Domek jest drewniany, niewielki i jednoizbowy. Mieszczą się w nim łóżka piętrowe, wspólna szafa (powiększona wewnątrz magią), drewniany stolik i dwa krzesełka (dwa dodatkowe należy sobie doczarować). Nie ma tu łazienki ani pryszniców - aby z nich skorzystać należy udać się do części północnej terenu gdzie znajduje się balialnia. Domek oświetlony jest magicznymi kulkami światła bądź świetlikami zagonionymi do lamp oliwnych.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
1. Noah P. Williams 2. Fenrir Skarsgard 3. Julius Rauch 4. Felinus Faolán Lowell
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Dorian
@Noah P. Williams Duch ekscentrycznego arystokraty, częsty bywalec klubów i kasyn na całym świecie. Znany z wiecznego podbijania stawki, przez co z bogacza zdarzało mu się stawać biedakiem, po czym ponownie wspiąć się na sam szczyt. Uważa, że życie jest po to, aby ryzykować, skrytykuje więc każdy Twój wybór, jeżeli tylko nie będzie on podszyty jakimś ryzykiem z możliwością zysku. Bezpieczeństwo jest dla nudziarzy, z tego założenia wychodził, gdy jego własny kark stał się przedmiotem zakładu - niestety w tym wypadku niefortunnego. Dorian uważa to jednak jedynie za początek swojej historii i wygraną, której się nie spodziewał. Z chęcią opowie Ci wszystkich gości Nowego Orleanu, którzy za jego sprawą zawędrowali do kasyna i tak przeżyli najbardziej emocjonujące chwile swojego życia. I wydaje się, że znowu dałby sobie uciąć głowę, że i Ciebie czeka ten los. Jak duch na ciebie działa?: Przez całe wakacje masz ochotę rywalizować, wszelkie zakłady wydają ci się dużo bardziej interesujące. Dodatkowo masz ochotę podejmować ryzyko, nawet jeśli jest ono całkiem spore. Zalety: Jeśli zechcesz zagrać w Therię w kasynie, a nie masz 21 lat - 3 podejścia możesz powtarzać do woli, wbrew temu co jest napisane w temacie. W przypadku gry w astroletkę, zawsze możesz przerzucić jedną kartę tarota, a w trakcie gry w “Trzy różdżki” jedną kostkę. Wady: Jeśli ktoś wprost zaproponuje ci zakład - nie jesteś w stanie odmówić. Możesz się z niego nie wywiązać, ale samego zakładu nie odmówisz. Twój cel: Twój duch oczekuje, że będziesz w czasie tych wakacji bawił się naprawdę dobrze! No, może przy okazji przegrywając swój majątek. A może wzbogacając się niewyobrażalnie? Kto wie, ale jeśli zaangażujesz się w życie hazardzisty wystarczająco mocno, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Odwiedź kasyno w Nowym Orleanie i postaw tam minimum 50 galeonów. Musisz zagrać zarówno w Astroletkę, jak i Trzy różdżki. 2. Załóż się o coś z innym graczem. Stawka, a także to o co się zakładacie zależy tylko od was. 3. Zagraj przynajmniej w jedną wymienionych gier: Dureń, Gargulki, Theria. Musisz doprowadzić rozgrywkę do końca. 4. Wspomnij w wątku, że duch nauczył cię zasad jakiejkolwiek gry.
Zack
@Fenrir Skarsgard Wszystkie jego piosenki były o miłości, a teraz jako duch też zanudza cię tymi serenadami. Zachował się w dziewczynie z wyższych sfer, która ostatecznie zdecydowała się na dobrze usytuowanego mężczyznę. Powtarza, że miłość jest wieczna i że będzie kochał ją już zawsze. Krytykuje krótkie miłostki i mówi, że czasem lepiej po prostu oddać się muzyce w oczekiwaniu na ukochaną. Jak duch na ciebie działa?: Masz zdecydowanie większą ochotę na imprezy niż normalnie. Jeśli unikasz barów - tym razem może któryś cię przekona? To, jak intensywnie to na ciebie działa, zależy tylko od ciebie. Zalety: Pomnik muzyków przynosi ci szczęście. Za każdym razem, kiedy odwiedzisz te miejsce i napiszesz w nim wątek (minimum 5 postów na osobę), lub jednopostówkę na 3 tysiące znaków, przy następnej okazji przysługuje ci jeden przerzut kością. Wady: Masz ochotę dzielić się galeonami z ulicznymi muzykami. W wymienionych lokacjach (bulwar, pomnik,Jackson Square) musisz wydać 5 galeonów. Pomyśl, że to inwestycja w sztukę. Twój cel: Chociaż ducha możesz ignorować (oczywiście, na ile to możliwe!) to czasami warto zagłębić się w jego historię i pozwolić, żeby to on pokazał ci miasto od swojej, wyjątkowej strony. Jeśli odpowiednio się zaangażujesz: w przypadku tego ducha otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Pojawić się we wszystkich barach w Nowym Orleanie. Przynajmniej w jednym z nich musisz rozegrać wątek na minimum 5 postów. 2. W co najmniej 5 postach musisz wspomnieć, że duch dzieli się z tobą artystyczną ciekawostką. Możesz to zrobić przy okazji zwykłych wątków (1 ciekawostka=1 wątek), jak i w jednopostówkach. 3. Spróbuj swoich sił. Zagraj na instrumencie, lub zaśpiewaj jazzową piosenkę. Nie ważne czy dla szerszej publiczności, znajomych, czy może samemu, w ramach nauki - musisz przynajmniej spróbować.
Niewolnik
@Julius Rauch Duch starszego mężczyzny, proszącego o jałmużnę. Nie mówi zbyt wiele oprócz „proszę” i „przepraszam”, szczególnie tą drugą kwestię powtarza jak do znudzenia. Dopiero zapytany o historię niewolników, mężczyzna jakby odżywa i opowiada z najmroczniejszymi szczegółami najkrwawsze momenty, w jakich uczestniczył, choć niekiedy się zapomina i powtarza te samą historię po raz drugi i trzeci. Widać jednak, że ma on dużą wiedzę o tutejszych rytuałach, trzeba być jednak cierpliwym i wytrwałym – rozmowa z bezimiennym niewolnikiem przypomina wręcz dyskusję z jakąkolwiek osobą z domu starców z demencją. Jak duch na ciebie działa?: Stajesz się znacznie bardziej uległy niż normalnie, łatwo cię przekonać do zmiany zdania, masz ochotę zadowalać innych. Zalety: Za każdym razem, kiedy ktoś rzuci na ciebie ofensywne zaklęcie, obrazi cię, zaatakuje w jakikolwiek sposób, przytrafi mu się coś złego. Może się potknie, może będzie miał gorszy dzień? Duchy niewolników chronią cię tak jak chroniły siebie za życia. Wady: Znacznie gorzej wychodzą ci zaklęcia ofensywne. Za każdym razem musisz rzucić kostką na powodzenie. 1-2: nie udaje ci się, 3-6: udaje ci się. Twój cel: Przede wszystkim zrozumieć brutalną stronę historii Nowego Orleanu. Duch otwiera ci oczy na wiele dramatycznych wydarzeń, uświadamia, do jakich poświęceń zmuszała ich sytuacja, zdradza tajniki magii rytualnej i ofiarnej. Jednak żeby naprawdę to zrozumieć, musisz dać coś od siebie. Jeśli zaangażujesz się wystarczająco mocno i wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Weź udział w którymś z seansów spirytystycznych na plantacji. 2. Odwiedź minimum 3 lokację na plantacji oraz Lalaurie Manson w Nowym Orleanie. 3. Musisz spędzić całą noc w jednym z domków niewolników. Napisz wątek (minimum 5 postów na osobę) lub jednopostówkę (3 tysiące znaków).
Baltasar
@Felinus Faolán Lowell Duch mężczyzny średniego wieku, zawsze wyposażonego w lupę i modny na swoje lata berecik. Przedstawia się on jako badacz tutejszych aligatorów, o których mógłby mówić godzinami i tak też jest, jak się już zacznie prowadzić z nim rozmowę, bądź też pójdzie się z nim na mokradła, do czego on gromko zachęca. Już po dwudziestu minutach z nim spędzonych wie się o systemie rozrodczym tutejszych „cudowniutkich aligatorków”, a to wcale nie koniec. Bonus: gdy w jakiejś lokacji napotykasz się na aligatory, możesz przerzucić jedną kostką, jeśli dotyczy ona jakiejś interakcji z nimi. Lecz pamiętaj! W każdym poprowadzonym wątku, w którym duch ten ci towarzyszy, musisz wspomnieć jak odnosisz się do jego nieustannego monologu o życiu codziennym tych niecodziennych gadów. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim masz ogromną ochotę poznać historię wilkołaków i wampirów, niezależnie jaki masz do tego stosunek normalnie. Dobrze się czujesz w towarzystwie wilkołaków. Zalety: W każdej lokacji na mokradłach, która wymaga od ciebie rzutu kostką (czy to na wejście, czy na efekt) możesz przerzucić kostkę jeden raz. Wady: Przynajmniej raz musisz pojawić się na terenie wilkołaków. Duch tak cię prowokuje do kręcenia się po mokradłach, że w końcu musisz się tam zgubić. Twój cel: Były mieszkańca mokradeł zawsze zachęci cię do zwiedzania okolic. Postawi to ponad Nowym Orleanem i każdym innym miejscem w mieście. Może wydaje ci się to mniej interesujące niż zwiedzanie tętniącego życiem miasta, ale jeśli dasz mu szansę to kto wie, może dowiesz się o naprawdę wyjątkowych miejscach. Jeśli wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Musisz pojawić się w przynajmniej 5 lokacjach na mokradłach. 2. Przeprowadź przynajmniej jeden wątek (minimum 5 postów na osobę) z wilkołakiem. Możesz to zrobić z miejscowym wilkołakiem (z mg, lub czarodziejową duszą), lub z wilkołakiem-graczem. W wątku musicie poruszyć kwestię likantropii. 3. Opowiedz komuś legendę, bądź historię, którą opowiedział ci twój duch. Musi dotyczyć mokradeł, wampirów, lub wilkołaków.
Fenrir Skarsgard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Wylądowanie w samym środku luizjańskich mokradeł było ciekawym doświadczeniem. Fenrir wiedział, że na pewno tego nie zapomni, w gruncie rzeczy dlatego też, że właściwie niewiele w swoim życiu podróżował. To była jego pierwsza daleka wyprawa z dala od domu, którego na ten czas niestety nie miał. Nie myślał o tym zbytnio, starając się skupić wszystkie swoje zmysły i całą swoją istotę na obecnym doświadczeniu. O samych bagnach krążyło wiele legend, choć zdawała się, że o każdym miejscu w Nowym Orleanie — co bardzo intrygowało Skarsgarda. Nie zostawi tego tak po prostu. Mieć możliwość zdobywania wiedzy z pierwszego źródła — na pewno nie pozwoli sobie na zignorowanie takiej okazji. Na miejscu dostał wytyczne, że domek numer siedemnaście jest jego azylem. Drewniany, niewielki i jednoizbowy. Łóżka piętrowe. Zdecydowanie wolał zająć miejsce na dole, chyba że ktoś miałby jakieś obiekcje. Swój magiczny plecak położył przy łóżku, a sam na chwile postanowił się położyć. Nie miał pojęcia, z kim przyszło mu dzielić pokój, ale nie przejmował się tym aż tak. Czas pokaże, ponieważ zaraz powinni się tu zjawić. Nim jednak zdołał poznać swoich lokatorów, pojawił się duch imieniem Zack. Jego śpiew miłosnych serenad rozbrzmiał w pokoju, aby potem móc zagnieździć się w głowie Skarsgarda. Okropne. Gdy tylko ucichł, nie omieszkał podzielić się z chłopakiem ciekawostką: "Jeśli w mieście jest o czymś głośno — prawdopodobnie odbywa się to na Jackson Square. Centrum życia społecznego, usłane masą muzyków, malarzy, wszelkiego rodzaju artystów." Powiedział melodyjnym głosem, nieszczęsnego kochanka. - Powinieneś się tam wybrać. - Dodał i znowu rozpoczął kolejną serenadę, jednak szybko ją zakończył. Może nie miał ochoty już dalej śpiewać, ale za to miał chęć na snucie opowieści na temat historii Luizjany. Fenrir pomyślał, że może jest szansa, że polubi tego ducha. W końcu dowiedział się sporo ciekawych rzeczy i informacji, nie musząc za wiele szukać, a mając przy sobie świetny podręcznik Luizjany w postaci ducha.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Wakacje. Ile razy o nich słyszał - o tym, jak uczniowie i studenci korzystają z uroków wolnego czasu w postaci wycieczki. Rzadko kiedy z nich korzystał, jak również dawno kiedy bywał ogólnie za granicą. Nawet w sumie nie pamiętał, wszak jego życie opiera się głównie o dom, Hogwart oraz pracę - kiedy to korzystał z czasu wolnego w sposób polegający głównie na odpoczynku. Smutna rzeczywistość mieszała się z tym, z czym od dawna miał problem - obowiązkami, stanowiącymi stos niezliczonych problemów, w których to czuł, jak się czasami dusi, a wszystko to przygniatało go momentami coraz bardziej. Nie bez powodu czuł zatem dziwną ulgę - jakoby praca, którą uważał za podstawę swojego życia, po prostu zniknęła. Przeminęła z wiatrem, aczkolwiek powróci za dwa miesiące; dlaczego zatem czuł pewnego rodzaju niepokój po tej uldze, jakoby pozostawiał coś niedokończonego, niedopracowanego? Tego nie wiedział. Po podróży skupił się przede wszystkim na wyciągnięciu Equinoxa z klatki - czarny kruk o niebieskich ślepiach na krótko wzbił się w powietrze, by rozprostować własne skrzydła, aby następnie wylądować na jego ramieniu w sposób po prostu prawidłowy. Pazury w żaden sposób nie uszkodziły membrany skóry studenta, jak również nie przyczyniły się do zniszczenia ubrania. Wszystko w najbardziej należytym porządku. Otrzymawszy odpowiednie instrukcje na temat posiłku, zbyt długo nie zajmował się słuchaniem instruktorów - jak rzep do psiego ogona przyczepił się do niego duch. Duch ten, albowiem był to mężczyzna średniego wieku, zdawał się być zoologiem, co, zresztą, czasami wspominał. Niemniej jednak, zainteresowany młodzieńcem, zaczął mu prawić komplementy. Ach, jakże puste zachowanie, ale jakie za to miłe. Początkowo Baltasar wydobywał je bezpodstawnie, a dopiero po rozmowie zdawał się odpowiednio oceniać samego Lowella. Tyle dobrze, bo przynajmniej nie brał je z przysłowiowej dupy. Udał się zatem do domku oznaczonego numerem siedemnaście. Każdy wyglądał podobnie, aczkolwiek tylko te należące do dorosłych znacznie się różniły. Standardowo, warunki polowe; kruk ciekawsko spoglądał swoimi oczyma na okolicę, od czasu do czasu ponownie wzbijając się w powietrze przy pomocy skrzydeł okrytych czarnymi piórami. Do chatki weszli jednak razem; a jak się okazało, nie byli pierwszymi. — Hej. — spojrzał na Fenrira, znacznie młodszego od siebie uczestnika wycieczki wakacyjnej. Najwidoczniej połączyli młodszych ze starszymi - ale fajnie. Szkoda, że sam Felinus chciał trochę pouczyć się czarnej magii z Rauchem, a skoro będą młodsze osoby, to nie wypada ich straszyć. Jednocześnie zauważył ducha należącego do młodzieńca. — Tobie też przydzielili te widma? — zapytał się, jednocześnie umieszczając walizkę powiększoną wewnątrz zaklęciem na podłodze. Equinox przeleciał z ramienia bladego chłopaka na stolik, przyglądając się bacznie niebieskimi ślepiami w stronę nieznanej dla niego i właściciela osoby. Wydobył jednocześnie jedno krakanie. Duch na ten czas zniknął.
Fenrir Skarsgard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Leżał. Słuchał opowieści, historii i legend. Nie odzywał się za bardzo, ale ducha to nie demotywowało do przerywaniu swojego monologu. Może uznał, że Skarsgard jest dobrym słuchaczem i wcale się nie pomylił. Trochę to dziwne było. Dostawało się takiego ducha za przewodnika? Niańkę? I musiało go słuchać, no może nie, ale nie wypadało chyba powiedzieć mu, żeby sobie poszedł? Wszystko jedno, na razie duch w ogóle mu nie przeszkadzał swoim gadulstwem. Miał tylko nadzieje, że nie będzie śpiewał za dużo tych serenad. Czy były piękne? Możliwe. Ale i też na swój sposób irytujące i puste. Bez znaczenia. Fenrira nie obchodziły jakieś nieszczęśliwe miłości martwego człowieka — ducha. Nie miał zamiaru mu tego mówić. Może jeszcze nie teraz. Skoro zjawa miała tak ogromną wiedzę i z chęcią dzieliła się nią. Po co to psuć. Przymknął na chwile oczy, pozwalając sobie błądzić po obrazach w głowie. Tworzyły one słowa ducha, a te słowa stawały się budynkami, ludźmi i tajemnicami czy też nudnymi faktami. Nie ważne. Lubił słuchać, szczególnie dziadka. Nie zawsze dużo mówił, często milczał, ale kiedy opowiadał, było to czymś pięknym. Duch też ładnie mówił, ale to nie było to. Zwłaszcza gdy zaczynał te swoje ckliwe serenady. Całkowicie zapomniał o współlokatorach, z którymi miał dzielić ten drewniany niezbyt duży domek. No i pojawił się ktoś. Starszy chłopak. Fenrir nie wiedział czy to źle. Pomyślał, że mu to nie przeszkadza, ale studentowi taki dzieciak jak on może przeszkadzać, bo... Bo jest dzieciakiem. Wiedział, że i tak będzie zachowywał się bardzo cicho. Nie odpowiedział od razu. Spojrzał na kruka Lowella, jakby to nim był bardziej zainteresowany. - Hugin czy Munin? - Odpowiedział bez namysłu, ale nie na pytanie chłopaka. Chyba kierował te słowa do ptaka. - Ładny kruk. - Dodał i zamknął oczy, ignorując ducha, ignorując cały świat. W głowie śpiewał:
"Każdego ranka dwa kruki Huginn i Muninn są wypuszczane i lecą nad Midgardem; Zawsze boje się, że Myśl może nie dolecieć z powrotem do domu, ale bardziej obawiam się o powrót Pamięci."
- Może mój Odyn w końcu będzie zadowolony, mając takiego towarzysza. - Powiedział na głos, uchylając jedno oko i kierując to spojrzenie na kruczego kompana Felinusa. - Fenrir. - Powiedział. - Mam na imię Fenrir.- Zazwyczaj pierwszy się nie przedstawiał. Dzisiaj postanowił zrobić wyjątek.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Felinus dowiadywał się rzeczy przede wszystkim ciekawych - mimo swojej przynależności do Domu Helgi, bardziej brnął ku Krukom i Ślizgonom. Nigdy nie czuł jakiejś bliższej więzi z Puchonami, którzy kładą serce na dłoni i podchodzą do każdego z najprawdziwszą szczerością. Student stanowi jednostkę splugawioną, zepsutą, zbyt nasączoną własnymi korzyściami, a jednocześnie gdzieś w głębi swojej duszy ma dobroć, którą rzadko kiedy wydobywa; czyżby Tiara Przydziału się pomyliła? Z każdym rokiem zauważał to coraz bardziej, jakoby przekleństwo w postaci klątwy nad nim się znajdującej. Blada cera, brak promienności, którą odznaczał się każdy chowanek z Hufflepuff; coś ewidentnie było nie tak. Nawet wobec ducha będzie potrafił zachować się dość nieprzyjaźnie. Magiczny przedmiot, który służy do przydzielania uczniów, ewidentnie, wedle słów profesor Cortez, z którą miał do czynienia, osadza wszystkich na chybił trafił. Kim to coś jest (czym?), żeby decydować o jego przynależności? Wszedł, otworzywszy drzwi. Położył bagaż, otrzymując odpowiedź na to, na co nie trzeba. Zdziwiło go to, ale ostatecznie zachował wewnętrzny spokój. Było to trochę jak splunięcie na twarz; czy ignorancja jest zawsze dobrym wyborem? Jedynie wziął głębszy wdech, jakoby chcąc uspokoić własne, niezwyciężone myśli. Wiedział, że jeżeli chce stać się oklumentą, musi nad nimi panować. Trudno jest jednak z początku wypełnić umysł pustą kartką - tak po prostu? Zostawić wszystko gdzieś w tle, poza zasięgiem obcej dłoni; takie nierealne, takie odosobnione od rzeczywistości. — Mitologia nordycka? — zapytał się, na sam początek. Kojarzył je, ale nie był pewien. Mógł kojarzyć, wszak szukając imienia, starał się wybierać te oryginalne oraz pasujące do danego stworzenia. Nie zawsze jednak te, które istniały gdzieś w świadomości starszych ludów mu odpowiadały. Myśl i Pamięć... czy nie tak to im było? A może na odwrót? — Equinox. — odpowiedział na pytanie chłopaka na temat imienia. Nie trafił. Na razie nie wyciągał swoich rzeczy, niemniej jednak zadomowił się na jedynym wolnym, dolnym miejscu. Wybrał je ze względów czysto praktycznych - zamierzając prowadzić nocny tryb życia, wydawało się być znacznie bardziej korzystne do bezproblemowego opuszczania łóżka. — Felinus. — powiedziawszy te słowo, przedstawiając się w sposób neutralny, spojrzał w stronę chłopaka. Fenrir. Kojarzył to imię bez większego szwanku. — Wielki wilk? — zapytał się, raz jeszcze.
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Noah nie mógł się doczekać tego wyjazdu. Prawdę mówiąc, przez ostatnich kilka tygodni nie myślał o niczym innym (może to właśnie dlatego wyniki z egzaminów końcowych okazały się gorsze, niż przypuszczał?). W Stanach Zjednoczonych był już kilkakrotnie, nigdy jednak nie odwiedził tych okolic, a wiedział o tym, że magiczne Południe w tym kraju znacznie różni się od Północy. Słyszał wiele rzeczy o związkach Luizjany z duchami, wilkołakami i wampirami. Te pierwsze go nie przerażały, wszak Hogwart był pełen przeróżnych duchów, ale pozostałe stworzenia były dla niego owiane pewną aurą tajemniczości. A odkrywanie tajemnic było właśnie tym, co tygrysek Noah lubił najbardziej!
Kiedy wrócił do domu, nawet nie wypakowywał swojego szkolnego kufra. Wiedział bowiem, że w zasadzie wszystko to, z czym przyjechał, będzie chciał zabrać ze sobą na wakacje. W ustalonym terminie, strasznie podekscytowany przyszedł na umówione miejsce, skąd świstoklik zabrał go na luizjańskie moczary. Gryfon od razu zachwycił się ich widokiem i już wiedział, że nie przepuści ani jednej okazji do tego, żeby zobaczyć tutaj wszystko i spróbować wszystkiego. Na miejscu dowiedział się, który domek należy do niego i skierował się tam pośpiesznie, taszcząc za sobą kufer i dźwigając ciężki plecak ze stelażem na swoich barkach. No dobra, nie był taki ciężki, zaklęcie zmniejszająco-zwiększające zrobiło swoje, ale im trudniej się coś przedstawia, tym później ładniej to wygląda.
- Odyseusz, siedź cicho! - musiał uciszyć swojego białego puchacza, który najwidoczniej podekscytował się nie mniej, niż Noah, tyle tylko, że robił tyle hałasu, że jego skrzeczenie odbijało się echem po moczarach. Kiedy stał pod drzwiami, też musiał robić sporo hałasu, bo chyba nikt nie przywiózł tu ze sobą tyle sprzętu, co on. Musiał pozbyć się całego ciężaru, zanim otworzył drzwi. Przytkał je jakimś kawałkiem drewna, który znalazł w okolicach progu, po czym wciągnął za sobą kufer, plecak i klatkę z sową. Zamknął drzwi i rozejrzał się dookoła. Dwóch jego współlokatorów było już na miejscu. Jednego kojarzył z widzenia, chyba byli na jednym roku, ale na pewno w innych domach - z całą pewnością mieli ze sobą jakieś lekcje, ale drugiego najprawdopodobniej widział pierwszy raz na oczy. - Cześć! - rzucił im na powitanie nieco zadyszany, próbując znaleźć gdzieś miejsce dla siebie. Izba była dość ciasna, więc upchnął cały dobytek pod ścianą uznając, że później zastanowi się co z tym wszystkim zrobić, a Odyseusza wypuścił, żeby rozprostował skrzydła. Uśmiechnął się szeroko i, próbując złapać oddech, przedstawił się: - Mam na imię Noah. Jestem z Gryffindoru.
Fenrir Skarsgard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Odyn zapewne gdzieś latał po okolicy. Fenrir wypuścił go od razu, kiedy tu przybył i powiedział mu: Leć, leć daleko, gdzie tylko chcesz! No i poleciał. Może znalazł sobie innego właściciela? Skarsgard wiedział, że tak z pewnością nie mogłoby się stać, nawet jeśli byłoby to możliwe. Traktował swoją sowę z dystansem i nie wiedział, jak można zbudować więź z Odynem, z jakimkolwiek zwierzęciem. Obserwując kruka, dowiedział się, że jednak można. Nadal jednak nie wiedział, jak on ma to uczynić. Na pewno nie z Odynem to już zamknięty temat. Ciekawe. Mitologia nordycka brzmiało to, jak odpowiedź na wszystkie pytania świata, jednak w ustach chłopaka z domu Helgi brzmiało jak dwa niepewne słowa. Trafił, to na pewno. - Ładnie. - Odpowiedział, ale nie za bardzo było wiadomo na co. Może na wszystko; na imię kruka, jak i na to, że Lowell zgadł. - Możliwe. - Czy był wielki? Wielki wilk? Nie powiedziałby. Może kiedyś. Nie kontynuował. Nie pytał. Zamilkł. Zdecydowanie za wiele nie mówił. Nie musiał, bo zaraz do pokoju wpadł Noah z Gryffindoru, jak się szybko okazało. Fenrir również kojarzył chłopaka. Na pewno byli na tym samym roku, ale z innych domów to już wiedział na pewno, kiedy padło to z ust rozczochranego Williamsa. - Fenrir. - Rzucił od niechcenia dla wiadomości Noah. - Zamiast nazwiska podaje się domy? - Zapytał, zastanawiając się co to za gra, o której jeszcze nie słyszał.
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Jego współlokatorzy wyglądali na nieco zmieszanych, kiedy wszedł, zwłaszcza młodszy. Noah nie wiedział, co właściwie o tym myśleć. Czy przerwał im jakąś ważną rozmowę? Wszedł do domku w momencie, w którym wejść tu nie powinien? - Emm... - zająknął się trochę, nie bardzo wiedzieć, jak ma na to odpowiedzieć. - Nie? Nie wiem... Jaka gra? Po prostu... - podrapał się po brodzie, po czym rozczochrał swoje włosy, dając sobie czas do namysłu nad tym, co właściwie powinien powiedzieć. - Po prostu uznałem, że wszyscy jesteśmy z Hogwartu, więc wypadałoby powiedzieć sobie, z jakiego jest się domu... A nazywam się Williams, być może znacie którąś z moich sióstr: Nancy i Alice są w Hufflepuffie, a Nicole w Gryffindorze. Mam jeszcze dwójkę rodzeństwa, Thomasa i Sarah, ale ich jeszcze nie ma w Hogwarcie - starał się mówić swobodnie, aby jakoś rozładować tę dziwną nieco atmosferę, która się wytworzyła. - Mogę spać na górze? - zapytał, po czym, nie czekając na odpowiedź, wyciągnął różdżkę i, używając zaklęcia lewitacji, przeniósł swój kufer i plecak na górne łóżko, które znajdowało się najbliżej, a sam usiadł na podłodze opierając się o drabinę. - Gracie w eksplodującego durnia?
Przyszedł chyba jako ostatni do domku, który przydzielono osobom biorącym udział w tegorocznych wakacjach. Z tego co się orientował, to pokój miał dzielić z kimś znajomym, mianowicie Feliniusem. Dwie pozostałe osoby były dla niego zagadką, nie wiedział kim są i czym się interesują. W końcu stanął przed młodymi chłopakami i Puchonem, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy postanowił się przedstawić. -Hej, Julius- przywitał się krótko z nowymi osobami, po czym skierował się w stronę osoby, którą już znał. Nie widział się krótko z Feliniusem, ale miał mu dużo do opowiedzenia. Z niecierpliwością czekał też na ich wspólne lekcje. Ruszył w jego kierunku z dość dużą prędkością, po to, by po pokonaniu niewielkiego dystansu stanąć na tyle blisko, by mógł go objąć i lekko poklepać po plecach. -Co tam Felek?- wyszczerzył się tuż po zapytaniu się o prostą kwestię. Nie liczył na jakąś skomplikowaną odpowiedź, bo prawdopodobnie, tak samo jako on, po prostu padał z nóg po podróży.
Wziął głębszy wdech. Tutaj średnio będzie miał jak rozwijać skrzydła - tutaj średnio będzie miał jak się uczyć, spoglądając na dwójkę osób. Owszem, jeden z nich, otoczony aurą tajemniczości i czegoś, co był w stanie zrozumieć w jakiś połowniczny sposób, zdawał się nie być kimś, kto wchodzi w drogę. Zdawał się być bardziej kimś, kto siedzi przede wszystkim sam i lubuje się w tym, ewentualnie jest skazany na taki los. Jeżeli zrobili to organizatorzy wycieczki, to lepszego wyboru nie mogli dać - chyba z Julkiem będą musieli się po kątach chować, by móc skorzystać z książek, jakie obecnie posiadali w swoich walizkach bądź plecakach. Ten drugi, pochodzący z Gryffindoru, zdawał się być większym, bardziej niepewnym zagrożeniem - choć czy tak naprawdę to nie ci najbardziej siedzący cicho są w stanie wykonywać rzeczy, o których to największym czarodziejom się nie śniło? Założył dłoń na dłoń, wstając i opierając się przy tym o ścianę drewnianego domku. Ładny, ale pozbawiony większej ilości udogodnień. Teraz będzie musiał zacząć żyć niczym osoba magiczna, porzucając praktycznie wszystkie możliwe urządzenia elektroniczne. No, pomijając to, co posiadał w torbie, wzięte z domu. Stara empetrójka, jakaś mała latarka i nożyk, który może mu się kiedyś przydać. Nie odezwał się na słowa Fenrira, a jedynie przytaknął głową, jakoby chcąc oznajmić, że zapoznał się z jego odpowiedzią. Ciągnąć za język nie lubił, a sam bardzo często nie inicjuje od dawien dawna rozmowy w stylu ciąłego pytania. Wolał słuchać i odpowiadać, dlatego nie rozprostował swoich skrzydeł, przyjmując zasady ciszy - zrobił to natomiast kruk, siadając ponownie na jego ramieniu i krakając przy tym parę razy. Czarna sylwetka ptaka wpasowała się w jego równie ciemny ubiór, a blada skóra znów przeszyła się niewielkimi zadrapaniami pod podkoszulką. — Kojarzę tylko Nancy. — oznajmił w stronę Noaha, nie zamierzając dzielić się domem. Hańba, że należał tak naprawdę do Puchonów. Im dłużej trwała rozmowa w gabinecie z profesor Cortez, tym bardziej doszedł do wniosku, że Tiara Przydziału zwyczajnie się pomyliła i nie spełnia już swojej funkcji tak dokładnie, jak kiedyś przydzielała do domów. Przynajmniej tyle dobrze, że mało kto go o coś osądzał, bo Hufflepuff zazwyczaj nie papra się nielegalnymi rzeczami. — To są raczej już ostatnie z możliwych. — skoro z Fenrirem zajęli te poniżej, to innego wyboru młodzieniec nie miał. A jakoś tak szybko nie zamierzał rezygnować z wygody w postaci możliwego pójścia w nocy bez wydawania skrzypiących dźwięków od schodzenia. Chociaż, przy jego wadze... Zauważył Juliusa w drzwiach i od razu mu się humor poprawił. Tyle dobrze, że przydzielili go właśnie z nim - bo różne rzeczy się dzieją i ludzie nie zawsze lądują z tymi, z którymi chcą mieszkać przez następne dwa miesiące. Ten się przedstawił, co w sumie było logiczne i posiadało równie w tym samym stopniu logiczne argumenty za - jak chociażby to, że ta dwójka go zwyczajnie nie zna. Jednocześnie poczuł dotyk, na który sobie pozwolił, choć osobiście nigdy nie przepadał nawet za tą koleżeńską bliskością, uważając ją za coś dziwnego. Wiele rzeczy z przeszłości wpłynęło na przyszłość; fundamenty, jakie postawili mu inni powodowały, że nie czuł się przede wszystkim pewnie w takim zakresie obowiązków wobec innych. — Przed wakacjami udałem się do profesor Cortez omówić parę kwestii z zakresu OPCM. — przede wszystkim jego trud w rzucaniu zaklęć niewerbalnych, jak również oklumencję. Tym nie zamierzał się na razie chwalić, zważywszy uwagę na to, że ktoś inny mógł to usłyszeć. Poza tym, opinia profesor Beatrix ostatnio była dość mocno zszarpana, wszak skarga dość szybko dostała się do wszystkich. Otrzymał także pewność, że chodzi właśnie o nią. — A u ciebie? — zapytał się, wszak przecież nie pozostawali sobie obojętni w kwestii zdobywania dodatkowej pomocy naukowej. Jednocześnie spojrzenie czekoladowych, lekko zmęczonych oczu przeniósł na przedstawiciela Domu Godryka. Eksplodujący Dureń? Ostatnio grał i wybuchł agresją. Nie zamierzał podejmować się ponownie ryzyka. — Chyba podziękujemy. — powiedział w stronę młodzieńca i spojrzał jednocześnie na Juliusa.
Fenrir Skarsgard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Zdecydowanie ludzie za dużo przy nim mówili. Nie interesował się za bardzo innymi, dlatego nazwisko Williams nic mu za bardzo nie mówiło, a zwłaszcza siostry gryffona. Na pewno kojarzył chłopaka i to tyle z jego znajomości. Nawet nie spojrzał na Noah, kiedy ten zmieszany zaczął wyjaśniać, jakby coś się właśnie wielkiego stało. - Krukon. - Nadal, mając zamknięte oczy, odpowiedział całkiem spokojnie, nie rozwijając tematu, bo właściwie nie było czego rozwijać. Imienia trzeci raz nie podał, kiedy zjawił się Julius. Zerknął jednym okiem na nowego i zapewne ostatniego lokatora ich domku z numerem siedemnaście. Nie od razu odpowiedział na pytanie Noah. Eksplodujący Dureń? Taka gierka karciana, oczywiście znał, ale czy grywał? Nie mógł za bardzo tego powiedzieć. Mało co spędzał czas przy jakiś grach. Za dużo czytał, jeszcze więcej myślał i w ogóle nie spał. - Może. - Odparł, przysłuchując się wymianie słów i zdań Felinusa, Juliusa i Noah. Nie zamierzał się wtrącać w rozmowy ani odpowiadać za dużo. Chciał być niewidzialny. Nie wiedział, czy to będzie możliwe przy nadzbyt entuzjastycznym gryffonie? Lowell i Rauch widocznie się znali, więc na pewno będą razem trzymać sztamę. - A, żebyśmy mieli jasność, jestem wilkołakiem. - Dodał, jakby nigdy nic, chociaż przeważnie tego nie robił, jednak wolał nie mieć wyrzutów sumienia, jakby przez przypadek odgryzł komuś nogę i nie ostrzegł o takiej ewentualności. W gruncie rzeczy pomyślał sobie, że dzięki temu zostawią go samego sobie i będą unikać. Może postąpił trochę bezmyślnie, bo na pewno sobie przyjaciół takim zachowaniem nie zwabi; nie oczekiwał jakiś tam wielkich relacji i nie zamierzał się tłumaczyć ze swojej likantropii. Odetchnął głęboko, łapiąc cisze i to, co zaraz miało nastąpić — niespodziewane i interesujące. Jak zachowają się jego nowi współlokatorzy?
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Noah przywitał się ze wszystkimi trzema chłopakami, choć ich negatywna reakcja na jego propozycję nie mogła zostać przyjęta przez niego zbyt przyjaźnie. Starał się podejść do sprawy obojętnie, nie rzucił jednak prostego to nie!, które przyszło mu do głowy. Od samego początku jego współlokatorzy wydali mu się jacyś... dziwni. Żaden z nich nie wydawał się zbyt chętny do tego, aby z nim rozmawiać. Każdy wydawał się maksymalnie skupiony na sobie, wycofany, niechętny do integracji... Może po prostu taki dzień? Taką przynajmniej żywił nadzieję, że kiedy już nieco odpoczną i się tu zaaklimatyzują, będzie lepiej. Jakoś nie miał specjalnej ochoty na bucerkę w swoim najbliższym otoczeniu przez najbliższych kilka tygodni. Tak czy inaczej, wstał, rzucił tylko szybkie To ja lecę na miasto, do zobaczenia potem! i wyszedł.
Widać było, że obaj spędzili ostatnie dni szkoły w pożyteczny sposób, przygotowując się do dalszej, wspólnej nauki tajników czarnej magii. Nie wiedział dokładnie, czego dowiedział się Felinius, ale z całą pewnością będą mieli bardziej szczegółową rozmowę na te tematy. -Ciekawe, ja miałem korepetycje z Dear- pozyskał wiedzę na temat mocnych, bardzo zabójczych eliksirów, o których rozmawiali w bunkrze przed wyjazdem. Wystosował nawet listowną prośbę o sprzedaż niezbędnych składników, lecz istniało duże prawdopodobieństwo, że akurat przy tym zakupie nie pójdzie mu już tak łatwo, jak przy udzieleniu zgody na wejście do Działu Ksiąg Zakazanych. -Na szczęście już po pełni- gdyby wilkołak został przydzielony do jego domku, w okresie gdy cała tarcza Księżyca jest widoczna na nocnym niebie, z całą pewnością złożyłby zażalenie, chyba, że nowy kolega miałby ze sobą zapas eliksiru tojadowego, albo chociaż składniki niezbędne w jego przygotowaniu.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Cała ta sytuacja była co najmniej dziwaczna. Jeden, niezbyt gadatliwy, z którym nie można było jakkolwiek porozmawiać - a przynajmniej takie odniósł wrażenie, drugi wyjątkowo gadatliwy, on sam ciągnący za język tylko po to, by samemu nie opowiadać o własnym życiu, no i Julius. Sam Noah wyskoczył z pomysłem gry w Eksplodującego Durnia niczym filip z konopi, co zdziwiło osobiście Felinusa. W taką rzecz to nie zamierzał się bawić. W sumie, nie zamierzał się na wakacjach bawić w opiekuna dzieciaków, no ale nie zamierzał pochodzić do nich wyjątkowo obojętnie. Wiedząc, jakie niebezpieczeństwa kryją się w Luizjanie, powinien mieć ich na oku. Powinien nie dopuścić do tego, by stała im się jakakolwiek krzywda. Powinien mieć ich na oku. Tym bardziej, że Noah wydaje się być jedną z tych osób, które potrafią przyciągać ku sobie problemy. Ten, o dziwo, dość szybko postanowił wyjść, w związku z czym nie miał okazji z nim jakkolwiek pomówić. Pozostali tylko Fenrir oraz Rauch, a tylko z tym drugim utrzymywał jakiś lepszy kontakt. — Jeżeli potrzebowałbyś jakiejkolwiek pomocy przed i po przemianie, możesz dać znać. — powiedział, spoglądając na Fenrira. Nie bał się ani wilkołaków, ani wampirów. Ot, ludzie. Ludzie, którzy niosą w sobie cząstkę choroby, chociaż sam tego za chorobę nie uznawał. Zwykłe zrządzenie losu, na które żaden po prostu nie ma wpływu. A skoro mógł mu pomóc i odpracować po części grzechy, jakich się dopełnił, to dlaczego miałby odmówić? Dlaczego miałby być samolubnym, pozbawionym cząstki człowieczeństwa czarodziejem? — Brzmi intrygująco. — stwierdziwszy, zwrócił wzrok na Raucha. — Chodźmy, pozwiedzajmy okolice. — zaproponował Juliusowi, by następnie wziąć go ze sobą i porwać tym samym na eksplorację terenu. Byleby jak najdalej od tej przynoszącej nieszczęście chatki. Otworzył tym samym drzwi, ale zanim postawił krok poza chatką, odwrócił głowę w stronę Skarsgarda i tym samym wypowiedział dodatkowe słowa. — Do zobaczenia później. — bo przecież jeszcze się spotkają, prawda?
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Światem rządziła ciekawość. Nie ważne, jakie cechy reprezentowałeś, do jakiego domu przynależałeś — natura ludzka charakteryzowała się ciekawością. Fenrir należał do obserwatorów, nie za bardzo ingerował, nie był nazbyt pomocny, nie przejawiał heroizmu, ani też nie kantował, żeby wygrać. W jego życiu chodziło o obserwacje i wynoszenie z tego wiedzy, jak zachowają się inni, jak postąpią; jak sam on postąpi, ale nie wygrywając, a doświadczając. Williams widocznie go nie słuchał. Zapewne powitanie przez innych, a także Skarsgarda mniej entuzjastyczne niż sam chłopak by się spodziewał, spowodowała, że poczuł się tu nie na miejscu. Krukon pomyślał, że może później uda mu się naprawić tę znajomość. Nie, żeby mu jakoś zależało, ale mógł przecież zagrać z chłopakiem w eksplodującego durnia. - Po pełni i jednocześnie przed pełnią. - Odpowiedział na słowa Raucha. To nigdy się nie kończyło. Wakacje trwały dwa miesiące, a nie miesiąc — a przecież księżyc ukazywał całą swoją tarczę co miesiąc. Nie odniósł się do słów puchona, który zaproponował pomocną dłoń. Może powiedział to tak z grzeczności, a nawet jeśli jego słowa były szczere to — nie miał pojęcia, jak ma się do nich odnieść; chyba kiwnął tylko głową, wyrażając tym samym coś w rodzaju podziękowania. - Do zobaczenia. - Pożegnał się ze swoimi współlokatorami i został sam w domku numer siedemnaście. Po chwili wstał i wybrał się na spacer po Nowym Orleanie.
| zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kolejny dzień, kolejne prawie beztroskie wakacje, podczas których mógł nie tylko odpoczywać, lecz także szlifować własne umiejętności. Nie bez powodu zatem działał pod osłoną nocy, by potem po cichu wstawać, choć dzisiaj wstał bardziej rześki i bardziej wypoczęty, jakby nocne eskapady nie powodowały u niego większego zmęczenia. Brak jakiegokolwiek bólu głowy, brak narzędzi uderzających z impetem o czaszkę, pod którą znajduje się kopuła wszystkich myśli, jakie przewijają się przez jego głowę; zrzucił z siebie pościel, choć tak naprawdę zbyt dużo jej nie miał. Zajmując miejsce na dole, nie musiał schodzić po drabinkach, co nie zmienia faktu, że i tak nikogo tutaj nie było. Mógł jedynie się rozciągnąć, kiedy to wstał, by poprawić krążenie, a następnie przygotować sobie (o dziwo) kawę, z którą aż tak się nie lubił, ze względu na jej negatywny wpływ na żołądek. A jednak się zdecydował na picie tego boskiego napoju. Na stoliku, wspólnym, umieścił kubek z napojem, a sam usiadł na fotelu, by po krótszej chwili wstać z niego. I sięgnąć do własnych zakamarków plecaka, w których to znajdowały się wszystkie najważniejsze dla niego książki - a najważniejsze przynajmniej z tego powodu, że po prostu umożliwiające zdobycie odpowiedniej dawki należytej wiedzy. Bo nie zamierzał siedzieć bezczynnie i czekać na cud, tym bardziej że w Wielkiej Brytanii zaczyna robić się po prostu nieciekawie… Siedział zatem, wyłożony, kiedy to dobył do własnych dłoni odpowiednie książki i tym samym rozpoczął lekturę. Equinox przyleciał i wylądował ostrożnie na stole, spoglądając na Felinusa swoimi niebieskimi tęczówkami zaciekawiony. Trochę przypominał on kruka należącego do profesor Cortez, co nie zmienia faktu, iż jego spojrzenie nie było do końca takie ludzkie. Zastanawiało go to, ale tylko i wyłącznie przez krótką chwilę, kiedy to wysunął w stronę stworzenia dłoń i poczuł delikatne uszczypnięcie. Początkowo postanowił skłonić się ku wampirom, tudzież wampirologii, które przecież tak doskonale wpływają na pogląd na Luizjanę, w związku z czym zaczął wertować kartki starego już, dość dokładnie obejrzanego podręcznika, by tym samym trafić na odpowiednią stronę. Zbyt długo nie musiał wertować, a w międzyczasie popijał kawę, tym samym delektując się jej smakiem. Powoli, ostrożnie, każdy tekst wertował, tudzież lustrował wzrokiem, zastanawiając się nad tym, ile w tym wszystkim jest prawdy. Podobno na mokradłach gdzieś te istoty mają swój własny dobytek, co nie zmienia faktu, iż zbyt wiele o nich nikt nie wiedział. Niezbyt widoczne, trudne do odczytania zapiski na pergaminie musiał z początku rozszyfrować, bo naprawdę trudno było mu się przez nie przedrzeć, w związku z czym nie do końca miał pewność, czy aby na pewno wszystko, co obecnie odczytuje, zawiera w sobie jakiekolwiek ziarenko prawdy. Nosferaci, czyli prawie nieśmiertelne istoty, zdawały się być niemożliwymi do pokonania przeciwnikami. W sumie, jak zaczął zagłębiać się bardziej w ten temat, starając się zrozumieć w jakikolwiek sposób przesłanie literek na pergaminie, zrozumiał, że jedyną opcją na zabicie jest podanie wody święconej i poddanie działaniu promieni świetlnych… ale czy to prawda? Nie wiedział, dlatego przymrużył oczy w niepewności, jakoby starając się bardziej skupić na notatkach, jakie uzyskał. Cechy charakterystyczne przewijały się zgodnie z tymi, jakie posiadał ze świata mugolskiego: blada cera, która wyróżnia te istoty magiczne na tle pozostałych, regeneracja, wydłużone kły, twarde i szkliste paznokcie, niska temperatura ciala… Ale oczy? Czy głód naprawdę wpływa na ich barwę? Tego nie wiedział. I wolał raczej nie wiedzieć, czy jakikolwiek wampir, którego spotka w okolicy, będzie miał czarne bądź złote tęczówki, choć ewidentnie wolałby te drugie… Dowiedział się także o sektach, które łączą wampiry o podobnych cechach charakteru oraz o ich nieustannej walce. Zaskoczyło go to, bo myślał, że początkowo te stworzenia będą żyć w niejakiej zgodzie, a tu proszę - życie potrafi zaskakiwać. Podział na Camarilla i Sabat, jedni najpopularniejsi, w których to skład wchodzi znacznie więcej sekt niż do Sabatu. Zastanawiało go to. Sabat wydawał się być ugrupowaniem wyjątkowo okrutnym, pozbawionym jakkolwiek ludzkiego serca, ale przecież informacje o nich znajdowały się właśnie w podręczniku do nauki Czarnej Magii, prawda? Informacje o tym, jakie dokładnie klany do nich należą, były zamazane; pozostawał zatem w niepewności, co nie zmienia faktu, że liznął trochę kultury, z jaką prędzej czy później się spotka; a miał nadzieję, że nadejdzie to wyjątkowo późno. Ewidentnie nie powinien szlajać się po nocach, skoro wampiry są nadwrażliwe na promienie słoneczne. A może się mylił, kiedy to zamknął książkę, czy usłyszał, jak ktoś się przemieszcza wokół domku; na jednej nodze odłożył wręcz podręcznik, kiedy to miał nadzieję na liźnięcie chociaż trochę zaklęć - jakby nie było, chciał mieć pole do popisu, gdyby podstawowe zaklęcia nie wystarczyły lub ktoś chciałby rzucić na niego bliżej nieokreśloną klątwę. Tak to mógł się jakoś uratować - o ile nie byłoby za późno na postawienie jakiejkolwiek diagnozy.
[zt]
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Domek, w którym w czasie tegorocznych wakacji zamieszkiwał Noah wraz z kilkoma innymi chłopakami (z którymi nie dogadywał się najlepiej, oględnie mówiąc...) był dziś pusty. Nie licząc duchów, oczywiście, ale te (na całe szczęście i niech tak zostanie!) zostawiały Noah'ego w spokoju. Dzięki temu, Gryfon mógł w spokoju zająć się zadaniem, jakie zostało przed nim postawione na te wakacje - ćwiczenie transmutacji jakiegoś przedmiotu, który udało mu się zdobyć podczas wycieczki do Luizjany. Odwiedził więc sklep z pamiątkami, w którym zrobił zakupy. Kiedy wrócił, usiadł po turecku na swoim łóżku, opierając się o ścianę, a obok siebie rozkładając wszystkie te przedmioty, które dziś zdobył. Chwycił różdżkę i zastanawiał się, której z tych zapchajpółek mógłby użyć do transmutacji. Od razu odrzucił te mające jakieś szczególne właściwości, jak kubek czy, tym bardziej, olejek, bowiem bał się je zepsuć. Nieudana transmutacja mogła sporo kosztować... Łapacz snów uznał, że może być przydatny później, kiedy już wykorzysta go do przechwycenia swoich onirycznych marzeń, kiedy dokładnie zbada ten przedmiot, na czym szczególnie mu zależało. W tej chwili został więc tylko czarny kamień. To znaczy... czarny był w tej chwili, kiedy spoczywając na łóżku obok niego, miał swoją naturalną barwę. Gdyby wziął go do ręki, najpewniej zmieniłby kolor na... nie wiadomo jaki, wszystko zależało od humoru Noah'ego w tym momencie. Była to, jednak, typowa pierdółka, którą kupił właściwie tylko i wyłącznie dla celów takich, jak ten, więc gdyby zepsuł nieudaną transmutacją kamień, gdyby sprawił, że straciłby swoje magiczne właściwości, kompletnie by się tym nie przejął... Odłożył więc wszystkie inne przedmioty na bok i skupił się na małym kamieniu. Trzymając różdżkę w ręku i zaciskając na niej palce zastanawiał się, w co właściwie chce go zamienić i jakim zaklęciem... Z transmutacji był zawsze bardzo dobry, nie chciał więc marnować czasu na najprostsze zaklęcia, które przychodziły mu bez najmniejszych trudności. Postanowił zmienić ten mały kamyk w drewnianą skrzynię - tak, zmiana nie tylko wielkości, ale również materiału, jest bardziej wymagająca i potrzeba tu o wiele większej mocy i ogromnego skupienia. Skupił się więc bez reszty na kamieniu, starając się zapomnieć o wszystkim innym dookoła, po czym skierował na niego różdżkę i powiedział: - Invento! - było to zaklęcie na tyle złożone, że nawet nie próbował rzucić go niewerbalnie. Musiał powtarzać próby kilka razy: na początku nie wychodziło mu zupełnie nic, dopiero za piątym razem coś drgnęło i uzyskał jakąś małą, nieco bezkształtną skrzynkę, która z każdym kolejnym zaklęciem stawała się coraz większa. Nieco więcej problemów sprawiły mu nadanie przedmiotowi odpowiedniego kształtu, a jeszcze więcej - zmiana materiału. Męczył się nad tym bardzo dużo czasu, zajęło mu to całe popołudnie, ale wiedział, że warto! I kiedy w końcu mu się udało, padł wykończony na łóżko. A czekało go jeszcze odczarowanie skrzyni w taki sposób, aby ponownie stała się małym, czarnym kamykiem. To jednak zawsze mógł zrobić kiedy indziej...
/zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Po ścieżce stąpał człowiek. Człowiek ten nosi ze sobą splugawione imię. Grzech. Emocje opadły. Adrenalina przestała być wydzielana do krwi. Bicie serca, z początku takie szybkie, uspokoiło się z czasem. Oddechy, płytkie i pozbawione jakiejkolwiek przerwy, zmniejszyły swoją częstotliwość. Na duszy pozostało jednak to, iż został kompletnie zdruzgotany. Zdruzgotany swoją niekompetencją w zakresie walki; dopiero prawdziwy gniew i chęć ratowania własnego życia wykazały, jaki potencjał w nim może się znajdować, co nie zmienia faktu, iż poruszał się kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek przyzwoitości - błoto oblepiało jego skórę, rany prosiły wręcz i błagały poprzez ból rozdzielający się pomiędzy tkanki do układu nerwowego i mózgu o wyleczenie, a sama podróż trwała długo. Zbyt długo. Nawet nie pamiętał, ile czasu minęło, zanim zmęczony zdołał dotrzeć do pensjonatu, a z początku zmyć z siebie ten cały brud w balialni. Czy ktoś tam był? Chyba nie, zważywszy uwagę na to, jaka pora obecnie była - typowo pozbawiona ludzi, którzy chcieliby odpocząć po całym dniu pełnym zabaw i pracy. Dla niego to nie była, kurwa mać, żadna zabawa. W pierwszym przypadku, po teleportacji, jedynie zatamował podejrzane krwawienie wydobywające się spomiędzy nóg. Dopiero po tym, jak uchylił drzwi, zamknął je resztkami drzemiącej w nim energii za pomocą zaklęcia, ubrał się do kabiny i ściągnął wszystkie ubrania, porzucając je w kąt, zdał sobie sprawę z tego, jak teleportacja stała się dla niego wyjątkowo niewdzięczna. Pomijając już te cholerne żebra, przez które poruszanie się było utrudnione, pomijając już tę rozgryzioną łydkę, tyłek... Pierwsze musiał zmyć z siebie brudy dnia codziennego - choć tak naprawdę trudno było utrzymać się pod prysznicem, gdy ciało odmawiało powoli posłuszeństwa. Woda zabarwiona błotem, wszelkie zarazki, to wszystko musiało zniknąć. Nie bez powodu stał odrobinę bezczynnie pod bieżącą wodą płynącą ze słuchawki, co nie zmienia faktu, iż tak naprawdę to nie wystarczy - będzie musiał skorzystać ze środków bardziej... bezpiecznych. Letnia, czysta ciecz muskała jego ciało, choć sam z tego nie odczuwał żadnej przyjemności - prędzej ulgę, iż powoli doprowadza siebie do jakiegokolwiek użytku. Nawet ubrania pod to wepchnął, a następnie je na szybko wysuszył odmawiającym posłuszeństwa Silverto. Byleby miał co na siebie zarzucić. Blada skóra, ponownie wystawiona na światło dzienne, dłoń przykrywająca w niewielkim zgięciu oczy, chroniąc je przed nadmierną ilością promieni - to wszystko wydawało się być nierealne. A jednak musiał się skupić, kiedy to oparł się o zewnętrzy budynek, kiedy to jego ciało było w miarę świeże, tak samo również rany. Tak samo to, że stracił nieodwracalnie atrybut męskości poprzez teleportację. Szlag by to - zacisnął mocniej zęby, a gdy próbował się uspokoić, naprawdę trudno było mu cokolwiek w tej kwestii począć. Szala goryczy rozlewała się przez jego tkanki w zastraszającym tempie. Powoli udał się do własnego domku, w którym nie było żadnych współlokatorów. Tam zadziałał szybko, również zabezpieczając wejście przed potencjalnymi gośćmi, by następnie przejść do uleczenia ran. Eliksir czyszczący rany poszedł w oka mgnieniu, gdy musiał odkazić miejsce utraty na stałe części ciała, a następnie na prawym pośladku i łydce; nie było to przyjemne, a dym wydostawał się w sporych ilościach. O ile Episkey zadziałało w miejscu magicznej amputacji, o tyle jednak na resztę wolał użyć Vulnery i jedną porcję eliksiru wiggenowego doustnie, by przyspieszyć proces regeneracji. Surexposition pokazało złamane, nie do końca zaleczone miejsca, czyli żebra w okolicy klatki piersiowej. Musiał odpocząć. Założył na siebie inne ubrania, dzierżąc ze sobą jedynie nagminne zmęczenie. Położywszy się na łóżku, wcześniej pijąc wyjątkowo przesłodzoną herbatę i sprzątając cały bałagan, Faolán zwyczajnie zasnął. Oddał się w odmęty ramion Morfeusza, starając się jakkolwiek odzyskać siły. Musi odpocząć.