Kostka: 1 - Nadchodzi burza! (ale nie w tym poście)
Co te duszki: JDuchowi bardzo podoba się twój wątkowy towarzysz. Wprost mówi o zaletach w wyglądzie osoby i chwali jej charakter. Może spojrzysz dziś na swojego kompana z innej perspektywy?Zaczarowana kawiarnia we francuskiej dzielnicy Nowego Orleanu - Perpetua zapragnęła ją odwiedzić, kiedy tylko towarzyszący jej duszek Sol o niej wspomniał. A widząc podekscytowanie na twarzy złotowłosej - wspominki ducha ewoluowały w rozległe i interesujące historie, jeszcze bardziej nakręcając tę karuzelę ekscytacji pod mostkiem kobiety. Ostatecznie, właśnie tego poranka zdecydowała się wybrać do Nuage de Printemps - aczkolwiek nie sama. Jeszcze przed swoim zwyczajowym, porannym spacerem, zostawiła dla Jahleela wiadomość w ich domku z zaproszeniem na kawę. Wiedziała, że Sæite jej nie zignoruje - ale też nie chciała go budzić... albo raczej przeszkadzać o poranku - bo najpewniej również był na nogach. Zazwyczaj nie miałaby takich oporów - ale mężczyzna nie był w pokoju sam. A zwyczajów Serafiniego nie znała.
Tak więc czekała teraz na przyjaciela, rozciągnięta wygodnie na jednym ze skórzanych foteli w części dla niepalących. Zaczarowane sklepienie kawiarni opływało w puszyste chmury i przebijające się przez nie rozproszone promienie słońca - tańczące w jej rozpuszczonych złotych lokach. Opierała się nonszalancko o podłokietnik - zatopiona bez reszty w lekturze książki. Wyjątkowo żadnej ze swoich
mydlanych zbiorów - pozwoliła sobie zapożyczyć jeden z tomów, które przywiózł ze sobą Caine. O historii magii - i trzeba było przyznać, że temat zadziwiająco skutecznie przykuł jej zazwyczaj dość rozproszoną uwagę. Ostatnimi czasy nie bardzo mogła się skupić na... czymkolwiek. Zrzucała to na karb zaburzonej rutyny - miała po prostu zbyt wiele wolnego czasu. A w Luizjanie rozpraszało ją... wszystko.
Końcówką języka zwilżyła opuszek palca i przewróciła kolejną stronę książki - zielononiebieskie tęczówki z uwagą odczytywały kolejne słowa. Dryfujące jej nad głową bliźniaczki Sol i Luna nuciły cicho jakąś swoją francuską piosenkę, co paradoksalnie tylko pomagało Whitehorn w skupieniu się na Ragnuku I i barwnym opisie jego zarzutów wobec Godryka Gryffindora.
— Oh mon Dieu... A któż to...?
— Przecież, że Jah, głupia!
— Ale spójrz JAK teraz wygląda!Dialog między siostrami przyciągnął uwagę Perpetuy - zwłaszcza, że usłyszała zdrobnienie tak dobrze znanego jej imienia. Przyzwyczaiła się, że dziewczyny zachwycają się wszystkimi naokoło - i najchętniej wepchnęłyby ją w ramiona najbliżej przechodzącego czarodzieja, który choć jednej z nich się spodoba. Rzadko kiedy jednak obie rozpływały się nad jedną i tą samą osobą. Podniosła wzrok znad książki, momentalnie skupiając spojrzenie na wchodzącym do kawiarni Sæite. Poruszyła się na fotelu, prostując się nieco i zatrzasnęła książkę na kolanie.
—
Jahleelu! Tutaj złotko! — Pomachała mężczyźnie, uśmiechając się przy tym promiennie na jego widok - i kompletnie ignorując chichoczące jej nad uchem bliźniaczki.
—
Jahleelu~ — spapugowała ją Luna, zmieniając swój ton na mocno sugestywny - co spotkało się z wybuchem radości u jej jasnowłosej siostry.
—
Ektoplazma mi mięknie jak widzę jego oczy — mruknęła Sol - wyjątkowo dołączając się do zachwytów Luny nad prezencją podążającego ku nim mężczyzny.
—
Dziewczynki! — fuknęła Perpetua, z niejakim rozbawieniem i lekkim zażenowaniem, chcąc je uciszyć - samej podnosząc się z fotela, by wyjść Jahowi naprzeciw. Pozostawiając laskę opartą o fotel i duchy dryfujące nad stolikiem - podeszła do przyjaciela płynnym krokiem. Bystre, jasne tęczówki zlustrowały jego sylwetkę - ostatecznie jednak zatrzymując się na błękitnych oczach - i dopiero wtedy dotarł do nich uśmiech, puszczając z ich kącików iskry. Musiała przyznać dziewczynom rację - Sæite był naprawdę przystojnym mężczyzną, ale to też nie było dla niej nic nowego, ani odkrywczego. Przecież, na Merlina, znała go od dziesięciu lat i nie była ślepa - dziw jedynie, że tylko ona miała okazję oglądania Łamacza Klątw w innym wydaniu niż to oficjalne.
—
Burszanszżaczu — przywitała się krótkimi szczeknięciami, puszczając przy tym zawadiackie oczko. Stanęła na palcach, składając szybki pocałunek na linii żuchwy Jahleela - co spotkało się z cichymi pogwizdywaniami Luny i Sol, na co Whitehorn przewróciła teatralnie oczami. —
Dobrze Cię widzieć. Mam nadzieję, że nie piłeś jeszcze kawy. Zamówiłam nam dwie, typowo orleańskie - chodź!Błysnęła zębami w krótkim uśmiechu, ujmując dłoń Jaha i prowadząc go do zajętego wcześniej stolika - samej od razu opadając na jedną ze skórzanych sof i wskazując miejsce tuż obok siebie. Pocieszający był fakt - że bliskość Sæite była jedną z gatunków tych bezpiecznych. Wypracowanych -
oswojonych.
@Jahleel Sæite