C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Butcher pierwsze co zrobił w swoim gabinecie, to pozbył się wszelkiej obecności swojego poprzednika. Miał całe mnóstwo gratów z poprzedniej szkoły, w której pracował i ozdobił swoje biuro w podobny sposób. Jest w stylu eklektyczno - maksymalistycznym, a jego wesoły kolor sprawia wrażenie, że jest odrobinę przestronniejszy. Wzdłuż ścian oprócz książek stoi mnóstwo eliksirów leczniczych, nieustannie też kilka robi się w rogu, przez co pomieszczenie pachnie nimi dość mocno. Nawet jeśli wszystko wydaje się być w ładzie, szybko okazuje się, że to tylko pozory. Huxley w poszukiwaniu czegokolwiek musi się bardzo napracować, albo używać zaklęć, nigdy nie pamiętając gdzie co jest. Niewielkie drzwi z tyłu prowadzą do jego prywatnej części, która jest w podobnym "stylu" co gabinet. Jest tam niewielka, rozkładana kanapa, stolik i cały niewielki salonik również jest koloru niebieskiego. Wszędzie też po bliższym spojrzeniu są czasem dziwne części tkanek, kości itp. czasem postawione w dziwnych miejscach.
Autor
Wiadomość
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kiedy Veronica zaczęła podchodzić do krzesła jak przyczajony kot, a potem czaiła się wokół niego zamiast usiąść, stwierdziłem że coś jest bardzo nie tak. Nie popędzałem jej jednak i przekrzywiłem głowę z zastanowieniem co spowodowało jej nagłą nieśmiałość. A kiedy zaczęła mówić, aż muszę się pochylić, by usłyszeć co ma do powiedzenia, bo zakładam że skoro tak to bełkocze, nie będzie zadowolona kiedy zacznę prosić by powtórzyła wyraźnie. Kiedy w końcu zrozumiałem co mi przekazała od razu zrozumiałem skąd ta nieśmiałość. Nie jest łatwo mówić o takich sprawach. Króciutką chwilę milczę, by przypomnieć sobie wiek dziewczyny, wstać, otworzyć zaklęciem szafeczkę z eliksirami i postawić je na swoim biurku. - Rozumiem. Niestety to choroba weneryczna. Ma pani jakiekolwiek objawy? Pieczenie podczas wydalania moczu, przekrwione oczy... żółta narośl w okolicach intymnych? Może niebieska wysypka? - zaczynam rzeczowo, chcę wszystko załatwić jak najszybciej i jak najbardziej bezboleśnie dla Verki. - Na szczęście większość chorób tego typu bardzo łatwo leczyć, więc nie masz się czym przejmować. Jednak koniecznie musisz omówić to ze swoimi partnerami lub partnerem. Możesz skierować ich do mnie, skoro już znam sprawę, jeśli to ktoś z Hogwartu - kontynuuję i zerkam na Veronicę, by sprawdzić jak się czuje, oprócz tego że pewnie umiera z zażenowania. - Będzie lepiej jak jednak usiądziesz - dodaję jeszcze i klepię dziewczynę po ramieniu.
Jego milczenie było niezręczne. To wszystko było niezręczne jak jasna cholera. Najgorsze było to, że wcale nie była jakąś lambadziarą. W większości przypadków uważała jak powinna i wcale nie miała na koncie tylu partnerów. Nie żeby profesor Williams był w stanie coś takiego stwierdzić. Szczerze mówiąc, prawie w ogóle się nie znali. Wiedziała, no przecież wiedziała, co to jest. Pytanie było kurtuazyjne, wcale nie miała w sobie na tyle siły, by na głos powiedzieć, że ma wenerę. To było wstydliwe, to było okropne i bardzo niesprawiedliwe. Westchnęła i w końcu usiadła, przyglądając się eliksirom, które wyjął. - Yyy… – trochę ją zatkało, gdy usłyszała o narośli, chyba jednak miała sporo szczęścia. - Tylko przekrwione oczy. Są w tym pakiecie – Wzruszyła ramionami. Od kilku dni regularnie je kropiła, żeby to jakoś ukryć. Większość ludzi myślała, że po prostu non stop chodzi spalona. Przez chwilę myślała, co mu odpowiedzieć. W końcu westchnęła, bo skoro i tak czekała ją z Rickym nieprzyjemna rozmowa, niech będzie ona podwójnie okropna. Poza tym myśl, że napuściłaby profesora Williamsa na McGilla była dla niej straszna. Jeszcze mogłaby narobić mu tym kłopotów. - Partnera – odpowiedziała po chwili stanowczo, żeby chociaż ta kwestia nie pozostała w sferze jego domysłów. - Nie ma takiej potrzeby, sama mu powiem. Potem przez chwilę milczała, czując jednocześnie wstyd i ulgę. Wiedziała, że to za niedługo się skończy i znowu będzie wolnym, zdrowym człowiekiem. Z jakiegoś dziwnego powodu przynajmniej jedna kwestia nie spędzała jej snu z powiek. Po tym, jak ją do tej pory potraktował odnosiła wrażenie, że profesor pozostawi ten kłopotliwy sekret dla siebie. - Czy któryś z tych eliksirów mi pomoże? Długo będzie trwała ta… kuracja? – Tak niewiele wiedziała. Co za ironia losu, do kierowania magicznych pojazdów potrzebowała papierka, a do uprawiania seksu po prostu kogoś chętnego. A konsekwencje stłuczki były zazwyczaj o wiele mniej uciążliwe niż wenera czy niechciana ciąża.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Czekam uprzejmie aż Veronica mi odpowie, starając się robić wszystko by cała rozmowa przebiegła szybko i bezboleśnie, ale równocześnie muszę upewnić się, że zrozumie dokładnie jak ma się z tego wyleczyć. Słysząc o przekrwionych oczach pochylam się do dziewczyny, pytając wcześniej uprzejmie mogę? i zerkam jej prosto w oczy. Kiwam głową i wskazuję na jej włosy. - Może Pani schować włosy za uszy? Muszę je obejrzeć - oznajmiam i kiedy to robi delikatnie oglądam jej uszy. Póki co znalazłem dwa niewielkie guzki. - To choroba ockney'a. Charakteryzuje się czerwonymi oczami i guzkami na uszach. Póki co ma Pani tylko dwa i zalążki kilku nowych. To kwestia czasu kiedy rozrosną się tak, że będą bardzo bolesne. Miejmy nadzieję, że łagodnie przejdzie i nie będzie zbyt dużych problemów ze słuchem... Jednak proszę się ich spodziewać. Wcale nie dziwię się, że dziewczyna woli sama załatwić sprawę ze swoim partnerem, ale wobec tego mam nadzieję, że uważnie posłucha mnie i nie zapomni co powiedziałem. - Dobrze. Jednak jeśli partner to mężczyzna może mieć kilka dodatkowych objawów. Proszę wtedy mu powiedzieć, że jeśli będzie miał wysypkę w okolicy... - Przez chwilę szukam jakiegoś bardziej eleganckiego słowa, ale odpuszczam je sobie. - ...odbytu niech się do mnie zgłosi mimo wszystko. Macham dłonią, by przywołać do siebie piór, bo postanawiam zapisać jej wszystko na wszelki wypadek. - Oczywiście, że pomoże, ale nie będzie to tylko jeden eliksir. Widoczne objawy powinny zniknąć w tydzień... Słuch to zależy. Pierwsza butelka to eliksir odkażający, należy używać ją w miejscu intymnym, opisuję instrukcję jak tego używać w tej chwili. Kolejna rzecz to maść, którą proszę skropulatnie nacierać guzki na uszach dwa razy dziennie co najmniej. Jeśli będą większe to można nawet cztery razy. Oprócz tego załączam komplet eliksirów wiggenowych, które trzeba pić rano i wieczorem. Daję dla Pani dwa komplety wszystkich potrzebnych rzeczy, proszę przekazać wszystko partnerowi, tak będzie najlepiej. Tłumaczę jej bardzo powoli i szczegółowo równocześnie zapisując wszystko skrupulatnie. - Jakieś pytania na tym etapie? - dopytuję odrywając na chwilę spojrzenie z kartki, by zerknąć na dziewczynę.
W związku z waszą chorobą musicie wylosować jak długo będziecie mieć problemy ze słuchem. Rzucacie k6, by sprawdzić ile tygodni macie z tym problem ORAZ k100 by dowiedzieć się jak źle słyszycie. Wiecie 1 - nie czujecie prawie problemu, 100 - ludzie muszą do was krzyczeć. Pozdrowionka
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Gdy profesor Williams patrzył jej w oczy, po prostu starała się nie mrugać. W sumie i tak miała niezłe szczęście, bo gdyby padło na żółtą narośl… Brr, wolała nawet o tym nie myśleć. Trwała więc w bezruchu, by psor mógł zobaczyć wszystko co należy i jak długo trzeba. Mrugnęła dopiero, gdy się od niej odsunął. Usłyszawszy jego prośbę, zdusiła w sobie westchnienie. Prawda była taka, że nieprzypadkowo chodziła w długich włosach. Miała potworne kompleksy dotyczące swoich uszów. Ale okazało się, że ma większe problemy, skoro ma w nich jakieś guzki. Odgarnęła więc kosmyki włosów i słuchała go z uwagą, póki mogła. Trochę zmartwiła się tym, że będzie bolało. Kto by lubił ból. - Rozumiem – odpowiedziała, zakrywając pospiesznie uszy, gdy skończył je już oglądać. Świetnie. Ma więc kolejny powód, by nadmiernie dbać o nienaganną fryzurę. Byłaby wielka szkoda, gdyby ktoś wyrwał je te kudły z głowy… Przełknęła ślinę, w momencie, gdy usłyszała o wysypce w okolicy odbytu. To też brzmiało boleśnie i po raz kolejny naszła ją myśl – kto tu kogo zaraził? A co jeśli zrobiła Ryszardowi podwójną krzywdę? Na Merlina, może od razu powinna rzucić się na włócznię czy coś. - To mężczyzna – bąknęła bezmyślnie, choć to nie zawsze było dla niej takie oczywiste. Była młoda i choć nie doświadczyła jeszcze niczego empirycznie, jej sny i myśli czasami mknęły również w tę drugą stronę. - Wie pan co, ja go do pana po prostu przyślę. Tak będzie najlepiej. Mogła mieć tylko nadzieję, że posłucha. Że poważnie potraktuje jej zapewnienie, że to wszystko potraktuje… no właśnie, jak? Nie miała powodów, żeby w niego wątpić. A jednak poczuła w sercu ból, przez taką głupią myśl, że na tym skończy się ich znajomość. Że przeklnie ją na wieki i tyle z romantycznych uniesień. Poczuła, że robi się jej słabo – nie sposób powiedzieć na myśl o krostach na tyłku, guzków w uszach czy przez to, że dopuściła go na tyle blisko siebie, że bez trudu mógłby ją zranić. - Dziękuję. – Nie śmiała mu przerywać, bo jak na dłoni widać było, kto z nich dwóch jest tutaj mądrzejszy. Czekała cierpliwie aż skończy notować, ale po chwili sam oddał jej prawo głosu. Powiedzieć, że było zmartwiona, to naprawdę mało. Była przerażona, bo po raz pierwszy zetknęła się oko w oko z prawdziwą dorosłością. Poza tym jedna kwestia wciąż nie dawała jej spokoju. Wahała się przez chwilę, ale w końcu stwierdziła, że kto będzie to wiedział jeśli nie on. - Tak. Mam jedno, może jest głupie. Ale czy gdybym… – przymknęła oczy i westchnęła. Wciąż trochę nie mogła uwierzyć, że wszystko potoczyło się akurat tak. – Wpadła. I postanowiła wypić eliksir, no wie pan. Wczesnoporonny – mówiła coraz ciszej, ale przynajmniej starała się mówić wyraźnie. - To czy… coś by poczuł? Poczuła? W sensie, ból? Wie pan może? Spojrzała na niego z powagą, być może pytanie było nie na miejscu. Ale od czasu gdy podejrzewała u siebie ciążę, zanim jeszcze zrobiła test… ciągle o tym myślała. O tym, co postanowi, jeśli jednak stanie się to, na co nie była gotowa. Ściskała kurczowo ręce na krześle i uparcie wpatrywała się w profesora Williamsa.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kiedy wspominam o wstydliwym problemie, Ver zmienia temat i od razu mówi że jednak wyśle do mnie swojego partnera. Przez chwile waham się w związku z tą informacją. Kiwam powoli głową. - Proszę jednak i tak przekazać mu leki, skoro już przygotowałem. Robię też kopię karteczki z wytycznymi co i kiedy brać, na wszelki wypadek. To wstydliwa sprawa, więc kto wie, może nie przyjdzie. A nieleczony wirus powodować może problemy z płodnością. Przyglądam się Veronice, która z pewnością najchętniej zapadałaby się pod ziemię i zastanawiam się jak ją pocieszyć w tej patowej sytuacji. - Zrobiła Pani bardzo mądrze przychodząc do mnie - zapewniam, płynnym ruchem dłoni, posyłając karteczkę ze wszystkimi szczegółami kuracji do dziewczyny. Czekam też cierpliwie kiedy Ver zadaje mi pytanie. Potrzebuję też chwili na zrozumienie co ma na myśli, bo przez chwilę mam wrażenie, że pyta o to czy ją by bolało. Uśmiecham się smutno i kręcę lekko głową. - Nie. Płód, który jest wykształcony do czasu kiedy można wypić eliksir wczesnoporonny to jedynie złączone komórki, które próbują stworzyć organizm, a nie jeszcze go wytworzyły. Co czwarta kobieta przechodzi przez poronienie, czasem nawet o tym nie wiedząc, bo założyły że to jedynie spóźniona miesiączka. Gdyby było tak jak pani pyta, mielibyśmy wielką ilość bólu na świecie - tłumaczę jej tak delikatnie przekonywująco jak umiem. Kiedy kończę i milczę chwilę przypominam sobie jeszcze kilka ważnych rzeczy. - Proszę absolutnie nie współżyć następne co najmniej dwa tygodnie! Pani partner również nie. Nawet jeśli obydwoje jesteście chorzy, bakteria mogłaby się tylko rozwinąć jeszcze bardziej! I niestety należy ostrzec partnerów z którymi byliście w przeciągu sześciu miesięcy. Choroba mogła być uśpiona w organizmie jednego z was, nie wzięła się z powietrza - dodaję jeszcze, licząc na to że nie skazuję ich na jakąś serię okropnych rozmów.
Wenera:
@Ricky McGill@Veronica H. Seaver Wylosowaliście bardzo dużo, a macie jeszcze jakieś eventowe rzeczy. Jak wolicie pomnóżcie swoją wylosowana cyfrę przez 2, by odkryć po prostu ile dni macie problemy ze słuchem, a nie tygodni.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Problemy z płodnością. Na słodką Morganę, nie chciałaby, żeby Ryszard miał z nią problemy. Była bardzo młoda i jeszcze niezdecydowana w kwestii tego, czy chce w ogóle mieć dzieci. Kiedyś, za kilka lat. Jedno wiedziała na pewno - chce móc je mieć i podejrzewała, że Ricky wcale nie myśli inaczej. Kiwnęła głową na tak i natychmiast zapewniła: - Oczywiście. Wszystko mu przekaże, najszybciej, jak to możliwe. - Nie była zbyt wylewna na co dzień, a co dopiero w przypadku takich wstydliwych sytuacji. A jednak w tym, z jak wielkim zmartwieniem o nim mówiła, jak szybko odpowiedziała, jak zdecydowanego użyła tonu (na co dzień nieodłączny, dzisiaj raczej rzadki) świadczyło wiele o tym, co do niego czuje. Nie uświadamiała sobie jeszcze tych uczuć, po prostu kwitły gdzieś na dnie jej serca, a sama dziewczyna żyła póki co w błogiej nieświadomości. Być może Williams coś zauważył, być może nie. W każdym razie jego zachowanie na nic takiego nie wskazywało, bo był profesjonalistą w każdym calu. Cieszyła się, że do niego przyszła. - No ale ogólnie mądrością to się zbytnio nie wykazałam - zauważyła z przekąsem, chyba po raz pierwszy ukazując swój stosunek do tej sytuacji. Przejęła karteczkę i zerknęła na zapiski, ale bardziej była skupiona na psorze. Na tym, co ma do powiedzenia. Tak wiele jeszcze nie wiedziała. Nie miała wręcz pojęcia, że co czwarta kobieta przechodzi przez poronienie. Nagle te problemy z płodnością zabrzmiały jeszcze groźniej, Vera aż przełknęła ślinę. Głos profesora Williamsa był delikatny, ale jego słowa… trudne. Co więcej, nie rozjaśniły wcale kwestii tego, czy w razie wpadki wypiłaby eliskir czy nie. Zgadywała, że póki co nie ma sposobu na to, by się o tym przekonać. - Dziękuję - odpowiedziała mimo wszystko, siedząc już na skraju krzesła. Cała ta wizyta była dla niej naprawdę wielkim trudem i chciała już wrócić do domu, zakopać się w pościeli i ukryć przed całym światem. Bo przecież czekała ją jeszcze rozmowa z Rickym… Zatrzymał ją jednak jeszcze jego głos. Kiwnęła głową na tak, że rozumie, wstrzymanie się od podobnych amorów było dla niej oczywiste. Ciekawe wydało się jednak to, że choroba mogła być uśpiona. Policzyła szybko w głowie czy ma coś na sumieniu i kogoś do ostrzeżenia. To, czy tak w istocie było, pozostanie dla was tajemnicą. Równie wielką zagadką co dla niej to, czy Ryszard przez ten czas kogoś miał. Opadła z powrotem na krzesło i wbiła spojrzenie w nauczyciela. - Oczywiście. Doskonale to rozumiem i wcale mi się już do niczego nie spieszy - rzuciła, może trochę głupio, ale przynajmniej szczerze. Nic tak nie studzi chęci do amorów jak mierzenie się z chorobą weneryczną. - Jeszcze raz dziękuję za pomoc, przekaże wszystko… mu - Z emocji prawie wypaplała jego imię. Cała się zarumieniła i teraz serio już wstała, zgarniając niespiesznie eliksiry do torby. Nie chciała przecież niczego stłuc.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Wiem dobrze, że część moich słów do dziewczyny jest bardzo ciężka, ale niestety musiałem w pełni uświadomić jej jakie były konsekwencje jej czynów. Całe szczęście, że wykazała się mądrością na tyle by jak najszybciej do mnie przyjść. Miałem wrażenie, że jej myśli krążą równie mocno przy tym całym temacie, jak i przy jej partnerze, dla którego naprawdę skrupulatnie zapamiętywała informacje. Szczerze mówiąc, mógł przyjść razem z nią i mam na końcu języka, że kiepsko jak to ją zostawił z takim problem, ale postanawiam nie zasmucać jej jeszcze bardziej. Zamiast tego uśmiecham się lekko, kiedy dziewczyna już z lekkim humorem zauważa swoją głupotę. W końcu koniec końców - nie wyglądało na to, że miałoby się stać coś poważniejszego. Na chwilę jednak z powrotem muszę wrócić do ważnych rzeczy, które próbuję jej przekazać na tyle szczegółowo ile potrafię. Nie jestem pewny na ile jej pomogłem, ale na pewno poszerzyła chociaż odrobinę swoją wiedzę o czymś co powinna tak naprawdę wiedzieć już od dawna. Aż zapisuję sobie mentalną notatkę w głowie - by w przyszłym roku zrobić parę lekcji dotyczącej kobiecej fizjonomii. Chociaż na pewno byłoby zręczniej, gdyby zrobiła to kobieta. - Nie ma za co. Po to tu jestem - odpowiadam uprzejmie na jej podziękowania, zanim nie zatrzymuję jej jeszcze przy wyjściu, by odradzić dzikie harce na jakiś czas. Znowu jej odpowiedź sprawia, że uśmiecham się lekko rozbawiony. Pokazuję jej kciuka do góry, kiedy obiecuje przedstawić wszystko partnerowi i wychodzi ze wszystkimi fiolkami. Wzdycham głęboko zostając sam i rozpieram się na krześle. Najwyraźniej, jeśli chciałbym kiedykolwiek znać rozwiązanie tej całej zagadki - musiałbym sprawdzać który uczeń gorzej mnie słyszy. Rozbawiony taką wizją, wracam do swoich prac nad magią bezróżdżkową.
/zt x2
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Nie była zbyt uradowana z faktu, że po średnio przespanej nocy (po dniu pełnym wrażeń), otrzymała przy śniadaniu tę oto notkę. "Zapraszam po lekcjach do mojego gabinetu" - prawie potrąciła kubek z sokiem, gdy jej głowa gwałtownie opadła na blat stołu, pod którym miała ochotę się schować. Wiedziała, że to tylko kwestia czasu, aż ludzie zaczną gadać, ale jednak ukryła notatkę przed koleżankami, jeszcze niezdolna do podzielenia się tym wszystkim. Cały pobyt w wielkiej sali zbrzydł jej, gdy tylko spotkała wzrokiem spojrzenie Prawie Bezgłowego Nicka, który wyglądał, jakby właśnie przerwano mu oburzone relacjonowanie wszystkiego co "widział". Świetnie. Dzień jednocześnie jej się dłużył i strasznie szybko zleciał. Na każdej z lekcji modliła się o koniec, nudząc się i niecierpliwiąc, by faktycznie zastać go i być zaskoczoną, że tak niewiele zostało do spotkania z opiekunem domu. Stresowała się, bo nie wiedziała, czego miała się spodziewać. Max okazał się być w tej sprawie dość dobrym oparciem, załatwiając jej eliksir spokoju, dzięki któremu z nieco większą ogładą działała. Musiała poprzestawiać parę spraw, przez co grafik reszty jej tygodnia wyglądał jak bardzo kiepski żart i gwarantował jej nie tylko zrobienie sobie zaległości w szkole, ale także łyse placki po włosach, które pod koniec będzie sobie rwała z głowy. Po wszystkich skończonych zajęciach niespiesznie i z wielką niechęcią, choć nieco stłumioną działaniem wywaru, skierowała się ku pierwszemu piętru, na którym to znajdował się gabinet profesora Williamsa. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała okazję w nim być i nie miała absolutnie żadnego pomysłu, jakiego rodzaju szlaban miałaby odbywać w środku. Stanęła przy drzwiach, biorąc głęboki wdech, z wydechem zastukała do drzwi. - Chciał mnie pan widzieć, profesorze? - powiedziała na wstępie, gdy już mogła przekroczyć próg gabinetu.
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Tak naprawdę nie za bardzo wiedziałem co zrobić z Kate i jej... czynami. Dlatego jestem raczej równie zadowolony z naszego spotkania co i ona. Kiedy ta wchodzi do środka, macham do niej ręką przyzywając do siebie. - Wchodź, uzupełniam pisać twoją kartotekę i idziemy od razu do skrzydła szpitalnego zacząć szlaban - mówię i wskazuję na pióro, który kończy właśnie pod moim okiem przygotowywać dość żenujące zapiski, które będą musiały pójść do jakiejś szuflady woźnego na wieki, by wszyscy wiedzieli co Milburn zrobiła jednego dnia. - W między czasie proszę to wypić - mówię i wskazuję ziołowy eliksir, który odrobinę wyglądał (i pachniał) jak maź wielkiego ślimaka, ale wcale nie wyglądałem na przejęty tym. - To prewencyjny na choroby weneryczne. Nie chcę nic osądzać, po prostu miałem w ostatnich latach i niestosownie dużo jej przypadków, jak na szkołę - dodaję pośpiesznie stawiając ostatnie kropki do dokumentów i machnięciem dłoni pakując je po kolei. Z zafrasowaniem drapię sie po głowie, zastanawiając się co mam powiedzieć. - Szczerze mówiąc nie wiem jak mam do tego podejść, z jednej strony jesteście dorośli. Z drugiej zamiast płacić grzywny czy zostać spisanym, idziecie na szlaban... nie sądzę że uczy was to specjalnie odpowiedzialności... No, w każdym razie jeszcze jeden raz i zostaniesz zawieszona, bądź pewniej wyrzucona... W końcu to już nie jest obowiązkowa edukacja - zauważam w międzyczasie krzątając się po gabinecie i zbierając trochę składników, flakonów i bez pardonu wręczam pudełko z gotowymi eliksirami, by pomogła mi część przenieść. - Nie wiem czy mam co mówić ci pogadankę. Patrząc na to co zrobiłaś i wiadomo, Maximilian raczej wpisuje się w definicję bad boya pewnie w twoich oczach? Pewnie doskonale wiesz co robisz, raczej moje mądra słowa nic na to nie poradzą. Więc nie wiem, powiem tylko że ekscytujący chaos rzadko kończy się dobrze w moim doświadczeniu. Nie zawsze warto jest robić wszystko na co ma się akurat ochotę. Maxowi też ostatnio szło całkiem nieźle... - mówię tylko ze wzruszeniem ramion. Zbieram resztę przedmiotów i wskazuję na drzwi.- W każdym razie spędzimy zdecydowanie więcej czasu jesienią, cieszysz się? Zawsze przyda mi się ktoś do pomocy w skrzydle szpitalnym, szczególnie do przygotowywania składników eliksirów!
Fakt, że opiekun musiał w ogóle spisać jej czyny w jakąś kartotekę, byłby dla niej trzykrotnie bardziej druzgoczący, gdyby nie fakt, że smakujący kokosem eliksir osiągnął już pełnię swojego działania, pozwalając na to, by w jej głowie zbudził się ledwie okruch odczuwanej przez nią żenady, nie pozwalając jej oblać całego dziewczęcego ciała. Zdarzyła się jednak rzecz, która nawet świętego wyprowadziłaby z równowagi i była nią prośba o wypicie eliksiru. W pierwszej chwili usłyszawszy, że miała coś wypić, z lekkim przestrachem spojrzała na fiolkę, spodziewając się w niej chyba przezroczystego niczym woda veritaserum. Gdy tylko dostrzegła zielonkawy, maziowaty twór wypełniający fiolkę, przynajmniej pod tym kątem odetchnęła z ulgą, choć wizja wychylenia jej była odrażająca. Nie zdążyła zapytać, po co, bo profesor natychmiast wytłumaczył, co miała wziąć i dokładnie w tym momencie żenomierz przebił skalę. Mogła sobie wmawiać bez końca, że nie żałowała niczego, co zrobiła poprzedniego dnia, lecz gdy patrzyła na maziste lekarstwo, odbijało jej się to srogą czkawką. Zaschło jej w ustach i bezproduktywnie przełknęła, walcząc z ogarniającym ją uczuciem obrzydzenia na samą myśl o konsystencji, którą mógł mieć "wywar". - Czy to konieczne? - zapytała, ale po wzroku Williamsa wywnioskowała, że nie był to wyłącznie akt prewencyjny, a także część jej pokuty, którą musiała odrobić. Zatkała nos, gdy wlała sobie w usta ten paskudny śluz, natychmiast żałując. Dobrze, że szybko prześlizgnął się przez jej gardło, dzięki czemu mogła odetchnąć, choć co się już nacierpiała, to jej. Słysząc hasło o zawieszeniu, czy też pewniej wydaleniu ze szkoły, prawdopodobnie zbladła nieco, a na jej kark wstąpiły drobne kropelki potu. Otarła ręce w ubranie, bo one też zaczęły się jakoś nagle pocić. - Rozumiem - powiedziała, gdy wręczył jej pudełko z fiolkami i innymi rupietołami, które zagrzechotały, gdy otuliła je lekko drżącym ramieniem. Odbiór kolejnych słów, które do niej wypowiadał, był dla niej fizycznie bolesny i miała wrażenie, jakby ktoś zwijał jej wnętrzności w supeł z każdym hasłem typu "bad boy" lub "ekscytujący chaos". W zasadzie cokolwiek miała robić na szlabanie, było chyba mniej kompromitujące niż całe to słuchanie kolejnego wykładu o dobrych obyczajach, którymi się nie wykazała. Ewidentnie znajdowała się na etapie, w którym wolała seks uprawiać, niż o nim rozmawiać - szczególnie ze starszymi od niej członkami kadry nauczycielskiej. - To się więcej nie powtórzy - mruknęła, w sumie tylko po to, by coś powiedzieć, bo nawet jeśli nie mówiła prawdy (choć w tym konkretnym momencie nie przewidywała, by jeszcze kiedykolwiek znalazła w sobie odwagę na podobne ekscesy), nie chciała być całkowicie bierna. Jeszcze Williams pomyśli, że nic ją to nie obchodzi i dostanie gorszą karę... Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, choć był to mało przekonujący grymas. Nie marzyła o niczym innym, niż spędzanie czasu w skrzydle szpitalnym, ot co. Prawdopodobnie mogły być gorsze fuchy do objęcia, więc ze wszystkich opcji nie musiała trafić najgorzej. Skierowała swoje kroki ku drzwiom, skoro już je wskazał, z całym naręczem przedmiotów, które zdążył jej wręczyć.