Najważniejsze miejsce w budynku, gdzie pomóc można magicznym stworzeniom w potrzebie. Jest tu sprzęt potrzebny do wszystkich badań, a także blok operacyjny.
Jadalnia
Całodobowa stołówka pracownicza
Pokoje
Dwuosobowe sypialnie dla pracowników oraz praktykantów. Znajdują się w nich łóżka, biurka, małe stoliki nocne oraz niewielkie szafy. Każdy ma własną toaletę.
Łazienki
Wspólne łazienki są na każdym korytarzu. Poza umywalkami, znajdują się wewnątrz również prysznice oraz toalety.
Kryte Zagrody
Trzymane są tu zwierzęta, które przebywają na rekonwalescencji
Zewnętrzne Wybiegi
Trzymane są tu zwierzęta, które przebywają na rekonwalescencji
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Od przyjazdu do Rumunii minęło kilka dni, które dostali na zaaklimatyzowanie się oraz zapoznanie z harmonogramem praktyk, a także tutejszych pracowników. Było ich mnóstwo! Alise nie mogła zapamiętać wszystkich imion oraz tytułów naukowych, nie wiedziała też, kim jest bardziej zafascynowana. Pomijając kwestie nauki oraz rozwoju, widoki z kliniki były niesamowite. Brakowało jej tchu, gdy kolejny smok przecinał niebo i jego ryk rozcinał cisze, a potem znikał gdzieś we mgle otaczającej szczyty. Kochała te stworzenia. Oczy błyszczały jej na ich widok tak, jakby za każdym razem odkrywała ich wspaniałość na nowo i zwyczajnie się zakochiwała. Musiała przyznać, że nie spodziewała się tak dobrych warunków po praktykach z kliniki. Związywała właśnie pukle jasnych włosów w wysokiego kucyka, stojąc przed lustrem w ich pokoju i myśląc o liście, który otrzymała od Maxa. Ulżyło jej, że się odezwał, bo był to znak, że ich relacje nie były tak do końca zrujnowane pomimo całunu milczenia, których ich ostatnio opiewał. Wtedy też przyleciał patronus, informując, że razem z Neirinem mieli stawić się w krytych zagrodach z podstawowym sprzętem oraz w fartuchach, co oznaczało, że mieli swoje pierwsze zadanie. Z podekscytowaniem złapała za różdżkę, chowając ja do kieszeni i wciągnęła fartuch, biorąc przy okazji ten leżący na krześle, który należał do rudzielca. Nie mogąc się doczekać, ruszyła biegiem przez korytarz, zamykając za sobą drzwi. Wiedziała, że on już tam będzie. Ośrodek był duży i dotarcie na miejsce zajęło jej kilka minut. Wysoki puchon stał już przed jedną z zagród, przyglądając się tkwiącemu tam stworzeniu. Alise zacisnęła usta, zwalniając i uspokajając oddech, ignorując zarumienione policzki. Nie chciała stresować tutejszych pacjentów głośnym zachowaniem. Podeszła więc do chłopaka niemalże bezgłośnie, podając mu biały kitel i przesuwając spojrzeniem po jego twarzy, natrafiła w końcu na znajome, inteligentne spojrzenie. Uśmiechnęła się, przekręcając głowę w bok. - Rin! Wiesz już, czym będziemy się zajmować?- zapytała cicho, nie mając odwagi spojrzeć do boksu. Chyba oczekiwała smoka i bała się rozczarowania. Student był od niej starszy i miał dłuższy staż pracy, a do tego był piekielnie zdolny w pracy ze zwierzętami. Ona miała aurę, ale on miał wiedzę i doświadczenie, czym jej bardzo imponował. Nic dziwnego, że poniekąd musiał opiekować się młodszą koleżanką i dostali razem pokój. Oddając się pracy, łatwo było zapomnieć o sprawach uczuciowych lub emocjonalnych. Cieszyła się też, że mogła uczyć się i praktykować akurat z nim.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Te parę dni spędził na poznawaniu ośrodka, wprowadzaniu się do pokoju, odszukiwaniu wszelkich ciekawych zakamarków budynku (nawet schowki na miotły przejrzał, zupełnie jakby liczył, że ktoś trzyma tam smocze jaja) oraz w przerwach na stresowaniu się, czy jego zwierzęta dadzą radę. Albo raczej, czy skrzat z nimi da radę. Starał się pisać do niego regularnie, ale... Rozpraszała go bliskość smoków i Alise. Cieszył się, że nareszcie nie będzie spał sam. Że jest w cholernym ośrodku zajmującym się najwspanialszymi gadami na świecie. I że jest tu właśnie z Krukonką. Co prawda radość przysłaniała gorycz, że nie wspomniał nawet o tym do Liama. Parokrotnie unosił pergamin, myśląc, czy powiedzieć byłemu prefektowi, ale jakoś nie potrafił. Napisał jedynie do Jacka i nikogo więcej. Nikt więcej nie musi wiedzieć. W razie co skrzat będzie ich informował. Wstawał wcześniej niż dziewczyna. Był przyzwyczajony do konieczności zrobienia porannego obrządku wszystkich swoich zwierząt, nim wyjdzie do pracy. Zupełnie, jakby znowu mieszkał na farmie, ale zamiast nakarmienia kur i ogarnięcia owiec, miał nakarmić lunaballe i wypuścić kruki z woliery. Chociaż kto wie, może za parę lat będzie miał stado lunaballi, które będzie hodował na wełnę... Wełna z lunaballi. To dopiero by było. Ale w Rumunii nie musiał nikogo karmić, doglądać ani myć. Jeszcze. Zatem miał aż za dużo czasu z rana, by spacerować bez celu po ośrodku. Stał przed jedną z zagród, dopiero teraz orientując się, że nie ma na sobie fartucha. Rozmyślał już się wrócić, akurat w momencie, jak dojrzał nadchodzącą z oddali Alise. Niosła coś w rękach, co z bliska okazało się zapomnianym fartuchem. Nie dbał o to, czy Krukonka ma go za bardziej doświadczonego albo inteligentnego. Nigdy dla niego nie liczyło się to, aby być od kogoś lepszym. Znaczenie miało tylko to, że wciąż przy nim jest. Nie zraziła się żadnym z jego wybryków, nie uciekła na widok blizn czy nie pogoniła, jak chciał spać w jednym łóżku, spragniony ludzkiego kontaktu. Była. I była z nim w Rumunii. Uśmiechnął się. Zwyczajnie, po ludzku. Jak chyba od lat się nie uśmiechał. - Dziękuję - przyjął fartuch i narzucił go na grzbiet. - Nie chciałem cię rano budzić. Trochę zacząłem się bać, że zaśpisz, ale jesteś idealnie na czas - wydawał się... Normalny. Mówił też inaczej; głos rudzielca nie był już tak bardzo wyprany z emocji, jak bywał na co dzień. Gdyby nie jego charakterystyczny wygląd, można by pomyśleć, że to sobowtór, udający Vaughna. Skinął następnie głową i spojrzał do zagrody. - Pisklę opalookiego. Wykluło się miesiąc temu, zdążył trochę urosnąć. Bawiąc się z innymi uszkodził sobie skrzydło - uniósł rękę, udając, że ma nietoperze skrzydła. Drugą dłonią pokazał orientacyjne miejsce. - Rozdarł sobie błonę i trochę się połamał. Jest zaleczony, ale musi je oszczędzać. Wiesz jak to działa - opuścił rękę. - Niestety bardzo nie lubi mieć unieruchomionego skrzydła i ciągle ściąga opatrunek. Zatem mamy posiedzieć przy nim, przypilnować oraz zająć na tyle, aby nie machał nim - wyjaśnił, a uśmiech nie przestawał błądzić po jego twarzy. Naprawdę był szczęśliwy. Nawet rozgadał się, jak nie on. Zapewne nie minie kilka dni, jak choroba odbierze mu to szczęście. Ale póki co, spoglądał na Alise i czekał na reakcję, oczekując pisków radości i entuzjazmu. Dlatego jeszcze nie wchodził do zagrody.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Nie mogła uwierzyć, że się dostali na praktyki i to obydwoje. Nie było lepszej osoby do nauki o magicznych zwierzętach, a przede wszystkim smokach, niż Neirin. Jego pasja była olbrzymia, sam posiadał niewielkie zoo w domu, które z pewnością spędzało mu sen z powiek. Był piekielnie obeznany, inteligentny i przede wszystkim wiedział, jak przekazywać wiedzę. Nie skupiał się tylko na suchej teorii, zawsze starał się popierać ją praktyką. Był może i specyficznym chłopakiem, ale Ali bardzo go lubiła, godzinami mogła słuchać opowieści o anatomii mantykor czy innych właściwościach śluzu gumochłona. Może była równie dziwna, co on? Nie obchodziło jej, jak wyglądał, jaki nosił za sobą bagaż i czy robił coś po swojemu, tak długo, jak w zwyczajnych rozmowach był sobą. Ośrodek był olbrzymi, często się gubiła i nie miała odwagi zaglądać wszędzie tam, gdzie zerkał jej towarzysz. Trzeba jednak przyznać, że olbrzymie zdziwienie namalowało się na jej buzi, gdy zapytał, czy mogą razem spać. Nikt chyba nie będzie marudził, że przestawili łóżka tak, żeby było wygodniej. Pomiędzy jego ciekawością, w oczach malowało się coś jeszcze, czego podłoża oraz sensu Argentówna jeszcze nie odkryła. Tęsknił? Był też bardziej obowiązkowy, niż sądziła, jednak czasem zapominał o przyziemnych sprawach. Tak właśnie było z fartuchem. Gdy do niego podbiegła, obdarzyła go promiennym i pełnym ekscytacji uśmiechem, lustrując spojrzeniem jego zamyślone oblicze. Głupio było dopytywać, bo przecież jeśli chciałby jej coś powiedzieć, sam by z pewnością to zrobił. Uśmiechał się jednak częściej niż w szkole. Pokręciła głową, przesuwając dłoń na biodro. - Nie ma za co! Ty zapominasz o fartuchu Rin, a ja zapominam o innych rzeczach. Po to działamy razem, żeby się uzupełniać, nie? - odparła ze wzruszeniem ramion, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, ruchem głowy zgarniając jasne włosy na plecy. Nawet związane, usilnie próbowały opadać do przodu. Oczywiście cały czas się uśmiechała. - To przez ten spacer wczoraj, zabiły mnie góry i powietrze. Nie wiem, jakim cudem masz tyle energii, skoro chyba zasnąłeś później niż ja? Mnie pogrążyła anatomia, a zwłaszcza nazwy tych wszystkich kosteczek, które do łóżka nie są najlepszą lekturą.. Westchnęła bezradnie, przyznając się do zaniedbania ostatniego rozdziału, który miała zamiar nadrobić w stołówce. Trzeba przyznać, że zachowanie chłopaka było zaskakujące. Zwykle nie okazywał zbyt wielkiego zainteresowania światem dookoła, ale tez nie był egoistycznie skupiony na sobie. Tkwił pomiędzy ograniczając emocje. A teraz? Teraz wydawał się na swoim miejscu, nawet trochę podekscytowany, nawet jeśli spojrzenie czasem wyrażało tęsknotę lub inną emocję, bo nie była pewna, o co chodzi. Słuchała go z otwartą buzią, którą zaraz zasłoniła rękoma, tupiąc w ekscytacji. Oczy miała jak dwa klejnoty, a serce z pewnością biło tak, jakby się zakochała. Smok. Smok. Smok. Jedyne słowo, które rozbrzmiewało w jej myślach. Nie mogła powstrzymać ekscytacji, chociaż nie wydała z siebie żadnego dźwięku, żeby nie denerwować odpoczywających tu zwierząt, to jej ciało drżało. Nawet jeśli obrażenia malucha były okropne i chętniej wzięłaby je na siebie, żeby tylko nie cierpiał – myśl, że będzie mogła go narysować, spędzić z nim trochę czasu.. Czy tak wyglądało szczęście? Cały świat przestał dla niej istnieć, a po Argentównie było wszystko widać. Chrząknęła jednak, zaciskając dłonie w pięści i naprawdę z trudem powstrzymując szeroki uśmiech, spojrzała na niego, udając poważną. - Naprawdę? Nie żartujesz? - upewniła się, podejrzliwie przesuwając wzrokiem po jego twarzy, zanim zagryzła wargę, karcąc się w duchu za ten wybuch radości, gdy tylko przytaknął. - Tak, błona nie odrośnie ani szybko, ani prawidłowo, jeśli będzie ciągle ją naruszał, a zrywanie opatrunku robi swoje. Złamanie było poważne? Mam nadzieję, że nie będzie miał potem problemu z lataniem.. To on czy ona Rin? Splotła ręce za siebie, wbijając sobie paznokcie w skórę, powtarzając sobie w myślach, że powinna się uspokoić, bo przecież była profesjonalistką, przyszłą Panią smokolog. Głupio też jej było rzucić się w ramiona studenta, nie wiedząc, jak zareaguje.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Jak to pięknie ujęła - po to działali razem, by nadrabiać własne braki. Nie istnieją osoby idealne. Społeczeństwo jak trybiki zazębia się, w idealnym świecie nie ma idealnych ludzi - są idealne relacje, oparte na wzajemnym uzupełnianiu się. Słuchał jej, wyciągając bezwiednie rękę. Był tego dnia ostrożniejszy z dziwnymi zachowaniami; znacznie bardziej brał pod uwagę to, co mogą sobie inni pomyśleć. Chociaż podobno nie ma się wpływu na to, jak odebranym się zostanie przez otoczenie. Jeśli ktoś jest uprzedzony, zawsze znajdzie coś, za co można nawet anioła zgnoić. A jeśli ktoś jest przychylny, najgorszy akt usprawiedliwi. Czy tak nie było w przypadku Alise? Zakładał jej jasne kosmyki za ucho, rozmyślając, jak wiele z dziwnego zachowania Neirina brała za ekscentryczność. Gdzie należy postawić linię pomiędzy byciem sobą a byciem chorym? Co w zasadzie jest normalne? Rozchylił usta, ale za chwilę zrezygnował z zadania pytania na głos. Tego dnia są ważniejsze rzeczy aniżeli filozoficzne rozmyślania o naturę ludzką. Ujął ją za to za nadgarstek, kładąc na swojej poblizowaconej ręce delikatną i szczupłą dłoń Krukonki. - Łódka płynie, Księżyc świeci, trójgraniasty groszek leci - mówił wolno, palcem lewej ręki stukając delikatnie w kolejne kości nadgarstka. - Mój trapezie, trapeziku, powieś główkę na haczyku - skończył oba szeregi kości i uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu. - Nauka poprzez skojarzenia i wierszyki jest bardzo skuteczna. Więc po kolei w dwóch szeregach mamy kości. Szereg bliższy to łódeczkowata, księżycowata, trójgraniasta, grochowata. A dalszy to czworoboczna większa, czworoboczna mniejsza, główkowata, haczykowata. Tak samo można układać sobie historyjki do leków czy ciągów biochemicznym. Spróbuj - zaproponował, splatając za chwilę ich palce. - Wychowałem się na wsi. Wstając codziennie z rana, robiąc obrządek. Zajmując się owcami oraz kurami. Praca fizyczna... Jest mi bliższa niż miasto i magia. Pokręcił następnie delikatnie głową. - Nie żartuję. Będziemy dzisiaj cały dzień z małym smokiem - powtórzył, w dziwny sposób rozumiejąc, że dziewczyna się cieszy. Zwykł mieć problemy z empatią, ale nie dzisiaj. Dzisiaj euforia Alise zdawała się tak oczywista, jak śnieg w grudniu, nawet pomimo prób jej wyciszenia, podejmowanych przez Krukonkę. Jemu samemu serce mocniej biło na tę myśl. Smoki są cudownymi i majestatycznymi stworzeniami. Zaś oni mogą jednego dotknąć. Nakarmić. Wziąć na kolana... Pobawić się z nim. Zapewne także mieć nadzieję, że nie poodgryza im palców, ale to szczegóły. Pozwolił jej zabrać ręce i spleść je za plecami. Zerknął w stronę zagrody. - Chyba nie było delikatne, ale myślę, że z tego wyjdzie. A płci nie jestem pewny. Mam dokumenty, więc możemy zaraz przeczytać wszystko dokładnie - zawahał się, wykonując ruch, jakby chciał już sięgnąć po kartkę do torby, ale zamiast tego złapał Alise za ramiona i objął, przyciągając mocno do piersi. - Wykrzycz się, zanim wejdziemy do środka. Tutaj możesz jeszcze piszczeć i skakać, ale w środku powinnaś być spokojna - rzucił z czymś, co można by odebrać za nutę żartu oraz rozbawienia.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Ali była osobą, przy której chyba nie dało się czuć skrępowania czy wstydu. Sama była swobodna, szczera w kontaktach z innymi, zawsze starała się mówić to, co chciała i uznawała dla siebie za prawdziwe, a nie czarować kolorowymi historiami. Chociaż zdarzało się jej zapominać o tym, że była dziewczyną i jej bezpośredniość mogła zostać źle odebrana lub wywołać rumieńce u drugiej osoby, nie robiła tego celowo. Wielu ludzi potrafiła jednak uzupełnić. Może była uniwersalna? Z Rinem było tak samo i chociaż drobny gest z jego strony w postaci zakładania za ucho jasnych kosmyków włosów wywołał cień zaskoczenia na jej buzi, zaraz posłała mu promienny uśmiech, odszukując błękitnymi oczyma jego spojrzenia. Nie traktowała go, jak osoby chorej – nawet nie wiedziała, że takowy był. Akceptowała to, co jej dawał i to, jaki względem niej oraz świata był. Nigdy tego nie negowała, chociaż czasem przyprawiał ją o zmartwienie. Mało o siebie dbał, wiedziała. Miała do niego tyle sympatii oraz szacunku, że nawet nie potrafiłaby go chyba o nic oskarżyć, niezależnie co by zrobił. Posłała mu pytające spojrzenie, jakby wiedziała, że chciał coś powiedzieć, nawet jeśli spomiędzy rozchylonych warg chłopaka uciekło jedynie pojedyncze westchnięcie. - Huh? - przekręciła głowę na bok, wyrwana z zamyślenia rymowanką i dopiero teraz zwróciła uwagę na to, jak rytmicznie stukał w jej kości, mówiąc kolejne wersy. To była jego metoda? Znacznie łatwiejsza do zapamiętania niż te wszystkie trudne słowa z książki. Z Krukonką było tak, że wiedziała, co ma robić i doskonale to zapamiętywała, jednak dużo gorzej było z ubraniem tej wiedzy w słowa, zobrazowaniem jej w zakresie teorii. - Niesamowite Rin! Jak na to wpadłeś? Sam ją ułożyłeś? Muszę się nauczyć. Faktycznie, brzmi łatwiej i zabawniej. - brzmiała na podekscytowaną, koniecznie chciała wykorzystać to w nowym roku szkolnym, gdzie mocniej zamierzała przyłożyć się do zajęć z Opieki nag Magicznymi Stworzeniami, Zielarstwa oraz Eliksirów. Nie była tylko pewna, co zrobić z uzdrawianiem. Trzeba przyznać, że jego wylewność była dla niej zaskakująca, chociaż nie dawała sobie po tego poznać. Jej ciało naturalnie odwzajemniało takie gesty, więc zaraz zacisnęła delikatnie jego palce w swoich, nie mogąc pozbyć się uśmiechu. Była z natury niepoprawną optymistką, nosiła olbrzymie okulary o różowych szkłach i wierzyła, że nie istnieje problem, którego nie da się rozwiązać. To, że ją tak traktował, musiało oznaczać, że widzi w niej prawdziwą przyjaciółkę, a błękitnookiej to zwyczajnie schlebiało. Nei miał w sobie tyle uroku, którego był nieświadomy i był tak ciekawą personą! - Miałeś dużo zwierzaków na wsi? To Ci w sumie bardziej pasuje. Widzę Cię na olbrzymim ranczu, gdzie chronisz zagrożone gatunki zwierząt, masz schronisko dla nich oraz leczysz te, które tego potrzebują. Chyba nikt nie kocha im pomagać tak mocno, jak Ty. A Owce są naprawdę fajne.. Zamrugała kilkakrotnie, gdy ją zapewnił, że czeka ich opieka nad smokiem. Trudno było ukryć jej podekscytowanie, ale dawała z siebie wszystko. No bo.. Przecież ona miała obsesję na ich punkcie! Rysowała je, naszywała ich naszywki na szalik lub robiła maskotki na drutach. Bo poza nimi, kochała robótki ręczne i z zarobków z kliniki, koniecznie chciała kupić sobie nową maszynę do szycia, jeśli zostanie coś z opłat mieszkaniowych. Nie lubiła żyłować na rodzicach, nie chciała ich obciążać finansowo jeszcze bardziej, nawet jeśli byli zamożnymi ludźmi. Podobnie jak Puchon, ceniła ciężką pracę, nawet jeśli oznaczało to całe dnie w stajni przy gównie hipogryfów lub pegazów, czym często zajmowała się we wakacje. Miała wrażenie, że nawet jego – zwykle przepełnione dystansem, ale i rozwagą oczy błyszczały na myśl o opiece nad małym gadem. Wyjazd na te praktyki to chyba najlepsza decyzja, jaką podjęła w życiu! Nie myślała o tym, że taki maluch może kaszlnąć z ogniem lub poważnie ich pogryźć czy podrapać w ramach zabawy. Mogła mieć blizny tak długo, jak będzie mogła z nim obcować. Nie miało to znaczenia. - Mhm, brzmi okey. Żebyśmy wiedzieli, jak do malucha mówić i na co uważać. Pewnie jest też głodny, małe smoki są żarłoczne i brzydko bawią się jedzeniem, jednak nawet z flakami na pyszczku są najpiękniejsze. - westchnęła rozmarzonym tonem, wzruszając delikatnie ramionami i starając się aż nazbyt nie odpłynąć, żeby towarzyszącego jej rudzielca bardziej swoją obsesją nie załamać. Chciała kontynuować próbę ratowania sytuacji, ale chłopak wiedział. Przyciągnął ją do siebie, zamykając w ramionach i chowając jej twarz przy torsie tak, że przez chwile zapomniała o złapaniu oddechu. Nigdy tak nie robił. Pachniał jak owsiane ciastko, które mama dawała na śniadanie – prosto z piecyka i ze szklanką mleka. Dlaczego kojarzyło się to z domem? Chociaż z początku jej ciało zesztywniało, zaraz rozluźniła mięśnie i przytuliła go, kiwając głową na jego słowa. - Będę Rin, nie martw się. Jestem profesjonalistką, a przynajmniej powinnam być. Mój entuzjazm by malucha tylko zdenerwował. -naprawdę brzmiała tak, jakby próbowała wierzyć w to, co mówiła, chociaż trudno będzie jej uspokoić bijące w piersi serce, które będzie z pewnością przypominać uderzenia młota, gdy tylko pisklę zobaczy. Ali lubiła kontakt fizyczny i bliskość drugiej osoby, sprowadzało ją to na ziemie i uspokajało, co mógł wyczuć, bo drżenie ciała dziewczyny ustało i przestała maltretować swoje ręce, zamiast tego przez chwilę zaciskając pomiędzy palcami materiał jego fartucha, jakby faktycznie, na nim chciała się wyżyć. Odsunęła się nieco, patrząc na niego z powagą i uśmiechem. Oczy jej błyszczały, ale oddech całkiem się unormował. - Kwiat lotosu, będę grzeczna. Słowo. - dodała z powagą, pozwalając sobie jeszcze zerknąć w stronę trzymanych przez niego dokumentów, jednak płci malucha nie odszukała. Przestała maltretować jego ubrania, wygładzając je ręką i westchnęła raz jeszcze, zerkając w stronę wejścia do krytego boksu. Spał, że był tak cicho? - Też się nie możesz doczekać, prawda? Zapytała jeszcze dla pewności, łapiąc go pod rękę i stając obok. Nie pchała się na siłę do przodu, nie wbiegła, jak głupia do środka. Grzecznie czekała na ruch swojego towarzysza, który w pracy ze zwierzętami był bardziej doświadczony od niej. W jakiś sposób jego zachowanie oraz to, że chciał jej pomóc, dodać otuchy, bardzo jej zaimponowało i ją rozczuliło. Neirin był naprawdę kochanym człowiekiem.