Przedsionek rozgałęzia się na wejście do holu głównego i wielkiej sali. Nie ma tu dużo miejsca, ale zazwyczaj jest dość tłoczno. Są tutaj dwie drewniane ławki "zdewastowane" przez wiele pokoleń uczniów. Znajdziesz tu wiele inicjałów, imion, deklaracji miłości i wszelakich podpisów.
______________________
Autor
Wiadomość
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea czuł trochę ukłucie żalu i jakiejś pretensji. Niósł na ramieniu torbę, ale kroki stawiał ostrożnie, mając wrażenie, że nieroztropne stąpnięcie jednak sprawi, że jego krocze wybuchnie i to nie w ten przyjemny, chciany sposób. Chciał poćwiczyć, poodbijać tłuczki, a musiała się znaleźć na murawie jakaś pierdolnięta gryfonka, która nie dość, że chciała go zabić, to jeszcze pokrzyżowała plany jego ważnego rozkładu ćwiczeń. I zarobiła tłuczkiem w mordę. Był nadąsany, wzdychał co jakiś czas ciężko, ciężej, jak pierdoliła te swoje pretensje, o które sama sobie była winna, niemniej przyglądał się jej z pewną uwagą, bo znał Romana Niemowę. Sam go stworzył. Wiedział, jak go zaczarował. Dostać nim z rozbiegu prosto w twarzoczaszkę to nie musiało skończyć się tylko złamanym nosem. Puszczał już mimo uszu jej pierdzenie, próbując zauważyć, czy się nie chwiała bardziej na jedną stronę, ani czy jej mimika nie była dziwna, co mogłoby wskazywać na wstrząs mózgu. - Chuja do pielęgniarki pójdziesz. - powiedział, łapiąc ją za materiał bluzy na karku i mogła próbować się wyrywać, ale jakie miała szanse?- Wypad. - warknął do małoletniego Deniska, który na ile Lokiemu było wiadomo, za trzy, dwa, jeden zamierzał drzeć mordę o tym, że biegnie na śniadanie.- Chodź tu. - pociągnął ją za sobą czy tego chciała czy nie, po czym bezceremonialnie podniósł i posadził na kamiennym parapecie, żeby mieć jej twarz jakoś bliżej wysokości swojej własnej- ja pierdole kurwa. - cóż za elokwencja, erudycja, Merlinie, czarodziej słowa. Wyciągnął z torby chusteczkę, bo nie mógł patrzeć na taki umorusany pysk i wytarł zaschniętą krew z jej policzka, na którym ją rozmazała. - Uspokój się. - westchnął, bo oczywiście, że się wyrywała i pluła, była gryfonką - Jak pójdziesz do szpitalnego ze wstrząsem mózgu, to Cię zapytają, co się stało, a Ty ni chuja nie umiesz kłamać. - zarzucił jej. Dopiero by się musiał bujać, jakby go przydybali ze Wściekłymi Tłuczkami Węża w torbie. Stuknął różdżką w parapet i zaświecił na jej końcu światełko, łapiąc ją za podbródek i przesuwając nią powoli w lewo i prawo, uważnie przyglądając się reakcji jej oczu i źrenic.
Gdyby tylko była świadoma faktu, że to właśnie ją obwiniał jako tę, która była odpowiedzialna za rozwalenie własnego krocza własnymi tłuczkami, prawdopodobnie zabiłaby go śmiechem, nie zważając na fakt, jak bardzo przez życie i właśnie przez jego tłuczki była w tym momencie poturbowana. Teraz zależało jej na dostaniu odpowiedniej pomocy medycznej a nie na tym, aby dalej się kłócić z Lockiem. Tak naprawdę już nawet nie szczególnie pamiętała, o co była na niego zła i czemu. Owszem był podmiotem jej kłótni z Kate, ale... Tak naprawdę cholera wie, o co Imogen wtedy chodziło. - Kurwa, nie szarp mnie! - burknęła, jakże elokwentnie w jego stronę, kiedy to złapał ją za bluzę na karku i pociągnął ponownie w swoją stronę. Nie miała siły się z nim szarpać, bo czuła, że mózg jej zaraz eksploduje, toteż co innego mogła zrobić? Denisek wydarł się wprawiając tym samym jej mózg w drżenie aż u samego pnia i przyprawiając o jeszcze silniejszą migrenę. Może właśnie dlatego pozwoliła Ślizgonowi usadzić się na parapecie. Oparła dłonie o zimne kamienie obok swojego tyłka i zmusiła się, żeby otworzyć oczy i spojrzeć na Lockiego. Cóż, nie spodziewała się dostrzec go aż tak blisko siebie. W innej sytuacji pewnie zastanowiłaby się nieco nad swoim wyglądem i tym, czy aby na pewno nie mogła go poprawić, jednak teraz była to ostatnia rzecz, o której myślała. Miała ochotę go zaszlachtować, kiedy kompletnie nie zważając na jej ból całego ciała, zaczął jej wycierać krew z policzka. Krzyknęła głośno, czym wzbudziła zainteresowanie dwóch innych Krukonów przechadzających się obok, jednak prawdopodobnie albo postawa Lockiego, albo wkurw wymalowany na twarzy Imogen sprawiły, że podjęli jedyną słuszną w tym momencie decyzję; nie wtrącać się. Próbowała odtrącić jego dłoń, odsunąć się od niego, ale cóż, no miał nad nią przewagę fizyczną, nie ma co ukrywać. Na niewiele wszystkie te jej próby się zdały. - Trochę delikatności jeszcze nikogo nie zabiło! - burknęła w jego stronę, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Nie mogła wiedzieć tego, że jutro rano jedna z nich będzie naznaczona pięknym, fioletowo-czerwonym sińce. Nie wiedziała również, że cały nos miała napuchnięty i wyglądem przypominający buraka. - Akurat umiem kłamać - prychnęła, jak obrażone dziecko zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej. Jednak nie próbowała się wyrwać, kiedy złapał między palce jej podbródek. Mimowolnie podążyła wzrokiem za światłem wydzielanym przez jego różdżkę. - Jak to wyszło, że znasz się na uzdrawianiu? - zapytała po chwili, już zdecydowanie spokojniejsza. Chyba nie należało się dąsać na kogoś, kto właśnie podjął się sprawdzenia, w jak chujowym stanie jesteś.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Niezbadane są meandry myśli Locka Swansea. Pewnie 80% czasu gdyby sam z boku spojrzał na swoje logikowanie, to by się wyśmiał, ale czego wymagamy od tego człowieka. Czegokolwiek to i tak za dużo. Nie miał pojęcia o żadnej kłótni z Kate, nie domyślał się nawet, że Imogen jest jakaś szczególnie zła, bo ze swoich smutnych, patologicznych doświadczeń zakładał, że gryfonki są po prostu wszystkie chore na głowę i Hogwarrt służy jako filia oddziału Świętego Munga, bo wszystkie by się tam nie zmieściły. Burczeli na siebie w najlepsze, póki jej nie spacyfikował posadzeniem na parapecie - wtedy jakby jego wyraz się zmienił z typowego twarzowego debila z szumem burzanu między uszami, na kogoś, kto rzeczywiście prowadzi jakąś obserwacje i wyciąga wnioski z tego, co widzi. Rzadki widok, a już na pewno z tak bliska. - Jak Cię Roman Niemowa nie zabił, to chusteczka też Cię nie zabije. - odciął się, ale rzeczywiście szorował jej ryło jakoś delikatniej, głównie po to, żeby zobaczyć, czy to tylko gluty z rozciumkanego nosa, czy może tłuczek jej rozciął gdzieś skórę na twarzy. Przyjrzał się jej cerze z dokładnością wnikliwego badacza, na chwilę tylko zatrzymując się na jej oczach, by zaraz wrócić do analizowania nasady nosa i skóry na drugim policzku. Wziął do ręki różdżkę i przewrócił oczami: - Nie umiesz. - a on jak drugie dziecko, odbijał w drugą stronę. Wejdę. Nie wejdziesz. Umiem. Nie umiesz. Milczał chwilę, analizując reakcje jej źrenic i widząc, że oczy wodzą równo za światłem. Pstryknął palcami najpierw przy jednym, a potem drugim uchu, patrząc, czy na oba pstryknięcia krzywi się równie bardzo. - Moja mama jest stałą pacjentką Munga. - powiedział krótko, choć... to nie był powód, przez który samoistnie nauczył się operować magią leczniczą. Nie będzie jej przecież opowiadał, ze to on. Że do niedawna jeszcze regularnie wysiadały mu organy, krwawił ze wszystkich otworów w ludzkim ciele, miał każdą niewydolność znaną człowiekowi, a w skrzydle szpitalnym ma nawet już dedykowane sobie łóżko. - Dispareo oedema. - przystawił jej różdżkę do twarzy - Pamiętasz, skąd wracamy? Chce Ci się jeszcze rzygać? - zapytał spokojnie, przyglądając się jej i chcąc wykluczyć typowe objawy wstrząsu mózgu - Powiedz coś pełnym, rozbudowanym zdaniem. - oparł się dłońmi po obu stronach jej ud i wpatrzył w nią wyczekująco.
Skłamałaby mówiąc, że nie zafascynowała ją ta nagła przemiana, która miała miejsce w Lockim. Przeważnie widziała go z głupkowatym uśmiechem na ustach, bądź spojrzeniem, które tęskniło za rozumiem, a teraz nagle okazywało się, że był w stanie wykrzesać z siebie jakieś inne emocje dodatkowo wyglądać inteligentnie, kiedy się postarał. Dlatego właśnie, nawet jeśli wciąż była naburmuszona, to obserwowała go uważnie świadoma, że prawdopodobnie druga taka okazja szybko się nie powtórzy. - Roman Niemowa? - nawet uśmiechnęła się kącikiem ust na te słowa, choć musiała przyznać, że wciąż całkiem nieźle odgrywała rolę obrażonej na cały świat, a szczególnie na niego nastolatki. Niemniej musiała przyznać, że imię ten tłuczek miał idealne. Bo faktycznie sprawił, że Imogen nie miała ochoty na żadne rozmowy i stała się niemową. Podejrzewała, że spotkanie z tym konkretnym tłuczkiem w tak dosadny sposób, jak zaliczyła to Imogen, odebrałaby chęć do rozmów każdemu. Prychnęła delikatnie, bo mocniej by ją zabolało, kiedy Lockie uznał, że ona jednak nie umie kłamać. Nie było większego sensu, aby teraz próbowała mu udowodnić, że jest inaczej, ponieważ chłopak postanowił się nią zająć, więc Imogen uznała, że po prostu się zamknie i mu na to pozwoli. Sama nie znała się na magicznym uzdrawianiu, jednak potrafiła rozpoznać, kiedy było na tyle źle, że interwencja uzdrowiciela była konieczna. W tym wypadku była o tym przekonana. Z drugiej strony faktycznie nie chciała wydać chłopaka że posiadał w szkole coś, czego prawdopodobnie posiadać nie powinien i mogłyby mu grozić z tego tytułu jakieś nieprzyjemności. Dlatego pozwoliła, aby faktycznie pomógł jej osobiście, zamiast udać się do szkolnej pielęgniarki. Może nie będzie tak źle? - I dlatego nauczyłeś się uzdrawiania? - nutka wątpliwości wdarła się do jej tonu, kiedy to mówiła. Z jednej strony była w stanie to zrozumieć, ale z drugiej przecież w takim wypadku to uzdrowiciele powinni jej pomagać, a nie Lockie. Choć w sumie... co ona tam wiedziała na temat świata i tego, jak powinien on funkcjonować. Niemalże zrobiła zeza, gdy przytknął jej różdżkę do twarzy. Jakoś tak nie potrafiła mu w pełni zaufać. Bądź co bądź to przez niego znajdowała się w takim, a nie innym położeniu. - Raczej nie będę rzygać, ale kręci mi się w głowie, jak za szybko nią poruszę. No i napierdala mnie jak cholera, co raczej nie powinno być dziwne jeśli weźmiemy pod uwagę, że dostałam tłuczkiem prosto w twarz - nie wiedzieć czemu, Imogen uśmiechnęła się przy ostatnich słowach, jakby faktycznie powiedziała coś śmiesznego. A przecież rozkwaszenie twarzy latającą piłką prawdopodobnie nie było numerem jeden jeśli chodzi o tematy godne śmiechu i żartów. - Nazywam się Imogen Skylight, a ty wyglądasz całkiem nieźle, jak nie masz tego głupkowatego uśmiechu na twarzy - chciał pełne zdanie, to proszę bardzo, powiedziała. Imogen z reguły nie miała problemu dzielić się swoimi spostrzeżeniami ze światem, więc dlaczego miałaby się z tym ukrywać teraz? - Jesteś w stanie coś zrobić, żeby tak nie napierdalało? - zapytała, dalej patrząc prosto na twarz Ślizgona. Łeb dalej pulsował jej tępym bólem, który powodował spore problemy ze skupieniem się. Marzyła o tym, aby dostać coś przeciwbólowego, położyć się do łóżka i po prostu pójść spać.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Uniósł brwi, kiedy powtórzyła imię jego tłuczka i uśmiechnął się lekko, kiwając głową. - Roman zawsze trafia w twarz, tak go zakląłem. - przechylił głowę, unosząc jeden kącik ust -Tak jak Eternitowy Bogdan zawsze trafia tam, gdzie zaboli najbardziej... - dodał, przymykając oczy na samo wspomnienie dzwonu w klejnoty. Jak każdy wie, składnikiem eternitu jest azbest, który może być śmiertelny dla zdrowia. Każdy z tłuczków miał swoją osobowość, które Lockie opierał o różnych graczy quidditcha z historii tego sportu na przestrzeni ostatniego wieku. Pałkarze mieli różne zagrywki, niektóre zostały określone nielegalnymi. Jeśli miał być dobry w tym co robił, musiał ćwiczyć odbijanie, odbieranie i unikanie zagrań najlepszych z najlepszych. W Hogwarcie bardzo trudno było mu znaleźć kogokolwiek do wspólnych ćwiczeń, a co dopiero osobę, która pośle w jego kierunku konkretnego tłuczka. - Wszystko byś chciała wiedzieć. - przewrócił oczami, wędkując w głowie w poszukiwaniu wygodnego kłamstwa - Jak ktoś ma taki lajfstajl jak ja, to się przydaje znać parę zaklęć. - wzruszył ramionami, wierząc, że wymówka o tym, jak często dostaje w mordę nie tylko tłuczkiem, wystarczy. Zdjął jej opuchliznę z twarzy, by upewnić się, że wcześniejsze zaklęcie poskładało kości twarzoczaszki. Mówiła koherentnie i nie wyglądała na słabnącą, ale efekty wstrząsu mózgu mogły pojawić się z czasem, w końcu bardzo często zawodnicy sportowi, którym się to przydarzyło, po chwili byli gotowi wracać do gry. Jedynym skutecznym sposobem było badanie moczu, a do tego nie zamierzał jej absolutnie, w żaden sposób przekonywać. - Nieźle? - uniósł brwi - Czy Ty mnie komplementujesz? - przechylił głowę - To już nie jesteś na mnie wkurwiona i nie planujesz mnie zabić? - zmrużył podejrzliwie oczy, choć na ustach błąkał mu się uśmieszek. Biorąc pod uwagę fakt, że pół godziny wcześniej była gotowa strącić go z miotły ze złości, Swansea zaczynał - jak zwykle w towarzystwie pierdolniętych gryfonek - jednocześnie gubić się w sytuacji i być w tym zagubieniu bardzo ukontentowanym. - Jestem. - powiedział, kiwając głową, ale się nie pokwapił, żeby ruszyć nawet na cal. Przyglądał się jej z tak bliska, jak to było możliwe bez stykania się czołami, równie uważnym i nieustępliwym wzrokiem, co ona na niego. Korciło domagać się czegoś w zamian, ale nawet taki jebany bęcwał wiedział, że to zasadniczo jego wina, że ją ten łeb bolał, więc nie wypada domagać się zapłaty. Oderwał w końcu dłonie od parapetu i podniósł różdżkę, którą stuknął ją w czoło, zanim w ogóle wypowiedział jakieś zaklęcie. - Bardzo przydatne, mogę Cię go kiedyś nauczyć. - zapowiedział, tym razem tylko wykonując ręką gest- Levatur Dolor. - rzucił urok uśmierzający ból głowy.
Musiała przyznać, że nawet jeśli jej twarz była teraz rozkwaszona, a mózg nie działał najlepiej, jak się dało, to mimo wszystko, robił pewne wrażenie fakt, że Lockie, będąc wciąż studentem, był w stanie zaczarować tłuczki w taki sposób, żeby spełniały wszystkie jego dziwaczne fantazje. Imogen sama nie była tak zaawansowaną czarodziejką i wielokrotnie zauważała znaczące braki, jeśli chodzi o jej wiedzę magiczną. Tymczasem okazało się, że została prawie zabita przez coś, co stworzył kolega z roku wyżej. No było to imponujące, czy tego chciała, czy nie. - Całkiem interesujące - musiała przyznać. W nosie ją zaswędziało, toteż nim pociągnęła, aby się tego uczucia pozbyć, ale to nie był mądry pomysł, ponieważ skrzywiła się mocno przez ból, który wtedy poczuła. Naprawdę musiała wyglądać jak gówno i tylko głupi chciałby spędzać czas w jej towarzystwie, kiedy prezentowała się w taki sposób. No cóż, widocznie Lockie za mądry być nie mógł. Nie zamierzała dyskutować, na temat tego, jak wiele rzeczy chciała wiedzieć. Po prostu wzruszyła ramionami na to stwierdzenie padające z jego ust, w zasadzie całkowicie się z nim zgadzając. Zawsze była ciekawska i nigdy tego nie żałowała. Dlaczego niby miałaby tym razem żałować? - Nie wyznaję zasady, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Wręcz przeciwnie - i nawet by się przy tym wyszczerzyła, gdyby nie ból, który wciąż odczuwała. Oj miała wrażenie, że Romana Niemowę zapamięta na długi czas nawet po tym, jak szwy już mu puszczą i stanie się tylko paskudną płachtą skóry, w którą kiedyś ludzie napierdalali pałkami. Westchnęła powoli, kiedy oczywiście wypomniał jej komplement. Po co ona go powiedziała, to nie była pewna. - Nie przyzwyczajaj się - choć nie sprecyzowała, do czego. Czy do komplementów z jej ust, czy może raczej do tego, że nie jest w jego towarzystwie wściekła jak osa. - Powiedzmy, że po drodze do zamku miałam czas na przemyślenia i uznałam, że nie ty jesteś winny sytuacji, która mnie wcześniej wkurwiła - wyjaśniła po chwili, nieco mętnie, zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie niewiele to chłopakowi powie. Zresztą, nie zależało jej na tym, aby rozwiewać przed nim wszystkie swoje tajemnice. On prawdopodobnie też nie chciał ich poznać, więc nawet dobrze się to wszystko jak na razie składało. Uniosła brew ku górze, kiedy oznajmił najpierw, że jej pomoże, a potem w zasadzie nic z tym nie zrobił i dalej przypatrywał się jej twarzy z tak bliskiej odległości. - A możesz teraz? - zapytała ponownie, dalej nie spuszczając z niego swojego wzroku. Tak samo jak on wciąż przyglądał się jej. Skłamałaby mówiąc, że nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia, jednak wciąż pamiętała, jak paskudnie musiała wyglądać jej twarz, dlatego nie przypisała temu żadnego romantycznego znaczenia. Na pewno szukał jeszcze jakichś innych dziwnych oznak, które przeoczył wcześniej, żeby jednak nie musiała iść do skrzydła szpitalnego i na niego donieść. Tak, to na pewno to. Podniósł różdżkę, a ona prychnęła, jak poczuła tylko delikatne uderzenie w czoło. Zaraz to jednak chłopak rzucił odpowiedni czar, a ona poczuła, jak znaczna część bólu jej głowy i twarzy zniknęła. Aż jęknęła z rozkoszy, przymykając przy tym powieki. Merlinie, nawet jeśli wciąż ją bolało, to cudownie było choć w minimalnym stopniu od tego bólu odpocząć. - Koniecznie musisz mnie tego nauczyć - powiedziała z nieskrywaną błogością w głosie. W końcu uchyliła powieki i znów spojrzała mu prosto w oczy. - A jak rzucisz ten czar jeszcze raz, to zadziała mocniej i zniweluje więcej bólu? - zapytała, kombinując, jak to zawsze miała w zwyczaju. Może dzięki temu przestanie ją boleć całkowicie?
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Sekrety Locka Swansea, drobne tajemnice z których okruszków, przy odrobinie wysiłku można było posklejać rzeczywistą twarz osoby, która ukrywała się za fizis i zachowaniem kretyna, którym się na co dzień prezentował, były mnogie. Ile wysiłku kosztowało go ukrycie ośmiu wybitnych na świadectwie, to wiedział tylko on i jego sowa - na szczęście solidny troll za ściąganie był dla postronnych ciekawszy, niż jakikolwiek inny wynik. - Mam dużo fajnych wynalazków do ćwiczeń. - zmrużył żartobliwie jedno oko, bo w sumie taka była prawda. Lokoznicze wymyślił w wakacje a Krokotłuczek miał w zanadrzu już zeszłą zimą. Zdawało się, że Swansea dużo chętniej zwraca uwagę na poczochrane włosy i krwawego gluta z nosa, niż najpiękniejszy makijaż, tak, jak żwawiej oglądał się za długimi sukienkami z golfem niż wyzywającymi mini. Niemniej, faktycznie, wkładał równie dużo pracy w mówieniu o cycuszkach i apelowaniu o skrócenie spódniczek, bo to szalenie ważne dla całokształtu budowanej persony. - A co to była za sytuacja? - zainteresował się żywo - Może się mylisz i jednak trzeba mi wyjebać gonga. Ja jestem winny wielu rzeczom. - uśmiechnął się jak pies - Jestem też szalenie prawdomówny i szczery - same superlatywy zauważ - przyznam się jak na spowiedzi. - zapewnił. Chuja prawda, był po prostu ciekawy jak diabli i w razie konieczności zamierzał łgać, jakby mu za to płacili. Droczył się, był w końcu trochę mściwym wężem. Nikt normalny nie zarzuciłby mu, że myśli logicznie, a on przecież uważał, że to Imogen mu zepsuła trening i na dodatek dała sobie dopierdolić jego tłuczkom, robiąc z tego taką wielką chryję. Gdyby zamiast się perzyć, dała mu ćwiczyć swoje, a sama zajęła się tym, co tam szukający robią w powietrzu - spaniem? - to i tłuczki by zajmowały się nim i oka by nie miała podbitego. A on stłuczonych klejnotów. - Spoko, jako prefekt prowadzę douczki w każdy czwartek w czytelni. - niby nie musiał, ale robił to. Lockie miał zaskakująco dobre relacje z uczniami młodszych klas; zdawało się, że lepsze niż z uczniami bliżej swojego wieku. Może to kwestia podobnego rozmiaru mózgu, a może właśnie w prost przeciwnie - przez wzgląd na swoje doświadczenia z matką, łatwo wślizgiwał się w rolę opiekuna, mentora, osoby odpowiedzialnej. By potem odbijać sobie, będąc radykalnie nieodpowiedzialnym. I tak płynęło to życie. - Można spróbować, ale to nie zawsze działa. Jak rzucisz glaciusa na wodę dwa razy, to bardziej zamarznie? - przechylił głowę - Z zaklęciami uzdrowicielskimi jest taka różnica, że o ile magia ma wpływ na tkanki, komórki, atomy, to organizm i tak potrzebuje swojego czasu, by uspokoić hormony odpowiedzialne za adrenalinę, jaka wydziela się przy traumie. Dlatego nos, który masz nastawiony - dotknął czubka jej nosa - jest zrośnięty, a i tak Cię kręci i boli. Uzdrawianie leży bardzo blisko transmutacji. Dobre zrozumienie działania zasad magicznych, tego, jakie są ograniczenia, pozwala lepiej podchodzić do składania sobie kości. - wziął głębszy wdech. Podeszła go. Chytra, okropna gryfonica. Oczywiście natychmiast uśmiechnął się jak kretyn z nadzieją, że taka morda chama zadziała jak kocyk na filozoficzno-naukowe wynurzenia, które przed chwilą wypluwał i odchylił się, drapiąc wolną ręką po brzuchu. Wycelował różdżka w jej czoło i powtórzył gest, wymawiając inkantacje raz jeszcze, wyraźnie i powoli. Wetknął potem różdżkę za pasek i złapał torbę, zarzucając ją na ramię - Bądź ostrożna, bo wstrząs mózgu może Ci się objawić później. Napisz mi na wizzie jak zaczniesz niespodziewanie rzygać, przewracać się albo zapominać rzeczy. Dostałem w łeb tyle razy - tu postukał kłykciami w czerep- że szybko Cię zdiagnozuje.
Imogen wiedziała, że za tą maską głupka i nie do końca rozgarniętego człowieka, musiało kryć się coś więcej. W końcu nie było ludzi, którzy okazywali się tylko debilami i niczym poza tym i dziewczyna była przekonana, że w przypadku Lockiego sytuacja musi wyglądać dokładnie w taki sam sposób. Kiedy więc wspomniał, że ma wiele innych ciekawych wynalazków, nie było to dla niej szczególnie odkrywcze, ale uśmiechnęła się przy tych słowach, bo faktycznie o to właśnie go podejrzewała. - Może kiedyś będę miała okazję obejrzeć ich więcej - uśmiechnęła się, wzruszyła lekko ramionami na zasadzie "not a big deal", choć musiała przyznać sama przed sobą, że rozbudził w niej ciekawość, której się nie spodziewała. - Od kiedy ty jesteś taki ciekawski? - uniosła jedną brew ku górze, naprawdę tym faktem zainteresowana. Jakoś wcześniej nie wykazywał oznak bycia takim, który to musi uzyskać odpowiedzi na wszystkie, nawet te niezadane pytania. A tu proszę, znów pokazywał jej kompletnie inną stronę, niż widywała na co dzień. W końcu, sama nie wiedziała czemu się to w ogóle stało, ale wzięła głęboki oddech, wzdychając przy tym mocno. - Pokłóciłam się z K - w porę ugryzła się w język, aby nie wypowiedzieć imienia Gryfonki. Owszem, była na nią wściekła, ale nie zamierzała z tego powodu wydawać jej sekretów. Dlatego miała szczerą nadzieję, że Lockie nie zauważy tego, jak zawiesiła się nad tym jednym słowem - z koleżanką, a w zasadzie to bardzo mocno pogryzłam. Ty byłeś częściowo podmiotem tej rozmowy, ponieważ zarzuciłam jej, że ma obsesję na Twoim punkcie. - Czemu ona w ogóle mu to mówiła?! Przecież to nie miało żadnego sens! Dopiero, kiedy te słowa wydostały się z jej ust, pożałowała ich dość mocno. Niewielki rumienieć pojawił się na jej policzkach, a Imogen miała nadzieję, że przez krew i inne płyny ustrojowe, nie będzie on aż tak widoczny. Tak samo miała nadzieję, że tym razem Lockie również okaże się być znanym jej sobą i nie połączy kropek o kim Imogen mogła mówić. - Może ten lód przyjmie nieco inną strukturę? - próbowała, delikatnie się przy tym uśmiechając. Niemniej miała wrażenie, że w tym akurat przypadku to chłopak miał rację. A jego wykład, który nastąpił potem był naprawdę bardzo ciekawy i musiała przyznać, że słuchała go z uwagą i nieskrywaną przyjemnością. Pewnie poświęciłaby temu nieco więcej swojej uwagi, gdyby nie wciąż odczuwany w czaszce ból, ale i tak nie mogła się nadziwić temu, z jakim zamiłowaniem chłopak mówił o tym wszystkim. I znów zarumieniła się jak głupia trzpiotka, kiedy dotknął jej nosa. Odchrząknęła, aby nie pokazać, jakie uczucia to w niej wywołało. Aby to ukryć, postanowiła poruszyć inny temat. - Czyli jeśli jestem dobrym transmutatorem, to gdybym się przyłożyła, byłabym też dobrym uzdrowicielem? - wysnuła konkluzję unosząc jedną brew ku górze. Po chwili prychnęła, kręcąc lekko z niedowierzaniem głową. - No, moja matka na pewno byłaby dumna, że w końcu zainteresowałam się czymś innym niż te miotły - ostatnie słowa wypowiedziała parodiując głos, jakim mówiła jej własna matka. Lockie znów rzucił na nią to samo zaklęcie, ale chociaż za pierwszym razem poczuła niesamowitą ulgę, tak teraz... no nieszczególnie poczuła różnicę. Niemniej, doceniała jego poświęcenie i czas, który jej ofiarował, nie była niewdzięczną osobą, toteż uśmiechnęła się ciepło i pokiwała głową w geście podziękowania. - A co, jak zacznę rzygać, to przylecisz? - uniosła jedną brew ku górze, bo jakoś wątpiła w o, że chłopak faktycznie by to zrobił. W końcu do wieży Gryffindoru niepowołanym nie było tak łatwo się dostać. Nie sądziła, że Lockie byłby w stanie dokonać takiego cudu.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Obejmowało go małe samozadowolenie, kiedy mówił o swoich dziełach, bo nie oszukujmy się - miał ambicje zostać wynalazcą nie tylko dlatego, że był ślizgonem. Był bowiem również nieco pierdolnięty. Parsknął na jej pytanie i uniósł brwi: - Od zawsze? - to nie było żadną tajemnicą, że chłopy są ciekawskie. Tak jak to, że plotkują gorzej od bab. Niewątpliwie jednak zainteresowanie Swansea eskalowało wyraźnie, kiedy sprawa dotyczyła jego, bo jednak domyślał się, że jakiś problem zahacza o jego osobę, skoro Skyligght życzyła mu śmierci. No, życzyła mu śmierci bardziej niż zwykle, powiedzmy. Przechylił głowę na jej zająknięcie, ale zaraz wybałuszył oczy. Początkowo nie zareagował, by zaraz wybuchnąć głupkowatym śmiechem. - Merlinie, Imogen, jakaś gryfonka ma na moim punkcie obsesje? - zainteresował się ogromnie, widać słowa te trochę napompowały jego i tak niemałe ego - Koniecznie powiedz mi która, wezmę ją na randkę czy coś, laski z obsesją są hot. - zafalował wymownie brwiami. Wiadomo, że nieprawda, obsesja była niezdrowa, ale z jego żałosną passą randkowo-romantyczną przyjąłby nawet psychofankę. Jego reakcja była jednak tylko głębszym potwierdzeniem tego, jak nieświadomy był czegokolwiek i jak niedowidzący na subtelne sygnały. Może gdyby sygnały były silniejsze, sugestie sugestywniejsze, to połapałby się dawno temu. A tak? Szczerzył zęby jak mysz do sera. Zmrużył oczy, przyglądając się z ciekawością temu rumieńcowi, bo zastanawiał się, czy wstydziła się tego co powiedziała, czy wstydziła, że w ogóle to powiedziała. - Zasadniczo tak, jeśli dobrze rozumiesz prawa, jakimi rządzi się transmutacja, fuzję cząsteczek, duplikacje, reduplikacje, a od całości uzdrawiania odejmiesz jak najbardziej główny czynnik błędów - czynnik ludzki - to masz większe predyspozycje do zaklęć leczniczych niż ktoś, kto do transmutacji nie ma talentu. Jak odseparować od całości niepotrzebne filozofowanie emocjonalne, tkanki ciała, skóry, tkanki drewna, materiału, to wszystko cząstki, atomy, magia oddziałuje na nie tak samo. - uśmiechnął się - Może warto sprawić mamie przyjemność, a ja będę miał z kim ćwiczyć. - oczywiście, że w namówieniu kogoś na podzielanie zainteresowań, musiał dopatrzyć się korzyści dla siebie samego. - A kto powiedział, że przylecę? - parsknął - Napisze Ci, co robić, ale sprzątać będziesz sama. Uważaj, bo te zasłony są z domieszką żakardu i rzyg ciężko się spiera. Zaufaj starszemu koledze. - pokręcił głową. Ile razy rzygał w dormitorium? Wiele. Choć z pewnością nie z powodów, które można było zakładać przy pierwszym skojarzeniu.
Tak szybko, jak powiedziała Lockiemu o tym, że jest ktoś, kto interesuje się nim zdecydowanie zbyt bardzo, tak szybko tego pożałowała. Ten uśmiech samozadowolenia, który odmalował się na jej licu wystarczył jako dowód na to, że podjęła bardzo, ale to bardzo złą decyzję. Westchnęła, wykonała młynka oczami tak ogromnego, że aż powinna ją od tego rozboleć głowa. Jakimś tylko cudem nie rozbolała. Prychnęła, kiedy poprosił ją o personalia tej osoby i choć wciąż bolało ją całe ciało, to zaplotła ponownie dłonie na wysokości klatki piersiowej, przekręciła głowę, byle na niego nie patrzeć, prezentując mu oto w ten sposób jakże efektownego i klasycznego zarazem focha. - Chyba śnisz, jeśli sądzisz, że Ci powiem, o kogo chodzi - oznajmiła, zerkając na niego, ciekawa reakcji na swoje słowa. Owszem, miała napiętą relację z Kate, ale nie zamierzała jej tak perfidnie sprzedać. Rumieniec dalej zdobił jej twarz, choć tym akurat aspektem się nie przejmowała. Bardziej przejmowała się tym, że jednak trzeba było nic się nie odzywać do Lockiego. Miałaby święty spokój i nie musiałaby się teraz wstydzić za swój długi język. - Jeśli tak bardzo Ci na tym zależy, to jestem pewna, że prędzej czy później sam ją odnajdziesz - dodała po chwili świadoma tego, że sama mu w tych poszukiwania pomagać nie zamierzała. Chyba i tak wystarczyło poinformowanie, że ktoś taki się znajdował w okolicy a poza tym... nie była pewna, czy miała ochotę cokolwiek pod tym względem tej dwójce ułatwiać. Następnie słuchała z uwagą o tym, jak w naukowy sposób rozprawiał na temat tego, czym w zasadzie jest magia i jak działają jej podstawowe prawa. Musiała przyznać, że było to nieco dla niej skomplikowane ale... nie niezrozumiałe. Nieświadomie przechyliła delikatnie głowę na bok, przyglądając się chłopakowi z uwagą. Nawet delikatnie zmarszczyła brwi, jakby głęboko kontemplowała nad tym, co właśnie mówił. Musiała przyznać, że było to cholernie interesujące. - Nie mówię nie - oznajmiła, naprawdę biorąc pod uwagę naukę uzdrawiania. Jednak z pewnością nie po to, aby sprawić mamie przyjemność lecz po to, aby zobaczyć jej zaskoczoną minę, kiedy nie będzie musiała prosić jej o pomoc, a raczej po prostu poradzi sobie sama, jeśli zajdzie taka potrzeba. - Ale muszę przyznać, że wizja samodzielnego połatania się, lub wizja pomocy dla kogoś innego, jest ciekawą. Nie będę musiała liczyć na to, że taki chociażby Lockie będzie w pobliżu, jak znów spotkam się za blisko z tłuczkiem - wyszczerzyła do niego zęby w uśmiechu. Nie to, żeby miała coś przeciwko takim spotkaniom, jednak fajnie byłoby mieć możliwość zadbania samemu o siebie. Poruszyła delikatnie głową, jakby testując, na jakie ruchy jest w stanie sobie pozwolić bez jednoczesnej chęci rzygania czy zapadnięcia się pod ziemię z bólu. Musiała przyznać, że było bez porównania lepiej, niż wcześniej, choć do idealnego stanu jeszcze wiele jej brakowało. Powoli zeskoczyła z parapetu na ziemię. Bez pytania przytrzymała się Lockiego za ramię, jakby niepewna czy nogi nie spłatają jej figla i nie udźwigną jej. Teraz to już niczego nie była pewna, jednak kiedy zrozumiała, że ich funkcje pozostały nietknięte, puściła jego ramię i delikatnie nawet poklepała w miejscu, gdzie je ścisnęła. Podniosła wzrok na chłopaka, uśmiechnęła się delikatnie. Choć głowa bolała ją przeokrutnie to pozwoliła na to, aby czar metamorfomagii usunął z jej twarzy wszelkie ślady krwi, glutów czy innych dziwnych płynów. Teraz chociaż była czysta. - Nie podziękowałam Ci jeszcze za pomoc, choć w sumie to ona mi się należała z racji tego, że przez Ciebie jestem w takim stanie - rzuciła luźnym tonem. Odsunęła kosmyk włosów za ucho, nie przejmując się tym, że prawdopodobnie cała jej fryzura wołała o pomstę do nieba.
Zaśmiał się, bo zadarła głowę jak naburmuszona sześciolatka, a postrzegał to za całkiem urocze. - No weeeeź, Imogeeen... - szturchnął ją palem lekko w żebra - Poooowiedz. - szturchnął w drugiej strony, skoro obrażała się jak dziecko, to jak z dzieckiem kontynuował namowy, śmiejąc się do niej - odwdzięcze Ci sięęęę, pooowiedz... - połaskotał z jeszcze innej strony. Westchnął ciężko, bo to łatwo było powiedzieć sam ją znajdziesz. Wróżbitka w Lunaparku tez mu powiedziała, że miłość sama do niego przyjdzie, jak będzie tylko miał otwarte oczy, ale niestety - choć usilnie ignorował ten fakt, to Lockie Swansea cierpiał na samotność. Miał jednego, jedynego przyjaciela, grupkę dzieciaków, którym pomagał, ale pod koniec dnia? Nikt nie wiedział, jak wygląda jego serce. Przewrócił oczami i wzruszył ramionami: - No trudno, dusze się nie połączą świętym węzłem miłości... - rozłożył bezradnie ręce. Przyglądał się jej chwile podejrzliwie, zastanawiając się, czy to nie był jakiś bardzo elaborowany sposób, by mu zdradzić, że to ona jest tą gryfonką z obsesją, ale objął go jakiś chłód na myśl o tym, że jej obsesja wiązała się z chęcią dokonania na nim mordu. Na taką miłość nie był gotowy. Sposobność łatania siebie samemu była bardzo wygodna i ułatwiała Lokowi życie od szóstej klasy podstawowej. Jego stan zdrowia do niedawna był opłakany, a i teraz raczej żył zapożyczonym zdrowiem, które mogło się w każdej chwili wyczerpać, o czym osobiście i celowo wybierał, by nie pamiętać. Odruchowo złapał ją pod łokieć, kiedy przytrzymała się jego ramienia i obserwował, czy aby nie zemdleje albo się nie zerzyga jednak, bo nigdy nie wiadomo z tymi wstrząsami mózgu, jak to będzie, czym się skończy i na czym się zatrzyma. Odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech, który się jeszcze trochę poszerzył na kolejne jej słowa: - No nie, nie podziękowałaś. - przyznał z powagą, kiwając powoli głową - Więc czekam. - uniósł brwi, po czym nachylił się lekko, nadstawiając policzek i wskazując go palcem - O tu proszę dziękować.
Naprawdę nie spodziewała się, że sama wzmianka o tym, że ktoś taki w ogóle istniał, zadziała na Lockiego w taki sposób. Normalnie stał się istnym wrzodem na dupie i Imogen szczerze pożałowała tego, jak długi był jej język. Szczególnie, kiedy chłopak zaczął ją dźgać po żebrach i różnych innych dziwnych miejsca, byle tylko wydobyć z niej jakieś dodatkowe informacje. - Ej, przestań! - próbowała się od niego odgonić i choć szło jej to marnie, to ostatecznie raz udało jej się trafić go swoją dłonią po tych bezczelnych paluchach. Cóż, dobrze, że chociaż raz na tyle prób, ile w tym celu wykonała... - Już i tak za dużo powiedziałam i ona by mnie zabiła - nawet pomimo faktu, że w tym momencie raczej ze sobą nie rozmawiały. Tego jednak nie powiedziała głośno i nie zamierzała dopowiadać. Mimo wszystko, była lojalna względem przyjaciółki. Nie jej sprawa, czy uczucia Kasi względem Lockiego (jakiekolwiek by one nie były), były prawdziwe, czy nie. Nie zamierzała pozwolić na to, aby przyjaciółka cierpiała przez jej długi język. Zasługiwała na prawo do tego, aby samodzielnie rozwiązać swoje problemy, lub pozostawić je w takim stanie, skoro taka była jej wola. - Jeśli jesteście sobie pisani, to się odnajdziecie - puściła mu oczko, uśmiechając się przy tym. Merlin jej świadkiem, że gdyby usłyszała jego myśli i podejrzenia, jakoby to ona miała być tą Gryfonką z obsesją, to prawdopodobnie zabiłaby go tutaj śmiechem. Owszem, Lockie był przystojny, całkiem miły, jeśli ktoś miał na tyle szczęścia, aby przedrzeć się przez jego maskę ciągłego błaznowania. Imogen potrafiła docenić, że ostatecznie zajął się nią w tej dziwnej sytuacji, choć wcale nie musiał tego robić. Widziała jak sprawnie jego długie palce poruszały różdżką... Odchrząknęła, otrząsnęła się z dziwnych myśli, które wykiełkowały w jej głowie tylko po to, aby wpaść w objęcia rzeczywistości jeszcze dziwniejszej, niż jej wyobraźnia. Zaraz to widziała, jak chłopak nachyla się w jej stronę, domagając rekompensaty za swoje niekwestionowane umiejętności uzdrowicielskie. Mina jej nieco zrzedła, choć próbowała zachować pewność siebie, która to czmychnęła niczym wystraszony zając, byle dalej od Imogen. Merlinie... Nie wiedziała, co innego mogłaby w tym momencie zrobić. Nic nie przynosiło jej tutaj jakiegokolwiek rozwiązania, które byłoby bardziej adekwatne dla ichniejszej sytuacji. Dlatego w końcu wspięła się na palce, bo chłopak, choć pochylony, dalej był od niej dużo wyższy i delikatnie ucałowała wskazany przez niego policzek. Z zaskoczeniem zauważyła dziwne zapachy, które go otaczały, a których nigdy wcześniej nie dostrzegła, bo i nie znajdowała się na tyle blisko niego. To cmoknięcie trwało zdecydowanie dłużej, niż powinno, więc nic dziwnego, że kiedy w końcu Imogen się od niego odsunęła, musiała przywołać metamorfomagię na twarz, aby nie widział rozlanego tam rumieńca. Na szczęście nie mógł też poczuć przyspieszonego pulsu. - Dziękuję - głos jej zadrżał przy ostatniej samogłosce, ale dalej zgrywała twardzielkę. Odchrząknęła ponownie, w ten sposób róbując przywołać swoje myśli do porządku i odsunęła się o krok od Lockiego. Jakoś łatwiej było jej oddychać, kiedy był nieco dalej. - Muszę już iść - zawyrokowała. Wcale nie musiała tego robić, ponieważ miała jakiekolwiek dalsze plany, ale dlatego, że aby wyjść z tego jakkolwiek z twarzą, musiała się ogarnąć, a przy Swansea, nie było to możliwe. Dziwne...
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
To było z jej strony dość naiwne, w końcu o kim jak o kim, ale o Lockim Swansea nie było cicho, jeśli chodziło o jego zainteresowania przypałami. Może dlatego tak wiele osób piekły odwłoki za przyznanie mu prefektury. Perspektywa tego, że ktoś mógłby mieć na jego punkcie obsesje, wydawała mu się teraz niezwykle kusząca, a przede wszystkim boostująca kulejące ostatnimi czasy z powodu towarzyskich porażek ego. - Widzisz, i nie pomagasz. A tak byś uradowała aż dwie dusze. Ja bym miał kogo zabrać na randkę i koleżanka by spuściła ciśnienie swojej obsesji. - pokręcił głową, obracając sytuację tak, by to Imogen wyszła na tą złą, która staje na drodze miłości czy coś. Rozłożył bezradnie ramiona z miną, sugerującą, że jest bezsilny wobec jej sprzeciwów. W takich chwilach mógł jedynie żałować tego, że nie posiadał biegłości w leglimencji, chociaż gdyby się dowiedział, o kim była tu mowa, tym razem to on zabiłby śmiechem Skylight. - Za dużo wysiłku pomagać przeznaczeniu. - wzruszył ramionami, bo jak zdesperowany by nie był i jak by mu nie doskwierała samotność, to był jednocześnie zbyt wielkim dzbanem, by się za kimkolwiek z własnej woli i motywacji uganiać. Może dlatego baba z obsesją wydawała mu się atrakcyjna, bo nie musiał w to wkładać wysiłku? Debil no. Na szczęście jego przebłyski bez błaznowania były tylko przebłyskami, bo oto schylał sie do niej w oczekiwaniu na słodkie pocałunki. Rozważał odwrócenie głowy w ostatniej chwili, by złapać ją na najstarszą sztuczkę świata, ale i tak wydawało mu się, że czuje gorąc bijący z jej twarzy z taka intensywnością, jakby się nachylił do kominka. Co było o tyle ciekawe, że kiedy się odsunęła, nie wyglądała na zaczerwienioną. - Ciekawe. - mruknął bardziej do siebie, niż do niej, a na jej niezręczne dziękuje odpowiedział szerokim uśmiechem - Nie ma za co, Mimi. - zapewnił, czochrając jej włosy i odsuwając się, bo spodziewał się, że mu przypierdoli. Zaśmiał się wesoło, gdy czmychała w sobie znanym kierunku i poprawiwszy torbę na ramieniu sam udał się do ślizgońskich podziemi.