Southampton to liczące niemal 300 tysięcy mieszkańców portowe miasto na samym południu Anglii. Miasto znane jest głównie z drugiego co do wielkości portu w Anglii, z którego wypływał "Titanic" oraz z drużyny "Świętych" i deszczowych zim. Oprócz tego znane jest zamiłowanie tego miasta do zabawy. Rozrywkę można znaleźć zarówno w licznych klubach z elektroniką, jak i w portowych pubach, w których marynarze i stoczniowcy odpoczywają po pracy z pintą w dłoni.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Opuszczone doki to lokacja znana raczej nielicznym, którym nie przeszkadza błąkanie się nocą w tym niezbyt urodziwym miejscu. Widok jednak potrafi zrekompensować wszystkie niedogodności. Nieliczną klientelę tego przybytku stanowią biedni uczniowie spijający tu sklepowe puszki z tanim piwem oraz najważniejszy szczebel w drabinie społecznej - żule.
Opuszczone doki w Southampton były nocą piękne, niezależnie od pory roku. Jesienią były jednak najpiękniejsze. Pomarańczowy blask świateł oświetlających stocznię po drugiej stronie robił niesamowite wrażenie. Ślizgon i Krukonka dotarli w końcu na miejsce. Usiedli na wysokim murku tuż nad samą wodą. Dziewczyna sięgnęła do położonej między nimi torebki. Wyjęła z niej dwie półlitrowe puszki napój energetycznych i bez pardonu wylała część ich zawartości wprost do morza. Dopełniła puszki whisky, podała jedną chłopakowi i szybko wzniosła toast. – Za parszywy tydzień zwieńczony świetnym weekendem. – Stuknęła się z chłopakiem i wzięła łyka. Jej twarz wykrzywił grymas dezaprobaty smakiem drinka. W końcu jednak poczuła znajome ciepło w żołądku i zrobiło jej się przyjemniej.
Po chwili ponownie sięgnęła do torebki. Tym razem wyjęła jednak niewielki głośnik bluetooth i podłączyła go do telefonu. Wkrótce rozbrzmiała muzyka. Na Merlina, jak ona tęskniła za muzyką! Oczywiście, czarodziejski świat ma swoją własną muzykę, ale ta w opinii Krukonki nawet się nie umywała do tej mugoskiej. Czasem chodziła do mugolskiego pokoju w Hogwarcie albo pokoju życzeń zamienianego w jej własny i słuchała okurzonych płyt, ale to nie było to samo. Była to ledwie marna namiastka. Julia wyjęła z paczki mugolskich papierosów (Merlinowe Strzały przezornie zostawiła w domu) bardzo długiego i bardzo grubego skręta, sprawiającego wrażenie takiego, który, gdyby chciał, to upaliłby całą Jamajkę. Opaliła go najpierw zapalniczką, przypaliła filter i włożyła go do ust. Szybko zaniosła się kaszlem. Tak, urodzinowy prezent od dziewczyn zdecydowanie przypadł jej do gustu. Trzymała go na wyjątkową okazję, a ta wypadła właśnie dziś. Nie zawsze podnosi się na duchu kolegę, któremu życie ostatnio daje mocno w kość. Szkoda, że nie zostawiła sobie również litrowej whisky, którą przehandlowała z Callahanem na miotłę.
– Trzymaj – powiedziała, podając Maxowi jointa i od razu zabijając suchość w ustach zawartością puszki.
– To co się z tobą ostatnio dzieje? – zapytała w końcu. – Jesteś cieniem samego siebie i wyglądasz, jakbyś w każdej chwili mógł złożyć nieplanowaną wizytę w skrzydle szpitalnym. Chyba nie śpisz zbyt dobrze, co? Oczy nie kłamią. Wyglądasz jak panda.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Faktycznie doki robiły ogromne wrażenie. Klimat portowego miasteczka przypominał mu o rodzinnym Inverness. Był ciekaw, czy ta mieścina również rządzi się podobnymi prawami i czy jej mieszkańcy mają zbliżone preferencje co do niektórych miejscówek. Wolał jednak nie ryzykować takiej wyprawy. Było na to jeszcze za wcześnie. Nie ufał samemu sobie na tyle, by wiedzieć, ze nic nieodpowiedniego się nie wydarzy. Zajął miejsce obok Julii i uważnie patrzył, co robi z przyniesionymi wcześniej energetykami. Co prawda zdziwił go wybór napoju dokonany przez Brooks, ale dodatkowy power zawsze się przydawał na takich wypadach. Dużo bardziej jednak spodobało mu się to, co chwilę później znalazło się w puszkach. -Za Soton! - Dodał i również zamoczył usta w swoim ulubionym trunku. Odchylił się do tyłu, balansując na krawędzi murka i jednocześnie wbijając wzrok w gwiaździste niebo. Wiatr i chłód bijący od spokojnej toni wody, delikatnie otulały jego twarz. Tak, zdecydowanie potrzebował wypadu z dala od tego wszystkiego, co odpierdalało się teraz w zamku. Dopiero, gdy poczuł charakterystyczny, cierpko-słodki zapach, powrócił do poprzedniej pozycji. Odruchowo chwycił skręta miedzy palcami, lecz zatrzymał go tuż przy ustach. Czy powinien? Domyślał się, że raczej nie. Spojrzał na krukonkę, jakby chciał znaleźć w jej oczach przyzwolenie i odpowiedzi. Niestety jednak ostateczna decyzja należała tylko i wyłącznie do niego. W końcu postanowił. Domyślał się, że Lowell nie byłby z niego najbardziej dumny, ale przecież joint to nie to samo. Dla Maxa była to używka bardziej na poziomie papierosów, czy alkoholu. Nigdy nie działała na niego tak, jak to, w czym tak naprawdę gustował. Zaciągnął się, wdychając w płuca ostry, charakterystyczny dym, by następnie go wydmuchać. Musiał przyznać, że Julia nie dała mu byle czego. -To musi zostać między nami. - Powiedział stanowczo, zaciągając się ponownie, by następnie podać jej blanta. Domyślał się, że to pytanie w końcu padnie. Wiele osób mogło nie zwracać na niego uwagi, ale wiedział, że były od tej reguły wyjątki. I to właśnie one martwiły go najbardziej. Ponownie zwrócił się po chwilę wytchnienia do puszki z whisky, by dopiero po tym, jak znajdzie się ona w jego żołądku, zabrać głos. -Jesteś na to gotowa? - Zapytał, domyślając się jednak odpowiedzi. -No więc, przez pewien czas byłem przekonany, że zostanę ojcem, przez co zarobiłem niezły wpierdol i trochę poszalałem z różnego rodzaju umilaczami życia.Teraz za to płacę. - Nie miał odwagi powiedzieć jej prosto z mostu, w jakiej chorej sytuacji przyłapał go Felek, ale mimo wszystko jej ufał. -Nawet tego, nie powinienem dzisiaj dotykać, więc proszę trzymaj mnie z dala od czegokolwiek innego. - Skoro już się skusił na buszka, to domyślał się, że jego asertywność również akurat poszłaby na zakupy, gdyby ktoś postawił go przed jakąś mocniejszą używką. Potrzebował pomocy i z bólem serca musiał o nią więc poprosić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Krukonka skinęła lekko głową, dając do zrozumienia, że może liczyć na jej dyskrecję. I rozumiała, ona również nie miała zamiaru chwalić się komuś, że weekendy spędza pijąc whisky z red bullem i pali blanty. Choć nie jest to coś obcego wśród młodych czarodziejów, to wciąż stanowi swoisty rodzaj tabu. Szkolne deski klozetowe widziały więcej śniegu niż gajowy przez całą zimę. – Jasne – odpowiedziała na pytanie Ślizgona, gotowego do zwierzeń. Okazało się, że nie była gotowa na to, co usłyszała. Max miał tę moc przyciągania do siebie problemów, ale ostatnie tygodnie zdawały się czymś z innej półki. – O cholera – skomentowała krótko. Nie była pewna, co powiedzieć, ani jak się zachować. Zdała sobie również sprawę, jak płytka była dotychczas ich znajomość. Często spędzali ze sobą czas i zawsze miło wspominała ich spotkania, a mimo to nigdy ze sobą szczerze i od serca nie rozmawiali. Dziś miło się to zmienić i nie była pewna, czy jest na to gotowa.
– O cholera – powtórzyła. Naprawdę, nic mądrzejszego nie była w stanie wymyślić. Kłębiło jej się tyle myśli w głowie. Przypominały jej się jakieś strzępki informacji i podsłyszanych plotek, które teraz, po spowiedzi ślizgona, zaczęły się ze sobą łączyć w jakąś logiczną całość. Krukonka przypomniała sobie również całkiem uroczą gryfonkę, z którą była w parze na lekcji magii leczniczej. Młodsza siostra Callahana, Olivia. Nie podzieliła się jednak swoimi podejrzeniami.
– Jeżeli zobaczę, że chociaż patrzysz na gościa, który coś bierze, to tak cię obiję tłuczkiem na meczu, że Cię Felek będzie składał do kupy jak puzzle. – Zaciągnęła się skrętem i podała go ślizgonowi. Jak to się stało, że ktoś mający 17 lat sprowadził na siebie tak dużo problemów, i to tak poważnych?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Alkohol i papierosy nie stanowiły dla niego problemu. Oczywiście palił już nałogowo, a przez sytuację, w jakiej się znalazł ostatnio częściej zaglądał do butelki. Nie zmieniało to jednak faktu, że aż tak nie niszczyło mu to życia, jak inne używki. Dlatego też nigdy nikomu nie chwalił się ze swojego wyjątkowo durnego hobby. -Dokładnie. - Skomentował jej "cholerę" uśmiechając się lekko. -Teraz już wiesz, że bawię się w życiu wyśmienicie. - Powiedział jeszcze nim ponownie wlał sobie Ognistą do gardła. Julia nie miała prawa wiedzieć, jak bardzo nie myliła się w sprawie swoich podejrzeń, co do niedoszłej matki jego niedoszłego dziecka. Starał się nie dzielić danymi personalnymi Olivii, jeżeli już opowiadał o tym incydencie. Nie chciał, żeby dziewczyna miała przerąbane przez jego niewyparzoną gębę. Pamiętał, jak skończyło się to, gdy został przyłapany w zeszłym roku na seksie z Tori. -Powiedz to Felkowi, a do meczu nie dotrwam. - Powiedział w pewien sposób doceniając ironię, że akurat imię puchona padło w tej rozmowie. Był jednak przekonany, że w tej hipotetycznej sytuacji, Felinus jeszcze drobniej by go posiekał zamiast poskładać. -Nie myśl sobie jednak, że nie będę miał sił na mecz! Tak wpierdzielę gryfonom, że zapomną, którą stroną się ryczy, a którą sra. - Wizja nadchodzącej rozgrywki trochę podnosiła go na duchu. Nie mógł się doczekać, aż ponownie chwyci pałkę w dłoń i będzie mógł nawalać tłuczkiem na prawo i lewo. -To co, kończymy i pokażesz mi te słynne dokowe kluby? - Wskazał głową na spalonego w połowie jointa, by pokazać, co dokładnie miał na myśli. Muzyka lecąca z głośnika wpasowywała się w gusta ślizgona, który powoli zaczynał odczuwać relaks swoich mięśni. Jednak Brooks obiecała mu imprezę, więc liczył na to, że dotrzyma słowa.
– Przede wszystkim, bawisz się głupio. Nie na wszystko ma się wpływ. W gruncie rzeczy, to jesteśmy jak ten klocek niesiony prądem rzeki. Ale jednak coś jeszcze od nas zależy i choć nie znam wielu faktów, to znam ciebie i zgaduję, że większości problemów mógłbyś uniknąć, gdybyś tylko myślał. Powiedz mi Solberg, jak to możliwe, że ktoś tak inteligentny, jak ty, jest jednocześnie takim idiotą? – uśmiechnęła się i pokiwała głową z niedowierzania. – Wyjmij głowę z dupy i zacznij jej używać, a wszystko się zacznie układać. - poczochrała go po głowie, jak młodszego brata.
Może nie była mistrzynią subtelności. Może powinna się wykazać większą ilością zrozumienia i empatii. Może. Ale Krukonka nie gryzła się w język. Mówiła to, co myślała, a że po trawie myślała sporo, to i sporo mówiła. Nie była magipsychologiem, była studentką i nastolatką. I naprawdę uważała, że Max mógłby żyć dużo spokojniej, gdyby tylko nie wtykał wacka w każdą napotkaną dziewczynę i po prostu zastanowił się czasem dwa razy, zanim zrobi coś niemądrego.
– Przyjdę na wasz mecz sprawdzić, jak sobie radzicie. Pamiętaj, żeby w pierwszej kolejności atakować Davies. I w ogóle, przy każdej nadarzającej się sytuacji, wal w Davies. Bez niej Gryfoni nic nie zrobią.
Kiedy ślizgon zaproponował jej zmianę miejsca, nic nie powiedziała. Taki miała plan. Nie po to ściągała go na drugi koniec Brytanii, żeby cały wieczór spędzić na murku. Wzięła od chłopaka jointa, zaciągnęła się trzy razy i oddała. Powoli zaczynało przyjemnie szumieć jej w głowie. Czuła, jak jej powieki robią się ciężkie, a uśmiech szeroki. Zachichotała, nawet sama nie wiedziała z czego.
– To co, kończymy? – zapytała, a potem wybuchła śmiechem, gdy sobie uświadomiła, że dosłownie chwilę wcześniej Ślizgon pytał ją o to samą. Tak to już było z paleniem. Wspomnienia po nich są wspaniałe, choć często krótkie i urywane.
– Pal już do końca, mi ewidentnie starczy – stwierdziła w końcu. – Chodź, skoczymy na jakieś szybkie piwo do pubu, bo mnie suszy, a potem wezmę cię do „Wonderlandu”.
Blant w końcu dogasł do końca, a zawartość puszek zniknęła w ich żołądkach. Teraz, weseli i zrobieni, mogli ruszyć dalej, sprawdzając, co los przygotował im tej nocy.
***
Spoiler:
Na wejście rzucasz kością K6, aby sprawdzić, co czeka cię w barze.
1 -W rogu Sali widzisz dziwny zielony stół od którego odchodzi para mugoli. Postanawiasz to wykorzystać i zagrać w tę dziwną mugolską grę, polegającą na odbijaniu kolorowych kul. Jeżeli grasz z kimś, rzucacie kością k100. Osoba z wyższym wynikiem wygrywa, a przegrany leci do baru po piwo i szoty :) 2 – Ledwo zdążyłeś wejść do środka, gdy podchodzi do ciebie pijany Brytyjczyk, twierdzący, że jest twoim dalekim kuzynem. Mężczyzna jest tak głośny i natarczywy, że w końcu zgadzasz się na to, żeby postawił ci piwo. Dorzucasz K6: Parzysta – nowy towarzysz nie ma dziś zbyt dobrego dnia. Po kilku minutach rozmowy i wypiciu zaledwie kilku łyków piwa przybija gwoździa i zasypia przy barze. Ale nie ma tego złego – barman ci przypomina, że jegomość ma otwarty rachunek, a to znaczy jedno – darmowe chlanie! Nieparzysta – co tu dużo mówić. „Skurwiel się okazał bestią”. Alkohol zdaje się na niego kompletnie nie działać, czego nie można powiedzieć o tobie. Mieszanie piwa i wódki nie było dobrym pomysłem. Musisz pilnie skorzystać z toalety lub wyjść na zewnątrz, aby zwymiotować. Plus jest taki, że poczujesz się po tym lepiej i trochę przetrzeźwiejesz. 3 – Nie masz szczęścia. Twoja twarz nie przypadła do kilku osobom i los chciał, że postanowili cię o tym poinformować. Ich jest kilku, a jak to w barach, gdyby nie masz siły argumentów, to trzeba sobie radzić argumentem siły. To od ciebie zależy, jak potoczy się wasze spotkanie. Odpyskujesz? Wyprowadzisz pierwszy cios? Załagodzisz sytuację żartem, a może postawisz chłopakom piwo? 4 – Ty psie na baby/chłopy, szczek szczek! Wpadłeś w oko przedstawicielowi płci, która cię interesuje. To od ciebie zależy, co dalej, a opcje masz trzy: • Idziesz na całość. Wznosisz się na szczyty kreatywności, żeby tylko zaliczyć. Opuszczasz osobę towarzyszącą ci w barze, ale przecież musiałeś, prawda? Nie codziennie ktoś ci proponuje wypróbowanie w łóżku hasła bezpieczeństwa. • Bierzesz numer. Albo nie. Dziś nie przyszedłeś tu, żeby zamoczyć, a żeby się dobrze bawić z towarzyszem. • Flirt idzie ci dobrze. Do czasu. Właśnie miałeś proponować wymianę numerów, gdy się okazuje, że osoba, z którą kręcisz, nie jest sama. A jej druga połówka nie należy do wyrozumiałych, zwłaszcza po pijaku. Zaczyna się awantura. 5 – Jaki tu spokój, nic się nie dzieje… miejsce jest ładne, ale nie tego się spodziewałeś. Ostatecznie wlewasz w siebie trochę alkoholu, ale masz ochotę na więcej i chcesz jak najszybciej pójść na normalną imprezę. 6 – Trawa i drinki odpaliły w tobie pokłady apetytu, których się po sobie nie spodziewałeś. Idziesz więc do baru i zamawiasz wszystko! Po tej wspaniałej uczcie czujesz się błogo, do momentu, gdy przychodzi czas zapłaty. Rachunek jest duuuży, a w twojej kieszeni znajduje się niewiele funtów. Robisz dorzut K6: Parzyste – Martwienie się o kasę to już nie twój problem. Widzisz śpiącego przy stole gościa i informujesz barmana, że to twój ojciec. Biedny mugol będzie musiał zapłacić za posiłek, którego nawet nie pamięta. Nieparzyste – Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. „Dyskretnie” przywołujesz swojego towarzysza i planujecie subtelną ucieczkę. Niestety, jesteście oboje pijani i spaleni, dlatego po drodze wywalacie krzesła, stolik z piwem, a także potrącacie klientów. Lądujecie na czarnej liście szefa lokalu, do momentu, aż nie zapłacicie za straty (50 galeonów)
Do „How much is the fish” dotarli szybko. Portowy pub znajdował się raptem dwa kilometry od opuszczonych doków. Im jednak podróż ciągnęła się niemiłosiernie. W międzyczasie zatrzymywali się nawet kilka razy na papierosa. Pub, tak na zewnątrz, jak i w środku, nie różnił się niemal niczym od tysięcy pubów w całej Anglii. Ludzie stali przy wysokich stołach, pijąc piwo, głośno rozmawiając i przekrzykując się, albo grali w bilard lub rzutki. Klientela była zróżnicowana. Można było tu spotkać zarówno portowców w tłustych kaszkietach, biznesmenów w drogich garniturach, jak i studentów pod uczelnianym krawatem. Jak na dokowy pub jednak przystało, z głośników dobiegały marynistyczne szanty. Kiedy poleciała jedna z tych popularniejszych, szmery i hałasy ustały, a zastąpiły je pijackie śpiewy, do których dołączały kolejne osoby:
Leave her, Johnny, leave her! Oh, leave her, Johnny, leave her! For the voyage is long and the winds don't blow And it's time for us to leave her.
Do chóru męskich przepitych gardeł dołączyła i Julia. Szanta się skończyła, a zastąpiły ją głośne brawa i gwizdy. Portowcy potrafili pić i się bawić, a co udowodnili w tej chwili – potrafili również śpiewać. – Pójdę po piwo. Idziesz ze mną, czy poczekasz? – spytała zachrypniętym głosem, poprawiając grzywkę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko było nie przyznać dziewczynie racji, że z rozsądkiem Max mijał się dość często. Mimo, że w wiele dziwnych sytuacji pchał się sam, to czasami życie lubiło dodatkowo skopać go po dupie na co nie miał za bardzo wpływu. Ostatnie wydarzenia jednak nie były bez jego winy. Gdyby stawił czoła temu, co się dzieje zamiast odreagowywać w tak głupi sposób, wszystko za pewno wyglądałoby inaczej, a i on nie siedziałby tutaj teraz zmarnowany. -Nie jesteś jedyną osobą, która się nad tym zastanawia. - Posłał jej uśmiech wywołany tylko po części krążącym w jego organizmie już zielskiem. Nie przeszkadzała mu bezpośredniość Julii, wręcz przeciwnie. Cenił sobie ludzi, którzy potrafili tak szczerze dzielić się swoimi myślami nawet wtedy, gdy nie były one najprzyjemniejsze. Sam nie zawsze to potrafił. -W pierwszej kolejność będę próbował sam nie oberwać, a potem cel na Davies! - Był ciekaw ile kontuzji przyniesie kolejny mecz. Musiał spiąć dupę i się ogarnąć jeżeli nie chciał zlecieć z miotły po pięciu minutach z braku sił. Całe szczęście potrafił warzyć eliksiry, które mogły mu w tym pomóc. Przejął od niej jointa i wypalił go do końca. On również czuł już skutki w organizmie. Mimowolny uśmiech na twarzy, suche oczy i ta błoga ospałość, która w połączeniu z alkoholem stawała się tylko relaksem. -Prowadź do krainy marzeń! - Zeskoczył z murka i chwytając Julię pod rękę dał się poprowadzić.
W końcu dotarli na miejsce. Max nie był w stanie powiedzieć ile czasu trwała ich podróż. Zrobiony, jeszcze bardziej doceniał urok tego miejsca. Czuł się prawie jak w domu, co było jednocześnie niepokojącą jak i pocieszającą myślą. Bar, do którego wprowadziła go Brooks był zatłoczony, a ledwo weszli dziewczyna oddała się wspólnym śpiewom. Max kompletnie nie przejmując się, że nie zna melodii ani słów, postanowił do nich dołączyć. Gdy już muzyka ucichła, przyszedł czas na właściwą rozrywkę. -Idź sama, ja się tu rozejrzę. - Powiedział odprowadzając Julię wzrokiem do baru. Przez chwilę kręcił się po wnętrzu, poznając każdy jego zakamarek i odnajdując strategiczny punkt, jakim była toaleta. Po chwili jednak, jego wzrok padł na stół bilardowy. Bez zastanowienia podszedł do niego i zaczepił jednego z grających akurat mugoli. Po krótkiej wymianie zdań, udało mu się wynegocjować, że następna runda będzie należała do nich. -Brooks, gramy! Przegrany stawia szoty. - Powiedział nie pytając, a oznajmiając. Raczej nie spodziewał się odmowy ze strony krukonki, to też nie widział sensu w pytaniu. Gdy mugole skończyli swoją partię, Max chwycił kija i ustawił na stole bile. -Lepiej szykuj funciaki, bo za chwilę zobaczysz, jak się gra. - Powiedział, po czym zabrał się za rozpoczęcie gry. Niestety pewnemu siebie i zrobionemu Solbergowi, kij omsknął się na dłoni i w efekcie tylko delikatnie puknął ułożoną na środku gromadę kulek. Ślizgon nie przejął się tym, a cała sytuacja wywołała w nim krótki śmiech. Zapowiadał się cudowny wieczór.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Stojąc w kolejce po alkohol, spoglądała raz na jakiś czas na Solberga, aby się upewnić, że nie gada z żadnym szemranymi typami, ani nie szuka guza. Z tym chłopakiem wszystko było możliwe i jedno było pewne – nie będą się nudzili. Na szczęście ślizgon był grzeczny i poza kręceniem się w kółko, unikał jakichkolwiek problemów. Krukonka tymczasem poczuła, jak używki uderzają ją w głowę niczym rasengan. Może to kwestia gorąca w pomieszczeniu, a może opóźnione działanie whisky z energetykami, ale wzrok jej się niemal rozmył, a słuch, co ciekawe, wyostrzył. Zamknęła na sekundkę oczy i kiwała głową, skupiając się na piosence lecącej z głośników. Z zamyślenia wyrwał ją barman, który złapał ją za dłoń, widząc, że ta nie reaguje na jego słowa. Dziewczynie trochę zajęło zrozumienie, gdzie jest, kim jest i dokąd zmierza, ale na widok stojących na półce butelek z alkoholem, wróciła jej pamięć. – Piwo! A właściwie dwa piwa! – niemal krzyknęła triumfalnie.
Schodki się zaczęły, gdy barman spytał ją, jakie piwa. Okazało się, że jakimś cudem mają kilkanaście rodzajów. Wybór piwa w takim stanie nie był łatwym zadaniem. Co więcej, nie wszyscy byli w tak wspaniałym nastroju jak Julka, a kolejka rosła z każdą sekundą. Ci mniej cierpliwi szemrali coś nawet pod nosami, ale Brooks była zbyt zajęta myśleniem. W końcu wspaniałomyślnie postanowiła poinformować barmana o swoim wyborze.
– Obojętne – odpowiedziała z uśmiechem i zaczęła chichotać. Co tu wiele mówić, jeszcze nigdy robienie najprostszych czynności, nie kosztowało ją tyle wysiłku. Dziewczyna zapłaciła ku uciesze tłumu przy barze, wzięła dwie pinty i odeszła. Teraz musiała podołać kolejnemu ciężkiemu zadaniu – musiała uważać, żeby nie wylać piwa. Na razie jednak problem ten jej nie dotyczył, bo nie mogła znaleźć Solberga. Ludzi było dużo, Solberg jeden, więc trochę jej zajęło odnalezienie go. Chłopak stał akurat przy bilardowym stole i rozmawiał z jakimś mugolem, choć ciężko było to nazwać rozmową. Ślizgon uśmiechał się, kiwał głową i spoglądał na swojego rozmówcę spod przymrużonych oczu. Kiedy zaś zaproponował jej grę, westchnęła cicho. Nie przepadała za bilardem, bo ją nudził, ale z drugiej strony granie po trawie i zakład o szoty? To musiało się udać! Wzięła do ręki kij i kiedy ślizgon zajmował się ustawianiem kul, ona gasiła pragnienie w piwie i zastanawiała się, skąd zna kawałek, który leciał z głośników. A, no tak, to był ten sam utwór, który leciał, kiedy stała przy barze po piwo! Na co komu zmieniacz czasu, skoro wystarczyło zioło? Kiedy Max ustawił już bile w charakterystyczny trójką i postanowić je rozbić, coś poszło nie tak. Jak się okazuje, machanie bilardowym kijem nie szło mu tak dobrze, jak własnym i nie miała tu na myśli quidditcha. Chcąc nie chcąc wybuchła niekontrolowanym śmiechem, a dojście do siebie nieco jej zajęło.
– Może zwiększymy stawkę? Przegrany stawia szoty i przez cały październik robi prace domowe z wybranego przedmiotu. Co ty na to?
Dając chłopakowi czas do namysłu, pokryła czubek kija kredą i mętnym wzrokiem rozejrzała się po zielonym aksamicie. Uderzyła mocno, pewnie. Dwie „pełne” bile wylądowały w uzach, a po chwili Krukonka dorzuciła jeszcze dwie. Jej dobra passa skończyła się przy piątej. Nienawidziła tej gry, co nie zmieniało faktu, że była w nią dobra.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musiał się pokręcić, bo spokojnie stojący w miejscu Solberg, to nienaturalny Solberg. Miał nawyk robienia krótkiego rozeznania w terenie przy podobnych miejscówkach. Szczególnie droga do toalety warta bywała zapamiętania oraz, droga ucieczki jeśli nadarzyła się okazja na niezbyt przyjemny wpierdol. Sam Max nie czuł jeszcze mocnych efektów używek, chociaż również doświadczał lekkiego szumu w głowie i upragnionego wyluzowania. Wiedział jednak, a raczej miał nadzieję, że jest to dopiero wstęp. Musiał chwilę poczekać aż Brooks da radę wyzwaniu, którym było zamawianie piw, ale w końcu wróciła z dwoma złocistym napojami w ręce i można było rozpocząć grę. Start nie był zbyt profesjonalny dzięki samemu Solbergowi, ale już po chwili Julia pokazała, na czym ta gra naprawdę polega. -Prace Domowe przez miesiąc? A co mi tam! Stoi. - Zgodził się nie do końca widząc czemu by nie miał. Dobrał się do szklanki z piwem i wziął porządnego łyka. Złocisty płyn idealnie gasił pragnienie, a do tego "poprawiał" stan chłopaka. Gdy naczynie ponownie wylądowało na stoliku, przyszła kolej, by Max pokazał, że jednak coś potrafi. Ponownie chwycił za kij i tym razem bardziej się skupił. Udało mu się wbić kilka bil do czekających na nie łuz, ale przy trzeciej sfaulował posyłając do dziury także i białą kulkę. -No i bzyczek by to jebał. - Mruknął pod nosem, a gwar panujący wokół jeszcze bardziej zagłuszył jego słowa. Ponownie przyssał się do swojego piwa i obserwował poczynania krukonki. Zaczynał zdawać sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji i sam siebie wjebał w odwalanie za nią roboty.
Julia uśmiechnęła się, widząc poczynania Solberga. I cieszyła, bo już wiedziała, że październik będzie miała wolny od pisania prac domowych. A to z kolei oznaczało kilka godzin więcej na treningi. Sezon quidditcha był tuż za rogiem, niebawem czekał ją profesjonalny debiut, bo Harpie grały na inaugurację z Wędrowcami z Wigtown. Jeżeli wrzesień wydawał się jej ciężki, to aż się bała myśleć o październiku. Dziewczyna ułożyła białą bilę na stole i płynnym ruchem wbiła kolejną bilę. A potem następną i następną. Na końcu pozostało jej wbicie czarnej, co również przyszło jej łatwo, a kiedy już wygrała, to nie odpuściła chłopakowi i wbiła również jego bile. Chodzenie z ojcem do pubów nie poszło na marne. Dziewczyna wymiatała przy zielonym stole, co nie zmieniało faktu, że wciąż nienawidziła tej gry.
– Chodźmy po szoty, a potem możemy zagrać rewanż o odrabianie prac domowych do końca roku. – Puściła chłopakowi cwaniackie „oczko” i zanurzyła usta w piwie. Smakowałozwycięstwem.
Zamówili szoty, które wypili przy barze i zamówili jeszcze po piwie, które również zdążyło zaskakująco szybko zniknąć, gdy zaczepił ich pewien mężczyzna, którego dziewczyna mijała wcześniej.
– Kogo to moje oczy widzą! – krzyknął pijaczek. Miał latynoskie rysy twarzy, malinowy nos i maślane, zmęczone oczy, którym dorównywały jedynie te Solberga i Brooks. – Kuzyn Sergio z żoną Juanitą! Tak właśnie myślałem, że to ty, kiedy wcześniej brałaś piwo! Co u was, amigos?! Co wy robicie w Soton, do diabła?
Dwójka nastolatków starała się coś powiedzieć, ale ich słowa zginęły w gwarze pubu oraz monologu mężczyzny o barwnych pseudonimie „Checo”, który pokrótce streścił im swoje ostatnie trzy lata pracy w dokach, rozwód, wygraną opiekę nad dziećmi i problemy z cukrzycą. Chcieli się zmyć, ale byli nastolatkami, a Checo postawił im kolejkę, potem drugą i trzecią. Z takimi argumentami nie potrafili walczyć. @Maximilian Felix Solberg
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Wto 06 Paź 2020, 16:05, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Patrzył, jak dziewczyna bezczelnie go ogrywa, popijając z boku swoje piwo. -Ej Brooks, myślałem, że to jest gra dla dwóch osób. - Rzucił, gdy Julia zabierała się właśnie za ostatnie bile na stole. Widać, że nie było do jej pierwsze rodeo. Max oczywiście nie był najszczęśliwszy z faktu, że będzie musiał odrabiać nie tylko swoje zadania przez kolejny miesiąc. I tak już miał mało czasu. Lekcje, kółka, inwazje niuchaczy. i zbliżający się mecz.. To wszystko sprawiało, że miał ręce pełne roboty. Nie był jednak osobą, która wycofałaby się z zakładu. Uczciwa wygrana zobowiązuje. A raczej uczciwa przegrana. -Nie, nie! Aż tak się zrobić nie dam. Teraz już wiem, co potrafisz. - Zaoponował przeciwko podniesieniu stawki. Miesiąc mógł jakoś ogarnąć, ale czekały go w tym roku OWUTEM-y i potrzebował jednak chociaż chwili czasu dla siebie na naukę do egzaminów. Szoty jednak nie łapały się pod protest. Max wyciągnął z portfela odpowiedni banknot i wręczył go barmanowi, gdy ten polewał alkohol do kieliszków. -To za niewolniczą pracę Solberga! - Wzniósł toast, by następnie przechylić kieliszek i wlać sobie do gardła jego zawartość. Otrząsnął się lekko, gdy poczuł na języku charakterystyczną goryczkę, a następnie zamówił im po piwie. Złocisty napój został praktycznie wyzerowany przez nich. -Buenas Noches, mi primo! - Przywitał się z nim po hiszpańsku Max od razu włączając u siebie tryb hiszpana. Ślizgon był już naprawdę lekko "zrobiony" i nie miał najmniejszego zamiaru odpuścić okazji do poudawania Sergio. Kimkolwiek on był. -Juanita i ja właśnie obchodzimy rocznicę ślubu. Słyszeliśmy, że w Soton najlepsze imprezy więc... - Uśmiechnął się szeroko i objął Julię w pasie, jakby na potwierdzenie swojej historii. Angielski ślizgona nabrał lekkiego hiszpańskiego akcentu i chłopak naprawdę przednio się bawił. Wtedy to "Checho" zaczął pompować w nich alkohol i opowiadać historię swojego życia. Max rzucał tylko porozumiewawcze spojrzenie w stronę Julii i chętnie przyjmował szoty od rzekomego kuzyna. Niestety okazało się, że Solberg przecenił dziś swoje zdolności. Po jednej z kolejek poczuł, jak żołądek krzyczy, że zaraz wypluje z siebie zawartość. -Wybaczcie na chwilę. - Powiedział po czym szybkim krokiem skierował się w stronę wypatrzonej wcześniej toalety, by zwymiotować. Spędził chwilę w kabinie, przytulając muszlę, by następnie powrócić do baru. Przed wyjściem z łazienki opłukał jeszcze twarz zimną wodą i poczuł, że nawet trochę wytrzeźwiał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julia nie mogła się powstrzymać od śmiechu, słysząc, jak Solberg zmienia momentalnie akcent ze szkockiego na hiszpański. Bez wątpienia było w tym coś zabawnego i po części uroczego.
– Buenos noches, senor Checo! – przywitała się z mężczyzną, kładąc mu dłoń na barku. – Jak już Felixo wspomniał, świętujemy kolejny rok naszej wspaniałej miłości i nie mogliśmy wybrać lepszego miejsca. Tu jest cudownie, prawda skarbie? – Położyła głowę na jego ramieniu i objęła go w pasie. – Nie było wątpliwości, bez problemu odnalazłaby się w roli meksykańskiej matrony. – To jak, Checo, kiedy wpadasz do nas na obiad? Przygotujemy chimichangi, tacos i tequillę, a na śniadanie, klasyczne english breakfast.
Bawiła się wyśmienicie. Siedząc w to południe na ławce ze skręconą kostką, biedniejsza o skarby skradzione przez niuchacze nie sądziła, że ten wieczór może potoczyć się w ten sposób. Ten wieczór był dla niej tym, czym woda dla ryby, a towarzystwo znajomego ślizgona jedynie ją w tym utwierdzało.
– To co skarbie, za naszą dozgonną miłość? I za Checo! – wzniosła do góry kieliszek z tequillą i momentalnie wlała go w swoje gardło.
Podchmielony Checo zaśmiał się gardłowo, patrząc, jak młode gołąbki są odurzone miłością. Nie miał jednak pojęcia, że to miłość do alkoholu i marihuany. Wypili jeszcze kilka kolejek, gdy Julia dostrzegła, jak Max nagle bladnie i mamrocząc coś niewygodnie, zmierza w kierunku łazienki. – Ah ten mój Max, jak zawsze nie wytrzymuje tempa prawdziwych dorosłych – zaśmiała się, po części ze swego żartu, po części z powodu dziwnych substancji krążących w jej żyłach. – To co, Checo? Na drugą nóżkę, żeby nie kuleć?
Stuknęła się z Meksykaninem kieliszkiem. Potem drugim i trzecim. Po czwartym zgubiła rachubę i z miejsca pożałowała swej zachłanności. Z białą jak ściana twarzą ucałowała i pożegnała „kuzyna”, po czym ruszyła śladem Maxa. Była tak zaprawiona, że omyłkowo weszła do męskiej toalety. Po drodze minęła ślizgona, któremu rzuciła niewyraźne zaraz wracam, po czym zmierzyła prosto do sedesu i zrobiła coś, z czego dama nie powinna być dumna. Wkrótce cała łazienka zaniosła się gromkim grzmotem, który wyrwał się z jej trzewi. Nie było przyjemnie, ale momentalnie przetrzeźwiała i poczuła się lepiej. Przemyła jeszcze twarz zimną wodą, przepłukała usta, zaaplikowała sobie gumę do żucia i wróciła do środka. Max tym razem trzymał się z daleka od Checo i stał oparty o ścianę z przymkniętymi oczami, tupiąc nogą w rytm muzyki.
– Co słychać u mojego ukochanego Felixo? – zapytała, składając na jego policzku całusa i zanosząc się pijacki chichotem.
Wrócili do baru, bo płukanie żołądka okazało się na tyle skuteczne, że chwilowa słabość gdzieś zniknęła. Podobnie jak Checo, którego nigdzie nie było. Zamówili jeszcze po kieliszku i coli, gdy do dziewczyny dosiadł się jakiś mężczyzna. Miał około trzydziestu lat, niski głos, ogorzałą twarz i papierosa za uchem – prawdziwy samiec alfa. Mężczyzna przedstawił się i w niespełna minutę wyrzucił z siebie wiązankę komplementów i to takich co bardziej soczystych. Julia zarumieniła się, głównie ze śmiechu.
– Wybacz, kolego, ale przyszłam dziś z mężem. – Na potwierdzenie swoich słów objęła Maxa w pasie i spojrzała mu zalotnie w oczy.
Mężczyzna nie dawał jednak za wygraną.
– Serio? Jesteś z takim przeszczepem?! – Rozczarowanie na jego twarzy było wyraźne. Pokrył się purpurą jak przejrzała śliwka. Zaśmiała się głośno, słysząc te słowa. Pytanie tylko, czy Maxowi również będzie tak do śmiechu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Rzadko kiedy odpalał na pełnej kurwie swoją hiszpańską naturę. Uwielbiał ten język, ale na co dzień raczej zostawał przy swoich szkockich korzeniach. Mimo to, kiedy nadarzała się okazja, nie miał problemów z lekką zmianą osobowości. Wiedział, że Julia dołączy do niego i wejdzie w rolę Juanity. Z boku musieli wyglądać jak naprawdę uroczy duet. Brooks nie wytrzymała, ale Max wciąż grał swoją rolę zaśmiewając się w środku. No tego by się chyba nie spodziewał. Wznieśli toast za swoje cudowne małżeństwo i wtedy wszystko zaczęło nabierać tempa do tego stopnia, że Max się po prostu skończył i musiał zwrócić wypity alkohol. Nie miał pojęcia, jak długo okupował łazienkę, ale nie umknęło mu, że minął się z Brooks. Postanowił nie maltretować jej pytaniami i dać trochę prywatności, jak na dobrego męża przystało. Wykorzystał ten czas na jeszcze lepsze dojście do siebie. -Tu jesteś, kochanie. Wszystko w porządku? - Zaśmiał się i lekko zarumienił, gdy Brooks dała mu buziaka w policzek. Ah ten alkohol. -Jak myślisz, jak bardzo Juanita z mężem się zdziwią, jak Checo wbije im na obiad, który mu obiecaliśmy? - Nie musiał namęczyć się, by wyobrazić sobie tę scenę. Na szczęście po Checo wszelki ślad się rozpłynął i mogli dalej zająć się sobą. -Jeszcze jedno słowo do mojej żony i będziesz błagał o przeszczep. - Powiedział groźnie w stronę nachalnego kolesia, chociaż w środku wcale nie czuł złości. Na pewno nie na tak mierną obelgę. Wstał i chwycił krukonkę za rękę. -To co kochanie, chyba najwyższy czas zmienić lokal? - Rzucił mrugając do Brooks porozumiewawczo i prowadząc ją w stronę wyjścia. Gdy znaleźli się już za drzwiami, w końcu wybuchnął tłumionym od dawna śmiechem.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon 19 Paź 2020, 13:37, w całości zmieniany 1 raz
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Jedno z najbardziej tajemniczych miejsc na imprezowej mapie Soton. Pub "Alice" to z pozoru hipsterski pub z kraftowym piwem, którego wystrój nawiązuje do twórczości Lewisa Carolla. Jednak sam pub to nie wszystko, co właściciele przygotowali dla klienteli. W każdej z toalet znajduje się lustro, będące jednocześnie ukrytym przejściem do "Wonderlandu", klubu muzycznego z wyjątkowo głośną muzyką i mnóstwem roztańczonych ludzi pod wpływem wszystkiego.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Co tu dużo mówić, byli idealnymi partnerami w zbrodni. Nic nie musieli planować, a wszystko przychodziło im naturalnie tak jak automatyczne wcielenie się w swoje meksykańskie alter ego. Juanita zaśmiała się, kiedy jej ukochany mąż wspomniał o niezapowiedzianej wizycie Checo w domu prawdziwych kuzynów sympatycznego meksykanina.
Gdy do Brooks dosiadł się mężczyzna, mający za nic obecność męża u jej boku, z niepokojem spojrzała na Maxa. Solberg nie wyglądał na takiego, który zjadł stracił zęby na czyjejś pięści. Był za to porywczy, a do tego pijany. Na szczęście złowrogi błysk w pijanych oczach i zawarta w nim groźba sprawiły, że natręt zniknął równie szybko, jak się pojawił, zostawiając ich samych.
Kiedy opuścili lokal, w rozgrzane twarze uderzyło chłodne, wilgotne powietrze, szybko ich cucąc i przynosząc im ulgę. Słysząc głośny śmiech Solberga, również zaczęła się śmiać. Z boku musieli wyglądać jak najbardziej pijana para świata i po prawdzie, prawdopodobnie tak było. Brooks włożyła do ust papierosa, po czym wyjęła z paczki drugiego i włożyła go do ust Maxa. – Jeżeli tak wygląda małżeństwo, to chyba nie jest takie złe, jak je malują. – Z trudem powstrzymywała śmiech, od którego powoli zaczynał ją boleć brzuch. – To co, Solbergo? Gotowy na dalsze przygody?
Tym razem musieli pokonać dużo większą odległość. Krukonka wyjęła telefon, odpaliła aplikację i zamówiła taksówkę, która podjechała pod wskazaną na mapie „pinezkę” i ruszyli w kierunku imprezowego zagłębia i tego jednego lokalu, o którym mu ostatnio mówiła – Alicji w Krainie Czarów.
***
2 godziny później
Wystrój „Alicji”, nawiązujący do twórczości Carolla, zdawał się narkotyczną wizją Hieronima Boscha. W tym osobliwym miejscu próżno było wyłowić z tłumu poczciwe portowe twarze. Mężczyźni mieli ciasne spodnie i gęste brody, a dziewczyny włosy we wszystkich kolorach tęczy i niebotyczne ilości tatuaży i kolczyków.
– Chodź za mną – pociągnęła Solberga za rękaw i zaprowadziła go do… kobiecej toalety. Podeszli do dużej drewnianej ramy z lustrem w środku. Julia przesunęła opuszkami palców wzdłuż ramy, jakby czegoś szukała. Gdy jej się w końcu powiodło, nacisnęła ukryty przełącznik, a lustro okazało się jednocześnie drzwiami, prowadzącymi do kolejnego lokalu. Właśnie tak, za lustrem znajdował się ukryty klub z muzyką elektroniczną. Para hogwarckich ancymonów weszła do środka. Ludzie, których mijali, byli mokrzy od potu. W ich oddechach czuć było alkohol oraz gorzki i nieprzyjemny zapach spływającej flegmy.
Stanęli w kolejce, czekając na piwo, ale nigdy nie doczekali się swojej pory, bo Julia, słysząc muzykę, skinęła porozumiewawczo głową i ruszyła w kierunku sceny. Parkiet był pełen barwnie ubranych ludzi, którzy w narkotycznym świetle stroboskopów, bujali się w rytm dźwięków płynących z głośników.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pon 19 Paź 2020, 13:40, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dał się ponownie poprowadzić Julii po uliczkach Soton. A raczej kierowcy, który przez jakiś nieokreślony czas wiózł ich do kolejnego, na pewno barwnego, miejsca. Max był trochę trzeźwiejszy i zdecydowanie czuł, jak efekty palenia zaczynają znikać pozostawiając jedynie buzujący w żyłach alkohol. Do stanu trzeźwości nie miał zamiaru dopuścić, a z tego co widział Julia też nie spieszył się do powrotu. W końcu wysiedli z auta i stanęli przed kolejnym lokalem. Był to ten sam, o którym dziewczyna opowiadała mu wcześniej i naprawdę nie mógł już się doczekać, aż na własne oczy ujrzy kryjące się w nim tajemnice. Rozejrzał się po wnętrzu szybko oceniając klientelę tego przybytku. Sam raczej po takich lokalach nie chodził, ale przykuło to jego uwagę. Nie miał jednak czasu na dłuższe rozmyślania, bo Brooks zaczęła ciągnąć go do damskiej toalety. -Hej tygrysie, spokojnie. Na noc poślubną załatwimy lepszą miejscówkę. - Zażartował w jej stronę, uważnie przyglądając się, jak dziewczyna otwiera tajemne przejście do klubu. Nozdrza Maxa zostały uderzone przez tak dobrze mu znany odór świetnie bawiących się ludzi, a uśmiech na jego twarzy mimowolnie się poszerzył. -Hej, a co z piwem?! - Krzyknął, gdy kompletnie olała ich alkoholizację i wyciągnęła ślizgona na parkiet. Max musiał jednak przyznać, że muzyka idealnie zgrywała się z tym, co dudniło teraz w jego duszy. Zaczęli wyginać się w rytm płynących z głośników dźwięków, a mrugające światła nie jedną osobę mogły przyprawić o jakiś atak. Solberg zamknął oczy i przez chwilę po prostu wczuwał się w chwilę obecną. Zdecydowanie tego właśnie teraz potrzebował. Gdy kolejny kawałek został wypuszczony przez szanownego pana DJa, Max chwycił Julię za rękę i dołączył wraz z nią do jakiejś tańczącej nieopodal grupki. Towarzystwo albo nie zauważyło ich obecności, albo nie miało nic przeciwko, bo nie zareagowało na pojawienie się dodatkowych imprezowiczów. Przynajmniej tak było do czasu, gdy dwójka nieznajomych nie postanowiła rozdzielić Maxa i krukonki. Dziewczyna została porwana w ramiona jakiegoś hipstera z fluorescencyjną koszulką, a Solberga odbił jego niższy o głowę od ślizgona kumpel. Max posłał Julii tylko uśmiech, dając znak, że wszystko w porządku i zaczął wywijać z kolesiem. Atmosfera wokół nie pozwalała na jakąkolwiek rozmowę, więc chłopak nawet się nie wysilał. Po prostu dawał się ponieść muzyce i używkom, które krążyły w jego organizmie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kompletnie nie miała pojęcia, co się dookoła niej dzieje. Muzyka w połączeniu z używkami sprawiły, że wpadła w rodzaj dziwnego transu. Z bananem na twarzy bujała się w rytm muzyki, a robiła to na tyle żywiołowo, że po kilku minutach była już spocona. Czuła, jak między łopatkami spływa jej ciężka i zimna kropla potu. Z dziecięcą fascynacją oglądała tańczących ludzi, którzy, w świetle stroboskopów zdawali się poruszać w zwolnionym tempie. I ta muzyka. Dziwna i dziwnie piękna w swej dziwności. Sytuacja szybko się zmieniała. W jednej chwili tańczyła z Solbergiem, wystającym z widowni jak maszt, w drugiej tańczyła z jakimś śmiesznym typem w śmiesznej koszulce. Solberg również znalazł sobie towarzysza. Nie przejęła się jakoś specjalnie tym stanem rzeczy. Hipster tańczył całkiem nieźle, czego nie można było powiedzieć o samej Brooks. A mimo tego nie brakowało w tym odrobiny uroku, tak jak urocze potrafią być dziecięce rysunki, brzydkie jak nieszczęście.
Tańczyła jak głupia, świetnie się bawiła i… doglądała Solberga. Mimo całej tej zabawy nie zapominała o tej najważniejszej rzeczy. Obiecała mu przecież, że go przypilnuje i zamierzała dotrzymać słowa. A obaj faceci, choć świetni na parkiecie, nie do końca budzili jej zaufanie. Kawałek zastępował kawałek. Po kilku wspólnych tańcach udało jej się odkleić od hipstera, po czym przebiła się przez parkiet w kierunku Maxa, chwyciła go za dłoń i wskazała głową na bar. Pot wstąpił na jej czoło i zostawił mokre smugi na jej policzkach. I chciało jej się pić, tak strasznie pić.
- Piwo?! – krzyknęła do chłopaka, przekrzykując panujący na parkiecie hałas.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pozwalał, by muzyka wyznaczał rytm jego ruchów. Oczy przez większość czasu były przymknięte, by nie dostał zawrotów, od pulsujących wokół nich świateł. Tańczył z nieznajomym, chwilowo kompletnie zapominając o Brooks. Może i na szczęście, bo nie chciał widzieć rzucanych czasem w jego stronę spojrzeń. Bawił się dobrze i nie potrzebował jeszcze tego stanu poprawiać, mimo że podobna myśl przeszła mu kilka razy przez głowę. W końcu samo to miejsce tworzyło taki, a nie inny klimat. W końcu usłyszał, jak krukonka rzuca w jego stronę propozycję.... do odrzucenia. Mimo to uśmiechnął się do niej, pożegnał się ze swoim tanecznym partnerem szybkim buziakiem w policzek i już ciągnął Julię w stronę baru. -Matka Cię nie uczyła, że z procentami się nie schodzi? - Zażartował, bo czym zamówił metr szotów. Już po minucie, barman stawiał przed nimi deskę, zapełnioną kieliszkami z kolorowymi drinkami. -Kto pierwszy wyzeruje swoją połowę? - Zaproponował z łobuzerskim uśmiechem. -Jak wygram, do Świąt stawiasz mi alko na każdej imprezie. - Postawił swój warunek. Skoro on miał odrabiać jej zadania domowe, nie chciał wychodzić z tego wypadu bez korzyści. Zdjął z deski przydzielone do niego szoty i postawił na barze przed sobą. Był gotów się skończyć w imię zasad. Swoich własnych, nigdzie nie pisanych i dość nietypowych, ale mimo wszystko zasad.
Alkowyścig:
Rzucamy 6 razy k6 - każda kostka to jeden szot. Kto ma wyższe oczko wygrywa konkretnego szota. Osoba z największą liczbą wygranych pierwsza kończy swoje drinki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Delikatnym uśmiechem zareagowała na całusa, którym to chłopak pożegnał się ze swoim tanecznym partnerem. Julka w stosunku do swojego zachowała się nieco mniej kulturalnie, bo po prostu mu zniknęła, wykorzystując chwilę dezorientacji hipstera, choć w gruncie rzeczy jej sprytne zniknięcie musiało zostać dostrzeżone szybciej, niż jej się wydawało. Było w końcu zwarzona bardziej niż eliksir.
- Solberg, ty chcesz nas zabić?! – rzuciła w jego kierunku, przekrzykując hałas panujący w klubie. – Zdecydowanie chcesz nas zabić! – dodała, widząc, jak barman stawia przed nimi szoty. Cholerny metr szotów.
Jej organizm zareagował nieprzyjemnymi flashbackami na widok takiej ilości alkoholu. Do dziś się wzdrygała na myśl o zeszłorocznych wakacjach, kiedy z koleżankami porobiła się kilkoma butelkami wina, które w połączeniu z mugolskimi fajkami sprawiły, że następny poranek był, łagodnie to ujmując, szorstki. Najgorszy był jednak brak jakichkolwiek eliksirów w jej mugolskim domu, tak więc kaca-skurwysyna leczyła na zmianę wydalaniem żółci i wlewaniem w siebie słodkiej herbaty z imbirem i cytryną.
Miłość do rywalizacji wygrała jednak ze zdrowym rozsądkiem. Krucza inteligencja wzięła sobie tego wieczoru urlop, stłumiona, wręcz zdeptana przez nadmiar dziwnych substancji krążących w jej żyłach.
- Jak wygram, to będziesz mnie odwiedzał na cmentarzu, bo mnie taka ilość alkoholu wyśle do aniołków. Ale niech będzie! Jak wygrasz, stawiam ci alkohol do końca roku szkolnego. A jak wygram ja, to… coś wymyślisz! Jesteś mądrym gościem. No to co? Na trzy-cztery?
Z niechęcią chwyciła za pierwszy kieliszek i szybko go przechyliła. Całe szczęście, że szoty były słodkie, bo czystą wódkę zwróciłaby z automatu.
Kolejne kieliszki znikały z deseczki i lądowały obok, opróżnione. Nim się zorientowała, była w połowie, mając niewielką przewagę nad chłopakiem. Ze łzami w oczach, będących owocem walki żołądka o zatrzymanie własnej zawartości, sięgała po kolejne kieliszki, aż wypiła wszystkie. Nie miała jednak odwagi krzyczeć i się cieszyć. Zamiast tego oparła głowę na jego ramieniu.
- Coś czuję, że mnie zmiecie z planszy – powiedziała, bekając przy tym donośnie.
Następnie przywołała do siebie barmana i zamówiła im po red bullu. Czymś w końcu musiała zmyć nieprzyjemny smak zwycięstwa.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyszczerzył się do Julki, puszczając jej oczko. Mogła zwalać to na alkohol, lub zacząć pytać, Max nigdy się nie krył z tym, że na prawdę ciągnęło go nie tylko do kobiet. Chociaż to właśnie płeć piękna częściej przewijała się przez jego ramiona. A przynajmniej te trzeźwe. -Od razu zabić. Może lekko sponiewierać. Odciąć nam prąd. Zrobić trwały blackout. - Poprawił swoją towarzyszkę bo akurat do morderstwa było mu dzisiaj bardzo daleko. Sam nie był pewien, jak jego organizm zareaguje na kolejną potężną dawkę alkoholu. Cieszył się jednak, że Checo ich tutaj nie dopadł, bo już by odjeżdżali karetką ku wschodzącemu słońcu z powodu zatrucia alkoholowego organizmu. -Ty i do aniołków? Widzę, że naprawdę jesteś już porobiona. Nie pierdol tylko pij. - Wzniósł kieliszek numer jeden i stuknął się z tym, który trzymała w rękach krukonka. Początkowo szli prawie łeb w łeb, ale z każdym kolejnym szotem, Max czuł jak jego tempo drastycznie maleje. W końcu zobaczył, jak Brooks odstawia na ladę ostatni pusty kieliszek i sam wyzerował resztki alkoholu ze swojego szkła. -Gratulacje, przeżyłaś! I to jeszcze mnie rozjebałaś totalnie. - Przybił jej piątkę, opierając się o bar, dla zachowania równowagi. Patrzył, jak krukonka zamawia napoje energetyczne, próbując wymyślić dla siebie adekwatną karę. -To co, wydłużamy moje niewolnicze męki z Twoimi zadaniami do końca semestru? - Zaproponował unosząc do ust podaną mu przez dziewczynę puszkę. -Błagam, nie schodź mi tutaj. Nie mam różdżki, a normalna pierwsza pomoc jest taka skomplikowana. - Wydusił chwiejąc się lekko. Czuł, jak powieki zaczynają robić się ciężkie i na chwilę je przymknął. Szybko jednak zrozumiał, jak wielki błąd popełnił, gdy w jego głowie wszystko zaczęło się kręcić. -Idziemy to jeszcze wytańczyć? - Zaproponował nie chcąc jeszcze wracać do domu, ale szukając sposobu na lekkie wytrzeźwienie, a nie było nic lepszego niż porządne wypocenie się do elektronicznych rytmów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julia nie oceniała zachowania ślizgona względem mężczyzny, z którym tańczył. Wyznawała prostą zasadę, że każdy ma prawo robić to, na co ma ochotę, dopóki nie krzywdzi przy tym innych. Po prostu była lekko zdziwiona, bo tematy damsko-męskie niemal nigdy nie były przez nich poruszane. Ich znajomość cementowała zabawa i quidditch. I może to i lepiej, bo choć mogli na siebie liczyć, to dziewczyna nie lubiła rozmawiać o związkach czy miłości. I nie chodziło wcale o osobę Solberga, po prostu wolała swoje myśli i uczucia względem innych zachować tylko dla siebie.
Alkogra zakończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Na gratulacje zareagowała jedynie skinięciem głowy. Odniosła pyrrusowe zwycięstwo, ale wciąż, było to zwycięstwo.
- Przypomnij mi o tych pracach domowych jutro, bo znając życie, za chwilę zaliczę spektakularny blackout – uśmiechnęła się szeroko, czując, jak jej żołądek walczy o przetrwanie. Wyzerowała na raz puszkę z energetykiem, licząc, że trochę pomoże, choć lepszym wyjściem byłaby kroplówka z glukozą. Będzie jutro cierpiała, już czuła to w kościach.
- Chodźmy – zgodziła się na propozycję tańca, po czym złapała wielką i spoconą dłoń i zaciągnęła go na parkiet. Kiedy DJ zaczął grać kolejną piosenkę, którą zresztą znała i uwielbiała, poczuła, jak przenosi się w inne miejsce. Zamknęła oczy, odcinając się od otaczającego świata i zaczęła tańczyć, tak jak tańczą osoby w jej stanie – bez oglądania się na innych. Liczyła się czysta przyjemność z wyginania się w rytm muzyki i zatracania się we własnych myślach. Krucze czoło szybko zrosiły krople potu, który zalewał jej oczy i spływał jej po policzkach. Była wymięta i zmęczona jak po ciężkim treningu, ale radość z tańca była nieporównywalnie większa. Właściwie, to była naprawdę szczęśliwa. Weekendowy wypad do Soton okazał się strzałem w dziesiątkę, był jak ten brakujący puzzel, który dopełnia układankę. Jutro pewnie będzie myślała inaczej, ale dziś było dziś. Nie mogła chyba wybrać lepszego partnera do wyjazdu, bo kiedy w końcu spojrzała na Solberga, ten zdawał się również stanowić jedność z parkietem, muzyką, światem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pod tym względem byli do siebie podobni. Max też raczej nie rozmawiał o uczuciach z nikim a miłość była dla niego tematem abstrakcyjnym. Mimo związku z Mią, który niedawno zakończył, wciąż nie uważał, by jakieś niekreślone, cudowne uczucie między dwoma osobami było możliwe. Dla ślizgona były to bajeczki dla naiwnych. -Jak nie zapomnę, to tak zrobię. - Sam czuł, że jego organizm powoli zbliża się do granicy cudownego zapomnienia. Był ciekaw, jak wiele z tego wieczora zapamięta gdy jutro obudzi się na kacu, który był według niego nieunikniony. Wrócili na parkiet i ponownie oddali swoje ciała rytmicznym wygibasom. A przynajmniej może tak im się wydawało, ale po takiej ilości alkoholu ruchy tej dwójki były coraz mniej skoordynowane. Wypad na pewno zaliczał się do udanych, ale Max nie miał zamiaru tego mówić nim noc się nie skończy. W pewnym momencie poczuł, że traci równowagę i upada na tyłek. -Chyba potrzebuję trochę powietrza. Wychodzimy? - Krzyknął do Julki, gdy wraz z uderzeniem o podłogę, poczuł że żołądek zaczyna mu się odzywać. Gdy krukonka uznała, że pomysł nie jest aż tak absurdalny, chwycił ją za nadgarstek, by przypadkiem nie zgubić jej po drodze i zaczęli iść w stronę wyjścia z klubu. W końcu poczuli, jak świeże powietrze uderza ich twarze. Max zdziwił się widząc, że niebo zaczyna się powoli rozjaśniać. Zbliżał się świt. -O kurwa, nieźle zabalowaliśmy. - Powiedział, rozglądając się wokół. Nie miał jeszcze ochoty wracać do domu i szybko znalazł inspirację, która sprawiła, że ponownie pociągnął za sobą Brooks. Po chwili wylądowali nad brzegiem morza. Posłał dziewczynie porozumiewawcze spojrzenie i zaczął powoli, bezładnie zdejmować z siebie ubranie. -Idę przetrzeźwieć, dołączysz? - Zapytał z wyszczerzem mając przeczucie, że krukonka raczej mu nie odmówi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem