach. -Dobra, chodź tu. - Odstawił swój sprzęt i browarka, po czym podszedł do Kate, obejmując ją tak, by był w stanie dosięgnąć kija. -Teraz musisz się pochylić. Bardzo nisko, praktycznie połóż się na kiju. - Lekko popchnął ją swoim ciałem, przyjmując postawę razem z nią i przypadkiem zahaczając palcami wolnej dłoni o krawędź jej spódniczki, unosząc ją pół milimetra wyżej. -Spróbuj powoli przymierzyć się od kuli, ale nie uderzaj. Wyczuj ułożenie palcy tak, by stabilnie prowadziły kij. Musisz widzieć, gdzie bila ma lecieć i znaleźć kąt, pod którym ma na to największą szansę. Im bardziej zniżysz się do jej poziomu, tym będzie Ci łatwiej. - Instruował ją dalej, biorąc mentalny wdech, bo jednak Kate była intrygującą i piękną dziewczyną, a on zdrowym kolesiem, który znajdował się teraz zdecydowanie zbyt blisko niej. -Jak wyczujesz moment i uznasz, że jesteś gotowa, weź wdech razem z ociągnięciem kija, a potem uderz białą na wydechu. - Delikatnie poprowadził kij według tego, co mówił, by zobrazować dziewczynie, co dokładnie miał na myśli, choć zatrzymał się nim uderzył w bilę. Ten ruch musiała wykonać już sama.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate znajdowała się w dziwnym impasie, jednocześnie dławiąc się trapiącymi ją problemami i rozterkami, ale też nie pozwalając im opuścić jej ust, niemal masochistycznie zagryzając zębami język skory do ułożenia słów w szyku wyrażającym jej narastającą frustrację. Może mogłaby znaleźć w Maxie powiernika… Ale może nie musiała? Może dane im było po prostu wyrwać się z paskudnej, szarej codzienności i zaznać choć trochę rozrywki nieprzerywanej niczym nieprzyjemnym? Choć nie umiała grać w bilard, wizja trącania kolorywch kulek wyjątkowo długim kijem była dla niej atrakcyjną formą spędzenia czasu. Słysząc jego zapewnienie, w pierwszej chwili tylko uniosła jedną brew w pytającym geście, ale nie wytrzymała długo z tą swoją nonszalancką pozą, po prostu śmiejąc się z tego średnio smacznego żarciku. -Niech zgadnę, mówisz to wszystkim dziewczynom? - zapytała, wymownie unosząc i opuszczając brwi w porozumiewawczym geście, który mówił tylko i wyłacznie to, że przejrzała jego grę! Zaraz jednak miał okazję popisać się w roli nauczyciela, którą przyjął dość entuzjastycznie - a przynajmniej entuzjastyczniej, niż Kate przypuszczała. Złapała kredę w powietrzu, nieco niepewnie ocierając nią końcówkę kija na wzór tego, co sam Max robił wcześniej. Mogła się wyłącznie domyślać, że miało to coś wspólnego ze zwiększeniem “przyczepności”, ale jak było realnie? Nim zdążyła spytać, poczuła jego ciało na swoim w tym dziwnie bliskim i niemal intymnym objęciu. Stop, Kate, skup się! On tylko pokazuje Ci, jak poprawnie grać w tę grę! Dlaczego więc tak subtelnie musnął jej udo palcem? Było zbyt wcześnie, żeby piwo tak silnie ją rozgrzało, więc czym było to ciepło rodzące się w jej wnętrzu? Pozwoliła jego rękom prowadzić swoje własne, starając się skupić na tym, co do niej mówił. -Z wydechem? - powtórzyła po nim, czując, że będzie to wyjątkowo ciężkie przedsięwzięcie - wziąć głęboki wdech i wydech będąc dociskaną do stołu przez męskie ciało. Jej oddech drżał, gdy popchnęła kijem białą bilę, która wpadła między kolorowe z serią głośnych stuknięć.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Był równie poważny co ona, więc sam zaraz się zaśmiał, bo jednak żarty o seksie bawiły wszystkie dzieci. Nawet te na studiach. -Tylko tym, które są na tyle zjawiskowe, że nie mogę się dłużej powstrzymać. - Przecież nie da się tak łatwo wytrącić z równowagi. Musiał się odbić komplementem, przy okazji zwalając winę na Kate, bo oczywiście, że gdyby nie ona, to poradziłby sobie lepiej. Z bilardem, rzecz jasna, bo o bilardzie rozmawiali, bo w bilard grali. Zapał miał, bo jego dojrzałość praktycznie nie istniała, gdy przed oczami miał kogoś atrakcyjnego. Nawet, jeśli niczego więcej nie planował, to wizja zmniejszenia dystansu między nim a gryfonką, na kilka chwil, była ogromnie kusząca. Długo też nie musiał na ten moment czekać. Kate nie wyglądała, jakby miała coś przeciw, a że Max zawsze był taki hej do przodu, to po prostu szedł z flow. Jego klatka piersiowa napierała lekko na jej plecy, a muśnięcie uda wcale nie było tak przypadkowe, jak mogło się wydawać. Sam miał problemy żeby się skupić, szczególnie, gdy owiewał go jej zapach, ale udało mu się na tyle ogarnąć, że nie było po nim widać tego wszystkiego. Taktycznie cofnął też trochę biodra, tłumacząc kwestię poprawnej techniki. A przynajmniej działającej, bo jeśli chodziło o bilard to wcale ekspertem nie był, ale potrafił ubierać swoją ograniczoną wiedzę w piękne słowa i zazwyczaj to wystarczało. -Dokładnie. - Automatycznie zniżył i ściszył głos, wyczuwając przez ich bliskość, nierówność jej oddechu. Przygryzł dolną wargę, przywołując się do porządku. Na szczęście Kate nie była w stanie dostrzec wyrazu jego twarzy z tej pozycji, gdy swoim policzkiem praktycznie dotykał tego, należącego do niej. -No i widzisz, nie było tak źle. Spokój i jasny cel, to są klucze do sukcesu. - Pochwalił ją, gdy bila odbiła się od innych, tych bardziej kolorowych. Wyprostował się też w końcu, żeby nieco zredukować napięcie, które pojawiło się w jego ciele przez ten krótki, acz intensywny moment. -Pamiętaj, bardziej zrównasz się z kijem, tym więcej będziesz w stanie dostrzec. - Odpowiedział jeszcze, przymierzając się do własnego ruchu, co wcale nie było tak łatwe, gdy dłonie nieznacznie mu drżały, ale ostatecznie udało mu się wbić dwie bile do łuz.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Miał tę ciekawą zdolność rozganiania kłębiących się nad jej głową ciemnych chmur, nawet jeśli były naładowane piorunami i gotowe do zrzucenia na kogoś gromu. Bezbłędnie rozładował wszelkie negatywne napięcie, które początkowo odczuwała, bo tych kilka ciętych tekstów i zawoalowany komplement pod jej adresem sprawił, że całkowicie porzuciła marsowe oblicze, promieniejąc szerokim uśmiechem i tym dziewczęcym urokiem, którym zwykła niegdyś emanować. Aż chciałoby się machnąć ręką, ach, Max, no coś Ty! Ale nie powiedziała nic z tych rzeczy, milcząco i radośnie akceptując pochwałę własnego powabu i urody, z których powinna być częściej dumna i zadowolona - i pewnie byłaby, gdyby ktoś z równą celnością je dostrzegał. Stworzł się między nimi zgoła inny rodzaj napięcia. Dziwna ekscytacja wstąpiła w jej ciało, gdy znajdował się tuż przy niej i gdy jego klatka piersiowa dociskała się do jej pleców w tej dominującej fizyczności, której uległa, odginając się nieco. Nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy, ale była boleśnie świadoma jego policzka obok swojego własnego. Czuła przy uchu ciepło jego oddechu i jej własny zadrżał niebezpiecznie, niemal zdradzając jak naelektryzowana czuła się tą bliskością. Mogła przysiąc, że czuła fizyczne przeskakiwanie impulsów na styku ich ciał, balansując na śliskiej granicy… Brakowało tylko jednego pchnięcia. Kijem w bile oczywiście. Wraz z pierwszym rozbiciem, siatka ich wzajemnie splecionych intymności rozluźniła się i Max podniósł się znad stolika, dając Kate więcej przestrzeni. Powróciła do pionu z dziwnym uczuciem lekkości w głowie, prawie od razu sięgając po piwo, by czym prędzej dać samej sobie usprawiedliwienie dla upojenia, które czuła w tamtym momencie. Poza tym zaschło jej w gardle. - Dajesz korki z bilarda? - zapytała luźno, wcale nie siląc się na zaczepny ton w wypowiedzi, jednocześnie sugerując, że z chęcią odtworzyłaby z nim podobną konfigurację. - Może nawet polubię tę grę - stwierdziła jeszcze, obserwując, jak wbijał bile do łuz. Jedna, druga… Trzecia? Może to w końcu jej kolej? - Im niżej, tym lepiej, tak? - zapytała, choć dobrze znała już odpowiedź. A Max szybko mógł zobaczyć, jak efektywna była udzielona przez niego lekcja, gdy bezpardonowo niemal położyła się na stole, a jej spódniczka niebezpiecznie powędrowała ku górze.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie miał w zwyczaju okłamywać pięknych kobiet w temacie ich krasy i nie widział, czemu Kate miałaby zaprzeczać czemuś tak oczywistemu, jak jej uroda. Wręcz doceniał to, że potrafiła przyjąć te słowa, bez zbędnych udawanych skromności. Nie znali się ani wybitnie długo, ani wybitnie dobrze, a jednak było coś co sprawiało, że ich spotkania zawsze były niesamowicie interesujące. Działał naturalnie i instynktownie, zaczynając myśleć dopiero po fakcie. Bliskość, do jakiej sam doprowadził, widocznie zadziałała na ich oboje, czego nie dało się w żaden sposób chyba ukryć. Normalnie mógłby to jakoś skomentować, ale czasem znał coś takiego jak kultura. Możliwe, że przy drugim piwie nieco mniej by się kontrolował, ale w tej chwili musiał dać czas gryfonce, by w pełni się rozluźniła i zapomniała o tym, co powodowało u niej takie spięcie, a co gorsza o tym, co sprawiało, że unikała Solberga. No tak to się nie godziło. Powiódł za nią wzrokiem, gdy podeszła po piwo. Tak, jemu też by się przydało nieco nawilżenia gardła, ale uznał, że chwilę jeszcze da sobie na wstrzymanie. W końcu gra sama się nie wygra. Pochylił się nisko nad kijem, przymierzając się do strzału, gdy zadała to pozornie niewinne pytanie. Nie odpowiedział żadnym słowem, ale odwrócił tylko głowę, posyłając jej bardzo wymowny uśmiech, któremu akompaniowało niebezpiecznie roziskrzone spojrzenie. Dopiero gdy wbił bilę powrócił do dialogu, szykując się do kolejnego uderzenia. -Chcesz mnie wrobić i potem ojebać przy następnej okazji? Nie ma tak łatwo. Chociaż przydałoby Ci się kilka.....sugestii. - Ostatnie słowo wypowiedział, wprawiając kij w ruch, zdobywając kolejny punkt. Niestety był to koniec jego dobrej passy, bo zaraz też spudłował i musiał oddać kolejkę Kate. -Zdecydowanie. - Wymruczał, skupiając się znów na nie tej części Kasi, na której powinien. Oparty nonszalancko o stół, gdzieś krok obok, praktycznie nieświadomie kredował koniec swojego kija, śledząc ruchy jej nóg i miniówki, która mimo że krótko, jak na jego gust mogłaby sięgać jeszcze nieco wyżej. -Ponętna... Pojętna z Ciebie uczennica. - Poprawił się szybko, przenosząc spojrzenie na twarz Kate.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
W istocie - ich spotkania zazwyczaj doprowadzały do zaskakujących punktów kulminacyjnych, przechodząc od tarzania się po pegzim padoku w przedziwnym splocie, do iskrzenia tak silnego, że stanowiło realne zagrożenie pożarowe. Mimo że te spotkania miały miejsce raz na jakiś czas i pomiędzy nimi nie utrzymywali kontaktu nawet na wizbooku, wciąż potrafili nadawać na tych samych falach, z zegarmistrzowską wręcz precyzją dostrajając do siebie nawzajem nie tylko ciętość języka i żartu, lecz także ciała, chcące pracować w tym samym rytmie. Kate, skup się na grze! Jej karminowe usta przywarły do brzegu kufla, sącząc powoli złote, schłodzone piwo, modląc się, by ostudziło nie tylko jej myśli, lecz także ten gorejący ogniem zwój elektryzującego napięcia, który umiejscowił się w jej podbrzuszu w wyniku tych niewinnych przekomarzanek. Rozluźnianie w tych warunkach nie powinno jej przychodzić z trudem i szczerze powiedziawszy nie miała problemu, by odpuścić wcześniejsze zmartwienia, z nagła poważnie zainteresowana rozgrywaną z Solbergiem grą. Tą psychologiczną. Przyglądała się uważnie jego grze, karcąc własne myśli, że bardziej niż nad kwestią układania kija i faktycznego celowania w bile skupiały się raczej na tym, jak w tej pozycji napinały się jego barki i jak jeden z kosmyków włosów frywolnie opadał mu na czoło, niemal błagając jej dłonie, by się nim zajęły. Wymowny uśmiech powiedział jej wystarczająco wiele, by nie musiała zadawać pytań, co dokładnie miał na myśli. - Dlaczego upatrujesz się w tym podstępu? - zapytała, niewinnie trzepocząc rzęsami, bo przecież co złego, to nie ona! - Nie wiem, jak szybko się uczę, ale na pewno jestem podatna na sugestie - dodała, odczuwając nieco zbyt wiele ekscytacji z tej wymiany zdań, niż jej zdaniem powinna. Ciężko było jej powstrzymać wargi od wyginania się w lekkim, zadziornym uśmiechu. Zniżała się do poziomu bili dokładnie tak, jak jej polecił, podświadomie bardziej skupiając się na tym, czy jej udo było wystarczająco napięte, a miednica odpowiednio odgięta, niż nad faktycznym celowaniem w kule. Usłyszawszy jego przejęzyczenie, odwróciła do niego głowę z udawanym zmartwieniem. - Zdecydowanie za mało wypiłeś, by tak bardzo plątał Ci się język - zauważyła, zbijając samej sobie mentalnie piątkę, dziękując w duchu spódniczce, że tym razem jej nie zawiodła. Posłała jedną bilę do łuzy, podnosząc się znad stołu wolno i tryumalnie. - Chyba faktycznie następnym razem Cię ogram - chełpiła się tym malutkim sukcesem, po którym życie i niedostateczne umiejętności dość szybko ją zweryfikowały, bo kolejnej bili już nie udało jej się wbić w miejsce przeznaczenia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Można było śmiało stwierdzić, że mieli do siebie takie szczęście, jak i pecha. Skoro wieczór zaczynał się dobrze, nauczeni historią mogli spodziewać się jakiegoś nieszczęścia później, więc tym bardziej trzeba było czerpać przyjemność z każdej, nawet najmniejszej chwili. A było zdecydowanie z czego czerpać. Nie spodziewał się po dzisiejszym wieczorze niczego, nawet tego, że Kate się pojawi w Sali Wejściowej, a tu proszę. Ciśnienie rosło, tak samo jak temperatura między nimi, przypominając powoli pożar, który kiedyś wywołał w cieplarni. Wtedy też powietrze iskrzyło od ich spojrzeń i drobnych gestów. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby im ulegli. Choć Max widać się wcale nie bał, bo jego wyobraźnia poleciała już zdecydowanie za daleko, by tak po prostu ją zatrzymać i uspokoić. Jak on, kurwa, kochał bilard... Uśmiech nie znikał z jego ust, gdy ze skupieniem uderzał kijem. Dawna pewność siebie, która często była u niego starannie wypracowana raczej niż naturalna, wróciła i chłopak poczuł się tak jak za dawnych czasów, choć tym razem nie psuły mu tego natrętne myśli, zazwyczaj mieszkające w jego głowie. Dobrze wiedział, że od kiedy był trzeźwy, dużo lepiej się prezentuje, a nieustanne treningi pozwalały jego mięśniom wyraźnie, choć nie przesadnie się odznaczać. -Bo wiem, że lubisz rywalizację. - Odpowiedział krótko, choć nie sprecyzował, co dokładnie kryło się za jego słowami. Czuł, że nie musiał, że Kate doskonale wiedziała, że ma na myśli tę psychologiczną rywalizację charakterów bardziej, niż jakąś barową grę. Nawet jeśli była to niezwykle pasjonująca rozrywka. -Jesteś pewna, że powinnaś mi się do tego przyznawać? - Zapytał w kwestii jej podatności na sugestie. Oj wiele by jej zasugerował, gdyby mógł. Naprawdę wiele. Nic więc dziwnego, że przez te wszystkie myśli, mowa też przestała mu odpowiednio funkcjonować. -Może po prostu upiłem się widokiem. - Ponownie odbił piłeczkę w postaci retorycznego pytanio-stwierdzenia. Pozwalał sobie na wiele, ale co mogło go w najgorszym wypadku spotkać? Strzał w pysk? Oblanie piwem? Był w stanie to przeżyć, chociaż wątpił, by Kate w tym momencie zamierzała coś takiego zrobić. Widział, że ona bawi się równie wyśmienicie co on sam. Gdy dziewczyna trafiła do celu, a jej ciało ponownie wprawiło się w ruch, Maxowi kreda omsknęła się po kiju i spadła pod nogi gryfonki. W tej chwili żałował, że ta podniosła się do pionu, ale i tak musiał podnieść swoją zgubę. Zszedł więc do parteru i podniósł kosteczkę, lecz nim wstał, musiał uraczyć się widokiem długich, owiniętych w ciemny materiał nóg, które ginęły przykryte spódniczką praktycznie tam, skąd wyrastały. Poczuł, jak robi mu się jeszcze bardziej gorąco, gdy jego wyobraźnia pomknęła jeszcze dalej. Chyba tylko resztkami sił zatrzymał łapy przy sobie i niechętnie sam wstał, wspomagając się wciąż trzymanym w ręku kijem, jednak stanął w miejscu, z którego kredę podniósł, czyli niebezpiecznie blisko Kate. -Obawiam się, że już czuję się ograny. - Pewnie patrzył jej w oczy, chociaż nie mógł znieść tej ponownej bliskości ich ciał. Był pewien, że gdyby tylko dziewczyna wzięła głębszy oddech, ich klatki piersiowe by się dotknęły. Miał świadomość, że powinien postąpić przynajmniej krok do tyłu, ale nie czuł się niekomfortowo, a co gorsza, jego ciało nie do końca chciało go słuchać, pewnie dlatego, że większość krwi odpłynęła już w konkretne regiony.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Będąc w towarzystwie Kate z pewnością można było upatrywać się wyglądającego zza rogu pecha, czającego się i czyhającego na dogodny moment, by zepsuć jakąś ważną chwilę lub podniosły moment. Nieszczęścia trzymały się jej jak rzepy psiego ogona, a w dodatku uważały, że chodzenie parami jest passé i podążały za nią stadnie. Jeśli miałaby być ze sobą szczera, jakiekolwiek jej wyobrażenia odnośnie dzisiejszego wieczoru dalece odbiegały temu, co realnie działo się teraz między nimi. Ale nie miała nic przeciwko takiemu rozwojowi sytuacji. Zdawało się, że nie robili nic szczególnego. Ot, przekomarzali się trochę, grali, a jednak napięcie między nimi rosło z każdą mijającą minutą tych nafaszerowanych podtekstami rozmów, pozwalając sobie brnąć nieco dalej i dalej w rozgrywające się w ich głowach fantazje. Gdyby jeszcze wypili nieco więcej, mogliby usprawiedliwić się wpływem procentów na tory, którymi biegły ich roziskrzone rozważania - skoro jednak nie mieli w zanadrzu tej wymówki, co tak naprawdę działo się między nimi? Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale z wielką przyjemnością odbijała kolejne piłeczki, choćby tylko po to, by poznać dalszy rozwój sytuacji. - Co złego może się stać? - zapytała, choć w jej spojrzeniu próżno było szukać naiwności wybrzmiewającej w tych niewinnych słowach. Zamiast tego skrzyły się w nich figlarne ogniki, nadając jej oczom ten charakterny błysk tak właściwy jej osobie. Nękana przez rozliczne nieprzyjemności minionych miesięcy, w końcu mogła być w stu procentach sobą i uwolnić drzemiącą w niej, pełną sensualności energię. Całe jej pokłady. Nie było miejsca na rękoczyny czy oblewanie piwem - zamiast tego powiodła dłonią wzdłuż biodra aż do połowy uda, zupełnie świadomie przykuwając jego wzrok. Można było wiele powiedzieć na temat jej urody i sylwetki, ale jedno było pewne - "dnia nóg" nigdy nie pomijała. - Ostrożnie, żebyś się nie uzależnił - zażartowała, przygryzając lekko wargę, bo obserwowanie jego reakcji, choć subtelnych, mogłoby stać się jej nowym hobby. Upuszczona na ziemię kreda z jednej strony była niewinnym błędem, z drugiej zdawała się być celową zagrywką, o czym była wręcz przekonana, gdy tylko podniósł się z ziemi (nieco się ociągając, jeśli miała być szczera) i znalazł się tak blisko niej, wlepiając w nią intensywne spojrzenie swoich zielonych oczu. Powstała między nimi ciasna przestrzeń brzęczała od kumulującej się w niej energii dwóch ciał, których przyciąganie zdawało się być niemal magnetyczne w sile, w jakiej te dwa obiekty dążyły ku sobie. Stanowił pokusę, w dodatku silną, której niezwykle ciężko było jej się w tej chwili oprzeć - co mógł bez problemu wyczytać z jej rozchylonych, zwilżonych warg. Od Maxa dzieliło ją zaledwie kilka centymetrów i nie miała pola do manewrów, gdyż tuż za nią znajdowała się krawędź stołu, o którą nieznacznie opierała się pośladkiem. - Ale czy ograny jest równoznaczne z przegranym? - zapytała cicho, wiedząc, że usłyszy absolutnie każde słowo z jej ust. Równie dobrze mogłaby mu je szeptać do ucha - gdyby tylko podszedł ten jeden krok...
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wychodziło na to, że byli siebie warci, bo Maxa też pech się trzymał, jak syjamski bliźniak i rzadko kiedy chciał puszczać. Co gorsza, ślizgon często widział wyjście z podobnych sytuacji, ale nie potrafił tak po prostu odwrócić się na pięcie i zrezygnować. Nie, on żył dla adrenaliny i mocnych emocji. Tylko wtedy tak naprawę czuł się sobą nawet, jeśli konsekwencje nie były warte tych kilku minut dobrej zabawy. Powoli uczył się większej rozwagi, ale był to okropnie długi proces, który tak naprawdę dopiero zaczął. Dzisiaj bawił się wyśmienicie. Podobało mu się to, jak bardzo na tych samych falach nadawał wraz z Kate i to mimo braku alkoholu w ich krwi. Wyglądało to tak, jakby obydwoje próbowali sprawdzić granice tego drugiego, choć bardzo szybko wydało się, jak niewiele im potrzeba, by wystawić za nie paluszek. Wystarczyła chwila bliskości, a w obydwu umysłach pojawiły się obrazy, których raczej nie powinno się pokazywać dzieciom. -Biorąc pod uwagę, że ostatnio wywołaliśmy pożar, obawiam się, że teraz już tylko apokalipsa wchodzi w grę. - Powrócił do ich pamiętnego spotkania, które było początkowo równie napięte, aczkolwiek skończyło się dla Solberga dość ciężko. Wciąż pamiętał odbicie jej szminki na swoim papierosie i ten wzrok, którym go wtedy uraczyła. Dokładnie tak, jak sobie założyła, Max powiódł wzrokiem za jej dłonią, która wyznaczała powoli kształty Kate. Jednocześnie naiwnie wierzył, że miniówa sama podleci gdzieś ku górze, ale nie był wielce zawiedziony, że tak się nie stało. Nogi to miała przepiękne i zresztą nie tylko nogi. Skorzystał jednak z okazji przyjrzenia się im bliżej, gdy kreda wypadła mu z rąk. Może nie byli najbardziej subtelni już w tej chwili, ale chyba żadnemu z nich to nie przeszkadzało. A przynajmniej nie wyglądali, jakby choćby cień wstydu miał wykwitnąć na ich twarzach i zdecydowanie żadne z nich nie zdawało się z tej gry wycofywać. -Taki nałóg mógłbym wrzucić do swojego katalogu. - Odpowiedział, by zaraz stanąć tak blisko niej, że chyba już nie byliby w stanie ukryć żadnej, najmniejszej zmiany w ich postawie, nawet gdyby bardzo tego chcieli. Choć Kate nie należała wcale do niskich dziewczyn, Max wciąż wygodnie nad nią górował, mając idealny widok na jej twarz i sylwetkę. Choć w większości jego wzrok wbity był w jej oczy, to jednak na sekundę czy dwie ześlizgnął mu się na jej karmazynowe usta. -Wręcz przeciwnie. - Uniósł jeden kącik ust, zostawiając w myślach to, że już czuł się jak wygrany. Przy Kate czas się dla niego zatrzymywał, a wręcz cofał do tych bardziej beztroskich, choć zdecydowanie cięższych dni, kiedy to pogrywał sobie z kim chciał i kiedy chciał. Z czasem wszystko uległo zmianie, ale wciąż lubił wrócić do dawnych nawyków tylko po to, by się zabawić i przekonać, że jeszcze jest coś wart. Był przecież pewien, że potrafi się kontrolować w każdej sytuacji, chociaż ta była cholernie trudna. Nie pamiętał, kiedy ostatnio stał przed takim wyzwaniem. Wszystko świerzbiło go, żeby postąpić ten jeden krok naprzód, objąć szyję gryfonki i wpić się w jej usta, które wyraźnie też tego chciały, ale tak samo jak nie mógł się wycofać, tak nie był w stanie ruszyć naprzód, a napięcie wciąż rosło.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Im więcej czasu spędzała w jego towarzystwie, tym bardziej odnosiła wrażenie, że ich przeciągające się miesiące milczenia były marnotrawieniem tej płomiennej relacji. Potrafili tak szybko załapać wspólny rytm, aż dziw brał, że nie funkcjonowali jeszcze jako jeden organizm (wink wink). Z drugiej strony skoro ich krótkie zetknięcia wiązały się z tak dużymi wyładowaniami elektrostatycznymi, aż strach pomyśleć, jak duże spustoszenie zasiałby ich żar, gdyby częściej go podżegali. Miała świadomość, że to igranie z ogniem mogło się źle skończyć, ale nie miała w sobie wystarczającej siły, by przerwać tę igraszkę, nawet jeśli wiązało się to ze sparzeniem. Obecnie nawet jego spojrzenie paliło, zostawiając gorące punkty w każdym miejscu, w którym bystre, zielone oczy osiadły na dłuższą chwilę. Przystanek po przystanku, widziała jak wiódł wzrokiem wzdłuż jej uda aż po biodro i z powrotem, nie kryjąc się z faktem, że przewiercał tym wzrokiem wątły materiał jej ubrań. Merlin jeden wiedział, jakie obrazy pojawiały się w jego głowie i prawdopodobnie się nimi gorszył - ale ona nie czuła się teraz onieśmielona. Nie potrzebował bujnej wyobraźni by wiedzieć, co miała pod spódniczką - wszak widział już co nieco, w pełnej krasie. I jakkolwiek wspomnienie to było dla niej traumatyczne, wiedziała, że obraz jej kusej bielizny wyryty był teraz pod jego powiekami. - Nasz świat ciągle przechodzi od jednej apokalipsy do drugiej - zauważyła rezolutnie, lekko wzruszając ramionami, wszak co chwilę musieli mierzyć się z problemami z magią. Ich bliskość nie mogła wyrządzić większej krzywdy, prawda? Nawet im samym. Było tak gorąco, że w końcu musieli ugasić to pragnienie. Odstęp między ich ciałami zmniejszył się jeszcze bardziej, choć pozornie mogłoby się wydawać, że nie mieli przestrzeni na żadne kroki. Stół do bilarda zaczynał ją nieco uwierać, boleśnie przypominając jej o impasie, w jakim się znajdowała. Prawdopodobnie nie powinna robić kroku w przód - prawdopodobnie, bo jej część miała wielką chęć objęcia karku chłopaka, by przybliżyć jego twarz do własnej w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o jego smak. Jednocześnie nie mogła się wycofać, zbyt ciekawa tego, jak daleko dadzą radę przesuwać tę granicę. Jakby chciała sprawdzić, które z nich zmięknie jako pierwsze - a na razie oboje twardo nie odpuszczali, mierząc się pełnymi napięcia spojrzeniami. Jej klatka piersiowa wznosiła się szybko w płytkich, urywanych oddechach, gdy podjęła ryzyko. Wspięła się na palce, na tych kilka sekund niebezpiecznie zbliżając się ku jego twarzy, jednak bez zamiaru skosztowania jego miękkich warg. Opadła w dół, przysiadając na brzegu stołu. Wyciągnęła lewą rękę do przodu, palcem wskazującym wodząc od kołnierzyka wzdłuż paska guzików, pomału zahaczając każdy kolejny guziczek pomalowanym na czerwono paznokciem. Mniej więcej w połowie wsunęła ów palec w przerwę między zapięciami, bardzo delikatnie napinając materiał w geście sugerującym, że wciąż był za daleko. Jej zdaniem. - W tej rundzie nie ustaliliśmy nagrody - zwróciła uwagę, wpatrując się w niego zielonymi, pełnymi oczekiwania oczami. Oboje mogli dziś zwyciężyć.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tak naprawdę Kate nie miała wiele do stracenia. Mogła się jedynie zawieść, choć jeśli o to chodziło, to Max nie sądził, by miało się to wydarzyć. Przynajmniej większość jego recenzji kończyła się pięcioma gwiazdkami na pięć. Gorzej wyglądało to z drugiej strony, choć Max nie myślał o partnerze dosłownie bez przerwy. Bardziej do głowy wpadła mu teraz Tori, z którą bez przerwy organizowali sobie grę wstępną, a gdy już przychodziło co do czego, nie potrzebowali żadnej rozgrzewki. Tu sytuacja miała się praktycznie podobnie, jeśli nie nawet bardziej intensywnie. Fakt, że dostał nieco wejrzenia pod jej garderobę, te kilka miesięcy temu, nie był teraz wcale bez znaczenia i choć zwykle był skory do żartów w tym temacie, tego dnia sytuacja jawiła się w innych barwach. -Mój na pewno. - Prychnął, lekko rozbawiony. Tragedii mu w życiu nie brakowało i tak naprawdę wystarczyłby jeden nieuważny ruch ze strony Kate, a Max znów wycofałby się gdzieś w głąb siebie i zabarykadował w obronnej bańce, która chroniła go przed niszczącym rezultatem wielu traum, jakie miał na koncie. Nie miał czasu jednak o tym myśleć, bo całą głowę zajmowała mu obecnie gryfonka. Czuł się jak jebany szczeniak. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak silnie reagował... W sumie to na nic wielkiego, bo do tej pory jedynie miały miejsce nic nieznaczące gesty i jedno, bliższe otulanie ciała Kate. Sam był sobie poniekąd winien tej sytuacji i choć był tego świadom, to jeszcze nie myślał ani trochę o konsekwencjach. Miał wrażenie, że atmosfera zaraz dosłownie wybuchnie z tego napięcia. Poczuł znajomy skurcz w podbrzuszu, gdy dziewczyna wspięła się na palce, ale dosłownie w ostatniej chwili, zamiast rozładować to napięcie, usiadła na brzegu stołu, praktycznie znajdując się teraz na równi z nim. Max przymrużył lekko oczy, jakby karcił ją za to bez kulminacyjne narobienie mu nadziei, ale zaraz złagodniał, gdy jej pomalowane pazury zaczęły grzebać się w okolicy jego kołnierzyka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Powinna być rozsądniejsza. Patrząc na wszystkie ich wcześniejsze eskapady, mogła domyślić się wcześniej, że niewinne spotkanie na piwo i bilard w pubie będzie wyłącznie pułapką i testem dla niej samej, również dla jej wstrzemięźliwości, której to strzępkami próbowała ratować się w obliczu faktu, że byli w miejscu publicznym. Nie była z siebie dumna, że okoliczność ta dodatkowo podsycał jej ciekawość względem tego, jak daleko Max da się popchnąć w rozwiązywaniu tej sensualnej enigmy, jaką była ich relacja. To rosnące z każdą minutą napięcie, podsycane pełnymi ognia spojrzeniami, napędzane drobnymi, acz sugestywnymi gestami. Oceniali wzajemnie swoje granice, pomału dochodząc do wspólnych wniosków - chyba jednak nie mieli żadnych. Naturalną koleją rzeczy, musieli eksplorować dalej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Obydwoje powinni byli mieć więcej oleju w głowie szczególnie, że obydwoje byli już dorośli i zdecydowanie świadomi tego, do czego podobne gierki prowadzą. Max nie planował, że ten wieczór się tak potoczy. Szczerze i z ręką na sercu musiał przyznać, że chciał tylko rozerwać gryfonkę, która wydawała mu się ostatnio nienaturalnie pospinana. Widać mu się to udało, choć nie do końca tak, jak się tego spodziewał. Teraz wszystko toczyło się już samo, jak by ktoś przejął za niego kontrolę, a sam ślizgon był tylko biernym uczestnikiem jakiegoś większego planu. Prawdopodobnie można było to nazwać debilizmem, ale w jego oczach teraz nie miało to znaczenia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate wraz z wiekiem niestety najwyraźniej nie przybywało oleju w głowie, szczególnie jeśli chodziło o relacje damsko-męskie, w których nie tylko poruszała się bez pomyślunku, ale i najwyraźniej ślepo, bo dopiero znalazłszy się w obecnym położeniu dostrzegła, jak wiele pomyłek popełniała do tej pory. I najwyraźniej myliła się po raz kolejny.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Błądzić było rzeczą ludzką, a Max był mistrzem popełniania błędów. Niestety miał przed sobą widok kolejnego i to takiego, który kusił go bardziej niż mógł się spodziewać. Porzucił narkotyki, a jednak czuł się naćpany tą chwilą, każdym gestem i spojrzeniem, który ze sobą dzielili tutaj, na środku średnio zatłoczonego pubu, w piękny piątkowy wieczór. Wciągnęła go ta gra o wiele bardziej niż się spodziewał, a przerwanie rywalizacji, odpuszczenie trofeum było czymś, co przychodziło mu z niezwykłą trudnością.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
O samej Kate też pewnie krążyło to i owo. W zamku nic długo nie pozostawało tajemnicą. Uczniowie gadali, obrazy szeptały, wystarczyła chwila nieuwagi, by Irytek tubalnym głosem oznajmił całej studenckiej braci, jaki był twój największy sekret. Wiedziała, że to, co wydarzyło się dziś między nimi należało do sfery prywatnej, toteż mówiąc, że zostanie to ich sekretem, nie kłamała. Wbrew pozorom potrafiła zachować pewne rzeczy dla siebie, nie dzieliła się z przyjaciółkami absolutnie wszystkim, co czuła, mówiła i robiła (po czasie dostrzegała, jakie były tego konsekwencje). Nie chciała wpędzać Maxa w kłopotliwą sytuację, w której musiałby mierzyć się z kolejną plotką, tym razem prawdziwą, na ich wspólny temat. Nie chciała ważyć na jego szczęściu, choć jakaś zuchwała cząstka jej duszy twierdziła, że przy niej byłby szczęśliwszy. Przecież widziała, jak na nią patrzył. Wejście w żartobliwy ton nie zajęło mu dużo czasu, Kate natomiast potrzebowała jeszcze trochę, by przełamać w sobie to obezwładniające poczucie zawodu. Pewne rzeczy się nie zmieniały, rozgoryczenie powróciło na swoje miejsce - dokładnie to, w którym leżało na początku ich spotkania. Stara przyjaciółka, frustracja. Ale teraz było nieco inaczej, bo dostrzegała w tych jego zielonych oczach nadzieję, że realnie nie widzą się po raz ostatni. I naiwnie uwierzyła, że tlący się w nich żar nie zdoła zgasnąć. - Koniecznie - odpowiedziała, starając się dopasować do jego energii, niemniej przychodziło jej to z trudem. Jej głowa wciąż przewijała sceny i doznania sprzed kilku minut jak zacięta płyta, a ona sama z trudem przełykała rosnącą w jej gardle gulę. Nawet łyk piwa nie pomógł. Skrzywiła się nieco. - Chodźmy już może? - powiedziała w pytającej manierze, bo obecnie pragnęła znaleźć się jak najdalej od stołu bilardowego. Musieli poczekać na inną okazję.
Cain był dojrzałym mężczyzną; jednym z tych mężczyzn w których starannie zaczesanych włosach prześwitywały pierwsze, cienkie strużki siwizny, jednym z tych którzy z lekkim, speszonym zdenerwowaniem i trudnym do uchwycenia (choć bez wątpienia obecnym) drżeniem dłoni starali się bezskutecznie strzepnąć swoje rosnące zainteresowanie, uznać je zamaszyście za rzecz nieważną i błahą jak obłok dymu, jak stukot wysokich szklanek czy głosy innych odwiedzających lokal rozbryźnięte kleksami szmerów po całym pomieszczeniu. Ci sami mężczyźni przyglądali mu się czasem zbyt długo, topiąc swoje spojrzenia do granic wyznaczonych obyczajów, ci sami lubili mówić do niego chłopcze, zupełnie jakby chcieli pokazać, że w przeciwieństwie do niego nie popełniają błędu gdy nachylają się coraz bliżej krawędzi drugiego ciała, pozornie gładkiego i niewinnego, pełnego bezgranicznego posłuszeństwa. Cain nie miał odwagi, ale z rozmowy którą odbył z nim w zatłoczonym wnętrzu Dziurawego Kotła wyciągnął więcej niż początkowo mógł przypuszczać. Powinieneś pójść kiedyś i zobaczyć, pójść i zobaczyć mugoli, przyjrzeć się im dokładniej, nie dlatego, mówił dalej, aby się z nimi zaprzyjaźnić, tylko dla własnej, czystej ciekawości. Podał mu adres baru, który regularnie odwiedzał, a jego słowa długo tliły się w jego głowie jak rozżarzony popiół. Koniec końców postanowił spróbować, postanowił dowiedzieć się, wymieniając ze znajomym Krukonem galeona i kilka sykli na mugolskie pieniądze, niedużo, dokładnie tyle, ile potrzebował, by cokolwiek zakupić i nie wzbudzać wzrastających podejrzeń. Przedstawienie czas zacząć. Pochwycił za klamkę z odrobiną chwiejnego zamyślenia, drzwi wydawały się cięższe od nadmiaru emocji, był tutaj po raz pierwszy, żyjąc w starannej bańce oddzielonej od osób dla których magia była co najwyżej przejawem powykrzywianej, szaleńczej fanaberii. Zajął po cichu miejsce na uboczu, zamawiając po chwili zastanowienia przy kelnerze pierwszy z brzegu napój, który zdołał wypatrzeć na wręczonej mu liście. Muzyka unosiła się w powietrzu, rozpierając je intensywnym rytmem a jedna z twarzy występujących na niewielkiej, wydzielonej scenie wydawała mu się zaskakująco znajoma, na tyle znajoma, że będąc w mugolskim miejscu, przestawał obserwować mugoli. Koncert najwyraźniej się skończył, po raptem kilku utworach muzycy w otoczeniu oklasków usunęli się w cień, poszukując miejsca na wysepkach stolików. Miał duże szczęście, że jeden z nich przechodził akurat blisko niego. Wiedział, że tylko jednym może zdobyć uwagę. Prowokacją. Nie wchodziły w grę żadne płaskie dawno cię nie widziałem, co tutaj robisz?, co słychać. Słowa miały być ostre jak wyciągnięty nóż. - Publiczność bardzo cię lubi - oznajmił, osiadając na nim wzrokiem, patrząc się ze znużoną czujnością wylegującego się kocura obserwującego nurt przechadzających się sylwetek. Na twarzy zamajaczył mu uśmiech. - Gdyby ktoś ci zapłacił - spytał - grałbyś tylko dla niego?
Ostatnio zmieniony przez Maurice Howells dnia Czw Lis 14 2024, 22:06, w całości zmieniany 1 raz
Tristan Collins
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Lubił ten moment, gdy świat przestawał istnieć, a jedyne wibracje, które unosiły się w powietrzu pochodziły z jego muzyki, pieszcząc żądnych - wręcz zgłodniałych - intensywniejszych odczuć, bo... Collins nie należał do sztampowych przedstawicieli czarodziejskiego świata. To w najodleglejszych zakamarkach rzeczywistości budziły się potwory wyżerające elementy składowe duszy. Rozszarpywały je swymi szponami, czyniąc zeń pożywkę, byle wyzbyć się do reszty wyrzutów sumienia, które nie powinny nigdy stanowić jakiegokolwiek istotnego elementu dnia kolejnego, bo czy można żałować grzechów, które popełniało się ze świadomą premedytacją? Otóż nie, a Tristan zamierzał dopuścić się ich dzisiaj więcej, tak jakby ostatnie miesiące nie istniały. The Trolley wydawało się być idealnym miejscem, by na nowo zaczerpnąć tego, co porzucił na rzecz chwilowego rozżalenia i złości. Pustki, jaka wypełniała tunele żył, wtłaczając w nie toksynę samotności. Nie należał do grona osób introwertycznych, łaknąc feerii emocji, od której mógłby uzależnić się na nowo, dlatego błękit spojrzenia osiadł na smukłej sylwetce blondwłosej dziewczyny, która przyglądała mu się od kilku dobrych minut. Odwzajemnił ten przekorny uśmiech, jakby dając jej poczucie zainteresowania, bo mimo iż można było o Collinsie wiele powiedzieć, to nie należało mu zarzucać braku szacunku do płci pięknej czy też przedmiotowego traktowania kogokolwiek. Lawirował na pograniczu absurdów, jednocześnie błagając o więcej, ale nie mając w sobie za grosz odwagi, by na nowo zaryzykować w s z y s t k i m, dla niego w s z y s t k o odeszło przed sześcioma miesiącami i pozostawiło wyrwę, którą do tej pory wypełniał alkohol przeplatany z narkotycznym szaleństwem, skrytym pod osłoną nocy. Smukłe palce sunęły po strunach gitary, a spomiędzy warg ulatywały kolejne słowa piosenki, jakże znanej w świecie niemagicznych. Muzyka szczelnie obejmowała sylwetki, łaskocząc nieznacznie zmysły i nie odpuszczając nawet na sekundę, gdy linia melodyczna układała się w mniej oczywisty rytm; przyjemność była po jego stronie, stąd nie krył tej dziwnej ekscytacji, jak szarpnęła za jego serce, gdy sala wypełniona studentami oddawała mu tę miłość, o której on zdążył zapomnieć. Chełpił się nią, nie mogąc przestać, ale nawet tak wytrawny i długodystansowy facet (pod względem siły głosu) potrzebował uzupełnić płyny, a najlepszym z nich miało okazać się to cholerne piwo. Dotarł do jego uszu ten głos, na co uśmiechnął się nieco ironicznie, jakby twórcze odkrycie Howellsa wprawiło go w zakłopotanie. Nie było w tym jednak cynizmu czy złośliwości, lubił mieć łechtanego ego, szczególnie gdy spojrzenia obcych wciąż biegały wzdłuż linii jego ciała. Parsknął wreszcie śmiechem z niedowierzaniem. - Skarbie... Nie jestem dziwką - oburzył się teatralnie, spoglądając na niego z pewnego rodzaju rozbawieniem. - Oczywiście, że grałbym, ale mieliśmy tylko pięćdziesiąt minut - dodał już poważniej, po czym wyciągnął paczkę papierosów, z której zgarnął jednego, by dym nikotyny na kilka chwil wypełnił płuca. Był czysty, co nie wydawało się być do niego podobne, bowiem... Stan upojenia w ostatnich tygodniach pasował mu znacznie lepiej. - Co tu robisz? Nie sądziłem, że masz takie... Zainteresowania - ciekawość wygrała, tak jak i brak ograniczeń.
Było coś pięknego w tej chwili, ta wolność - zdolna raptem odurzyć jak słodkie, musujące wino, mdlić przyjemnie rozkoszą na języku podrygującym w rytm odrobinę lekkich oraz nieskładnych słów, odważnych, odrobinę zbyt głośnych wyznań które powinny zostać schowane w ciemnych kieszeniach szeptów. Było coś pięknego w tej chwili, w jej obrazie nieostrym, przymglonym kotłującą się wokół dynamiką, wstążkami pstrokatych rozmów, serdecznych śmiechów, chrobotem naczyń sunących po powierzchni blatu. W jednym, zamaszystym uderzeniu czasu uświadomił sobie że jest nikim, zrozumiał tę swoją nagłą anonimowość, fakt, że czystość krwi dla mugoli była nieznaczącym absurdem o wiele większym od magii buzującej w rozplątanych niciach żył, zrozumiał, że ciężkie spojrzenie wuja nie było w stanie go dosięgnąć - i poczuł się nieco lepiej - i może nawet zrozumiał chociaż skrawek emocji towarzyszących Collinsowi. W tym świecie oboje byli wolni, bez żadnych, szczególnych zobowiązań. W tym świecie mogli pisać historię, pisać ją inaczej, na nowo. Dlatego się do niego uśmiechał. Uśmiechał, bo przecież teraz są wolni. Uśmiechał, bo to nie lekcja gdzie rzępoli ponad nimi głos Craine'a, to nie jest żaden egzamin (nie - w klasycznym znaczeniu tego słowa, prędzej złożony sprawdzian, umowa, w której zaczynają nawzajem rozpatrywać warunki), to nie jest żaden egzamin gdzie trzeba przylgnąć spojrzeniem posłusznym, wytresowanym, znającym garść kilku sztuczek, cyrkowych, niezbędnych zaklęć. Zupełnie niespodziewanie zaczyna mu się udzielać dobry nastrój. Zapomina, że nie powinien tu być, nie miał prawa, miał całkiem odmienny świat. - Pięćdziesiąt minut - powtórzył - to i tak znacznie dłużej, niż większość może wytrzymać - zatrzymał swoje spojrzenie, dodając po krótkiej chwili z wymowną figlarnością: - w zupełnej ciszy i skupieniu. - Zakończył, nie zabierając z twarzy rozweselenia, tej prostej prowokacji, pokusy przed którą nie mógł i nie miał zamiaru się powstrzymać. Zapraszał go, aby dalej uczestniczył - i tak nie miał innych zajęć, a oprócz tego chciał, aby dokończyli to, co zdołali w tym momencie rozpocząć. Zasługiwali na co najmniej kilka wymienionych zdań, tak samo jak Tristan zasługiwał na odpowiedź. Szczerą do bólu, prostą. - Bo nie mam - stwierdził. - Usłyszałem podczas jednej rozmowy, że należy chociaż raz odwiedzić takie miejsce. Wykreślam to z listy rzeczy, które powinienem zrobić, zanim umrę - powstrzymał się od krótkiego wzruszenia ramionami.