Polana w tym miejscu jest dobrze nasłoneczniona i ukwiecona. Uczniowie, którzy zostali na weekend w Hogwarcie lubią rozkładać tu obszerne koce i oddać się odpoczynkowi, choć nierzadko przychodzą również z książkami. W okolicy panuje idealna cisza, przerywana jedynie odgłosami natury. W oddali widać trybuny boiska, a czasami latające małe punkciki, czyli zawodników odbywających trening.
Mógł być z siebie naprawdę dumny. Zamiast wylegiwać się w swoim dormitorium o kilka godzin dłużej, nie robiąc absolutnie niczego poza głaskaniem kota i gapieniem się na stronice komiksów, zmotywował się do wstania z łóżka i zawędrowania do biblioteki. Wiedział doskonale, że zbliżały się owutemy, więc chciał podjąć wszelkich starań, aby przygotować się do nich jak najlepiej, toteż sięgnął pierwszą lepszą książkę do transmutacji, zaczynając powtarzać materiał. I… tutaj kończy się ta kolorowa część, bo chłopak, choć w istocie siedział nad podręcznikiem, to myśli uciekały mu w zupełnie innym kierunku. Szczególnie, gdy doszedł do zaklęcia przemieniającego kamienne przedmioty w smoki… Zbliżała się godzina rozpoczęcia zajęć z uzdrawiania, więc szybko odłożył książki na miejsce i wyszedł na zewnątrz. Przeczuwał, że za późno zorientował się, iż wypada mu już iść, toteż nie chcąc być mocno spóźnionym, wymusił na sobie bieg. - Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie. – wydyszał, zwalniając tempa dopiero tuż przy zebranej grupce osób. Uczniów było już całkiem sporo, toteż z miejsca założył, że jednak przybył po czasie. Nim zdążył lepiej rozejrzeć się po rozłożonym na polanie pobojowisku smutnych manekinów, jego oczy przywitały po kolei każdą znaną mu osobą. Przeczesał włosy, próbując uspokoić oddech, uśmiechając się przy tym niesamowicie sympatycznie do @Cherry A. R. Eastwood oraz @Ezra T. Clarke. Na ten moment niewiele więcej słów był w stanie wyrwać sobie z zadyszanej piersi, ale oboje nie musieli mieć żadnych wątpliwości, iż Liam cieszy się właśnie na ich widok. A później zwrócił uwagę na stojącego nieopodal @Mefistofeles E. A. Nox, na którego wyszczerzył się jeszcze szerzej. – Hi, handsome. – powiedział trochę ciszej, próbując nie roześmiać się na wspomnienie wysłanego listem zdjęcia we fraku. Niesamowicie poprawił mu tym humor, ale teraz wolał nie zwracać na siebie uwagi wszystkich zgromadzonych na polanie osób. Puścił mu tylko oko i podszedł szybko do @Neirin Vaughn, bo to do niego miał największy interes. - Nei. – klepnął go ostrożnie w ramię w ramach radosnego, niemego „dzień dobry!” – Słuchaj! Po zajęciach musimy coś przetestować. Znasz Draconifors? Czytałem o nim właśnie w bibliotece i wpadłem na niesamowity pomysł. Możemy pograć w szach… o Merlinie… - nim zdążył roztrajkotać się na dobre, nareszcie zauważył pokrwawione manekiny. Zamrugał zaskoczony, przez jakiś czas nie mówiąc nic, aż w końcu uniósł spojrzenie na uzdrowicielkę i patrząc na nią zdecydowanie grzeczniej, niż jakby miał zwracać się do kolegów, pozwolił sobie zażartować: - To dzieje się z uczniami, którzy lekceważą zajęcia z uzdrawiania~?
Autor
Wiadomość
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Pokiwała z uznaniem głową, słysząc kolejną poprawną odpowiedź padającą z ust puchonki - jeśli jej wiedza jest równie pokaźna z innych dziedzin, to być może tiarę przydziału złapała czkawka podczas przydzielania dziewczyny do domu i jakoś tak wyszło, że zamiast do kruków trafiła do borsuczej nory. - Na pewno takich eliksirów jest więcej, ale opierając się na tym co poznajemy na lekcjach, to prawdopodobnie mówisz o migrenowym? - Saskia zerknęła w stronę profesor Sanford, a gdy ta kiwnęła potwierdzająco głową, dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Skubała nitkę wystającą z krawatu, w głowie licząc, że jej starania zostaną docenione i zdobędzie punkty dla domu. W innym przypadku zwyczajnie się wkurwi. - Kto napisał książkę "Azjatyckie antidota przeciw truciznom"?
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
- Została napisana przez pana Libacjusza Borage'a. - w sumie sama byłam zdziwiona, że pamiętam nazwisko tego autora. Może to za sprawą jego dość ciekawego imienia? Ewentualnie faktycznie tiara przydziału się pomyliła z moim przydziałem. Jaka by prawda nie była, odpowiedź została podana. - Jakich składników potrzebujemy do zrobienia napoju powodującego zanik pamięci? - wróciłam do wcześniej czynionego zerkania to na Maca to na Saskie, ciekawa, czyja ręka wystrzeli jako pierwsza. A może zrobi to ktoś inny?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Do pytań o autorów podręczników do nawet się nie zbliżał, bo jakby otwierał je w ostatnich pięciu latach, to może cokolwiek by mu w pamięci utkwiło, ale nie, on zdecydowanie wolał empiryczne podejście do tematu. Zobaczył wzrok Elaine i uznał, że chyba pytanie idzie do niego. Dziewczyna go nie znała, więc mogła nie załapać żartu, ale Solberg słysząc o utracie pamięci w jakiejkolwiek formie, postanowił sobie zakpić z samego siebie. -Nie pamiętam. - Niewinnie wzruszył ramionami, w duchu śmiejąc się z własnego, bardzo zamkniętego żartu, choć Sanford akurat mogła co nieco wiedzieć o jego przygodach z utratami pamięci. -Po ile chodzi eliksir mózgowy Baruffia? - Postanowił zastawić pułapkę ciekaw, czy ktoś z obecnych słyszał kiedyś o tym czymś.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc żart Maxa. Nie, żeby był jakiś wybitny, albo chociaż niezły, ale jeśli nie znał odpowiedzi, a poczuł się przez Elaine skonfrontowany, to była to udana wymówka. Sama pośpiesznie odpowiedziała na jego pytanie: - Po dwanaście galeonów, jeśli dobrze pamiętam opowiastki z pokoju wspólnego - w końcu taką żyłkę do biznesu miał nie kto inny, jak Eddie Carmichael, były krukon o którym do dzisiaj chodzą legendy, szczególnie kiedy zbliżają się SUMy - co prawda podobno ten eliksir to totalny szajs i ściema, ale co się Eddie galeonów nachapał, to jego. Ok, w jakiej formie dodaje się skarabeusze do eliksiru wyostrzającego poczucie humoru?
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Po raz kolejny Max rozbawił mnie swoją odpowiedzią. Nie miałam pojęcia o jego problemach, bo i skąd, dlatego uznałam to za zwykły żart sytuacyjny. Zapewne jak większość zgromadzonych tutaj osób. - Dodaje się je w formie utluczonej. - cokolwiek to miało znaczyć. Miałam to zrobić młotkiem, w moździerzu, stopa? Mój problem polegał na tym, że pomimo posiadania wiedzybw teorii, niewiele jej sprawdziłam w praktyce. Możliwość wykorzystania tego, co się potrafi, a posiadanie informacji, to dwie różne rzeczy. - Od czego zależy siła działania eliksirów postarzajacego i odmładzającego? - przejechałam wzrokiem po zgromadzonych, po czym przypomniałam sobie, że powinnam zapisać kolejne rzeczy w zeszycie.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Eliksiry jakoś mogłam przeboleć, głównie dlatego, że nie wymagały używania różdżki. Ale stanie nad kociołkiem i wdychanie dziwnych oparów to zdecydowanie nie coś, na co sama z siebie bym się zdecydowała. Te zajęcia rzekomo odbywały się w plenerze, a nie zwykłam ignorować możliwości posiedzenia na miękkim kocyku na błoniach, kiedy świeciło słońce. Tutaj było tyle zieleni! Zupełnie inaczej niż w egipskiej szkole zbudowanej w środku piramidy. Fascynowało mnie to, gdy niedawno po raz pierwszy kroczyłam po okolicy Hogwartu oprowadzana przez Seaverowe kuzynostwo, jak i teraz, kiedy próbowałam nie zgubić się w drodze na polanę. Podążyłam po prostu za grupką innych osób. Ale chyba trochę się spóźniłam, bo ten cały quiz trwał w najlepsze i mnóstwo osób udzielało odpowiedzi. No ja ich na pewno nie przekrzyczę. Dotknęłam ramieniem niechcący jakiegoś chłopaka obok, który w tym samym momencie dołączył na lekcję. Nie miałam bladego pojęcia kto to, nikogo jeszcze nie poznałam i szczerze mówiąc, wątpliwe, abym poznała ze swoją towarzyską osobowością. Niemniej wolałam nie wychodzić na nieuprzejmą, więc skinęłam mu głową w niezdarnym geście przeprosin i usadowiłam się natychmiast na kocyku obok, klapiąc na materiał szczupłymi pośladkami. Merlinie, oby nie chciał mnie zagadywać. O, akurat znałam odpowiedź na pytanie. Uniosłam dłoń, aby pani profesor udzieliła mi głosu, ale milczałam, gdy już do tego doszło. Zapewne wszyscy byli skonsternowani... ze stresu zaczęłam się pocić, ale dzielnie drżącą ręką złapałam przygotowany pergamin. Nabazgrałam jak kura pazurem wiadomość do oczekującej cierpliwie nauczycielki. Zdążyłam bardzo pożałować swojej próby. Przepraszam, jestem niema. Odpowiedź to: zależy od przyjętej dawki. Pytanie to: czy po wypiciu eliksiru słodkiego snu ma się sny? Zagryzłam dolną wargę z niepokojem, ale profesor odczytała to klasie z łagodnym uśmiechem.
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Lekcja w plenerze nie była czymś, czego spodziewała się po profesor Sanford, ale musiała przyznać, że na pewno był to dosyć ciekawy pomysł. Głównie dlatego, że stanowił całkiem luźne i przyjemne rozpoczęcie roku szkolnego. Dlatego też zdecydowała się na niej pojawić, licząc, że będzie miała okazję do tego, aby dowiedzieć się czegoś nowego. Quiz na pewno był dosyć dynamiczną formą sprawdzania wiedzy, w której każdy praktycznie mógł się wykazać. Spojrzała w kierunku nauczycielki, gdy ta odczytała pytanie zapisane przez jedną z Puchonek, która najwyraźniej z jakiegoś powodu nie mogła wypowiedzieć go na głos. Nawet nie próbowała wnikać w to jaka mogła być tego przyczyna. Z pewnością jednak znała odpowiedź na jej pytanie i nie musiała się nad nim zastanawiać. - Nie - odpowiedziała prosto, przenosząc swój wzrok na dziewczynę po czym sama musiała pomyśleć nad zadaniem własnego pytania. - Kto jest autorem książki Azjatyckie antidota przeciw truciznom? Sama całkiem niedawno sięgnęła po tę pozycję, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej na temat różnorodnych form odtruwania, które pochodziły z różnych zakątków świata. Ciekawe jednak czy ktoś poza nią interesował się podobnymi rzeczami.
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Kostka:5 Poprawne odpowiedzi: 1 Błędne lub nie udzielone odpowiedzi: 2
Poprawia się na piknikowym kocu, nadal siedząc idealnie prosto i to bez żadnego bólu pleców. Aktywność rówieśników mówi jej, że ma duże zaległości w eliksirach albo po prostu to dzisiaj idzie jej tak średnio. Ma nadzieję, że Saskia podreperuje trochę krukońską dumę, ale to jednak puchoni i ślizgoni dzisiaj rządzą. - Nie wiem, jakiś Borys? - Poprawia kosmyk włosów w widocznym rudym odcieniu to przez to słońce. W cieniu są całkowicie brązowe. - To może, kontynuując temat książek, jaki tytuł ma książka napisana przez Arseniusza Jiggera, która dotyczy właśnie eliksirów? - Zadaje dość proste pytanie, w końcu tytuły są łatwiejsze do zapamiętania niż autorzy.
Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła, choć nie dzieje się przecież nic takiego. Każda lekcja jest dla mnie niewyobrażalnym stresem, nieważne czy mam przed sobą transmutację, działalność artystyczną, latanie czy eliksiry właśnie. Nie tylko obawiam się, że zabraknie mi wiedzy (było to naprawdę niezwykle prawdopodobne, biorąc pod uwagę, jak wiele materiału mam do nadgonienia), ale również, jeśli nie przede wszystkim, denerwuję się barierą językową, która dokucza mi bardziej, niż się z początku obawiałem. Wstydzę się odzywać, świadom, że dla innych brzmię zabawnie, a i mi momentami ucieka znaczenie niektórych zdań, kiedy Brytyjczycy mówią szybko lub, nie daj Rasputinie, z mocnym akcentem, albo odnoszą się do rzeczy i zjawisk, które ze względów kulturowych są mi całkiem obce. To dlatego zatrzymuję się, nie bardzo mając ochotę dołączać do zajęć, ale i mając świadomość, że nie jestem już w domu i tym samym nikt nie pyta mnie o zdanie. Zresztą będąc całkiem szczerym, szkoda byłoby mi opuścić lekcję, zwłaszcza na samym początku roku. Odwracam się w stronę przychodzącej obok mnie dziewczyny, która na zajęcia przyszła równie spóźniona co i ja (czy i jej schody spłatały figla?) i w jakiś sposób czuję się tym ośmielony; zupełnie bezwiednie podążam więc za nią. — Mogę? — rzucam cicho, układając usta w nieco nerwowy uśmiech, kiedy wskazuję na koc, po czym przysiadam obok czarnowłosej, w taki sposób, by zbytnio nie zaburzać jej przestrzeni osobistej. Unoszę wzrok i wiodę nim po otaczających go, zupełnie obcych twarzach, próbując domyślić się, co dokładnie się tutaj dzieje. Przede wszystkim jednak marszczę nieznacznie brwi, kiedy moja nowa i wyraźnie zestresowana „towarzyszka”, zamiast udzielić odpowiedzi, zaczyna skrobać ją na skrawku pergaminu. Zaraz mierzę nauczycielkę spojrzeniem i szczerze mówiąc, czuję ulgę, że ta pomogła uczennicy. Nie chciałbym, żeby zdenerwowała się jeszcze bardziej. — Ty nie govorisz, a ja nie za dobry piszu. To ja myślę, że z nas świetny duet, da? — uśmiecham się do niej, tym razem trochę śmielej i ani trochę nie kryjąc swojego akcentu, a wręcz przeciwnie, uwypuklam go trochę i nawet nie staram się, żeby znaleźć właściwe słowa. Zupełnie szczerze bawi mnie ten paradoks, bo używanie alfabetu łacińskiego zajmuje mi o wiele więcej czasu niż cyrylicy, przez co przy uczniach z Hogwartu wyglądam trochę tak, jakbym książki i pióro widział po raz pierwszy w życiu. Właściwie nie zamierzałem się odzywać, ale kiedy słyszę pytanie, na które znam odpowiedź, ręka sama wędruje mi w górę, jeszcze zanim dociera do mnie to, że zaraz będę musiał głośno się odezwać – i że sam sobie uwarzyłem ten los. — Magiczne wzory i napoje — odpowiadam i jest to prawdopodobnie jedna z ostatnich odpowiedzi, które mogę tutaj znać. Wiem to tylko dlatego, że szkolne podręczniki towarzyszyły mi przez całe wakacje, kiedy usilnie próbowałem wyciągnąć z nich jakąś wiedzę i odświeżyć własne nikłe umiejętności, by w Hogwarcie nie cofnięto mnie do niższej klasy. — Wymień troje eliksiry jakie są w tej książce opisane — zadaję swoje pytanie i opuszczam wzrok, nagle zainteresowany zdobiącą kocyk kratką.
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Kostka:6 Przerzuty: brak Poprawne odpowiedzi: dwie
Na jej pytanie odpowiedziała siedząca w pobliżu Krukonka chociaż raczej nad wyrost użyła słowa odpowiedziała skoro dziewczyna tak naprawdę nie potrafiła powiedzieć nic na temat autora książki, o którą się rozchodziło. No, ale to był ten typ gry, którą starano się wciąż podtrzymywać i niezależnie od tego czy ktoś faktycznie rzucił poprawną odpowiedzią czy też nie: przychodziło się do kolejnego pytania. To z kolei przypadło chłopakowi z niezwykle silnymi naleciałości z języka rosyjskiego. Prawdopodobnie. Mina nie była ekspertką w dziedzinie lingwistyki więc równie dobrze mógł to być jakiś inny słowiański język chociaż obstawiała rosyjski głównie ze względu na jego popularność. rzecz jasna musiała rzucić się do odpowiedzi na jego pytanie, gdyż dotyczyło ono czegoś, co ją niezwykle ciekawiło. - Eliksir słodkiego snu, herbicydowy i napój powodujący zanik pamięci - wyrecytowała, przypominając sobie prawdopodobnie te, które najbardziej ją interesowały ze wspomnianej książki. Była pewna, że słowa te stanowiły poprawną odpowiedź. Teraz jeszcze musiała tylko sama zapytać o coś kolejnego uczestnika zabawy, a to już nie było wcale takim łatwym zadaniem. - Jak nazywa się eliksir, który może wprowadzić pijącą go osobę w letarg? - zapytała w końcu, uznając, że może to być całkiem sensowne pytanie po czym rzuciła jeszcze spojrzeniem po siedzących najbliżej jej osobach, czekając na to, aż któraś z nich faktycznie wyrwie się do odpowiedzi i wymyśli swoją własną zagadkę dla całej zgromadzonej grupki. W zasadzie mogliby nawet tak siedzieć cały dzień, gdyby nie fakt, że w planach lekcji znajdowały się także inne zajęcia.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Słysząc proste "Mogę?" padające z ust nieznajomego chłopaka, moje serce zrobiło fikołka i bynajmniej nie z tego oczywistego powodu, o jaki można podejrzewać każdą dziewczynę. Nie byłabym w stanie odpowiedzieć, nawet gdybym faktycznie cokolwiek mówiła, więc tylko odwróciłam głowę w bok, usiłując zawiesić na czymś innym spojrzenie. Nie zrobiłam tego, aby być niemiłą i go specjalnie zignorować, ale brak pewności siebie skutecznie nakazywał mi udawać, że to na przykład wcale nie było kierowane do mnie tylko może do tej drugiej Puchonki w moim wieku, jaką czasami widziałam w pokoju wspólnym. Nieznajomy odezwał się potem ponownie, wprawiając mnie w stan bliski paniki, pomimo że na zewnątrz okazywałam jako taki spokój. Co za zdumiewający akcent, bladego pojęcia nie miałam czy to ktoś z Norwegii, Ukrainy czy RPA. Czy ja również brzmiałabym tak dziwnie dla Anglików, gdybym mówiła? Praktycznie nic nie zrozumiałam, prócz "ty" i "ja". Ty i ja... co on chciał powiedzieć? Podniosłam w końcu na sekundę złote oczy ku jego twarzy, rozumiejąc, że to już byłoby naprawdę niemiłe, aby traktować go jak powietrze. Zrobiłam minę taką, jaką zawsze się robi, kiedy się czegoś nie rozumie, ale nie chce wyjść na głupka, więc po prostu się lekko uśmiecha i kiwa głową. Powoli sięgnęłam po pergamin. Zamoczyłam eleganckie pióro w atramencie, korzystając ze zbawiennego czasu, jaki chłopak poświęcał na udzielanie odpowiedzi. Nareszcie nie musiałam się spieszyć z pisaniem, więc zupełnie innym pismem, tym razem wręcz kaligraficznym i zdobionym, napisałam mu: Miło poznać. :) Jakoś tak ośmielona pozytywną interakcją z chłopakiem noszącym zielone barwy szaty, po odczekaniu chwili i wysłuchaniu innej uczennicy, ponownie uniosłam dłoń. Ledwo zauważalnie, ale nie umknęło to nauczycielce. Wywar Żywej Śmierci. Po tym, jak kobieta odczytała moją odpowiedź i potwierdziła, że jest poprawna, oznajmiła, że to już koniec quizu. Byłam w szoku, że udzieliłam się na zajęciach aż dwa razy i żaden z tych razy nie skończył się publicznym ośmieszeniem. Dziwne. Miałam szansę dobrze wypaść w nowej szkole.
- To koniec, dziękuję wam! Poszło naprawdę bardzo dobrze, jestem zadowolona z waszych umiejętności. Nie musiałam was w ogóle ciągnąć za języki i świetnie sobie poradziliście. Co mnie miło zaskoczyło to, że panienka Morieu uzbierała najwięcej poprawnych odpowiedzi! Czyżby wkręciła się pani w eliksiry? - nauczycielka z uśmiechem położyła dłoń na ramieniu Puchonki. Była uprzejma oraz bystra, czego chcieć więcej od ucznia? - Nagradzam Hufflepuff 25 punktami za tę wytrwałość panny Morieu, ale to nie wszystko, bo Helga może być dumna również z pana Wodzireja, który zdobywa 20 punktów, tak jak i panna Larson z Ravenclaw z 15 punktami. Odrobinę mniej przyznaję panu Solbergowi za brak powagi i szacunku, ale jednak i pana wiedzę doceniam 10 punktami dla Slytherinu. - powiedziała, mentalnie już szykując się na kolejną pyskówkę ze strony Maximiliana. Poprzednio jednakże nie miała zamiaru wchodzić w nim dyskusje, tak samo teraz planowała przejść do rzeczy bez konieczności słuchania pretensji. Gdyby była bardziej mściwa to pewnie żadnych punktów by nie dostał, ale próbowała zachować sprawiedliwość w ocenianiu. - A teraz zadanie domowe, które zrobicie tutaj. Poproszę was o napisanie notatek, bo widziałam, że tylko kilka osób się do tego zabrało, oraz krótkiego eseju na temat tego, co zapamiętaliście. Jeśli mnie to usatysfakcjonuje to być może zrobię podobny quiz jeszcze kiedyś. - zachęciła pupili, podając im pergaminy oraz atrament i podkładki, aby wygodnie im się pisało pomimo braku ławek. - Poświęcimy na to ostatnie piętnaście minut i jesteście wolni. Usiadła obok, gotowa w razie czego pomóc. Napisaliście tutaj 84 posty, KOCHANI. Jestem dumna! Teraz ostatnia część po wyczerpującym quizie, tak zwana praca domowa, a jednak robiona na koniec zajęć: notatki + krótki esej.
Rzucacie kostką k100 i możecie do niej dodać liczbę udzielonych odpowiedzi (tych błędnych i tych poprawnych) pomnożoną przez 2. Czyli przykładowo Saskia udzieliła 17 odpowiedzi to do swojego wylosowanego rzutu może dodać 34. Im wyżej tym lepiej wychodzi wam praca. Za wyniki powyżej 90 przysługuje wam dodatkowe 5 punktów dla domu. Nie musicie pisać faktycznych notatek ani eseju, chociaż oczywiście możecie, nikt nie broni, ale wystarczy, że zaznaczycie w poście, że to robicie i oddajecie pracę domową Sanford. DZIĘKI ZA UDZIAŁ W LEKCJI I PD.
Po tym możecie dać zt. Ja lekcję zakończę i rozliczę 21.09.
Patrzyła to na jedną osobę to na drugą i nim się zorientowała, całe to zamieszanie się skończyło, westchnęła cicho, chyba nawet jak na nią to było trochę za dużo zamieszania. Także zabrała się za pisanie zadania domowego i eseju, o który prosiłą ją psorka. Za specjalnie się nie spieszyła, chcąc zapisać wszystko, to, co ona uważała za ważne i cenne w tej chwili, może nie było to za bardzo rozległe, ale przynajmniej ciekawe. A gdy tylko skończyła, oddała kartkę psorce, a sama zdecydowała się wyjść z sali, to oznaczało koniec nauki na dziś jak dobrze.
z/t
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Podniosłam głowę do góry, czując rękę profesorki na swoim ramieniu. Wyrwana z pisania notatek, potrzebowałam z dwóch sekund, żeby dotarło do mnie, o co chodzi. - Em...no, lubię zdobywać wiedzę. - odpowiedziałam, uśmiechając się krzywo. Fakt faktem temat mnie zainteresował, chociaż zapewne nie w takim samym zakresie, w jakim myślała kobieta. Zerknęłam na Maxa, ciekawa jego reakcji. Uniosłam do niego zaczepnie brwi, uśmiechając się łobuzersko. Wygrałam ten nasz mały "konkurs", co wcale mnie jednak nie czyniło kimś mądrzejszym. Po prostu miałam więcej szczęścia i głowy do bardziej teoretycznych pierdół. W praktyce nie miałabym nawet podejścia. Słysząc ile dostałam punktów, aż przyłożyłam rękę do ust. O Merlinie, jak dużo! Na pewno byłabym o wiele bardziej zadowolona ze swojego osiągnięcia, gdyby nie to, w jak niesprawiedliwy sposób potraktowano Maxa. Ledwo dziesięć punktów...za brak powagi i szacunku? Jakoś nie zauważyłam braku tego drugiego. Mój wyraz twarzy zmienił się na zawiedziony. To zdecydowanie nie miało tak wyglądać. Pisanie notatek na zadanie domowe? Popatrzyłam się na otrzymany pergamin, wzruszyłam ramionami i po prostu przepisałam na niego te, które już miałam w zeszycie. Następnie napisałam esej, wyczerpując miejsce na kartce do ostatniego skraweczka. Oddałam swoją pracę nauczycielce, grzecznie się pożegnałam i opuściłam to miejsce.
z/t
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Nie może uwierzyć, że nie zanotowała wszystkiego od początku. Sięga po długopis i zeszyt, przeglądając swoje notatki — niezadowalające, ale jest trochę w nich wiedzy. Uda jej się napisać esej na lekcji to na pewno. Ciężko spamiętać taką wiedzę, ale nie może być tak źle. Na moment jej wzrok wędruje do Morieu, która dzisiaj widocznie błyszczała na zajęciach. Już wiadomo do kogo zwrócić się o korepetycje z eliksirów. Pamięcią wraca do przed chwilą udzielonej odpowiedzi przez Daniila, a Mina kontynuując, wymieniła trzy eliksiry; słodkiego snu, herbicydowy i napój powodujący zanik pamięci. Zapisuje, to co świeżo jeszcze tkwi w jej myślach. Dzięki profesor już wie, że autorem azjatyckich antidotów przeciw truciznom, jest niejaki Libacjusz Borage. Nadal nie może rozumieć odpowiedzi Hawthorn, na pytanie puchonki o egipskich, ślicznych rysach; dlaczego po eliksirze słodkiego snu nie ma się snów. Czy to działa jak jakaś tabletka gwałtu na sny? Nie rozdrabniając się za bardzo w kwestiach filozoficznych, kreśli słowa na pergaminie piórem, a te zamieniają się w zdania i tak powstaje esej. Nie najlepszy, ale nikt nie powiedział, że Marcella musi być we wszystkim bardzo dobra. Oddaje swoją pracę profesor Sanford, obdarowując ją słodkim uśmiechem.
| zt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Quiz dobiegł końca i w końcu głos zabrała nauczycielka. Słysząc jej słowa Max miał ochotę wstać i wyjść, ale oczywiście tego nie zrobił. -Dobrze, że Hogwart aż kipi powagą i szacunkiem. - Burknął pod nosem. -Nad Wyraz Pani łaskawa, niepotrzebnie. - Powiedział już bezpośrednio do Sanford. Gdyby zależało mu na punktach i jej docenieniu to by to okazał zdecydowanie inaczej. Nie chciał jednak ciągnąć tej konwersacji z kobietą. Zamiast tego zwrócił się do @Elaine Morieu Z szerokim uśmiechem. -Niezła walka. Należało Ci się. - Powiedział całkiem szczerze do puchonki, po czym zabrał się za pisanie eseju. Notatki uważał za zbędne, więc po prostu napisał to, co wydawało się być główną częścią tej całej pracy domowej ale jednak nie domowej, oddał pergamin i poszedł w chuj do lochów, gdzie mógł naprawdę dowiedzieć się czegoś o eliksirach na własnych warunkach.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Val przysłuchiwała się reszcie klasy z małym zainteresowaniem. Nie żeby chciała okazywać brak szacunku wobec wiedzy jej znajomych, wręcz przeciwnie. Ale eliksiry nigdy jakoś specjalnie jej nie interesowały. Polecenie napisania krótkiego eseju przyjęła westchnieniem. No cóż, teraz to mogła tylko żałować, że nie notowała pilnie każdego słowa. Napisała coś o wywarze płynnego szczęścia i żywej śmierci, a potem złożyła zrezygnowana pióro. Wybitnego z tego nie będzie, tego może być pewna. Niechętnie oddała wypracowanie, spakowała swoje manatki i ruszyła w stronę zamku. W sumie całkiem ciekawa lekcja, szkoda, że przez awersję do eliksirów tak niewiele z niej wyniosła.
Widzę, że dziewczyna mnie zrozumiała, więc cieszę się sam do siebie, że swoim żartem sprawiłem, że trochę się uśmiechnęła i wygląda na trochę bardziej rozluźnioną. Kiedy jednak odpisuje, jestem trochę skonsternowany. Jasne, mi też miło, ale właściwie nie mam pojęcia, jak ma na imię. Cała nasza rozmowa jest tak kuriozalna, że w magiczny sposób niesamowicie poprawia mi humor i sprawia, że czuję się tutaj trochę swobodniej. Nie ma przecież nic bardziej rozluźniającego niż nieszkodliwie głupia sytuacja. — jestem Daniil, mi też miły. Ty chyba umiesz te całe eliksiry — zagaduję, choć nienachalnie, nie wymagam wcale odpowiedzi. Nie wypada gadać na lekcji, choć ja i tak nie podnoszę już ręki... no i wcale nie mam na to dużo czasu, bo nauczycielka wkrótce zakańcza quiz. Kiedy słyszę o pracy domowej, znów zaczynam się nieco denerwować, bo nie było mnie na całych zajęciach i mam wrażenie, że przez to dużo mi umknęło. Nie robiłem też notatek w trakcie, bo całe swoje skupienie poświęciłem nadążaniu za tokiem lekcji. Początkowo w ogóle nie rozumiem polecenia nauczycielki, skoro praca jest domowa, to chyba powinniśmy robić ją po zajęciach? Kiedy jednak rozglądam się wokół, widzę, że wszyscy piszą ją w tym momencie, nawet dziewczyna siedząca obok mnie i dochodzę do wniosku, że niedobrze byłoby teraz wstać i sobie pójść, i chyba powinienem zrobić to samo. Zaczynam pisać, próbując przypomnieć sobie pytania i odpowiedzi, jakie padły odkąd się tutaj pojawiłem... a swój błąd zauważam dopiero po chwili. Cyrylica, cholerna cyrylica pokrywająca pół arkusza pergaminu. Skoncentrowany na treści, zacząłem zapisywać ją po rosyjsku i dopiero w momencie kiedy zerknąłem na notatki mojej towarzyszki – nie po to, by coś z niej ściągać, a pół świadomie, pierwotnie patrząc się pusto w przestrzeń – zdałem sobie sprawę, że moje wyglądają zupełnie inaczej. W pierwszej chwili zamieram, w drugiej biorę głęboki wdech, a w trzeciej sięgam po nową kartkę, by mozolnie przepisać mój marny esej, jak kura pazurem kreśląc łacińskie litery i układając je we właściwym języku. Już w momencie kiedy zaczynam, pierwsze osoby zaczynają oddawać pracę i opuszczać lekcję, i wszystko wskazuje na to, że ja zostanę tu jako jeden z ostatnich. Każdy kolejny ruch zarejestrowany gdzieś za mną lub obok mnie sprawia, że stresuję się bardziej, a litery mylą mi się i cały proces trwa jeszcze dłużej. W końcu oddaję pracę, wiedząc, że nie jest ona warta tego, by ktokolwiek za nią patrzył. W środku płonę ze wstydu, ale gram dobrą minę do złej gry i do nauczycielki podchodzę lekkim krokiem tancerza, wyprostowany i lekko, może nieco przepraszająco uśmiechnięty. Nie pokazuję nauczycielce pracy po rosyjsku, nie szukam łatwych wymówek. Pytam za to: — Przepraszam, Pani Profesor, to nie jest dobra praca. Czy ja by mógł jakoś ją poprawić?
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nieskromny uśmiech uwydatnił zmarszczki przy ustach studenta, kiedy jego słodki dom dostał punkty za widzę w jakiejś dziedzinie. Od kilku długich lat nie pamiętał takiego zdarzenia, a jeśli nawet się wydarzyło to on w nim nie partycypował. Pomijając, że chciał już powiedzieć Profesor Stanford, że ta praca nie ma sensu, bo właściwie wszystko działo się na tyle dynamicznie, iż trudno było coś spamiętać a jak się nie notowało na bieżąco - tym bardziej. Jednak Wacek potrzeby do skrobania na pergaminie każdej głupotki wypowiedzianej w miejscu piknikowym notować nie zamierzał. Bo... W większości były to głupoty i albo zahaczały o wiedze mocno książkową albo wielce abstrakcyjną dla Puchona. No, wiadomo, że związki i romanse wielkich eliskirowarów były akurat znaczące to reszta pytania na nim nie robiła większego znaczenia. W ramach notatki z lekcji spisał wszystkie co ciekawsze rzeczy, o których wiedział wcześniej bądź ewentualnie opatrzył je rzetelnym komentarzem prosto z usta Maksa. A tak to nazbyt się nie spuszczał nad tym zadaniem.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
No i pięknie - o punkty dla kruków jej chodziło, bo jakże miło byłoby zakończyć edukację, jednocześnie wygrywając puchar domu. Tylko, że gdy usłyszała o wypracowaniu, to mina jest zżedła. Właściwie nie licząc pojedynczych haseł, pergamin na którym robiła notatki głównie zawierał szkice wszystkiego, co ich otaczało, niż cokolwiek, co miało jej pomóc stworzyć podsumowanie tego, czego dowiedzieli się na lekcji. Z poczuciem zrezygnowania w eseju zawarła to co wiedziała, czyli głównie pytania, które padały z jej ust - podpisała się krzywo, złożyła kartkę, oddała ją profesor Sanford i życząc jej udanej drugiej części dnia, udała się do zamku.
z.t.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Rozmowa z nieznajomym chłopakiem to dla mnie istna katorga, prawdziwy test moich nikłych umiejętności społecznych, który oczywiście totalnie oblewam, bo nawet nie do końca rozumiem co do mnie mówi. Ale wyłapuję, że imię to chyba Daniel? Uśmiechał się, więc najwyraźniej nie uczyniłam żadnego afrontu i wcale nie skreśliłam szansy na zyskanie odrobiny sympatii. Dopisuję naprędce koślawe "Cleopatra" tuż pod ostatnio postawionym na pergaminie uśmieszkiem, żeby również mógł wiedzieć z kim rozmawia. Powiedział też coś o eliksirach na co ponownie się lekko wyszczerzyłam i kiwnęłam kilkukrotnie głową, kompletnie nieświadoma, że utwierdzam blondyna w błędnej myśli, że eliksiry to moja mocna strona. Bo zdecydowanie tak nie było, a te dwa poprawne strzały to zwykły łut szczęścia. Domy Hogwartu zdobywały punkty, a ja zorientowałam się, że też należę do Hufflepuffu, a Puchoni zdobyli ich jak na razie najwięcej. Sądząc po reakcjach innych ludzi, naprawdę dużo! Niestety, wzmianka o pracy domowej zgasiła moją radość, bo miałam bardzo podobną reakcję do towarzysza. Przecież się spóźniliśmy i praktycznie nie wiedzieliśmy, jakie pytania i odpowiedzi padały wcześniej. Z nietęgą miną sięgam po pergamin, a następne kilkanaście minut skrobię i notatki, i ten esej o lekcji... i znowu okazuje się, że szczęście mi dopisuje. W ciągu sześciu lat spędzonych w egipskiej szkole nie miałam okazji tak zabłysnąć na zajęciach, jak podczas dwóch tygodni w Hogwarcie. Chyba ta zmiana wychodziła mi na lepsze. Słowa płyną, a ja przypominam sobie, że przecież jestem poetką i potrafię nimi kierować tak, aby nawet lanie wody wydawało się rzeczowe oraz konkretne. Niebawem mam rozpisane wszystko, co zdążyłam usłyszeć, a tak mnie ta praca pochłonęła, że dopiero po chwili zobaczyłam, że Daniel jest czymś zestresowany. I chociaż właściwie skończyłam pracę, z jakiej byłam naprawdę zadowolona, to widząc, że jemu idzie wolniej, specjalnie zostałam dłużej przy chłopaku, udając że coś tam poprawiam, kreślę i dopisuję, aby nie myślał, że zostanie ostatni. Mnie to też zawsze stresowało. Dlatego czekam cierpliwie aż oboje oddajemy w tym samym czasie kartki i widząc, że on jeszcze rozmawia z nauczycielką, po cichu odchodzę, trochę niepewna czy należy się pożegnać, czy nie, ale nie chciałam już wcinać się w rozmowę z profesor.
I tak to właśnie Maximilian potwierdził zdanie profesorki kolejnymi odzywkami. Ten chłopak musiał mieć ostatnie słowo, a szacunek był dla niego pojęciem kompletnie obcym. Nawet, gdy Sanford go nagrodziła punktami to i tak okazywał niezadowolenie oraz strzelał fochy. Trochę przykro zrobiło się nauczycielce i westchnęła cicho pod nosem. Kobieta była jednak dorosła, więc nie wdawała się w przepychankę ze studentem, pozostając przy tym co powiedziała, czyli dziesięciu punktach dla Slytherinu. Zamiast tego odczekała aż wszyscy skończą pracę, unosząc brew, gdy jeden z nowych uczniów do niej zagadnął. - Nie ma problemu, panie... Egorov, tak? Zrobi pan to od nowa w domu i proszę o wysłanie sowy. - uśmiechnęła się lekko do chłopaka. Nie chciała mu robić żadnych problemów, w końcu dopiero się tutaj przeniósł i słychać było, że angielski nie jest jeszcze tak dobrze przyswojony, co mogło znacząco utrudniać pisanie pracy. Skinęła mu więc uprzejmie głową, potem przeczytała i oceniła prace, zachwycona dwoma Puchonkami, które naprawdę się postarały i zasłużyły na dodatkowe punkty.
Nie wysyłasz niczego faktycznie na pocztę, tylko fabularnie uznajesz, że tak było, Danio.
Z początku wszystko było tutaj dla mnie nowe. Język, ludzie, podstawa programowa i książki, z których korzystałem, nawet alfabet, którym były pisane. Pogoda, krajobrazy, smocze problemy, ulica pokątna i Hogwart, podejście otaczających mnie osób do zagadnień dnia codziennego, ich mentalność tak luźna w porównaniu z Rosją. Cała moja codzienność, niegdyś po brzegi wypełniona tańcem. Byłem jak dziecko z dnia na dzień wrzucone w świat dorosłych, dalej nim jestem… ale dziś mija miesiąc, odkąd pojawiłem się w tej szkole i czuję, że choć powoli, to jednak coraz mocniej odzyskuję grunt pod stopami. Że choć nie przestałem być tu obcy, to jestem z pewnością mniej zagubiony. Wrzesień był dla mnie niezwykle stresującym miesiącem. Niby chciałem znaleźć znajomych, ale ogrom nowych rzeczy i ludzi dookoła mnie przytłoczył mnie tak mocno, że zwyczajnie nie byłem w stanie wykrzesać na to odpowiednio dużo energii. Trochę martwię się, że zdążyli sobie wyrobić o mnie zdanie, że mają mnie za odludka, dziwaka lub gbura, ale mam nadzieję, że jednak nie jest dla mnie za późno. Zmęczony wrześniem, ale i pozytywnie nastawiony do pokonywania kolejnych barier, postanawiam, że niedzielny wieczór spędzę, odpoczywając z kubkiem czegoś dobrego do picia. Poranną pocztą przyszła do mnie zamówiona szkolną sową księga wizbooka, postanawiam więc wziąć ją pod pachę i wyjść na błonia, gdzie zamierzam spędzić przynajmniej część popołudnia. Biorę ze sobą również narzutę z dormitorium oraz samonagrzewający się termos, który pożyczyły mi skrzaty z kuchni, w którym zrobiły mi jakiejś herbaty z ziarnami granatu, coś z mamrotkiem czy jakoś tak. Wybieram miejsce, które kojarzę z pierwszej lekcji eliksirów, wydaje mi się do tego idealne. Poświęcam chwilę na ocenienie, czy słońce nie zniknie stąd zbyt szybko, a kiedy upewniam się, że nie, ochoczo rozkładam koc na trawie.
Wrzesień dobiegł końca, a wraz z nim ulotniły się ostatnie wspomnienia wakacji, beztroskiego lenistwa i długich, ciepłych dni. W październik wkraczali z masą zaległych prac domowych i brakiem chęci do nauki. Terry sam nie wiedział, dlaczego właściwie był tak zmęczony, jednak od kilku dni nie czuł się najlepiej. Pobladł, schudł i nabawił się ciemnych sińców pod oczami, jednak najgorsze z tego wszystkiego były senność i znużenie, które niemal uniemożliwiały normalne funkcjonowanie. Val miała teorię, że Puchon za bardzo stresuje się SUMami, co jednak nie miało większego sensu zważywszy na jego bardzo luźne podejście do szkolnych osiągnięć i prawie dziewięć miesięcy, które dzieliło go od egzaminów. Sam zainteresowany zgadywał, że jego złe samopoczucie może wynikać z powrotu do Hogwartu i związanej z tym niechęci, jednak był daleki od samodzielnego stawiania sobie diagnozy. Postanowił, że jeżeli do końca dnia nie poczuje się lepiej, to po kolacji odwiedzi skrzydło szpitalne po coś na odporność czy inne wzmacniające specyfiki. Do końca dnia było jednak jeszcze daleko, a chłopak nie mógł znaleźć dla siebie zajęcia – gdziekolwiek nie usiadł, oczy same mu się zamykały, a czegokolwiek by się nie podjął, zaraz tracił zainteresowanie. Próbował wszystkiego – prace domowe, gargulki, szachy czarodziejów, a nawet słodycze – nic nie absorbowało jego uwagi na dłużej niż kilka minut. Nie był głodny, zamiast więc udać się z innymi na obiad, Puchon zdecydował się na popołudniowy spacer po błoniach, licząc, że świeże powietrze trochę go rozbudzi, a ostatnie promienie słońca (nawet schowanego za szaroburymi chmurami) poprawią mu nastrój. Korzystając z weekendowej swobody zrezygnował z przepisowego mundurka na rzecz sięgającego mu niemal do kolan grubego swetra i najzwyklejszych dżinsów – namiastki normalności, której tak mu brakowało w czarodziejskim świecie. Wychodząc z zamku mijał małe grupki uczniów i studentów zmierzające na posiłek lub z niego wracające, jednak nikt go nie zatrzymywał ani nie pytał, dokąd idzie. I dobrze. Nie czuł się na siłach, by z wymuszonym uśmiechem dołączyć do głośnego zgromadzenia w Wielkiej Sali. Szedł przed siebie, wdychając zapach lasu, który dolatywał do niego wraz z jesiennym wiatrem. Nie miał celu, po prostu chciał wyprostować nogi i przewietrzyć głowę. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak daleko od zamku odszedł, dopóki nie znalazł się na polanie, upstrzonej ostatnimi późno kwitnącymi roślinami. Ku swojemu zdziwieniu odkrył, że na polanie ktoś był, co więcej nie zajęło mu wiele czasu, by rozpoznać samotnego biwakowicza. Daniil siedział na kocu wśród wysokiej trawy, pochłonięty czymś, czego Terry nie był w stanie dostrzec z odległości w jakiej się znajdował. Ślizgon najwyraźniej zdążył już zjeść obiad lub tak jak on zrezygnował z popołudniowego posiłku. Na twarzy Puchona zagościł niespokojny grymas. Daniil był nowy w Hogwarcie, czy to możliwe, że czuł się w zamku równie nieswojo co on? Czy dlatego unikał Wielkiej Sali? Podobne myśli przewijały się przez głowę chłopaka, kiedy próbował sobie przypomnieć, czy widział Ślizgona w jakiejś większej grupie studentów. Na kółku teatralnym witał się entuzjastycznie z kilkoma osobami, Terry jednak sam był boleśnie świadom, że można czuć się samotnym nawet wśród licznego towarzystwa. Nie mógł już teraz odwrócić się na pięcie i odejść, musiał przynajmniej upewnić się, że u Daniila wszystko w porządku. Podszedł do miejsca, w którym starszy chłopak rozłożył koc i przywdział na twarz pogodny uśmiech. – Heya, w porządku? – rzucił na powitanie. Choć pytanie było utartym sposobem witania się ze znajomymi w całej Wielkiej Brytani i zazwyczaj nie wiązało się z żadną konkretną odpowiedzią dotyczącą samopoczucia, Terry liczył, że po reakcji Ślizgona uda mu się odgadnąć jego obecny humor…albo przynajmniej zauważyć jakiekolwiek niepokojące sygnały, jeśli takie były. – Co tu porabiasz, byłeś już na obiedzie?
Kiedy trawę przykrywa już ślizgońska narzuta, a ja zajmuję na niej miejsce, wystawiam twarz w stronę bladego brytyjskiego słońca, chłonąc go z taką zachłannością, jakby miał móc zmagazynować jego promienie na czas trwania zimy. Nie narzekam na angielską aurę, nawet jeśli jest tutaj, jak na mój gust, trochę zbyt wilgotno – w Rosji wcale nie było lepiej, zimy były długie, bure i zimne. Pod pewnymi względami czuję się rozpieszczany, na przykład długością tej pięknej jesieni. Nic więc dziwnego, że chcę wykorzystać wszystkie jej najpiękniejsze momenty, nim ta dobiegnie końca. W końcu otwieram księgę Wizbooka i biorę do ręki wieczne pióro, choć nawet nie zbliżam stalówki do powierzchni kartki. Muszę przebrnąć przez obszerną angielską instrukcję. Może nie był to wcale najlepszy wydatek? Pochłonięty próbami zrozumienia zawiłych wskazówek w kwestii użytkowania magicznej księgi, wcale nie dostrzegam Terry'ego, a w każdym razie nie zwracam uwagi na to, że w oddali majaczy jakaś postać. Dopiero kiedy mnie zaczepia, z zaskoczeniem podnoszę na niego wzrok, a zaraz uśmiecham się szeroko, osłaniając oczy dłonią, bo pod tym kątem razi mnie słońce i nie mogę mu się przyjrzeć. Dosłownie kilka sekund później dociera do mnie, że chyba zostawiłem w Rosji wszystkie maniery i zrywam się na nogi, żeby przywitać go jak należy – na stojąco. — No, właściwie to tak — odpowiadam, bo wciąż jeszcze nie przywykłem, że to pytanie można tak po prostu zignorować. Dopiero teraz, kiedy stoję i patrzę na niego nie pod słońce, a, cóż, z góry, widzę, że nie wygląda najlepiej. — A u Ciebie? — pytam szczerze zmartwiony i naprawdę czekam na odpowiedź. Na drugie pytanie odwracam się na moment w stronę porzuconego (z ulgą!) wizbooka i rzucam mu niechętne spojrzenie, po czym wzdycham ciężko. — Niet, ja nie głodny. Ja dumał, że może uda mi się zrozumieć jak działa ta głupia książka. Ale to chyba trudniejsze niż transmutacja — uśmiecham się na koniec, bo oczywiście nieco koloryzuję. Transmutacja to dopiero była tragedia w moim wykonaniu. Ale Terry chyba się nią interesuje, co naprawdę mi imponuje.
Jesień zdecydowanie była jego ulubioną porą roku, wygrywając zaledwie o cal z latem, które kojarzyło się chłopcu z beztroską wakacji i powrotami do domu na całe dwa miesiące. Jednak nawet słoneczne, długie dni, umożliwiające harce na świeżym powietrzu, nie mogły się równać z jedyną w swoim rodzaju atmosferą szkockiej jesieni. Mgły unoszące się nisko w dolinach, pierwsze deszcze, które zdawały się zbawienne po letnich upałach, długie wieczory spędzane przy kominku… Wszystko to napawało piętnastolatka nostalgią, kojarzyło mu się bowiem z domem i najpiękniejszymi chwilami dzieciństwa. Grube wełniane swetry, litry gorącej herbaty, ledwo wyjęte z piekarnika ciasto – Terry wiele by oddał w zamian za choćby namiastkę tego znajomego ciepła. Ogromnie tęsknił do tych drobnych gestów, które napawały go poczuciem, że jest dokładnie tam, gdzie powinien być. Tutaj każdy dzień zdawał się mijać rutynowo, niemal automatycznie – śniadanie, lekcje, obiad, lekcje, kolacja, zadania domowe, sen. Z nutą zazdrości obserwował, jak inni korzystają w pełni z możliwości, które daje im uczęszczanie do czarodziejskiej szkoły. Gdyby czuł się nieco pewniej, może by do nich dołączył i sam zaczął traktować swój pobyt w Hogwarcie jak jedną wielką przygodę, jednak jak do tej pory nie udało mu się tego osiągnąć. Chłopak westchnął ciężko i pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Nie ma co liczyć na wizytę w Edynburgu przed świętami, nie mówiąc już nawet o powrocie na stałe do ukochanego miasta. Nawet kontakt z przyjaciółmi sprawiał mu coraz większe trudności, każde z nich zdążyło już bowiem ułożyć sobie życie w nowych szkołach, zapominając o dziecięcych sympatiach. Chłopak musiał zmierzyć się z rzeczywistością twarzą w twarz – czy tego chciał, czy nie, Hogwart był teraz jego nowym domem i im prędzej się z tym pogodzi, tym lepiej. Zamiast więc dąsać się jak obrażony przedszkolak, powinien zadbać o to, by wyrobić tu sobie jak najlepsze warunki. Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić, szczególnie gdy każda minuta stanowi ostatnio walkę z sennością. Spacer po błoniach okazał się dobrym pomysłem, nie tylko dlatego, że nieco rozbudził ospałego Puchona, ale również pozwolił mu natknąć się na siedzącego samotnie Daniila. W Terry’m natychmiast odezwała się odziedziczona po matce opiekuńcza natura, która nie mogła dopuścić, by ktokolwiek czuł się w jego obecności samotnie lub niekomfortowo. Nie na mojej warcie. Z uśmiechem na twarzy podszedł więc do Ślizgona, by upewnić się, czy aby na pewno wszystko u niego w porządku. Ucieszył się, słysząc twierdzącą odpowiedź, a chwilę później zmuszony był zadrzeć głowę do góry, kiedy chłopak wstał z koca, by się z nim przywitać. – Ah, też w porządku. Dużo zadań, mało czasu… wiesz, jak jest. – machnął lekceważąco ręką, uśmiechając się przy tym niezręcznie. Wiedział, że nie wyglądał najlepiej, nie chciał jednak, by nowy znajomy zaczął postrzegać go jak nieporadne dziecko, które nie jest w stanie samo o siebie zadbać. Z zainteresowaniem podążył wzorkiem w kierunku koca, na którym leżała porzucona przez Daniila książeczka. Gdy tylko chłopak rozpoznał okładkę, na jego twarz wypłynął szeroki, naprawdę szczery uśmiech. – O rany! Kupiłeś Wizbooka! – ucieszył się, po czym bez pytanie opadł na rozciągnięty na trawie materiał i sięgnął po zaczarowany zeszycik – To nic trudnego, mugole mają bardzo podobny wynalazek, świetna sprawa. – zaczął, otwierając książkę na pierwszej stronie – Najpierw musisz wymyślić sobie jakiś nick, to znaczy pseudonim, żeby inni mogli cię łatwo znaleźć. – spojrzał na Ślizgona – Jakiś pomysł? To może być coś z twoim imieniem albo jakąś cechą lub zainteresowaniem. – podsunął, po czym zarumienił się nieco, nim dodał – Ja na przykład używam nazwy terryble, bo wiesz, Terry i terrible… taki żarcik.