C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Inverness - miasto portowe i stolica szkockich Highlandów, a do tego najbardziej wysunięte na północ miasto Szkocji. Baza wypadowa nie tylko nad morze, ale również w góry, czy pobliskie jezioro Loch Ness, tak dobrze znane zarówno czarodziejom jak i mugolom. Wśród wielu atrakcji turystycznych, znajdziecie tam między innymi zrekonstruowany zamek Szekspirowaskiego Makbeta.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Namowy: 6+4=10 Wędrówka:B Wróżka: transmutuję przedmiot w procę Przedmioty: różdżka, kolczyki z królikiem (+1 ONMS), pióro olśniaka (+2 wróżbiarstwo) Cechy eventowe: Magik żywiołów (ziemia), Świetne zewnętrzne oko (empatia); Tykająca łajnobomba (lekkomyślność), Nieogarnięty chochlik
Początek drogi minął całkiem spokojnie, a świetlista droga w innych, mniej niepokojących okolicznościach, mogłaby nawet sprawić wrażenie miejsca wprost bajkowego, biorąc pod uwagę jej malownicze położenie, które zapierało dech w piersiach. Adela chłonęła tę okolicę wszystkimi zmysłami, tkwiąc w niemym zachwycie, co nie było dla niej szczególnie charakterystyczne, biorąc pod uwagę jej skłonność do nieustającego paplania. Widok ten był jednak zbyt onieśmielający, by po prostu gadać i gadać bez pomyślunku. W gruncie rzeczy miał w sobie też coś niepokojącego, ale tego Adela zdawała się nie dostrzegać. A może starała się nie dostrzegać? Niestety, początkowa radość z wędrówki była niszczona przez narastające szumy, które niczym widziadła działały na Adelę naprawdę mocno, powoli wywiercając dziurę w jej głowie. Choć szumy pozornie miały przyjemne korzenie, bo były oparte na śmiechu i radości, to słyszenie ich cały czas stawało się niewspółmiernym ciężarem. Nie słyszała nawet słów @Kate Milburn dotyczących tych dźwięków, bo były one po prostu zbyt głośne, skutecznie utrudniając Adeli dalszą podróż. - Sama nie wiem - odparła szeptem na drugie pytanie Kate, tym razem już je słysząc. Nie kontynuowała jednak dyskusji, przypominając sobie o zakazie mówienia. Nie miałaby zresztą na to zbyt wiele czasu, bo na jej ramieniu zasiadła młod wróżka, która bardzo nerwowo ją zaczepiała. Początkowo Honeycottówna ignorowała zabiegi stworzenia, jednak gdy to jęknęła przeciągle wprost do jej ucha, Gryfonka nie miała już wyjścia. Okazało się, że wróżka straciła swoją procę, której używała do zabawy i strzelania do okolicznego bydła. Adela poczułą dziwną solidarność tą malutką istotką, która była zaskakujące podobna do Honeycottówny. Chcąc jej pomóc, chwyciła mały kamyczek i z pomocą zaklęcia "Abcivio" przetransmutowała ją w maleńką, dopasowaną do rozmiarów wróżki procę. Wróżka miała szczęście, że potrzebowała tak małego przedmiotu, bo przy większym Honeycott miałaby duże problemy. Istotka odleciała zachwycona nową zdobyczą, a Adeli wydawało się, że choć na moment zazna spokoju. Nic bardziej mylnego. Nagle, oczom młodej Gryfonki okazał się wspaniały koc, spleciony z lokalnych kwiatów, zaś na nim znajdowały się talerze ze słodką ucztą. Choć pamiętała słowa Kingfishera, to nagle pod wpływem dziwnie nasilonego, nienaturalnego zapachu słodkości, absolutnie o nich zapomniała i jak gdyby nigdy nic zaczęła podążać w stronę tych pyszności, odrywając się od grupy. Jej zachowanie przypadło do gustu wróżkom. Oby tylko ktokolwiek powstrzymał Adelę przed całkowitym odłączeniem się...
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Namowy: 0 + (4-3, bo silna psycha), czyli łącznie 1 Wędrówka:G Wróżka: wróżka pyta, czy jestem dość zdolna, by jej sprowadzić smoka - grzecznie przepraszam, mówiąc, że nie jestem wystarczająco potężna i nie znam się na smokach Przedmioty: różdżka, eliksir wiggenowy, eliksir spokoju, eliksir chroniący przed ogniem, ujawniacz Cechy eventowe: świetne zewnętrzne oko (empatia), silna psycha (opanowanie); niezręczny troll (dumny), połamany gumochłon (zwinność);
Widok @Nakir Whitelight podniósł ją nieco na duchu. Dobrze było mieć przy sobie kogoś, na kim można było po legać, w razie gdyby zrobiło się gorąco i potrzebna była interwencja aurorska. Pomachała do niego z uśmiechem, ale nie podeszła bliżej, zostając z Benajminem, mimo że w jego towarzystwie czuła się dziwnie niepewnie. Widziała, że i ona budzi w nim mieszane uczucia i w jakimś sensie podniosło ją to na duchu, bo znaczyło, że po prostu ich sytuacja jest skomplikowana... nie żeby to ona sama namotała, dąsając się na niego bez szczególnego powodu. Teraz jednak dostrzegła błysk w jego oku, kiedy się witali i mimo wszystko zrobiło się jej miło. Możliwe nawet, że odrobinę się rozluźniła, cały czas jednak lustrując otoczenie. Roześmiała się cicho i zerknęła na niego z rozbawieniem, kiedy nawiązał do ich wymiany listów. - Postaraj się dzisiaj tego nie robić, nieznajomy, bo porzucę cię na pastwę wróżek - mruknęła żartobliwie i zdecydowanie bardziej kokieteryjnie niż by sobie tego życzyła. Może to ta atmosfera magicznego lasu, a może traciła czujność w relacjach damsko-męskich, kiedy koncentrowała się na potencjalnym magicznym zagrożeniu. A potem nie mówili już nic, idąc ramię w ramię i rozglądając się po cudownym lesie, a przecież czując, że wiszą pomiędzy nimi niewypowiedziane słowa, które nie nabrały jeszcze nawet ostatecznego kształtu. Głosy w jej głowie były natarczywe, ale Isolde potrafiła się od nich w jakiś sposób odciąć, wykorzystując swoje doświadczenie zawodowe i kontrolując swój umysł na tyle, że poszepty wróżek stawały się jedynie tłem. Ten spokój wydawał się zwodniczy, czarowny, nierealny i w jakimś sensie groźny, bo obiecywał beztroskę i zapomnienie. Isolde rozglądała się wkoło z uznaniem, zachwycona pięknem tej krainy, ale świadoma jej iluzoryczności i niebezpieczeństwa kryjącego się za tym pięknem. Nagle kątem oka dostrzegła małą istotkę, która zaczęła bezczelnie taksować ją wzrokiem, jakby oceniając, czy w ogóle się do czegokolwiek nadaje. Isolde odwzajemniła to spojrzenie ze spokojem i pewnością siebie, ale pytanie wróżki zupełnie zbiło ją z tropu. - Czy jestem zdolną czarownicą? Merlinie... nie wiem, co na to odpowiedzieć - uśmiechnęła się lekko, czując jednak, że traci animusz. - Sprowadzić smoka? Bardzo bym chciała, ale obawiam się, że aż tak potężna nie jestem. I że nie za bardzo znam się na smokach. Wybacz - odparła uprzejmie, wychodząc z założenia, że rozzłoszczenie kapryśnej istoty może być brzemienne w skutkach, a i bez tego znajdowali się w niebezpieczeństwie. Mimo że starała się pilnować i trzymać swój umysł w ryzach, zaczepka wróżki najwyraźniej wytrąciła ją z równowagi, bo nie zauważyła, że uroda świata wróżek zaczęła ją pochłaniać i sprowadziła na ścieżkę zapomnienia. Isolde zatrzymała się i rozejrzała wokoło ze zdziwieniem, nie mogąc sobie przypomnieć, dokąd zmierza cała ta wyprawa. Dokąd maszerowali z takim zacięciem, skoro wkoło było tak pięknie i spokojnie? Zapomniała o Austerze, który gdzieś zniknął, o Carly, Nakirze i innych znajomych. Dlaczego nie miałaby ruszyć za wróżkami, których dźwięczne głosiki brzmiały tak kusząco i pogodnie?
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Namowy: 5 + 3 = 8 Wędrówka:F, dorzut k6 2 Wróżka: zaczepia mnie wróżkowe dziecko, które chce, żeby Wally był jego starszym bratem - biorę je na ręce i opowiadam ładną historię, ale staram się pilnować grupy Przedmioty: różdżka Cechy eventowe: magik żywiołów (woda), powab wili (zwierzęta); połamany gumochłon (zwinność), tykająca łajnobomba (buntownik)
Delikatnie pomógł Bridget wstać, uważając, żeby nie urazić poobcieranych dłoni, które wyglądały naprawdę smętnie. Wcale nie uważał, żeby jej zachowanie było żenujące ani nic w tym rodzaju - po pierwsze według niego nawet upadki wychodziły jej uroczo, a po drugie był świadom magii, która ich otaczała i mogła sprawiać, że zachowywali się dziwnie. Roześmiał się cicho na jej żart, ale widział, że jest spięta. - Mogę? - zapytał po prostu, po czym rzucił na jej poobcierane kolana i dłonie zaklęcie vulnus alere, które powinno wystarczyć, by zaleczyć niewielkie ranki. Nie był specjalistą od zaklęć, a już na pewno nie od magii leczniczej, ale mimo wszystko musiał się nauczyć kilku sztuczek przez te wszystkie lata samotnego snucia się po głuszy. Szli razem, ale każde z nich wydawało się zbyt pochłonięte feerią barw i dźwięków, tych tajemniczych szeptów i cichych śmiechów, przez co nie do końca potrafili się skupić na rozmowie ze swoim towarzyszem i wreszcie umilkli, poddając się niezwykłej atmosferze lasu. Wally chciał zaprotestować, kiedy Bridget ruszyła za wróżką, ale nie zdążył, bo dziewczyna zniknęła mu z oczu, a on sam musiał zmierzyć się z innym problemem. Przez cały ten czas głosy, nie były tak natarczywe, by zupełnie im uległ albo stracił kontakt z rzeczywistością. Jednak w pewnym momencie coś się zmieniło i Wally, tknięty niedobrym przeczuciem, zobaczył, że w jego stronę pędzi... krowa. Kawałek dalej dostrzegł całe ich stado pędzone przez wróżki, co uzasadniało jej obecność, ale nie fakt, że pędziła w jego stronę. Nie miał czasu zastanawiać się, czy zwierzę jest po prostu przestraszone, czy też wrogie, ale po prostu rzucił się w bok, padając niezgrabnie na trawę i tylko cudem unikając stratowania przez krowę. Pozbierał się jednak szybko, otrzepując z trawy i śmiejąc pod nosem, bo od dawna nie miał takiej przygody. Rozejrzał się za Bridget, ale nigdzie jej nie widział i miał tylko nadzieję, że wróżki nie wciągnęły jej w pułapkę. Snując te rozważania, poczuł nagle, że coś ciągnie go za nogawkę spodni. W pierwszej chwili sądził, że po prostu zaczepił o jakiś cierń, ale gdy spojrzał w dół, ku swojemu zdumieniu zobaczył małą wróżkę - z całą pewnością było to wróżkowe dziecko, które wyciągnęło do niego małe rączki, prosząc, by wziął je na ręce i został jego starszym bratem. Walter wpatrywał się w maleństwo ze zdumieniem, po czym rozejrzał się wkoło w poszukiwaniu jego rodziców czy opiekunów, ale nie widząc nikogo takiego, przykucnął i wziął istotkę na ręce. - Hm, myślę, że rzeczywiście mam w zanadrzu kilka ładnych opowieści - przyznał, po czym ruszył za resztą swojej grupy, uważając, by nie zboczyć z drogi, niosąc maleństwo na ręku, snując opowieść o cete śpiewających w głębinach północnych mórz i z niepokojem rozglądając się za Bridget. Wyrzucał sobie, że spuścił ją z oczu, ale teraz nie wiedział nawet, gdzie jej szukać, bo wszystkie ścieżki wyglądały tak samo, a wypadek z krową i spotkanie wróżkowym dzieckiem kompletnie wytrąciły go z równowagi.
Namowy: 5 + 2=7 Wędrówka: H Wróżka: Stara się wytłumaczyć wróżce, że przeszkadzanie jedynej osobie znające drogę, to zły pomysł. Przedmioty: Różdżka, 2 x wiggenowy, czapka niewidka, łuk usypiający (+2 ONMS) Cechy eventowe: ZALETY: Pojawiam się i znikam, Świetne zewnętrzne oko (Empatia); WADY: Nieogarnięty chochlik, Tykająca łajnobomba (Lekkomyślność);
Wiedział, że Nico jest bardzo opiekuńczy wobec Verki, ale nie, że aż tak. Biedny Irlandczyk prawie się załapał łomot, tylko dlatego, że wpadł na nią. Tim jako starszy brat, też miał takie uczucia, ale zareagowałby tylko, gdyby działa się jej rzeczywista krzywda, albo groziłaby jej takowa. W tej sytuacji nie było niczego takiego, więc Tim uśmiechnął się tylko na widok rozmarzonego wzroku siostry, który to uśmiech, dość jasno mógłby jej powiedzieć, że bracki ma faktycznie jakieś pojęcie o temacie. Ale dokładnie jak ona, nie zamierzał o tym rozmawiać podczas wyprawy.
A sama wyprawa, pomimo że mało emocjonująca sama w sobie, dostarczała masy różnych wrażeń, krajobraz i atmosfera tego miejsca były iście baśniowe. Gdyby jeszcze nie te cholerne szepty, które ciągle go atakowały, byłoby całkiem miło. A do tego zdobył towarzyszkę, która nudziła się jeszcze bardziej niż on. - Kiepski pomysł, zabawny, nie powiem, ale kiepski. Ten koleś na przedzie jest nam potrzebny, bo tylko on wie, dokąd idziemy. Poza tym, jak znam życie, niedługo rozrywki same się przypałętają, cierpliwości maleńka. No i wykrakał. Nagle znikąd pojawiła się chmara motyli, które go obsiadły tak skutecznie, że w końcu przestał widzieć, gdzie idzie. A to doprowadziło, że tym razem on na kogoś wpadł, nie widział kto to, ale tutaj to akurat była dobra rzecz. - Sorry, ale owady mnie polubiły za bardzo - przeprosił potrąconą osobę.
Namowy: 4 + 6 Wędrówka:I Wróżka: komplementuje i zaprasza do tańca - odmawiam Przedmioty: beret uroków, rogata rączka, wachlarz sakura, eliksir wiggenowy, różdżka Cechy eventowe: Powab wili, Złotousty Gilderoy (siła perswazji); Dwie lewie różdżki (transmutacja), Drzemie we mnie zwierzę (zachowanie)
Prawdopodobnie gdyby nie miał świadomości z czym się będzie dziś mierzył - to jest nie borykał się z halucynacjami przez ostatnich kilka miesięcy jako efektem nawdychania się wróżkowego pyłu - podróż ta byłaby znacznie większym wyzwaniem. Nauczony jednak doświadczeniem minionych dni, pomimo, że niewątpliwie doceniał piękno otaczającej ich scenerii, brał szeroki margines na to, że to dzieło wróżek, a takich rzeczy najlepiej udawać, że się wcale nie widzi. Maszerując wraz z resztą grupy, starał się głównie mieć na uwadze swoich studentów, pilnując, by nic im się złego nie działo. Nie mógł ich osłonić przed halucynacjami, szczególnie, że na tym etapie to już w ogóle nie da sie jednoznacznie stwierdzić, czy to rzeczywistość ich otacza, czy tym razem halucynacje zbiorowe i sie wszyscy obudzą za pół godziny z bólem głowy na pustej łące w Irlandii. Bycie obserwowanym, w jego wypadku, nie było szczególnie nadzwyczajnym uczuciem. Po prawdzie już nie zwracał na to wrażenie bycia na świeczniku szczególnej uwagi, szczególnie zdając sobie sprawę z tego, że jest w jakimś epicentrum wróżowego świata i ich stężonego do piątek potęgi pyłu. Gdy jedna z wróżek chwyciła go za dłoń i obsypała wymyślnymi komplementami, uśmiechnął się do niej miękko, czując się równie niezręcznie i niewzruszenie względem tych komplementów, co zawsze, kiedy ktoś decydował się na ten kierunek prowadzenia rozmowy. Kątem oka dostrzegł @Adela Honeycott oddalającą się niebezpiecznie od grupy, jedynie więc uśmiechnął się do uprzejmej wróżki i pokręcił w odmowie głową. - To bardzo uprzejme zaproszenie z Twojej strony, ale żaden ze mnie baletmistrz. - zapewnił, mając w pamięci, że wróżkom nie należy nawet dziękować, gdyż mogłyby uznać podziękowanie za przyjęcie prezentu czy przysługi, a to wiązałoby się z ich oczekiwaniem rewanżu. Skierował kroki w stronę gryfonki, kiedy nagle wpadł na niego oblepiony motylimi skrzydłami @Thomas Seaver. Prawdopodobnie gdyby był z dwadzieścia centymetrów niższy i dwadzieścia kilogramów lżejszy, ległby jak kłoda na tej ścieżce, na szczęście zdołał ustać na nogach, zatrzymując chłopaka w miejscu i odganiając delikatnie dłonią motyle z jego włosów. - Nic nie szkodzi, pilnuj ścieżki. - poradził i rozejrzał się, czy pozostali wciąż są mniej więcej w kupie, po czym dotarł do brnącej niestrudzenie w kierunku pikniku Honeycottówny. Wsunął delikatnie palce pod jej ramię, zatrzymując ją ruchem na tyle delikatnym, na ile zatrzymanie tnącej przed siebie gryfonki mogło być delikatne. - Lunch będzie po wycieczce. - powiedział do niej, nieco rozbawiony, gestem zachęcając, by wróciła w stronę reszty grupy. Mieniąca się obok nich tęcza, stworzona z drobinek kropel szemrzącego obok strumienia, zrosiła skórę dziewczyny, nadając jej pięknego uroku, jakby sama była wróżką. Uśmiechnął się nieco szerzej- O ile nie zostaniesz jedną z wróżek. - skomplementował to, jaka nagle stała się pod wpływem tej wodnej rosy śliczna i puścił ją przodem do grupy. Nie było tu ani sensu ani miejsca na strofowanie kogokolwiek, jedyne co sam mógł robić to powtarzać w głowie jak mantrę brak zaufania, niedowierzanie i odmawianie wszystkiemu, co będzie mu proponowane. Mógł się jedynie skupić na pilnowaniu grupy na jej tyłach, niczym pastuszek kulejący za stadem owiec.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Namowy: -1 + 3 - 3 = -1 Wędrówka:F + 2 - unikam krowiego nokautu Wróżka: odpowiedział wróżce "Nie wiem jak powinnaś do niej mówić, żeby nie popełnić gafy", po czym skomplementował jej skrzydła i zapytał o jej pochodzenie Przedmioty: różdżka (cały czas w ręku), opaska Chatterino (założona na głowę), korale wiggenowe (założone, schowane pod golfem), gogle maps (schowane w kieszeni), eliksir wiggenowy 1/1
Opisy przedmiotów:
Opaska Chatterino - Opaska należy tylko i wyłącznie do osoby, którą ją znalazła, nie może zmienić właściciela. Kiedy nosi ją czarodziej działa niczym oklumencja, nikt nie może przeczytać myśli osoby, która ma ją na sobie. Można również dać opaskę innej osobie, wtedy można wejść w wybrane wspomnienie czarodzieja, któremu została przekazana. Musi być na to pozwolenie drugiej osoby, nie można włamywać się do wspomnień nachalnie. Wspomnienia pokazywane są jakby w myślodsiewni.
korale wiggenowe - Z pozoru wyglądają jak zrobione z owoców zwykłej jarzębiny, ale wprawne czarodziejskie oko szybko wyłapie różnice. Choć to kora tego drzewa chroni przed atakami magicznych stworzeń, a nie owoce, to jednak te korale posiadają taką właściwość. A to za sprawą zanurzenia ich w eliksirze wiggenowym podczas wytwarzania; (+1 do zaklęć i OPCM)
gogle maps - Z pozoru wyglądają jak zwykłe okulary przeciwsłoneczne, w rzeczywistości są jednak o wiele bardziej użyteczne – z nimi nie sposób się zgubić. Wystarczy założyć je na nos i, podobnie jak przy teleportacji, skupić się na celu, do którego chcemy dotrzeć. Naszym oczom ukazuje się wówczas świetlista wstęga, która wskazuje odpowiednią drogę. Żeby prawidłowo zadziałały, trzeba przynajmniej raz być miejscu, które jest naszym celem. Poza tym nie mają ograniczeń.
Cechy eventowe: czaroglota, magik żywiołów (woda), gibki jak lunaballa (zręczność); tykająca łajnobomba (zapalnik, buntownik), niezręczny troll (dumny);
Nicholas przyglądał się Verze, niewiele rozumiejąc z jej spojrzenia. O co jej chodziło? Miał ochotę zapytać, ale wiedział, że nie powinien tego robić ani tutaj, ani w tym momencie. W sposób absolutnie stereotypowo męski pozostał więc ślepy na to jak kuzynka patrzyła na Ryszarda, ale też należało mu przyznać, że nie miał wiele czasu żeby się zastanawiać. W jego kierunku mknęła bowiem krowa, przed którą uskoczył w ostatniej chwili. A potem tuż obok pojawiła się wróżka. - Nie wiem jak powinnaś do niej mówić, żeby nie popełnić gafy - odpowiedział Seaver, nie zamierzając pozwolić by wyciągnięto od niego informacje mogące zaszkodzić Verze. - Sądzę, że możesz jej zwyczajnie powiedzieć co sądzisz o jej włosach, jeśli czujesz taką potrzebę. Nie był pewien czy lepiej było kontynuować rozmowę z wróżką, czy może ją ignorować. Pomyślał za to, że mógłby spróbować się czegoś od niej dowiedzieć, skoro już tak go zagadywała. Musiał tylko uważać na to, co mówi. - Ty za to masz skrzydła o wyjątkowym uroku. Skąd jesteś, piękna damo? Na podszepty i namowy zdawał się wyjątkowo głuchy. Kto wie, może to venetiańska opaska dawała mu bezpieczeństwo i ochronę twierdzy umysłu?
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Namowy: 6 + 1 Wędrówka:g - idę ścieżką zapomnienia Wróżka: wróżka chce, żebym otwarła jej beczki z winem, zamiast tego ogarniam jej inne winko Przedmioty: różdżka, eliksir wiggenowy (1/1), kamienny stróż, trytoni amulet, uszy dalekiego zasięgu Cechy eventowe: złotousty gilderoy (perswazja), gibki jak lunaballa (zwinność), świetne zewnętrzne oko (empatia); tykająca łajnobomba, dwie lewe różdżki (niewerbalne), rączki jak patyki (brak siły)
Parsknęła śmiechem, gdy @Ricky McGill bardzo zgrabnie wybrnął z tego całego ambarasu, jak zwykle wspinając się na wyżyny humoru. - To jakbyś zdecydował się spierdalać to nie zapomnij o mnie, bo samej to mi się nie chce tych wróżek p a c y f i k o w a ć - podkreśliła, że nie jest ani trochę bojowo nastawiona. I miała szczerą nadzieję, że pozostali uczestnicy wyprawy podzielali jej poglądy, bo ostatnie czego chciała to widok zabijanych wróżek. Miała jednak po swojej stronie brata, który również określał się jako pacyfista, więc była spokojna, bo naiwnie twierdziła, że we dwójkę są w stanie osiągnąć zamierzony cel. Uśmiechnęła się szeroko do @Maximilian Felix Solberg, od którego z wdzięcznością zgarnęła papieroska, ale nie odpaliła go, wciąż zmotywowana do prowadzenia zdrowego trybu życia. Postanowiła zapalić go na sam koniec wyprawy, jako nagrodę za przetrwanie. Cokolwiek tam na nich czekało. Burak w istocie smakował wyśmienicie i zaczęła się zastanawiać czy nie przerzucić się z piwka na kiszonki, wbrew swoim irlandzkim korzeniom. Te dywagacje musiała jednak zostawić na kiedy indziej, bo Kingfisher otworzył księgę, a oni znaleźli się w miejscu, który ciężko było opisać jakimikolwiek słowami. Piękna sceneria zapierała dech w piersi, ale w kontemplacji nad tymi iście bajkowymi widokami przeszkadzały nieznośne szepty, które wwiercały się głęboko w umysł i tylko zapewnienia Kingfishera i obecność innych były swoistego rodzaju kotwicą i pozwalały zachować przytomność i jako taką czujność. Do czasu aż ścieżka, na której się znaleźli, okazała się być ostoją spokoju. Rozglądała się dookoła w zachwycie, całkowicie zapominając po co tu jest. To nie było w ogóle istotne. Nie kiedy trafiła do krainy, tak podobnej jak ta, o której czytała bajki w dzieciństwie. Niczym nierozgarnięty chochlik ruszyła dalej i zatrzymała się dopiero wtedy, gdy jej uszu dobiegł okropny wrzask. Sprawca całego zamieszania, maleńka wróżka, wyraźnie potrzebowała kompana, który wysłucha jej pijackich opowieści i była przy tym tak niezgrabna i nachalna, że jednocześnie urocza. Propozycja pójścia do piwniczki pełnej wina brzmiała dosko i.. podejrzanie. - A co powiesz na to, że zmajstruję ci takie wino, że do końca życia nie będziesz chciała pić nic innego? - zaproponowała i od razu zabrała się do roboty, korzystając z możliwości jakie dawała transmutacja. Za pomocą zaklęć wyczarowała maleńką misę, napełniła ją wodą, a potem starym sprawdzonym aqua mutatio niczym Jezus zamieniła wodę w wino, które podała wróżce. - No, spróbuj - zachęciła swoją nową kompankę z uśmiechem, mając nadzieję, że trunek jej posmakuje na tyle, że zapomni o tajemniczych beczkach, których wolała jednak nie otwierać.
Droga była długa. Kręta, piękna, skomplikowana i jednocześnie prosta, choć trudno było powiedzieć, z czego dokładnie to wszystko wynikało. Słońce drżało dookoła was, lśniło, zmieniało się, cienie wydłużały się coraz bardziej, malując dookoła was niezapomniane wzory, tworząc obrazy, jakie rozmywały się dookoła was w fantazyjne miraże. Wszystko, na co nie spojrzeliście, miało w sobie nieznaną wam magię.
Tak samo, jak wróżki, które jak się niespodziewanie pojawiły, tak niespodziewanie zniknęły! Z chichotem, naprawdę rozbawione, zniknęły prędko z pola waszego widzenia, rozmywając się w powietrzu, zupełnie, jakby były jedynie przewidzeniem, które drżało w tym słonecznym mirażu. Wciąż czuliście ich obecność, ale czyż nie był to sen? Ot, zasnąć, śnić może? Trudno było nawet powiedzieć, czy naprawdę wędrowaliście, czy może tkwiliście wciąż w tym samym miejscu. Aż w końcu przed waszymi oczami, w pełnej krasie, w zachodzącym słońcu, ukazał się świetlisty pałac. Zamek, o licznych, strzelistych wieżach, o fantazyjnych bramach i skręconych kolumnach, pełen ogrodów i tarasów, pełen piękna, lśniący pyłem wróżek.
- Niech nikt nic nie mówi. I na Merlina, nic nie jedzcie! - powiedział Tyler Kingfisher, nim strażnicy przy bramach z chichotem odsunęli się na bok, by wpuścić was na dziedziniec.
Pałac Światłości
Kiedy tylko przekroczyliście bramy Jasnego Dworu, dotarło do was, że jesteście zmęczeni. Tak zwyczajnie, po ludzku, jakby droga trwała w nieskończoność. I dokładnie tak było, skoro zebraliście się wczas rano, a właśnie zapadał zmierzch. Wędrowaliście w nieskończoność, nie zdając sobie z tego sprawy, aż do tej chwili. Szepty i namowy, jakie do tej pory słyszeliście, stały się jeszcze głośniejsze, niemożliwe właściwie do zignorowania. Stały się tak donośne, że zdawały się zagłuszać wszystko inne.
Każdy zobowiązany jest do wykonania jednego rzutu kością sześcienną i podlinkowania jej we wskazanym kodzie. Uwaga: postaci, które posiadają cechę eventową silna psycha albo genetykę oklumencji/hipnozy od wyniku kości odejmują trzy. Wynik sumuje się z dwoma poprzednimi rzutami!
Ale coś jeszcze zdawało się was przygniatać. Nie dawało wam chwili wytchnienia, osiadało ciężko na waszych ramionach. W otępiałych po tak długiej wędrówce umysłach nie od razu zrodziła się świadomość, że to wasze własne uczucia dochodziły do głosu. Coraz silniejsze, coraz bardziej natrętne, takie, których nie byliście w stanie z siebie zrzucić, choć bardzo tego chcieliście.
Każdy zobowiązany jest do wykonania jednego rzutu literą i podlinkowania jej w kodzie. Poniżej przedstawiona została lista odczuć, które wam towarzyszą, do których będziecie musieli odnieść się w swoim poście:
Odczucia:
A – Jesteś królem świata. Tego świata i jego okolic! Na co dwa Dwory, skoro ty jesteś w stanie zapanować dosłownie nad wszystkim. Od chwili, w której przekroczyłeś bramy Jasnego Dworu, masz pewność, że wszystko się uda, a każdy, kto krzywo na ciebie patrzy, to jedynie marny pył.
B – Wielkość tego Dworu cię przytłacza. Jego splendor, blask i potęga, zdają się nie mieścić w sferze twojego pojmowania. Czujesz się nie na miejscu, czujesz, że nie powinno cię tutaj być, a twój strój na pewno nie pomaga ci w poczuciu się lepiej. Zdecydowanie wolisz pozostać gdzieś w cieniu.
C – Dotarłeś tak daleko, że na pewno nikt nie będzie w stanie podważyć twojego zaangażowania w sprawę, nawet jeśli na chwilę przymkniesz oczy. Jesteś tak potwornie zmęczony, a musisz zrobić jeszcze kilka dodatkowych kroków, żeby w końcu zobaczyć króla, którego szukacie od świtu. Pytanie, czy w ogóle było warto.
D – Trudno powiedzieć, czy to od nadmiaru pyłu, a może nieustannego szumu spowodowanego namowami wróżek, ale zaczynasz odczuwać ból głowy. Ten narasta z każdą chwilą, a ty masz problem skupić się na tym, co dzieje się wokół ciebie.
E – Po drodze do Jasnego Dworu minęliście dostatecznie wiele pikników, żeby apetyczny zapach jadła nie chciał cię opuścić. Robisz się niesamowicie głodny, a przez to wyraźnie słabszy. Czy zdołasz zapanować nad odruchem sięgnięcia po coś do zjedzenia? Dorzuć k100, wynik powyżej 60 oznacza, że częstujesz się czymś ze stołu, pomimo wyraźnego ostrzeżenia Kingfishera. Wynik 60 lub mniej – po prostu patrzysz tęsknie w stronę suto zastawionego stołu i jedyne co je to twoje oczy.
F – Wszystko wydaje się ekscytującą wycieczką, która za szybko się skończyła. Jesteś niespokojny, roznosi cię energia i pragnienie czegoś więcej, co zdecydowanie może być dla ciebie przydatne, gdy nadejdzie chwila próby. Obyś tylko wytrzymał spotkanie z królem Jasnego Dworu bez pospieszania go!
G – Ta droga z pewnością pomogła ci lepiej zrozumieć naturę wróżek. Jesteś przekonany, że gdybyś wypił eliksir, który pomniejszyłby cię do ich rozmiarów, byłbyś równie psotną wróżką i masz ochotę sprawdzić to, testując na nich swoje niegroźne złośliwości. Czy to na pewno dobry pomysł?
H – Czy to dotarcie do Jasnego Dworu, świadczące o połowie przebytej drogi, czy może kolejny psikus wróżek, ale masz ochotę się śmiać. Tak zwyczajnie, radośnie i bawi cię dosłownie wszystko, czy to powaga na twarzy Kingfishera, czy chociażby wygląd Dworu.
I – Ciężko stwierdzić czy to wszechobecny pyłek, czy też radość, że jesteś właśnie tu, że dotarłeś do Jasnego Dworu i widzisz przed sobą królestwo wróżek, ale czujesz niepohamowaną chęć, aby swoje zadowolenie wyrazić poprzez śpiew. Dorzuć k100, wynik powyżej 60 oznacza, że zaczynasz śpiewać, zaś wynik 60 lub mniejszy oznacza, że po prostu cicho nucisz wesołą melodię, ale powstrzymujesz się przed wyśpiewywaniem słów.
J – Twój obciążony nadmiarem bodźców i wrażeń umysł zaczyna szwankować, a zmęczenie całodniową wędrówką niczego nie ułatwia. Zaczynasz się zastanawiać, co tu tak właściwie robisz, kim są ludzie, z którymi przyszedłeś i dlaczego na brodę Merlina dalej idziecie, zamiast po prostu odpocząć? Dorzuć literę. Spółgłoska oznacza, że po chwili jesteś w stanie przypomnieć sobie wszystkie szczegóły dotyczące wyprawy. Samogłoska oznacza, że czujesz się totalnie zagubiony i zwyczajnie postanawiasz zapytać osobę, która jest tuż obok, o co w tym wszystkim chodzi. Obyś tylko przez przypadek nie zdradził jej imienia...
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem
Wprowadzono was do obszernej sali balowej. Pełno tutaj było nie tylko architektury o niezwykłych kształtach i barwach, ale również wróżek, które popatrywały na was z balkonów i okiennych wykuszy, szepcząc coś między sobą. Przez ciężkie, atłasowe story przesączało się światło zachodzącego słońca, złocąc wszystko dookoła was, czyniąc ten świat jeszcze bardziej zachwycającym.
- Ach, zatem jesteście.
Król Jasnego Dworu siedział na jednym z balkonów, emanując pięknem, którego mogły pozazdrościć mu same wile. Jego oczy były niezwykle jasne, tak samo, jak i włosy, które spływały gęstymi kaskadami na jego ramiona obleczone cienką, lśniącą szatą, jaka zdawała się niematerialna. Spoglądał na was z uwagą, a w kącikach jego ust czaił się uśmiech, który trudno było zapomnieć, uśmiech szaleńca albo zadowolonego z siebie magnata. Machnął ręką, uciszając wszystkie szepty i pogratulował wam niezwykłej odwagi, spoglądając na Tylera Kingfishera, z westchnieniem przypominając mu, że będzie miał względem niego dług wdzięczności.
- Musicie się pospieszyć i przygotować na bal. Tylko tak wkradniecie się na dwór mojego pożałowania godnego brata. Tańczcie, radujcie się, a być może was tam nie dostrzegą - powiedział, dodając, że gdy słońce zajdzie, znajdziecie się w odpowiednim miejscu. - Ale pamiętajcie, że jeśli chcecie znowu zamknąć go w tej nudnej księdze, każdy z was będzie musiał mu coś oddać. Coś cennego, a nie tylko coś, co mu zbywa - dodał i klasnąwszy w dłonie, kazał rozpocząć przygotowania, które w istocie zakończyły się wraz z zajściem słońca.
Na bal, marsz na bal
Gdy słońce zniknęło za horyzontem, poczuliście, jak coś gwałtownie was pociągnęło. Szarpnęło w okolicach żołądka, jakby próbowało wywrócić was na drugą stronę, a dookoła was zapadła nieprzenikniona ciemność, którą już po chwili zaczęły wypełniać chichoty, głośna, skoczna muzyka i potupywanie, okrzyki i zapach. Cudowny, kuszący zapach potraw, jakich można było uświadczyć jedynie na najprzedniejszym z bali. Głosy były jednak inne, jakby bardziej skrzekliwe i tylko to dawało wam świadomość, że znaleźliście się w innym miejscu. Bo, tak się składa, nic nie widzicie. Jedynie ciemność, a z niej nieoczekiwanie wyłaniają się wróżki, które już poznaliście...
•@Scarlett Norwood Kiedy orientujesz się, że zapada ciemność, nie masz czasu, aby zacząć panikować. Twoja wróżka, która zmusiła cię do zacieśniania więzi z jej niezbyt urodziwym przyjacielem, pojawia się tuż przed twoim nosem i jest wprost zachwycona i pieje z zachwytu, jaka z ciebie wspaniała dziewczyna! W dodatku uważa, że twoje omdlenie to skutek zbyt wielu wrażeń i emocji, a nie śmiertelnego przerażenia i oznajmia, że z miłą chęcią ci pomoże. Tajemniczo dodaje, że poczyniła już ku temu odpowiednie kroki. Cokolwiek to znaczy, nie pozostaje ci nic innego jak jej zaufać i ruszasz naprzód. Po chwili z zaskoczeniem stwierdzasz, że delikatnie unosisz się nad ziemią, a przed tobą z radosnym chichotem frunie wróżka. A cóż to za dziwna magia? W jaki sposób ci pomaga, skoro jest zaraz obok? Dopiero po chwili dociera do ciebie trzepot skrzydełek należących do jej przyjaciół. Czujesz włochate odnóża na swoim ciele. Nie potrzeba zbyt wiele, abyś dodała dwa do dwóch i zorientowała się, że to właśnie tysiące latających owadów unosi cię i pomaga przejść przez bal. I wszystko byłoby fajne i przyjemne, gdyby nie panika, która cię ogarnia. Rzuć k100 na poziom paniki, jaka zaczyna cię paraliżować. Wynik powyżej 70 oznacza, że zaczynasz wrzeszczeć, a następnie mdlejesz. Dzięki cesze eventowej silna psycha (opanowanie) możesz od wyniku odjąć 20.
•@Maximilian Felix Solbergmożesz dwukrotnie udzielić pomocy Czasami podzielenie się z kimś swoim szczęściem może okazać się szczęśliwym zrządzeniem losu. Nim zrobisz dwa kroki w otaczającej cię ciemności, obok ciebie pojawia się wróżka, której wcześniej zaproponowałeś kroplę eliksiru. Trzyma dzielnie dwie fiolki, wypełnione eliksirami – jeden ma beżową barwę, a drugi jest bladoróżowy. Nie masz problemów, by rozpoznać, że wróżka przyniosła ci ridikuskus i eliksir niewidzialności, którymi wymachuje zapamiętale przed twoim nosem, mówiąc, że koniecznie musisz wypić któryś z nich. Nawet jeśli próbujesz ją jakoś wyminąć, w otaczającej cię ciemności jest tylko ona i te dwa eliksiry. Wróżka wyraźnie od ciebie nie odstąpi, dopóki nie dokonasz wyboru. Zatem, który eliksir?
•@Ricky McGillmożesz dwukrotnie udzielić pomocy Chodź za mną, słyszysz znienacka szept, a po chwili dostrzegasz tę samą wróżkę, która jeszcze niedawno prosiła cię, żebyś ją zabawił. Bal trwa w najlepsze, dźwięki, które do ciebie dochodzą, z całą pewnością nie zwiastują radosnej i beztroskiej biesiady, a tobie nie pozostaje nic innego jak jej zaufać. Wróżka wyczuła w tobie sprzymierzeńca i jest to dla ciebie jednocześnie błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Zamiast przeprowadzić cię przez salę balową tak, abyś nie odniósł żadnych obrażeń, prowadzi cię naokoło, przy okazji opowiadając wszystkie plotki o będących tutaj wróżkach. Ciężko ocenić czy którakolwiek z tych informacji jest prawdziwa i czy okaże się przydatna, ale słuchaj jej uważnie – w końcu wroga lepiej znać. Rzuć k6 na to czy udaje ci się zachować milczenie, czy jednak komentujesz żwawo opowiastki wróżki. Ze względu na cechę eventową tykająca łajnobomba (lekkomyślność) do swojego wyniku k6 dodajesz 1.
Spoiler:
1, 2 – twoją jedyną reakcją na jej słowa są gesty i adekwatne do treści miny. Pomimo wyjątkowości tych wszystkich historii, zachowujesz trzeźwość umysłu i jesteś czujny i ostrożny. Udaje ci się nie powiedzieć nic, a jednocześnie być uprzejmym dla wróżki. 3, 4 – ciężko zachować milczenie, gdy zostajesz uraczony pikantnymi ploteczkami. Wróżka bardzo kwieciście opowiada o sobie, o dwóch dworach i ich mieszkańcach, a jest przy tym na tyle podekscytowana, że udziela ci się jej entuzjazm. Jesteś na tyle zaangażowany, że czasem wymsknie ci się cichy komentarz. 5, 6 – jeśli myślałeś, że w M jak magia dzieją się niestworzone rzeczy to masz wyraźny dowód na to, że w świecie wróżek jest znacznie ciekawiej. I to na tyle, że chcesz wiedzieć więcej. Dopytujesz, śmiało prowadzisz dyskusję ze swoją towarzyszką i w najlepsze omawiasz z nią wróżkowe perypetie.
•@Julia Brooks Jeśli myślałaś, że spławiłaś wróżkę udawaną gwiazdką z nieba to czeka cię srogie rozczarowanie, bo kiedy wszystko dookoła pogrąża się w ciemności, ty widzisz tylko ją. Trochę bardziej radosną, mówiącą jeszcze więcej, a w dodatku bardzo zmotywowaną, aby tę prawdziwą gwiazdkę mimo wszystko dostać. W końcu ma dziś urodziny! Najwyraźniej jesteś sławną pałkarką również w świecie wróżek, bo ta, która nie chce ci dać spokoju, składa ci ofertę nie do odrzucenia. Jeśli zabierzesz ją na przejażdżkę, w trakcie której ona będzie nawigatorem, pomoże ci przetrwać te drobne niedogodności i wyjść z balu bez szwanku. Czy tego chcesz, czy nie, nie pozostaje ci nic innego jak przyjąć tę absurdalną propozycję. Latanie nigdy nie sprawiało ci trudności, aczkolwiek ciężko jest korzystać z miotły, gdy się nie widzi, a twoim przewodnikiem jest mała upierdliwa wróżka, która traktuje to jak świetną zabawę i atrakcję, która umila jej dzień. Rzuć kostką sześcienną, aby dowiedzieć się co czeka cię podczas tej fantastycznej przejażdżki.
Spoiler:
1, 2 - wróżka w ramach zabawy postanawia trochę poświrować i parę razy w ostatniej sekundzie krzyczy ci do ucha, abyś skręciła, bo przed wami jest ściana. Na twoje nieszczęście, pomimo fenomenalnego refleksu, w końcu w jedną z nich uderzasz, a twoja miotła… cóż, nadaje się aktualnie do zamiatania podłogi. Po evencie będziesz miała możliwość naprawienia jej, wszelkie szczegóły będą w podsumowaniu eventu. 3, 4 - nie tylko twoja wróżka uważa latanie na miotle za przednią zabawę. Po chwili czujesz, że masz w i e l u pasażerów na gapę, którzy krzyczą i piszczą z uciechy, bo dawno się tak świetnie nie bawili. Każda z wróżek mówi ci co innego i każe lecieć w zupełnie inną stronę, przez co w końcu tracisz panowanie nad miotłą i po prostu spadacie na ziemię. Plus jest taki, że omijają cię pląsy i tańce. Minus? Masz strzaskaną prawą nogę, okropny ból cię paraliżuje. Jeżeli chcesz normalnie chodzić i nie być bezużyteczna, musisz tę nogę potraktować kilkoma zaklęciami leczniczymi. Uważaj tylko, aby rzucić dobrą inkantację... 5, 6 - po jakiego grzyba zgadzałaś się na coś tak idiotycznego? Latanie na miotle jeszcze nigdy nie było tak nieprzyjemne jak teraz. Nic nie widzisz, wróżka jest kiepskim przewodnikiem, jednak twoje umiejętności i lata ciężkiej pracy popłacają. Bez szwanku omijasz cały bal, a w dodatku twoja wróżka wyznaje, że pierwszy raz w życiu jest dzięki tobie szczęśliwa. Chyba było warto się przemęczyć, aby ostatecznie zobaczyć piękny uśmiech bombelka?
Ze względu na cechę eventową gibki jak lunaballa (zwinność) przysługuje ci przerzut k6. Dodatkowo, twoja cecha silny jak buchorożec (kondycja) i umiejętności miotlarskie sprawiają, że możesz wybrać lepszą dla ciebie opcję w przypadku przerzutu.
•@Adela Honeycott Słyszysz śmiech, który przebija się przez muzykę i szepty w twojej głowie, a po chwili pojawia się przed tobą dobrze już znana wróżka z procą. Przypomina, że chciała z tobą psocić, a jedynie dałaś jej broń, choć zaraz zapewnia, że to nic nie szkodzi. Teraz zamierza pobawić się z tobą, skoro i tak nie masz dokąd pójść. Zanim możesz zareagować na jej słowa, zaczyna strzelać do ciebie kamykami. Lepiej uciekaj, choć w ciemności trudno ocenić kierunek, w jakim powinno się biec. Rzuć kością sześcienną na to, ile kamieni w ciebie trafia, a następnie tyle razy kością literową ile wypadło ci w k6, gdzie samogłoska oznacza tworzący się od razu ogromny siniak, a spółgłoska daje jedynie obolałe miejsce.
•@Kate Milburnmożesz dwukrotnie udzielić pomocy Ciemność z pewnością byłaby nieprzyjemna, gdyby nie towarzystwo, jakie miałaś. Przed tobą do rytmu muzyki kiwała się wróżka w stworzonej przez ciebie sukience. Choć rozpoznawałaś w niej swoją skarpetkę, wyglądało na to, że magia krainy odcisnęła na niej ślad, bowiem materiał zdawał się bardziej bajkowy, bardziej zwiewny niż wcześniej. Wszystko to jednak wywoływało zachwyt na twarzy wróżki, która zaraz doskoczyła do ciebie, aby mocno przytulić się do twojego policzka i wyszeptać do ucha, że może ci troszkę pomóc. Nagle na twoim nosie pojawiają się okulary - niezwykle cienkie, przypominajce skrzydła motyla. Patrząc przez nie, widzisz wszystko wyraźnie pomimo ciemności, ale za to do góry nogami. W przypadku zdjęcia okularów, czy próbie spoglądania ponad szkłami wciąż nie widzisz nic. Rzuć kostką sześcienną gdzie wynik 1-2 oznacza, że co chwilę się wywracasz, 3,4 - masz problemy z zachowaniem równowagi, ale idziesz przed siebie, natomiast 5,6 - stawiasz kroki bez większych problemów. Pamiętaj, że to bal, lepiej poruszaj się do rytmu muzyki! Za cechę gibki jak lunaballa (zwinność), możesz do wyniku k6 dodać 1.
•@Veronica H. Seaver Ciemność zapadła nagle i mogłabyś poczuć się samotnie, gdyby nie wróżka, jaką widziałaś w trakcie drogi do Jasnego Dworu. Jesteś pewna, że to ta sama istota, choć teraz była nieco zmieniona - jej uśmiech wydawał się bardziej złośliwy, choć nic nie robiła. Trzymała za to w dłoniach kwiat, podobny do tego, jaki jej ofiarowałaś. Przez chwilę macha nim do rytmu wybrzmiewającej wokół muzyki, wyśmiewając twoje ruchy, sugerując, żebyś lepiej zaczęła tańczyć, zanim ktoś wyrzuci cię z balu. Możesz też usłyszeć, że wokół ciebie pojawia więcej wróżek, które coraz śmielej szarpią cię za włosy, wieszają się na nich i ciągną twoją głowę na wszystkie strony. Twoja towarzyszka skrzeczy ci prosto do ucha, że pięknem należy dzielić się z innymi. Rzuć kością k6 na liczbę wróżek, które ciągną i szarpią cię za włosy. Następnie rzuć tyle razy k100 ile wyszło ci k6+1. Zsumuj wszystko; wynik powyżej 200 oznacza, że twoje włosy są w opłakanym stanie. A raczej resztki, które z nich zostały. Jeśli chcesz dotrwać do końca balu i mieć siły na spotkanie z królem Ciemnego Dworu lepiej wypij eliksir wiggenowy. Ze względu na cechę eventową złotousty Gilderoy (perswazja) możesz od wyniku odjąć 50.
•@Benjamin Austerzależnie od wyniku rzutu potrzebujesz pomocy Kłamstwo ma krótkie nogi i oszustwo również. Pozornie spełniłeś prośbę wróżki, którą spotkałeś po drodze, ale teraz, w tej całkowitej ciemności, zdajesz sobie sprawę z tego, że istota wcale nie była zadowolona z zastosowanego przez ciebie rozproszenia. Poza tym wyraźnie poprosiła, żebyś zabrał ją w inne miejsce, a ty nie miałeś na to odwagi. Teraz słyszysz jej piskliwy głosik, który nieustannie powtarza: zrób mi zdjęcie! Dopiero po chwili zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to nagranie na twoim dyktafonie, który obecnie do niczego się nie nadaje, a słowa wróżki z każdą chwilą stają się głośniejsze. Rzuć jedną kość k100, gdzie wynik powyżej 70 oznacza, że nie jesteś w stanie usłyszeć niczego innego i miotasz się w całkowitej ciemności, jak zagubiona mucha – ktoś musi ci pomóc. Z uwagi na twoją cechę bez czepka urodzony, do wyniku dodaj 10. Jeśli twój wynik to 70 lub mniej, udaje ci się usłyszeć odgłosy swoich kompanów i możesz skierować się w ich stronę polegając na słuchu i intuicji, ale jesteś całkiem oszołomiony.
•@Isolde Bloodworthpotrzebujesz pomocy Jeśli wcześniej zaczepka wróżki wytrąciła cię z równowagi, teraz z pewnością nie było lepiej. Wokół ciebie zapadła ciemność, a choć wróżka, z jaką miałaś wcześniej do czynienia, pojawiła się obok ciebie, jej również nie widziałaś. Ciemność była o wiele głębsza, niż jakakolwiek, jakiej do tej pory doświadczyłaś. Wróżka krążyła wokół ciebie, popychając się co rusz w różne strony, naśmiewając się z ciebie. W końcu skoro nie jesteś tak zdolna, to teraz czeka cię błąkanie się w ciemnościach, bo zdolni czarodzieje poradziliby sobie z jej wcześniejszą prośbą. Rzuć kością literową, gdzie spółgłoska oznacza, że wpadasz na inne wróżki, które zaczynają cię szarpać i bić, przez co jesteś cała obolała, a samogłoska oznacza, że wpadasz na stoły z jedzeniem i musisz dorzucić k6*, gdzie kostka parzysta oznacza, że odruchowo połykasz część puddingu, który trafia na twoją twarz, a nieparzysta jesteś w stanie się opanować. Dodatkowo, ze względu na cechę połamany gumochłon (zwinność) rzucasz k6, a wynik mówi ile razy przewracasz się i boleśnie się obijasz. Nie jest lekko, co? Kto by pomyślał, że w jednej małej wróżce może być tyle złośliwości... Nie jesteś w stanie samodzielnie tu przetrwać, ktoś musi pomóc ci uwolnić się od wróżek.
* ze względu na cechę eventową silna psycha (opanowanie) możesz raz przerzucić tę kostkę
•@Nakir Whitelight Poprzednia prośba wróżki nie podlegała negocjacjom, a mimo tego postanowiłeś dość nieroztropnie się z nią targować. Na twoje szczęście pocałunek, jakim obdarzyłeś śliczną blondynkę, bardzo jej się spodobał, bo dzięki temu dostarczyłeś jej kolejnych tematów do obgadywania ze wszystkimi dookoła i tylko dlatego postanawia ci teraz pomóc. Połowicznie. Dość szybko oznajmia ci, że macie wciąż niewyrównane rachunki, a twój dług rośnie, zwłaszcza w obliczu tej sytuacji. Uśmiecha się przy tym złośliwie i widać, że taka zabawa i droczenie się sprawia jej wiele satysfakcji. Cokolwiek nie postanowisz, wróżka ani myśli, aby cię zostawić. Początkowo faktycznie prowadzi cię po sali balowej tak, abyś był w stanie uniknąć przeróżnych przeszkód. Rzuć kością literową, gdzie samogłoska oznacza, że z impetem wpadasz w suto zastawiony stół, a wróżka wpycha ci jedzenie do ust. Spółgłoska z kolei oznacza, że przez celowo błędną podpowiedź wpadasz prosto w grupę wyjątkowo złośliwych i spragnionych kontaktu wróżek, które całują cię, szarpią twoje ubranie, dźgają, śmieją się głośno, przytulają i... ostatecznie zostajesz w samej bieliźnie, czego nie jesteś, póki co świadomy. W obu przypadkach udaje ci się mimo wszystko przejść całą salę i nie wymagasz niczyjej pomocy.
•@Atlas M. O. Rosapotrzebujesz pomocy Nie widzisz absolutnie nic, a otaczająca cię ciemność zdaje się głębsza niż zazwyczaj. Słyszysz wróżkę obok siebie, ale nawet jej nie jesteś w stanie dostrzec, choć przecież powinieneś, skoro ta znów do ciebie mówi. Skrzekliwym głosem, pełnym zawodu wspomina, że chciała tylko jeden taniec, j e d e n! A ty go odmówiłeś, więc teraz ona odmawia puszczenia cię dalej. Nagle maleńkie dłonie zaczynają cię obracać coraz szybciej i szybciej, jakby zmuszając do zrobienia piruetów. I nie wiesz, jak to możliwe, bo przecież wróżka jest znacznie mniejsza niż ty, ale jakimś cudem nie możesz się zatrzymać. Rzuć kością literową, gdzie spółgłoska oznacza, że kręci ci się w głowie i powoli zaczynasz tracić przytomność, zaś samogłoska oznacza oszołomienie i problemy z ustaniem na nogach. W obu przypadkach – ktoś musi pomóc ci uwolnić się od wróżek i iść dalej.
•@Bridget Hudson Kiedy podałaś lunaballi eliksir wiggenowy, a ta wyzdrowiała i uciekła, czy spodziewałaś się zobaczyć stworzenie wraz z wróżką raz jeszcze? Oto z ciemności wyłania się właśnie ta para - lunaballa, która na twój widok radośnie podskakuje i wróżka z nieco złośliwym uśmiechem. Trudno powiedzieć, czy była zadowolona z wyleczenia swojego podopiecznego, czy oczekiwała od ciebie innego ulżenia w jego cierpieniu, ale teraz zaprasza cię do tańca. W końcu jest to bal! Lunaballa zaczyna tańczyć swój taniec, tak dobrze ci znany i choćbyś próbowała wyminąć je i iść dalej w ciemność, nie możesz tego zrobić - musisz z nią zatańczyć i wydaje się, że stworzenie chce ci pomóc. Rzuć kością sześcienną gdzie 1,2 oznacza, że taniec zupełnie ci nie wychodzi, co chwilę się przewracasz albo obijasz o stoły i inne wróżki; 3,4 - powoli przesuwasz się do przodu, ale wróżka cały czas się z ciebie naśmiewa, przypominając, że nie byłoby tego problemu, gdybyś nie dała lunaballi eliksiru wiggenowego; 5,6 - idzie ci całkiem dobrze, zupełnie jakbyś ćwiczyła ten taniec w ciągu ostatniego tygodnia kilka razy. Z uwagi na cechę połamany gumochłon od kości k6 odejmujesz 1.
•@Wally A. Shercliffezależnie od wyboru potrzebujesz pomocy Zapadła ciemność i straciłeś z widoku swoich towarzyszy, ale zato ponownie poczułeś szarpnięcie za nogawkę. To samo wróżkowe dziecko wyciągnęło do ciebie rączki, chcąc żebyś wziął je znów na ręce, ale tym razem nie prosiło o bajki. Teraz zapowiedziało, że pomoże ci przejść na drugą stronę sali balowej, mówiąc ci, gdzie masz stawiać kolejne kroki. Kiedy zaczęło opowiadać o dzikim błotoryju mogłeś mieć pewność, że zmyśla, ale czy rozsądne jest rezygnować z jego pomocy? Jeśli podążasz dalej zgodnie z podpowiedziami wróżki rzuć kością sześcienną na to jak ci idzie, gdzie: 1,2 - za każdym razem, gdy wróżka każde ci się zatrzymać, ty robisz to zbyt gwałtownie, przez co się przewracasz; 3,4 - próbując uniknąć kolejnych błotoryi, potoków lawy i filarów, wpadasz na inne wróżki i jesteś przez nie szarpany; 5,6 - opowieść młodej wróżki jest na tyle absorbująca, że wciąga cię i dostosowujesz się idealnie do niej, przez co choć powoli, udaje ci się dotrzeć na drugą stronę. Za cechę połamany gumochłon (zwinność) od k6 odejmujesz 1. Jeżeli postanowisz zignorować pomoc wróżki, tracisz ją z oczu i potrzebujesz czyjejś pomocy, żeby iść w dobrą stronę.
•@Thomas Seaverpotrzebujesz pomocy Zdecydowanie miałeś rację, kiedy mówiłeś, że atrakcje zaraz same się pojawią, choć czy miałeś na myśli coś takiego? Ciemność, jaka zapadła, zdawała się jeszcze gęściejsza. Obok ciebie pojawiła się wróżka, ale także jej nie byłeś w stanie dojrzeć. Za to doskonale słyszałeś jak śmiała się cicho, widząc, w jakim znajdujesz się stanie. Przypomniała ci o psotach, jakich nie chciałeś wykonać, nazwała nudziarzem, zaraz dodając, że ma na to rozwiązanie, tylko musisz jej uważnie słuchać. Cóż jednak, że ci podpowiadała, skoro robiła to tak, żebyś co rusz wpadał na inne wróżki, albo stół z jedzeniem, zaś gdy chciałeś się odezwać, z twoich ust wydobywały się jedynie dźwięki zwierząt hodowlanych. Rzuć kością literową, gdzie spółgłoska oznacza, że wpadasz na inne wróżki, którym zdecydowanie to się nie podoba i biją cię jak popadnie, a samogłoska oznacza, że wpadasz na stół z jedzeniem i musisz wykonać dorzut kością sześcienną, gdzie 1 i 6 oznacza, że jedzenie trafia na twoją twarz. Zdecydowanie potrzebujesz czyjejś pomocy, żeby dostać się na drugą stronę sali.
•@Nicholas Seaverzależnie od wyniku rzutu potrzebujesz pomocy Zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest zostać bożyszczem tłumu? Nie? Cóż, najwyraźniej masz okazję, kiedy pośród otaczającej cię ciemności, pojawia się nagle wróżka, którą wcześniej skomplementowałeś, starając się ją w ten sposób zagadać. Jest zachwycona, śmieje się wciąż i mruga zalotnie, jakby była przekonana, że to, co się dzieje, jest najważniejsze na świecie. Zapewnia cię, że nigdy nie widziała takiego wspaniałego kawalera, jak ty. Ani ona, ani... jej liczne przyjaciółki, które zjawiają się obok ciebie. I chociaż ich nie widzisz, słyszysz ich westchnięcia i zachwyty, a z czasem zdajesz sobie sprawę z tego, że zaczynają chwytać cię za ubranie i włosy, dotykają twojej twarzy i dłoni. Wróżka, która wciąż się do ciebie wdzięczy, zapewnia je, że potrafisz mówić słowa tak piękne, że aż umrą z zachwytu. Rzuć jedną kość k100, by dowiedzieć się, co czeka cię dalej. Wynik poniżej 70 oznacza, że wciąż mówisz i mówisz, musząc wykaraskać się z tej sytuacji, pewnie zapewniając piękne panie o ich niesamowitej urodzie i powoli chrypniesz. Nie uciekniesz od nich, jeśli ktoś ci nie pomoże! W przypadku wyniku wyższego bądź równego 70 udaje ci się je oczarować. Tak bardzo, że wszystkie aż mdleją z wrażenia, w ekstazie wskazując ci bezpieczną drogę pod kolumnadą, która zaprowadzi cię na drugi koniec sali. Za cechę niezręczny troll (dumny) musisz od wyniku odjąć 10.
•@Marla O'Donnellprzygoda w piwnicy wynika z opóźnienia w odpisie na poprzedni etap Wróżki albo za tobą nie przepadają, albo masz pecha, albo straszna z ciebie ślamazara i nie umiesz nawet zdążyć na bal! Podczas kiedy wszyscy lądują w obszernej, eleganckiej sali, tobie trafia się, cóż, piwnica. Lądujesz w wielkiej spiżarni, pełnej olbrzymich beczek z alkoholami, ale widzisz tutaj również kręgi sera i inne, niestworzone rzeczy, które, jak ci się wydaje, nie powinny nawet istnieć. Ich zapach jest nieziemski, tak potwornie nieziemski, że nie możesz powstrzymać się przed tym, żeby czegoś spróbować. Cóż, Kingfisher wspominał, żeby nie brać niczego od wróżek, ale jeśli uszczkniesz kawałeczek smakowitego ciasta n a p e w n o nic się nie stanie. Pech chce jednak, że zostajesz przyłapana! I to nie przez przyjazne wróżki, a przez mało przyjaznych strażników, którzy bez pytania biorą się za obijanie ci kości. Rzuć jedną kość sześcienną, która określi ilość przyjętych przez ciebie ciosów, a później odpowiednią ilość kości k100, jakie określą poziom twoich obrażeń. Wynik powyżej 70 świadczy o złamaniu kości! Ze względu na cechę eventową gibki jak lunaballa (zwinność) możesz odjąć 1 od wyniku k6. Masz jednak szczęście, bo wyraźnie twoje wcześniejsze działanie i zaoferowanie specjalnego wina pewnej szalonej, pijanej wróżce, zaowocowało czymś dobrym. Ta zjawia się, kiedy strażnicy zostawiają cię na pastwę losu w okolicy jednej z beczek i rozbawiona, jakby to była niesamowita przygoda, wyprowadza cię tajnym przejściem na salę balową. Wpadasz w sam środek wielkiego bałaganu i nagle tracisz wzrok! Widzisz tylko swoją rozchichotaną towarzyszkę, która kolebiącym się krokiem - lotem? - zmierza w stronę, jak twierdzi, samego króla. Rzuć kość k100, która określa, czy nadążasz za wróżką i czy jesteś w stanie stwierdzić, dokąd idziecie. Wynik powyżej 70 oznacza, że gubisz krok i przez chwilę z przyjemnością oddajesz się wraz z wróżką kontemplowaniu okolicznych alkoholi, zapominając o całym okolicznym ambarasie…
Informacje
• Drugi etap można pisać do 25 maja włącznie. 26 maja pojawi się kolejny, ostatni już etap wyprawy. • Pamiętajcie, że opóźnienia w odpisach będą skutkowały konsekwencjami dla waszych postaci! • Post musi zawierać poniższy kod:
Kod:
<zgss>Namowy:</zgss> wynik rzutu kości sześciennej (i podsumowanie tj. suma wszystkich rzutów) <zgss>Odczucia:</zgss> wynik kości literowej <zgss>Bal:</zgss> wyniki kostek + krótki opis co się z wami dzieje <zgss>Pomoc:</zgss> wymagam pomocy/pomagam i dopisek komu/nie dotyczy <zgss>Przedmioty:</zgss> wypisz maksymalnie 5 przedmiotów, które postać zabiera ze sobą <zgss>Cechy eventowe:</zgss> wypisz wszystkie swoje cechy eventowe
Namowy: 10 + 5 Odczucia:D - ból głowy Bal:spółgłoska - źle sie czuje Pomoc: wymagam pomocy (pomaga mi @Maximilian Felix Solberg ) Przedmioty: beret uroków, rogata rączka, wachlarz sakura, eliksir wiggenowy, różdżka Cechy eventowe: Powab wili, Złotousty Gilderoy (siła perswazji); Dwie lewie różdżki (transmutacja), Drzemie we mnie zwierzę (zachowanie)
Kiedy dotarli już pod niesamowity zamek, Atlasa zaczynał ogarniać coraz większy ból głowy. Może od nawdychania się nadmiaru pyłku, albo od przesadnego brzęczenia wróżkowych skrzydełek, ich piskliwych głosików, wszędobylskich szeptów. Ciężko było mu się nawet skupić na tym, co znajdowało się wewnątrz zamku, na jego pięknie, na tym jak unikalny był to widok - bo starał się pilnować chociaż tego, żeby iść naprzód i się nie potknąć, a było to trudne, kiedy migrena niemal zginała go w pół. Słysząc o balu niemal przewrócił oczami, powstrzymywało go przed tym tylko to, że pewien był, że jeśli to zrobi - głowa rozboli go jeszcze bardziej. Mimo że wielki król wróżek kazał im się szykować na bal, jego podwładne wróżki chyba miały centralnie w dupie jego życzenia i rozkazy, bo zaczęły napastować przybyłych gości. Chciałby może się nawet skupić na tym, czy inni mają się dobrze, jednak objęła go całkowita ciemność. Wróżka, która kilka chwil temu obsypywała go komplementami, rzuciła się, by nim wywijać piruety jak starszy kuzyn siódma woda po kisielu na weselu wujka Staszka. Czuł, że zaraz zwymiotuje od tego wirowania i może podjąłby rozmowę z istotką, gdyby nie to, że ból głowy w połączeniu z zaburzeniami błędnika, spowodowanymi miksowaniem nim jak w blenderze, doprowadzały go na skraj utraty przytomności. - Pomocy... - zdołał jedynie bąknąć słabo.
Ostatnio zmieniony przez Atlas M. O. Rosa dnia Nie Maj 19 2024, 23:12, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Namowy: 7+4 = 11 Odczucia:G Bal: chce być malutkim wróżem i płatać wróżkom figle, piję eliksir niewidzialności Pomoc: pomagam @Atlas M. O. Rosa oraz @Thomas Seaver Przedmioty: różdżka, peleryna niewidka (+2 OPCM, +2 transmutacja), pochłaniacz magii (+1 CM), Zegarek ukrytego cienia (+2 CM), "nabita" bransoleta urquharta (eliksir wiggenowy x1, eliksir regenerujący x1, felix felicis x1) Cechy eventowe: Zalety: pojawiam się i znikam, magik żywiołów (woda), metabolizm eliksirowara Wady: tykająca łajnobomba (zapalnik, buntownik), bez czepka urodzony
Nie wiedział, o co chodziło tym wróżkom, ale niezmiernie go wkurwiały. Gdyby nie to, że pewnie wywołałby jakąś pojebaną, trwającą wieki wojnę międzygatunkową, to by po prostu zaczął jebać w nie zaklęciami, aż nie dałyby im spokoju. Na chochliki działało. Teraz było jednak inaczej, a oni wleźli do sali balowej. Max zagwizdał do siebie na ten widok. Musiał przyznać, że rozmach, to skurwysyny miały. -No i imprezka. Na tym się znam. Jestem gotowy nawet teraz. - Wyszczerzył się do tego mądrali z Dworu, czy kim tam typo był. Zaczął nawet potańcowywać, jak z Victorią podczas redekoracji pokoju w Hogwarcie i w pewien sposób mu się to opłaciło. Robiąc piruecik usłyszał @Atlas M. O. Rosa, który zdecydowanie nie brzmiał, jakby się dobrze bawił. Max postanowił przyczynić się do czegoś społeczeństwu i choć chuja widział, bo nagle wszystko otoczyła ciemność, spróbował zlokalizować koniarza na słuch. -Żyje Pan, Psorze? - Zapytał kulturnie, bo akurat do tego nauczyciela nic nie miał. Spróbował wymacać go w ciemności i przez przypadek chyba przemacał kilka wróżek, które od razu, z dość solidnym impetem od siebie odpychał. W końcu poczuł pod dłońmi mięsiste bary półwila, który zdawał się kręcić jak mucha w gównie. -Pan może sobie pierdolnie. - Zaproponował jeszcze bardziej kulturalnie, próbując posadzić mężczyznę i o coś go oprzeć, by mógł trochę odpocząć. -Wody? - Zapytał jeszcze, bo wymacać mordę Atlasa i wlać do niej Auamenti to nie był akurat w tej chwili problem. Za to najwyraźniej wróźki miały problem do niego, bo o ile większość poszła znęcać się nad innymi uczestnikami balu, tak jedna została i wyciągnęła w stronę Solberga dwie fiolki z eliksirami. -Czuję się jak król tego kurwidołka. - Zaśmiał się, poznając wróżkę, którą napoił namiastką felix felicis. Był ciekaw, na chuj kazała mu pić te mikstury. Dobrze wiedział, co znajduje się w szkle, ale miał jakieś opory przed braniem do mordy produktów, które nie wyszły spod jego ręki. Dawno się takimi rzeczami nie raczył. -Dobra, dawaj to. - Zdecydował się w końcu na eliksir niewidzialności, bo tańcować i śmiać się jak debil potrafił i bez Ridikuskusa, co zresztą chwilę temu jeszcze udowodnił. Zaraz też poczuł, że w sumie, to zajebistą zabawą byłoby zmniejszenie się i pobawienie z wróżkami w ich formie. Tylko jak miałby tego tutaj dokonać, bez swojego kociołka? Zaczął rozglądać się na boki, czy nie ma gdzieś czegoś, co mógłby użyć. Nie wspominał nawet o tym, że malutki i niewidzialny, mógłby się poodgryzać na wróżkach za wszystkie ich nieśmieszne żarty.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Czw Maj 23 2024, 14:20, w całości zmieniany 1 raz
Namowy: 6 + 2 = 8 Odczucia:J, dorzut spółgłoska Bal: fabularnie: to, co wróżki robią z moimi włosami prowadzi do początku ataku paniki, który niweluję w zarodku eliksirem spokoju. Potem staram się spełnić ich prośbę "dzielenia się pięknem" poprzez baletową solówkę. | mechanicznie: 2 wróżki = 3k100 (50 + 30 + 65 = 145). 145 - 50 (za cechę) = 95 (poniżej 200 nie muszę pić wiggenowego) Pomoc: nie wymagam pomocy, nie piję eliksiru wiggenowego, ale zażywam eliksir spokoju dla flavoru Przedmioty: różdżka, eliksiry wiggenowy (1), eliksir spokoju (1), proszek natychmiastowej ciemności, czapka niewidka Cechy eventowe: Złotousty Gilderoy (perswazja), Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość); Tykająca łajnobomba (buntownik), Rączki jak patyk (wytrzymałość)
Droga była straszna. Potwornie dziwna, przez długi czas wydawało jej się, że stoją w miejscu, albo i kręcą w kółko. Przynajmniej póki co irytująca wróżka zniknęła z jej pola widzenia. Nie sposób powiedzieć czy to ją pocieszyło, czy jeszcze bardziej zaniepokoiło. Tym bardziej, że wciąż miała poczucie, że nie są tu sami. Zupełnie jakby czuła ich oddech na karku, jakby w napiętej ciszy wciąż pobrzmiewało echo ich chichotu. Gdy na horyzoncie ujrzała zamek, z jej ust wyrwało się tchnienie ulgi. Miała poczucie, że cały ten trud w końcu się opłacił, choć była przecież niepewna, co może przynieść ostateczne spotkanie. Wysłuchała słów Kingfishera, w myślach skrzętnie notując, żeby absolutnie nic nie brać do ust. Zerknęła przelotnie na strażników, zastanawiając się, z czego mogą tak chichotać. To wszystko bardzo jej się nie podobało.
Przekroczywszy próg zamku poczuła, jak w swoje objęcia bierze ją zmęczenie. Zerknęła pobieżnie na Tima i Nico, potem uwagę skierowała ku znajdującemu się gdzieś nieopodal Ryszardowi. Ich towarzystwo dodało jej otuchy i stanowiło jedną motywację, by powłóczyć dalej nogami. Co nie zmienia faktu, że cały ten wysiłek źle na nią wpłynął. Była przebodźcowana i zmęczona, czuła, że chwila nieuwagi i zrobi coś głupiego. Zaczęła się zastanawiać, co tutaj właściwie tutaj robi… A potem ze zdziwieniem stwierdziła, że nawet nie wie, w otoczeniu jakich ludzi się znajduje. Nie chciało jej się już nic, najchętniej usiadłaby na ziemi i przymknęła oczy… Nie sposób powiedzieć, co wytrąciło ją z marazmu. Adrenalina czy poczucie, że jeśli teraz zawiedzie, jej bliscy będa narażeni na niebezpieczeństwo. Dała się wprowadzić do obszernej sali balowej. Nie miała czasu, by nacieszyć się pięknym wystrojem, bo gdy tylko zauważyła wróżki, zaklęła w skrytości serca. Zerknęła za okno i z przestrachem pomyślała sobie, że zaraz będzie już ciemno. Kto wie, jakie mroki skrywa noc w tym miejscu? Drgnęła, gdy usłyszała tubalny głos Króla Jasnego Dworu. Nie tak sobie go wyobrażała, ale w sumie to nie dziwne. Tutaj nic nie było takie, jak być powinno. Nie podobał jej się jego uśmiech, choć przecież teoretycznie był ich sprzymierzeńcem. Jednak w tym momencie nie zaufałby żadnej z tutejszych istot, nawet w niewinne “dzień dobry”. Zastanowiły ją też jego słowa - każdy z nich będzie zobowiązany coś oddać. Coś cennego. Pomyślała przelotnie, że wszystko co dla niej cenne jest bardzo… niematerialne. Oprócz różdżki, którą trzymała kurczowo w ręce. Przełknęła ślinę, myśląc sobie, co stanie się, jeśli w jakiś sposób będzie bezbronna.
Gdy stało się to, co stać się musiało i zaszło już słońce… nagle zapanowała kompletna ciemność. Szarpnięcie ustało, ale szok nie przeminął - czyżby coś ją aportowało? Potem zaczęła słyszeć te przeklęte chichoty, irytująco wesołą muzykę, szmer tłumu. Poczuła również zapach, ale nie w głowie było jej teraz zajadanie się łakociami, bo próbowała ogarnąć co ma teraz zrobić. Nic nie widziała, do tego te skrzeki, które brzmiały bardziej obco niż znajomo. I wtedy zobaczyła ją. Była zła, oj była i chyba niewinny żart Verki nie przypadł jej do gustu. Trzymała w rączkach pomarańczowy goździk, dyrygując nim jakby była jednoosobową orkiestrą. Seaverówna nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła usłużnie tańczyć, co bardzo nie przypadło jej do gustu. A przecież od lat znała kroki, figury i pozycje - jednak jej balet chyba nie przypadł im do gustu. Kątem oka zobaczyła, że wokół niej pojawia się więcej wróżek, że są coraz śmielsze, bardziej złośliwe i agresywne. Nie była w stanie ich policzyć, po prostu tańczyła, czując, jak zaczynają szarpać ją za włosy. W tym całym rozgardiaszu usłyszała jeszcze, że pięknem należy dzielić się z innymi. Wtedy poczuła, że była na skraju płaczu.
Jej włosy, jej piękne długie rude włosy, które olejowała, rozczesywała godzinami z nabożną uwagą musiały wyglądać teraz strasznie. Poplątane, skudlone, miejscami najpewniej zwyczajnie powyrywane. Na pewno nie były w stanie przykryć teraz największego z jej kompleksów, a Vera czuła, że z ich piękna niewiele już zostało. Do tego wróżki krytykowały jej taniec, jej umiejętności będące wynikiem lat ciężkiej pracy. Miała dość, ale wiedziała, że nie może się teraz rozkleić. Strach i smutek zostały pokonane przez upór i poczucie buntu, przekonanie że jeszcze im wszystkim pokaże. Na razie jednak musiała się opanować, nie doprowadzić do tego, by oddać się we władanie narastającej panice. Bo w istocie była już bardzo blisko - jej oddech stawał się nieregularny, a łzy spływały po jej policzkach. Wypicie eliksiru było trudne, ale nie niemożliwe. Gdy poczuła na języku mieszankę ziół, a w szczególności charakterystyczny smak melisy, momentalnie poczuła się lepiej. Przymknęła oczy, rozpatrując wszystkie możliwe scenariusze. Nie czuła się już piękna, ale to nic. Doskonale znała przecież kroki a muzyka już grała. - Moje drogie, spokój, proszę o spokój! - Gdyby nie eliksir, z pewnością zabrzmiałaby by histerycznie. Udawała jednak, że wcale się nie gniewa, że nic się nie stało, że z chęcią przystanie na ich warunki. - Chcecie piękna? Proszę bardzo, prowadźcie. Dodała jeszcze i przymknęła oczy, nie żeby w tej ciemności coś to zmieniło. Próbowała tańczyć kierowana przez wróżki, tu obrót, tam skok - może dzięki temu choć częściowo się ich pozbędzie? W końcu byli na balu! A coś ładnego można znaleźć i w baletnicy, której nie przeszkadza rąbek u spódnicy nadszarpnięta psychika.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Namowy: 11 + 4 = 15 Odczucia:C Bal:73 + 10 = 83, gubię się w całkowitej ciemności i miotam bez celu czy sensu Pomoc: potrzebuję pomocy, ratuj @Ricky McGill Przedmioty: różdżka, eliksiry wiggenowy (1), aparat fotograficzny (+2 do DA), magiczny dyktafon (+1 do DA) Cechy eventowe: Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość), Złotousty Gilderoy (perswazja); Tykająca łajnobomba (zapalnik), Bez czepka urodzony
Gdy dotarli na dwór, Ben posłuchał tego, co miał do powiedzenia Kingfisher i postąpił ten decydujący krok. Zerknął przy okazji na strażników, nijak nie skomentował ich złowieszczego chichotu, nie ośmielił się również na zrobienie zdjęcia. Wszystko skrzętnie notował w głowie, w końcu nie zapominał, po co tu przyszedł. Ale przecież działo się tyle, w dodatku był już zmęczony, cały czas zdawało mu się, że coś słyszy (choć chwilowo wróżek przecież nie było), jakby tego było mało, nie do końca umiał się skupić. Gdy byli w środku, wiedział, że musi uważać i obserwować. I nie poddać się zmęczeniu… bo poczuł, że chce mu się spać, że ma dość, że żaden zasrany awans nie jest przecież tego wart. Patrzył nieprzytomny przed siebie, czując, jak brakuje mu sił. Powłóczył jednak leniwie nogami, najprawdopodobniej po prostu popychany do przodu przez innych uczestników wyprawy. To uczucie było gwałtowne, ale znużenie szybko zaczęło go irytować. Skupił w sobie siły, by spojrzeć na wielce szanownego Króla. I gdy spojrzenie jego zielonych oczu raz na nim spoczęło, nie mógł już oderwać od niego wzroku. I choć w jego pięknie było coś strasznego, coś hipnotyzującego… dalej nie był w pełni przekonany, czy w ogóle było warto. Wysłuchał jego słów, dość sceptycznie nastawiony do perspektywy tańców. Lubił hulanki i swawole, ale nie takie, do których się go przymusza. Nie w smak było mu branie udziału w jakimkolwiek balu, ale przecież nikt nie będzie pytał go o zdanie. Jak za sprawą magii tuż po zapadnięciu ciszy, stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewał. Szarpnęło, pociemniało i nagle zdawało mu się, że jest sam. Na swoje nieszczęście, nie był. Zobaczył wróżkę, którą zdążył już poznać i nie powstrzymał się od siarczystego przekleństwa. Co ciekawe, nie widział żadnego źródła światła, ale i bez tego spostrzegł, że jest na niego wściekła. Coś tam mówiła o braku odwagi, czym niespecjalnie się przejął, bo nie trzeba było geniuszem na miarę Dumbledore’a, by wiedzieć, że eks-Ślizgon wykorzysta każdą okazję do tchórzliwych, podstępnych zagrywek. Ale jej irytujący głos, który zaczął świdrować mu w głowie… "Zrób mi zdjęcie!", "zrób mi zdjęcie!!", "zrób mi zdjęcie!!!" był… bardzo, ale to bardzo uporczywy. I coraz głośniejszy. Ze zdziwieniem zorientował się, że dochodzi on tak naprawdę z kieszeni bluzy i wymacał magiczny dyktafon, który ewidentnie był do niczego. Chciał iść dalej, ale nie wiedział, w którą stronę, bo jedyne co słyszał to ta nachalna mantra. - Hej, hop hop! Jest tu ktoś? - zapytał po dłuższej chwili, nie mogąc polegać ani na wzroku, ani na słuchu. A przecież mieli iść dalej, nie zatrzymywać się, bo kto wie, co stanie się z tymi, którzy tu zostaną. Trzeba przyznać, że Ben się bał. Jego ruchy stawały się coraz mniej nieprzemyślane, chód szybszy, a nawoływania częstsze. W końcu przyznał to, czego tak bardzo nie chciał mówić na głos. - Pomocy!
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Namowy: -1 + 1 - 3 = -3 Odczucia:B Bal:16 - 10 = 6 - stado wróżek go napastuje i narusza nietykalność osobistą Pomoc: wymagam pomocy Przedmioty: różdżka (cały czas w ręku), opaska Chatterino (założona na głowę), korale wiggenowe (założone, schowane pod golfem), gogle maps (schowane w kieszeni), eliksir wiggenowy 1/1 Cechy eventowe: czaroglota, magik żywiołów (woda), gibki jak lunaballa (zręczność); tykająca łajnobomba (zapalnik, buntownik), niezręczny troll (dumny);
Nicholas był już wykończony tym marszem. Nie miał właściwie pojęcia ile czasu szli. Równie dobrze mogła minąć chwila, jak i kilka godzin wędrówki, kiedy wreszcie dotarli do świetlistego dworu, a Kingfisher wygłosił uwagi, które Nico wpuścił jednym uchem, a wypuścił drugim. I tak nie zamierzał już nic mówić, a już tym bardziej jeść, zwłaszcza że Dwór nie zrobił na nim dobrego wrażenia. Wielkość tego miejsca go przytłaczała, jego jasność i świetlistość, od której miał ochotę zaszyć się w cieniu. Obciągnął nerwowo rękawy, rozglądając się z niepokojem dookoła, aż nagle zobaczył zachwycającego wróża, którego urodę zapragnął zapamiętać na zawsze. Słuchał go z uwagą, rejestrując kilka faktów. Przede wszystkim nie podobała mu się wizja zapłaty. Tym, co miał najcenniejsze, wcale nie chciał się dzielić. Wycofać się jednak nie mógł, dlatego nie pozostawało mu nic prócz czekania aż się dowie, co właściwie zamierzali mu odebrać. Mógł też spróbować przygotować się na bal, więc niewerbalnie transmutował swój strój w przedniej jakości surdut nawiązujący klimatem do wróżkowych zdobień. Podszedł do Tima i Very, wzrokiem pytając, czy też chcą zmienić kreację na bardziej wieczorową. W razie chęci, transmutował ubrania Very w piękną suknię balową, a Tima w strój zbliżony do jego własnego. A potem zapanowały ciemności, które podsunęły Seaverowi najgorsze wspomnienia. Niespodziewanie z ciemności wyłoniły się wróżki, w tym jedna, którą spotkał już wcześniej. Nie podobała mu się bezpośredniość, z którą do niego podeszły, a jeszcze bardziej nie odpowiadał mu dotyk. - Wymuszony komplement rzadko bywa szczery - powiedział, próbując się wyrwać z maleńkich, ale licznych łapek. Nie udawało mu się, dlatego Nicholasowi zrobiło się jeszcze goręcej z nerwów i nawet uległ ich łasej na pochwały naturze. Usiłował docenić stroje i fryzury, ale nie czuł ani zachwytu, ani natchnienia na prawienie banialuk. Rozejrzał się w lekkiej panice za najbliższą swobodną osobą. - Zostawcie mnie! Spróbował jeszcze raz je odepchnąć, ale nic z tego nie wyszło. Ewidentnie potrzebował pomocy.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Namowy: 5+5=10 Odczucia: H - śmieszki Bal: 5+1 za cechę=6. Wróżka porywa mnie na ploteczki, w które się angażuję Pomoc: pomagam @Benjamin Auster i @Nicholas Seaver Przedmioty: różdżka (+5 OPCM), krzyż dylis (+2 OPCM), eliksir wiggenowy x2, tytanowy pierścień Cechy eventowe: gibki jak lunaballa (szybkość), metabolizm eliksirowara; rączki jak patyki (odporność na magię), tykająca łajnobomba (lekkomyślność)
Po bardzo długiej wędrówce dotarli wreszcie do imponującego zamku, który Ryszard zamierzał skomentować głośno do Marleny akurat w chwili, gdy kierownik wyprawy znów zakazał im rozmawiać. Wymienił więc tylko spojrzenia z siostrą, z jakiegoś powodu nagle niesamowicie rozbawiony tym wszystkim, co działo się dookoła, w tym wszystkim nadętą miną Kingfishera. Straszliwie chciało mu się śmiać ze wszystkiego i niczego konkretnego, próbował więc skupić się na powstrzymywaniu głupawego chichotu, co nie było proste, zwłaszcza że jednocześnie musiał słuchać przemawiającego do nich Króla; było mu bardzo wesoło przez cały czas trwania przygotowań, a także kiedy słońce wkrótce zaszło, coś mocno szarpnęło i zapadła ciemność. Ubawiony po pachy tym faktem Ryszard prawie się dusił z uciechy, próbując przy okazji zlokalizować cokolwiek lub kogokolwiek, najlepiej Marlę, ale zamiast niej trafił na poznaną wcześniej wróżkę. Z braku lepszej opcji poszedł za nią bo wydawało mu się to lepszą opcją niż błądzenie w ciemności, zwłaszcza że odgłosy balu rozlegające się dookoła nie brzmiały zbyt zachęcająco. Kicał dziarsko za wróżką, która poprowadziła go naokoło, racząc przy okazji najbardziej soczystymi plotkami, jakie tylko można było sobie wyobrazić; słuchał uważnie nie tylko dlatego, że było to zwyczajnie ciekawe (i zabawne), ale i po to, żeby wyciągnąć od wróżki jak najwięcej, przekonany że przekazywana przez nią wiedza może mu się przydać później. Nagle usłyszał głos wyraźnie wybijający się na tle wszechobecnych skrzeków i szeptów. Wołanie o pomoc. Wyciągnął rękę i zrobił kilka kroków w tamtą stronę, z racji ciemności po chwili na oślep mocno łapiąc @Benjamin Auster za rękaw. - Jestem, jestem, chodź, zaprowadzę cię - zawołał do typa, pociągając go za sobą i trajkoczącą wciąż wróżką; właściwie to nie wiedział komu pomaga, bo głos nie był znajomy, ale zadziałał odruchowo, nawet się nie zastanawiając, czy nie pada właśnie ofiarą jakiegoś podstępu. Zaaferowany opowieściami wróżki, nie wnikał w tożsamość ratowanego faceta, tylko trzymał go cały czas stanowczo, prowadząc na bal jak matka krnąbrne dziecko. Gdzieś po drodze usłyszał kolejne niepokojące dźwięki, jakby szamotaninę i bardzo niezadowolone zostawcie mnie; wydawało mu się, że w głosie rozpoznał osobę @Nicholas Seaver, chociaż pewności nie miał. Nie wątpił za to, że powinien i jemu pomóc, w końcu kogo jak kogo, ale kuzyna Werki nie mógł ot tak zostawić na pożarcie wróżkom. Czy cokolwiek one mu tam robiły. - Wszystko git? Chodź z nami - rzucił w kierunku, w którym wydawało mu się że odbywa się to zamieszanie, bo przecież nadal niewiele widział, i drugą ręką zgarnął drugiego typa. I taką oto wesołą kompanią w towarzystwie wróżki-plotkary dali się zaprowadzić do celu.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Namowy: 5+1 = 6 Odczucia:G Bal:1 przerzucone na 6 Pomoc: nie dotyczy Przedmioty: Transylwański Cierń aka "Tepes" (+4 GM), Różdżka Fairwynów z owijką ze smoczej łuski - krew syreny, palma, 11 i ¾ cala (+8 Zaklęcia&OPCM), Bransoleta Urquharta (2x wiggenowy, 1x spokoju), peleryna niewidka (+2 OPCM, +2 transmutacja), Amulet z jemioły (+2 Zaklęcia i OPCM) Cechy eventowe: Zalety: Gibki jak lunaballa (zwinność), Silny jak buchorożec (kondycja), Pojawiam się i znikam; Wady: Dwie lewe różdżki (transmutacja), Niezręczny troll (brak empatii), Tykająca Łajnobomba (lekkomyślna)
Miała wrażenie, że idą całą wieczność. Julka zerkając na towarzyszy, zastanawiała się, czy aby na pewno tak nie jest. Zmęczenie wgryzało się w twarze, zadamawiało się na nich i wykrzywiało w grymasie. Pot wyżłabiał korytarze, tworząc brudne zacieki, a oddechy stawały się na zmianę głębokie i płytkie, powolne i szybkie. Jej osobiście trudy wędrówki nie przeszkadzały specjalne. Jej domeną, tak nie po krukońsku, było robienie i czynienie, a dopiero potem myślenie. Właśnie dlatego tutaj była. I właśnie od robienia i czynienia miała siły na to, by robić i czynić. Jedynym problemem okazała się drobna wróżka, która postanowiła umilić jej drogę własnym towarzystwem. Potok słów, wylewający się z ust istotki, z czasem zamienił się w biały szum, który ignorowała, na ile mogła. Nie było to łatwe i kilka razy dała się wciągnąć w dyskusję. Miała też nadzieję, że przebiegłość i spryt wystarczą, żeby się wywinąć z szukania gwiazdki. Nadzieja okazała się matką głupich i młoda angielka była skazana na kolejne próby oraz strumienie świadomości wróżki. Z upływem każdej minuty, ten jazgot stawał się bardziej znośny, aż w końcu złapała się na tym, że w sumie, to zaczyna te całe wróżki rozumieć. Ba, dostrzegła nawet między nimi i sobą pewien wspólny mianownik. Niechęć do nudy. Cała szkolna kariera Brooks to było nic innego jak pasmo kłopotów, które przyniosły jej mnóstwo funu i satysfakcji. Dziś z kolei ten pyłek, spowijający Wyspy, to nic innego jak kurtyna dla sceny, na której skrzydlate nicponie dają z siebie wszystko.
Pałkarka poprawiła daszek czapki i przymrużyła oczy. Na horyzoncie pojawił się znienacka zamek, pałac raczej, skąpany w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. I nagle cała ta dotychczasowa droga wydała jej się absurdalnie satysfakcjonująca. Wystarczył ten piękny widok, który wryje się w jej pamięć na zawsze. – O mamo. – Westchnęła. Dla takich scenerii warto ryzykować.
Kingfisher ostrzegł ich, żeby nic nie mówić, i, co gorsze, nic nie jeść. Merlin świadkiem, że zgłodniała, a do tego poczuła nagle znużenie, ledwie przekroczyli bramy pałacu. – Królestwo za kawę. – Pomyślała, rozmyślając na zmianę to o kolacji, to o naturze wróżek. Taaaak, Brooks zdecydowanie mogłaby być wróżką. Ich życie kręciło się wokół latania i psocenia, a to były jej dwie ulubione czynności. O psoceniu myślała również teraz, bo nachodziła ją jakaś ciężka do opanowana chęć, żeby utrzeć wróżce nosa za to, że ta wcześniej pogardziła prezentem od Julki. Powstrzymała się ostatkiem siły woli, choć nie wykluczała takiej możliwości w przyszłości. Niedługo potem przyszło im odwiedzić salę balową, gdzie czekał na nich Król Jasnego Dworu. Uśmiechnęła się szeroko, widząc te wszystkie umęczone i upocone ciała, tak kontrastujące z etykietą i czystością dworu. Pasowali tu jak pięść do nosa.
- Brata? – Szepnęła do siebie, starając się zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Czyżby władcą jakiegoś drugiego, tego złego dworu, był jego brat? Czemu nie mogli tego ogarnąć sobie sami, jak na dorosłych wróżów przystało? Nie zdążyła jęknąć z wieści na bal, bo król klasnął w dłonie, a Julkę spowiła ciemność. – Halo! Haaaaaalooooo! – Krzyknęła, rozglądając się dookoła i starając się wyłapać cokolwiek z nieprzeniknionej czerni. Szła przed siebie, nie wiedząc dokładnie gdzie, a tym bardziej po co, ale jak już to sobie uzgodniliśmy, Julka najpierw działała, a potem myślała. Z czasem dostrzegła w oddali jakiś blady płomyk, który rósł z każdą sekundą. To była jej wróżkowa towarzyszka oraz jej głupie pomysły.
Jak głupie? Tak bardzo, że ciężko o głupsze! Wróżka, jako że była spragnioną emocji idiotką, zaproponowała Brooks, żeby ta zabrała ją na miotlarską przejażdżkę w ciemności. Julka z drugiej strony, jako że była spragnioną emocji idiotką, zgodziła się. „Tepesz” wrócił do swoich naturalnych rozmiarów, a angielka ciężko oddychała. Starała się wyciszyć i uspokoić. Zadanie wydawało się niemożliwe do wykonania. Miała lecieć nic nie widząc, za pilota mając nierozgarniętą wróżkę i się nie zabić. Swoje szanse stawiała na 50:50. – Jak tego nie przeżyję, to ci gwarantuję, że Ty też nie! – Pogroziła towarzyszce, odetchnęła po raz ostatni i zaparła się z całych sił. Miotła ożyła pod jej nogami i wyrwała w mrok. Zmysły miała wyostrzone do granic możliwości, umysł ostry jak brzytwa. Błyskawicznie reagowała na polecenia istotki, starając się lecieć też trochę na czuja, emancypując drogę przed sobą. Jeżeli chodziło o latanie na miotle, nie było chyba osoby, która mogła się z nią równać. Po ostatnim poleceniu obniżyła gwałtownie pułap i wylądowała ze ślizgiem na trawie. Kiedy zeszła z miotły, czuła, jak bardzo drgają jej ręce oraz nogi, od wysiłku i nadmiaru adrenaliny i kortyzolu. – To było… ZAJEBISTE! – Skwitowała, kiedy z wysiłkiem złapała oddech. – Nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak bałam podczas latania! Szapo ba, moja droga! – Wystawiła zaciśniętą pięść do zbicia, zanim sobie przypomniała, że przecież wróżka jest od niej mniejsza. – Mam nadzieję, że cię nie zawiodłam i również się zajebiście bawiłaś. – Nie wiedziała jak wróżka, ale Brooks na pewno nieprędko wyprze z pamięci to podążające za nią uczucie strachu, towarzyszące jej przez cały lot. Jak gdyby każdy skręt miotły, mógł być tym ostatnim. Zdecydowanie nie spróbuje tego ponownie, przynajmniej zbyt prędko. Plusem całej tej przygody, oprócz ponownego utwierdzenia się w tym, że na miotle jest niezniszczalna, było to, że ominął ją bal. Dwie pieczenie na jednym ogniu!
Namowy:5+7=12 Odczucia: E - Tim jest głodny, ale powstrzymuje się od jedzenia czegokolwiek. (k100: 58) Bal: H + dowcipna wróżka prowadzi Tima na czołowe z innymi wróżkami, które go biją (Litera: H, k6: 4 - nie dostaje jedzeniem w twarz ;p) Pomoc: wymagam pomocy ( @Maximilian Felix Solberg help?) Przedmioty: Różdżka, 2 x wiggenowy, czapka niewidka, łuk usypiający (+2 ONMS) Cechy eventowe: ZALETY: Pojawiam się i znikam, Świetne zewnętrzne oko (Empatia); WADY: Nieogarnięty chochlik, Tykająca łajnobomba (Lekkomyślność);
Miał dobrą kondycję, ale kiedy dotarli do zamku, był już bardzo zmęczony. Po pierwsze wędrówką, a po drugie ilością bodźców, które go bombardowały po drodze, wliczając w to wróżkę, z poczuciem humoru raczej niskich lotów. Sam zamek też dostarczył kolejnych bodźców, ale na Timie nie robiło to już wrażenia. Miał nadzieje, na krótki odpoczynek, jednak te nadzieje okazały się płonne, bo nadszedł wieczór i trzeba było działać dalej. Na propozycje Nicholasa zareagował mało entuzjastycznie, to znaczy mniej niż zazwyczaj. - Gdybyś był taki miły. Diabli wiedzą, czy nam się to nie przyda. Był koszmarnie głody, ale ostrzeżenie dowódcy wyprawy mocno wbiło mu się w pamięć, więc tylko wzdychał smętnie w stronę żarcia. I nagle zrobiło się ciemno, co nie mogło wróżyć niczego dobrego. Na domiar złego znowu pojawiła się ta nieszczęsna wróżka, która mu towarzyszyła po drodze. Najwyraźniej miała do niego żal, za to, że jej nie posłuchał. Prowadziła go tak, że wpadał na inne wróżki, które próbowały mu spuścić łomot. Może i były małe, ale było ich dużo, więc było to dość ekstremalne doświadczenie. Zaczynał tracić nadzieję, że uda mu się przedostać przez salę. Jedyna nadzieja, że ktoś mu pomoże. Zatrzymał się, zanim wpadł na coś, co mu zrobi poważniejszą krzywdę. - Nie żeby coś, ale jakby ktoś mnie przeprowadził, zanim się zabiję, byłoby mega spoko. - Zawołał gdzieś w ciemność, mając nadzieje, że ktoś lepiej zorientowany w przestrzeni go usłyszy. Nie chciał używać tu magii, bo wróżkom mogłoby się to jeszcze bardziej nie spodobać.
Ostatnio zmieniony przez Thomas Seaver dnia Czw Maj 23 2024, 11:52, w całości zmieniany 1 raz
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Namowy:4+8=12 Odczucia: A - król życia Bal: 5 (-1, więc de facto 4) szarpią mnie wróżmi Pomoc: nie dotyczy Przedmioty: różdżka Cechy eventowe: magik żywiołów (woda), powab wili (zwierzęta); połamany gumochłon (zwinność), tykająca łajnobomba (buntownik)
Szedł jak we śnie, nie próbując już kontrolować, dokąd prowadzi ich droga. Wszystko zdawało się pozbawione zwykłych, stałych wymiarów, migotliwe, zmienne i przedziwnie płynne, niemożliwe do ujęcia w ramy. A potem wróżki zniknęły, zaśmiewając się i błyszcząc w świetle słońca jak krople deszczu. Wally poczuł ulgę, ale i niepokój - nie był pewien, czy dobrze postąpił, zajmując się wróżkowym dzieckiem, ale na to pytanie znajdzie odpowiedź dopiero później. Tymczasem ujrzeli zamek rodem z bajki, nierealnie piękny, jasny i migoczący od wróżkowego pyłu. Wally z zachwytem patrzył na skręcone kolumny, strzeliste wieże i zieleń spływającą zewsząd kaskadami. Skinął tylko głową, słysząc polecenie Kingfishera, po czym weszli do środka.
Ogarnęło go potworne zmęczenie, a głosy, które do tej pory stanowiły tło, stały się nagle potwornie natarczywe, namawiając go i przekonując, nie chcąc umilknąć ani na moment. Zalała go niewyjaśniona fala emocji, a gdy opadła, Wally poczuł przypływ sił witalnych i pewności siebie. Przecież nic nie mogło pójść źle! Był tutaj równy wszystkim królom i władcom i jeśli postanowi, że wszystko się uda, to tak właśnie będzie!
Pokrzepiony tą myślą, podążył za grupą do sali balowej. Przyjrzał się z uwagą władcy Jasnego Dworu, przyznając w duchu, że sprawia wrażenie potężnego i jest niezaprzeczalnie piękny urodą, która musiała budzić niepokój.
Bal? Jak to bal? Chciał zaprotestować, ale nie było mu dane - wiedział, że nie może mówić i że musi się poświęcić dla dobra sprawy. Starał się nie myśleć o czymś, co będą musieli oddać, aby ich misja się powiodła - na to przyjdzie czas później, bo właśnie wtedy poczuł gwałtowne szarpnięcie w okolicach żołądka i znalazł się... gdzieś. Otaczały ich nieprzeniknione ciemności, ale skoczna muzyka, zapach jedzenia i podniecone głosy sugerowały, że rzeczywiście znaleźli się na jakimś balu. A potem z ciemności wyłoniły się wróżki, które już znali.
Wally uśmiechnął się do maleństwa, ale nic nie powiedział. Obietnica, że przeprowadzi go przez salę mogła być równie dobrze pułapką, ale nie miał wyboru - wolał (być może głupio) zaufać niż błądzić w ciemności. Być może ze względu na jego wcześniejszą życzliwość wróżka naprawdę chciała mu pomóc? Były to kapryśne istoty, ale może było w nich choć trochę dobra? Maleństwo zaczęło opowiadać o czyhających w ciemnościach błotoryjach i mimo że Wally traktował tę historię z przymrużeniem oka, to był skłonny uwierzyć, że faktycznie coś czai się w mroku. Starał się podążać za głosem wróżkowego dziecka i omijać (być może zmyślone) pułapki, przed którymi go ostrzegało, ale jako że gracja nigdy nie była jego mocną stroną, wpadł na inne wróżki, które zaczęły go szarpać w ciemności. Wydał z siebie cichy okrzyk, ale udało mu się pohamować język i nie powiedzieć nic konkretnego. Był pisarzem - wierzył, że słowa mają noc. Czuł, że wróżki nadrywają mu rękaw i odpruwają kieszeń, słyszał ich śmiech, ale myślami pobiegł do Bridget, mając nadzieję, że nic jej nie grozi. Nadal był pełen optymizmu i wiary w happy end tej ekspedycji.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Namowy: 6 + 4 - 3 = 7 Odczucia:H Bal:5 - 20 = -15 robale przenoszą mnie we właściwe miejsce, a ja dzielnie nie panikuję Pomoc: nie dotyczy Przedmioty: różdżka, amulet myrtle snow, uzdrawiający talizman Hellawes, chmury w zawieszce (+1 OPCM), czekan południa Cechy eventowe: Złotousty Gilderoy (perswazja), silna psycha (opanowanie), powab wili (urok osobisty); mocno zmaterializowany, nieogarnięty chochlik, tykająca łajnobomba (lekkomyślność)
Całowanie wielkiego żuka na pewno nie było tym, co mogło człowiekowi sprawić przyjemność. O wiele lepiej było z drugim pocałunkiem, który zdecydowanie wywabił ją z ciemności, w jaką zapadła, mając wrażenie, że jeszcze chwila i cała ta wyprawa zakończy się tutaj, teraz, natychmiast i zupełnie nic nie będzie w stanie tego zmienić. A jednak było jej całkiem wygodnie w ramionach mężczyzny i gdyby nie to, że musieli ruszyć dalej, pewnie zatrzymałaby się tam na zdecydowanie dłuższą chwilę. Posłała mu jedynie uśmiech świadczący o dozgonnej wdzięczności, a w następnej chwili, a przynajmniej tak jej się wydawało, słońce niemalże zaszło za horyzont, a oni znaleźli się w pałacu. Jasny Dwór prezentował się, cóż, zabawnie? Do tego wszystkiego Kingfisher miał tak poważną minę, jakby za chwilę mieli im tutaj ściąć głowy, nic zatem dziwnego, że Carly nie mogła powstrzymać się przed chichotaniem, bo odnosiła wrażenie, że jest w jakimś cyrku. Nic nie jedz, nic nie dotykaj, a potem idź na bal! Bal, na który raczej nie była przygotowana, a który ją rozbawił, po czym spowodował, że wydała z siebie okrzyk zdziwienia, gdy nagle znalazła się chyba gdzie indziej - to szarpnięcie sugerowało, że ją gdzieś przeniosło - ale było tu ciemno. Tak ciemno, że nic nie widziała i aż rozłożyła ręce, próbując zrozumieć, co się dzieje. A później pojawiła się wróżka od wielkiego żuka i Carly spojrzała na nią nieco podejrzliwie, jakby obawiała się, że ta każe jej teraz całować więcej robaków. - No dobrze, zobaczmy, co się stanie - powiedziała miękko, przeciągając lekko słowa i w pierwszej chwili ze zdziwieniem, ale i radością, przyjęła to, że została uniesiona ponad parkiet. Czy po czym tam właściwie chodzili. W drugiej jednak chwili dotarło do niej, że nie została uniesiona za pomocą magii, tylko przez stado bzyczków, motyli, pszczół, trzmieli, może ciem i innego robactwa, którego szum skrzydeł przyprawiał ją o mdłości, dokładnie tak samo, jak dotyk ich odnóży na całym ciele. Musiała zacisnąć z całej siły zęby, żeby nie wrzasnąć, ale prawda była taka, że w tej chwili po prostu wolała milczeć, niż się drzeć, bo to szarpanie się byłoby chyba najgorszym wyjściem z sytuacji... Ale była pewna, że kiedy tylko znajdzie się na ziemi, zemdleje albo zwymiotuje, bo aż tak opanowana nie była, chociaż jakimś cudem trzymała w tej chwili panikę na uwięzi.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Namowy:2, suma=8 Odczucia:E, dorzut k100 23 Bal:5-1 za cechę = 4, tańczę z lunaballą i idzie mi tak sobie, kusi mnie jedzenie, ale nie jem, jestem zmęczona i osłabiona, ale idę na bal Pomoc: nie dotyczy Przedmioty: różdżka, łańcuch Scamandera, błogosławiony różaniec, totem protekcyjny w kształcie ryjkonosa Cechy eventowe: czaroglota; powab wili (zwierzęta); dobre zewnętrzne oko (empatia); rączki jak patyki (siła); słaba psycha (wrażliwy); połamany gumochłon (zwinność)
Nie mogła uwierzyć, że wróżka oczekiwała od niej "ulżenia w cierpieniu" lunaballi. Ze wszystkich stworzeń na ziemi, niebie i w wodzie musiała to być akurat ona? Pomijając fakt, że w magicznym świecie zdecydowanie posiadała pretty privilege i zdecydowana większość czarodziejów na jej widok wykonywała raczej "aaach" niż "uugh", była po prostu żywą istotą. Chorą i w złym stanie? Owszem, potrafiła to ocenić. Posiadała jednak też inne umiejętności, całą historię przyuczania się w kierunku magizoologii i uzdrawiania stworzeń magicznych, wiedziała, że mogła pozwolić sobie na coś więcej. Na coś innego. Z pewnością nie zamierzała skracać jej życia. Eliksir wiggenowy podziałał dokładnie tak, jak powinien i Bridget odetchnęła z ulgą widząc światło wracające w te okrągłe, ogromne ślepia. Wróżka, która przyprowadziła ją do tego miejsca, pisnęła z zadowoleniem, prawie skłaniając tym dźwiękiem również i nią samą do werbalnego wyrażenia ulgi wynikającej z sukcesu terapeutycznego. Nim jednak zdołała cokolwiek zrobić, jakkolwiek zareagować, lunaballa poderwała się z miejsca i wraz ze swoją skrzydlatą przyjaciółka zniknęła gdzieś w kniei, zostawiając Bridget klęczącą w leśnym runie. Nic z tego nie rozumiała. Powstała, otrzepując kolana z mchu i zawróciła, próbując dotrzeć do reszty grupy, z lekkim ściskiem w sercu orientując się, jak daleko dała się od tej grupy odwieść. To nie było w jej naturze, takie nieprzestrzeganie zasad. Głosy szumiące jej przy uszach prowadziły ją do właściwej ścieżki, choć prawdopodobnie słuchanie ich mogło okazać się dla niej zgubą. Nie miała jednak innego wyboru. Widząc w oddali plecy podróżników odetchnęła nieco, na moment czując, jak oplatające jej serce ciernie trwogi przestają wbijać się w nią boleśnie. Próbowała znaleźć w tłumie Wally'ego, by zapewnić go, że wszystko z nią w porządku, że wszystko się udało. By poczuć pod palcami jego silne przedramię, wczepić się w nie i nie puścić już do końca całej wyprawy. To nagłe rozdzielenie nie było częścią jej planów i okropnie martwiła się, że w międzyczasie coś mogło mu się stać. Widziała go gdzieś w oddali, jak górował nad innymi. Ponownie odetchnęła, ale nie na długo. Głosy nasiliły się, wdzierały się w jej głowę paskudnie rozrywając po drodze wszystkie nawet najmniejsze strzępki jej logicznych, składnych myśli. Rujnowały cały misternie pleciony plan do tego stopnia, że jedyne, o czym myślała, to błagalne prośby o skończenie tego szaleństwa. Majaczący w oddali strzelisty, złoty zamek nie był w stanie nawet na moment zagłuszyć tej kakofonii w jej uszach. Była potwornie osłabiona. Mówienie przyszłoby jej z trudem, więc bardzo dobrze, że mieli bezwzględnie zamilknąć. I na to wszystko bal. Jak miała iść na bal? Gdzie, w czym? Nic z tego nie rozumiała. Z nagła szepty ucichły, a ona prawie krzyknęła z zaskoczenia, skonfrontowana z ciszą w głowie. Przez moment wystraszyła się, że w jakiś sposób skończyło się całe to życie, cała ta wyprawa, gdy wszystko oblała cisza. I bum, znów coś wciągnęło ją mimowolnie, wypluwając jej słabe ciało z bezdennej ciemności prosto w środek tańców, śmiechów i krzyków. Lunaballa? Czy to ta sama co poprzednio? Tak, chyba tak, poznawała po wróżce, która kręciła się wkoło niej i nakazywała jej tańczyć. Zmęczona myśleniem, machinalnie wykonywała polecenia wróżki, rozglądając się dookoła i próbując z tłumu wyłapać sylwetkę Shercliffe'a. Posuwali się odrobinę do przodu, ale Bridget myliła się co jakiś czas, potykała o własne nogi. Była taka zmęczona... Do tego obezwładniające zapachy jedzenia wcale nie ułatwiały jej sprawy. Potrzebowała coś zjeść - ale nie mogła. Ta jasna, dźwięczna myśl odbiła się echem pod sklepieniem jej czaszki. Wykorzystywała w tej chwili wszystkie siły do wytrzymania w tej wstrzemięźliwości. Musiała dać radę. Musiała znaleźć Wally'ego. Wszystko inne spływało na dalszy plan. Machinalnie, leniwie i niedokładnie stawiała kolejne kroki, towarzysząc lunaballi w tańcu.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Namowy:6, suma=14 Odczucia:A Bal:5+1 za cechę = 6, mam świetny humor, jestem panią tego królestwa, widzę do góry nogami przez okulary, ale stawiam kroki bez problemów w rytm muzyki, bo przecież niech żyje bal! Pomoc: nie dotyczy Przedmioty: różdżka, Magiczna Siatka do łapania stworzeń latających (+1 ONMS), 2x fiolka eliksiru wiggenowego, kompas miotlarski (+1 GM) Cechy eventowe: gibki jak Lunaballa (zwinność), powab wili (urok osobisty); dwie lewe różdżki (zaklęcia niewerbalne), nieogarnięty chochlik
Wróżka odleciała, a Kate podążyła trochę za nią, trochę za tłumem. Adela już dawno temu zniknęła z jej pola widzenia, ale za jakiś czas jej blond głowa znów zamajaczyła na peryferiach jej wzroku. Wspierana przez drugą, jeszcze jaśniejszą głowę. Ach, Profesor Rosa! Co za farciara z tej Adeli! Nie pozostało jej nic innego jak dołączyć do nich, wszak musieli trzymać się w grupie. Zanim jednak zdołała to zrobić, przed ich oczami wyrósł złoty, strzelisty zamek. Kate aż się zachłysnęła od tego piękna i blasku, które biły z podkręcanych, strzelistych wieżyczek i fikuśnych, ozdobnych ornamentów. To musiał być ten złoty dwór czy gdziekolwiek zmierzali! Już wszystko jej wyleciało z głowy, zresztą nietrudno o to było, bowiem jej umysł wypełniały przybierające na sile głosy. Czuła się, jakby jedna wielka fala szeptów porwała jej głowę i niosła hen ku przodowi, a jej nogi podążały za nią wyłącznie mechanicznie. W środku wszystko ucichło i ciężar ciszy przyszpilił ją do podłogi. Zastygła, chłonąc widoki i wrażenia. A potem siup, kolejno zostali wciągnięci w wielką ciemność. Głosy w tle zaczęły przybierać na sile - brzmiało jak dobra zabawa. Krzyki, śpiewy, śmiechy, dźwięki szczękających o siebie sztućców, obijanych brzegiem kielichów. To musiał być ten bal! Zamajaczyła przed nią w ciemności wróżka w skarpetkowej sukience, choć stworzona przez Kate kreacja musiała przejść przez kilka magicznych modyfikacji, ponieważ powiewała w powietrzu z lekkością niewłaściwą skarpecie. Wróżka wcisnęła jej na nos okulary lżejsze od piórka, które sprawiły, że Kate dojrzała wszystko przed sobą... Do góry nogami. Spróbowała zsunąć okulary lub zmienić ich ułożenie, lecz na nic się to zdało. Przeżywając całe to odwrócenie, o dziwo nie miała problemów, by poruszać się w takt muzyki. Można powiedzieć, że cały jej świat stanął na głowie, a ona czuła się znakomicie. Jak Pani Dworu, królowa we własnej osobie! Takiego zastrzyku pewności siebie potrzebowała!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czasem gryfon ma szczęście, albo ślizgon pecha. Tym zdaniem można było opisać wiele historii z życia Maxa, ale dziś wiązało się to z dobrym uczynkiem, a nie potencjalną śmiercią kogokolwiek. W momencie, w którym usłyszał słowa @Thomas Seaver, praktycznie na niego wpadł w tej ciemności. -Twój koń na białym rycerzu już tu jest. Trzymaj się mocno i nie puszczaj. Chyba że ze mną. - Uśmiechnął się, czego przecież tamten nie mógł dostrzec, ale położył sobie na ramieniu jego dłoń i próbował jakoś wyprowadzić go z tej pułapki, machając na oślep swoimi nienaturalnie długimi łapskami, przy okazji trącając kilka wróżek, które skutecznie odpuszczały gryfonowi w opałach. -Jak coś wisisz mi browca. - Podsumował, gdy w końcu stanęli gdzieś, gdzie wydawało się być spokojniej i przede wszystkim bezpieczniej. Na wszelki wypadek, Solberg nie tracił jednak czujności, bo miał wrażenie, że tu każdy przeżywa jakiś własny dramat w ciemnościach i nie chciał zostać kolejną z tych osób.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Namowy: 3+4+1 = 8 Odczucia:I oraz 57 (nucę wesołą melodię) Bal:F jestem zmolestowany i w bieliźnie Pomoc: nie dotyczy Przedmioty: wypisz maksymalnie 5 przedmiotów, które postać zabiera ze sobąróżdżka, beret uroków (+1 opcm), perła miłości Cechy eventowe: świetne zewnętrzne oko (empatia), gibki jak lunaballa (zręczność); niezręczny troll (nieśmiały), tykająca łajnobomba (zapalnik);
Pocałunek jakim uraczył blondynkę, był jedynym, na jaki mógł się zdobyć. Podobne gesty przed wszystkimi nie były tym, co lubił, peszyły go niezwykle, choć nie odbierały sił do działania. Jednak za każdym razem kończył zarumieniony, jak w chwilę później, gdy Solberg wołał, że także chce zostać pocałowany. Nakir nie był pewien, czy wołał do niego, czy do blondynki, ale żadna z opcji mu się nie podobała. Chciał jednak wierzyć, że to wystarczy wróżce, aby dała mu spokój. Uśmiechnął się lekko do dziewczyny, po czym ruszył wraz z pozostałymi w stronę celu ich wędrówki. Spotkanie z Królem Jasnego Dworu było jednak zupełnie inne od tego, czego się spodziewał. Nie wiedział tak do końca, czym było to, czego oczekiwał, ale jednak miał wrażenie, że czegoś brakowało. Zupełnie, jakby gdzieś w tym wszystkim krył się haczyk, jakiś podstęp, a oni właśnie wpadli w pułapkę. To przeczucie nabierało na sile pomimo tego, że czuł się dziwnie lekko, radośnie. Miał ochotę śpiewać, a jednocześnie miał wrażenie, że nie powinien tego robić, więc ograniczył się do nucenia wesołej melodii. Nucenia, kiedy jednocześnie spodziewał się zasadzki. Później jednak było za późno na ostrzeganie innych, gdy poczuł szarpnięcie i przeniosło ich do innego miejsca, otaczając wszystkich ciemnością. W jednej chwili Nakir skupił myśli na tym, co mówił Król, próbując domyślić się, co naszykował dla nich jego brat, jednak wciąż nie miał wystarczającej wiedzy, żeby móc stawiać jakiekolwiek teorie. Zamiast tego mógł próbować stawiać kroki, choć w ciemności było to zdecydowanie utrudnione. Wyjął różdżkę, aby niewerbalnie rzucić lumos i od razu zorientował się, że otaczająca ich ciemność była niczym ta wywoływana proszkiem natychmiastowej ciemności - nie do przebicia zaklęciami. Słyszał głosy pozostałych uczestników, niektórzy potrzebowali pomocy, ale nie wiedział, jak miał to zrobić, kiedy nic nie widział. W końcu wykonał krok w stronę jednego z głosów, ale przed nim pojawiła się wróżka i to nie byle jaka, ale ta, która wymagała od niego całowania pozostałych uczestników. Mimowolnie Nakir wykonał krok w tył, rozluźniając się dopiero, kiedy istota wykazała raczej pokojowe zamiary. Oczywiście, wiedział, że ufanie jej w pełni może być zgubne, ale nie miał tak naprawdę wyjścia, szczególnie że proponowała doprowadzenie go do końca sali. Musiał także przyznać, że wywiązała się ze swojej obietnicy, choć nie do końca tak, jakby sobie tego życzył. Początkowo sprawnie wymijał dzięki niej przeszkody, ale nagle wpadł na grupkę innych wróżek, którym zdecydowanie brakowało kontaktu z innymi. Ilość dłoni dotykających jego ciała, szarpiących jego ubrania, szturchających, dźgajacych była przytłaczająca i jakkolwiek Nakir kręcił się, próbując łagodnie powstrzymać je przed swoim zachowaniem, nic się nie udawało. Czuł za to, jak coraz bardziej płoną mu policzki, kiedy był raz po raz całowany przez wróżki. Kiedy w końcu zdołał im umknąć, okazało się, że w ten szalony sposób dotarł do końca sali. Pozostawiony przez wróżki w samej bieliźnie, czego nie był jeszcze świadom, gdy próbował z całych sił uspokoić się po tym zbyt śmiałym kontakcie.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Namowy: 7 + 3 = 10 Odczucia:g Bal:atak 2 razy - 1 za cechę = 1, obrażenia 30; nadążanie za wróżką 63 Pomoc: nie dotyczy Przedmioty: różdżka, eliksir wiggenowy (1/1), kamienny stróż, trytoni amulet, uszy dalekiego zasięgu Cechy eventowe: złotousty gilderoy (perswazja), gibki jak lunaballa (zwinność), świetne zewnętrzne oko (empatia); tykająca łajnobomba, dwie lewe różdżki (niewerbalne), rączki jak patyki (brak siły)
Jakim cudem znalazła się w jakiejś obskurnej piwnicy? Na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć. Nie wiedziała czy sama postanowiła skręcić za rogiem i zejść w nieznane czy została namówiona przez złośliwe wróżki. I przez krótką chwilę była pewna, że trafiła do raju. Zmęczenie spowodowane długą drogą było nie do zniesienia, a uczucie głodu nie do powstrzymania, gdy przyglądała się różnym smakowitościom, zapewne przygotowanym na specjalną okazję. Ale czyż ich przybycie tutaj nie można było potraktować jako wyjątkowe okoliczności? Czyż nie była tu gościem i nie zasługiwała na posmakowanie tego? Kropką nad i było wspomnienie Kingfishera mówiącego, że wróżki z Jasnego Dworu są przyjazne i łagodne. A może jej wycieńczony organizm robił co mógł i podpowiadał przeróżne bzdury, aby trochę ulżyć sobie w cierpieniu. Niestety sprawiedliwość nie była po jej stronie; ledwo zdążyła trochę zjeść, a znienacka do środka wpadli strażnicy, próbując okładać ją ze wszystkich stron. W duchu podziękowała sobie za udział we wszystkich treningach drużynowych, podczas których ćwiczyła unikanie tłuczków, bo dzięki temu była w stanie z godnością przeżyć ten bestialski atak. Z ulgą spojrzała na znajomą wróżkę, która choć skomentowała całe zajście chichotem, zaoferowała się pomóc. Nie pozostało jej nic innego jak zaufać nowej psiapsi, która w rzeczy samej zaprowadziła ją prosto do sali balowej. W ciągu tych kilku sekund zdołała zauważyć ogrom chaosu i resztę uczestników wyprawy, którzy błądzili po pomieszczeniu w asyście wróżek. A potem zapadła ciemność. Ciemność podwójnie przerażająca, bo niespodziewana. Ciemność, która nie obejmowała wróżkę - roześmianą, pijaną, gibiącą się na prawo i lewo. - Co tu się dzieje? Czemu nic nie widzę oprócz ciebie? No słuchaj, kochana, może przysługa za przysługę. Jak mi powiesz o co tu chodzi to zrobię ci tyle wina, że nie zmieści się w tym zamczysku - zaczęła paplać, próbując dowiedzieć się co do chuja, a jednocześnie zdusić stres w zarodku i nadążyć za towarzyszką, która mknęła beztrosko, jak to sama powiedziała, prosto do króla. Machinalnie poprawiła kamiennego stróża na palcu, który w razie czego ocaliłby ją przed atakiem z zaskoczenia i upewniła się, że ma różdżkę przy sobie.
Namowy: 10 + 4 = 14 Odczucia:B Bal:5 i 2 samogłoski - wróżka napierdala we mnie kamieniami, mam dwa siniaki Pomoc: - Przedmioty:różdżka, kolczyki z królikiem (+1 ONMS), pióro olśniaka (+2 wróżbiarstwo) Cechy eventowe:Magik żywiołów (ziemia), Świetne zewnętrzne oko (empatia); Tykająca łajnobomba (lekkomyślność), Nieogarnięty chochlik
Z dziwnego transu Adela została wytrącona przez profesora Rosę, co było lekko onieśmielające, nawet jeśli zdecydowanie uratowało jej dupsko przed wpadnięciem w tarapaty. Zajęło jej kilka sekund nim całkowicie doszła do siebie, dlatego dopiero po dłuższej chwili rzuciła w stronę @”Atlas M. O. Rosa” lekko osłabione: - Dziękuję profesorze. Ten incydent odebrał jej odrobinę animuszu, więc opuściła głowę, niespecjalnie zwracając uwagę na komplement nauczyciela. Jeszcze ze trzy razy podziękowała mu za uratowanie jej z opałów, po czym wróciła do grupy, starając się odnaleźć @”Kate Milburn”. Po powrocie do grupy, Adela starała się być bardziej ostrożna, szczególnie, że droga była coraz bardziej kręta i skomplikowana. Dużym szokiem był dla niej widok zamku, bo choć wiedziała, że w końcu do niego dotrą, to sprawiał on wrażenie sennej mary. Podążając za słowami Kingfishera, Gryfonka zamknęła buzię na kłódkę, choć chęć do gadania była czymś, co nie opuszczało jej niemal w ogóle. Na domiar złego, była naprawdę głodna, szczególnie biorąc pod uwagę uprzednie rozczarowanie niespełnioną wizją uczty. Gdy przekraczali bramy Jasnego Dworu, Honeycottówna czuła się naprawdę zmęczona, wręcz przygnieciona tym co działo się wokół. Faktycznie, ich wyprawa trwała od świtu do zmierzchu, z czego dotąd nie zdawała sobie sprawy. W tym momencie miała ochotę zasnąć, szczególnie że nieznośne głosy w jej głowie nasilały się coraz to bardziej i bardziej. Te dźwięki zagłuszały niemal wszystko inne, dlatego nawet nie próbowała odzywać się do Kate. Czuła, że nie powinna tu być, szczególnie w takim stroju. Choć zazwyczaj pragnęła pozostać w centrum uwagi, w tamtym momencie straciła na to ochotę. W końcu weszli do sali balowej, która zachwycała architekturą i niepojętą dla ludzkiego rozumu feerią barw. Uwagę dziewczyny przykuły wypatrujące z balkonów wróżki. Nim jednak zdążyła poświęcić im ciut więcej uwagi, Król Jasnego Dworu przemówił. Resztki rozumu Adeli zdolne do jakiegokolwiek myślenia zobaczyły w tej jasnej, urokliwej postaci nutę szaleństwa. Niemniej, nie chcąc naruszać autorytetu przewodnika, Gryfonka skupiła się na dalszych instrukcjach. Gdy ostatnie cztery mózgowe komórki Adeli walczyły o przetrwanie, jej uwagę odwrócił dobrze już znany śmiech. Wróżka z procą powróciła, najwyraźniej zawiedziona tym, że nie wybrały się na wspólne psoty. Jej zemsta była bardzo nieprzyjemna – Honeycottówna oberwała pięcioma kamieniami, z czego dwa zostawiły na jej skórze bolesne siniaki.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Namowy:5 + 1 - 3 (silna psycha) = 3 Odczucia:A - król świata Bal:H (wpadam na inne wróżki, które mnie szarpią i biją) Pomoc: wymagam pomocy Przedmioty: różdżka, eliksir wiggenowy, eliksir spokoju, eliksir chroniący przed ogniem, ujawniacz Cechy eventowe: świetne zewnętrzne oko (empatia), silna psycha (opanowanie); niezręczny troll (dumny), połamany gumochłon (zwinność);
Wędrowali tak zawieszeni między snem a jawą, tracąc poczucie czasu i rzeczywistości, zanurzając się w nierealnym, migotliwym świecie szeptów i nieokreślonych pokus. Nie potrafiłaby powiedzieć, jak prowadziła ich droga ani jak długo szli ani ile z tego, co widzieli, było prawdą. A potem wróżki rozpłynęły się w powietrzu, wyraźnie rozbawione ich dezorientacją i bezbronnością wobec ich magii. Isolde przesunęła kciukiem po rączce swojej różdżki, jak zawsze gdy czuła się niepewnie, ale starała się zachować spokój. Kontynuowali swoją wędrówkę, a może to poszczególne obrazy przepływały tylko obok nich? Nie szukała niczyjego towarzystwa, skupiona na tym, co dzieje się wokół niej - już to stanowiło dla niej dostateczne wyzwanie. Westchnęła cicho na widok pałacu i poczuła dziwne wzruszenie, chłonąc jego bajkowe piękno. Wydawał się zbyt doskonały, by mógł być prawdziwy, ale gdy podeszli bliżej i przekroczyli bramę, nie rozwiał się jak sen. Poczuła ograniające ją zmęczenie i przez chwilę miała wrażenie, że ugną się pod nią nogi i po prostu usiądzie na ziemi, zbyt zmęczona, żeby iść dalej. Zmusiła się jednak, by iść dalej, starając się ignorować szepty i namowy, które stały się jeszcze bardziej natarczywe, jeszcze głośniejsze. Nagle, pomimo zmęczenia, poczuła irracjonalny przypływ optymizmu i pewności siebie. Sama nie wiedziała, co w nią wstąpiło, ale w jednej chwili wyprostowała się, unosząc dumnie głowę i mając poczucie, że jest królową tego i tamtego świata, że wszystko musi pójść po jej myśli i że nikt nie zdoła jej powstrzymać. Ta wiara w siebie i własne siły była odurzająca i cudowna, jednak Is nie pozwoliła, żeby zupełnie odebrała jej klarowność myślenia, bo oto weszli do sali balowej, wyzłoconej promieniami zachodzącego słońca. Król Jasnego Dworu zniewalał swoją urodą, w której jednak było coś przerażającego, zbyt intensywnego, by mogło budzić wyłącznie zachwyt, przynajmniej Isolde. Na myśl o balu i o oddaniu czegoś cennego poczuła ukłucie niepokoju, które jednak zostało stłumione przez tę niebywałą pewność siebie i przekonanie o własnej mocy. Dlatego nawet to zaskakujące szarpnięcie w okolicach żołądka, stanowczo nieprzyjemne, nie wytrąciło jej z równowagi, podobnie jak ciemność, która ich ogarnęła. Towarzyszące jej odgłosy, kojarzące się jednoznacznie z balem, były przedziwne i niepokojące, ale Is emanowała pewnością siebie, dlatego trzymała nerwy na wodzy, słuchając skrzekliwych głosów i dziwnej muzyki. Wydała z siebie cichy okrzyk, kiedy "jej" wróżka zaczęła ją szturchać i popychać w różne strony, na co Isolde niewiele mogła poradzić, nie widząc, co się wokół niej dzieje. Po kilku sekundach poczuła, że wpada na inne istoty, które zaczęły ją szarpać i bić, wyraźnie poirytowane. - Dość! - zawołała władczym tonem, bardziej zła niż przestraszona, bo czymże były te bezmyślne, złośliwe istoty? Jakimś magicznym wybrykiem, pomyłką, która nie powinna była się zdarzyć. Czuła ból i zagubienie, ale nie złamało to jej ducha, nawet gdy raz po raz upadała, tracąc w ciemności równowagę, potykając się albo czując zbyt mocne uderzenie. Sześć razy padła na zimną posadzkę, obijając sobie boleśnie kolana i łokcie, ale za każdym razem podnosiła się, coraz bardziej rozjuszona w swojej iście królewskiej dumie. - Jak śmiecie! - syknęła gniewnie, z trudem utrzymując się na nogach, kiedy spadł an nią kolejny bolesny cios. - Pomocy! Jest ich zbyt dużo! - zawołała wreszcie, mając nadzieję, że ktoś wybawi ją z opresji, bo miała wrażenie, że razy padają z każdej strony i że bez interwencji jakiejś dobrej duszy, nigdy nie zdoła się stąd wyrwać.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Pomoc: pomagam @Isolde Bloodworth Dla Kate wszystko wydawało się wspaniałe. Wezbrała w niej niezwykła pewność siebie, dzięki której miała wrażenie, że nic i nikt jej przed niczym nie powstrzyma! Wszystko było dla niej osiągalne, mogła dokonać czego tylko chciała. Uczucie to, choć zgubne, trzymało się jej jakby ktoś rzucił na nie zaklęcie przylepca. I nawet jeśli widziała wszystko do góry nogami, nie przejmowała się. Rządziła tym dworem! Pewnie nawet lepiej niż cały ten ich... Nawet zapomniała, jak się nazywał, tak mało znaczący wydawał jej się w obliczu jej własnej wspaniałości. Niestety nie każdy musiał mieć równie dobrze co ona. Do jej uszu doleciały wołania o pomoc - zwróciła głowę w stronę krzyczącej kobiety, którą najwyraźniej zaatakowała cała chmara wróżek. Kate na pewniaka przedostała się do niej między stołami i innymi mniej lub bardziej tańczącymi osobami, po drodze władczym gestem sięgając po swoją siatkę do łapania magicznych stworzeń. Będąc tuż przy blondynce, rzuciła szybkie spojrzenie, czy była cała (w kontekście większych obrażeń niż siniak od wróżkowego kopniaka czy upadku na posadzkę), a gdy uznała, że obejdzie się bez zaklęć uzdrawiających, po prostu zaczęła machać swoją siatką wkoło, by odpędzić natrętne wróżki. Nie próbowała żadnej z nich złapać (zresztą i tak widziała wszystko do góry nogami, więc jej szanse na powodzenie tego typu akcji było, cóż, bardzo nikłe), po prostu chciała rozpędzić stado, które zdecydowanie za bardzo uwzięło się na blondwłosą nieznajomą.