C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Inverness - miasto portowe i stolica szkockich Highlandów, a do tego najbardziej wysunięte na północ miasto Szkocji. Baza wypadowa nie tylko nad morze, ale również w góry, czy pobliskie jezioro Loch Ness, tak dobrze znane zarówno czarodziejom jak i mugolom. Wśród wielu atrakcji turystycznych, znajdziecie tam między innymi zrekonstruowany zamek Szekspirowaskiego Makbeta.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Autor
Wiadomość
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Widziadła:A Scenariusz widziadeł:Wisielec Namowy:6 - 3 (za cechę silna psycha) = 3 Przedmioty: różdżka, amulet myrtle snow, uzdrawiający talizman Hellawes, chmury w zawieszce (+1 OPCM), czekan południa Cechy eventowe: Złotousty Gilderoy (perswazja), silna psycha (opanowanie), powab wili (urok osobisty); mocno zmaterializowany, nieogarnięty chochlik, tykająca łajnobomba (lekkomyślność)
Jak łatwo było się domyślić, Carly nie miała najmniejszej ochoty siedzieć na tyłku, a skoro już wyczytała, że Tyler Kingfisher chce zbierać ludzi na wyprawę, że chce udać się do wróżek i pewne sprawy rozwiązać raz na zawsze, to zwyczajnie nie była w stanie wysiedzieć na miejscu. Musiała przekonać się, czym dokładnie były te wstrętne małe potwory, które w tak zabawny sposób utrudniały im życie, powodując, że cały świat wyglądał nie tak, jak wyglądać powinien. Taka była prawda i nie dało się tego w żaden sposób ukryć, nic również dziwnego nie było w tym, że spakowała Maxa pod pachę, niemalże, jakby był jakąś torebką, a przynajmniej taki miała zamiar, i skierowała się na miejsce wskazane przez badacza, licząc na to, że zbierze się tam jakaś pokaźna grupa osób chętnych do działania. Niemalże parsknęła, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że poza badaczem, który natychmiast ją uciszył, nie było tutaj nikogo. Na razie. Był za to piękny strumień, w którym postanowiła obmyć ręce, zanim zorientowała się, że pewnie macha dłońmi nad pustą łąką, bo znowu miała jakieś urojenia psychiczne i pokręciła na to głową, choć była przekonana, że jest w tej chwili naprawdę jeszcze bardziej atrakcyjna, niż normalnie. Szaleństwo! Siedziała cicho, skoro kazał jej się zamknąć, robiąc to w sposób, jaki nie pozostawiał pola do dyskusji, chociaż strzelała oczami na boki, odnosząc wrażenie, że to będzie naprawdę niezapomniana wyprawa. Kiedy zaś badacz wyjaśnił, czemu mają milczeć i czemu mają nie zdradzać swoich imion, nazwisk ani niczego podobnego, aż zaśmiała się pod nosem, dochodząc do wniosku, że wróżki były przebrzydłymi oszustami, które chciały zwieść ich na manowce. To zaś nie powinno jej ani trochę dziwić, biorąc pod uwagę, co działo się do tej pory. - Ha - mruknęła jedynie, kiedy badacz otworzył w końcu księgę, a przed nimi ukazała się droga, jakiej się nie spodziewała, zaraz też usłyszała jakieś szepty i nawoływania, jakieś gadanie do ucha i coś podobnego, więc rozejrzała się, starając się zrozumieć, co się tutaj dzieje, ale poza innymi uczestnikami wyprawy, nikogo tu nie widziała. - Wy przebrzydłe gnomy - rzuciła szeptem w przestrzeń, będąc pewną, że wróżki już próbowały się do nich dobrać. Bo co to miało być innego, niż kolejne halucynacje?
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie planował mieszać się w kolejne kooperacje z Ministerstwem. Miał dość ich wkurwiającego jęczenia i bezczynności, przez co ten kraj był jednym wielkim bagnem, a problemy rozwiązywały takie zjeby jak on. O nie, zdecydowanie żadna wyprawa nie była mu w głowie. Niestety plany planami, ale napatoczyła się pewna puchonka, która obiecała mu dobrą zabawę i jeszcze lepsze wspomnienia. Takim argumentom już było mu o wiele ciężej odmówić. Ostrożnie dobrał więc sprzęt na wyprawę, między innymi zakładając na nadgarstek bransoletę własnej produkcji, którą nabił odpowiednimi eliksirami i ruszył za nią do... -Inverness? Oni chyba sobie ze mnie żartują. Ja wiem, że to wylęgarnia zła i patologii, ale nowe sposoby żeby to okazać mnie zadziwiają. - Nie mógł zrozumieć, jakim cudem tak blisko domu mieli wejść do jakiegoś tam świata wróżek, czy gdzie ich tym razem chcieli wypchnąć. Gdy doszli na właściwe miejsce spotkania, a ich przewodnik, czy jakiś inny dupodaj z Ministerstwa przemówił, Max już wiedział, że w razie konieczności wzbije się na wyżyny, wymyślając puchonce nowe przezwiska. Na razie jednak posłusznie milczał, wsłuchując się w historię, a głosy, które zaczęły go otaczać nie były wcale przyjemne, ale nie dlatego, co mówiły, a ze względu na same wspomnienia, jakie podobne doświadczenia w nim budziły. Poczucie osamotnienia też za miłe nie było, a jednocześnie miał wrażenie, że reszta uczestników wyprawy gdzieś tu jest, choć nie może ich dostrzec.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Widziadła: I Scenariusz widziadeł: słońce Namowy: 3 Przedmioty: różdżka (+5 OPCM), krzyż dylis (+2 OPCM), eliksir wiggenowy x2, tytanowy pierścień Cechy eventowe: gibki jak lunaballa (szybkość), metabolizm eliksirowara; rączki jak patyki (odporność na magię), tykająca łajnobomba (lekkomyślność)
Na kolejnej tajemniczej wyprawie mającej na celu przywrócenie magicznego świata do porządku nie mogło zabraknąć duetu tak potężnych czarodziejów jakim byli McDonnellowie. Tym razem decyzję o wzięciu udziału w wydarzeniu podjęli nieco mniej spontanicznie niż poprzednio, bo aż dwa dni wcześniej; pozwoliło im to na poczynienie nieco intensywniejszych przygotowań, które miały zapewnić im maksymalne bezpieczeństwo i dobrą zabawę podczas bitwy z wróżkami czy cokolwiek ich tam czekało; Ryszard był zdania, że po tym jak wspólnymi siłami pokonali starszego smoka i całą jego ekipę szalonych stworzeń, to żadne niebezpieczeństwo im niestraszne i oczywiście traktował to wszystko niefrasobliwie, jak super przygodę. Poprzedniego wieczoru dla poprawy morali urządzili sobie z Marleną relaksujący wieczór spa z fikuśnymi maseczkami z Czarossmana oraz zdrowymi przekąskami, więc do Inverness dotarli wypoczęci, piękni, pachnący balsamem z łez feniksa oraz chrupiący jeszcze po drodze resztki jagód czaroji. - Jeśli to przeżyjemy, to musimy sobie częściej robić takie wieczorki... - westchnął Ryszard rozmarzony, upewniając się jeszcze że ma przy sobie wszystkie ważne atrybuty, które spakował w chwili natchnienia po najedzeniu się superfoods. - Myślisz że to dziadostwo zadziała też na wróżki? - zastanowił się, wskazując na stylowy krzyż dylis który zdobił jego szyję i podobno unicestwiał poltergeisty. A do tego fenomenalnie komponował się z dresikiem moro. Zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze i jakoś miło skomentować postać faceta przewodniczącego wyprawie, usłyszał straszliwy krzyk, jakby otworzyły się czeluści piekieł i wyłonił się z nich skrzat Jacek śpiewający Dosko pod prysznicem. Nawet nie zdążył się zastanowić co to takiego i czy rzeczywiście warto się bać, kiedy nogi same poniosły go do ucieczki. Biegł i biegł, a pech chciał że był zwinny i gibki, więc spierdalał aż się kurzyło, zatrzymując dopiero gdy z impetem się z czymś zderzył. Ała.
Widziadła:TAK Scenariusz widziadeł:21 - Słyszysz za sobą jakieś głosy, które twierdzą, że obraziłeś ich właścicieli. Niezależnie jednak od tego, czy próbujesz przeprosić, czy wręcz przeciwnie, czujesz po chwili grad ciosów na swoich nogach i ramionach. Namowy:3 Przedmioty: Transylwański Cierń aka "Tepes" (+4 GM), Różdżka Fairwynów z owijką ze smoczej łuski - krew syreny, palma, 11 i ¾ cala (+8 Zaklęcia&OPCM), Bransoleta Urquharta (2x wiggenowy, 1x spokoju), peleryna niewidka (+2 OPCM, +2 transmutacja), Amulet z jemioły (+2 Zaklęcia i OPCM) Cechy eventowe: Zalety: Gibki jak lunaballa (zwinność), Silny jak buchorożec (kondycja), Pojawiam się i znikam; Wady: Dwie lewe różdżki (transmutacja), Niezręczny troll (brak empatii), Tykająca Łajnobomba (lekkomyślna)
Brooks miała moralne prawo zostawić sprawy Wysp innym. Ona swoją cegiełkę do ładu i porządku dołożyła. I była to cegiełka duża, ciężka i widoczna z daleka, wypalona w smoczym ogniu. Obok z kolei leżała kolejna, ta ukształtowana przez Mordreda. Bardzo długo się zastanawiała nad tym, czy powinna. Wciąż walczyła z traumą po zeszłorocznych zmaganiach, a powrót do formy zajął jej całą wieczność. Julka nie byłaby jednak sobą, gdyby pozwoliła los swój, rodziny i bliskich pozostawić w obcych rękach. Może to nadmierna pewność siebie, może to głupota, a może to po prostu obiektywna ocena własnego potencjału, ale uważała, że jej wsparcie jest konieczne. Przeżyła w swoim życiu już tak wiele, że na tle czarnomagicznych derwiszy, inferiusów, zastępów dementorów, pradawnych smoków i legendarnych magów z Avalonu, zagrożenie ze strony wróżek wydawało się znikome. Ona jednak nie przeceniała ich możliwości, tak więc przygotowała się do tej wyprawy naprawdę solidnie. Ba, postanwoiła nawet zabrać ze sobą miotłę! Do tej pory wydawało się to bez sensu, jednak ex-Krukonka zdała sobie sprawę, że w jej rękach, ta może być równie przydatna, co różdżka.
Po wylądowaniu na miejscu szybko dostrzegła znajome twarze, w tym tę znaną jej najlepiej na świecie, bo nleżącą do Felixo. Już miała podejść do Maxa, żeby zagadać, kiedy to usłyszała głos Kingfishera. Milcząc więc, skinęła przyjacielowi jedynie głową na powitanie i zacisnęła mocniej dłoń na „Tepesu”, legendarnej rumuńskiej miotle z krwistoczerwonym trzonkiem, którą to testowała przez ostatnie tygodnie. Miotłę pomniejszyła zaklęciem reducio do rozmiarów breloka i wsadziła do kieszeni. Do plecaka z kolei włożyła ulubioną hoodie z herbem „Świętych” z Soton, bo było zaskakująco ciepło, wręcz duszno. – Trochę jak w Luizjanie. – Naszła ją refleksja i niespodziewanie usłyszała w głowie jakieś nieprzyjemne podszepty, zarzucające jej, że kogoś obraziła. Rozejrzała się dookoła i szybko zrozumiała, że znów padła ofiarą wróżek i ich pyłku.
- Mówcie, co chcecie, póki możecie. – Prychnęła z pogardą… i pożałowała, bo momentalnie poczuła na swoich nogach grad bolesnych ciosów, od którego aż się zachwiała i przykucnęła. – Spalę wam tę dziurę w dupie, którą nazywacie domem do gołej ziemi i zasypię solą, żeby nigdy nic tam nie wyrosło, skurwysyny. – Jęknęła boleśnie… i znów zebrała wpierdol, tym razem obrywając po ramionach.
Żałowała teraz jak nigdy, że nie wzięła ze sobą „Merlinowych Strzał”, które pomogłyby jej ze stresem i złością, narastającymi wykładniczo z każdą minutą. No ale od czego są przyjaciele palacze? Brunetka zbliżyła się do Maxa i bez słowa przyłożyła dwa palce do ust w charakterystycznym geście, spoglądając na niego pytająco.
Widziadła:C Scenariusz widziadeł: - Namowy:6 Przedmioty: różdżka, kolczyki z królikiem (+1 ONMS), pióro olśniaka (+2 wróżbiarstwo) Cechy eventowe: Magik żywiołów (ziemia), Świetne zewnętrzne oko (empatia); Tykająca łajnobomba (lekkomyślność), Nieogarnięty chochlik
Powiedzieć, że Adela Honeycott kierowała się w swoim życiem podejściem YOLO, to jak nic nie powiedzieć. Gdyby wpadanie w tarapaty i nierozważne działania był dyscyplinami olimpijskimi, to młoda Gryfonka byłaby wielokrotną medalistką. To nie był jednak jedyny powód, dla którego postanowiła wybrać się na wyprawę organizowaną przez Kingfishera - w gruncie rzeczy odczuwała widziadła dużo bardziej niż większość rówieśników, więc choć nawiedzały one ją dość rzadko, to mimo wszystko mocno utrudniały życie. Tym razem, zamiast szlajać się z podejrzanymi chłopakami, zaprosiła na przygodę @Kate Milburn, nie do końca myśląc o tym, że to wydarzenie innego kalibru niż jakieś wyścigi w lesie. Niemniej, druga Gryfonka przystała na tę propozycję, pozostawało więc mieć nadzieję, że w trakcie ratowania świata nie doznają zbyt dużych uszczerbków na zdrowiu, bo Adela nie chciała mieć koleżanki na sumieniu. Powiedzmy sobie szczerze - Honeycottównę nosiło do przygody, tymczasem musiała milczeć (ABSOLUTNIE NAJGORZEJ!) i jeszcze słuchać paplania tego dziada, na którym absolutnie nie mogła się skupić. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że to ważne dla powodzenia misji, ale mimo wszystko wiadomości jednym uchem wpadały, a drugim wypadały. Szczerze powiedziawszy te wróżkowe sprawy nie były najmocniejszą stronę młodej Gryfonki. Gdy skończył mówić, nagle obok (a może w głowie Adeli?) rozległ się dziwny gwar - szepty wokół dziewczyny snuły się, jakby miały opowiedzieć jakąś historię. Nie było to nieprzyjemne, ale jednak w jakiś sposób niepokojące. Dziewczyna spojrzała zaniepokojona w stronę Kate.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Widziadła:C Scenariusz widziadeł: - Namowy:6 Przedmioty: różdżka, Magiczna Siatka do łapania stworzeń latających (+1 ONMS), 2x fiolka eliksiru wiggenowego, kompas miotlarski (+1 GM) Cechy eventowe: gibki jak Lunaballa (zwinność), powab wili (urok osobisty); dwie lewe różdżki (zaklęcia niewerbalne), nieogarnięty chochlik
Adela bardzo często pakowała się tarapaty bez większego pomyślunku, lecz dziś do gry wkraczała Kate Milburn, z entuzjazmem zgadzając się być tym głosem rozsądku wśród ciągle szepczących do nich, wyimaginowanych wróżek. Doświadczyła przedziwnych widziadeł już tylekroć, że miała po dziurki w nosie magicznego smogu i oblepiającego wszystko błyszczącego pyłu, który przynosił im więcej szkód niż pożytku. Należało położyć temu kres i jeśli działanie dla dobra magicznej społeczności miało sprowadzać się do podążania za chyba niespełna rozumu mężczyzną krzyczącym coś o Jasnym i Ciemnym Dworze - cóż innego im pozostało? Na miejscu zbiórki spodziewała się zobaczyć wyłącznie podobnych im szaleńców, zmęczonych nieustannym kopaniem, śpiewaniem, tańczeniem, głaskaniem i szeptaniem, ale z zaskoczeniem stwierdziła, że dostrzegła kilka znajomych twarzy. Zaopatrzona w kilka rzeczy, które uznała, że mogłyby się przydać, stanęła obok Adeli, mrużąc nieco oczy w pełnym słońcu. Ich przewodnik i mentor, pan Kingjakśtam, przekazywał im wszystkie potrzebne informacje odnośnie wkroczenia do innego świata - mieli milczeć, udawać, że nie wiedzą kim są i się nie znają. Cholera, będzie ciężko. - Może to i lepiej - zwróciła się do Adeli jeszcze zanim księga została otworzona, posyłając jej nieco zaniepokojone spojrzenie. Czy Honeycottówna poradzi sobie z takim wyzwaniem jak trzymanie gęby na kłódkę? Nie wątpiła w jej lojalność, była wspaniałą przyjaciółką - wątpiła za to w jej rozgarnięcie. Co jeśli wpadnie w tarapaty i zawoła ją po imieniu? Rozbłysło światło, aż jęknęła, porażona wydobywającym się z księgi blaskiem. Wskazana droga wiodła między niskimi drzewkami i należało ruszyć w drogę, lecz nagle posuwanie się ku przodowi okazało się być wyzwaniem. Z każdego zakamarku nagabywały ją głosy, szepty, dźwięki mieszające się ze sobą i dudniące, głośne, wżerające się w bębenki. Czy tak miało być już do końca?
Widziadła:H, nie Scenariusz widziadeł: nie tym razem, ale ogólnie to wypadła kapłanka Namowy:4 Przedmioty: różdżka, eliksiry wiggenowy (1), eliksir spokoju (1), proszek natychmiastowej ciemności, czapka niewidka Cechy eventowe: Złotousty Gilderoy (perswazja), Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość); Tykająca łajnobomba (buntownik), Rączki jak patyk (wytrzymałość)
Veronica Seaver, niech Merlin ją broni od chwalenia się dzisiaj tym mianem, miała serdecznie dość nadmiernego wpływu wróżek na ich życie. Miała też również po dziurki w nosie tego, że omijają ją te wszystkie niebezpieczne, ale jakże ciekawe wyprawy. Przyszła z obstawą w postaci kuyzna, niepewna, czy i brat do nich nie dołączy. Z tego co wiedziała, gryfońska chęć przygód go kusiła i na tyle, na ile go znała podejrzewała, że Tim nie da rady się jej oprzeć, ale czas pokaże. Szybko zauważyła, że poranek jest bardzo przyjemny, ale wyraźna duchota w powietrzu była niepokojąca. Gdy dotarła na miejsce zbiórki nic nie powiedziała, nawet na widok Ryszarda, choć serce podskoczyło do gardła. Spostrzegła jeszcze kilka znajomych twarzy – Adelę, Maxa, Kate, Carly i rozpoznawała starszą od nich ex-Krukonkę, chodzącą legendę Quidditcha w i poza murami szkoły. No i Marlenę oczywiście, ale Ricky zwrócił jej największą uwagę. Póki co on jej nie spostrzegł, ale może i lepiej, bo musiała się skupić. Słuchała więc Kingfishera, odnotowując skrupulatnie w pamięci, by do każdego zwracać się bezpiecznym „ej ty”, nawet w chwili największego zagrożenia. Bardzo niepraktyczne i nie na rękę, ale można jakoś dadzą radę. Choć udawanie, że nie wie kim jest dla niej Nico czy Ricky będzie istną mordęgą. Szczególnie, jeśli miałoby im się coś stać. Zaintrygowały ją słowa o tym, że czas może biec inaczej – kto wiedział, że w bajkowym świecie mogą dziać się rzeczy praktycznie niemożliwe? Zacisnęła ręce na różdżce i spojrzała chybcikiem na kuzyna, chcąc w ten sposób dodać sobie odwagi. Szepty, które usłyszała ją zaniepokoiły. Nie chciała już ich słyszeć, miała tego dosyć, nie miała zamiaru nic im zdradzać i zwyczajnie się bała. Ale wściekłość była większa niż strach. Zamknęła oczy i próbowała się uspokoić, co zrobiło z niej łatwy cel dla biegnącego Ricky’ego. Gdy poczuła, że ktoś na nią wpada, z jej gardła wyrwał się cichy pisk. Zwaliła się na ziemię, poczuła, że obiła sobie tyłek ale na szczęście w głowa nie ucierpiała. Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą McGilla. Złość szybko złagodniała, a w jej tęczówkach pojawiło się rozmarzone spojrzenie, które nie powinno się zadziać przy tylu świadkach, a już w szczególności przy Nico. - Och – mruknęła tylko, podnosząc się z ziemi. Pamiętała doskonale radę Kingfishera, a w głowie wciąż słyszała szepty. Mogła więc podejrzewać, że już są na świeczniku, toteż nie zamierzała ryzykować i choć na usta cisnęło jej się tyle słów, a w szczególności to, że „miło mi cię tu widzieć, ale co do cholery tutaj robisz”, nie dodała nic. Po prostu się do niego uśmiechnęła, machnęła ręką na znak, że nic się nie stało i skupiła się na dalszej wędrówce. Zerknęła pobieżnie na kuzyna, chcąc też wybadać na ile dostrzegł jej spojrzenie, świadczące o tym, że ten jakże chyży i gibki jegomość, który na nią wpadł, jest dla niej aż tak nieobojętny. Ufała Nicholasowi, ale nie był to czas i miejsce na to, by ktokolwiek poznał największą z jej słabości.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Widziadła:F, nie Scenariusz widziadeł: wypadło koło fortuny, ale nie dotyczy Namowy:5 Przedmioty: różdżka, eliksiry wiggenowy (1), aparat fotograficzny (+2 do DA), magiczny dyktafon (+1 do DA) Cechy eventowe: Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość), Złotousty Gilderoy (perswazja); Tykająca łajnobomba (zapalnik), Bez czepka urodzony
Awantura z wróżkami musiała się kiedyś skończyć, a tam, gdzie się coś działo nie mogło zabraknąć Bena. Uzbrojony w różdżkę, eliksir i dziennikarskie usprzętowienie, zmierzał dziarskim krokiem w kierunku miejsca zbiórki, tylko po to, by zauważyć na niej dwie znane twarze. Solberg i Carly, cudownie. Uśmiechnął się promiennie do studentki, mając szczerą nadzieję, że za ten śmiały gest właściciel Luxa nie zmierzy go gongiem w nos. A potem już grzecznie słuchał tego, co ma do powiedzenia przedstawiciel Ministerstwa Magii. Nie był urodzonym zaklęciarzem, ale coś tam wiedział. Jednak był świadomy, że żadne czary-mary nie pomogą mu, jeśli wróżki będą miały absolutne władanie nad jego osobą. Nie zamierzał też skompromitować żadnego z uczestników wyprawy, a już szczególnie nie chciał, by cokolwiek stało się Carly. Gdy Kingfisher w końcu otworzył magiczną księgę, Ben cyknął ukradkiem zdjęcie. Może i miał prywatne pobudki, by tu być, w końcu cała ta sprawa była szalenie ciekawa. Nie zapominał jednak o swoich obowiązkach, był tu w jednym celu. Chciał w końcu otrzymać ten cholerny awans i miał szczerą nadzieję, że narażenie życia to wystarczający argument za tym, by zdetronizować obecnego naczelnego. Auster nie mógł się wręcz doczekać momentu, w którym strąci go ze stołka. Na samą tę myśl czuł podekscytowanie. A potem usłyszał szept, najpierw jeden, potem drugi. Rozejrzał się zdziwiony, ale niczego nie dostrzegł. Od razu pomyślał sobie, że to na pewno te cholerne wróżki. Kusiły go i podjudzały do tego, by powiedział to, czego absolutnie nie powinien. Cholera, powinien był dokupić jeszcze jakiś eliksir albo chociaż wziąć ze sobą piersiówkę. Chociaż czy bycie pod wpływem w takiej chwili to na pewno dobry pomysł?
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Widziadła:J - nie Namowy:3 (do tego -3, bo silna psycha) Przedmioty: różdżka, eliksir wiggenowy, eliksir spokoju, eliksir chroniący przed ogniem, ujawniacz Cechy eventowe: świetne zewnętrzne oko (empatia), silna psycha (opanowanie); niezręczny troll (dumny), połamany gumochłon (zwinność);
Czy Isolde była zaintrygowana? Nie. Wcale. Prawdę mówiąc, kiedy została wysłana na tę ekspedycję w charakterze aurorskiej niańki, westchnęła tylko w duchu. Miała nadzieję, że ten wróżkowy obłęd wreszcie się skończy, bo wybryki czarodziejów i magicznych stworzeń będące skutkiem tej dzikiej magii dokładały jej pracy, ale to wszystko przestało ją bawić. Była po prostu śmiertelnie zmęczona, skołowana i marzyła o urlopie. Może po wszystkim uda jej się chociaż wyrwać jeden weekend w rodzinnym domu w Kornwalii? W dodatku perspektywa spotkania Bena budziła w niej pewien niepokój, choć ganiła się za takie uczucia, bo przecież nie miała już osiemnastu lat. Mogła sobie narzekać, ale przecież była profesjonalistką i przygotowała się do wszystkiego najlepiej, jak mogła, zabierając kilka przedmiotów, które mogły się jej przydać. Ubrała się rozsądnie, uwzględniając wszystkie zmienne pogodowe, swobodę ruchów i tak dalej, ale mimo to udało jej się wyglądać... cóż, dobrze. Stawiła się na miejscu zbiórki nieco wcześniej, ogarniając spojrzeniem podekscytowany tłum i krzywiąc się w duchu na myśl, że trzeba będzie bawić się w psa pasterskiego w tej gromadzie (głównie) dzieciaków. Czy robiła się stara i marudna, czy to tylko doświadczenie? Uśmiechnęła się tylko na widok @Scarlett Norwood , do której pomachała lekko, ale nie podchodziła, zajęta lustrowaniem gromadki poszukiwaczy przygód. Zanotowała w pamięci, żeby nie używać niczyjego imienia w obecności wróżek, wysłuchała wszystkich wskazówek, zaleceń i połajanek. Zastanawiała się, jak to wszystko się skończy, ale jej rozważania przerwało pojawienie się na horyzoncie @Benjamin Auster . Wzięła głęboki wdech i podeszła do niego. - Cześć - rzuciła z nieco niepewnym uśmiechem. Była nieco blada i czujna, ale pewnie znał tę minę, biorąc pod uwagę, jak często przeszkadzał jej podczas misji. Nagle zmarszczyła brwi i rozejrzała się bacznie dokoła, bo jej uszu dobiegły szepty, które kusiły, zabawiały, mile rozluźniały i wyraźnie namawiały, żeby straciła kontrolę. Ale nie z Isolde takie magiczne numery. - Słyszysz to? Będziesz musiał to ładnie oddać w słowach - rzuciła pod adresem Bena, przesuwając kciukiem po rączce swojej różdżki. Niezawodna przyjaciółka zawsze potrafiła ją podnieść na duchu.
Widziadła:F nie Scenariusz widziadeł: brak widziadeł Namowy:3 Przedmioty: różdżka, beret uroków (+1 opcm), perła miłości Cechy eventowe: świetne zewnętrzne oko (empatia), gibki jak lunaballa (zręczność); niezręczny troll (nieśmiały), tykająca łajnobomba (zapalnik);
Nie mogło zabraknąć go na wyprawie, jaką organizował Kingfisher. Nie mógł powiedzieć, żeby był szczególnie zainteresowany samymi wróżkami, ale przed nim otwierała się możliwość przeżycia kolejnej przygody, której nie chciał zaprzepaścić. Spakował ledwie dwie rzeczy, uznając, że tak naprawdę potrzebował jedynie różdżki, a wszystko inne był w stanie sobie wyczarować, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jednak dla zachowania pozorów przygotowania, zabrał ze sobą beret uroków. Dopasowanie stroju do niego, żeby nie wyglądać źle, ale też nie przyciągać przesadnie spojrzeń było trudne, ale ostatecznie gotowy zjawił się na miejscu. Obserwował wszystkich, którzy jak on, chcieli przeżyć coś ciekawego albo naprawdę pragnęli wyzwolić czarodziejską społeczność od wróżkowego pyłu. Cokolwiek kryło się za intencjami zgromadzonych, Nakir z cieniem zaskoczenia odkrył, że naprawdę na miejsce przybyło sporo osób. Dostrzegał wielu studentów z Hogwartu, niektórych kojarzył jeszcze z czasu, gdy sam studiował, jak choćby ten Ślizgon, który sprawiał sporo problemów profesorom… Zaraz obok niego Nakir dostrzegł dość znajomą blondynkę i na moment miał ochotę zaśmiać się, gdy zorientował się, że naprawdę kierowali się zawsze tam, gdzie mogło być ciekawie. Jednak obok cienia wesołości pojawił się smak goryczy, który jedynie pogłębił się, kiedy Nakir dostrzegł, jak inny, wyraźnie starszy od nich mężczyzna uśmiecha się do niej. Zacisnął zęby, próbując skupić się na zapamiętaniu pozostałych uczestników, na wypadek, gdyby było konieczne odszukiwanie ich, czy pilnowanie, aby nikt się nie odłączył. W końcu w tłumie dostrzegł @Isolde Bloodworth do której uśmiechnął się lekko w ramach powitania, z zaciekawieniem odkrywając, że znała mężczyznę, na którego sam wcześniej zwrócił uwagę. Cóż, będzie mieć kogo ewentualnie podpytać o niego, ale póki co próbował jeszcze raz przesunąć spojrzeniem po wszystkich, odsuwając od siebie nieprzyjemną gorycz. Z ulgą przyjął moment, gdy Kingfisher zaczął mówić na temat wyprawy, przestrzegając ich, że powinni zachować w tajemnicy swoje imiona. Cóż, to nie powinno być trudne, chyba że ktoś zapomni się i zacznie wołać innych. Nakir obserwował pozostałych, dostrzegając pośród uczestników Julię, która podeszła akurat do Solberga i blondynki, więc postanowił zrobić to samo. - Wygląda na to, że odkrywanie tajemnic Doliny możemy rozszerzyć na wróżkową krainę – powiedział do Brooks, uśmiechając się do niej lekko, a później spojrzał na pozostałą dwójkę. – I chyba nie powinien mnie dziwić widok miłośników przygód – dodał, mając zgoła inne przygody na myśli w odniesieniu do Solberga i blondynki, na której zawiesił wzrok nieco dłużej. Miał wiele pytań, których jednocześnie nie chciał zadawać i niemal z ulgą przyjął moment rozkojarzenia, gdy zaczął słyszeć dziwne szepty. Ponownie zacisnął zęby, próbując je ignorować, traktować jak jedne z wielu halucynacji, choć teraz wydawały się bardziej realne, szczególnie po otwarciu przez Kingfishera księgi, a tym samym portalu do świata wróżek.
Stawiając się na miejsce zbiórki, miał wrażenie, że jest częścią jakiegoś hapeningu, reklamującego zepsute zmieniacze czasu. Już w połowie spodziewał się, że teleportują ich do Avalonu i znów będą musieli stanąć w szranki ze Starszym Smokiem, tylko tym razem ktoś dorobi mu skrzydełka i obsypie brokatem. Wysłuchał słów Kingfishera, stojąc nieco z tyłu, na uboczu, starając się zachować absolutnie neutralną, łamaną przez uprzejmość minę na twarzy. To było niemal zabawne, że kolejna ekspedycja angielskiego Ministerstwa Magii była przygotowana na łapu-capu, a do ratowania magicznego świata zagoniono zbieraninę przypadkowych ludzi, pośród których już nawet bez zdziwienia widział własnych uczniów. Westchnął w duchu, unosząc wzrok do nieba. Bardziej niż na kolejną karkołomną, pokracznie zorganizowaną wyprawę, czuł się w obowiązku przypilnowania, żeby skorzy do przygód uczniowie wrócili z tej wycieczki cało. Skinął głową, wysłuchawszy słów przewodniczącego, a gdy błysnęło światło, wyciągnął różdżkę, rozglądając się uważnie po otoczeniu. Droga w stronę wzgórz. Zmarszczył lekko brwi i skupił się na tym, by zwracać uwagę na to, co się wokół nich dzieje. Zgodnie z założeniami, od tej chwili nie można było wierzyć niczemu ani nikomu, co więcej, pomimo, że plaga ta trwała już z pół roku, Ministerstwo nie zdołało sprawić im nawet masek z filtrem na ten cholerny pył, jakby miesiące spędzone na badaniu go były absolutnie i zupełnie po nic. Rozejrzał się z zamiarem oszacowania, gdzie znajdują się najmłodsi uczestnicy wyprawy, by w razie konieczności móc udzielić im wsparcia. Jakiego? Trudno powiedzieć. Cała ta wyprawa wydawała mu się raczej zdezorganizowana i niejasna...
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Widziadła:E Scenariusz widziadeł:słońce Namowy:3 Przedmioty: różdżka, eliksir wiggenowy, łańcuch Scamandera, błogosławiony różaniec, totem protekcyjny w kształcie ryjkonosa Cechy eventowe: czaroglota; powab wili (zwierzęta); dobre zewnętrzne oko (empatia); rączki jak patyki (siła); słaba psycha (wrażliwy); połamany gumochłon (zwinność)
Jak to zwykle w magicznym świecie bywało - ci, którzy powinni pewne sprawy rozwiązać, umywali ręce i czekali, aż reszta czarodziejów wkurzy się wystarczająco, by zorganizować swoje działania. Tak też było i w tym przypadku, gdy grupa zdecydowanych do zmian osób zgromadziła się na polanie, by wysłuchać planu działania na najbliższe godziny. Poszukiwanie jakichś portali do innych, wróżkowych światów wydawało się Bridget wyrwane z jakiejś bajki dla dzieci, ale nie byłaby sobą, gdyby nie okazała chęci pomocy, nawet jeśli plan wydawał się być absurdalny. Nie zamierzała jednak narażać się samodzielnie, a jako że w ostatnim czasie połączył ich głód nauki, postanowiła namówić @Wally A. Shercliffe, który z właściwą sobie radością przystał na jej propozycję. Na miejscu okazało się, że również @Atlas M. O. Rosa przybył czarodziejom z pomocą. - Cześć - szepnęła do niego gdzieś w trakcie przemowy ich przewodnika, delikatnie kładąc rękę na jego ramieniu. Wśród zebranych było też sporo studentów z Hogwartu, także i ona będzie musiała mieć oczy dookoła głowy. Zaraz jednak wkoło wybuchła wrzawa, rozlewająca się wraz z ostrym, bijącym po oczach światłem i wdzierająca się w uszy. Szepty, krzyki, szepty, melodie, bliżej nieokreślone słowa, może w innym języku? Nagle usłyszała jakiś krzyk za sobą, rozdzierający i niepokojący - nim zdążyła się zorientować, co się działo, jej nogi podjęły próbę ucieczki.
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Widziadła:D - nie Scenariusz widziadeł: nie dotyczy Namowy:5 Przedmioty: różdżka Cechy eventowe: magik żywiołów (woda), powab wili (zwierzęta); połamany gumochłon (zwinność), tykająca łajnobomba (buntownik)
Oczywiście, że Wally dał się namówić na tę wyprawę. Po pierwsze jak zwykle do działania pchała go nie tyle żądza przygód, ile nieposkromiona ciekawość, a po drugie... cóż, propozycja wyszła od Bridget, co było dostatecznym powodem, żeby dołączyć do każdej ekspedycji. Jak to on, był ogromnie zaintrygowany tym wszystkim - mocą wróżek, ich światem i tak dalej, choć zdawał sobie też sprawę, że cała wyprawa może okazać się dość ryzykowna. Jednak jeśli miała doprowadzić do zakończenia plagi, jaką były halucynacje, to musiał w tym uczestniczyć - nie przyznałby się, że trochę żałuje, że nie miał więcej czasu na kontynuowanie swoich badań, choć i tak zebrał sporo materiału. Cieszył się na myśl, że znów zobaczy Bridget, która często wkradała się do jego myśli, a nawet snów, wabiąc go i rozpraszając, jakby miał osiemnaście lat. Bawiło go to, ale też odrobinę niepokoiło, bo przecież to wyglądało jak objawy zauroczenia. A on był dużym chłopcem i nie bawił się w takie rzeczy... prawda? Kiedy znalazł się na miejscu, okazało się, że zdumiewająco wielu czarodziejów odkryło w sobie żyłkę awanturniczą i postanowiło się przyłączyć. Cóż, w kupie raźniej i pewnie bezpieczniej. Rozglądał się za Bridget, ale mimo że zdecydowanie górował nad większością zgromadzonych wzrostem, jakoś nie mógł jej wypatrzeć... aż wreszcie dostrzegł ją w towarzystwie oszałamiającego blondyna, który dorównywał Wally'emu wzrostem, a przewyższał go czarem i urodą. Widząc, jak poufale @Bridget Hudson kładzie dłoń na ramieniu pięknego półwila, Shercliffe poczuł bardzo nieprzyjemny ucisk w żołądku, ale przypomniał sobie, że przecież Bridget sama go tu zaprosiła, więc chyba zależało jej na jego towarzystwie. Pokrzepiony tą rozsądną myślą, ruszył w jej stronę, jednocześnie uważnie słuchając zaleceń Kingfishera i odnotowując w pamięci, by w żadnym wypadku nie odezwać się do nikogo jego imieniem. Nagle rozległy się dziwne, słodkie szepty, sprawiające wrażenie, jakby chciały go do czegoś łagodnie przekonać, wyłudzić jakąś informację, uśpić jego czujność. Wally potrząsnął lekko głową, co oczywiście nic nie dało, ale w tym momencie zobaczył, że Bridget rzuciła się do panicznej ucieczki, a po chwili już leżała jak długa, pewnie boleśnie poobijana. W jednej chwili znalazł się obok niej i ostrożnie pomógł się jej pozbierać, służąc silnym ramieniem. - Cześć. Jesteś cała? Co cię tak przestraszyło? - zapytał z troską, stawiając ją na nogi i czując miłe ciepło w okolicy serca, kiedy ich oczy nareszcie się spotkały.
Widziadła:B- Nie Scenariusz widziadeł: n/d Namowy: 5 Przedmioty: Różdżka, 2 x wiggenowy, czapka niewidka, łuk usypiający (+2 ONMS) Cechy eventowe: ZALETY:Pojawiam się i znikam, Świetne zewnętrzne oko(Empatia); WADY: Nieogarnięty chochlik, Tykająca łajnobomba(Lekkomyśłność);
Nawet gdyby nie był nieodrodnym synem swojego rodu i do tego gryfonem, i tak by się wybrał na tę wyprawę. Z jednej prostej przyczyny, a właściwie dwóch konkretnych przyczyn, a mianowicie Vera i Nico idą. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby coś im się stało, a jego nie byłoby z nimi, nie wybaczyłby sobie tego do końca życia. Ale jak zostało powiedziane na początku, był Seaverem i gryfonem, a taka mieszanka oznaczała pakowanie się w każdą interesująca kabałę, jaka się pojawiła na horyzoncie. Już nie wspominając o tym, że oprócz tego wszytskiego, był jeszcze Timem, który miał tendencje do działania, zanim się zastanowi, ile kończyn może stracić. Ekipa zebrała się całkiem spora, a to dawało nadzieje, że się uda, poza sis i Nico, sporo twarzy znał ze szkoły, a niektóre spoza niej, jak na przykład Bena Austera. Przywitał się ze znajomymi kiwnięciem ręki, co było jak na niego mocno oszczędne, ale powaga sytuacji spowodowała, że był mocno przygaszony i skupiony, żeby nie przegapić żadnej ważnej informacji, o których mówił Kingfisher. Najważniejsza była jednocześnie najtrudniejsza do wykonania, udawanie, że nikogo nie zna. To mogło nastręczyć sporo problemów później. Ale pewnie wymyśli coś kreatywnego. Aż nadszedł moment, kiedy Kingfisher otworzył Księgę i właściwa wyprawa się rozpoczęła. Przerobił już spotkania z widziadłami, więc był na nie przygotowany, na tyle, na ile dało się na nie przygotować. Bo co innego wiedzieć, że usłyszy jakieś szepty, a co innego oprzeć się im. Jego uwagę odwróciło zamieszanie, spowodowane przez Ricky'ego, który najwyraźniej wpadł na Verkę, ale ta nie wydawała się zła z tego powodu, a nawet przeciwnie. Ciekawe, ale przemyślenia na ten temat musiały poczekać, bo teraz potrzebował całego skupienia, jakim dysponował, a dużo go nie było.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Widziadła:B Scenariusz widziadeł: - Namowy:2 (ale odejmuję 3 za "oklumencję" z opaski Chatterino, więc... -1? xD) Przedmioty: różdżka (cały czas w ręku), opaska Chatterino (założona na głowę), korale wiggenowe (założone, schowane pod golfem), gogle maps (schowane w kieszeni), eliksir wiggenowy 1/1
Opisy przedmiotów:
Opaska Chatterino - Opaska należy tylko i wyłącznie do osoby, którą ją znalazła, nie może zmienić właściciela. Kiedy nosi ją czarodziej działa niczym oklumencja, nikt nie może przeczytać myśli osoby, która ma ją na sobie. Można również dać opaskę innej osobie, wtedy można wejść w wybrane wspomnienie czarodzieja, któremu została przekazana. Musi być na to pozwolenie drugiej osoby, nie można włamywać się do wspomnień nachalnie. Wspomnienia pokazywane są jakby w myślodsiewni.
korale wiggenowe - Z pozoru wyglądają jak zrobione z owoców zwykłej jarzębiny, ale wprawne czarodziejskie oko szybko wyłapie różnice. Choć to kora tego drzewa chroni przed atakami magicznych stworzeń, a nie owoce, to jednak te korale posiadają taką właściwość. A to za sprawą zanurzenia ich w eliksirze wiggenowym podczas wytwarzania; (+1 do zaklęć i OPCM)
gogle maps - Z pozoru wyglądają jak zwykłe okulary przeciwsłoneczne, w rzeczywistości są jednak o wiele bardziej użyteczne – z nimi nie sposób się zgubić. Wystarczy założyć je na nos i, podobnie jak przy teleportacji, skupić się na celu, do którego chcemy dotrzeć. Naszym oczom ukazuje się wówczas świetlista wstęga, która wskazuje odpowiednią drogę. Żeby prawidłowo zadziałały, trzeba przynajmniej raz być miejscu, które jest naszym celem. Poza tym nie mają ograniczeń.
Cechy eventowe: czaroglota, magik żywiołów (woda), gibki jak lunaballa (zręczność); tykająca łajnobomba (zapalnik, buntownik), niezręczny troll (dumny);
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, @Ricky McGill byłby już martwy. Nicholas nie wiedział skąd u niego aż taka złość, ale kiedy gryfon tak bezpardonowo staranował jego ukochaną kuzynkę, Verę, jego oczko w głowie, uruchomiły się w nim jakieś bojowe, samcze instynkty. Trwał to tylko ułamek sekundy, bo chwilę później już był przy @Veronica H. Seaver, pomógł jej wstać i pełnym troski spojrzeniem zapytał, czy wszystko z nią w porządku. Kiedy się upewnił, że jest cała i zdrowa, rzucił intruzowi pochmurne spojrzenie, a potem skupił się na przewodniku całej tej wyprawy. Przyszedł tu przede wszystkim po to, żeby nie zostawić Very samej. Oczywiście wiedział, że ma szalenie zdolną i bystrą kuzynkę, ale był gotów dla niej w ogień skoczyć i dać się pokroić, w dowolnej kolejności, dlatego nie wyobrażał sobie, żeby miała iść n tak ryzykowną misję bez stosownej obstawy. Czyli jego i Tima, bo brat Very i jednocześnie oddany przyjaciel Nicholasa również był tu niezbędny. Tak myślał Nicholas. A w praktyce przywiódł go tutaj zew przygody, tak ważny w budzącej się stopniowo seaverowej duszy. Wszyscy troje byli nieodrodnymi członkami swojego rodu i nie mogli przegapić okazji wzięcia udziału w tak ważkich wydarzeniach. Nicholas stał i milczał, obserwując wszystko i nasłuchując. Słyszał szepty. Doskonale znane szepty, choć tym razem jeszcze bardziej intensywne niż zwykle. Miał tego powyżej uszu. Dość mu było podszeptów Wiedźmy, żeby jeszcze zmagać się z wróżkowymi nagabywaniami. I na co? Po co? Na bal? Nie. Tym razem nie zamierzał dać pochłonąć się ich dziwnej magii.
Ostatnio zmieniony przez Nicholas Seaver dnia Sob Maj 11 2024, 06:56, w całości zmieniany 1 raz
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Widziadła:h Scenariusz widziadeł: - Namowy:6 Przedmioty: różdżka, eliksir wiggenowy (1/1), kamienny stróż, trytoni amulet, uszy dalekiego zasięgu Cechy eventowe: złotousty gilderoy (perswazja), gibki jak lunaballa (zwinność), świetne zewnętrzne oko (empatia); tykająca łajnobomba, dwie lewe różdżki (niewerbalne), rączki jak patyki (brak siły)
Kto jeśli nie oni mieli uratować świat? Co prawda wizja boksowania się z wróżkami brzmiała zdecydowanie lepiej niż napierdalanka z jakimś gigantycznym smokiem, wobec czego decyzję tę znacznie łatwiej im było podjąć, jednak i tak poświęcili tej sprawie trochę więcej uwagi, analizując wszelkie za i przeciw. Zgadzała się z bratem, że czas wziąć sprawy w swoje ręce i cokolwiek by się tam nie działo to dają radę, bo będą r a z e m, a do McDonnellów świat należał. Z uśmiechem spojrzała na Ryszarda, który z rozrzewnieniem wspomniał ich wczorajsze posiedzenie. - Ja to się dzisiaj w lustrze nie poznałam, tak odmłodniałam po tym spa - przyznała i od razu sięgnęła do plecaka, skąd wyciągnęła dwie eleganckie buteleczki. - To nie wino, jakby co, alkohol by nam nie pomógł dzisiaj - zastrzegła od razu. - To sok z kiszonego buraka, podobno robi furorę na osiedlowym bazarku, kupiłam z polecenia naszej sąsiadki. Mam nadzieję, że to nie próba otrucia nas - podała bratu kiszonkę i zerknęła na jebitny krzyż, w którym paradował. - Nie wydaje mi się, ale może katolicy mają u nich lepsze względy i ci przez to odpuszczą - parsknęła. Rysiek zamiast prawilnie zaśmiać się z jej wybitnego żartu, po prostu zaczął biec. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw i aż ją zamurowało; oprzytomniała dopiero, gdy ten w coś uderzył. - Byłoby dosko, gdybyś nie znokautował się sam - zauważyła i upewniła się, że wszystko z nim w porządku. - Dobra, pijmy tego buraka i skupmy się, mamy misję - kiwnęła głowę w stronę Kingfishera, który z marszu zaczął ich straszyć i wymieniać mnóstwo zasad wyprawy i zanim zdążyła wszystko dobrze przetrawić, ten otworzył książkę, a ich zalała fala szeptów.
Świetlista droga nie była dziwna, choć jednocześnie wyglądała, jakby pochodziła wprost z jakiejś dziecięcej bajki. Wiła się między wzgórzami, prowadząc podróżnych przez takie miejsca, których z całą pewnością w ludzkim świecie znaleźć nie podobna. Wykroty, wąwozy, łąki i lasy, wszystko było tak wspaniałe, że mogło odbierać dech. Słońce zaś drżało na tym wszystkim bardzo delikatnie, roztaczając dookoła nieopisany wręcz blask, budząc motyle i kwiaty, budząc pszczoły i trzmiele, które w powolnym tańcu zmierzały w stronę, jaka im odpowiadała, znikając pośród chłodnych, przyjemnych cieni, w które raz po raz wkraczali podróżni.
Bajkowa sceneria była onieśmielająca. Kryło się w niej wiele z dziecięcych marzeń, z beztroski, z tego wszystkiego, co człowiek z reguły zostawiał za sobą w miarę, jak dorastał. Ten spokój, niby po wiosennej burzy, kiedy wszystko zdaje się rozkwitać, był onieśmielający, a jednocześnie pochłaniający, zupełnie, jakby zamierzał wchłonąć dosłownie wszystko, co znalazłby na swojej drodze, nie przejmując się absolutnie niczym. A już na pewno nie pragnieniami grupy śmiałków, wierzących w to, że odnajdą Jasny Dwór.
Jak Wam mija droga
Szepty nie ustały. Stały się wręcz nachalniejsze, zupełnie, jakby przemawiało do was słońce, które oświetlało ścieżkę, po której wędrowaliście. Chichoty, śmiech, radość, to wszystko zdawało się atakować was z każdej możliwej strony, wwiercając się w wasze głowy. Nie mogliście pozbyć się tej nachalnej obecności, nie mogliście machnąć na nią ręką, bo zwyczajnie za wami podążała, niemalże trzymając was za ręce. To na pewno nie ułatwiało skomplikowanej podróży...
Każdy zobowiązany jest do wykonania jednego rzutu kością sześcienną i podlinkowania jej we wskazanym kodzie. Uwaga: postaci, które posiadają cechę eventową silna psycha albo genetykę oklumencji/hipnozy od wyniku kości odejmują trzy. Następnie wynik sumujecie z wynikiem namów z rozpoczęcia wyprawy.
Gdyby tego było mało, ścieżka z każdym kolejnym krokiem robiła się coraz dziwniejsza, coraz bardziej skomplikowana. A może chodziło o to, że było tutaj zbyt wiele słońca? Albo o te nieszczęsne głosy, które wciąż słyszeliście w swojej głowie. Tyler Kingfisher starał się zapewniać was, że idziecie w dobrą stronę, próbował nad wami zapanować, ale wiadomo, że jeden człowiek nigdy nie będzie w stanie zrobić samemu wszystkiego. Może chcieliście pomóc, a może zwyczajnie się zagapiliście, a wtedy wydarzyło się to...
Każdy zobowiązany jest do wykonania rzutu jedną kością literową i podlinkowania jej we wskazanym kodzie, jak również rozegrania wylosowanego scenariusza. Możecie zapoznać się z nimi poniżej:
Scenariusze wyprawy:
A - Nagle uderza w ciebie podmuch wiatru, przynosząc ze sobą apetyczny zapach świeżo upieczonego ciasta, po które masz ochotę sięgnąć - dorzuć jedną kość sześcienną, gdzie wynik parzysty oznacza, że udaje ci się nad tym zapanować, a nieparzysty oznacza, że ruszasz w stronę, z której unosi się aromat, lepiej żeby ktoś cię powstrzymał, zanim odłączysz się od grupy!
B - Z pewnością doświadczyłeś już wcześniej halucynacji, gdzie kamienie przypominały świeżo upieczone placki albo znasz kogoś, kto coś podobnego przeżył. Teraz jednak naprawdę widzisz stworzony z kwiatów koc, a na nim przygotowaną słodką ucztę, która czeka na kogoś, kto w końcu ją zje. Zapach jest zbyt kuszący, żeby obojętnie przejść obok czegoś tak pięknego! Kiedy ruszasz ku jedzeniu, słyszysz wokół siebie wróżki, które zdecydowanie cieszą się, że chcesz do nich dołączyć. Czy Kingfisher mówił, aby nie jeść niczego z tutejszej krainy? Nawet jeśli, nie pamiętasz tego i lepiej, żeby ktoś cię złapał, zanim odłączysz się od grupy.
C - Idziesz spokojnie przed siebie, wokół tylko trawa i towarzysze podróży, gdy nagle potykasz się o kamień, a przynajmniej tak ci się wydawało, bo kiedy odwracasz się, żeby zobaczyć, jaka przeszkoda posłała cię na ziemię, okazuje się, że nie ma tam nic, poza trawą. Może trzeba uważniej stawiać kolejne kroki?
D - Teoretycznie idziecie ciągle przed siebie, ale odnosisz wrażenie, że właśnie mijasz kolejny raz to samo drzewo. Czyżbyście jednak krążyli w kółko, nie mogąc znaleźć właściwej drogi? Na domiar złego masz wrażenie, że dostrzegasz zarys zamku, między drzewami, do którego przecież mieliście się dostać. Dorzuć jedną kość sześcienną, gdzie wynik 1 i 6 oznacza, że decydujesz się sprawdzić, czy się nie mylisz i zbaczasz ze ścieżki, wpadając wprost w gniazdo os, które boleśnie cię ukąsiły. Pozostały wynik oznacza, że ostatecznie Kingfisher zapewnia, że jesteście na właściwej drodze do zamku.
E - W trakcie drogi rozglądasz się wokół po nieznanej ci krainie, aż nagle dostrzegasz stado bydła, które wróżki próbują zagonić na pastwisko. Obserwując dość nieoczekiwaną scenę, nie dostrzegasz kamiennego obelisku na swojej drodze i wpadasz na niego, nabijając sobie guza.
F - Idziesz sobie spokojnie, słyszysz głosy, które próbują nakłonić cię do czegoś, ale nie przeszkadzają ci w wędrówce tak, jak mogłoby się wydawać. Jednak nagle zdajesz sobie sprawę, że szum w twojej głowie zdaje się zbyt rytmiczny. Odwracasz głowę i widzisz jak jedna z krów odłączyła się od stada pędzonego przez wróżki i gna teraz wprost na ciebie. Dorzuć jedną kość sześcienną, gdzie wynik 1 i 6 oznacza, że nie zdążyłeś odskoczyć w porę i krowa uderzyła cię łbem, odrzucając boleśnie w bok.
G - Tu jest tak pięknie, tak spokojnie, że aż chciałoby się pozostać w tej krainie. Może tam dalej, gdzieś za mijanymi drzewami? Albo za tym wzgórzem, na które się wspinacie. A tak właściwie, to dlaczego idziecie przed siebie…? Okazuje się, że stanąłeś na ścieżce zapomnienia i jesteś gotów ruszyć za wróżkami, jeśli nikt nie zdoła cię powstrzymać!
H - Nie wiesz kiedy, ale nagle otacza cię małe stado motyli, zachowując się, jakbyś był najpiękniejszym kwiatem, na jakim wprost muszą przysiąść. Zaczynają siadać na twojej twarzy, na głowie, na ramionach i czujesz, jak próbują pożywić się pyłkiem, który na tobie osiadł, jak tylko pojawiliście się w tej krainie. Nie jest to nieprzyjemne, ale stworzenia zasłaniają ci częściowo widok, przez co wpadasz na jednego ze swoich towarzyszy, mając kilka motyli na swojej głowie.
I - Musisz przyznać, że kraina jest piękna, szczególnie gdy nagle dostrzegasz tęczę powstałą przez unoszącą się z niewielkiego strumyka wodną mgiełkę. Osoba, obok której kroczysz, zostaje nią lekko zroszona, nagle wydając ci się niezwykle atrakcyjną, aż musisz jej to powiedzieć!
J - Okolicę porastają przepiękne kwiaty, które przyciągają nie tylko twoje spojrzenie, ale i stada motyli. Tworzą przepiękny widok, gdy zdają się tańczyć w promieniach słońca do melodii, jaką zna tylko natura. Przyglądasz im się z zachwytem i jeśli masz przynajmniej 10 pkt z ONMS wiesz, że to stado hipnotynek, więc czym prędzej odwracasz spojrzenie. W przeciwnym wypadku tracisz na chwilę poczucie czasu, aby odkryć, że już prawie nie widzisz pozostałych uczestników wyprawy i musisz za nimi biec!
Towarzysze
Szepty i zachęty nasilały się z każdym waszym krokiem, aż w końcu przerodziły się w coś zdecydowanie bardziej namacalnego. Nigdy wcześniej nie mieliście tak naprawdę okazji spotkać wróżek, które zaczęły siać zamęt w czarodziejskim świecie, a teraz zjawiło się ich tutaj całkiem sporo. Na początku dostrzegaliście je kątem oka, kiedy kręciły się na granicy świetlistej drogi, umykając, kiedy próbowaliście na nie spojrzeć. Później jednak wróżki zdecydowanie się ośmieliły, a może przestały się krygować i przystąpiły do ataku...
•@Scarlett Norwood Wróżka, która się do ciebie przyczepiła, jest strasznie smutna. Nie musisz wcale pytać o powód jej nieszczęścia, bo ta prędko ci wyjaśnia, że nikt nie lubi jej najlepszego przyjaciela, a przecież nie ma nic gorszego niż cierpienie kogoś bliskiego. Twoja nowa towarzyszka ma do ciebie ogromną prośbę - chce, abyś przytuliła, a najlepiej pocałowała jej ziomka, którego z nadzieją w oczkach ci wskazuje.
•@Maximilian Felix Solberg Całkiem niespodziewanie zjawiła się obok ciebie wróżka, która sprawiała wrażenie, jakby była spragniona. A może bardzo, ale to bardzo zmęczona? Nie prezentuje się najlepiej, by nie powiedzieć, że jest w niej coś niepokojącego, jakby zapomniała się w tańcu, szaleństwie, w czymś, co nawet dla przedstawicieli jej gatunku nie było do końca właściwe. Oznajmia z rozpaczą, że jest niesamowicie spragniona i wyraźnie potrzebuje pomocy, czepiając się twoich ubrań, jakbyś był jej ostatnią deską ratunku. A w jej oczach czai się coś dziwnego, co być może jesteś w stanie rozpoznać. Potrzebuje, ach, potrzebuje szczęścia!
•@Ricky McGill Do twoich uszu dolatuje chichot. Coś niemalże porywającego twoje serce, tak ciepłego i pełnego radości, że jest to skłonne cię pochłonąć. Wtem, na krzyżu dylis, który zabrałeś ze sobą, wierząc, że to będzie dobry sposób na odpędzenie wróżek, zawisa jedna z nich. Tak po prostu, jak na jakiejś huśtawce! Wymachuje nogami, robi miny godne znudzonego dziecka, zachowując się, jakby zupełnie, ale to zupełnie nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić. Poza tym, że kołysze się na krzyżu, pokrzykując do ciebie, żebyś ją zabawił!
•@Julia Brooks Twoja niechęć do wróżek jest wyczuwalna na kilometr, a i tak pomimo tego na twoim ramieniu przysiada jedna z nich. Szczebiocze ci do ucha i z jej wesołej paplaniny możesz wychwycić kilka informacji - ma dziś urodziny i jeszcze od nikogo nie dostała prezentu, a ty wyglądasz na miłą i uczciwą dziewczynę, więc na pewno nie zostawisz jej z niczym. Z radosnym piskiem zdradza ci, że jedyne, o czym marzy to… gwiazdka z nieba.
•@Adela Honeycott Trudno powiedzieć, w którym dokładnie momencie okazuje się, że masz towarzysza tej podróży. Po prostu zjawia się, w postaci młodej wróżki, siada na twoim ramieniu i zaczyna wzdychać, coraz to głośniej i głośniej, aż w końcu łapie cię za ucho i wydaje z siebie naprawdę żałosny jęk, którego nie da się już zignorować. Oznajmia, z wielką rozpaczą, że zgubiła swoją procę, a bez nie może kontynuować zabawy. Bardzo przedniej zabawy, bo oto strzelała sobie do okolicznego bydła, spędzając w ten sposób przyjemnie czas. A bez procy, nie była w stanie psocić, zaś to psocenie było przecież kwintesencją natury takich, jak wy. Można było w ten sposób zaczepiać swoich przyjaciół, by wspólnie się pośmiać, czyż nie?
•@Kate Milburn W którymś momencie, pomimo piękna otaczającej cię przyrody, pomimo tego cudownego światła i jasności, poczułaś się dziwnie. Melancholijnie, a może wziął cię w posiadanie smutek, którego nie byłaś w stanie w żaden sposób zrozumieć. Dopiero kiedy dotarło do ciebie, że ktoś płacze, zrozumiałaś, że nie wszystko, co cię otaczało, było piękne i wspaniałe, że czegoś ci tutaj wyraźnie brakowało. Płacz stawał się silniejszy, a ty w końcu zdajesz sobie sprawę z tego, że wróżka ukryła się w twoim pobliżu i nieśmiało próbowała zwrócić na siebie twoją uwagę. Tylko po to, by ze strachem okryć się jakimś liściem i spłoniwszy się po uszy poprosić cię o ubranie, bo jej własne, och, jej własne zniknęło!
•@Veronica H. Seaver Spodziewałaś się, że w trakcie tej wyprawy usłyszysz na swój temat tyle miłych słów? Oto na twojej drodze pojawia się wróżka, która obsypuje cię komplementami i wychwala w najlepsze, coraz śmielej komentując twój wygląd. To z pewnością bardzo przyjemne słuchać o sobie tyle dobrego. Wróżka coraz śmielej cię dotyka, jednak najbardziej skupia się na twoich włosach. W końcu oznajmia, że chciałaby wyglądać tak pięknie jak ty i czy masz coś przeciwko aby podzielić się z nią swoimi długimi, lśniącymi, rudymi włosami.
•@Benjamin Auster Znienacka na twoim aparacie przysiada podekscytowana wróżka, która pręży się przed tobą, posyła ci urocze uśmiechy i zapewnia, że wie, w jaki sposób wykorzystać sprzęt, który ze sobą wziąłeś. Słodkim głosem dzieli się z tobą marzeniem, że od zawsze chciała być modelką, a skoro się tu spotkaliście to nie może być przypadek. Z ekscytacją opowiada o pobliskiej polance, na której chętnie ci zapozuje, z dala od reszty.
•@Isolde Bloodworth W pewnej chwili obok ciebie pojawiła się wróżka, która lustrowała cię spojrzeniem z góry na dół. Choć się uśmiechała, wydawała się dość sceptyczna, aż w końcu zapytała, czy jesteś zdolną czarownicą. Ostatecznie tylko taka potrafiłaby sprowadzić tutaj smoka, aby wróżka mogła na nim latać! Spojrzenie i postawa istoty wyraźnie świadczą, że choć wątpi w twoje zdolności, oczekuje od ciebie nie innego dowodu zdolności, jak sprowadzenia właśnie tego stworzenia.
•@Nakir Whitelight Głośny chichot zmusza cię do zwrócenia uwagi na wróżkę, która z błyskiem w oku krąży wokół ciebie, aby ostatecznie przysiąść na twoim ramieniu. Zalotnie smyra cię w ucho, uśmiecha się kokieteryjnie i opowiada o pikantnych szczegółach z życia innych wróżek, z ochotą dzieląc się z tobą ploteczkami z jej bajkowego świata. Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, bo jesteś zasypywany opowieściami i jednocześnie dotykany i gilgotany, wróżka ze śmiechem stwierdza, że jest tu zdecydowanie zbyt drętwo i tylko ty możesz uratować ją przed śmiercią z nudów. Daje ci dwie alternatywy - albo podzielisz się ze wszystkimi jakimś swoim sekretem, albo pocałujesz dwie osoby. Koniecznie w usta!!
•@Atlas M. O. Rosa Od dłuższej chwili masz wrażenie, że ktoś cię obserwuje, co nie wydaje się niczym dziwnym z uwagi na słyszane podszepty, ale czy na pewno? Nagle czujesz, że ktoś chwyta cię za dłoń i ciągnie, jakby chciał obrócić się z tobą wokół własnej osi. Młoda wróżka, wpatruje się w ciebie z pełnym zachwytu spojrzeniem, komplementując twoją urodę. Zaraz też oznajmia, że chciałaby zatańczyć z tobą, ale nie byle jaki taniec, a balet - z odpowiednią muzyką i strojami! Prosi cię do tańca, wierząc, że nie odmówisz jej i spełnisz jej życzenie teraz, natychmiast!
•@Bridget Hudson Widok wróżek i innych stworzeń w tej krainie jest kojący, wszystko wydaje się tak żywe i szczęśliwe, ale jak się okazuje, to nie do końca jest prawda. Jedna z wróżek ciągnie cię za rękę w stronę niewielkiego lasku, a w jej oczach widzisz łzy. Opowiada ci z przejęciem o jej ukochanej lunaballi, która straszliwie cierpi od naprawdę dawna i o tym, jak nikt nie jest w stanie już jej pomóc. W końcu z napięciem w głosie wróżka prosi cię o ulżenie stworzeniu w cierpieniu.
•@Wally A. Shercliffe W którymś momencie poczułeś, jak coś pociągnęło cię za nogawkę. Może był to jakiś cierń albo coś podobnego, a może coś o wiele groźniejszego, ale kiedy wydarzyło się to kolejny raz, zdałeś sobie sprawę z tego, że zaczepiała cię wróżka. Dziecko. Z całą pewnością było to jeszcze dziecko, które wyciągnęło ręce w górę, gdy tylko na nie spojrzałeś i zachichotało radośnie. Zaraz też oznajmiło, że chce, żebyś został jego starszym bratem, wziął je na ręce i opowiadał wspaniałe bajki, bo na pewno znasz ich całe mnóstwo. Wróżka potrzebowała wyraźnie opieki, kogoś, kto poprowadzi ją przez życie i zajmie się nią choćby przez parę chwil.
•@Thomas Seaver Od początku wyprawy było jakoś nudno, jakoś sztywno, co nie tylko ty zauważyłeś, ale również wróżka, która w pewnej chwili przysiadła na twoim ramieniu, wzdychając wyraźnie znudzona. Odwróciła spojrzenie na ciebie, sugerując, że wie, co zrobić, aby dodać tej wyprawie odpowiedniego nastroju, godnego poszukiwaczy przygód, jakimi się jej zdawaliście. Nachyla się do ciebie, aby konspiracyjnym szeptem zaproponować obsypanie Kingfishera ich pyłem, albo związanie sznurówek butów mężczyzny, żeby się przewrócił. To z pewnością doda trochę wigoru wyprawie!
•@Nicholas Seaver Podszepty są irytujące, ale po chwili orientujesz się, że to, co słyszysz to nie do końca są szepty, a wróżka, która pojawiła się obok ciebie, wyraźnie tobą zainteresowana, a także tym, co masz na sobie ubrane. Ze śmiechem komentuje twój stosunkowo gruby strój, kiedy w ich krainie jest tak gorąco, po chwili dopytując o kolejnych kompanów podróży - o dziewczynę z pięknymi włosami, taką trochę podobną do ciebie, ale nie wie, jak powinna o niej mówić, aby nie popełnić gafy.
•@Marla O'Donnell Kiedy tak szłaś krok za krokiem, zaczepiła cię niesamowicie głośna wróżka, która najwyraźniej nie miała najmniejszego zamiaru nawet na chwilę zamilknąć. Wymachiwała rękami, gestykulując w sposób typowy dla kogoś, kto spożył zbyt wiele alkoholu, z prawdziwą jowialnością opowiadając ci o swoim życiu i niesamowitych przygodach, jakie na pewno w połowie zmyśliła. Nie obchodziło jej wyraźnie, czy to cię ciekawi, czy nie, ale w pewnym momencie zachichotała i stwierdziła, że na pewno nie masz ze sobą niesamowitego wina, a ona, cóż, ona wiedziała, gdzie znajdowała się cudowna piwnica z odpowiednimi beczkami, tylko tak się składało, że sama nie umiała jej otworzyć...
Informacje
• Etap I można rozgrywać do 18 maja włącznie. Kolejna część eventu pojawi się 19 maja. • Przypominamy, że wszystkich rzutów kośćmi należy dokonywać w odpowiednim temacie. • Post musi zawierać poniższy kod:
Kod:
<zgss>Namowy:</zgss> wynik z poprzedniego etapu + teraz wynik rzutu kością sześcienną <zgss>Wędrówka:</zgss> wynik rzutu kością literową <zgss>Wróżka:</zgss> skrócony opis reakcji <zgss>Przedmioty:</zgss> wypisz maksymalnie 5 przedmiotów, które postać zabiera ze sobą <zgss>Cechy eventowe:</zgss> wypisz wszystkie swoje cechy eventowe
Namowy: 3 + 6 - 3 = 6 Wędrówka:B Wróżka: z przerażeniem pocałowała żuka i zrobiło jej się słabo Przedmioty: różdżka, amulet myrtle snow, uzdrawiający talizman Hellawes, chmury w zawieszce (+1 OPCM), czekan południa Cechy eventowe: Złotousty Gilderoy (perswazja), silna psycha (opanowanie), powab wili (urok osobisty); mocno zmaterializowany, nieogarnięty chochlik, tykająca łajnobomba (lekkomyślność)
- Sam jesteś patologia - zakomunikowała w stronę Maxa, uśmiechając się do niego tak, jakby chciała powiedzieć mu największy komplement na świecie, a później potoczyła spojrzeniem po innych uczestnikach wyprawy, niektórych z nich obdarzając uśmiechem, jak @Kate Milburn, @Isolde Bloodworth, czy @Benjamin Auster, ale wyraz jej twarzy zmienił się, kiedy dostrzegła @Nakir Whitelight. W jej oczach pojawił się ten błysk, który świadczył o tym, że była wielce zadowolona, jak kotka na rozgrzanym blaszanym dachu. Była niemalże pewna, że go tutaj spotka, że znowu będą mogli na siebie spojrzeć i przeżyć coś, czego się nie spodziewali, chociaż jednocześnie było to coś, czego niewątpliwie wypatrywali. W końcu oboje byli bardzo, ale to bardzo niecierpliwi i nic nie mogło zatrzymać ich w miejscu. - Cóż, wydaje mi się, że to największa przygoda w tym sezonie - stwierdziła prosto na uwagę Nakira, nim ostatecznie musieli ruszać, choć posłała mu jedno z tych powłóczystych, długich spojrzeń, sugerujących, że przygoda dopiero się zaczynała. I dokładnie tak było, bo zaraz kiedy wkroczyli na świetlistą ścieżkę, zaczęły się jakieś podszepty i namowy, a ona czuła, jak ją skręca, żeby powiedziała coś, czego nie powinna. Machnęła na to ręką, raz i drugi, dochodząc do wniosku, że było to co najmniej śmieszne, a ona tak łatwo nie zamierzała się poddawać jakimś skończonym bredniom, ale kiedy poczuła naprawdę apetyczny zapach, zaburczało jej w brzuchu. Rozejrzała się, będąc pewną, że gdzieś tutaj, na tej drodze, po której szli nie wiadomo ile - minutę, godzinę, dzień, a może rok? - znajdowało się... Znajdował się piknik? Tego na pewno się nie spodziewała, ale doszła do wniosku, że było to coś na kształt błogosławieństwa i podryfowała w tamtą stronę, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że zdecydowanie nie powinna tego robić. W końcu mówiono o tym, żeby nie przyjmować jedzenia wróżek i dla niej to było jasne, jak słońce, a teraz pchała się w sam środek piekiełka. Oby ktoś jednak ją z tego wyratował. Niezależnie od tego, czy i jak ratunek nadszedł, Carly dopadła do koca i tam znalazła wróżkę, a wraz z nią coś, na widok czego wydała z siebie okrzyk godny rannego bawołu. Słowa o jakiejś przyjaciółce, o tym, że trzeba to było ucałować, wirowały w głowie Norwood, która niemalże sama z siebie zapomniała o smakowitym pikniku, bo miała przed sobą jakiegoś żuka, chrząszcza, czy nie wiadomo co właściwie, wielkości czyjejś głowy i było to, co tu dużo mówić, przerażające. Chociaż nie był aż tak brzydki, włochaty i paskudny, jak pająk, gąsienica, czy nogi motyla. Nadal jednak był robakiem, wielkim, paskudnym robakiem, który na pewno patrzył na nią morderczo. Ale w głowie Carly przeskoczyła jakaś szalona myśl, że jeśli nie pocałuje tego czegoś, to to coś z całą pewnością pożre ją pod komendę wróżki. Tutaj i natychmiast. Nic zatem dziwnego, że spociła się na samą myśl, że jakoś musi się do tego czegoś zbliżyć, a odnosiła coraz bardziej wrażenie, że wielki żuk zaraz ją zagryzie. I chyba właśnie ta iskra, podszyta dzikim przerażeniem, że zeżre ją jakiś robak, spowodowała, że ucałowała to stworzenie, jedynie po to, żeby poczuć, że robi jej się z tego powodu słabo i zaczęła się osuwać na ziemię.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Namowy: 3+4 = 7 Wędrówka:E Wróżka: zamiast pocałować 2 osoby pocałował 1 Przedmioty: różdżka, beret uroków (+1 opcm), perła miłości Cechy eventowe: świetne zewnętrzne oko (empatia), gibki jak lunaballa (zręczność); niezręczny troll (nieśmiały), tykająca łajnobomba (zapalnik);
Nie mógł nie odwzajemnić uśmiechu blondynki, kiedy tylko usłyszał jej uwagę. Zdecydowanie była to największa przygoda sezonu i liczył, że nie skończy się za szybko. Ostatecznie pewnymi szaleństwami należało cieszyć się odpowiednio długo. Być może powiedziałby coś więcej, gdyby tylko mieli na to czas, ale gdy wkroczyli na świetlistą ścieżkę, wszystko zaczęło się zmieniać. Obserwował okolicę, próbując zrozumieć, gdzie byli, czy to wciąż było to samo Inverness, co wcześniej, czy nie do końca. Szepty i namowy, jakie słyszał, nie chciały dać za wygraną i miał wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem stają się coraz trudniejsze do ignorowania. Mimo to wciąż jeszcze był w stanie nad sobą panować, wciąż jeszcze potrafił zignorować je, skupiając się na czymś innym i choć przez jakiś czas swoją uwagą poświęcał towarzyszy, tak nagle dostrzegł ruch gdzieś na łące. Skupił się na tym co działo się nieco w oddali, z zaskoczeniem przyjmując widok bydła, które wróżki próbowały zapędzić na jakieś pastwisko, a może do zagród? Próbował przyjrzeć się temu, ale zamiast zatrzymać się, szedł dalej, przez co nie zwrócił uwagi na obelisk, jaki nieoczekiwanie przed nim wyrósł. Bolesne zderzenie zaowocowało nie tylko wiązanką przekleństw wybrzmiałą w myślach aurora, ale i rumieńcem na jego policzkach oraz guzem na czole. Próbował go sobie rozmasować, rozglądając się wokół, aby sprawdzić, czy ktokolwiek widział, co się stało, kiedy jedna z wróżek postanowiła usiąść na jego ramieniu, opowiadając dość pikantne plotki z życia jej koleżanek. Nie znał osoby, mężczyzny, na którego podobne historie, w połączeniu z szeptaniem do ucha i mizianiem po nim, nie działałyby. Podobne zachowania rozbudzały wyobraźnię sprawiając, że Nakir czuł się coraz bardziej speszony i marzył o tym, żeby wróżka poszła męczyć kogoś innego. Nawet przez moment zastanawiał się, czy była możliwość, żeby zwyczajnie ją zgubić i kiedy rozważał opcję strącenia jej z ramienia, dostrzegł blondynkę, jak rusza w stronę pikniku, choć przecież mieli nic nie brać od wróżek. Bez zastanowienia ruszył w jej stronę, chwytając za ramię, aby pociągnąć do siebie, nim oddaliła się od wszystkich. - Założę się, że lepiej gotujesz, więc nie warto za tym iść - powiedział do niej cicho, a mając pewność, że dziewczyna nie sięgnie po jedzenie. Chciał ruszyć z nią dalej, ale zorientował się, że blondynka także miała do czynienia z jakąś wróżką. Myślał o tym, czy by jej nie odciągnąć, ale w tym samym momencie jego niechciana towarzyszka szeptała mu do ucha, żeby podzielił się na głos ze wszystkimi jakąś gorącą historią ze swojego życia, albo żeby pocałował dwie osoby spośród poszukiwaczy Jasnego Dworu. - Jedną osobę… Nie dwie - odpowiedział wróżce, a widząc, jak blondynka niemal mdleje po pocałowaniu żuka, uśmiechnął się pod nosem i złapał ją. - Mam pomysł, jak dodać ci sił - powiedział cicho, po czym pocałował dziewczynę. Nie był to pocałunek nieśmiały, czy też płochliwy, a taki, od jakiego wróżka-świntuszka powinna być zadowolona i Nakir miał nadzieję, że odpuści mu całowanie jeszcze kogoś. Tak jak miał nadzieję, że to wystarczy, aby blondynka wróciła do pełni sił.
Namowy: 3+2=5 Wędrówka: H Wróżka: zabawiam znudzoną wróżkę gadaniem bzdur Przedmioty: różdżka (+5 OPCM), krzyż dylis (+2 OPCM), eliksir wiggenowy x2, tytanowy pierścień Cechy eventowe: gibki jak lunaballa (szybkość), metabolizm eliksirowara; rączki jak patyki (odporność na magię), tykająca łajnobomba (lekkomyślność)
- O kurwa, przepraszam, jesteście cali? - zmieszał się przejęty, kiedy oprzytomniał nieco i zorientował się, że staranował innego uczestnika wyprawy, a konkretnie uczestniczkę, a jakby tego było mało, to @Veronica H. Seaver. Najpierw się na jej widok ucieszył, oczywiście, potem przeraził, że zrobił jej krzywdę, potem podekscytował że bojowa Werka idzie z nim na misję, a potem zmartwił, że coś pójdzie nie tak, wpierdolą ją wróżki i skończy się romansowanie. Ale przecież ten cały Kingfisher kazał im na samym początku zamknąć mordy, dlatego Ryszard wszystkie te przemyślenia zamknął w jednym uśmiechu skierowanym do Werki. Taktownie udał też, że wcale nie widzi jak @Nicholas Seaver morduje go wzrokiem i skinął mu tylko kulturalnie głową, a potem wycofał z powrotem do @Marla O'Donnell, którą zostawił stojącą kawałek dalej z dosyć głupią miną i buraczanym zakwasem. - Sprawdzałem jak szybko potrafię spierdalać. Jak widać, całkiem szybko - zaśmieszkował w odpowiedzi i sięgnął po buteleczkę - No to chlup! - przytaknął Marlence, wyzerował smakowity napój, który natychmiast dodał mu jeszcze więcej sił witalnych i chyba wyostrzył zmysły, bo gdy Kingfisher otworzył księgę, do uszu Ryszarda zacięło docierać coraz więcej tajemniczych szeptów. Trudno było mu się skupić jednocześnie na ignorowaniu ich, maszerowaniu, udawaniu że nie zna kroczącej obok Marli i powstrzymywaniu przed zerkaniem przez ramię na znajdującą się chyba gdzieś za nimi Werkę - nic dziwnego, że nie patrzył gdzie lezie i zawędrował prosto w stado kolorowych motyli. Wszystkie mazidła i pachnidła, jakimi się wysmarował poprzedniego wieczoru podczas domowego spa, chyba spodobały się owadom, bo motylki obsiadły go jak kwiatuszka. - Awwwww - rozczulił się, nie przejmując tym, że ma ograniczone pole widzenia i oczywiście dwa kroki później podeptał biedną Marlenę. Spłoszone zderzeniem motylki odfrunęły, oburzone, a Ryszard zdążył rzucić tylko: - Oj, sorki Ma... madame - w ostatniej chwili reflektując się, by nie używać imienia siostry i nie ujawniać łączącej ich relacji, a wtedy dołączył do niego ktoś jeszcze. Wróżka, bujająca się na katolickim krzyżu, który najwyraźniej okazał się być gówno wart w starciu z tymi stworzeniami. Nie spodobało mu się ani trochę takie bratanie z wrogiem, ale przynajmniej typiarka wydawała się być nieszkodliwa (chyba) i głównie mocno znudzona. A do tego tak jojczyła, przekrzykując te wciąż powracające zewsząd szepty i namowy, że Ryszard wreszcie westchnął zniecierpliwiony, czując że nie ma wyjścia. - Dobra, już, opowiem ci najlepsze wątki z M jak Magia ale zamknij się i przestań tak bujać bo urwiesz - fuknął i uraczył natrętną wróżkę streszczeniem wstrząsającej i trzymającej w napięciu historii bohaterów czaroserialu. A ponieważ skupił się na fikcyjnych osobach i wydarzeniach, to miał pewność że przypadkiem nie przemyci w gadce jakichś informacji, które wróżka będzie mogła wykorzystać przeciwko niemu. Chyba.
Ostatnio zmieniony przez Ricky McGill dnia Sob Maj 11 2024, 22:05, w całości zmieniany 1 raz
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Namowy: 6 + 2 = 8 Wędrówka:D, dorzut k6 = 2 Wróżka: robię sukienkę ze skarpety Przedmioty: różdżka, Magiczna Siatka do łapania stworzeń latających (+1 ONMS), 2x fiolka eliksiru wiggenowego, kompas miotlarski (+1 GM) Cechy eventowe: gibki jak Lunaballa (zwinność), powab wili (urok osobisty); dwie lewe różdżki (zaklęcia niewerbalne), nieogarnięty chochlik
Cały ten wybuch oszołomił nieco biedną Kate, odurzoną pięknymi widokami, oślepioną blaskiem i skołowaną przez wszystkie dobiegające jej uszu dźwięki. Nie potrafiła ich zlokalizować, zdawały się dobiegać zewsząd, z bliska i z oddali, rozbrzmiewały przed nią, za nią, tuż obok, hen daleko. Wyłowienie z szeptów i szumów nawet pojedynczych słów graniczyło z cudem, choć może byłoby prostsze, gdyby nie czuła się tak przebodźcowana całą resztą doznań. - Jakie to jest chore... - wymamrotała pod nosem, niepewna, czy Adela ją usłyszy, czy jej własny głos zmiesza się z kakofonią innych w jej głowie. Nie pozostało im jednak nic innego jak ruszyć przed siebie. Jedyną inną opcją było odwrócenie się na pięcie i powrót do zamku, a na to chyba żadna z nich nie była jeszcze gotowa. Ścieżka niby została wytyczona jasno i Kingfisher zapewniał wszystkich, że zmierzali w odpowiednią stronę, lecz po jakimś czasie Kate odniosła wrażenie, że po raz kolejny minęli ten jeden, dość charakterystyczny krzak. A może jednak było ich tu więcej niż początkowo sądziła i wcale nie błądzili w kółko? Im bardziej rozglądała się, tym większe deja vu miała. - Nie byłyśmy tu już? - szepnęła do @Adela Honeycott, lecz szybko zostały zapewnione, że jest to właściwa ścieżka. Czy miały mu bezgranicznie zaufać? Nie mógł jednak aż tak kłamać, ponieważ im dalej brnęli w las, tym częściej wydawało jej się, że coś przemykało bokiem, gdzieś na peryferiach wzroku, w ostatnich momentach kryjąc się wśród roślinności. Wszystko wkoło było takie piękne, lecz mimo nieodłącznego błysku w powietrzu, jasnego słońca, soczystej zieleni, Gryfonka poczuła jakąś melancholię pomału wpełzającą do jej umysłu. Dopiero po chwili tego dziwnego napadu smutku zrozumiała, że nie były to jej własne emocje, a jedynie wrzynający się w mózg płacz bardzo biednej, nagiej wróżki. Kate nachyliła się nad bujną roślinnością, próbując ją zlokalizować. - Czemu płaczesz? - zadała pytanie w przestrzeń, nim jeszcze zauważyła okrytą liściem wróżkę, spąsowiałą ze "wstydu"? - Ubranie? - powtórzyła, unosząc lekko brwi, wprawiając w ruch trybiki w głowie w próbie wymyślenia rozwiązania dla tej sytuacji. Musiała się mocno postarać, bowiem wciąż ciężko było jej przetwarzać informacje w natłoku trwających szeptów. Nie mogła jej jednak zostawić bez niczego. Zresztą kto wie, może w ten sposób zaskarbi sobie nieco punktów u wróżek? Zdjęła buta i ściągnęła skarpetkę, kierując w jej stronę różdżką i rzucając zaklęcie Geminio. Trzymając duplikat, swoją używaną skarpetkę ubrała z powrotem na stopę, wsuwając ją niedbale w niezwiązany but. Dla pewności wymamrotała pod nosem "chłoszczyść", bo tylko tego brakowało, żeby ubrała stworka w śmierdzącą skarpetę. Nie była mistrzynią transmutacji i do tego wszystko wkoło ją rozpraszało, ale przy pomocy kilku zaklęć pomału przekształcała skarpetę w coś, co przypominało sukienkę dla lalki. Przy pomocy Diffindo wycięła otwór na głowę oraz ręce wróżki, Secare posłużyło jej do zmodyfikowania nieco krzywego dekoltu i rękawów, a na koniec dzięki Exemplar nałożyła fantazyjne kwiaty na białą bawełnę. - Lepiej nie będzie - stwierdziła, podając wróżce swoje "dzieło".
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Namowy: 3 + 4 = 7 Wędrówka:C - potykam się o własne nogi? Wróżka: daję jej rozwodnioną kropelkę felixa Przedmioty: różdżka, peleryna niewidka (+2 OPCM, +2 transmutacja), pochłaniacz magii (+1 CM), Zegarek ukrytego cienia (+2 CM), "nabita" bransoleta urquharta (eliksir wiggenowy x1, eliksir regenerujący x1, felix felicis x1) Cechy eventowe: Zalety: pojawiam się i znikam, magik żywiołów (woda), metabolizm eliksirowara Wady: tykająca łajnobomba (zapalnik, buntownik), bez czepka urodzony
-Dla Ciebie PAN patologia. - Poprawił @Scarlett Norwood , posyłając jej buziaka. Co jak co, ale trochę szacunku ta młoda dama powinna mieć do starszych. Szczególnie w ich domu. Nie zdążył jednak zaszczycić puchonki kolejną błyskotliwą uwagą, bo zobaczył na horyzoncie @Julia Brooks. Szybkie spojrzenie i rzucił jej bez słowa szluga, drugiego wkładając sobie do mordy i odpalając. Może nie mogli rozmawiać, ale dymka dzielić zawsze było trzeba, szczególnie na tak dobrze im znanym gruncie. Trzeba było przywitać przyjaciółkę w domu. Wiele znajomych twarzy pojawiało się na miejscu zbiórki, ale to jednak szczególnie przykuła uwagę Maxa. Twarz chłopaka od razu się napięła, gdy ujrzał @Benjamin Auster. Kątem oka zauważył, że nie tylko on nie był z powodu jego obecności specjalnie zadowolony. Inny typ, którego kojarzył z lekcji Walsha sprzed kilku lat, też nie wyglądał na specjalnie zadowolonego, że Auster istnieje. -Czym mnie... - Mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do kogokolwiek. Odwrócił się, by łatwiej mu było wytrzymać to spotkanie, choć nic nie było tak ciężkie, jak niemożliwość ukochania @Marla O'Donnell . Nie kazali im jednak okazywać, że się za bardzo znają, więc po prostu i jej podał papieroska, w geście miłości. Romantyk jak się patrzyło.
Magia musiała w końcu zdziałać swoje cuda i znaleźli się poza Inverness. Max czuł się jak na jakimś popierdolonym tripie. Wiedział, że zmienili miejsce, bo ta dziura nigdy nie była tak piękna. Zastanawiał się, czy nie powinien zabrać ze sobą jeszcze szybko swojego dilera, bo ten na pyłkach znał się jak nikt, ale nie miał już na to czasu. Spróbował ogarnąć, co się wokół niego dzieje i tak się zapatrzył, że potknął się o coś, co myślał, że było kamieniem, ale wychodziło na to, że miał zwidy, bo gdy spojrzał w tamto miejsce, niczego nie było. Cóż, miał na tyle długie kończyny, że potykanie się o nie nie było niczym nowym dla chłopaka. -EJ, A JA?! - Obruszył się, gdy znajoma mu morda ( @Nakir Whitelight ) podeszła do Carly i ją pocałowała. Też chciał, oczywiście, więc wystawił w stronę chłopaka złożone w dzióbek usta, czekając na swoją kolej, ale wtedy i jego dopadła wróżka. Istotka wyglądała jakby była cal od śmierci. No, może trochę przesadzał, ale zdecydowanie była wykończona i spragniona, co zresztą sama mu zaraz oznajmiła. -Szczęście, to Ty masz, że Cię stąd nie wypierdolę w kosmos. - Mruknął pod nosem, ale na tyle głośno, żeby wróżka usłyszała. Nie miał za knuta sympatii do tych istot i rozpierdolu, jakie przez nie musiał znosić przez ostatnie pół roku. Najchętniej wyjebałby jej bombardą, albo tak napchał jej własnym pyłkiem, że pękłaby od środka. Problem polegał niestety na tym, że chyba doskonale wiedział, czego ona potrzebuje. Skąd wiedziała, że miał przy sobie felix felicis? Nie miał pojęcia, ale zdecydowanie nie miał zamiaru oddawać jej swoich zapasów, nie mówiąc już o tym, że jakby nagle dostała boosta do szczęścia, a byłaby nie po tej stronie, co Max, to sam by się w bagno wjebał. -Siedź tu, kurwa. - Odłożył ją na chwilę, a sam chwycił za różdżkę, by jak na ślizgona przystało, przystąpić do kombinatoryki i to nie tej matematycznej. Najpierw stworzył z pobliskiego kamienia naczynko rozmiarów idealnych dla wróżki, a potem, przy pomocy Aquamenti napełnił je wodą. Następnie otworzył jedną z kapsułek w bransolecie i dzięki Ex Iniecto pobrał kroplę eliksiru. Nie miał zamiaru marnować więcej, co to to nie. Wpuścił miksturę do wody i wymieszał. Eliksiry w bransolecie były przygotowywane nieco inaczej niż te przeznaczone do podania doustnego, żeby nie rozjebały żył, a Max wiedział, że rozpuszczając je w wodzie, po prostu osłabi i skróci ich działanie. Przygotowaną przez siebie mieszankę podał wróżce i kazał jej pić. -Większa dawka Cię zajebie, więc pij. - Bardzo miło poczęstował istotkę roztworem. Nie wiedział, czy ma ona taką samą tolerancję na eliksiry jak ludzie, więc poniekąd mówił prawdę. A poniekąd nie. Zadbał jednak o to, by kapsułka z eliksirem ponownie została szczelnie zamknięta i czekał. Po prostu czekał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Namowy: 3 + 3 Wędrówka:A, dorzut k6 3 Wróżka: chcę użyć eliksiru wiggenowego na lunaballi Przedmioty: różdżka, eliksir wiggenowy, łańcuch Scamandera, błogosławiony różaniec, totem protekcyjny w kształcie ryjkonosa Cechy eventowe: czaroglota; powab wili (zwierzęta); dobre zewnętrzne oko (empatia); rączki jak patyki (siła); słaba psycha (wrażliwy); połamany gumochłon (zwinność)
Biegła i biegła, aż się potknęła o jakiś wystający z ziemi korzeń i runęła jak worek ziemniaków, obijając się boleśnie. Kolana piekły ją od gwałtownego spotkania z glebą, podobnie otarte ręce, którymi tylko cudem udało jej się powstrzymać swój nos od rozkwaszenia o kamienie. Całość wydarzenia nie byłaby tak strasznie upokarzająca, gdyby nie fakt, że osobą, która rzuciła jej się do pomocy, był sam @Wally A. Shercliffe. Bridget podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy z niezrozumieniem wymalowanym w jej własnych. Gdyby miała podać mu powód, dla którego uciekała - nie umiałaby go zwerbalizować. Jej nogi zareagowały, nim umysł zdążył przetworzyć bodźce i teraz to jej ciału przyszło znosić konsekwencje. Jęknęła przeciągle, gdy musiała dźwignąć się z klęczek do pozycji właściwszej człowiekowi. - Nie mam pojęcia - przyznała, wspierając się na mocnym ramieniu mężczyzny, również czując się jakoś tak milej, gdy znajdował się bliżej. - Coś usłyszałam i... I tak po prostu się stało. Chyba za dużo pyłku - spróbowała obrócić tę sytuację w żart, choć wcale nieszczególnie ją to bawiło. Jeśli już odczuwała działanie wróżkowego pyłu tak silnie, co będzie dalej, gdy dotrą do Jasnego Dworu? Musieli ruszyć dalej, pod wodzą Kingfishera, by oświetloną ścieżką podążać ku właściwemu celowi ich wyprawy. Szepty nie opuszczały ich ani na krok, przez co prowadzenie rozmów graniczyło z cudem. Bridget ciężko było skupić się na wszystkim dookoła, wszystko mieniło się kolorami tęczy, błyszczało, atakowało wszystkie zmysły. Nawet ten węchu, bowiem dziewczyna zaczęła wyczuwać w powietrzu aromat świeżo upieczonego ciasta. Ponownie jej ciało zareagowało zanim mózg zdążył pomyśleć, że zapach może być wabikiem, zapędzającym ją w pułapkę. Zboczyła nieco z wytyczonej trasy, gnana chęcią znalezienia źródła tej ambrozji. Wnet jej skupienie przeniosło się na delikatne pociąganie w okolicach rękawa koszulki. Wróżka! Najprawdziwsza, błyszcząca wróżka! Nie ucieszyła się jednak zbytnio jej widokiem, bowiem dostrzegła, ze stworzonko było czymś niezwykle strapione. Zorientowała się, że pociąganie za rękaw nie było wyłącznie próbą zwrócenia jej uwagi, lecz także wskazaniem drogi, którą wróżka chciała, by Bridget podążyła. A prowadziła ona gdzieś w bok, z dala od grupy. Obejrzała się na Wally'ego, dając mu niewerbalnie znać, że zamierza zobaczyć, co się działo w głębi lasku. Najwyraźniej była tam potrzebna - a jeśli miała to być pułapka, to przynajmniej mężczyzna będzie wiedział, w którą stronę zmierzać, by jej szukać. Wróżka przemówiła, choć Bridget nie wiedziała, czy zrobiła to faktycznie werbalnie, czy jedynie wdarła się swoim głosikiem do jej głowy, jak pozostałe szepty gdzieś tam szumiące w tle jej myśli. Coś o chorej lunaballi, której rzekomo nikt nie był w stanie pomóc. - Ja spróbuję - zadeklarowała się, czując rosnącą w gardle gule, gdy dotarło do niej o jakiego rodzaju przysługę prosiła ją wróżka. Może będzie potrafiła udzielić pomocy zwierzęciu? Wszak szkoliła się w kwestii magizoologii i uzdrawiania magicznych stworzeń, zdarzyło jej się mieć lunaballe za pacjentki. Jeśli dobrze pamiętała, powinna mieć w plecaku przynajmniej jedną fiolkę eliksiru wiggenowego, który przecież służył jako remedium w naprawdę wielu ciężkich obrażeniach. Może to by wystarczyło?
Namowy: 4 + 2 = 6 Wędrówka:I Wróżka: wróżka prosi mnie o włosy, oddaje jej włos transmutowany w ciężki kwiat Przedmioty: różdżka, eliksiry wiggenowy (1), eliksir spokoju (1), proszek natychmiastowej ciemności, czapka niewidka Cechy eventowe: Złotousty Gilderoy (perswazja), Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość); Tykająca łajnobomba (buntownik), Rączki jak patyk (wytrzymałość)
- Cali i zdrowi – odparła zdawkowo, starając się miarkować ekspresję swoich uczuć. Choć czasami jedno spojrzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów. Dlatego gdy spostrzegła, jak Nico patrzy na Ryszarda, w niebieskich tęczówkach zalśnił strach i błaganie. A także może i zalążek złości? McGill był dla niej niezmiernie ważny i bardzo na rękę byłoby jej, gdyby kuzyn okazał nieco więcej wyrozumiałości. W końcu nie wpadł na nią specjalnie, chciała wierzyć w to, że świadomie w życiu by jej nie skrzywdził. Poza tym odnosiła wrażenie, że Nicholas traktuje ją z dosyć dużą dozą opiekuńczości. Może było jej nawet zbyt wiele, w końcu była dorosła i doskonale umiała sobie poradzić sama. Pomogła jednak sobie wstać, ostrzegawczo kiwając przy tym ledwo zauważalnie głową na nie. Nie, Seaver, nie tędy droga. Wtedy zauważyła, że jakby tego było mało, pojawił się przy nich Tim, który zapewne to wszystko widział. Świetnie. Miała podejrzenia, że po niedawnej lekcji uzdrawiania w jego głowie wykłuła definicja jej relacji z Rickym, ale przecież nie będą tu o tym rozmawiać. Po wszystkim musi naprawdę wziąć Tima na stronę i nie tylko wyjaśnić sobie z nim to i owo, ale także wynegocjować u niego milczenie. Gdy wszystko wróciło do normy, a chłopak wrócił do swojej siostry, Marli, ruszyli w dalszą drogę. Nie to, że na nią wpadł ją zaniepokoiło – a reakcja członków jej rodziny. Skupiła się jednak na tym, żeby patrzeć uparcie przed siebie i uważać na to, gdzie stąpa. Droga wyglądała niby normalnie, a jednak nieco nienaturalnie i to wzbudzało jej wątpliwości. Jakby tego było mało, szepty w jej głowie nieznacznie przybrały na mocy. Mrugnęła, próbując się z tego otrząsnąć, w końcu wróżkowy pył dokuczał jej nie od dziś. Jak się można było spodziewać, nie tak łatwo było przezwyciężyć działanie tej iście bajkowej magii. I zwalczyć pokusy pasującej do niej scenerii. Może i niebezpiecznie, ale wciąż – było tu przepięknie. Vera zwróciła szczególną uwagę na tęczę, która powstała tuż przy niewielkim strumyku. Przekroczyła wodną przeszkodę i ze zdziwieniem zauważyła, że jej kuzyn jest niezwykle przystojny. Na Merlina, jakie to straszne. Przełknęła ślinę, próbując zdusić w sobie komplement, ale moc magii była zbyt silna. W końcu przez zaciśnięte zęby, z wyraźną niechęcią i niemałym obrzydzeniem, mruknęła. - Ej, ty. Zawsze był z ciebie taki piękniś? – Zacisnęła usta, dziękując Bogu, że przynajmniej nie padło na jej BRATA. Owszem, oboje brzydcy nie byli, ale ona była akurat ostatnią osobą na świecie, która takie fakty powinna podkreślać. Nie miała jednak czasu, by skupiać się na tym alabańskim akcencie, bo zaraz szepty przybrały na sile. I nagle drogę zastąpiła jej wróżka, która szybko okazała się jej psychofanką. Nie tylko zaczęła ją komplementować, co wzbudziło ogromne podejrzenia Verki z marszu, ale i jej d o t y k a ć. Owszem, bardzo miło było jej słuchać tylu miłych słów, ale na swoje nieszczęście wróżka-macuszka dotknęła jej włosów. Krukonka momentalnie się od niej odsunęła, nie spuszczała z niej wzroku. Myślała gorączkowo, co robić. Nie znała tych istot na tyle, by wiedzieć, jakie mogą być konsekwencje tych akcji. Ale nie była również odporna na jej namowy, toteż w końcu musiała im ulec. Nie odzywając się póki co ani słowem, ostrożnie wyrwała pojedynczy włos z głowy. Wróżka chciała oszukać Verkę, to teraz Verka oszuka ją. Różdżka znalazła się w jej ręce zanim tamta zdążyła zareagować, a dziewczyna już szeptała herbifors. Rudy włos zamienił się w pomarańczowy goździk, a jako że Seaver stworzonkiem była psotnym, dorzuciła do równania niewerbalne gravium. Miała szczerą nadzieję, że ten skromny prezent okaże się kamieniem młyńskim dla skrzydlatej, a nie jej gwoździem do trumny. - Piękny kwiat dla pięknej pani. Dasz mi już spokój? – rzuciła z uśmiechem, nieudolnie kryjąc irytację. Nie wiedziała, jaki może być skutek próby oszukania istoty znanej z tego, że sama próbuje wykiwać innych. Jednego była jednak pewna. Nie ma moralnego powodu, by walczyć fair, bo druga strona najwyraźniej również nie zamierza.
Namowy: 5 + 6 = 11 Wędrówka:J Wróżka: wróżka-modelka prosi o sesję sam na sam, w myśl zasady tu i teraz robię jej zdjęcia od ręki, a mydlane bańki stanowią nie tylko rekompensatę, ale i być może ułatwią mi ucieczkę Przedmioty: różdżka, eliksiry wiggenowy (1), aparat fotograficzny (+2 do DA), magiczny dyktafon (+1 do DA) Cechy eventowe: Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość), Złotousty Gilderoy (perswazja); Tykająca łajnobomba (zapalnik), Bez czepka urodzony
Wielkim grzechem było niezauważenie Is. Nie wiadomo jeszcze, czy nie bardzo brzemiennym w skutkach. Najgorsze w tym wszystkim było to, jak bardzo ucieszył się na jej widok, a jednocześnie zmieszał, bo jeszcze przed chwilą szczerzył się do Carly. Prawda była taka, że w niedawnym czasie obie te piękne panie zaprosił do restauracji i z obiema spędził bardzo miły wieczór, który w c a l e nie był w obu przypadkach randką. Wcale. Nawet jak dla niego to było odrobinę zbyt wiele. Zrobiło mu się gorąco i po raz kolejny pożałował, że nie miał przy sobie ani mililitra ognistej. Chciał się uśmiechnąć na jej widok, naprawdę. Ale słyszał, co mówił do nich Kingfisher i wiedział, że powinien zachowywać się, jakby jej nie znał. Przez to wszystko nie zauważył spojrzenia, jakim obdarował go nieznajomy chłopak. Gdyby jednak byłoby inaczej, skwitowałby to w myślach uwagą, że jeśli chodzi o kolejkę jego wrogów bez powodu, to może ustawić się za Solbergiem. - Witaj nieznajoma – nie uśmiechał się, a jednak oczy mimo wszystko mu się rozpromieniły. Znał tę minę, Isolde była gotowa na wszystko, jak zawsze, gdy robiło się niebezpiecznie. - Słyszę. Proszę nie martwić, to podobno moja specjalność. Choć bardziej lubię załazić za skórę – szepnął w jej kierunku, starając się nie słuchać wszechobecnych głosów. Wiedział, że to ryzykowne i że nie powinni rozmawiać, ale było w nim zbyt wiele rzeczy, które chce jej powiedzieć, by dusić to w sobie. Rozejrzał się dookoła i dopiero wtedy dostrzegł Tima, którego poznał w ubiegłoroczne wakacje. Nie zareagował na jego przywitanie, ale jego obecność podniosła go na duchu. No cóż, jest tu przynajmniej jedna osoba, która z całą pewnością nie darzy go nienawiścią, nie darzyła w przeszłości i nie ma powodu, by wkrótce to się zmieniło. Można by rzecz, że to szczęśliwy traf losu, na który nie zasługuje. Ruszył w drogę, instynktownie trzymając się blisko Is. Atmosfera była przedziwna i bez napięcia, które wisiało między nimi w powietrzu. Na domiar złego, głosy w jego głowie stawały się coraz bardziej uciążliwie. Mimo to pełnił swoją powinność, raz po raz cykając jakieś zdjęcie. Było tu przepięknie, wręcz bajkowo. Jego uwagę szczególnie zwróciły urodziwe kwiaty, wokół których latały stada motyli. Zrobił zdjęcie i przystanął jak oczarowany. Czas płynął nieubłaganie, jego ekipa albo nie zauważyła otumanienia Bena albo uznała, że każdy odpowiada za siebie. Bo został sam do czasu, aż nie zrozumiał, że ta kropeczka znikająca za drzewami to jego grupa. Puścił się biegiem jak szalony, bo kto nie ma w głowie, ten ma w nogach. Całe szczęście był dosyć spostrzegawczy i jakimś cudem odnalazł swoją wycieczkę. Zgubił jednak Isolde, co go zmartwiło, bo wolałby, żeby była przy nim. Starał się nie dawać tego po sobie poznać, ale szukał jej, mijał ludzi, przepychał się, niecierpliwił. I jakby mało miał przygód, znienacka na jego nowiusieńkim aparacie pojawiła się wróżka. Średnio obchodziło go to, jakie marzenia chodzą po jej małej zapylonej główce. Przynajmniej na tym świadomym poziomie, bo magia na niego już mocno działała. Nie wierzył w przypadki, a perspektywa pobliskiej polanki brzmiała faktycznie kusząco. I samobójczo. Miał na tyle oleju w głowie, by wiedzieć, że jak się zgubi to już na amen. - Wybacz, mała. Polana brzmi kusząco, ale tu jest stanowczo lepsze światło. Zapozuj, pokaż na co cię stać! – Liczył na to, że bajera, która tak często go nie zawodziła zadziała i tym razem. Zaklęciem ludere zrekompensował jej zmianę scenerii, wyczarowując z różdżki kilka mydlanych baniek, które ślicznie mieniły się w promieniach zachodzącego powoli słońca. Z uroczym uśmiechem zrobił jej zdjęcie, odrobinę licząc na to, że jedna z baniek pęknie tuż koło jej skrzydła i oblepi je ciężkim i gęstym mydłem. Może gdy zacznie już uciekać, tamta będzie miała utrudniony pościg.
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Namowy: 3+2=2 Wędrówka:H - Nie wiesz kiedy, ale nagle otacza cię małe stado motyli. Stworzenia zasłaniają ci częściowo widok, przez co wpadasz na jednego ze swoich towarzyszy, mając kilka motyli na swojej głowie. Wróżka: Szczebiocze bez sensu jak Arla, ma urodziny i chce gwiazdkę z nieba Przedmioty: ransylwański Cierń aka "Tepes" (+4 GM), Różdżka Fairwynów z owijką ze smoczej łuski - krew syreny, palma, 11 i ¾ cala (+8 Zaklęcia&OPCM), Bransoleta Urquharta (2x wiggenowy, 1x spokoju), peleryna niewidka (+2 OPCM, +2 transmutacja), Amulet z jemioły (+2 Zaklęcia i OPCM) Cechy eventowe: Zalety: Gibki jak lunaballa (zwinność), Silny jak buchorożec (kondycja), Pojawiam się i znikam; Wady: Dwie lewe różdżki (transmutacja), Niezręczny troll (brak empatii), Tykająca Łajnobomba (lekkomyślna)
Prawdziwi przyjaciele są jak ciche przystanie, w których słowa stają się zbędne. Czasem wystarcza tylko wymowna cisza, przetykana odgłosami palonego papierosa, aby zrozumieć głębię czyjejś duszy. Obawy, podniecenie, ciekawość, strach – wszystkie te emocje krążyły w powietrzu, wtapiając się w kłęby dymu, nie wymagając wypowiadania na głos. Julka, popalając papierosa podarowanego przez Maksia, była obrazem własnych uczuć. Jej zmęczenie wywołane ciągłymi zmagania się z wyzwaniami na wyspach było wyjątkowo widoczne. Niepewność co do tego, jakie niebezpieczeństwa na nich czekały, mieszała się z irytacją i bólem zadawanym przez złośliwe wróżki, choć właściwa przygoda jeszcze się nawet nie zaczęła. Julka, spoglądając na twarze towarzyszy, zauważyła, że niektórzy nosili na nich bezpieczną, beztroską maskę. Zastanawiała się, czy dla nich cała ta sytuacja to po prostu kolejna okazja do przeżycia przygody. Była pewna, że ich entuzjazm szybko zostanie wystawiony na próbę.
Gdy grupa w końcu się zgromadziła, ruszyli w dalszą drogę. Trasa obfitowała w zapierające dech w piersiach widoki, co natychmiast zapaliło w jej głowie czerwone światło ostrzegawcze. Sceneria była tak piękna, że aż niewiarygodna i z pewnością niesie za sobą jakieś ukryte zagrożenie. W myślach powtarzała sobie jak mantrę: „Skup się, Brooks. Skup się...” To pomagało, i przez krótki moment miała nadzieję, że spokój towarzyszyć im będzie przez resztę podróży, nim zmaterializuje się oczekiwane niebezpieczeństwo. Jednak ta iluzja prysła nagle, gdy tuż obok Julki pojawiła się mała, gadatliwa wróżka. Była jak wcielenie przekupki, mówiąca tak szybko, że mogłaby rywalizować z najzwinniejszymi raperami. Julka wzdychała ciężko, wyłapując co jakiś czas fragmenty ważnych informacji. Okazało się, że dzisiaj wróżka miała urodziny, ale zapomnieli o tym wszyscy inni. Nie dziwiła się, że pozostali ignorowali ten fakt, zważywszy na upierdliwe towarzystwo jubilatki i jej wygórowane oczekiwania co do prezentów.
- Skąd ja ci wezmę gwiazdkę z nieba, babo? - pomyślała kwaśno, próbując jednocześnie wymyślić, jak uspokoić roszczącą sobie prawa cholerę. Ignorowanie gadatliwej wróżki nic nie dawało, gdyż ta mówiła jeszcze więcej, jeszcze szybciej i jeszcze głośniej. W końcu Brooks, będąc niedoszłą eliksirowarką, przypomniała sobie o czymś ważnym. Sprawnym ruchem otworzyła bransoletę urquharta, prezent od Maksia, i wyciągnęła z niej niewielką fiolkę z eliksirem spokoju. Eliksir był śnieżnobiały i emitował delikatną poświatę, przypominającą płynną gwiazdkę z nieba. Miała nadzieję, że taki prezent wystarczy, bo jeżeli wróżkowa towarzyszka sądziła, że poleci w kosmos po prawdziwą, to ją pan Merlin opuścił.
- Wszystkiego najlepszego, kochana. Zdrówka, szczęścia i przede wszystkim przyjaciół, którzy nigdy nie zapominają o Twoich urodzinach – życzyła solenizantce, próbując powstrzymać kolejny nalot motyli. Tym razem, te obsiadły ją tak gęsto, że przez chwilę nic nie widziała, tylko czuła, że wpada na coś... albo na kogoś. Kiedy wreszcie odleciały, Julka zobaczyła Maksia i pomimo wszystko, uśmiechnęła się szeroko, nie mogąc ukryć swojej radości z tego przypadkowego spotkania.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pon Maj 13 2024, 00:20, w całości zmieniany 1 raz