Wystarczy, że zbliżysz się do tego miejsca na odległość dwudziestu metrów, a już do Twojego nosa dociera zapach błota, mchu i zgnilizny. Im bliżej tym natężenie zapachowe wzrasta lecz to wydaje się niczym w porównaniu z czymś, co jest w samym środku bardzo zanieczyszczonego zbiornika wodnego. Woda nie wyrządzi Ci krzywdy (nawet się nie utopisz, bowiem sięga do łydek) jednak Twoje pokrywają się gęstym mułem, co utrudnia przemieszczanie się. Usunięcie mułu ze skóry/ubrań jest czasochłonne.
To coś okazuje się bardzo realistyczną rzeźbą, jednak czy to nie dziwne, że woda wokół niej delikatnie faluje? Jeśli zostaniesz tu dłużej niż jeden post obowiązuje Cię rzut kością na efekty uboczne pobytu przy przeklętej rzeźbie:
Spoiler:
Natężenie mocy 1, 2 - coś w tej rzeźbie Cię hipnotyzuje i masz problem z odwróceniem od niej wzroku. Zachowujesz świadomość, mobilność jednak nie jesteś w stanie nawet zamrugać - coś zmusza Cię byś patrzył na rzeźbę*. Przez ten kontakt wzrokowy czujesz uderzające Cię fale gorąca. Odnosisz wrażenie, jakby ktoś położył coś ciężkiego na Twoją klatkę piersiową. Paradoksalnie czujesz, że wypełnia Cię dziwna moc - niewątpliwie potężna jednak nieznana - nie umiałbyś jej użyć. Natężenie tej mocy nieustannie wzrasta aż czujesz, że masz już dość, że jej w sobie nie pomieścisz bo inaczej pękniesz... i stało się. Na szczęście nie Ty pękłeś, ale Twoja różdżka już tak. "Nie wytrzymała" aury tego miejsca i w punkcie kulminacyjnym po prostu wybuchła (jej odłamki mogą Cię poranić). Tracisz różdżkę, ale za to zyskujesz 1 punkt do dowolnej umiejętności kuferkowej za obcowanie z dziwnym rodzajem mocy. Zgłoś się po zmiany w odpowiednim temacie. Po wybuchu wrażenie mija i wszystko wydaje się w porządku.
*jeśli jesteś hipnotyzerem ta kostka Cię nie obowiązuje. Możesz uznać, że nic się nie dzieje albo przerzucić kość.
Awersja 3, 4 - gdy tylko podchodzisz ślepia rzeźby nabierają czerwonego blasku. Po paru dłuższych chwilach, gdy wciąż stoisz tuż obok rzeźba nagle prostuje się, wyciąga przeciwko Tobie kamienną linę i sztylet. Jeśli nie cofniesz się (albo rzucisz zaklęcie) rzeźba robi zamach i wzbija w powietrze falę wody (ciężkiej od mułu) i Cię nią przykrywa (jeśli ktoś stoi obok Ciebie to i jego też to obejmuje) przez co jesteś pokryty mułem od stóp do głów. Rzeźba wraca na swoje miejsce i nieruchomieje. Najwyraźniej coś ją w Tobie zdenerwowało. Po oczyszczeniu się odnajdujesz gdzieś nieopodal siebie brudny naszyjnik z kamieniem szlachetnym. U jubilera otrzymasz u niego 40 galeonów. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
Nieprzewidziane konsekwencje 5, 6. Efekt dla osób posiadających w kuferku minimum 5 punktów z Czarnej Magii: Czujesz się przy tej rzeźbie nadzwyczaj swobodnie i lekko. Wrażenie jakby życzyła Ci wszystkiego dobrego. Dociera do Ciebie ulotny szept, byś podszedł do rzeźby i ją po prostu dotknął - przecież tak dobrze się tu czujesz to czemu miałbyś odmówić? Okazuje się to pułapką - ledwie dotykasz rzeźby, a czujesz, jak coś z Ciebie ubywa - cała energia dzisiejszego dnia. Czujesz, że wysysa z Ciebie moc, ogarnia Cię ogromne zmęczenie i ledwie możesz ustać na nogach. Najwyraźniej rzeźba posiliła się Twoją energią życiową. Zyskujesz świadomość, że to miejsce jest naprawdę przeklęte i lepiej abyś stąd odszedł. Nie wiesz co się może stać, ale będzie to coś złego.
Efekt dla osób pozostałych: rzeźba jest może i straszna, ale nie wzbudzasz jej zainteresowania. To muł jest kłopotliwy, bowiem otula mocno Twoje stopy i masz problem z przemieszczaniem się - uczucie podobne do założenia kamiennych glanów.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Naprawdę nie wiedziała, co sprawiło, że postanowiła z Maxem wybrać się na mokradła i pokręcić się na nich. Prawdopodobnie była to zasługa Toma, który od dłuższego czasu męczył ją tym, że powinna trzymać się w miarę blisko wody, do której było mu najwyraźniej tęskno. Poza tym w okolicy było również coś, co ciągnęło i samą Strauss do tego miejsca. Z pewnością jednak była wdzięczna za to, że zdecydowała się ubrać stare ciuchy, których nie było żal jej poświęcić na spacer w mule po jakimś zapyziałym bagnie. Wszystko oczywiście w towarzystwie Brewera i jej ducha, który postanowił po raz kolejny uświadomić jej swoją umiejętność śpiewania szant. - Kiedy szliśmy przez Pacyfik wiatr pozrywał wszystkie wanty; Przytuliłem się do klopa i śpiewałem szanty - wyśpiewał Thomas, a jego półprzezroczysta postać w starych marynarskich łachach kręciła się wokół Krukonki, zachęcając ją do tego, by przyłączyła się do niego w czasie refrenu. Dziewczyna westchnęła jedynie i razem ze swoim martwym prześladowcą zaczęła śpiewać słowa refrenu. - Kto chce, niechaj słucha, a kto nie chce, niech nie słucha. Tak jak balsam są dla ucha morskie opowieści - wyśpiewała, a Tom powtórzył za nią ostatnie zdanie refrenu. I mogłoby się na tym skonczyć, ale nie. Potrzeba debilnych śpiewów najwyraźniej mocno trzymała się, bo oczywiście musiała rozpocząć śpiewanie następnej zwrotki, ignorując chwilowo towarzystwo idącego obok niej Gryfona. - Pływał z nami raz szantymen, śpiewał bardzo niskim basem; W rękach zawsze miał gitarę, ster trzymał kutasem! Naprawdę przystające damie przyśpiewki. Chociaż na pewno brzmiałyby nieco lepiej, gdyby miała pod ręką butelkę rumu. Tak. Zdecydowanie wtedy byłoby o wiele lepiej.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Ani trochę nie przeszkadzała mu propozycja Strauss, a kiedy tylko zorientował się, że lezą gdzieś głęboko na mokradła, nawet się ucieszył. On i Patrick, który zaczął z miejsca opowiadać jakieś okropieństwa o tej okolicy, a Max z radością przekazywał je dalej i może właśnie z tego powodu skierowali się ostatecznie do Przeklętego Gaju, żeby przekonać się oczywiście, co takiego chujowego w nim siedziało. W końcu, co to dla nich, prawda? Nie istniało takie jebane gówno, które byłoby w stanie wystraszyć ich dwójkę, aczkolwiek im bliżej byli miejsca przeznaczenia, tym bardziej Max zastanawiał się, czy nie powinien wyjąć różdżki, zamiast tego postanowił jednak włączyć się w te cudowne śpiewy Violi, a Patrick jedynie temu przyklaskiwał. - A kiedy byłem mały brzdąc, wuj brał mnie na kolana i płacząc rzewnie whisky pił, pił ze mną aż do rana - rzucił, śpiewając, zanim się powstrzymał. - „Posłuchaj synu” – mówił mi – „byś kiedyś nie żałował: Wujowi twemu, straszna rzecz, odpadło, bo (go) nie używał” - dośpiewał i parsknął cicho, bo sam nie miał pojęcia, skąd mu się te debilne teksty brało, ale w sumie nawet mu się podobało. I pewnie wyśpiewywałby dalej, gdyby nie dotarli prawie na miejsce, gdyby nie zobaczył tego gówna na środku bajora i nie sięgnął w końcu po różdżkę, by z miejsca zamrugać. - Żeby to, kurwa, ja pierdolę. Teraz, jak kogoś spotkamy, to mogę co najwyżej wsadzić mu ten patyk w oko. Dalej nie przywykłem do tej nowej różdżki i zdarza mi się łazić z tą. To co, Strauss, będziesz mnie bronić przed duchami, wilkołakami i okolicznymi aligatorami? - rzucił, kiedy przystanął i przyjrzał się uważnie różdżce. Zabrał ze sobą obie na wyjazd, na wszelki wypadek, chyba trochę bojąc się jeszcze chodzić wszędzie z tą nową. Słuchała go, leżała idealnie i była perfekcyjna w przypadku leczenia, ale Max obchodził się z nią momentami jak z jajkiem, nic zatem dziwnego, że na noc odłożył ją bezpiecznie do pudełka, a teraz paradował z jej poprzedniczką, która standardowo sypnęła mu kilka iskrami na rękę. - Jeb się - powiedział do magicznego patyka i pokręcił głową, przyglądając się temu czemuś, co znajdowało się na środku bagniska. Było żywe? Nie wydawało mu się, ale chuj tam wie, bo cała okolica miała taką aurę, że szło się zesrać ze strachu. Max był nieco rozdrażniony z uwagi na nasilający się ból głowy i wieczne nudności, jakie nie chciały ustępować, więc wszystko dookoła nieco go wpierdalało. Aczkolwiek starał się zachowywać w miarę normalnie, bo lubił przebyć ze Strauss, a śpiewanie z nią wulgarnych szant ani trochę mu nie przeszkadzało. - Myślisz, że jak na dennym horrorze, zaraz ożyje i nam pierdolnie? - spytał, mając wrażenie, że łupanie we łbie jedynie się nasila.
______________________
Never love
a wild thing
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Ta dwójka chyba po prostu się idealnie dobrała. Awanturnicy, którzy szli w najbardziej dzikie rejony z pieśnią na ustach i okrzykiem achuj przygodo!. Zresztą już od pamiętnej lekcji zielarstwa było wiadome, że połączenie Brewera ze Strauss oznacza kłopoty. Czy to pocięte dłonie czy to coś innego. I tym razem również pchali się w jakieś problemy. Przynajmniej jeśli wierzyć duchowi Maxa. Uśmiechnęła się również na to jak Gryfon odnalazł się idealnie w ich szantowym klimacie. Choć zawsze mógł to nieco podkręcić. - Znałem kiedyś kurtyzanę, co się zwała Krwawa Bronka, bo jak zacisnęła uda obcinała członka - zaśpiewała jeszcze, wiedząc, że zapewne jest to koszmar niejednego mężczyzny. No, ale przynajmniej chwilowo się naprawdę dobrze bawili. Z kolei jeśli chodziło o komentarze chłopaka odnośnie jego starej różdżki, którą wziął ze sobą. Wiedziała, że ta była nieco nieznośna, ale nie wyobrażała sobie sytuacji, by mogło mu to jakoś szczególnie utrudniać. - Oczywiście. Zostanę twoim rycerzem w lśniącej zbroi jeśli tego potrzebujesz - odpowiedziała uśmiechając się nieco drwiąco. Naprawdę nie sądziła, by zaszła podobna potrzeba. Sama nigdy nie miała większych kłopotów ze swoją różdżką, która służyła jej wiernie od pierwszego roku w Hogwarcie. Zdążyła się już z nią naprawdę zżyć i nie wyobrażała sobie, by miała się gdziekolwiek ruszyć bez niej. Po prostu były do siebie dopasowane i zawsze ze sobą dobrze współgrały. Parsknęła krótko śmiechem, gdy tylko dostrzegła parzące Maxa iskry po czym podeszła kawałek dalej, by przyjrzeć się posągowi, na który natrafili w czasie swojej wędrówki przez gaj. Oczywiście Brewer był pierwszym, który zauważył, że wyglądało to co najmniej niepokojąco. Strauss jednak nie podzielała jego obaw. Czuła się naprawdę swobodnie w tej okolicy. Może nawet zbyt swobodnie. Zupełnie jakby przynależała do tego miejsca. - Nie sądzę... - mruknęła jedynie, przyglądając się pogrążonej w mokradłach rzeźbie. Przez dłuższy czas przyglądała jej się jedynie, czując jak coś ją do niej przyciąga. Zupełnie jakby jakiś głos szeptał jej, by się zbliżyła. I Krukonka nie mogła się od tego powstrzymać. Powoli podeszła do posągu i wyciągnęła dłoń, by ją na nim położyć. Niemal od razu zrozumiała swój błąd. Dopiero teraz wyczuła dokładnie spowijającą to miejsce czarną magię, której wcześniej nie zauważyła. Czyżby za bardzo do niej przywykła, by wyczuwać od razu jej stężenie? Mało tego czuła jak znajdujący się pod jej palcami posąg zaczyna pożywiać się jej energią życiową. I choć czuła się z chwili na chwilę coraz słabsza to posąg postanowił się jakoś odwdzięczyć za przekazaną mu siłę. Jasnym przekazem: uciekaj, inaczej stanie się coś złego. Nie miała już wątpliwości, co do tego, że trafili na prawdziwie przeklęte miejsce.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Powiedzieć, że oboje byli zdrowo jebnięci, to jak nic nie powiedzieć. Max nie miał bladego pojęcia, jak doszło do tego, że się tak dogadywali, ale widać nadawali po prostu na podobnych falach i śpiewanie sprośnych piosenek, czy chlanie w krzakach nie było dla nich niczym dziwnym, a raczej wręcz przeciwnie, wydawało się być wręcz pożądane. Dlatego teraz tylko parsknął, kiedy usłyszał co też znowu Viola tam wyśpiewuje, ale momentalnie skulił się nieco, jakby chciał jej pokazać, jak go to zabolało, aczkolwiek tak po prawdzie to raczej chciało mu się głośno śmiać, bo te przyśpiewki były bardziej niż absurdalne, były wręcz w chuj pojebane, a jemu jak najbardziej to pasowało. Jeszcze bardziej parsknął, kiedy obiecała mu bycie tym rycerzem i zamrugał do niej, co wyglądało bardziej niż irracjonalnie. - Sam Merlin musiał mi cię zesłać - zaszczebiotał, co w jego wykonaniu brzmiało w chuj dziwacznie, a chwilę później poczuł, że głowa zaczyna go mocniej napierdalać. Okolica faktycznie wyglądała jak z dobrego horroru i trudno powiedzieć, co mogło się tutaj odpierdalać, bo naprawdę nie wyglądało to zbyt ciekawie, ale z drugiej strony podejście do tej pieprzonej rzeźby - o ile nią była - okazywało się straszliwie kuszące. Oczywiście zarówno on, jak i Strauss, musieli się ruszyć, bo naprawdę nie mogli przejść obok tego obojętnie, a na dokładkę wyznawali najwyraźniej zasadę, że jak ktoś powie, że nie wolno, to oni z miejsca poproszą o potrzymanie tego pieprzonego piwa. - Tak zawsze zaczynają się krwawe jatki - rzucił jeszcze, mając wrażenie, że w głowie huczy mu coraz mocniej. Zaraz zresztą przekonał się, że to nie było tylko takie pieprzone odczucie, ale prawda, było w tym coś, co powodowało, że zacisnął mocniej zęby, a w chwilę później zdał sobie sprawę, że zaczyna go rozsadzać od środka, jakby ktoś postanowił napompować go helem, czy innym gównem. Ciśnienie w głowie było tak wielkie, że czuł ból dziąseł, miał wrażenie, że skóra go mrowi, a gdy spróbował zaczerpnąć tchu, odniósł wrażenie, że nie ma dookoła niego nawet grama powietrza, które byłby w stanie przyjąć i coś z nim zrobić. I huknęło. Myślał, że właśnie rozpierdolił się na miliony kawałków, ale zamiast niego pękło drewno w różdżce, wprawiając go w niezłą konsternację, nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tym, co się tutaj odpierdala, bo zostało mu łapanie Violi, co wcale takie łatwe nie było, bo czuł się, jakby faktycznie się rozleciał. Na razie nie miał siły, czy czasu, myśleć o tym, jak dobrze złożyło się, że jeszcze nie przywykł do nowej różdżki, że bał się jej używać. Stara dokonała żywota, trochę zamiast niego, a trochę tak po prostu. - Strauss? Dobra, spierdalajmy stąd, bo jeszcze to gówno naprawdę nas poszatkuje - stwierdził i pociągnął dziewczynę za sobą, aczkolwiek miał wrażenie, że zrobienie choćby jednego kroku jest dla niego niesamowitym wręcz wyzwaniem, nie zamierzał się jednak poddawać. Nie mogli tutaj na pewno zostać, o tym był przekonany, więc ciągnął Violę na ile było to możliwe. Musiał znaleźć względnie spokojne miejsce, gdzie mogliby na chwilę usiąść i się jakoś ogarnąć po tym, co się właśnie odjebało.
______________________
Never love
a wild thing
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
To, że Strauss była popierdolona, a nawet pojebana wiadomo było nie od dziś, a raczej jakoś... od czwartej klasy. Jeśli nie trzeciej. Wtedy to coś się zmieniło i sprawiło, że zdecydowanie zaczęło ją ciągnąć do rzeczy, od których powinna się trzymać z daleka. I jak widać szło jej to naprawdę nieźle skoro teraz na własne życzenie wpierdalała się w jakieś bagno. I to dosłownie, bo obecnie stała po kolana jak nie bardziej w jakimś zatęchłym mule w pokrytym rzęsą czy chuj wie jakim rzęsistkiem mokradle. Obok niej z kolei kroczył Maximilian Brewer, aka kolejny awanturnik, któremu mogło być zbyt spieszno do grobu, albo przynajmniej do wpierdolu. - Oj, żebyś wiedział, księżniczko - odpowiedziała mu z rozbawionym uśmiechem. Naprawdę nie wiedziała czemu chłopak potrafił tak szybko poprawić jej humor samym swoim stylem bycia. Może powinna z nim spędzać nieco więcej czasu? Może miał na nią jakiś dobry wpływ. Lub zły. Zależy jak na to spojrzeć. Z pewnością jednak rzeźba, której przyszło jej dotknąć nie miała złych zamiarów. A wszystko przez to, że nie posłuchała Brewera, a zamiast tego postanowiła zastosować się do zasłyszanych od posągu diabelskich podszeptów, które wkrótce zdawały się ją coraz bardziej ogarniać. Czuła się jakby ktoś wtargnął do jej głowy i podsycał w niej niepokój, który szarpał ją za trzewia lodowatymi szponami, a jakiś dziwny wampir energetyczny właśnie wysysał z niej przez dotyk całą magię. Nie było to zdecydowanie przyjemne. Nie musiała czekać zbyt długo nim w końcu zachwiała się i niemalże wpadła w objęcia Brewera, który gotów był ją złapać byle tylko nie wypierdoliła się w ten śmierdzący muł i brudną wodę. Musiała odetchnąć. Musiała stąd odejść. To przede wszystkim. I chyba Gryfon doskonale to rozumiał w tej chwili. - Max? - jedynie tyle wydusiła z siebie, gdy tylko poczuła jak ten chwyta ją mocniej i stwierdza, że powinni stamtąd spierdalać z podskokach. Wciąż słaniając się na nogach i czując, że jej siły znajdują się na wyczerpaniu, Strauss postanowiła go posłuchać i ruszyć dokładnie tam, gdzie chciał ją zaprowadzić, wspierając się przy tym znacząco na jego ramieniu.
z|t x2
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor szedł tak powoli jednak, bo rozważał czy nie wrócić się i nie rozejrzeć za czymś innym nie zwracając uwagi na nic i nikogo.Po co tracić czas, a chłopak był kąpany w gorącej wodzie. Przystanął wpatrując sie w rzeżbe rozważając różne możliwość. Nie zwracał zbytnio uwagi na rzeźbe gdy ta wyjmuje kamienną linę i sztylet. Chłopak juz miał rzucic zaklęcie ale rzezba zrobiła zamach i wbila sie w powietrze, przykrywając Wiktora mułem całego. Wiedział co myślą inni o czymś takim , dziwak, świr... a po tym co tu się dzieje nie wiadomo co jeszcze. Stał więc tak... zastanawiał się i czekał... az rzeźba wrócła na swoje miejsce. -Hmm... zastanawiała sie kilka minut co ją zdenerwowało. Niedaleko znalazł gdzieś nieopodal siebie brudny naszyjnik z kamieniem szlachetnym. Szybko go wyczyścił i poszedł szukac jurilera.