Domek jest drewniany, jest to studio, więc znajdują się tu dwie oddzielne sypialnie oraz jedna wspólna toaleta. Pomiędzy bliźniaczymi pokojami znajduje się niewielki salon z kanapą i stolikiem do kawy. W samych sypialniach nie brakuje dwóch oddzielnych szaf, małego wspólnego biurka z dwoma krzesełkami, wazonika z kwiatkami i portretu z pierwszą nowoorleańską wiedźmą, która zawsze, ale to zawsze na Was patrzy.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
Pokój 1 1. Adam Henderson 2. Thomas Choi
Pokój 2 1. Adrien D. Vegh 2.
Ostatnio zmieniony przez Fillin Ó Cealláchain dnia Wto Lip 14 2020, 23:57, w całości zmieniany 1 raz
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Sean
@Adam Henderson Duch niewolnika, który lubi rozdrapywać dawne rany. Często ci się żali, jest raczej przygaszony, ale ma naprawdę wiele wyjątkowych historii. Zachęca się do poznania historii niewolnictwa, i tej mugolskiej i tej magicznej. Opowiada o tym, jakie relacje czarodzieje mieli z mugolskimi niewolnikami i wychodzi na to, że czasem bardzo bliskie, a czasem darzyli się dużą niechęcią, bo magiczni niewolnicy potrafili jednak więcej wywalczyć, a kiedy uwolnili od tego, nie chcieli pomoc mugolom. Sam był zachowany w mugolce-niewolnicy i często ci o tym opowiada. Jak duch na ciebie działa?: Stajesz się znacznie bardziej uległy niż normalnie, łatwo cię przekonać do zmiany zdania, masz ochotę zadowalać innych. Zalety: Za każdym razem, kiedy ktoś rzuci na ciebie ofensywne zaklęcie, obrazi cię, zaatakuje w jakikolwiek sposób, przytrafi mu się coś złego. Może się potknie, może będzie miał gorszy dzień? Duchy niewolników chronią cię tak jak chroniły siebie za życia. Wady: Znacznie gorzej wychodzą ci zaklęcia ofensywne. Za każdym razem musisz rzucić kostką na powodzenie. 1-2: nie udaje ci się, 3-6: udaje ci się. Twój cel: Przede wszystkim zrozumieć brutalną stronę historii Nowego Orleanu. Duch otwiera ci oczy na wiele dramatycznych wydarzeń, uświadamia, do jakich poświęceń zmuszała ich sytuacja, zdradza tajniki magii rytualnej i ofiarnej. Jednak żeby naprawdę to zrozumieć, musisz dać coś od siebie. Jeśli zaangażujesz się wystarczająco mocno i wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Weź udział w którymś z seansów spirytystycznych na plantacji. 2. Odwiedź minimum 3 lokację na plantacji oraz Lalaurie Manson w Nowym Orleanie. 3. Musisz spędzić całą noc w jednym z domków niewolników. Napisz wątek (minimum 5 postów na osobę) lub jednopostówkę (3 tysiące znaków).
Minnie
@Adrien D. Vegh Córka kucharzy, właścicieli budki z po-boyami. Sama gotowała od małego, ledwo nauczyła się chodzić, a już kombinowała jak tylko mogła, żeby zbliżyć się do kuchni. Zawsze marzyła o otworzeniu eleganckiej restauracji, na którą nie było stać jej rodziców. W końcu jej się to udało, a oni niestety zmarli niewiele później. Przerabiała ich tradycyjne przepisy i tworzyła z nich prawdziwe cuda. Dalej jest mistrzynią wymyślania potraw z niczego i zawsze chętnie szepnie ci, co dobrego możesz akurat przyrządzić. Lubi plotkować. Regularnie podpowiada ci, co akurat wydarzyło się u innych członków waszej wycieczki. JAK DUCH NA CIEBIE DZIAŁA?: Przede wszystkim duch wzmaga twój apetyt. Jesteś głodny praktycznie cały czas, w każdym miejscu masz ochotę spróbować czegoś dobrego. Dodatkowo, twoje umiejętności kulinarne w Nowym Orleanie są znacznie lepsze, niż normalnie. ZALETY: Jeśli ugotujesz coś specjalnie dla kogoś, wystarczy jeden kęs, żeby dana osoba patrzyła na ciebie dużo bardziej przychylnie. WADY: Za każdym razem, kiedy zamawiasz jedzenie w restauracji lub barze, zostawiasz 5 galeonów napiwku. TWÓJ CEL: To często właśnie kuchnia danego regionu sprawia, że czujemy klimat tego miejsca. Twój duch zdecydowanie stara się cię do tego przekonać - chce, żebyś spróbował jak najwięcej. Jeśli uda ci się sprostać tym oczekiwaniom, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Spróbuj przynajmniej 3 regionalnych potraw (każdej w innym wątku). 2. Odwiedź wszystkie miejsca, w których serwują jedzenie w nowym Orleanie. 3. Ugotuj przynajmniej jedną regionalną potrawę. Pamiętaj uwzględnić to, że to twój duch podsunął ci przepis!
Sonny
@Thomas Choi Trafiła ci się prawdziwa smakoszka. Duch pulchnej dziewczyny w kółko opowiada o tym, jakich specjałów spróbował za życia i że tego najbardziej brakuje jej po śmierci. W zasadzie bez przerwy opowiada o jedzeniu, nie gotowała za wiele, ale odwiedziła każdą knajpę w Nowym Orleanie. Wie jakich przypraw użyć, co jak przyrządzić, ale przede wszystkim, do jakiego miejsca warto się wybrać. Generalnie, lubi ci doradzać, również w pozażywieniowych kwestiach, bywa trochę wścibska, ale miła i jej uwagi często są trafne. JAK DUCH NA CIEBIE DZIAŁA?: Przede wszystkim duch wzmaga twój apetyt. Jesteś głodny praktycznie cały czas, w każdym miejscu masz ochotę spróbować czegoś dobrego. Dodatkowo, twoje umiejętności kulinarne w Nowym Orleanie są znacznie lepsze, niż normalnie. ZALETY: Jeśli ugotujesz coś specjalnie dla kogoś, wystarczy jeden kęs, żeby dana osoba patrzyła na ciebie dużo bardziej przychylnie. WADY: Za każdym razem, kiedy zamawiasz jedzenie w restauracji lub barze, zostawiasz 5 galeonów napiwku. TWÓJ CEL: To często właśnie kuchnia danego regionu sprawia, że czujemy klimat tego miejsca. Twój duch zdecydowanie stara się cię do tego przekonać - chce, żebyś spróbował jak najwięcej. Jeśli uda ci się sprostać tym oczekiwaniom, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Spróbuj przynajmniej 3 regionalnych potraw (każdej w innym wątku). 2. Odwiedź wszystkie miejsca, w których serwują jedzenie w nowym Orleanie. 3. Ugotuj przynajmniej jedną regionalną potrawę. Pamiętaj uwzględnić to, że to twój duch podsunął ci przepis!
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Była zła, nie, ona była wściekła i co najgorsze – jednocześnie było jej zwyczajnie przykro. Zaciskała swoje szczupłe palce na pergaminie ze starannym pismem, które znała aż za dobrze. Oddychała szybciej niż normalnie i była pewna, że mogła zabijać wzrokiem, gdyby tylko wystarczająco się skupiła. Cóż, niewykluczone, że za kilka minut właśnie to zrobi, bowiem szła do domku swojego brata zamierzając powiesić go na najbliższym drzewie, albo czymkolwiek. List otrzymany od matki przeczytała setki razy, wbijając wzrok w czarne litery, tak mocno odznaczające się na pergaminie. „Naprawdę myśleliście, że nie dowiem się, że Adrien nie idzie na studia?” Nie wiedziała czy to jakaś durna pomyłka, a matka jak zwykle przesadzała, czy być może miała rację, a jej brat postanowił jej o tym nie mówić. Rozumiała, że matce nie powiedział o niczym, ale nie potrafiła pojąć jakim cudem ona o tym nie wiedziała. Czuła, że ostatnio wszystko było nie tak jak powinno. Jej organizm wyrzucał jej nieprzespane noce z poprzedniego miesiąca, zbyt dużą ilość kawy i stres, który ją wyniszczał, a ona nic z tym nie robiła. Wiedziała, że wygląda niczym te luizjańskie duchy, które zdążyła już spotkać. Była blada, z ciemnymi cieniami pod oczami, ponieważ sen nie był jej przyjacielem, a bezsenne noce stały się bliższe niżby tego chciała. Paradoksalne, miała być uzdrowicielką, a nawet nie potrafiła zadbać o samą siebie. Rozgoryczenie jednak wypełniało ją od czubków palców do samej głowy. Nie powiedział jej. Była rozdarta między ostentacyjnym ignorowaniem go w najbliższym czasie, a robieniem mu wyrzutów. Niemniej jednak stawiała kroki po ścieżce, idąc w kierunku jego domku, mając ogromną nadzieję, że go tam zastanie. Sprawdziła dokładnie gdzie go ulokowali i nie miała pojęcia kim był jego współlokator. Nieważne. Kiedy stanęła przed odpowiednimi drzwiami, zacisnęła zęby. Nie zdążyła się nawet rozpakować, kiedy otrzymała list, od razu rozpoznając pismo i kopertę. Chciała mieć to za sobą, więc przeczytała go od razu. Nie spodziewała się, że oprócz zwykłego opierdolu za oceny, znajdzie tam też coś, co sprawiło, że musiała kilkakrotnie zamrugać. Wzięła jeden głębszy wdech i nawet nie pukając, nacisnęła klamkę, która nie ustąpiła. Zapukała więc, mocniej niż to było konieczne, ale nikt jej nie otworzył. Adriena nie było. Typowe. Oparła się więc o ścianę obok drzwi i z beznamiętnym wyrazem twarzy, który sobie narzuciła, skrzyżowała ramiona na piersi. Poczeka, nie ma najmniejszego problemu.
Nie powiedział… w zasadzie nikomu. Była to decyzja dość spontaniczna, acz podyktowana głębszym, jednodniowym przemyśleniem sprawy. Na dobry rzut oka przecież studia nie były mu do niczego potrzebne, a już dawno uznał, że nie zamierza babrać się w pracy wyższych lotów… i przede wszystkim takiej, w której nie ubrudzi sobie rąk. Bo co było ekscytującego – mimo, że to bardzo uwielbiał – w przesadzaniu rożnych, legalnych roślinek, skoro mógł spróbować rozwinąć coś ambitniejszego, choć niekoniecznie w pełni legalnego? Owszem, nie było go w domku. Wyszedł na spacer sprawdzić, czy aby ludzie nie pogubili jeszcze piątej klepki. Uwielbiał obserwować ich z ukrycia i notować co ciekawsze kwiatki z ich zachowania i przyzwyczajeń, bo nigdy nie wiadomo było, kiedy coś takiego może się przydać. A wyjazdy miały to do siebie, że uwalniały w ludziach jakieś dzikie instynkty i swobodę, jakiej w szkole próżnym było szukać. Innymi słowy – uwielbiał wakacje. Przekładał między palcami asa kier, powoli wracając do swojego lokum. Przyglądał się jak karta świdrowała między wskazującym a środkowym, czasami dając pole do popisu temu najbardziej buntowniczemu – serdecznemu. Kątem oka dostrzegł sylwetkę stojącą przed domkiem i choć przez chwilę sądził, że to jego współlokator ma problem z drzwiami, to wkrótce przekonał się w jak wielkim błędzie był. Niebieskie oczy zwróciły się na jego siostrę, po drodze zatrzymując się na czarnej kopercie, którą trzymała w dłoni. No tak. - Nawet mi nie mów. – rzucił, zanim zdążyła się w ogóle odezwać, po czym jak gdyby nigdy nic wyminął ją i otworzył drzwi do swojego domku, zapraszając ją do środka. – Nie bądź matką i nie wyżywaj się na mnie za moje decyzje. Już jej powiedziałem co sądzę o jej podejściu do Ciebie i wiem, że z pewnością oberwało Ci się za moje wybory i bardzo Cię za to przepraszam siostro. Myślę jednak, ze to się już nie powtórzy. Możliwe, że matka mnie wydziedziczy i zapomni o moim istnieniu. – kontynuował temat, zupełnie jakby czytał w myślach to, co chciała mu przekazać. Niepokoił go jej wygląd, niemniej nie skomentował go w żadnym stopniu, a jedynie wpatrywał się w nią uważnie, czekając na dalszy przebieg tej sprawy.
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Stała z półprzymkniętymi oczami, miarowo oddychając i wsłuchując się w otoczenie, choć bynajmniej nie zwracając na nie nawet najmniejszej uwagi. Nie miała mu za złe, że nie powiedział innym, że zataił ten fakt przed matką i najpewniej całą rodziną, choć nie miała pojęcia jaki kontakt utrzymuje z ich… ojcem, bowiem nie chciała o tym człowieku nic słyszeć i w najbliższym czasie nie miało się to zmienić. Miała mu za złe, że nie powiedział jej. Czuła jakąś idiotyczną gorycz, a myśl, że oddalali się od siebie nie chciała opuścić jej głowy, natarczywie się w niej pojawiała i drażniła jej świadomość. Wiedziała, że nie mogła na to pozwolić, jednocześnie nie chciała trzymać przy sobie nikogo na siłę. Była jednak pewna, że nie poradzi sobie jeśli kolejna bliska osoba ją opuści, a potem strzeliła sobie mentalnego liścia, że w ogóle tak myśli. Nie mogła się jednak pozbyć irracjonalnego poczucia, że coś traci, czuła dziwny uścisk w klatce piersiowej. Wariuję. – pomyślała tylko i otworzyła oczy, kręcąc głową do samej siebie. Może to brak snu dawał jej się we znaki, a może faktycznie dostawała już od tego wszystkiego na głowę. Żałowała, że nie zrobiła sobie kawy, nie wiedziała bowiem ile przyjdzie jej czekać na Adriena, jednak była na tyle zdeterminowana, żeby porozmawiać z nim teraz, że nie zamierzała się ruszyć nawet o centymetr. Jej oczy ujrzały jednak sylwetkę swojego brata szybciej niż się spodziewała. Patrzyła na niego bez żadnego większego wyrazu na twarzy, a kiedy się odezwał – nawet nie mrugnęła. Wyminęła go tylko i weszła do środka, słuchając co do niej mówi i powstrzymując się od prychnięcia. Nie bądź matką. Będąc już w wnętrzu domku odwróciła się do niego, kiedy skończył mówić. – Zamierzałeś mi powiedzieć, czy od początku miałam się dowiedzieć od matki? – rzuciła chłodnym tonem. Starała się pozostać bez wyrazu, ale doskonale wiedziała, że Adrien zna ją zbyt dobrze. Jaki więc był w tym sens? – A może miałam mieć niespodziankę we wrześniu? – mogła nawet odpuścić fakt, że nie usłyszała jeszcze od niego tej decyzji, nie mogła jednak przeżyć tego, że dowiedziała się w liście od matki. Chyba każdy inny sposób byłby lepszy. Rzuciła list na pobliski stolik, czując, że jeśli będzie go trzymać chwilę dłużej, to zacznie ją parzyć. Nawet by się nie zdziwiła.
Adrien D. Vegh
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183
C. szczególne : ma szpiczaste uszy i dość cyniczne spojrzenie
Przewrócił oczami słysząc jej kolejne, można rzec histeryczne słowa. Spojrzał w bok na chwilę zastanawiając się jak w najlepszy sposób z nią rozmawiać tak, aby coraz bardziej jej w tym wszystkim nie nakręcać, bo i tak była już zła. Czy miał wyrzuty sumienia? A skądże. Nie było w tym jego winy, w końcu nie mógł przewidzieć, że matka dowie się o wszystkim pierwsza i podzieli się w dość infantylny sposób tą informacją ze swoją córką. Był gotowy prychnąć. - Zamierzałem Ci powiedzieć. – czy każdy by tak powiedział? Być może. W każdym razie nie było to kłamstwo, bo taki zamiar w istocie przejawiał. Niemniej jednak był jeden problem… - Ale egzaminy pochłonęły Cię tak, że nie chciałem Cię dodatkowo dobijać. – wzruszył ramionami i okrążył kanapę, aby na niej już po chwili, dość luźno usiąść. Zgiął plecy i podparł dłonie na splecionych dłoniach, aby po raz kolejny przyjrzeć się jej szaroniebieskimi oczami. Wymagała od niego jakichś głębszych tłumaczeń? Sam nie wiedział. Raczej i tak nie miał zamiaru nic więcej mówić jeśli chodziło o ten temat, bo drążenie go było już bez sensu. Co chciała się jeszcze dowiedzieć? Poznać dokładną datę i godzinę jego annoucementu? Jeśli znała go wystarczająco długo, to musiała wiedzieć, że skoro tak powiedział to w istocie miał taki zamiar, ale dokładnej daty zdradzić nie mógł. Jej nie okłamywał. Przynajmniej najczęściej. Jego tęczówki powędrowały za jej dłonią rzucającą list na stoliczek, a on sam zmarszczył brwi przyglądając się przez chwilę czarnej kopercie. Ni stąd ni zowąd wyjął różdżkę i rzucił accio na przesyłkę zanim Annabeth zdążyła w ogóle połączyć fakty. Całkiem bezczelnie pozbawił kopertę zawartości i przeczytał ją na jednym tchu, już po chwili cynicznie się uśmiechając i pełnym pogardy ruchem paląc cały list. - Chodź. – wyciągnął w jej kierunku rękę, mając nadzieję, że po prostu podejdzie i się przytuli. Musiał ją jakoś uspokoić, a kto jak nie brat mógłby ją po prostu, po ludzku i bez podtekstu przytulić.
Nie chciała w nim wzbudzać wyrzutów sumienia, właściwie była przekonana, że coś takiego w przypadku jej brata zwyczajnie nie było możliwe. Chciała tylko słowa wyjaśnienia, być może jakichś idiotycznych przeprosin, mimo że wiedziała, że nie było na nie najmniejszych szans. Stała w miejscu, twardo patrząc na swojego brata, z zaciśniętymi zębami, mając wrażenie, że za kilka minut rozpadnie się na małe kawałeczki. Nie cierpiała przed nim niczego ukrywać, chociaż gorzko stwierdziła, że on nie miał z tym żadnych problemów. Była tak koszmarnie zmęczona i wcale nie chodziło o brak snu, który jeśli nadszedł i tak był niespokojny. Męczyło ją udawanie przed wszystkimi wokół, że świetnie sobie radzi, a przede wszystkim zapewnianie samej siebie o tym. Nie radziła już sobie i gubiła się w tej ciasnej klatce, do której została włożona jako mała dziewczynka i nie potrafiła z niej wyjść. Prychnęła, ponownie, gdy jej brat się odezwał. Jakie to było typowe. Zamierzał jej powiedzieć. Wiedziała o tym, chciała tylko dowiedzieć się kiedy dokładnie chciał to zrobić. Czyż nie takie zadała właśnie pytania? Były proste i rzeczowe, właściwie mógł na nie odpowiedzieć krótkim „tak” lub „nie”. Już chciała coś powiedzieć, kiedy dotarły doń jego kolejne słowa, które szybko zamknęły jej buzie. Wiedziała, że nie było żadnej możliwości oderwania jej od książek i… nagle poczuła poczucie winy. Nie wiedziała skąd dokładnie się wzięło ani czego dotyczyło. Czy tego, że nie mógł z nią porozmawiać? A może faktu, że nawet po takim poświęceniu poszło jej po prostu tragicznie? Śledziła jego ruchy niebieskimi ślepiami, nie odzywając się, niespodziewanie mając w głowie pustkę. Rozdrażnienie tym wszystkich w niej wzbierało i miała ochotę krzyczeć, choć rzecz jasna nie zamierzała tego zrobić. Zdusiła tę chęć w zarodku i jedynie głośno westchnęła, przenosząc wzrok na czarną kopertę. Czy naprawdę zamierzała zrobić awanturę o takie coś? Ta jednak szybko zniknęła z jej pola widzenia, przywołana przez Adriena i przezeń spalona. Przejechała dłonią po swojej twarzy. – A może kolekcjonuję pełne pretensji listy od matki? – powiedziała, starając się zażartować – Właśnie pozbawiłeś mnie cennego egzemplarza, babcia o mnie pyta. Podeszła do kanapy, na której siedział jej bliźniak i ciężko opadła obok, by oprzeć swoją głowę na jego ramieniu. Brakowało jej tego, brakowało jej brata bardziej niż chciała to przyznać. Nienawidziła tych durnych oczekiwań, które zmusiły ją do ślęczenia nad głupimi książkami. – Mam dosyć, Adrien. – wyszeptała nieoczekiwanie po węgiersku, czując jak jedna łza spływa po jej policzku, którą wytarła rękawem starej bluzy. Czyżby skończyło się jej bycie silną?
Adrien D. Vegh
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183
C. szczególne : ma szpiczaste uszy i dość cyniczne spojrzenie
Wyrzuty sumienia w przypadku chłopaka brzmiały jak swoista abstrakcja. Być może siostra była jakimś wyjątkiem co do którego czuł wyjątkowo żywe i przede wszystkim ludzkie uczucia, ale jeśli chodził o takie mankamenty jak sumienie, to w jego przypadku pozostawało wyłącznie w sferze marzeń. Już dawno się go wyzbył i nie zamierzał do niego wracać, bo nie było to coś, co było mu bardzo potrzebne. I nawet jeśli w tym momencie uznał, że w istocie powinien był jej powiedzieć, bo być może pozbawiłoby ją to dodatkowych przykrości, tak sam z tego powodu smutku nie czuł. Po prostu. Czyli był sobą. - Z pewnością. – skwitował jej retoryczne pytanie krótkim uśmiechem ukazującym głębokie dołeczki w jego polikach. Co większy samobójca mógłby stwierdzić, że było to całkiem urocze, natomiast jego bliźniaczka raczej wiedziała, że za tym gestem nie kryło się szczególnie wiele emocji. – Niech sama napisze, zamiast pytać. – dodał po chwili, czekając aż dziewczyna do niego podejdzie. Ściągnął usta w cienką linię, kiedy przystała na jego propozycję i usiadła tuż obok, gdzie objął ją ramieniem i do siebie przytulił. Wiedział co przeżywa, a zmęczenie końcowo-roczne bynajmniej nie pomagało jej w osiągnięciu lepszego humoru. Na całe szczęście on nie miał tego problemu – wszelkie pretensje ich matki spływały po nim jak woda po kaczce, natomiast Annabell… coż, ona była kobietą. Nie uwłaczając kobietom, to jednak miały to do siebie, że statystycznie częściej dramatyzowały. - Siostro, są wakacje. Odpocznij, zajmij się czymś ciekawym, odetnij się. A poczty nie musisz odbierać, najwyżej matka napisze do mnie. – zerknął na nią wyginając swój podbródek. Uniósł jedną brew do góry przyglądając się jej twarzy. – Chciałbym powiedzieć „bierz przykład ze mnie”, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł… no w każdym razie… zacznij w końcu żyć według własnego „ja” a nie wygórowanych ambicji matki. Gwiazdę z nieba jej ściągniesz, a i tak coś będzie nie tak. Musisz się odciąć, bo to się nigdy nie skończy. – mówił całkowicie poważnie i nie było w tym ani krzty jakiegokolwiek żartu. Zacisnął zęby uwydatniając i tak widoczne kości policzkowe i żuchwy, wciąż się jej przyglądając i będzie to robił, choćby jej wzrok miał uciekać na wszelkie dostępne powierzchnie.
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Nie wiedziała co ma robić. Tak bardzo nie miała pojęcia, że spędzała całe noce na idiotycznym rozmyślaniu jak naprawić życie, które sama sobie zjebała, cóż, po części, ale brała w tym czynny udział. Czuła się jakby była zamknięta w klatce bez klucza, ani nawet bez drzwi, po prostu stała w jej środku nie robiąc kroku w żadną ze stron, marnie egzystując przez te wszystkie lata tak samo, zupełnie jakby była urodzona w niewoli, chociaż nie było to wcale tak dalekie porównanie, jak mogłoby się wydawać. Nie rozumiała co właściwie zrobiła źle. Przecież robiła wszystko czego od niej wymagano, nawet, lub zwłaszcza, własnym kosztem. To nie miało sensu, zawsze chciała, by wszyscy byli z niej dumni, zadowoleni, bez żadnych pretensji, bo szła dokładnie według scenariusza pisanego przez rodzinę, a jednak wciąż nie czuła się nawet w małym stopniu spełniona, czuła za to, że się dusi. Coraz bardziej i coraz częściej była przekonana, że niedługo zabraknie jej powietrza całkowicie. – Nie, lepiej nie. – wzdrygnęła się na myśl, że mogłaby dostać list od babci. Na Merlina, czym niby sobie zasłużyła na coś takiego? Wiedziała, że może polegać na swoim bracie. Nawet jeśli istniały między nimi jakieś nieporozumienia, to i tak był jedyną osobą, obok której mogła po prostu usiąść, tak jak teraz, i powiedzieć dwa krótkie słowa, a on i tak doskonale wiedział o co jej chodzi. Żadnych tłumaczeń, żadnych pytań, czyste zrozumienie i właśnie tego było jej tak bardzo trzeba. Wiedziała, że najpewniej ma ochotę potrząsnąć ją za ramiona i krzyczeć, że ma się w końcu obudzić i w gruncie rzeczy podejrzewała, że właśnie takie były jego słowa. A przynajmniej powinny być, niczym kubeł zimnej wody, która pozwoli wyrwać jej się z otoczki, którą przecież sama wokół siebie stworzyła. – Obiecaj mi, że przed trzydziestką nie wylądujesz za kratkami. – powiedziała, nawiązując do brania z niego przykładu i uśmiechając się lekko. – To nie takie proste. – odparła wymijająco, nawet nie rozważając jego słów, po uśmiechu nie został nawet cień. Odpocznij brzmiało tak prosto, choć nie mogła normalnie sypiać. Odetnij się, jakby w ogóle miała jakikolwiek wybór. Nie patrzyła na niego, choć doskonale wiedziała, że powinna. Wzrok niebieskich tęczówek pozostał jednak wbity w dłonie, jakby krótkie paznokcie były nader interesujące. Była pogubiona, pogubiona w absolutnie wszystkim. Nie wiedziała czy jest zwyczajnie smutna, zmęczona, czy może wściekła, że zamiast cieszyć się swoją młodością, ona martwi się czy znowu czegoś nie spierdoliła i czy znowu będzie musiała czytać to cholerne pismo. Nie tak powinno wyglądać jej życie, prawda?
Adrien D. Vegh
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183
C. szczególne : ma szpiczaste uszy i dość cyniczne spojrzenie
Zerknął na nią nieco rozbawiony, uśmiechając się dość szeroko, acz nie otwarcie i ukazując swoje głębokie dołeczki w policzkach. Był bliski dźwięcznego prychnięcia, niemniej w ostatniej chwili powstrzymał się, jednakże nie mógł zaprzeczyć, że jej słowa wytrąciły go z równowagi powagi. - Przed trzydziestką? - ponowił jej słowa jakby upewniając się, że naprawdę je wypowiedziała. – Ja nie mogę ci tego obiecać przed dwudziestka, a co dopiero za ponad dziesięć lat. – czemu miałby ją kłamać. Nie planował dać się z niczym złapać, ale z drugiej strony było to dość prawdopodobne, jeżeli zrealizuje swoje plany, a nie należały one raczej do pozytywnych aspektów legalnej działalności. Przytulił ją mocniej do siebie i oparł podbródek na jej głowie nie wymagając od niej w sumie niczego. Nawet spojrzenia. Po prostu siedzieli przez chwilę w ciszy, a on całkowicie rozumiał jej potrzebę niemówienia, bo w sumie co miała więcej powiedzieć? A co on miał więcej odpowiedzieć? To też było niezwykle istotne pytanie. - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że nie wrócę z Tobą do Hogwartu. Po prostu uważam to za stratę czasu. – rzucił nagle, nie zmieniając pozycji i nie mając ochoty tym razem patrzeć na nią. Nie potrzebował wzrokowego wyrzutu, bo już i tak spodziewał się pogadanki na temat tego, jak bardzo ją opuszcza. Może tym razem się zaskoczy? Potrzebował jej się wygadać, wyjaśnić to i owo i jeżeli będzie to cokolwiek, co mogłoby jej pomóc odetchnąć choć trochę to uzna, że było warto.
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Siedziała oparta o ramię swojego brata, czując jak jej oddech się normuje, a wszystkie zbędne emocje z niej ulatują niczym powietrze z pękniętego balonu. Była zwyczajnie zmęczona, zarówno faktem, że mało sypiała, jak i tym wszystkim co działo się w jej życiu. Czuła się tak cholernie wyczerpana swoim życiem i całą otoczką, która przecież w gruncie rzeczy sama sobie stworzyła. Tak bardzo zazdrościła Adrienowi, że miał wystarczająco siły, by to wszystko pieprzyć, a ona jak ostatnia idiotka miała jakiś kompleks zbawiciela świata, chcąc zadowolić absolutnie wszystkich w swoim otoczeniu. Nie wiedziała jednak, czy to była chęć samej czynności, czy po prostu tak ogromne pragnienie świętego spokoju, czy chociaż jednej pochwały ze strony tych najważniejszych dlań osób. Wszystko było nie tak i waliło się coraz bardziej, a ona nie potrafiła powstrzymać tej lawiny. Miała wrażenie, że cały świat był przeciw niej i dopiero teraz, obok własnego brata, w końcu poczuła chociaż chwilową ulgę i naiwne wierzenie w to, że ostatecznie wszystko się jakoś ułoży. — Adrien, to nie jest śmieszne. — odparła, wbijając mu lekko łokieć w bok i mając przymknięte oczy, choć doskonale wiedziała, że nieważne jak bardzo by teraz chciała po prostu zasnąć – nie było to możliwe. Męczyła się już dostatecznie długo, by wiedzieć, że jej starania były syzyfowymi pracami. Podświadomie była wdzięczna Adrienowi, że nie zapytał o to. Nie chciała go oszukiwać, miała dość kłamstw w swoim życiu, by jeszcze okłamywać własnego brata bliźniaka. Niemniej jednak nie chciała także o tym mówić, bo nawet nie wiedziała jak, ani co dokładnie powiedzieć. — Wiem, ale… nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nawet nie chodzi o to, że nie będzie ciebie w tych murach, ale… — Boję się ile matka zrzuci na moje ramiona. Nie dokończyła, jednak doskonale wiedziała, że Adrien dokładnie wiedział co chciała powiedzieć. Niewypowiedziane słowa zawisły w powietrzu, a ciszę przerwało westchnienie, które uleciało spomiędzy pełnych warg Helyey. — Nie będę negować twoich decyzji, Adrien. Mam tylko nadzieję, że są słuszne, chociaż nie jestem dobrą osobą do oceniania kogokolwiek, bo nawet nie wiem czy jakakolwiek decyzja w moim życiu była moja. — dodała, w jej głosie można było usłyszeć gorycz, której już nawet nie starała się ukryć.