To miejsce jest niezwykłe głównie w nocy, gdy zamieszkujące te okolicę ogniki oświetlają cały teren. Uwaga, wystarczy głośniejszy szmer, a wszystkie gasną. Po drodze można natknąć się na nieogrodzone i zaniedbane oczko wodne.
______________________
Autor
Wiadomość
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire uważała, że Nico zdecydowanie przesadzał z zachwytem nad jej grą na skrzypcach. To prawda, że ćwiczyła to od małego i zdołała osiągnąć naprawdę wiele, a przy tym zawsze przelewała w muzykę mnóstwo pasji... ale to nie mogło być aż tak dobre. To było bardzo miłe i ciekawe uczucie, ta świadomość, że przyniosło się komuś radość. Coś nowego. Gdyby umiała to powiedziałaby "dziękuję", ale wolała obrócić sytuację w bardziej żartobliwą. - Ach... czyli jakąś duszę mam. Większość ludzi ma wątpliwości. - parsknęła krótko. Zapytała o coś niezwykle prywatnego, więc w pełni przygotowała się na prostą odmowę. Fire nie byłaby tym rozczarowana, raczej zdołałaby zrozumieć. Zapewne bardziej uprzejma osoba nie wchodziłaby w ogóle na tak wrażliwe tematy, gdyby nie miała stu procent pewności, że znają się już na tyle dobrze, aby nie wywołać tym niepotrzebnego dyskomfortu. Ale ona niewiele uwagi poświęcała na rozważanie, co wypada, a co nie. Zgoda Nicholasa ucieszyła Blaithin bardziej, niż mogła się spodziewać. Ale ta radość trwała tylko ułamek sekundy, bo zaraz potem rudowłosa spojrzała na niego nieufnie oraz podejrzliwie. Dotknąć? Nie lubiła tego... I znowu emocje zmieniły się jak w kalejdoskopie, kiedy usłyszała kolejne słowa. Jakim cudem zasłużyła sobie na tak miłe komplementy? Wątpliwości rozwiało głębokie spojrzenie w oczy Nico, gdzie nie odnalazła ani krzty zagrożenia dla samej siebie. Chwilę myślała, ale w końcu skinęła lekko głową, spuszczając wzrok na buty. Fire nie pamiętała czy kiedykolwiek ktoś prosił ją o pozwolenie, aby się dotknąć. Zazwyczaj ludzie mieli głęboko gdzieś stawiane przez nią granice i je przełamywali, a ona wybuchała gniewem. Ten moment miał być inny niż wszystkie. Zamknęła powiekę, pozwalając sobie na spokojniejsze wciągnięcie oddechu, gdy Nicholas ułożył dłoń na jej policzku. Na prawym, tam gdzie zawsze nosiła czarną opaskę przysłaniającą ziejący pustką oczodół - najgorszą z pamiątek, jakie zafundowało byłej Gryfonce życie. I wzdrygnęła się lekko, ale delikatność oraz czułość palców chłopaka łagodnie odgoniły spłoszone myśli rwące się do ucieczki. Z jednej strony nabrała ochoty, aby przytulić policzek do jego dłoni, z drugiej stała sztywno niczym przemieniona w kamienny posąg. Rozchyliła tylko usta, gdy je również obdarzył pieszczotą. Spojrzała na Nico spod wachlarza ciemnych rzęs, słysząc wyszeptane "Fire". Też ją korciło, aby złożyć delikatny niczym muśnięcie skrzydeł motyla pocałunek na pięknych ustach czarnowłosego, ale ostatecznie wolała pozostawić to na później. Nie powinni się spieszyć. To dopiero ich drugie poważne spotkanie, Blaithin wolałaby mieć więcej czasu na przyzwyczajenie się do myśli, że go lubi. Była mistrzynią siania zniszczenia, ale teraz po raz pierwszy od bardzo dawna nie chciała tego wcale psuć, a wręcz przeciwnie. Czy potrafiła tworzyć? Budować? Musiała spróbować. Ale budowanie nowych rzeczy należało robić dokładnie oraz starannie, aby fundamenty trzymały się bardzo długo. Kiedy więc przyparł ją do chropowatej kory drzewa i zawisł w oczekiwaniu, uniosła własną dłoń, tę bez trzymanej róży, a palcami subtelnie skierowała twarz Nicholasa nieco na bok... Złożyła miękki pocałunek przy jego kości policzkowej, znacząc ją subtelnie czerwienią. Chwilę tak trwała w tej bliskości, chłonąc przyjemny zapach ciała Nico zanim się odsunęła na bezpieczną dla niej odległość. - Jak na mnie to... bardzo wiele - powiedziała cicho, licząc na to, że zrozumie i nie zareaguje negatywnie to wycofanie się. Co, jeśli go zraniła? Dlaczego się tym w ogóle przejmuje? Aby pokazać, że sama nie ma mu wcale uczynienia tego kroku za złe, ponownie różą przesunęła po guzikach koszuli. - Czekam. - powiedziała z zaczepnym uśmiechem.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Już wtedy zdawał sobie sprawę, że się pospieszył. Ale nie żałował ani przez chwilę, czując, że wszystko to było potrzebne i miało swoje znaczenie. Mało tego, zdobył coś bardzo dla niego cennego - dotyk jej dłoni i delikatny pocałunek na policzku, a to więcej niż mógł oczekiwać. Przymknął powieki, delektując się jej bliskością, nie chcąc przerywać tak ważnej, tak bliskiej chwili. - Auć - zamruczał jej do ucha, a z samego tonu mogła bezbłędnie wywnioskować, że się droczył i był jakby... uśmiechnięty? Tak brzmiał, ale przecież on nigdy się nie uśmiechał, prawda? I rzeczywiście, gdy się cofnął na tyle, by mogli na siebie spojrzeć, tylko jego oczy się śmiały. Tylko, a może aż? - Ale teraz mam już pewność, że rzeczywiście istniejesz, Lady Fire! Zadrżał lekko czując dotyk róży. Nie mógł się z tym oswoić, chociaż chciał i był zdeterminowany, by próbować. Cofnął się o dwa kroki i zdjął płaszcz, odkładając go z pewnym namaszczeniem na koc. Dalej nie było już tak łatwo. Seaver spoważniał i z jego oczu zniknęły wszelkie ślady wesołości. Łatwo było coś obiecać. Gorzej było dotrzymać słowa, ale dla Nicholasa dane slowo stanowiło świętość. Powoli odpiął mankiety, bo to przychodziło mu łatwiej. Dopiero potem guzik za guzikiem zaczął rozpinać koszulę, nie rozchylając jej jednak. Trochę blizn mogła już zobaczyć przy szyi, ale pierś i brzuch wciąż miał zasłonięte. Miął nerwowo czarny materiał, czując nagłe wahanie. A co, jeśli to było za dużo? Co jeśli nawet ona nie zniesie jego wyglądu i po prostu zostawi go na tej polanie samego, odsłoniętego i zranionego na wskroś? - Jesteś tego pewna? - spytał z ociąganiem. Widać było, że się denerwował. Był jednak przygotowany na to, by wbrew sobie wypełnić obietnicę i zdjąć koszulę, odsłaniając pamiątki wszystkiego, co najgorsze go w życiu spotkało.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Co to za zaczepne mruknięcie "auć"? Jeszcze nic mu nie zrobiła... nic na tyle bolesnego. Ale słowo klucz to "jeszcze", bo jeśli przypadkiem dowie się, że Nicholasa pociąga odrobina bólu to ciężko będzie się Fire powstrzymać przed wykorzystaniem tego. Zauważyła już, jak rzadko się faktycznie uśmiechał. Większość emocji wyczytywała z ciemnych oczu chłopaka, bo tak często iskrzyły się, gdy jakieś słowa przypadły mu do gustu. Ale chciałaby tego szczerego uniesienia kącików ust. Może nawet usłyszeć jak wybucha śmiechem. To byłoby coś wartego zapamiętania. - Może będzie musiał sprawdzić mnie całą, aby się upewnić. - wypaliła bezczelnie, nie mogąc się powstrzymać. Podpuszczanie Nico i ta gra słów między nimi bardzo podobała się rudowłosej, dlatego możliwie jak najczęściej go zaczepiała. Ale potem spoważniała, tak samo jak i on. Wyczuwała, że to ważna chwila, której nie powinna psuć złośliwościami. Blaithin starała się nienachalnie przypatrywać, jak powoli odpina mankiety, tak jak w restauracji. Potem guziki na klatce piersiowej. Jego ręce zdradzały wyraźną nerwowość. Targały nim na pewno trudne uczucia, których dziewczyna nie mogła w pełni znać, ale próbowała się domyślić. Może po prostu wątpił czy mógł jej na tyle zaufać? To brzmiało prawdopodobnie. - Tak. - odpowiedziała spokojnie, z pełnym opanowaniem. W Dear paradoksalnie wstąpiła odwaga oraz pewność siebie. Nie pozwoliła myślom na pomknięcie w stronę "ale czy to nie jest dla niego za dużo, za szybko?", bo wtedy już całkiem powiedziałaby, że przesadziła ze swoim pytaniem. Wykonała w stronę Nicholasa jeden krok i drugi, nadrabiając powstały wcześniej dystans. Różę odłożyła na koc, a sama sięgnęła dłońmi ku rozpiętemu materiałowi koszuli. Zanurzyła w nim palce, uważając aby nie zetknąć się bezpośrednio ze skórą chłopaka. Skórą poznaczoną tak wieloma bliznami... Ale nie patrzyła na razie na nie, a prosto w oczy Nico. Nie uciekała wzrokiem na boki, podczas gdy delikatnie, powoli zsuwała z niego ubranie. Gotowa przestać, gdyby tylko dał taki sygnał. Ale jeśli nie to ściągnęła koszulę całkowicie i dopiero wtedy pozwoliła sobie spojrzeć na niego, takiego kompletnie odkrytego.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Czuł, że Fire go podpuszcza. Czuł też, że poważnieje razem z nim. Nie było w niej nachalności, nie poganiała go, szanowała jego tempo i to, jak ważny był dla niego ten moment. A jednak kiedy przyszedł moment zdjęcia koszuli podeszła i wyręczyła Nicholasa, a on… poczuł wdzięczność. Szczerą. Naprawdę samemu trudno byłoby mu się na to zdobyć. On w pierwszej chwili uciekł spojrzeniem. Fire mogła wyczytać z jego twarzy wstyd i niechęć do samego siebie. Czuł się odrażający, czuł że jest skalany, uszkodzony, tak jakby to była jego wina, że go okaleczono. Jakby miał na to wpływ. A przecież nie miał. Nie ważne co robił, w rękach wiedźmy kończył prawie zawsze w ten sam sposób. Nawet jeśli się z nim wcześniej bawiła, nawet jeśli dawała mu nadzieję, zawsze grzebała je ostatecznie pod stosem cierpienia. Czy się buntował, czy ulegał, zawsze na końcu potwornie bolało, a ślady tego miał nosić już zawsze. Wszystkie te myśli zaatakowały go teraz ze zdwojoną siłą, a Nicholas poczuł, że się dusi od złych wspomnień. Ale nie mógł, nie chciał temu ulegać. Nie chciał być słaby. Nie był już bezsilny. Nie był pod jej mocą. Wiedźmy tu nie było. Nigdzie jej nie było. Nie żyje, zginęła z jego ręki, nie miała już wpływu na nic. Odwrócił wzrok w stronę Fire i spojrzał prosto w jej oko wyzywająco, niemal z agresją. - Taki jestem, Fire. Tym jestem. Okaleczonym wrakiem, skrzywdzonym zwierzęciem gotowym gryźć każdego, kto znów podniesie na niego rękę. Był spięty i gotowy do obrony, bo nagle poczuł się zagrożony, odsłonięty i bezbronny. Nie ruszał się, oddychał płytko, obserwował czujnie Fire i wszelkie jej gesty, nawet najdrobniejsze, każde spojrzenie, każdą zmianę mimiki twarzy. Nie był pijany rządzą, jak z Tonio, był w pełni przytomny i to się musiało obrócić przeciwko niemu. A może raczej przeciwko Fire, która znalazła się teraz na celowniku reakcji obronnych Seavera. Ciało, które zobaczyła Dear, było świadectwem dwóch lat skrupulatnych kaźni, którym poddawano Nicholasa konsekwentnie, systematycznie, czasem z zachowaniem umiłowania symetrii, a czasem w nieokiełznanym szale. Blaithin mogła wyczytać historię tego, co się działo z chłopakiem przez ostatnie lata i nie musiała się nawet szczególnie wysilać. Wśród gęstej siatki blizn trudno było znaleźć zdrowy, nienaruszony kawałek skóry. Jednak mimo ewidentnych licznych cięć i przypaleń wrażenie robiło tak naprawdę kilka największych, najbardziej wyróżniających się blizn. Na piersi Nicholasa, na wysokości serca znajdował się wypalony ślad w kształcie smukłej, kobiecej dłoni, od którego odchodziło kilka powykrzywianych promieni, przypominających pajęczynę pęknięć stłuczonego lustra. Prócz tego w paru miejscach cały tors przecinały mu ślady po rozpalonych do czerwoności łańcuchach, które niegdyś musiały się na nim zaciskać. Zza linii spodni pięło się po nim kilka blizn jakby po pnączach wtopionych w jego ciało, a na nadgarstkach miał niedające się pomylić z niczym innym ślady kajdanów. Do tego wszystkiego dołączyły dwie zupełnie świeże, niepasujące do pozostałych, wciąż jeszcze gojące się blizny po ugryzieniach lanternsharka, jedna na prawym ramieniu, a druga, większa, na prawym boku Nicholasa. Pleców młodzieńca wiedźma także nie oszczędziła. Ale żeby je zobaczyć, Fire musiałaby stanąć za nim, a obecnie nie wyglądało na to, by Seaver zamierzał na to pozwolić.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
To, że tak nieczuła, wyzbyta z empatii i zwyczajnie chłodna osoba, jak Fire, potrafiła zdobyć się na tyle wyrozumiałości względem Nico zakrawało o jakiś absurd. Świat stawał na głowie. Nie miała bladego pojęcia z czego to tak właściwie wynika, ale próbowała powstrzymać się od analizowania swoich pobudek, bo wiedziała, jak to się może skończyć. Paniką, że pozwala sobie na te uczucia, które pogardliwe określała “słabymi”. Dopuszczanie ich do siebie nigdy nie kończyło się dobrze, wręcz przeciwnie, zawsze potem cierpiała i przyrzekała sobie na nowo, że to ostatni raz. Patrzyła na twarz ciemnowłosego, gdy ściągała koszulę i widziała palący Nico wstyd, ale ciężko określić, czego konkretnie dotyczył. Blizn na ciele czy może bliskości z Blaithin, która swoją drogą i ją powinna peszyć? Na razie odczuwała, że panuje nad sytuacją i wszystko dzieje się powoli, stopniowo, a dzięki temu oboje mają czas na przyzwyczajenie się do tego obcego im doświadczenia bycia z kimś i bycia dla kogoś. Nie byli przecież ani dziećmi ani nastolatkami, a nie zdążyli się tego nauczyć. Czy już nie za późno? Uniosła lekko brew na jego agresywne słowa. Merlinie, czuła się, jakby spojrzała w lustro i ujrzała siebie, równie wystraszoną, równie spiętą, przygotowaną na brutalny atak, jaki mógł nadejść w każdej chwili, gotową do ucieczki, obrony, odwetu, czegokolwiek… Przemilczała tę wypowiedź, nie mając też żadnych słów pocieszenia na końcu języka. W ogóle zresztą nie chciała się nad Nicholasem litować, współczuć mu i opowiadać, że przecież blizny go nie definiują, to nie jest cała jego historia, a jedynie fragment. Spojrzeniem powiodła po największej z blizn - wypalonej kobiecej dłoni. Coś podkusiło Fire, aby wyciągnąć własną rękę i sprawdzić czy idealnie dopasuje się do tego śladu, ale ostatkiem sił woli przytrzymała dłonie przy sobie, widząc niespokojne reakcje towarzysza. Mimo to wzrokiem go niemalże pożerała, badając, obserwując, analizując i myśląc. Nie patrzyła na niego jak na drugiego człowieka tylko jak na eksponat. Jak na jeden z setek artefaktów, jakie już zdołała pozyskać. I tak jak na czarną magię patrzyła z chorą fascynacją i uwielbieniem, tak i na Nicholasa patrzyła niczym na coś… pięknego. W każdej bliźnie widziała dzieło, nieważne czy skrupulatnego planowania czy dzikiej spontaniczności. Łańcuchy, kajdany, ugryzienia… Błękitna tęczówka rozjarzyła się intensywniejszym światłem. Opuściła rzęsy, spojrzeniem wędrując niżej, aż do paska przytrzymującego spodnie chłopaka. Tam też widziała ślady po dawnych przeżyciach. Czy niżej kryło się coś jeszcze, kolejna blizna? Trzeba być niezwykle popierdolonym na umyśle, aby komuś robić takie rzeczy, nawet Fire nie gustowała w czymś podobnym, chociaż pojedyncze rany zadawała z premedytacją także osobom, które lubiła. A po klątwach czarnomagicznych zostawały blizny nawet z pomocą najlepszych magomedyków. Milczała tak długo, a przecież wypadałoby coś powiedzieć. Nie obawiała się ataku, właściwie niczego się w tej chwili nie bała. Podniosła wzrok, aby ponownie zajrzeć w czarne oczy Nico. - Niczego Ci nie odejmują. A może wręcz dodają. Poza tym… nie jesteś sam w okaleczeniu. Zwłaszcza, że mówię to ja. - uśmiechnęła się pod nosem gorzko, prawą dłonią dotykając opaski przysłaniającej wyrwę po oku. - To? Mam więcej. Niesiona odwagą i faktem, że on już stał obok bez koszulki, z nikłym tylko wahaniem sięgnęła po własną, aby ją przez ramiona ściągnąć i rzucić na trawę obok. Pozostawała w czarnym staniku, odsłaniającym bliznę po ugodzeniu nożem niedaleko serca. Na ramionach też miała ślady, ale mniejsze - zdecydowanie wskazujące na poparzenia. Dość ironiczne. - Nie wiem kto Ci to zrobił. Ale mi mój ojciec. - wskazała na rzeczoną pamiątkę z odrazą, niechęcią i bólem wspomnień. Może się zagalopowała. Chyba myślała, że to będzie prostsze, że czuje się na tyle pewnie, aby udźwignąć tego rodzaju zachowanie bez zbędnych emocji pobudzających serce do niespokojnego bicia. A jednak, skróciła swój oddech, odwracając się bokiem i krzyżując ramiona, niepewna co właściwie wyprawiają. Słowo “ojciec” ledwo przeszło przez nagle ściśnięte gardło dziewczyny. Minęło wiele lat od kiedy widziała go ostatni raz. Powinna zobojętnieć.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Dodają? - Nicholas niemal prychnął w pierwszym odruchu. Widział, jak na niego patrzyła. Jak na przedmiot, jak na atrakcję, nie jak na człowieka. Nie tak, jak powinna. Nie oczekiwał współczucia, ale może spodziewał się, że będzie bardziej… ludzka? Napiął się mocniej, ale wtedy Fire zrobiła coś, co zbiło go z tropu i kazało zweryfikować pierwsze wrażenie, które na nim wywarła, pochłaniając go wzorkiem. Przecież sam o tym myslał, przecież sam tego chciał. Czuł, że była zaznajomiona z tematem, jakim prawem więc teraz czuł względem niej agresję? Nie miał do tego prawa. Dlatego wziął głębszy wdech i uspokoił nerwy, które napięły się w nim z równą mocą co mięśnie. Przyglądał się jej w milczeniu. Nie patrzył na jej kobiece wdzięki, tak kusząco ukryte pod czarną bielizną. Przyglądał się ranom jeszcze starszym niż te, które miał on sam. I to sprawiło, że poczuł z nią więź, która mogła zaistnieć tylko między dwoma istotami, które doświadczyły od innych wielkiego okrucieństwa. - Morderczyni moich bliskich. - odpowiedział na pytanie, którego właściwie nie zadała, ale na które chciał udzielić odpowiedzi. - Moich rodziców, mojej jedynej siostry… Ode mnie chciała czegoś, czego nie potrafiłem jej dać. Dwa lata w piekle. Dwa lata, zanim popełniła błąd. Ostatnie słowa właściwie wypluł, przepełniony taką nienawiścią, że nie mógł już dłużej zachowywać pozorów opanowania. W jego dłoni znikąd pojawiła się różdżka, a sam Nicholas odwrócił się od Fire i miotnął niewerbalną bombardę w pobliskie drzewo. Wcale mu nie ulżyło, więc posłał jeszcze jedną i drugą, i trzecią. Był wściekły, roztrzęsiony, przepełniony żalem, agresją, wrogością do całego świata. Ale nie do Fire. Jej właśnie okazał bezgraniczne zaufanie, odwracając się od niej, odsłaniając plecy, które były przecież dla niego tak wrażliwym miejscem. Po prostu nie potrafił już traktować kobiety jak zagrożenia. Ona też cierpiała, może nie tak jak on, ale może po prostu inaczej. Kto wie? Może jej ojciec był dużo bardziej finezyjny i po prostu zostawiał mniej śladów? - Czy on żyje? - spytał w końcu, odwracając głowę w jej stronę, tak że mogła widzieć teraz jego zagniewany profil. - Bo jeśli tak… To nie powinien. Powinien zginąć razem ze wszystkimi, którzy sieją taki ból. I wszystkimi, którzy mącą w umysłach. Nienawidzę ich, Fire. Wszystkich. Każdy powinien mieć prawo do nietykalności. Względem każdego powinno się to prawo respektować. Każdy powinien móc się czuć bezpiecznie w swoim ciele i w swoim umyśle. W swojej cholernej twierdzy. Nawet nie zauważył, jak mocno biło jego serce, jak jego oddech przyspieszył. Zrobiło mu się koszmarnie gorąco, mimo chłodu wieczoru i mimo tego, że stał w środku lasu półnagi w chłodzie zapadającej nocy. Jego plecy były teraz idealnie oświetlone, więc Fire mogła zobaczyć każdy szczegół blizn, które zostawiła tam wiedźma i które w przeciwieństwie do tych na piersi były… coż. Były naprawdę piękne. Na całych plecach Nicholasa rozciągał się finezyjny wzór układający się w misterne, staranne skrzydła. Wiedźma naprawdę się przyłożyła. Fire nie mogła mieć wątpliwości co do tego jak koszmarnym cierpieniem musiał być okupiony tak wielki i tak złożony wzór. Ale nawet Nicholas musiał przyznać, że akurat ta blizna, czy raczej ten układ blizn nie szpecił go, a wręcz przeciwnie. Jak to powiedziała Fire? Nie odejmowały mu, a wręcz dodawały. Tam, gdzie wiedźma patrzyła na niego najczęściej, wiecznie zachodząc go od tyłu, wiecznie atakując z zaskoczenia, nie pozwalając chłopakowi zaznać smaku bezpieczeństwa ani na moment. Zawsze miał w głowie myśl, że mogła stać za nim, a przez większość czasu nie mógł się nawet odwrócić, by to sprawdzić. Ale spod skrzydeł wybijało się coś jeszcze, coś, co przez te skrzydła miało zostać zasłonięte, ukryte, zatuszowane. Ale by to zobaczyć, Blaithin musiała podejść bliżej. Nicholas miał na plecach najstarsze blizny, a przynajmniej najbardziej wyleczone, prawdopodobnie również magicznie, sądząc po tym, że nie wyróżniały się aż tak pod reprezentacyjnymi bliznami skrzydeł. Wyglądało to tak, jakby wyryto mu na plecach runiczny rytuał, który był niemal całkowicie nieczytelny, częściowo zaleczony, a częściowo zakryty. Ale do czego służył? Co miał osiągnąć i czy w ogóle zadziałał, tego nawet Fire nie była w stanie ocenić.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Dodają. - odpowiedziała twardo. Kiedy podróżowała po świecie i zaglądała do zapomnianych, starożytnych bibliotek, wyszukiwała tych ksiąg, które prezentowały się wśród zakurzonych półek najgorzej. W strzępach, z pożółkłymi stronicami, pogryzione przez myszy, noszące ślady po ogniu i wodzie… jakimś cudem to właśnie te okazy kryły w sobie najciekawsze skarby. Wymagały dużo więcej uwagi oraz troski, aby odpowiednio o nie zadbać i wyciągnąć z nich treść, nierzadko poukrywaną zaklęciami. Ale zawsze okazywały się tego warte. Niby nie powinna Nico porównywać do przedmiotu czy artefaktu, ale takie skojarzenia same się nasuwały Fire. Od Nicholasa biło dużo negatywnych emocji, zdawało się wręcz, że z każdą upływającą sekundą popada w coraz większą wściekłość. Musiało się to w nim długo kumulować. To sobie wybrał idealny moment na wyrzucenie z siebie tych pokładów uczuć.. Z pewnością więcej tego pokazywał niż Dear, bo ona akurat wolała ukrywać tego rodzaju odczucia głęboko w sobie, co niekoniecznie wychodziło jej na lepsze, ale przynajmniej pomagało w opanowaniu. A zależało jej na tym, aby nie robić głupot i nie psuć tego wieczoru. Zaczęła żałować, że poruszyła temat blizn. Cholerna ciekawość doprowadzi ją kiedyś do zguby, jeśli już do tego nie doszło dawno temu. Nie spodziewała się usłyszeć, że Nicholas był torturowany całe dwa lata, a do tego jeszcze, że robiła to osoba, która uprzednio pozbawiła życia jego rodziców oraz siostrę. To po prostu zszokowało Blaithin, wstrząsnęło nią do głębi, sprawiło, że zrobiła krok do tyłu. Ciężko pojąć, co w ogóle może czuć osoba po takich przejściach. Czy się cokolwiek jeszcze czuje oprócz nienawiści? Jakoś do niej powoli docierało, co kryje w sobie Nico pod tą powierzchnią dżentelmena, niemalże rycerza w lśniącej zbroi. Zgniłe wnętrze pełne bólu. Może i zewnętrzne blizny czas zdołał jako tako zaleczyć, ale tych wewnętrznych w ogóle nie. Zobaczyła nagle różdżkę w dłoniach chłopaka i przez moment była wprost przekonana, że to na niej wyładuje swoją złość. Że strzeli ją jakimś zaklęciem. W końcu ona to bezpośrednio wywołała, ściągnęła mu tę przeklętą koszulę mimo, że pewnie nie był gotowy ani pewny czy tego chce. Ale odwrócił się, ciskając bombardami, aż ziemia się zatrzęsła, a liście posypały z drzew dookoła. Dziewczyna złapała za swój własny patyk, odnajdując w ciemnym drewnie poczucie stabilności. W razie czego się obroni, to dodało jej spokoju. I tak patrzyła jednak na sianie zniszczenia w alei ogników z jakimś… wyrzutem. Świetliki przeraziły się wybuchami i momentalnie wszystkie zniknęły. Zapanowała ciemność i w przeciwieństwie do Nico, Fire poczuła mocny chłód. Wręcz lodowaty. Taki docierający aż do szpiku kości. Ale nie śmiała sięgać po rzuconą na ziemię koszulę, nie śmiała ani drgnąć, dalej trzymając swoją własną różdżkę i czekając aż ostatnie zaklęcie wysadzi drzewo, zostawiając tylko spękany pień i połamane gałęzie. Już pozwoliła sobie myśleć, że może mu przejdzie, że najgorsze emocje zdołał jakoś wyciszyć… a potem usłyszała pytanie. I szykowała się już mentalnie do odpowiedzi, do wyjawienia, że próbowała zabić swojego ojca, ale nie potrafiła, że Deara nie jest tak łatwo wykończyć. Skupiła się na kolejnych słowach, niemalże wypluwanych przez chłopaka. Sianie bólu, mącenie w umysłach - przecież to dokładnie to, czym się parała od kilku lat. Ugrzęzła w czarnej magii i niespecjalnie starała się wygrzebać z tego bagna, a hipnozy pragnęła, bo dawała taką cudowną kontrolę. I te słowa “nienawidzę ich” wybrzmiały boleśnie w głowie Dear. “Wszystkich”. Jej też musiał w takim razie nienawidzić oraz życzyć śmierci. Po prostu jeszcze nie wszystkiego się dowiedział. Jakim cudem to się tak szybko zadziało? Dopiero co składała czuły pocałunek na jego policzku, a teraz nie mogła zmusić się do schowania własnej różdżki. Ręka zastygła jej w bezruchu. - Skończyłeś już? - zapytała z chłodnym spokojem, zakrywającym burzę, jaką wywołał w jej wnętrzu. Nie miała pojęcia, jak do niego przemówić, aby się uspokoił. To znaczy - miała jeden pomysł, ale gdyby użyła hipnozy to istniało spore ryzyko, że by się nie udało. A wtedy mógłby po prostu ją zaatakować. Z drugiej strony, jak niby miała spokojnie z nim tu sobie siedzieć na kocyku, gdy wiedziała, co robi na co dzień i czego się uczy z taką ambicją, że prawdopodobnie niedługo już w pełni będzie mogła nazwać się hipnotyzerem. Niby pozostawała możliwość kłamania, ale tak cholernie nie chciała mu tego robić. Nie po tym, co przeszedł. Popatrzyła przelotnie na plecy Nicholasa, zauważając utworzone z blizn skrzydła i pomyślała, że to prawdopodobnie najpiękniejsze dzieło zniszczenia, jakie do tej pory napotkała na swojej drodze, ale nie poświęcała temu większej uwagi. Skupiła wzrok na klatce piersiowej towarzysza, tak nierówno się teraz unoszącej i opadającej. - Ubierzmy się lepiej. - powiedziała w końcu trzeźwo oraz rozsądnie, próbując jak najbardziej zamortyzować wybuch gwałtownych emocji. Ale nie sięgała pierwsza po koszulę, czekając na reakcję chłopaka.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Oddech Nicholasa wreszcie zaczął się uspokajać. Wybuch przyniósł swego rodzaju ulgę, choć niepełną. I wtedy padło to zimne pytanie Fire, które sprawiło, że chłopaka aż zmroziło. Nie musiał na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że prawdopodobnie zniszczył właśnie wszystko, choć błędnie pojmował przyczyny. - Tak. - szepnął, a jego ciało zadrżało od przejmującego chłodu, nie tylko tego fizycznego. - Przepraszam, Fire. Chciałaś zobaczyć blizny i… Chyba jest ich więcej niż sądziłem. Nie precyzował, za co przepraszał, ale to raczej rozumiało się samo przez się. Za wybuch, za zaklęcia, za to że zrujnował ich wymarzoną wspólną noc. - Nie takie wspomnienia mieliśmy dzisiaj stworzyć - powiedział, a z jego głosu przebijało poczucie winy. Dlaczego pytała o te blizny? Dlaczego tak chciała je zobaczyć? Dlaczego on tak popłynął w emocjach, dlaczego nie mógł się zatrzymać, gdy był jeszcze na to czas? Spojrzał na swoją różdżkę z niechęcią, a potem ją schował, odwracając się w stronę Fire. - Nie sądziłem, że to tak… eksploduje. Pierwszy raz o tym opowiadam. Myślałem… Czułem, że… Nie, to nie były odpowiednie słowa. Potrząsnął głową, uwalniając się od zbędnych myśli. - Bardzo chciałem ci o tym powiedzieć. Nie do końca wiem czemu. Twoje blizny… Poczułem, że ze wszystkich ludzi tylko ty miałabys szansę zrozumieć. Opuścił wzrok, czując się tak koszmarnie bezradny. Odszukał wzrokiem koszulkę Fire, podszedł do niej i ją podniósł, podchodząc do dziewczyny. Jej też musiało być zimno, chciał o nią zadbać w pierwszej kolejności. - Ale to było za dużo, prawda? Nie chciałaś słyszeć tego wszystkiego. Nie na drugiej randce. Randce. To słowo uderzyło w niego, nadając jakiegoś komizmu całej tej sytuacji. Pokręcił głową, sięgając po swoją koszulę, narzucając ją na siebie, ale jeszcze jej nie zapinając. Podszedł do Fire, stając przed nią, ale respektując dystans, który miał pomóc w przywróceniu chociaż cienia komfortu jego towarzyszce. - Jeśli będziesz chciała teraz odwrócić się i odejść, zrozumiem. - powiedział cicho, spodziewając się, że to był najbardziej prawdopodobny scenariusz w tym momencie. Ale jeśli widzisz chociaż cień szansy na to, byśmy mogli spędzić tę noc tak, jak planowaliśmy, jeśli jest choć trochę nadziei… Żadne słowa nie wydawały mu się wystarczająco odpowiednie w tym momencie. - Ale jedyne, o czym marzę to to, byś została.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Z ulgą przyjęła delikatniejszy ton chłopaka. Jeśli już miałaby go zostawić na tej niegdyś pięknej polanie to nie chciała, aby trwał w tak trudnym stanie, targany nienawiścią. Fire podejrzewała, że mogłoby to nie skończyć się tylko na zniszczeniach Merlina ducha winnego otoczenia, ale ostatecznie i na nim samym. I pomimo, że nie czuła się w żadnym stopniu odpowiedzialna za to, co się z Nico stanie to dla własnego spokoju wolała, aby się opanował. Dear starała się jak tylko mogła, aby obudzić w sobie jakieś zakurzone pokłady wyrozumiałości oraz empatii, ale jedyne, co czuła to wyrzuty oraz nieufność. Pierwszy raz przy Nicholasie zaczęła się pilnować, zarówno jeśli chodzi o czyny, jak i słowa. Nie wyobrażała już sobie wyjawiać mu jakichś swoich tajemnic, a o ojcu prawdopodobnie nie powie już więcej ani słowa, nawet jeśli on zechce dopytywać. Nie, teraz spojrzała na niego i na tę relację pod zupełnie innym kątem. Bez zbędnych emocji, po prostu sucha, obiektywna analiza. Wyglądało na to, że się zagalopowała w ekscytacji związanej z poznaniem kogoś nowego, kogoś, kto miał szansę ją zrozumieć oraz poznać. Ale rzeczywistość szybko sprowadzała Blaithin na ziemię. Słuchała przeprosin w całkowitym milczeniu, usiłując pozwolić brzmieniu słów załagodzić ten cierń, jaki wbił się w serce rudowłosej mocniej niż te zdobiące różę. Zdaniem Fire Nicholas powinien trafić na kogoś bardziej uzdolnionego w relacjach międzyludzkich, jakąś ciepłą istotę, która mogłaby go otulić po tych przykrych wyznaniach, uśmiechnąć się, zapewnić, że przecież razem jakoś przez to przejdą. Ale ona nie była tą osobą. Potwornie głupio czuła się z faktem, że ściągnęła tę koszulkę i stała przed nim w staniku. Co ciekawe, nie do końca umiała cieszyć się z tego, że w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Niepotrzebnie się obnażyła, ten wieczór i tak nie skupiał się na jej bliznach ani ranach tylko na jego. Prędko więc znów skryła bladą skórę pod materiałem ubrania, co nie zaradziło wcale na przejmujący chłód. Przynajmniej Nicholas opuścił różdżkę. Z ociąganiem Szkotka też powtórzyła ten gest. - Pytasz mnie czy stwierdzasz? - zapytała. Nie znosiła, jak ktoś uważał, że lepiej wie, co ona czuje lub myśli, a tak zabrzmiał Nico. Gdyby jej zależało to wyprowadziłaby go z błędu, wyjaśniła swoją postawę, co nią kierowało i tak dalej. Ale teraz zamknęła się szczelnie za murami. Skrzyżowała ręce na piersi, słuchając dalej chłopaka uważnie. Zdawał się mówić szczerze. I na moment oderwała od niego przenikliwe spojrzenie, aby się uśmiechnąć pod nosem. To praktycznie niemożliwe, aby tu została. Jakoś sobie nie wyobrażała siedzieć i zajadać się ciastkami po czymś takim. W tamtej chwili Fire wydawała się rozbawiona, ale zaraz potem spoważniała, a jej twarz zastygła w beznamiętnym wyrazie. - Czy Ty w ogóle nie widzisz, co zrobiłeś? - wskazała ręką na połamane drzewa, wyrwy w ziemi, gałęzie, liście, wszystko w strzępach po bombardach. Po świetlików nie pozostał najmniejszy ślad. - Myślisz, że gwiazdy chciały być tego świadkami? Teraz rękę uniosła ku górze, gdzie piękne niebo skrzyło się tysiącami drobnych światełek. U Fire to nigdy nie działało tak, że popełniło się jakiś błąd, ale od razu przechodziło po tym dalej. Nie, ona trzymała urazy niekiedy bardzo długo. A ten wieczór zmienił się w mgnieniu oka w bardzo trudny. Nico okazał jednak minimum samokontroli oraz przeprosił, a więc zasłużył przynajmniej na ostatnie kilka słów: - Przeżyłeś coś strasznego. I pomimo, że to przeszłość to dalej pozwalasz się temu definiować. - wyraziła swoją opinię. To wcale nie tak, że z Tobą jest identycznie, Dear, wcale nie tak. Po prostu lepiej udajesz. - Na razie wolę wrócić do siebie. Westchnęła w końcu ciężko, zmęczona nagle tym zajściem. Grała na skrzypcach, otworzyła swoją duszę, pokazała się w tak intymny sposób… i wszystko to roztrzaskane niczym tą bombardą. Do tego usłyszała, że nienawidzi osób, które krzywdzą lub mącą innym ludziom w głowach. Życzył jej ojcu śmierci. Ona sama nie potrafiła go zabić. Bo go do cholery mimo wszystko kochała, bo był rodziną. A co on mógł wiedzieć, żeby wydawać takie osądy? Jaki to miało sens, aby zostawać? Żaden. Dlatego zabrała swój plecak oraz futerał na skrzypce.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas zmarszczył lekko brwi, nie rozumiejąc. - Oczywiście, że pytam. - powiedział, nawet trochę ubodzony przypuszczeniami, że mogło być inaczej. Czy nie dał jej wystarczająco dowodów na to, że szanuje jej granice i jej potrzeby? A może nie? Może właśnie nie dał? Nicholas już sam nie wiedział. Miał coraz więcej wątpliwości co do tego kim się stał i jakim właściwie był człowiekiem. Zdawało mu się, że był tym dobrym, tym rycerskim, szarmanckim. A jeśli to nie była prawda? Nie miał pojęcia. Za to nie miał wątpliwości, że zrujnował wszystko, i że prawdopodobnie nie było już sposobu, żeby to naprawić. Czy widział? Nie. Dopiero teraz oprzytomniał na tyle, by się rozejrzeć i żeby dotarła do niego skala zniszczeń, jakie poczynił. Z jednej strony nie było to nic wielkiego, kilka drzew, trochę ziemi, nic z czym natura by sobie nie poradziła. Ale sam fakt… To, że to zrobił, to że siedziało w nim tyle potwornych emocji, którym wystarczyła ledwie szczelina w murze jego opanowania, by eskalować do takich rozmiarów. To wszystko było przerażające i Nicholas stopniowo uświadamiał sobie, co to oznacza. A raczej to, jak sam to interpretował. Ze wszystkich demonów jakie go nawiedziły obecnie najgorszym dla niego był on sam. I to właśnie ten demon szeptał mu teraz do ucha, że wcale nie był lepszy od tych, których tak nienawidził i na których tak lekką ręką wydawał najcięższy wymiar kary. Zasługiwał na to samo co oni. Był jednym z nich. Siał zniszczenie. Nie tylko to fizyczne, którego doświadczyły nieszczęsne drzewa. Jego destrukcyjny wpływ dotykał także ludzi. W tym kobietę, która zaufała mu na tyle, by z nim tu przyjść, by obdarować go tak pięknie muzyką, delikatnością, uśmiechem. Ona tworzyła. A on rujnował, choć marzył o czymś zupełnie odwrotnym. - Nie. Sądzę, że żadna z gwiazd nie chciała tego oglądać. - szepnął, spoglądając w górę, tam gdzie pokazywała Fire. Tylko że teraz tylko jedna z gwiazd miała dla niego znaczenie. Nie te, które były w górze, a ta, która stała przed nim i której słowa boleśnie do niego trafiały, obnażając całą jego słabość i jego zepsucie. Bo tak, jeszcze nigdy nie czuł się tak nieodwracalnie zniszczonym człowiekiem jak w tej chwili. I nie widział dla siebie ratunku. Nie po tym wszystkim, co zaszło. Nie próbował jej zatrzymać. Spojrzał tylko na nią, nie mogąc ukryć przepełniającego go bólu, żalu i poczucia winy. Ale było w tym coś jeszcze. Brak nadziei i coś w rodzaju pogodzenia się z losem. Tak jak powiedziała, definiowała go przeszłość, okrutna przeszłość, od której już nigdy się nie uwolni. Czy mógł tak żyć? Czy miał w ogóle po co? I jakoś ta ostatnia myśl przyniosła mu nieco spokoju. Może na niektóre rzeczy nie miał wpływu. Ale na inne już tak. - Dziękuję za piękny koncert, Lady Fire - powiedział smutno. Był jej za tę muzykę naprawdę wdzięczny. Zanim odeszła spojrzał na nią jeszcze z troską. - Nie chcesz może wziąć mojego płaszcza? Noc jest chłodna.
+
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire mogłaby przysiąc na swój nieistniejący honor, że przy "nie chciałaś tego widzieć" Nico postawił kropkę, a nie znak zapytania, ale skoro twierdził inaczej to trudno. Dawno już przeszła przez etap wykłócania się o podobne błahostki. Wystarczyło, że sama miała świadomość tego, jak się sprawy mają, już nie potrzebowała walki o uznanie swojej racji. Ciężko się nie domyślić, że w głowie Nicholasa szaleje teraz niezła burza, a różnego rodzaju bodźce atakują bezbronny umysł, dlatego mógł myśleć jedno, a mówić drugie. Ze stanu wcześniejszego spokoju przeszedł do tego rodzaju zdenerwowania nadzwyczaj szybko. Może w drugą stronę też miało prawo to zadziałać. Na to liczyła. Ale nie mogła mu pomóc w uspokajaniu. Nie miała odpowiednich słów, nie chciała ich zresztą mieć. Chłopak musi umieć wziąć się w garść samodzielnie. Ten jeden raz. W istocie wyjątkowy raz. Blaithin pozwoliła sobie docenić na co dzień ignorowane piękno, zarówno gwiazd, muzyki, jak i drugiego człowieka. A wszystko znowu pokazało Dear, że nie warto. Pewnie powinno być jej teraz bardzo przykro, powinna zamknąć się już na zawsze w sobie i nigdy nie dać nikomu szansy. Czy nie mogłaby na Nico chociaż krzyknąć, wrzasnąć, że jej w ogóle nie przeszkadzają te blizny i to on ma z nimi taki problem? Rzucić w niego tą biedną różą albo lepiej - zdeptać ją pod butem na jego oczach. Zrobić scenę, płakać, uciec biegiem gdzieś daleko. Nie, nie chciała niepotrzebnie podbijać dramatu i zmusiła się do obojętności. Różniło ją to mocno od Nico, który nie ukrywał, jak go ta eskalacja sytuacji zdruzgotała. Wszystko miał wypisane wprost na twarzy. - Okej. - odpowiedziała prosto na propozycję przyjęcia płaszcza. Próbował być uprzejmy. Rudowłosa wzięła miękki materiał i zarzuciła go sobie na pokryte gęsią skórką ramiona. Wciąż pachniał... nim. - Sir Nicholasie. - zdobyła się na pożegnalne skinienie głową i w końcu ruszyła z powrotem do centrum Doliny Godryka, aby wsiąść na swój wierny motocykl. I zająć się przyziemnymi sprawami, bo na sen raczej nie było sensu liczyć. + /zt x2
Wiesz, że to miejsce jest szczególnie piękne w nocy, ale ty przychodzisz tu w samo południe. W końcu taki dostałeś przekaz, poza tym, czyż nie każdy epicki pojedynek nie rozgrywa się właśnie o tej porze? Chłód twojej różdżki cię uspokaja, podczas gdy przedstawiciel Ministerstwa Magii monotonnym głosem przypomina podstawowe zasady. W końcu stajesz naprzeciwko swojego rywala i kłaniasz mu się... a potem w powietrzu rozlega się już tylko świst zaklęć.
1. Przypominamy, że obowiązują nas zasady pojedynków i ligi profesjonalnej. Używanie czarnej magii dyskwalifikuje uczestnika i niesie za sobą konsekwencje fabularne. 2. Rzucamy w przeznaczonym do tego temacie. Inne rzuty nie będą uwzględnione. 3. Pojedynkujący rzucają literę, kto ma bliżej "A", zaczyna. 4. Obowiązują modyfikatory wynikające z cech eventowych i przerzuty wynikające z zasad podstawowych. 5. Obowiązuje zasada "Jesteś za silny". 6. Pojedynek na tym etapie rozgrywa się do jednego celnego trafienia i wymaga jednego posta opisującego przebieg spotkania. 7. Obowiązują rzuty na widziadła. Rozgrywacie je w poście poniżej przed rozpoczęciem pojedynku. Mechanicznie nie wpływają na jego przebieg, choć mile widziane jest opisanie strat moralnych. 8. Liczy się stan kuferka w chwili rozpoczęcia się pojedynku.
Termin na napisanie posta to 25.05.2024, godz. 20:00. Postać która do tego czasu nic nie napisze (choćby o tym, że czeka na przeciwnika) przegrywa walkowerem.
<zg>Kuferek:</zg> # Zaklęcia, # Transmutacja <zg>Magia dominująca:</zg> Zaklęcia/Transmutacja <zg>Magia poboczna:</zg> Zaklęcia/Transmutacja <zg>Litera:</zg> [url=link]#[/url] - potrzebne tylko do pierwszego posta, potem można usunąć tą linijkę. <zg>Potencjał magiczny:</zg> wpisz <zg>Średnia potencjału:</zg> wpisz (średnia potencjału twojej postaci i przeciwnika), można usunąć tę linijkę po pierwszym poście i ustaleniu progów. <zg>Progi:</zg> #pkt/#pkt/#pkt <zg>K100:</zg> [url=link]#[/url] <zg>Skuteczność magiczna:</zg> <zgss>Obrona:</zgss> potencjał magiczny+k100 <zgss>Atak:</zgss> potencjał magiczny+k100 <zg>Pozostałe przerzuty:</zg> Y/Z <zg>Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji:</zg> wpisz
______________________
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
widziadłaU - brak Kuferek: 50 Zaklęcia, 25 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:A Potencjał magiczny: 62 Średnia potencjału: 74 Progi: 95pkt/125pkt/164pkt K100:90 Skuteczność magiczna: Atak: 62+90 = 152 zaklęcie dobre Obrona:67 +62=129 zaklęcie dobre, obrona udana Atak 2: 64+62=126 zaklęcie dobre, ale obronione Obrona 2:57 + 62= 119 (i dwa przerzuty, ale oba wciąż niewystarczajace) obrona nieudana Pozostałe przerzuty: 2/2 Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: -
Zgłosił się do ligii pojedynków właściwie bez zastanowienia. Nie dbał o to, z kim przyjdzie mu walczyć, czy poradzi sobie, czy jednak znajdzie się ktoś silniejszy od niego i odpadnie w eliminacjach. Czasem to nawet nie była kwestia siły, a szybkości i zwinności i właśnie to - niepewność, jaką niósł zbliżający się pojedynek była tym, co go napędzało, co dodawało adrenaliny. Dotarł na miejsce pojedynku i po chwili uśmiechał się lekko, kiedy zobaczył, z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Mówili że przegrana z przyjacielem to nie przegrana, czy mógł odnieść to do znajomych również? - Powodzenia - życzył, nie nastawiając się na nic. Za dobrze wiedział, że nie należało nikogo lekceważyć, a dawne hobby, czy nawet aktualny zawód nie oznaczały braku zdolności w innych dziedzinach. Kiedy tylko pokłonili się sobie, bez chwili wahania wycelował w Brooks, rzucając ku niej contractio, szykując się za raz do obrony na wypadek, gdyby sie osłoniła. Miał nosa, dzięki czemu zdołał uchylić się przed kontratakiem miotlary. Uśmiechnął się lekko pod nosem, rzucając kolejne zaklęcie w jej stronę i najwyraźniej za bardzo na tym się skupił, bo kiedyś próbował chwilę później rzucić protego, nie zdążył uchylić się przed jej atakiem i został trafiony. Tym samym ogłoszony został koniec eliminacji i z bólem dumy musiał przyznać się do porażki. - Gratuluję! Wyraźnie muszę potrenować przed kolejną odsłoną ligii. Powodzenia dalej - powiedział do Krukonki, uśmiechając się do niej lekko, licząc na to, że ta nie odpadnie w kolejnym etapie.
Kuferek: 75 Zaklęcia (65 +2 (znak)+8 (różdżka)), 25 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:I jak Imperio Potencjał magiczny: 75+13=88 Średnia potencjału: 75 Progi: 95pkt/125pkt/165pkt K100: [url=link]#[/url] Skuteczność magiczna: Obrona: 88+83 = 171 Atak: 88+59 = 147 Pozostałe przerzuty: Obrona: 2/2; Atak 1/1 Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: Pojawiam się i znika, specjalizacja z ofensywnych i defensywnych Widziadła:tak, nr.17
Zdecydowanie nie mogła usiedzieć na dupie, a odkąd opuściła Hogwart i nagle jej doba zyskała kilkanaście godzin, szukała sobie różnych zajęć. Nie przywykła do bezczynności, a liga pojedynków to było coś, co brzmiało zarówno interesująco i tak po ludzku przydatnie. Co prawda prawdziwe życie i prawdziwe starcia nijak się miały do zasad panujących podczas pojedynków. Za to konieczność walki pod presją oraz osoby znacznie lepiej władające magią, z którymi może się sprawdzić? Dwa razy nie trzeba było jej namawiać!
Ex-Krukonka pojawiła się w umówionym miejscu dobry kwadrans przed spotkaniem. W duchu czuła ekscytację pomieszaną z lekkim stresem. Czy da sobie radę? A może odpadnie już na tak wczesnym etapie? Choć traktowała to jak zabawę, to jednak potrzeba, ba, konieczność wygrywania, była w niej wyjątkowo silna. Jęknęła cicho w duchu, kiedy zobaczyła, że jej przeciwnikiem został Nakir. Czy wolałaby kogoś mniej doświadczonego od AURORA, który takich ananasów jak ona drętwotował na porządku dziennym? Jeszcze jak!
- Dziękuję, przyda mi się! – Zaśmiała się, składając przy tym subtelny ukłon, ale już sekundę później była skupiona i napięta jak struna, gotowa w każdej chwili rzucić czar na Whitelighta. Niestety, mężczyzna był szybszy i chyba tylko fakt, że refleks miała nie z tej ziemi sprawił, że zdążyła wyczarować obronne protego maxima, nie myląc przy tym inkantacji, co było jej olbrzymim sukcesem. Zrewanżowała się prostym zaklęciem drętwota, mając nadzieję, że zaskoczy go szybkością swojej kontry.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie, jak gdyby działał jedynie jej instynkt a nie świadome działanie. Kolejny atak ex-Krukonki trafił przeciwnika i nim się zorientowała, było po wszystkim. Odebrała gratulacje z bladym uśmiechem mówiącym tyle co "jakim cudem?" /zt
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Wto Maj 28 2024, 10:16, w całości zmieniany 1 raz
Gdy docieracie na umówione miejsce, z daleko dostrzegacie niewielki tłum. Pracownicy Ministerstwa odgradzają wręcz przepychających się czarodziejów, aby zapewnić wam odpowiednio dużo przestrzeni. Słyszycie, że niektórzy obstawiają nawet na was zakłady. Kto okaże się dzisiaj szczęśliwym trafem?
1. Przypominamy, że obowiązują nas zasady pojedynków i ligi profesjonalnej. Używanie czarnej magii dyskwalifikuje uczestnika i niesie za sobą konsekwencje fabularne. 2. Rzucamy w przeznaczonym do tego temacie. Inne rzuty nie będą uwzględnione. Zasady dotyczące pojedynków znajdują się tutaj. 3. Pojedynkujący rzucają literę, kto ma bliżej "A", zaczyna. 4. Obowiązują modyfikatory wynikające z cech eventowych i przerzuty wynikające z zasad podstawowych. 5. Obowiązuje zasada "Jesteś za silny". 6. Pojedynek na tym etapie rozgrywa się do trzech celnych trafień. W półfinałach post pisany jest każde trafienie - więc po trzy na głowę. 7. Obowiązują rzuty na widziadła. Rozgrywacie je w poście poniżej przed rozpoczęciem pojedynku. Mechanicznie nie wpływają na jego przebieg, choć mile widziane jest opisanie strat moralnych. 8. Liczy się stan kuferka w chwili rozpoczęcia się pojedynku.
Termin na napisanie posta to 30.05.2024, godz. 20:00. Postać która do tego czasu nic nie napisze (choćby o tym, że czeka na przeciwnika) przegrywa walkowerem. W przypadku pytań proszę pisać do @Veronica H. Seaver.
Kod:
<zg>Kuferek:</zg> # Zaklęcia, # Transmutacja <zg>Magia dominująca:</zg> Zaklęcia/Transmutacja <zg>Magia poboczna:</zg> Zaklęcia/Transmutacja <zg>Litera:</zg> [url=link]#[/url] - potrzebne tylko do pierwszego posta, potem można usunąć tą linijkę. <zg>Potencjał magiczny:</zg> wpisz <zg>Średnia potencjału:</zg> wpisz (średnia potencjału twojej postaci i przeciwnika), można usunąć tę linijkę po pierwszym poście i ustaleniu progów. <zg>Progi:</zg> #pkt/#pkt/#pkt <zg>K100:</zg> [url=link]#[/url] <zg>Skuteczność magiczna:</zg> <zgss>Obrona:</zgss> potencjał magiczny+k100 <zgss>Atak:</zgss> potencjał magiczny+k100 <zg>Pozostałe przerzuty:</zg> Y/Z <zg>Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji:</zg> wpisz <zg>Widziadła:</zg> <zg>Scenariusz:</zg>
______________________
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Kuferek: 24 Zaklęcia, 5 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:C Potencjał magiczny: 27 Średnia potencjału: 73 Progi: 93/123/163 K100:42 – atak Skuteczność magiczna: Atak: 42+27=69 | fajna liczba, ale atak nieudany Pozostałe przerzuty: zero Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: będzie utrudnienie w pierwszej obronie za cechę „Bez czepka urodzony” Widziadła:E, tak Scenariusz: wieża
Był w średnim humorze, gdy dotarł na miejsce, bo cały poranek spędził na dzikich pląsach. Znowu dopadły go widziadła i w sumie przestał tańczyć dopiero, gdy padł na podłogę. Całe szczęście, że obudził się w sam raz, by dotrzeć na umówione miejsce pojedynku! Choć szczerze powiedziawszy wciąż nie wierzył w to, że udało mu się dostać do następnej rundy, bo nigdy nie był przecież mocny w zaklęciach. Poprawił włosy, czekając na rywala. Tłum zgromadzony nieopodal nieco go peszył, bo racjonalnie były całkiem duże szanse, że trafi na mocnego przeciwnika. Dlatego, gdy zobaczył Moralesa (którego swoją drogą nie widział całe wieki), po prostu smutno się uśmiechnął. Dobrze wiedział, że tacy jak on nie przychodzą patrzeć na różdżkarskie starcia byle płotek. Był więc tu po to, żeby mu wpierdolić. - Kopę lat, amigo – przywitał się z mężczyzną, mierząc go spojrzeniem. Jego i tak nikłe szanse drastycznie zmalały. Skompromituje się i to publicznie. Ale czego nie robi się dla dobrej zabawy?
Gdy stanęli już naprzeciwko siebie z różdżkami wymierzonymi w swoim kierunku. Ben wstrzymał powietrze. Usłyszał znak, że pojedynek się zaczyna i odruchowo rzucił na Paco expelliarmus/To byłby dobry plan, gdyby zaklęcie w ogóle się udało. Ale nie wyszło, szykował się więc już do obrony.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Czarodzieje zapisywali się do pojedynkowej ligi z rozmaitych pobudek. Niekiedy ze zwykłej, ludzkiej ciekawości, innym razem z chęci udowodnienia sobie własnej wartości albo próby zwalczenia towarzyszącego wydarzeniom publicznym stresu. Meksykanin jednak przyszedł tutaj w bardzo konkretnym celu, którego nie udało mu się zrealizować podczas poprzedniej edycji różdżkarskich bitew. Przyszedł tutaj po zwycięstwo i nie zamierzał oszczędzać nikogo po drodze, o czym miał okazję już przekonać się jego znajomy fanatyk dzikich stworzeń. - Nie spodziewałem się, że natrafię tutaj na ciebie. – Przywitał się z Benjaminem, z zainteresowaniem przypatrując się jego twarzy. Nie kłamał zresztą, wszak nieprawdopodobnym było to, że kolejny raz przyszło mu walczyć ze znajomym. Nadto takim, którego nijak nie kojarzył z zamiłowaniem do ciskania zaklęciami na prawo i lewo. – Szukasz mocniejszych wrażeń i inspiracji do nowego dzieła? – Zdążył jeszcze zapytać Austera, zanim wymienili się ukłonami, przystępując do prawdziwej walki, i kto wie, może właśnie dlatego że skupił się na rozmowie, nie zdołał wyprowadzić ciosu jako pierwszy. Wbrew oczekiwaniom to Benjamin prędzej sięgnął po broń, ale tak jak można było pochwalić jego refleks, tak niewątpliwie musiał popracować jeszcze nad skutecznością i precyzją. Paco co prawda gotów był do wyczarowania tarczy, ale ostatecznie obeszło się bez konieczności obrony przed całkowicie nieudanym atakiem oponenta. Morales nijak nie skomentował jednak niepowodzenia rywala, zamiast tego od razu przystępując do kontrofensywy. Petrificus Totalus. Inkantację zaklęcia wypowiedział wyłącznie w myślach, a świetlista wiązka po chwili pomknęła w kierunku chyba nieco zagubionego Austera.
Kuferek: Zaklęcia i OPCM – 110 (max: 100) | Transmutacja - 36 Magia dominująca: Zaklęcia i OPCM Magia poboczna: Transmutacja Litera:G Potencjał magiczny: 118 Średnia potencjału: 73 Progi:#93 / #123/ #163 K100:70 Skuteczność magiczna: Obrona: - Atak: 112 + 70 = 182 (zaklęcie idealne) Pozostałe przerzuty: 4/4 (OPCM) | 1/1 (Transmutacja) | 1/1 (Specjalizacja OPCM: zaklęcia ofensywne) Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: przerzut ze specjalizacji OPCM: zaklęcia ofensywne Widziadła:G Scenariusz: - Wynik: Salazar Morales 1 : 0 Benjamin Auster
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Kuferek: 24 Zaklęcia, 5 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:C Potencjał magiczny: 27 Średnia potencjału: 73 Progi: 93/123/163 K100:54, 99 Skuteczność magiczna: Obrona: 81, zaklęcie nieudane | 1:0 dla Paco Atak: 126, zaklęcie dobre Pozostałe przerzuty: zero Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: utrudnienie w pierwszej obronie za cechę „Bez czepka urodzony”
Nie odpowiedział na jego pytanie, po prostu się uśmiechnął. Ale czy było mu do śmiechu teraz, gdy leżał spetryfikowany na ziemi? No nie bardzo. Nawet nie zdążył wystosować bardzo podstawowego protego. Choć szczerze mówiąc, nawet gdyby mu się udało, czy miałby jakiekolwiek szanse przeciwko Paco? To nie był kompletny nieznajomy, a Ben nie miał złudzeń. Dobrze wiedział, czym się parał na co dzień i że takie potyczki to dla niego pestka. Gdy sekundant przywrócił mu władanie w kończynach, wstał z ziemi i się otrzepał. Spojrzał na Moralesa, uśmiechnął się i mruknął ciche. - Jeden zero dla ciebie. Nie spodziewałbym się odwrotnego trendu. – Ale zaatakował, bo takie były przecież reguły gry. Zdecydował się na nudną i przewidywalną drętwotę, byle trafić, byle zyskać chociaż jeden punkt. Czy w przypadku takiego doświadczonego różdżkarza jak Salazar to było w ogóle możliwe?
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie potrzeba mu było obszernych wyjaśnień, uśmiech Benjamina całkowicie wystarczał, i nawet kiedy Meksykanin przypatrywał się otrzymanemu przez znajomego wsparciu sekundanta, zamiast żałować przeciwnika czy litować się nad nim, myślał raczej o tym, że dzięki temu starciu pisarzyna nabierze chociaż odrobiny życiowego doświadczenia. Prawdopodobnie obydwaj zdawali sobie przecież sprawę, jakim wynikiem zakończy się ten pojedynek. Mimo to Paco podniósł prowokująco głowę, zachęcając stojącego naprzeciw mężczyznę do oddania kolejnego ciosu. - Protego. – Szepnął, wszak w całej tej swojej zaczepności nie miał w planach dawać swemu druhowi forów. Ot, odbił zaklęcie Benjamina, które rykoszetem uderzyło w pobliskie drzewo. – Wybacz, amigo, ale nie przewiduję żadnej taryfy ulgowej. – Rzucił z uśmiechem, ściskając mocniej rękojeść różdżki, którą znów pokierował w stronę Austera. Tym razem postawił na niewerbalne Fallo, aby jeszcze utrudnić oponentowi obronę, a następnie skuteczne wyprowadzenie kontrataku.
Kuferek: 24 Zaklęcia, 5 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:C Potencjał magiczny: 27 Średnia potencjału: 73 Progi: 93/123/163 K100:41, 44 Skuteczność magiczna: Obrona: 68, zaklęcie nieudane | 2:0 dla Paco Atak: 71, zaklęcie nieudane Pozostałe przerzuty: zero Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: było utrudnienie w pierwszej obronie za cechę „Bez czepka urodzony”
Jak się spodziewał, tako się zadziało. Morales bez trudu odbił zdecydowanie udane jak na Ben zaklęcie, z łatwością i nonszalancją, jakby strzepywał pył kurzu z ubrania. Co więcej, zrewanżował się urokiem równie mocnym, co celnym i skutecznym. W takim stanie Auster nie mógłby nawet wyjąć piersiówki i zaczerpnąć łyka ognistej, która swoją goryczą osłodziłaby mu gorzką porażkę. - Zawiódłbyś mnie, gdyby było inaczej. – Nie był zły, wręcz przeciwnie, cały czas się uśmiechał. Zapisując się do Ligi doskonale wiedział, że pojedynki nie na słowa i nie na pięści to nie jego konik. Z tego powodu nie robił sobie nadziei, w sumie i tak fajnie wyszło, że dotarł tak daleko. Objęty działaniem zaklęcia, wystosował atak. Nie miał szans trafić, nawet gdyby jego magiczna moc okazała się silna. Znowu drętwota, znowu pudło. Czy był w stanie się wybronić? Absolutnie nie! Niemniej podjął próbę, decydując się na bardzo dziś zawodne protego.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Benjamin zdecydowanie nie miał szczęścia do przeciwnika, a chociaż Salazar zdawał sobie sprawę z tego, że w potyczce ze znajomym nie musi wznosić się na wyżyny własnych umiejętności, tak szanował prezentowaną przez niego postawę. Pisarz nie domagał się specjalnego traktowania ani nie narzekał na swój los, z uśmiechem podnosząc się z kolan, aby przynajmniej podjąć próbę dorównania mężczyźnie, który z powodu swego fachu wielokrotnie stawał z potężnymi czarodziejami w szranki. Skinął zatem Austerowi z uznaniem, niejako również w podzięce, zanim zdecydował się na wyprowadzenie finalnego uderzenia. Wybrał zaklęcie nieco bardziej skomplikowane, chociaż nie korzystał z pełni mocy. Nie chciał przecież zrobić rywalowi krzywdy, a jedynie połaskotać go prądem. Na tyle boleśnie, aby Benjamin zapamiętał na dłużej to spotkanie. Atrapoplectus. Meksykanin obserwował reakcję Austera, a kiedy tylko pojedynek został przerwany, podszedł do mężczyzny, podając mu dłoń. - Gratuluję pokonania pierwszego przeciwnika. – ze mną nie miałeś szans, amigo. Nie dopowiedział już na głos, aby nie wyjść na aroganckiego, próżnego dupka którym przecież był. – Gdybyś kiedykolwiek chciał zatopić pióro w kałamarzu i wymienić oręż, służę pomocą. – Zaoferował natomiast wspólny trening, skoro najwyraźniej Benjamin potrafił raz na jakiś odłożyć pergamin i spróbować swoich sił w o wiele bardziej ekstremalnych formach rozrywki.
Kuferek: Zaklęcia i OPCM – 110 (max: 100) | Transmutacja - 36 Magia dominująca: Zaklęcia i OPCM Magia poboczna: Transmutacja Litera:G Potencjał magiczny: 118 Średnia potencjału: 73 Progi:#93 / #123/ #163 K100:38 Skuteczność magiczna: Obrona: - Atak: 118 + 38 = 156 (zaklęcie dobre) Pozostałe przerzuty: 4/4 (OPCM) | 1/1 (Transmutacja) | 1/1 (Specjalizacja OPCM: zaklęcia ofensywne) Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: przerzut ze specjalizacji OPCM: zaklęcia ofensywne Widziadła:G Scenariusz: - Wynik: Salazar Morales 3 : 0 Benjamin Auster
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Kuferek: 24 Zaklęcia, 5 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:C Potencjał magiczny: 27 Średnia potencjału: 73 Progi: 93/123/163 K100:82 Skuteczność magiczna: Obrona: 109, zaklęcie umiarkowane ale nie broni | 3:0 dla Paco Pozostałe przerzuty: zero Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: było utrudnienie w pierwszej obronie za cechę „Bez czepka urodzony”
Wiedział, że nie miał szans. I nie musiał być wcale mądry, by domyśleć się, co tam plątało się na końcu języka Moralesa. Niemniej po zakończonym pojedynku, choć bolało go jak cholera, zbił z nim grabę i wyszczerzył się do starego przyjaciela. - Zapamiętam sobie. Niewykluczone, że skorzystam. – Miał cholerną nadzieję, że chociaż kopnął go prądem. To by było pierwsze trafienie, przynajmniej jakiekolwiek trafienie. Spojrzał także mimochodem na ludzi, którzy rozliczali się z zakładów. Jak widział, wielu z nich wzbogaciło się na jego przegranej. No cóż, przynajmniej coś dobrego z tego dla kogoś wynikło. Pożegnał się z Paco, obiecując sobie, że do następnej ligi przygotuje się o wiele lepiej. Albo, co wydawało się jeszcze bardziej rozsądne, przyjdzie wyłącznie w charakterze obserwatora.
Zt x 2
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
Żądlibus został zaparkowany na uboczu polany świetlików, tuż pod lasem, dzięki któremu udało się złapać trochę przyjemnego cienia. Auto zostało wypucowane i obwieszone światełkami zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Przed autem znajduje się stolik z przekąskami i napojami, duży koc z poduchami, multum kolorowych puf i leżaków, na których można przysiąść oraz gramofon, z którego leci muzyka. Pomiędzy drzewami wiszą hamaki i generalnie jest chillera utopia. Dodatkowo rozłożone zostało pole do gry w magicznego twistera! W bezpiecznej odległości jest przygotowane palenisko i stos drewna, które wieczorem zmieni się w ognisko. Goście byli zachęcani do przyjścia w stylówkach boho/hippie, ale jest to oczywiście tylko luźna propozycja!
Każdy, kto chce, może wylosować kostkę na to, co spotkało go w autku. To magiczny camper, w dodatku świeżo nabyty, więc lubi płatać figle:
Przygoda w Żądlibusie:
A - boczne lusterko Żądlibusa od teraz skrzypiącym zdeformowanym głosem będzie wychwalać Cię pod niebiosa. Zawsze lśni w Twoją stronę, a gdy mocniej zaświeci słońce to nakierowuje światło na Twoją twarz. B - przez uchyloną kabinę prysznicową wymyka się szaro-srebny wąż prysznicowy i owija się wokół Twojej kończyny. Za nic w świecie nie chce się od Ciebie odkleić choć nie wyrządza Ci dotkliwej krzywdy. C - kojarzysz może szpitalne hogwarckie łóżka, które nie pozwalają opornemu pacjentowi opuścić materaca? Najwyraźniej ktoś takowe przerobił na fotele bo gdy tylko Ty i Twój towarzysz postanowisz tam usiąść… to pasy automatycznie Was ciasno oplatają w pasie i mocno trzymają. Nie puszczą, chyba, że je przetniecie lub… pocałujcie się. Magia! D - ilekroć zbliżasz się do jakiejkolwiek części campera, radio samochodowe zaczyna grać Twój ulubiony utwór. Jeden jedyny. Zapętlony. Cały czas. Głośno. Podaj link! E - niewielka figurka wilczka, dotychczas drzemiącą na desce rozdzielczej, własność Holly, dostaje na Twój widok szału - od teraz będzie notorycznie próbować Cię gdzieś ugryźć. Drobny napastnik ale jaki upierdliwy! F - drzwi Żądlibusa nie chcą się otworzyć… ale dopiero gdy jesteś w środku. Do tego wszystkie okna zamykają się, rolety zasłaniają, światła gasną i musisz tu siedzieć po ciemku tak długo aż ktoś Cię znajdzie. G - czujesz na sobie wzrok. Gdziekolwiek nie staniesz, nie opuszcza Cię wrażenie, że ktoś się w Ciebie wpatruje. Dopiero po 2 postach spostrzegasz, że to światła przednie, tylne i kierunkowskazy Żądlibusa wodza za Tobą maleńkim światełkiem. Jeśli dotkniesz pojazdu to zamruczy silnikiem niczym dziki zwierz. Będziesz mile widziany w camperze! H - uciekają przed Tobą wszystkie poduszki, zasłonki, szklanki, sztućce… najwyraźniej czymś im podpadłeś! Zaleca się uwiązanie naczyń do ręki bądź spowolnienie ich ruchu odpowiednim czarem. I - przy najbliższej okazji rura wydechowa z Żądlibusa opluje Cię bardzo dużą ilością dymu spalinowego, który osiądzie na Twoim ubraniu i twarzy. To okazja, aby odkryć, jak ciężko jest to wszystko domyć… J - od teraz przez najbliższe kilka postów na każde zadane przez Ciebie pytanie - nawet retoryczne - dowolny element wyposażenia campera wybucha chichotem.
Jedzenie, napoje i alkohol
Impreza nie jest może wydarzeniem na bogato, ale gospodarze (w tym Pani Savage) zadbali o to, by goście nie byli głodni, a już na pewno, żeby nie zabrakło niczego do picia. Na prawo od campera ustawiony jest magicznie wydłużony stolik turystyczny zastawiony przekąskami, alkoholem oraz zwykłymi napojami. Nałożone zaklęcie chłodzące sprawia, że wszystko utrzymuje niską temperaturę idealną na tak ciepły dzień jak dzisiaj. Poza wegetariańskimi przekąskami znajdują się tu również wywalczone przez Trevora kiełbaski przygotowane do upieczenia przy ognisku.
Jedzenie • Alko-arbuz i alko-żelki – solidnie nasączone alkoholem. Najesz się, napijesz i upijesz, a potem pewnie jeszcze potańczysz, jeśli zjesz zbyt wiele. • Malinowy zawrót głowy – letnia sałatka składająca się z lodowej sałaty (odmiana syberyjska), malin kongijskich, które po rozgryzieniu dosłownie zamrażają język, i jabłek. Koniecznie polać olejkiem z pykostrąku i dodać imbiru. • Krakersy korsarza – pieprzne krakersy, doprawione odrobiną magii wyostrzają język nawet największemu kulturalnemu dżentelmenowi. • Czekoladowe żaby • Babeczki przyniesione przez @Veronica H. Seaver • Warzywa, szaszłyki z tofu i kiełbaski – do upieczenia na ognisku
Napoje • Tonic espresso – bardzo odświeżające i orzeźwiające, postawi na nogi nawet najbardziej zmęczonego czarodzieja i zapewni przyjemne poczucie chłodu na najbliższą godzinę. • Herbata mrożona Arbuzowa - orzeźwia jak nic innego, ale niestety jedynie wzmaga pragnienie i często trzeba poprzestać na jednej szklance. Cytrusowa - należy wybrać poziom kwaskowatości - łagodny, mocny lub ekstremalny. W swojej najkwaśniejszej wersji jest doskonałym lekiem na kaca! Klasyczna - niektórych rzeczy po prostu nie trzeba ulepszać. Klasyczna mrożona herbata pomaga znosić najgorsze upały.
Alkohol • Piwo – zwykłe, owocowe oraz bezalkoholowe. • Shoty wszystkich smaków – wódka z fasolką wszystkich smaków, która po zblendowaniu nadaje szotowi swojego smaku. Czasem to dobrze, a czasem nieszczególnie. Co ciekawe, zawartość wszystkich kieliszków wygląda tak samo - jest trochę mętna, szarawa. Rzuć literą, żeby przekonać się, jaki trafił*ś smak:
smaki:
a - jabłko, b - trawa, c - czekolada, d - wątróbka, e - mango, f - mydło, g - jagoda, h - pasta do zębów, i - arbuz, j - pieprz.
• Różowy druzgotek – różowe wino z domieszką blekotu, który rozwiązuje języki. Wypity w nadmiarze sprawia, że gada się okropne głupoty i zaczyna się bełkotać. Tu podawany z lodem i owocami. • Miętowy memortek – przygotowany przez Holly, która w ostatnim czasie stała się specjalistką od miętowych memortków. Nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Jeśli chcesz, możesz rzucić kością k6: 1,2 - drink jest okropnie mocny, jakby składał się z samego alkoholu; 3,4 - drink jest tak słaby, jakby był zrobiony na wodzie; 5,6 - mięta jest tak wyraźna, że przez moment dosłownie zapiera ci dech w piersiach. • Skrzydlaty Merlin – drink składający się z tradycyjnej wódki uścisk merlina i redghulla. Pijący go czuje lekkość, jakby coś rzeczywiście dodało mu skrzydeł, chociaż nie lewituje. Przy zbyt mocnym upojeniu alkoholowym sprawia, że do głowy wpadają głupie pomysły i skłania do ich realizacji. Skok na bungee? Potrzymaj mojego Merlina. • Mocarny Kociołek Morgany – ustawiony na samym środku stołu, należy nalać go sobie tak jak poncz. Stworzony ze wszystkich alkoholi, jakie były pod ręką, wliczając w to wódkę, szampana, piwo, whisky oraz absynt, a także reghulla i syrop żurawinowy. Z jakiegoś powodu smak jest całkiem niezły, choć czuć, że kopie. Aby przekonać się, jaki daje efekt, rzuć kością eliksiru.
Magic Twist
Magiczny odpowiednik Twistera. Ze względu na swoje właściwości odurzająco-halucynogenne zalecany do gry dla starszej młodzieży, bądź dorosłych. Różnica między jego mugolską wersją jest taka, że każdorazowo wylosowane pole, którego czarodziej dotyka unosi w górę opary, o różnym efekcie magicznym. Pole losuje się specjalną różdżką, która po zakręceniu nią bucha kolorowym dymkiem z numerem pola.
Każda osoba w swojej turze (w dowolnej kolejności), rzuca 3 KOSTKAMI (Litery, k6 i k100)*.
'Litera' i 'k6' – określa, którego pola masz dotknąć i jaki działa efekt. 'k100' – określa kto wygrywa (najwyższa liczba).
*UWAGA:
Jeśli masz jedną z cech:
Zwinny jak lunaballa (zwinność) lub Silny jak buchorożec (siła) – rzucasz 2 x k100 i wybierasz lepszy wynik
Połamany gumochłon (zwinność) lub Rączki jak patyki(siła) – rzucasz 2 x k100 i wybierasz gorszy wynik
Osoba z najniższym wynikiem k100 przewraca się na osobę z drugim najniższym wynikiem (kilka osób, jeśli mają remis). Każdy ma 3 możliwe upadki, po czym odpada z gry. Gra kończy się, kiedy na polach zostanie jedna osoba.
Działa za każdym razem, niezależnie czy wygrywasz czy przegrywasz kolejkę. Nowy efekt wpływający na zachowanie postaci albo anuluje poprzedni albo działają oba, według Twojej woli.
Akromantula – z pola wyrasta magiczna wiązka pajęczyny, która oblepia Twoją kończynę, niezależnie od tego, co zrobisz, do końca gry będziesz się lepił do osoby, która w tej turze miała pole najbliżej Twojego.
Bogin – na jedną turę wyłania się przed Tobą Twój widmowy bogin, ale Tobie wydaje się, jakby był prawdziwy jeśli to np. stworzenie magiczne – jakby posiadało całą jego namacalną formę i zdolności magiczne.
Buchorożec – do końca gry odpala się w Tobie szalony duch rywalizacji o osobę, którą darzysz największą sympatią/uczuciem lub do której czujesz największy pociąg seksualny/jest w Twoim typie.
Czerwony kapturek – nad Twoją głową pojawia się magiczna pałka, która nabija Ci guza i kilka niegroźnych obtłuczeń, mających za zadanie utrudnić Ci grę. W następnej turze rzucasz 2 kośćmi k100 i wybierasz gorszy wynik (zignoruj jeśli już i tak masz cechę Rączki jak patyki lub Połamany gumochłon).
Demimoz – podczas tej tury stajesz się niewidzialny. Nawet jeśli miałeś najniższy wynik k100, nie możesz przegrać. Ochrona przed przegraną działa tylko na tą turę.
Dirikrak – opary odurzają Cię dziwnym eliksirem, który teleportuje Cię poza pola gry. Niezależnie od wyniku k100 innych graczy – to Ty przegrywasz tą rundę i gracz o najniższym rzucie k100, który upada, ale nie ściąga nikogo ze sobą.
Erkling – opary zniekształcają Twój głos na bardzo piskliwy (jeśli jesteś mężczyzną) bądź bardzo niski (jeśli jesteś kobietą), czujesz też niekontrolowane napady śmiechu, efekt ten działa do końca gry.
Feniks – Twoje pola stają w płomieniach, które parzą Cię w kończyny, ale jest to lekko szczypiący, drażniący, pozostawiający tylko lekkie zaczerwienienie i pieczenie ogień – nie wywołuje głębokich oparzeń. Jeśli określiłbyś się, jako osobę o czystym sercu, na koniec tury oblewa Cię przyjemny, leczący chłód, jeśli jesteś osobą o nieczystym sercu lub posiadasz punkty w Czarnej Magii, na koniec wykwita Ci mały pęcherz.
Ghul – do końca gry podąża za Tobą widmo ghula, który czasem na Ciebie pojękuje, czasem warczy, a czasem rzuca w Ciebie magicznymi widmami, które przelatują przez Ciebie pozostawiając uczucie chłodu.
Gumochłon – opary powodują, że do końca gry jesteś znużony i/lub senny.
Gromoptak – pojawia się nad Tobą burza z piorunami i prześladuje Cię do końca gry, raz na turę rzuć dodatkową kością litery – jeśli to samogłoska, uderza Cię piorun, który przechodzi prądem po ciele, elektryzuje ciało i na kilka sekund nastrasza włosy.
Hoo-hoo – odzywa się w Tobie zew tego starodawnego, japońskiego ptaka, który każe ci wskrzesić do gry jedną z osób, które już z niej odpadły (wskrzeszasz ją z tylko jednym możliwym upadkiem). Jeśli na ten moment nikt nie odpadł z gry, możesz wskrzesić siebie, jak odpadniesz.
Inferius – od oparów budzi się w Tobie światłowstręt, który trwa do końca gry.
Jackalope – opary powodują, że stajesz się skoczny i zwinny, jak Jackalope. Możesz dorzucić k100 i wybrać lepszy wynik (zignoruj dodatkowy rzut jeśli posiadasz cechę: Zwinny jak lulaballa lub Silny jak Buchorożec).
Jeżanka – z pola wysuwają się kolce, które kłują Cię pozostawiając wrażenie jak po ukłuciu pokrzywy.
Kelpia – pole gry zamienia się w płytki basen z wodą na 20 cm, z planszą na dnie. Każde kolejne wylosowanie tego pola przez jakiegokolwiek uczestnika gry pogłębia głębokość basenu o 10 cm.
Kołkogonek – zamiast z Twojego pola, tryskają opary z każdego innego w tej turze, powodując, że wszyscy inni mają złą passę. Rzuć k100 za każdego uczestnika gry (napisz która kość tyczy się, którego gracza np. 1 – Holly, 2 – Ced, 3 – Trevor). W tej turze każdy rozpatruje gorszy wynik.
Kwintoped – wyrastają Ci dwie dodatkowe, widmowe kończyny, które dotykają dwóch dodatkowych pól – rozpatrz 2 dodatkowe efekty pól. Jeśli, któreś z pól karze ci rzucać kostkami, zignoruj rzuty.
Langustnik – z pola wyrastają szczypce langustnika, który Cię gryzie. Do końca tego wątku (nie gry), będzie prześladował Cię pech.
Lelek wróżebnik – dorzuć kość na Tarota i zastosuj się do jej wyniku wg opisu Eksplodującego Durnia.
Lunaballa – do końca gry rozpościerasz wokół siebie urok prawie tak intensywny, jak urok wili (mimo wszystko nie aż tak porównywalny). Jeśli jesteś potomkiem wili, możesz przerzucić kość ‘k6’ (litera zostaje ta sama).
Marmite – przez całą turę masz wrażenie, jakby coś cię obmacywało w każdych miejscach na ciele, nawet tych najbardziej intymnych. To niewidzialne macki Marmite. Twoje ciało aż co jakiś czas emanuje światłem w miejscach, w których zostałeś dotknięty.
Memortek – opary powodują, że masz ochotę zdradzić swój największy sekret całej grupie (Twoje Veritaserum). Możesz (nie musisz), rzucić kością ‘k6’ na oparcie się tej pokusie. 1, 2, 3 – zdradzasz sekret, a słyszy cię co najmniej tyle osób, ile masz oczek na kostce. 4, 5, 6 – udaje Ci się opanować.
Nargle – nargle wyłaniają się z gry i kradną 3 dowolne elementy Twojej garderoby.
Oni – Twoje ubrania transmutują się w tradycyjny ubiór japońskiego demona Oni – przepaska na biodrach i piersiach (jeśli jesteś kobietą), wykonana z tygrysiej skóry i uzbrojenie w żelazne maczugi kanabō, oraz tatuaże wojenne na całym ciele w kolorze Twojej rangi na forum.
Pikujące licho – na jedną turę kurczysz się i zwijasz w kolczasty, zielony kokon, przypominający skorupę kasztana. Tracisz tą kolejkę niezależnie od wyniku.
Reem – zyskujesz nowe pokłady siły, możesz dorzucić 2x kością ‘k6’ na zwiększenie swojego wyniku k100.
Sfinks – z oparów dochodzi Cię zagadkowy głos sfinksa, który zadaje Ci łamigłówkę. Jej treść nęci Cię w takim stopniu, że nie możesz skupić się na zabawie. rzuć kością litery, jeśli to nie samogłoska, odpadasz z gry. Zignoruj, jeśli jesteś krukonem, lub byłym krukonem – z automatu rozwiązujesz zagadkę.
Toksyczek – do końca wątku (nie gry), Twoje włosy będą zmieniały kolor w zależności od Twojego nastroju. Przygnębiony/smutny/melancholijny – niebieski. Zły/rozdrażniony/poruszony – czerwony. Rozbawiony/szczęśliwy/zadowolony – zielony. Podekscytowany/podniecony – żółty. Wstręt/obrzydzenie/wstyd – różowy. Inne – fioletowy.
Wozak – do końca gry rzucasz obelgami lub przekleństwami, nawet jeśli nie towarzyszą Ci przy tym żadne negatywne emocje.
Włożyli w Żądlibusa sporo pracy, ale wciąż nie wyglądał najlepiej. To znaczy – nie wyglądał też najgorzej, zwłaszcza w porównaniu do tego, jak prezentował się na targu. Jeszcze raz go umyli, wyprali wszystkie tapicerki, odkurzyli go, wysprzątali, obwiesili światełkami – te ostatnie naprawdę ratowały sprawę, bo dzięki nim szybko nabrał bajkowego charakteru. Odpaliła w nim nawet kadzidełko, które sprawiło, że w środku zaczął unosić się zapach nie starego auta, a bergamotki – a jakże. Wciąż trzeba było je odmalować i meble wymagały odnowienia, ale generalnie sprawiało całkiem sympatyczne wrażenie. Do organizacji samego przyjęcia podeszła na luzie. Upewniła się, że goście będą mieli co jeść i pić, rozłożyła pufy, rozwiesiła hamaki i była gotowa na chillowanie, bo zamierzała wyciągnąć maksimum z tego ostatniego weekendu wakacji*. Ubrała się w wygodne spódnico-spodnie i zrobiony na szydełku przez mamę Ceda top, wzięła sobie mrożoną herbatkę i rozwaliła się na leżaczku jak królowa życia.
* imprezka fabularnie dzieje się 30 sierpnia
Ostatnio zmieniony przez Holly Wood dnia Sob Sie 24 2024, 14:44, w całości zmieniany 1 raz
Ced co prawda napisał Terry'emu, że jeśli będzie potrzebował, żeby go odebrać z kominka w jego domu, to to zrobi, ale nie przewidział, że Holly uwięzi ich kampera światełkami na smyczy do najbliższego drzewa, dlatego teraz kucał obok hamaka, długo wpatrując się w drzwi do kampera, trudno było powiedzieć, jakie myśli przebiegały mu teraz przez głowę i jakie rysowały się w niej plany. Bliżej nieokreślone, bo nie podzielił się z nimi wcale. Zamiast tego wrócił spojrzeniem do Holly i korzystając z okazji, że nikogo jeszcze nie ma oprócz nich i kręcącego się gdzieś Trevora, pochylił się nad nią nad hamakiem i pochwalił ją w dwóch słowach. — Dobra robota. Nie było jednak ważne, co powiedział, a co robił, bo odkąd Trevor w porządku przyjął wiadomość o jego związku z Holly, Ced spędzał wiele czasu obok niej. Jego dłoń sama powędrowała do jej ramienia, tylko po to żeby go dotknąć, więc za chwilę skończył bujając ją na hamaku jak na huśtawce, nawet wtedy, kiedy w zastanowieniu wrócił koncentracją do kampera. — Myślisz, że ktoś przyjdzie? Jaka jest kara w Ministerstwie, jak komuś dach spadnie na głowę? Na kogo przepisaliśmy auto? Stać nas na wynajęcie prawnika dla Trevora?