Nie chciała marnować nawet dnia podczas pobytu w Rumunii. Alise wszędzie było pełno, udzielała się w klinice, jak tylko mogła i starała się zebrać, jak najwięcej doświadczenia, a jednocześnie sama starała się dowiedzieć o smokach jak najwięcej. Dzięki starszym kolegom udało się jej dowiedzieć w której części rezerwatu, który gatunek miał swoje siedliska oraz na co powinna uważać podczas wycieczek w górskie regiony. Jej kondycja fizyczna bardzo się poprawiła, na brzuchu pojawiły się zarysy mięśni, a z ud zniknął zbędny tłuszcz. Ciągle było jej mało. Przeczytała chyba większość książek po angielsku oraz po hiszpańsku, które były tu dostępne oraz zasypała Neirina wszystkimi możliwymi pytaniami, zwłaszcza gdy powinni iść spać. Dzielenie z nim pokoju było naprawdę zabawne! Korzystając z tego, że wygonili ją z porannej zmiany, uznając, że się przepracowuje – postanowiła udać się na Negoiu. Było to jedno z najpiękniejszych pasm górskich, a jednocześnie dość bezpiecznych, bo zamieszkujące je smoki unikały kontaktu z ludźmi tak długo, jak nie zbliżały się do ich gniazd. Po spakowaniu plecaka i włożeniu wygodnych butów teleportowała się do podnóży i rozpoczęła wspinaczkę, która z początku przypominała spacer krajoznawczy. Im wyżej była, tym widok rozciągający się na doliny był piękniejszy. Nie reagowała już podskoczeniem w miejscu, gdy kolejny smoczy ryk przerwał ciszę i rozniósł się echem. Wciąż jednak wędrowała spojrzeniem za przelatującymi wysoko nad głowami kształtami, tak dobrze jej znanymi. Los chciał, że po półtorej godziny wspinaczki trafiła na niewielki staw na skraju góry, gdzie w cieniu krzaków mogła usiąść i odpocząć, a także zjeść śniadanie. Wyjęła sałatkę z torby razem ze smoczą encyklopedią, którą otworzyła na rozdziale o Walisjkich Zielonych, które zamieszkiwały ten teren od samego sprowadzenia ich do rezerwatu. Była to rasa najpopularniejsza, o której czarodzieje wiedzieli najwięcej. Nie chodziło tylko o to, że łatwo było je obserwować, ale również o brak bezpodstawnej agresji do człowieka, jak to było w przypadku Rogogonów czy Ogniomiotów Chińskich. Wsuwała właśnie kolejną łyżkę śniadania, gdy ciszę przerwał niezwykle melodyjny, piękny ryk, a następnie szelest skrzydeł. Aż wpadła do sałatki, gdy rozdziawiła usta, dostrzegając schylającego się do wodopoju gada. Piękny, majestatyczny. Pomijając jednak zachwyt, Alise szybko zaczęła kojarzyć fakty, starała się porównać wiedzę z książki do tego, co dane było jej widzieć. Bojąc się nawet oddychać, zwilżyła usta, przesuwając spojrzeniem po młodym osobniku. Nie były to smoki olbrzymie, przypominały duże jaszczurki, których łuska była jednolita oraz gładka w odcieniu świeżej, letniej trawy – dzięki czemu z pewnością łatwo było im zachować kamuflaż podczas snu. Nawet będąc jednym z największych magicznych stworzeń Wielkiej Brytanii oraz Szkocji, ustępowały masywnością północno-wschodnim gatunkom. Ich skrzydła były błoniaste, dość długie i szerokie – umożliwiały im szereg podniebnych akrobacji, a przednie oraz tylne kończyny były podobnej długości, dzięki czemu mogły zachować balans. Na łbie – osadzonym na krańcu dość krótkiej szyi, widniały dwa niewielkie rogi, chociaż nadal nie w pełni rozwinięte. Był starszym pisklęciem, miał nie więcej, niż półtora roku. Bystre ślepia rozglądały się przy najmniejszym szeleście, nawet jak pił. Otrzepał się, a następnie kilka razy rozprostował skrzydła i dopiero poderwał się do lotu, kierując się gdzieś na południe. Odprowadziła go spojrzeniem, aż zniknął za horyzontem, a jej rumiane policzki wciąż miały dołeczki od uśmiechu, który wcale nie chciał zniknąć. Czy mogła wyobrazić sobie lepszy prezent od tego kraju? Chwilę jeszcze posiedziała na miejscu, dojadając i czytając do końca rozdział o tych szmaragdowych smokach, zanim ruszyła w dalszą podróż na szczyt.
|ZT |