Osoby:@Noah P. Williams i @Odeya Worthington Miejsce rozgrywki: Pokój Wspólny Gryffindoru Rok rozgrywki: 2020 (styczeń) Okoliczności: Całkiem niedługo po nowym roku, pogoda nie rozpieszczała mieszkańców Hogwartu. Tamten dzień był pochmurny i mroźny, a więc wielu uczniów ogrzewało się ciepłem płomieni kominka w Pokoju Wspólnym Domu Lwa...
Nie lubiła za bardzo zimy. Był to ten okres w ciągu roku, kiedy nie mogła przesiadywać tak często nad jeziorem, a to z kolei było jej ulubione miejsce, aby czytać lub tworzyć opowiadania. Dlatego śnieżna pogoda tak bardzo krzyżowała jej plany. Jednak panna Worthington nie miała w zwyczaju narzekać, czy choćby pisnąć słówkiem na temat tego jak bardzo ta pora roku jej nie odpowiadała. Zawsze starała się znaleźć jakiekolwiek plusy danej sytuacji, a w tym przypadku była to możliwość zabawy w białym puchu czy bitwy na śnieżki, ale także możliwość grzania się na kanapie, przy kominku, który znajdował się w ich pokoju wspólnym. Swój czas wolny, zamiast odrabiania prac domowych, wolała poświęcić na swoje osobiste przyjemności, jakimi było pisanie opowiadań. Uwielbiała to uczucie kiedy mogła tworzyć postacie, którym mogła kreować przyszłość i mieć kontrolę nad ich losami. Obracając w palcach pióro, przygryzła wargę, zastanawiając się nad poprawną budową zdania, które właśnie przyszło jej do głowy. Już miała tę myśl... już nawet przyłożyła koniuszek pióra do notesu, aby zacząć zapisywać pierwsze słowo, kiedy usłyszała krzyk. Podskoczyła, odwracając głowę w kierunku tego przeraźliwego dźwięku. W progu, przy wejściu do pomieszczenia stała młoda uczennica. Tak na oko, pierwszo-, drugoklasistka. Jej twarz wykrzywił grymas, którego Ode nie była w stanie opisać. Dziewczynka spoglądała na swoją torbę, która upadła i leżała pod jej nogami. - Patrz jak leziesz, gówniaro - odezwał się wysoki chłopak, spoglądający na niższą koleżankę z widocznym zirytowaniem. Jakby to była jej wina, że jest słabsza. - przemknęło przez myśl Worthington i mrużąc nieco oczy obserwowała jak dziewczynka schyla się po swoje rzeczy. Jednak chłopakowi jeszcze było mało wyżywania się, dlatego musiał kopnąć jeszcze jej torbę, aby kilka przedmiotów, znajdujących się z niej, wysypało się po podłodze. Odeya poderwała się i wstała z miejsca. - Hej, mamucie! Sam patrz jak łazisz. Gdybyś nie był tępym drągiem, może widziałbyś cokolwiek oprócz czubka swojego zapyziałego nosa - warknęła w jego kierunku podchodząc do niego, wściekła, zaciskając dłonie w pięści. Jego kwadratowa szczęka aż prosiła się o naprostowanie. Sama też miała swoje skromne sto sześćdziesiąt centymetrów, jednak nie było dla niej problemem podedrzeć głowę i spojrzeć na chłopaka lodowatym spojrzeniem, swoich lazurowych tęczówek - Nie masz innych rozrywek niż nękanie młodszych i słabszych od siebie? Tylko w ten sposób możesz się dowartościować? - rzuciła jeszcze, zanim ten zdążył się odezwać. - Zejdź mi z drogi, dziewczynko, bo jeszcze Tobie się dostanie - oznajmił niezwykle poważnym tonem, a jego durny uśmieszek, którym jeszcze przed chwilą "obdarował" drugoklasistkę, która przed przypadek na niego wpadała, natychmiast zniknął mi z twarzy. Ode mocno zacisnęła zęby i nie zastanawiając się zbytnio, strzeliła go z całej siły pięścią w nos. Owszem, musiała stanąć na palcach, przez co jej cios był nieco słabszy niż zamierzała, ale poczuła satysfakcję. Miała także tę przewagę, że Gryfon prawdopodobnie spodziewał się, że dziewczyna sięgnie po różdżkę, jednak ta nigdy nie stosowała magii aby się na kimś odegrać. Mugolskie sposoby były dużo bardziej spektakularne i... bardziej bolesne. Nie przewidziała tylko jednego: że niektórzy kiedyś mogliby chcieć spróbować odpłacić się tym samym...
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Noah bardzo lubił zimę - była tak niezwykła, tak wiele było możliwości... Powietrze było czyste jak nigdy, można było turlać się w śniegu, ślizgać na zamarzniętym na kość jeziorze czy zaczarować śnieżki, by uderzały w jakiegoś nielubianego nauczyciela... Nie żeby czegoś takiego kiedyś spróbował, ale pomarzyć zawsze można! Niemniej, taniec wiatru ze śniegiem, a taka pogoda panowała dziś, najlepiej ogląda się zza okien. Gryfon postanowił zatem pozostać w Hogwarcie. To sobotnie popołudnie spędził więc na czytaniu książki o lewitujących drzewach w Nepalu, którą dostał na święta, przy okazji zajadając się drablesami. W pewnym momencie jednak uznał, że potrzebuje skorzystać z toalety (może już za dużo tych słodyczy?), więc odłożył książkę na łóżko i wstał, strzepując okruchy na ziemię. Zszedł po schodach po pokoju wspólnego zamierzając skierować się do dziury pod portretem Grubej Damy, ale... - Nicole? - jego siostra bliźniaczka zbierała swoje rozwalone rzeczy z podłogi z miną zbitego psa, a obok niej toczyła się kłótnia pomiędzy jakąś starszą Gryfonką, którą kojarzył z widzenia, a jakimś drabem. Przyśpieszył kroku, dochodząc do swojej siostry i pytając, co się stało, ale doszło do niego to zanim Nicole zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Pomógł jej posprzątać, ale kiedy zobaczył, że ów krępy chłopak, który wcześniej groził i tamtej drugiej dziewczynie, dostał w nos i sięga po różdżkę, wiedział że musi coś zrobić. Swojej własnej nie miał, zostawił ją w dormitorium, więc szybko wyciągnął tę siostry z jej kieszeni. Chwilowe użycie w nagłej sytuacji, chyba się nie obrazi... - Expelliarmus! - wycelował w tego chłopaka i wypowiedział zaklęcie rozbrajające. Na szczęście, jest to jedno z prostszych zaklęć, więc ryzyko osłabienia jego działania poprzez użycie cudzej różdżki było dosyć znikome. Nicole ukryła twarz w piersi Noego z cichym krzykiem, wytrącając go nieco z równowagi, więc zaklęcie, zamiast wytrącił drabowi różdżkę z ręki, sprawiło, że ten się zachwiał i uderzył plecami o kominek. Zawył z bólu, ale chyba nic poważniejszego mu się nie stało. Chyba... - Widziałem wszystko - powiedział Noah oddając siostrze różdżkę, choć tak naprawdę nie miał pojęcia, co się właściwie stało. - I są świadkowie, że działałem w obronie koniecznej. I możesz być pewien, że o wszystkim poinformuję opiekuna - dodał i pomógł siostrze wstać. Na niego już nawet nie patrzył...
Kto znał choć troche Odeyę, zdawał sobie sprawę z jej porywczości i gwałtowności, kiedy miała do czynienia z jakąś niesprawiedliwością. Może to przez zasady, które wpajał jej od najmłodszych lat jej ojciec, który pracował jako auror. W każdym razie, nie mogła przejść obojętnie, kiedy komuś działa się krzywda, a ten ktoś nie był niczemu winny. Wtedy czuła ucisk w okolicach serca, zaciskała zęby i szukała sprawiedliwości. Może i czasami jej zachowanie nie należało do zbyt rozważnych, ale nie umiała inaczej. Dlatego widząc chłopaka, który ewidentnie wyżywa się na młodszej Gryfonce, musiała stanąć w jej obronie. Kiedy stanęła z nim twarzą w twarz, prawdopodobnie wyglądało to komicznie, przez jej niski wzrost, ale całkowicie się tym nie przejmowała. Nie zauważyła nawet, że do poszkodowanej uczennicy dołączył inny chłopak, który pomógł jej zebrać jej rzeczy z podłogi. Ona sama była zbyt zajęta w tamtej chwili rzucaniem piorunami swoim spojrzeniem w gburowatego wielkoluda. Aż w końcu, kiedy nie wytrzymała i trzasnęła go ręką w nos, wysokiemu chłopakowi także puściły nerwy i wyciągnął różdżkę. Dziewczyna nie mogła użyć swojej, bo z tego wszystkiego zostawiła ją na kanapie przy kominku, jednak żadne zaklęcie w następnej chwili jej nie trafiło, mimo że nie użyła tarczy obronnej. Ciemnowłosy chłopak, który pomagał młodszej Gryfonce, rozbroił agresora, który odbił się plecami od kominka i zamilkł. Drugoklasistka wtuliła się w swojego obrońce, a Ode przełknęła nieznacznie ślinę i posłała mu spojrzenie pełne wdzięczności, kiedy ten poinformował wysokiego chłopaka, że powie o wszystkim opiekunowi. - Dzięki - rzuciła z uśmiechem do młodszego Gryfona, kiedy nieco wkurzony wielkolud pozbierał się i wyszedł, klnąc pod nosem. - W porządku? - spytała jeszcze dziewczynę, która padła ofiarą perfidnego zachowania starszego kolegi, kładąc jej rękę na ramieniu. - Tak w ogóle to jestem Odeya. - odezwała się po chwili, posyłając szeroki usmiech najpierw brunetowi a potem jego siostrze. - Ale wszyscy wołają na mnie po prostu Ode .
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Noah głaskał siostrę po głowie, którą Nicole złożyła na jego ramieniu, kiedy agresor w tych raczej mało przyjemnych okolicznościach opuszczał pokój wspólny. W jego głowie już krystalizował się plan rozmowy chociażby z Olivią, która była jego dobrą znajomą, a przy tym prefektem Gryffindoru, ale opiekun faktycznie byłby tu chyba lepszym wyjściem. - Nie ma sprawy! - odpowiedział Noah po dłuższej chwili, kiedy biorąc głęboki oddech starał się pozbyć guli z gardła i wściekłości, która go ogarnęła. Nicole podniosła głowę, ocierając łzy o ubranie brata i pokiwała głową, po czym zabrała swoją torbę i ruszyła w kierunku dormitorium. - Ja mam na imię Noah - odpowiedział, odwzajemniając uśmiech. Dziewczyna, na którą patrzył, była bardzo ładna i jeszcze niższa od niego, choć chyba była starsza. - A to moja siostra Nicole - dodał, wskazując na odchodzącą w kierunku dormitorium dziewcząt siostrę. Stał tak przez dłuższą chwilę uśmiechając się i trochę nie wiedząc, co powiedzieć w tym momencie i jak dalej się zachować.
Cała ta sytuacja z pewnością należała do tych, o których koniecznie musiał dowiedzieć się co najmniej prefekt, jak nie opiekun domu. Nie można się tak bezkarnie znęcać na nikim, a tym bardziej jeśli ta dziewczyna wpadła na niego przypadkowo. Ten nie mial prawa tak jej potraktować. Musiał ponieść konsekwencje tego zachowania. Nawet kiedy wysoki chłopak opuścił pomieszczenie, adrenalina płynąca w tętnicach Ode ciągle w niej buzowała. Przenosząc wzrok na dwójke rodzeństwa, uśmiechnęła się kiedy brunet przedstawił najpierw siebie a później dziewczynę, która po chwili ruszyła w strone sypialni dziewczyn. Wcale jej sie nie dziwiła. Pewnie ten gbur nieźle ją nastraszył. - Jakim trzeba być dupkiem, żeby się tak zachowywać...? - mruknęła, zerkajac w kierunku przejścia za portretem, za którym zaledwie chwilę temu zniknął oprawca Nicole. - Ale mi podniósł ciśnienie. Mam nadzieje, że ten nos źle mu się zrośnie - zażartowałą, śmiejąc się, a następnie marszcząc nieznacznie czoło, odezwała się: - Noah? To Ty jesteś tym chłopakiem, z głową pewna pomysłów? Kiedyś słyszałam na błoniach jak ktos mówił, że organizujesz fajne gry, z którymi można świetnie się bawić. Muszę kiedyś spróbować. Możesz mi teraz jakąś pokazać? Była bardzo ciekawa zabaw, jakie tworzył chłopak, bo ceniła ludzi, którzy potrafili zrobić coś z niczego. Pisząc opowiadania, zdawała sobie sprawę z tego jakie to czasami trudne.
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Tę dosyć niezręczną ciszę przerwała sama Odeya, która w końcu przemówiła, mówiąc chyba bardziej do siebie, niż do Noah'ego. Wylewała swoją wściekłość, a sam Gryfon nie zamierzał jej w tym przeszkadzać. Prawdę mówiąc, już zamierzał się krzywo uśmiechnąć i jednak pójść do tej łazienki, kiedy dziewczyna sama go zatrzymała. - Wow, to jestem aż tak sławny? - przystanął i zaśmiał się cicho i jakby od niechcenia, choć nie dało się ukryć, że Ode nieco połechtała jego ego, wobec czego jego twarz nieco zbliżyła się kolorem do jego krawata. - No tak, ile to razy mi się zdarzyło, że ktoś za mną krzyczał Cześć, Noah!, na co ja mogłem zareagować tylko Kim ty w ogóle jesteś, człowieku? - nie no, oczywiście zawsze odpowiadał takim osobom, co nie zmieniało faktu, że takie "akcje" wprawiały go w drobną konsternację i zawsze musiało trochę minąć, zanim do jego mózgu dotarło, że te zaczepki od nieznajomych były kierowane właśnie do niego. - Wiesz... - chciał powiedzieć, że zaraz wróci, ale... - No dobrze, pokażę ci, co aktualnie próbuję rozpisać! - już chciał sięgnąć po różdżkę, żeby przywołać notes zaklęciem, ale zdał sobie sprawę z tego, że przecież różdżka leży obok samego notesu. - Zaczekaj tutaj. Albo nie... Chodź ze mną! - chciał ją zaprowadzić do swojego dormitorium. Jeśli się zgodziła, usiedli na jego łóżku, jeśli nie - nie naciskał i sam przyniósł stamtąd notes, po czym zaczął pokazywać Ode swoje projekty. - Jak byłem w domu na święta, odwiedziłem mugolski sklep z grami. Zawsze to robię, tak dla inspiracji, zresztą mugolskie gry też są często całkiem dobre - entuzjazm, z jakim mówił sprawiał, że wypluwał z siebie kolejne słowa z prędkością karabinu maszynowego. - Próbuję teraz opracować magiczną wersję takiej mugolskiej gry, która ma jakąś dziwną i niesamowicie długą nazwę, ale polega na tym, że ludzie siadają przy stole i opowiadają sobie durne historie - im durniejsze, tym lepiej. Wcielają się przy tym w jakichś podróżników z dalekich stron, którzy siedzą w tawernie i chlają, przy czym ktoś zaczyna mówiąc: Opowiedz nam, dajmy na to... jak małpy z Gibraltaru uznały cię za swojego wodza! No i on ma to opowiedzieć, a inni to na różne sposoby oceniają. I teraz zastanawiam się, jakby to można było zmodyfikować...
Mogło to na początku wyglądać, jakby sobie narzekała sama do siebie, jednak tak naprawdę, chciała zwrócić uwagę Noah na to jak bardzo zdenerwował ją starszy Gryfon (nie to, żeby nie było tego widać, na pierwszy rzut oka, po tym jak przywaliła mu w nos...). - Sławny to dopiero będziesz, jak cały świat pozna Twoje gry! - rzuciła wesoło, z charakterystycznym dla siebie pozytywnym nastawieniem. Zaśmiała się, kiedy brunet przedstawił jej sytuację ze swojego życia. - To przygotuj się na duuużo, dużo więcej takich sytuacji. - skomentowała jeszcze, rozbawiona wyobrażając sobie rzesze jego fanów, przepychających się do niego aby zdobyć najnowszą grę z jego podpisem. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, kiedy chłopak oznajmił, że pokaże jej nad czym teraz pracuje. To było dla niej tak fascynujące, że poszłaby z nim wszędzie, byleby zdradził jej szczegóły. Dlatego kiwnęła głową ochoczo, kiedy nakazał jej iść za sobą. Wyszli po schodach na korytarz, w którym mieściły się sypialnie Gryfonów, po czym znaleźli się w dormitorium należącym między innymi do Williamsa. Rozsiadła się wygodnie na łóżku, kiedy wskazał jej to swoje i pochyliła się, spoglądając mu przez ramię na kartkę notatnika, który jej pokazał. - Oo, ja my też czasami lubimy w domu grać w mugolskie gry! - oznajmiła, od razu znajdując powiązanie. Słuchała z zaciekawieniem, jak chłopak opowiadał o tym, jakie były zasady oraz cały przebieg rozgrywki, aby na koniec urwać, mówiąc, że chciałby wprowadzić w tym jakieś magiczne zmiany. Dziewczyna zmarszczyła nieznacznie brwi, rozmyślając na temat tego co można by było wprowadzić... - A gdyby tak... każdy z uczestników mógł mieć swój udział w tej niecodziennej historii. Wtedy jedna osoba rozpoczyna i machnięciem różdżki, powoduje, że na kawałku pergaminu pojawia się zupełnie neutralne zdanie, rozpoczynające opowieść. Później kolejna osoba, wrzuca do naczynia swoją karteczkę ze swoim zdaniem, następnie kolejna i kolejna. I tak, kiedy kolejka wróci do pierwszej osoby, ta losuje zdanie i czyta je na głos, wyciąga drugie i trzecie i tworzy się śmieszna historia, której nikt się nie spodziewał, choć zdania są im znane. - mówiła, próbując przełożyć temat na to co dobrze znała czyli pisanie opowiadań. Dlatego też od razu postanowiła w ten sposób zmodyfikować tę grę. Choć nie wiedziała czy chłopakowi spodoba się jej pomysł, sama uważała go za całkiem niezły.
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Nie wiedział, co ma na to wszystko odpowiedzieć, więc tylko śmiał się cicho i wydawał inne dźwięki mające niewiele wspólnego z mową stanowiącą logiczne układanie zdań. Pomyślał, że tak chyba będzie lepiej, bo właśnie włączył mu się z powrotem tryb samokontroli, który to Ode wcześniej skutecznie uśpiła, łechcąc jego ego. Nie chciał wyjść na jakiegoś pyszałka, więc po prostu wolał sobie z tego wszystkiego żartować razem z Gryfonką. - Naprawdę? - zapytał, kiedy szli w kierunku dormitorium. - Wybacz, że pytam, ale... twoja rodzina jest magiczna? Bo moja tak, w sensie... moi rodzice, brat i wszystkie trzy siostry są czarodziejami, ale oboje rodziców pochodzi z mugolskich rodzin, mieszkamy w mugolskiej okolicy i ogólnie dużo mamy do czynienia z mugolami... - dodał naprędce. Być może nie powinien tak wcinać się w słowo, skoro zadał Ode pytanie, ale jednak wolał jej uświadomić, że to wcale nie jest tak, że jest uprzedzony. Na wszelki wypadek... - Nie to, żeby coś, ale wiesz, rzadko to się zdarza, żeby czarownica zajmowała się mugolskimi grami! Kiedy wreszcie przeszedł do pokazywania Gryfonce swoich projektów, wysłuchał jej propozycji przygryzając lekko ołówek i pomyślał o nich chwilę. - Całkiem niezłe! - powiedział, choć jego myśli krążyły już w nieco innym kierunku. - Ale to można wykorzystać przy nieco innej okazji! Ja myślałem raczej o iluzji, spójrz! - pokazał jej stos książek, który leżał na jego szafce nocnej. - Wypożyczyłem z biblioteki kilka książek na temat przekazywania magicznych wspomnień. Pamiętam, że kiedyś na zaklęciach Voralberg wspominał nam coś o tym, że wszystkie wspomnienia przekazywane magicznie przez czarodziejów nie są wyrazem rzeczywistości, ale jedynie wytworami ich mózgów, więc jeśli oglądamy czyjeś wspomnienie w myślodsiewni, wcale nie musimy zobaczyć prawdy, a jedynie to, co mózg czarodzieja samodzielnie wytworzył, albo ewentualnie jak wszystko to zapamiętał. Przypomniało mi się to i uznałem, że skoro tak, to dlaczego nie wykorzystać tego w takiej grze? Więc, razem z opowiadaniem, w parze szłoby tworzenie iluzji, tylko... trochę nie wiem, jak to zrobić! Bo wiesz... Myślodsiewnie to nie są przedmioty, które można kupić za parę syklów w pierwszym lepszym sklepie... - po raz kolejny uwydatniło się u niego entuzjastyczne szybkie wypychanie słów z prędkością, która o mało nie doprowadziła do tego, że wypluł swoje własne płuca. Nie mógł się jednak powstrzymać, nie mógł mówić inaczej, gdy chodziło o jego największe pasje! - Ale nie martw się - dodał, patrząc na nią, uśmiechając się kokieteryjnie i puszczając jej oko. - Twój pomysł też na pewno nada się do wykorzystania! Zostaniesz współtwórcą! - i zaśmiał się cicho.
Zaśmiała się pod nosem, słysząc pytanie bruneta, dotyczące jej rodziny. - To znaczy tak: u mnie w domu wszyscy są magiczni. Tata jest półkrwi, przez naszą babcię, która wywodzi się od mugoli i nie jest czarownicą. Ale rodzice zarówno moją starszą siostrę, jak i mnie i młodszego brata, wychowywali w wielkiej sympatii do ludzi niemagicznych, przez co w naszej rodzinie środowiska te się przenikają. Od siódmego do dziesiątego roku życia chodziłam nawet do mugolskiej szkoły, żeby poznać lepiej ten świat. - wytłumaczyła, nadal z uśmiechem na ustach i sympatią w głosie. Usłyszawszy jego kolejne słowa, wzruszyła lekko ramionami. - U nas to normalne. Każdy z nas posiada coś mugolskiego w swoim pokoju. To jak zbieranie pamiątek. Za to jeśli chodzi o gry, to lubimy siąść wspólnie i zwyczajnie spędzić ze sobą czas. I choć zazwyczaj są to gargulki albo dureń, to przeplatamy to pomysłowymi grami mugoli. Nie miała wprawy w wymyślaniu tego rodzaju rozrywek, jednak sam proces wydawał się jej bardzo ciekawy i intrygujący. Pomimo to, że nawiązała do swojej pasji, której w żaden sposób nie ukrywała, sądziła, że jej wskazówki będę przydatne przy tworzeniu przez Noah autorskiej gry. I choć tym razem nie jej pomysł miał iść w odstawkę, usłyszawszy słowo "iluzja" ułożyła usta w charakterystycznym kształcie litery "o". - Wow... Genialne! - nie ukrywała zachwytu, jednocześnie wsłuchując się w tajniki projektu, o którym myślał chłopak. - Kilka? Przecież tu masz pół biblioteki... - zażartowała, kiedy wskazał pokaźną wieżę tomiszczy. Ona sama nie miała pojęcia jak w rzeczywistości wyglądało te "pół biblioteki" ponieważ najzwyczajniej w świecie za rzadko tam bywała, aby mieć wyobrażenie. Ale ostatecznie uniosła rękę, na znak, że już nie będzie mu przerywać i słucha jego pomysłu dalej. Ledwo nadążała za jego słowotokiem, jednak wydawało jej się urocze to, że chłopak tak pasjonująco opowiada o tym co sprawia mu radość. Wydęła nieco usta, kiedy brunet zakończył problemem z ceną myślodsiewni. - Fakt, trochę to utrudnia. Bo żadem czarodziej nie wymyślił chyba niczego bardziej poręcznego i tańszego, prawda? - myślała na głos, spoglądając na niego raz po raz - Ale jakby jakieś lokale zainwestowały w choć parę takich myślodsiewni i grę, to na pewno przyciągnęło by większą ilość klientów i zwiększyło zyski. - dodała po chwili, próbując logicznie podejść do tematu. Kiedy wspomniał o jej pomyśle, zaśmiała się i machnęła lekko ręką. - To była tylko taka luźna propozycja. Wcale nie przejęłoby mnie to, że mój projekt został odrzucony. - oznajmiła z uśmiechem na twarzy - Wolałabym zdecydowanie kiedyś wydać którąś ze swoich powieści. To bardziej by mnie ucieszyło - przyznała, odchylając się nieco do tyłu i krzyżując nogi na łóżku, aby siąść po turecku. Nagle, jakby przypomniała sobie o czymś i posłała mu pytające spojrzenie. - Czyli masz trzy siostry... Jak sobie dajesz z nimi radę? W końcu mówią, że baby są nie znośne - powiedziała rozbawiona, unosząc lekko prawą brew, jakby chciała go sprowokować do takiej a nie innej odpowiedzi.
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Idąc na górę, Noah słuchał uważnie tego, co Ode do niego mówi. Nie dało się ukryć, że Gryfon był tym typem człowieka, który bardzo szybko w coś wsiąkał, do tego próg jego wymagań co do faktycznej ciekawości danego tematu był raczej niski, zatem zainteresowanie go czymś nie było wcale czymś trudnym. Ale czy to faktycznie temat ich rozmowy, czy też uroda tej dziewczyny, która dość wyraźnie trafiała w jego gusta była prawdziwą przyczyną tego skupienia - trudno powiedzieć. O ile przyczynę trudno określić, tak skutek już nieco łatwiej, bo idąc po schodach Noah przestał patrzeć pod nogi, w związku z czym wydawało mu się, że jest o (co najmniej) jeden stopień więcej, niż w rzeczywistości, więc musiało to wyglądać strasznie głupio, kiedy podniósł swoją nogę będąc już na płaskiej powierzchni. Równie głupio się wtedy poczuł... - To ciekawe! - powiedział, aby obniżyć nieco napięcie, przepuszczając ją w drzwiach do dormitorium. - I dość niezwykłe, bardzo mało rodzin czarodziejskich postępuje w taki sposób... Moja tak, ale u nas związki rodzinne z mugolami zawsze były dość silne. Ucieszył się, widząc reakcję Ode na jego pomysł. Dobrze było być docenianym! Zaśmiał się cicho na jej słowa o książkach. - Gdzie tam! Tego jest tylko trochę, chyba wręcz zdecydowanie za mało... - to prawda. Kiedy poprosił o wskazówki dotyczące książek o iluzjach, bibliotekarka nie potrafiła mu pomóc, poprosił więc o te o magicznych wspomnieniach, a tych też było tylko trochę. Być może w Dziale Ksiąg Zakazanych byłoby ich nieco więcej, ale głupio mu było o coś takiego prosić jakiegoś nauczyciela. - Chyba właśnie na tym polega problem, że tej projekt jest bardzo ambitny... - powiedział, zamyślając się lekko. - Na początek planuję poeksperymentować trochę inaczej, sprawdzić, czy jest możliwość stworzenia czegoś takiego bez użycia myślodsiewni. Tutaj na przykład... - szybko przekręcał kartki w swoim notesie, szukając odniesienia do książki, które sobie tam zapisał, a kiedy już go znalazł, chwycił jedno z tomiszczy z półki i otworzył na odpowiedniej stronie. - O, jest! Spójrz! Tu jest opisany przypadek, w którym czarodziej zwizualizował swoje wspomnienie wobec całego Wizengamotu. Oni co prawda mieli myślodsiewnię, ale ta nie zadziałała tak, jak działa normalnie, bo po prostu pokazała na sobie wszystko, co ten czarodziej chciał powiedzieć w formie unoszącego się dymu formującego te wszystkie kształty. O czymś takim właśnie myślę, ale problem jest taki, że to są tak niezwykłe magiczne przedmioty, że trudno znaleźć jakieś konkretne informacje na ich temat! I to jest właśnie coś, o czym myślę jako o punkcie zaczepienia do wyłudzenia kasy z Hogwartu, albo może nawet z Ministerstwa Magii - nie praca nad jakąś tam grą, bo na to nigdy by nie poszli, ale badania nad myślodsiewniami - z jego ust brzmiało to niezwykle ambitnie i... faktycznie takim było! Aż trudno było pomyśleć, że taki dość błahy projekt może doprowadzić do czegoś znacznie szerszego! Noah był z siebie bardzo zadowolony, choć droga do tego była długa, wąska i kręta. Wierzył jednak, że gra jest warta świeczki! Dosłownie i w przenośni... - Piszesz? - zapytał, unosząc swoje brwi do góry w geście zdziwienia, które w rzeczywistości było ekscytacją. - Ale super! Będę musiał kiedyś coś twojego przeczytać! Uważam, że pisanie jest naprawdę ekstra! Sam trochę nie mam głowy do literatury, choć czytam co nieco, ale to głównie reportaże - powiedział, otwierając swoją szafkę nocną i pokazując jej swój egzemplarz Życia i zwyczajów czarodziejów w Azji Południowo-Wschodniej. - Dostałem to na święta. Bardzo się interesuję tym, jak czarodzieje żyją w różnych stronach świata, bardzo lubię podróże, w ogóle czasem tak sobie myślę, że chciałbym być w przyszłości jakimś łamaczem klątw albo chociaż jakimś urzędasem w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, gdyby nie wyszło. Po prostu... nie wyobrażam sobie mojego życia bez podróży! - mówił to, odlatując nieco swoim rozmarzonym wzrokiem i kładąc się na łóżku, lądując głową tuż obok jej kolana. - To trochę zasługa taty, który jest marynarzem. Rzadko go widuję, głównie piszemy tylko sowy do siebie, ale często przywozi różne rzeczy z dalekich krajów... Leżąc tak, mógł patrzeć na Ode z dołu. Pewnie by jej tego nie powiedział, ale na widok absolutnie nie miał co narzekać... Szczególną uwagę zwracała jej twarz, której rysy były dość egzotyczne. Już zamierzał o nie zapytać, ale Gryfonka uprzedziła jego pytanie. - A no tak... - uśmiechnął się pod nosem. - Mam trzy siostry i brata. Rozumiesz, ojciec rzadko bywa w domu, to jak już jest, to się muszą z matką sobą nacieszyć, no i wyszła piątka dzieciaków... - sam parsknął śmiechem z własnego żartu, ale choć nigdy właściwie rodziców o to nie pytał, trudno mu było wytłumaczyć inaczej dlaczego właściwie jest ich aż tak dużo... - Czasem bywają nieznośne. Nancy, najstarsza z nas, jest trochę... - zatrzymał się, szukając odpowiedniego słowa - ...taka, jak ja! A to bardzo niebezpieczne połączenie... Lubi wszystkim dogadzać i nami wszystkimi się opiekować, ma totalnego fioła na punkcie zwierząt. Szkoda, że nie ma tu mojego Odyseusza. Dostałem go, jak szedłem do Hogwartu, ale to oczywiście Nancy cały czas go rozpuszcza! Daje mu tyle karmy dla sów, że niedługo się już chyba nie podźwignie z listem, bo będzie za ciężki! Nicole już poznałaś, ale ona... - znowu musiał zrobić sobie pauzę, wsadzając sobie ręce pod głowę - ...ona nie zawsze taka jest. Normalnie pewnie by się postawiła... - urwał, bo nie chciał oskarżać Ode o to, że niepotrzebnie się wtrącała, chociaż w sumie sam nie do końca wiedział, jak jego bliźniaczka by się zachowała. U niej wszystko zależało od nastroju. Z nastolatkami już tak bywa, zwłaszcza dziewczynami... - Jest jeszcze Alice, która ciągle kłóci się z Nancy. Ale to chyba tak już jest między siostrami, które muszą dzielić jeden pokój, zwłaszcza, jeśli są w podobnym wieku. To znaczy... musiały, bo Nancy teraz wynajmuje coś w Hogsmeade i już z nami nie mieszka. I najmłodsza, Sarah - tu aż się uśmiechnął. - Mały, słodki diabeł... Mam jeszcze brata, Thomasa. On dopiero w przyszłym roku zacznie Hogwart. Jest naprawdę spoko, ciągle się mnie trzyma. Chyba... - tu westchnął ciężko, bo ta sytuacja naprawdę nie była dla niego łatwa, choć robił wszystko, aby jej sprostać - ...chyba on mnie trochę traktuje jak ojca. Rozumiesz... starego nigdy w domu nie ma... - w tej chwili poczuł, że być może przesuwa nieco za daleko granice swojego egocentryzmu i powinien ustąpić Ode nieco pola. - Nooo, dość o mnie, powiedz jeszcze coś o sobie! Bo jak na razie wiem tylko tyle, że jesteś ładną, odważną i wrażliwą dziewczyną z Gryffindoru, która chyba gra w Quidditcha, tak? - tego ostatniego nie był pewny, chociaż zdarzało mu się, że widywał przynajmniej kogoś podobnego na meczach Gryfonów. Sam nie przepadał za Quidditchem i szczerze mówiąc, choć do tego, oczywiście, nie zamierzał się przyznawać, o wiele częściej przychodził na mecze Hufflepuffu, niż jego własnego domu, a to ze względu na to, że grała tam Nancy. Chociaż teraz to chyba i do gryfońskiej drużyny się przekona...
Widziała zainteresowanie, wymalowanie na twarzy chłopaka, kiedy opowiadała o swojej rodzinie. W sumie byłoby to nielogiczne i zupełnie bez sensu, gdyby nie był zaciekawiony jej odpowiedzią, skoro kilka sekund wcześniej zadał konkretne pytanie. Ich zaangażowanie w rozmowę było na tyle widoczne, że podczas wspinania w górę wieży, chyba ani na moment nie zapanowała cisza. Zachichotała krótko, kiedy brunet zachwiał się na moment, nie zauważając tego, że schody pod jego nogami nagle się skończyły. Automatycznie rzuciła tylko wesołe "uważaj" , aby chwilę później przekroczyć próg dormitorium, do którego wpuścił ją jako pierwszą. - Ale mam wrażenie, że przez to, że lepiej ich znamy, to też lepiej ich rozumiemy i nie będąc nam tak obcy, są nam bliżsi. - mówiła, wspominając pierwsze lata jej nauki w nie magicznej placówce. Naprawdę była wdzięczna rodzicom za to, że od najmłodszych lat wpajali jej takie a nie inne wartości. Posłała mu spojrzenie pełne niedowierzania, kiedy usłyszała jego komentarz na temat książek. - Zależy jak dla kogo -odparła, ostatecznie zaśmiawszy się pod nosem. Biblioteka zawsze kojarzyła jej się z nauką, dlatego miała wiecznie z nią problem. Bo z jednej strony chciała poszukać czegoś co by ja interesowało, na przykład na temat transmutacji, jednak za bardzo odpychały ją te złe skojarzenia, związane z esejami i egzaminami. - Masz rację, to jest ambitne, ale to nie znaczy, że zupełnie nierealne! - oznajmiła z entuzjazmem w głosie, po czym zerknęła na odpowiedni fragment, który wskazywał palcem. Przeleciała werset wzrokiem, potem drugi, ale poddała się, podnosząc wzrok na chłopaka i słuchając jego streszczenia. Była pewna, że lepiej jej to wytłumaczy. Kiwnęła głową, po wysłuchaniu jego opowieści na temat jednego z czarodziei. - Wiesz co? Jak wspomniałeś o tym dymie, to przyszedł mi na myśl patronus. Nie wiem dlaczego... Bo przecież czasami wysyła się wiadomości poprzez niego, prawda? Chociaż to nie konkretne obrazy... - ucięła, zdając sobie sprawę, że to jednak nic nie wnosi do tego pomysłu i westchnęła zrezygnowana. Gryfon zdecydowanie bardziej nadawał się do wymyślania tego typu rzeczy. Cała rozpromieniła się, kiedy zobaczyła na twarzy Noah ekscytację tematem opowiadań. Nie spodziewała się, że trafi na kogoś kogo też zainteresuje ten temat. - Jak tylko Odyn odda mi zeszyty, które mu pożyczyłam, to mogę Ci przynieść. Są tam zbiory krótkich historii, z których jestem najbardziej dumna. Odyn też twierdzi, że są niezłe, więc coś z tym musi być. - powiedziała, uśmiechając się do chłopaka. W następnej chwili ten wyciągnął prezent świąteczny, w postaci książki o czarodziejach z Azji i pokazał jej. W jej niebieskich tęczówkach, można było dostrzec niewielki błysk, kiedy sięgnęła po album, który natychmiast zaczęła przeglądać. - Ale tu jest ciekawych rzeczy... - rzuciła, przekładając kolejne kartki, kiedy brunet położył się na łóżku. Z fascynacją oglądała kolejne ruchome fotografie, przedstawiające azjatyckich przedstawicieli magicznego społeczeństwa. - Ale chyba łamacz klątw to dość odpowiedzialny zawód. - zauważyła, przenosząc spojrzenie z książki na niego, a nie miała daleko, bo ten był zwrócony głową w jej kierunku, praktycznie przy samym jej kolanie. Kiwnęła tylko głową, kiedy wspomniał o tacie, którego nie ma w domu, ze względu na zawód i stwierdziła, że nie będzie ciągnąć tego tematu, bo może być on dla chłopaka drażliwy. W końcu jak jakieś pamiątki, nawet te najfajniejsze, mogą zastąpić dziecku obecność rodzica? Po części pogrążona w myślach na temat rodziny Noah, a po części wciągnięta w magię fascynującej książki o czarodziejach z dalekiego kontynentu, nie zwróciła całkiem uwagi na to, że brunet się jej przygląda. Zamiast tego, wypaliła z pytaniem o jego relacje z siostrami. Zaśmiała się słysząc jego kolejne słowa. - Masz rację, sądząc po tej pokaźnej gromadce, jaką tworzycie, to chyba nie mogli się wręcz sobą nacieszyć wtedy. - zdążyła skomentować, zanim Gryfonowi znów włączył się tryb nawijania, przez co widać było jak emocjonalnie jest związany z każdym członkiem swojej rodziny. To zupełnie jak ona! - O tak, Nans kojarzę z boiska. Nicole, którą poznałam, Alise, Sarah i Thomas... - powtórzyła, aby lepiej zapamiętać imiona jego rodzeństwa, po czym uśmiechnęła się szeroko, kiedy poprosił, aby opowiedziała mu coś o sobie. - Tak, zgadza się. Zaczęłam niedawno trenować Quidditcha, na razie jako rezerwowa, ale bardzo chciałabym dostać się do głównego składu. A co do reszty Twojego opisu... nie mogę się wypowiedzieć, bo nie jestem obiektywna. - zażartowała, mając na myśli pozostałe trzy określenia, które zdawały się jej być komplementami, jednak nie do końca jeszcze umiała takowe odbierać z ust chłopaków. Odłożyła książkę, trzymają na kolanach i wyprostowała nogi, opuszczając je na kraj łóżka, aby beztrosko nimi pomachać. Uśmiechnęła się pod nosem, próbując znaleźć odpowiednie słowa aby opisać pokrótce swoją rodzinę. - Ja też mam młodszego brata, Aarona. W tym roku skończył dwa latka i jest niezłym łobuzem już teraz. Ale lubię się z nim bawić, mimo wszystko jest kochany. Starsza siostra, Estera zawsze marzyła o pracy w sekretariacie Wizengamotu, ale nie mogła pozwolić sobie na bezpłatny staż, ponieważ zaraz po szkole musiała iść do pracy i teraz jest kelnerką w mugolskiej restauracji. Ma całkiem niezłe napiwki, przez co trochę ratuje nasz domowy budżet. Tata jest aurorem, a mama prowadzi sklep zielarski na Pokątnej. - mówiła - I mieszka z nami jeszcze babcia, która czasami zrzędzi jakby wszyscy robili jej na złość i czasami mam jej dość, ale wiem, że to przez jej sędziwy wiek. - dodała jeszcze, z sentymentem wspominając jeszcze te lata kiedy mogła ze starszą czarownicą odwiedzać księgarnie i wybierać razem powieści do czytania przed snem. Uśmiechnęła się sama do swoich myśli, po czym odepchnęła się na rękach od łóżka i wstała, przechadzając się po pokoju. - Co więcej mogę Ci powiedzieć? To, że lubię pisać historie i latać, już wiesz. Co byś chciał jeszcze wiedzieć? - zapytała śmiało, kiedy zniknęła na moment za łóżkiem, zasłoniętym kotarą, aby chwilę później z uśmiechem wyskoczyć zza niego i zaśmiać się jak wariatka. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie zrobić czegoś, co wywoła uśmiech na twarzy chłopaka. Jakoś zbyt poważnie się zrobiło, to musiała rozluźnić atmosferę swoją wręcz dziecinną beztroską.
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
- Masz rację! - przecież wiadomo, że kobieta ma zawsze rację, a jeśli kobieta nie ma racji, to patrz punkt pierwszy, ale tym razem zdecydowanie się zgadzał z Ode w sprawie mugoli. Tyle, że... - Ale niewielu czarodziejów widzi sprawę w ten sposób. Nie mówię nawet o tych ze starych rodzin, które chełpią się swoim pochodzeniem, są dumni z tego, że od kilku pokoleń nie mieli mugola w rodzinie... Ile to już razy widziałem czarodzieja, który, chcąc upodobnić się do mugola, założył gumowce, kostium kąpielowy i płaszcz przeciwdeszczowy, albo podobne kombinacje... - sam się zaśmiał z własnej wyobraźni, bo właśnie zmaterializował sobie takiego czarodzieja w głowie. Tak, to był chyba największy problem czarodziejów czystej krwi - kompletnie nie nadawali się do życia w otoczeniu mugoli... Również i reakcja Ode na jego komentarz o ilości książek go rozbawiła. Cóż, prawdę mówiąc on też bywał tam o wiele rzadziej, niż powinien, zważywszy na jego dość niemałe ambicje. Często nie mógł się jednak przemóc, a jego prywatne ciągoty przeważały nad zdroworozsądkowym podejściem do nauki. Ostatecznie, przecież nie radził sobie aż tak źle, prawda? Niemniej nic już na to nie odpowiedział, jedynie wydał z siebie dźwięk mający być chyba czymś podobnym do śmiechu, po czym rozmowa poszła dalej. - No, mam taką nadzieję... - odpowiedział głosem, w którym dało się wyczuć lekką rezygnację. Gdyby tylko był w stanie nieco bardziej uwierzyć w swoje plany, na pewno w wielu sprawach radziłby sobie lepiej... Wiedział jednak, że jeśli chce sfinalizować tak ambitny projekt, mnóstwo pracy przed nim. Sam jednak miał co do tego dość spore wątpliwości - jeśli wszystko miałoby to być dla gry, która i tak mogłaby nie odnieść sukcesu, nie miałoby to większego sensu... - Tak, ale patronusy nie każdy potrafi wyczarować... - odpowiedział rozsądnie po chwili zastanowienia. Sam zresztą tego nie umiał... - Do tego on zawsze przybiera konkretny kształt, u każdego czarodzieja inny. Nie da się tego tak do końca zaplanować... - no właśnie, a tu trochę o coś innego chodziło. Wyobraźnię ma każdy, prawda? No, czarodzieje może niezbyt rozwiniętą, bo oni do wszystkiego używają magii, takie rzeczy jak logika, kreatywność czy myślenie są dla sporej części z nich czymś niedostępnym i nieosiągalnym, wręcz obcym. - Świetnie, bardzo chętnie poczytam! - odpowiedział ze szczerym uśmiechem i zainteresowaniem. Faktycznie, czytanie takich rzeczy bardzo mogło go zainspirować, do tego tego typu twórczość bywała niezwykle ciekawa! - Odyn? Nie wiedziałem, że utrzymujesz kontakty z takimi osobistościami! Może jeszcze znasz się z... Zeusem? - ta przerwa spowodowana była tym, że w pierwszej chwili, zamiast ojca bogów olimpijskich, chciał tam wstawić Afrodytę. Uznał jednak, że w chwili obecnej powstrzyma się od tak ofensywnych zwrotów, nawet jeśli Ode by się za nie nie obraziła. Z rosnącym uśmiechem na twarzy patrzył na jej zainteresowanie książką, którą jej pokazał. Kiedy przewracała kolejne strony, starał się komentować na bieżąco przynajmniej zdjęcia, które widoczne były na jej kartkach. - Ahh, wypatrzyłaś teatr Sihir... Robi wrażenie, prawda? - zajął miejsce na łóżku tuż za Ode, tak, aby zza jej ramienia móc obserwować wszystko to, co dziewczyna ogląda. - Zapewniam cię, że na żywo jest jeszcze piękniejszy! Kilka lat temu byliśmy tam, kiedy ojciec wygrał wycieczkę do Indii w jakiejś loterii Proroka Codziennego. Tam jest taki wielki ogród i idzie się taką długą, długą aleją, a widoki po drodze naprawdę są przecudne! A kiedy już przechodzisz przez bramę i siadasz na ławce, to widzisz zaczarowane chmury, które układają się kształtem w różnych aktorów, których każdy widzi trochę inaczej! - opowiadał jej to i inne ze swoich wspomnień z tamtej podróży. - Niestety, Indie były jedynym krajem w tej części świata, w którym dotychczas byłem. Chciałbym pojechać do Tajlandii czy Kambodży, ale niestety nie zawsze jest na to czas i pieniądze... - to prawda, Noah nie pochodził z jakiejś bardzo zamożnej rodziny, do tego było ich dużo. W tym momencie mógł podróżować właściwie niemal tylko i wyłącznie dzięki Hogwartowi, który co roku urządzał różne wyjazdy, zarówno letnie, jak i zimowe. Wiedział jednak, że jeśli uda mu się zrealizować wszystko to, o czym myśli, na pewno się tam wybierze! - Pewnie, że odpowiedzialny! A to ja jestem nieodpowiedzialny? - zapytał tonem udającym oburzenie, po czym wstał z łóżka, wygrzebał z kufra swoją hogwarcką pelerynę i tiarę czarodzieja, które założył na siebie, po czym chwycił lipną różdżkę z łóżka kolegi obok (prawdziwa różdżka mogłaby przynieść ze sobą nieprzewidziane konsekwencje...) i zaczął wymachiwać nią jak szpadą. - Sir Noah Peter Williams z Staithes w służbie Jej Królewskiej Mości, wzór cnót i odpowiedzialności, do usług! - powiedział sztucznie eleganckim tonem, ukłonił się nisko po królewsku, jedną rękę kładąc na piersi i prostując ją w trakcie schylania się, drugą zaś chwycił dłoń Ode, którą pocałował. W każdym razie próbował, bo do łóżka pochylić się musiał tak nisko, że tiara spadła mu z głowy i wylądowała prosto na kolanach Gryfonki. - Uznaj to za podarek, miłościwa pani! - spróbował zręcznie wyjść z sytuacji.
Kiedy zrobiło się już nieco poważniej i zeszło na koligacje rodzinne, Noah wysłuchał jej opowieści uważnie i z nie mniejszym zainteresowaniem, niż ona (przynajmniej według tego, co mu się wydawało...). Rozumiał doskonale jej sytuację, w końcu sam zbyt bogaty nie był. Do tego, mogli się dzięki temu jeszcze bardziej ze sobą utożsamić, zwłaszcza z taką ilością rodzeństwa w przypadku ich obojga. Kiedy już skończyła, zadała mu najgorsze pytanie z możliwych. No dobra, "co chcesz na obiad?" jest jeszcze gorsze, ale to jest drugie! Nie miał bladego pojęcia o co właściwie ma się jeszcze spytać. A kiedy Ode zaczęła się wydurniać, roześmiał się i sturlał z łóżka. - Jesteś... - wariatką - to chciał powiedzieć, ale zdał sobie sprawę, że chociaż tiara mu spadła, cały czas miał na sobie tę pelerynę. Odchrząknął więc głośno i kontynuował tym samym, pompatycznym tonem, co wcześniej. - Pannie z waszej sfery nie wypada takie zachowanie! - więcej nie powiedział, bo kiedy zobaczył się w lustrze wiszącym na ścianie między łóżkami, sam nie mógł powstrzymać ataku śmiechu. Co więcej, ten atak był do tego stopnia potężny, że nie był w stanie wykrztusić z siebie już ani słowa więcej, do tego upadł z powrotem na łóżku i nie mógł się z niego podnieść.
Ona też, wyobrażając sobie obraz, który przedstawił jej chłopak wybuchnęła śmiechem, nie dowierzając, że naprawdę znalazłby się ktoś komu przyszłoby do głowy, że właśnie tak chodzą ubrani mugole. - Nie nie pomyślałeś, że chciał się dostosować do najnowszych trendów mody? Ostatnio takie zestawienie widziałam na wybiegu u jednego z mugolskich projektantów - powiedziała rozbawiona, podpuszczając go. Tak naprawdę nie interesuje się zbytnio modą. Zazwyczaj chodzi w ciuchach, które dostanie po starszej siostrze i to jej wystarczy. Ale słyszała nie raz, że w niemagicznym świecie narzucają takie trendy, że ludzie społeczeństwo nie wie czy to żart czy nowa moda, dlatego postanowiła wykorzystać tę informację, aby trochę pochwalić się swoją wiedzą na temat mugoli. Cały koncept jej pomysłu poszedł w zapomnienie, po słowach które wypowiedział Gryfon, które jednocześnie utwierdziły ją w przekonaniu, że nie był on zbyt przemyślany. Ale Odeya miała tak często, że najpierw mówiła, a potem dopiero analizowała. Rodzice często komentowali to tak: "po co Ci ten mózg, skoro wystarcza ci tylko posiadanie języka...". Coś w tym było. - Tak, masz rację. Ja też nie umiem go wyczarować. Zapomnijmy o tym. - odparła z uśmiechem, już zaczynając myśleć o czymś innym. Akurat wyobraźni jej nigdy nie brakowało (bo ciężko byłoby pisać opowiadania bez tego), jednak czasami była napalona na jakiś pomysł, żeby móc go wcześniej przeanalizować i nie palnąć czegoś głupiego, jak na przykład w tym przypadku. Posłała mu szeroki uśmiech, ciesząc się z tego, że Noah tak pozytywnie zareagował na jej propozycję pożyczenia zeszytów, pełnych historii, które rodziły się jej w głowie na przestrzeni ostatnich kilku lat. Parsknęła śmiechem, usłyszawszy jego kolejne słowa, w nawiązaniu do jej przyjaciela, który był jednocześnie zapalonym czytaczem jej opowiadań. - Nie, Zeusa nie miałam przyjemności JESZCZE poznać, hahah. A Odyn ma na imię Nils, tylko wszyscy wołają na niego Odyn. Nie pytaj, bo sama nie wiem dlaczego. - zachichotała, wspominając pierwsze spotkanie z Gryfonem, który przedstawił się owym boskim imieniem. Dziewczyna wtedy zareagowała podobnie co Noah. Tylko nie spytała o znajomość z najwyższym z bogów greckich, a o autograf od Frei. Słuchała i przyglądała się temu co Williams pokazywał jej w danej chwili, kiedy przewracała kolejne kartki książki. Widać było, że naprawdę fascynują go podróże i bardzo dobrze zna się na tym co mówi. Zdecydowanie przyjemniej przeglądało się kolejne zdjęcia, kiedy w tle słyszała komentarze chłopaka, który wiele jej wyjaśniały. - Wow, byłeś w Indiach? - w jej oczach można było zauważyć błysk ekscytacji, kiedy odwróciła się do chłopaka, aby spojrzeć na niego i upewnić się czy sobie z niej nie żartuje. - Ale super. Też chciałabym kiedyś odwiedzić jakiś egzotyczny kraj. Nawet nigdy nie byłam w rodzinnych stronach mojej mamy. Bo ona pochodzi z Izraela. Stąd my wszyscy, łącznie z Aaronem, mamy takie "dziwne" rysy twarzy, ciemną oprawę oczu i w ogóle. - mówiła. - Właśnie, żeby podróżować trzeba mieć dość dobrze wypchaną skrytkę w Gringotta... Ale zawsze można zwiedzać różne miejsca w swojej głowie! To nic nie kosztuje, a można znaleźć się gdziekolwiek się chce. - - dodała z entuzjazmem w głosie, tak jak to miała w zwyczaju, od razu znajdując jakieś rozwiązanie, które swoją drogą było częstym rozwiązaniem w jej przypadku. Kiedy była zła, uciekała w fikcję. Kiedy dopadał ją smutek - pooprawiała sobie humor pisząc. O! A jaki był jej ratunek na nudę? Tworzenie opowiadań oczywiście. Posłała brunetowi rozbawione spojrzenie, kiedy zapytał czy on nie wygląda na odpowiedzialnego. - Nie, nie. Bije od Ciebie odpowiedzialność na kilometr. - broniła się od razu, śmiejąc się i śledząc wzrokiem chłopaka, kiedy zszedł z łóżka i zaczął grzebać w swoim kufrze, a następnie przebrał się, co wywołało kolejną falę śmiechu u dziewczyny. Nie mogła złapać oddechu, kiedy jego nakrycie głowy upadło na jej kolana, podczas jego rycerskiego ukłonu i ucałowania wierzchu jej dłoni. - Ekhem... Ależ dziękuję po stokroć, Mości Panie, za ten jakże zacny podarunek. - starała się utrzymać poważny ton, jednak za każdym razem, kiedy na niego spoglądała, miała ochotę znów się zaśmiać. Przechadzając się po pomieszczeniu, nie miała zbytniego planu. Jak zwykle spontanicznie naszło ją na jakieś wariactwo, w efekcie wypaliła zza zasłoniętego baldachimu. Czasami jej zachowanie było na tyle dziecinne, że wydawać się mogło nawet żałosne, ale miała szczęście, ze trafiła na kogoś o podobnym poczuciu humoru do siebie. Zaśmiała się w głos, kiedy chłopak się odezwał. Wiedziała, że była szalona. - Ależ, panie, jam jest zwykłą dwórką. - zdążyła krótko stwierdzić, kiedy pokój znów zalał śmiech ich obojga, na skutek stroju Noah. Nagle dziewczyna ucichła i wbiła wzrok, gdzieś za plecami chłopaka. - O kurcze, to już jest po pierwszej? Na Merlina, za chwilę zaczyna mi się transmutacja. - wypaliła, nieco roztargniona. Lekcji z tego przedmiotu nigdy nie opuszczała. Za bardzo ją ta dziedzina magii interesowała. Szybko podbiegła do Gryfona, wspięła się na palce, aby cmoknąć go w policzek i posłać szeroki uśmiech, oddalając się w stronę wyjścia. - Dzięki, za pokazanie projektu i za świetną zabawę. Miło było Cię poznać, Noah. Papa! - rzuciła jeszcze w biegu, znikając za drzwiami. Jak ten czas szybko mijał na tych wygłupach. Musiała jeszcze pozbierać swoje rzeczy z Pokoju Wspólnego, wrócić do swojego dormitorium po potrzebne rzeczy na zajęcia i pobiec pod klasę transmutacji. Miała nadzieję, że zdąży.
//zt
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Po takiej ilości śmiechu i miłego czasu spędzonego z Ode, Noah już wiedział, że na pewno nie skończy się na tym jednym spotkaniu, nawet, jeśli sama Gryfonka jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. O nie, nie zamierzał tego tak zostawić! Tym bardziej, że Ode zdawała się bardzo łatwo przełamywać dystans ich dzielący. W końcu... dopiero co się poznali! Nie ulegało jednak wątpliwości, że Noah sam jest jak najbardziej zainteresowany kontynuowaniem tej znajomości. Spędził świetny czas z bardzo fajną i... strasznie ładną dziewczyną. Bardzo go zaskoczyła, kiedy, spojrzawszy na zegarek, uznała, że musi już iść, po czym... pocałowała go w policzek. Tym gestem niemal sparaliżowała młodego Gryfona, który natychmiast spłonął rumieńcem tak szkarłatnym, jak tło w herbie jego domu, a miejsce, z którym usta Ode miały bezpośredni kontakt, zapiekło go tak, jakby strzelił w niego ognisty krab... - Paaa... - tylko tyle zdołał z siebie wyrzucić na pożegnanie. Nie był nawet pewny, czy dziewczyna to dosłyszała, bo musiało trochę minąć, zanim otrząsnął się na tyle, żeby jakkolwiek się jeszcze odezwać. Ciekawe, jakby Ode zareagowała, gdyby się dowiedziała, że dla niego to również jeden z ulubionych przedmiotów. Już sobie wyobrażał te wieczory w bibliotece spędzone na nauce transmutacji...