Retrospekcyjny Post Wilkołaczy - uwu
Bardzo dobrze pamiętał moment w którym został przeniesiony na oddział przez sanitariuszy Świętego Munga i tego w jaki sposób został potraktowany już na starcie. Słyszał w uszach własne wycie z bólu, to jak jego ręka była, a raczej już jej nie było, została dokładnie przez głównego magomedyka dokładnie opatrzona. Nie patrzył na to wszystko, nie potrafił. Skupiony tylko na fakcie, że adrenalina z niego uchodziła. Ciało zaczęło odmawiać mu już więcej sił, a oczy stawać się jeszcze bardziej cięższe niż zazwyczaj przed zaśnięciem. Był kompletnie wykończonym człowiekiem, któremu następny poranek miał przynieść świadomość kim tak naprawdę się stał. I zacząć myśleć jak sobie z tym radzić. Ale nie teraz... jeszcze nie teraz. Przy słowach "Hej, patrz na mnie", dosłownie zrobił przeciwieństwo tego o co poprosił go medyk. Odpłynął. Kompletnie. Jedyne co udało mu się ujrzeć jeszcze swoim zmęczonym wzrokiem to wchodzącego na oddział wujka, który teleportował się zaraz po tym, gdy usłyszał o tym, co stało się jego bratankowi. Zasnął.
Następnego ranka obudził się z koszmarnym bólem ręki. Zdawało mu się, że to wszystko było tylko koszmarem, ale dopiero zdał sobie sprawę z tego co miało miejsce, gdy otworzył oczy, a jego ręki... Nie było. -
Aaaa! - Krzyknął na całe gardło, a czego reakcją były nagłe spojrzenia wszystkich pacjentów i lekarzy. Za moment przyszedł jeden z nich. Zephaniah zerkał na niego w niedowierzaniu, patrzył na swoją ukróconą rękę, zaraz potem na medyka i z powrotem na siebie. To wszystko wydało mu się tak irracjonalnie, ale zaraz łzy zaczęły zbierać mu się do oczu. -
Gdzie mój wuj, był tutaj? Mówił coś? Co się stało wczoraj? Proszę mnie zostawić, o co chodzi? Co jest ze mną? Czemu nie mam ręki. - Mimowolnie rozkleił się widząc to wszystko... W taki sposób. Ilekroć jednak spoglądał na kikut, miał ochotę o coś się zapytać. Wprost. -
D-da się to odratować? Proszę pana? Proszę mi coś powiedzieć, proszę! - Ale jedyne co usłyszał to prośbę o uspokojenie. Ale on nie potrafił się uspokoić. Nie po tym wszystkim... I tym widoku. Nie wiedział po prostu co miał dalej ze sobą zrobić.
Przez dłuższy czas siedzieli przy nim siedzieli magipsycholog i magomedyk oddziałowy, którzy siedzieli przez dłuższy czas i zarówno pocieszali go jak i opowiadali co się wydarzyło poprzedniego dnia, albo nocy... Cokolwiek. Ilekroć ich słuchał, miał coraz większy mętlik w głowie. Łzy same nachodziły mu do oczu. -
A-ale jak to wilkołakiem? Przecież na pewno macie jakieś na to rozwiązanie? Proszę was, nie mówcie mi, że będę teraz nim przez całe życie. Ludzie będą mnie wytykać palcami... Ja nie chcę ich krzywdzić każdej pełni... - Zajęczał z rozpaczy na samym końcu, zaciskając zęby na poszewce. Oboje lekarzy tłumaczyło mu o specjalnym ministerialnym programie przystosowującym wilkołaki do nowego życia i o tym, że jego szkoła została już poinformowana o tym, że został zaatakowany przez wilkołaka i że niestety, ale sam się nim też stał. Kiedy tylko słyszał o tym wszystkim, Zeph jedynie co zrobił to skulił się w sobie, zaczynając łkać. Nie z bólu, a z czystej bezsilności.
-
Proszę... Zabijcie mnie, ja nie chcę być wilkołakiem... - Powiedział to zdanie...