Można śmiało powiedzieć, żę jest to centrum rozrywki większości starszych osób mieszkających w okolicy. Skwer nazywany jest ptasim przez mieszkańców pobliskiej dzielnicy, gdyż wraz z nadejściem pierwszych dni wiosny zlatują się tu całe gromady przeróżnego ptactwa umilając pobyt spacerowiczów swoim melodyjnym trelem. Jest to też miejsce schadzek różnych zapalonych ornitologów wypatrujących unikatowych gatunków!
Kości wydarzeń:
1 - Cyganka z ptasiego skweru zachęca Cię, byś podszedł bliżej, a wywróży Ci Twoją przyszłość i wyjawi przepis na sukces w najskrytszych pragnieniach. Oczywiście nic za darmo! Kiedy jednak płacisz jej parę drobniaków…
Rzuć kością:
Parzyste- Ocygania cię! Zabiera hajs i udaje, że wcale jej go nie dałeś, krzyczy szpetnie, że ją obrażasz. Tracisz 20 galeonów. Nieparzyste - Wróży Ci pewną tajemnicę z życia osoby, z którą piszesz wątek.
2 - Idziesz właśnie pospiesznie na spotkanie z ważną Ci osobą, a tu nagle…! Uciekające z fontanny kaczomorany robią na Ciebie magiczną kupę! Okropna plama, która nie chce dać się wywabić zaklęciem. Co teraz? 3 - Sprzedawca waty cukrowej/herbatki rozgrzewającej stacjonujący często w okolicach skweru częstuje Cię swoim produktem w obniżonej cenie. Z radością pałaszujesz otrzymany frykas, nagle jednak okazuje się, że zaczynasz się jąkać na kolejne 2 posty. Chcąc wyjaśnić sprawę wracasz do sprzedawcy, go już jednak niestety nigdzie nie widać! 4 - Pospiesznie przemykając skwerem nagle zauważasz, że płytki chodnikowe chyba zachowują się dziwnie, albo to Tobie wibruje w oczach… Kiedy jednak wstępujesz/wstępujecie na alejkę zaczynają podgryzać Ci buty! Rzuć k100, by sprawdzić jak bardzo masz zniszczone buty. Im więcej tym gorzej, czyli 1 - są dalej w idealnym stanie, 100 - nie masz już prawie butów itp. 5 - Mijając skwer wieczorową porą zauważasz, że jedna z latarni zaczyna cichutko nucić znaną Ci dobrze melodię, czy to wzruszająca piosenka, wspomnienie dzieciństwa? Powoli, gdy przemieszczasz się alejkami dołączają do niej inne latarnie, a nawet zaczynają się lekko kiwać w rytm melodii. Jeśli przez trzy posty będziesz słyszał muzykę zdobywasz czarodziejski flet (+1DA). 6 - Postanowiłeś/postanowiliście usiąść i odpocząć na ławeczce podczas spaceru, ta jednak obejmuje Cię w miłosnym uścisku i nie chce przestać tulić. Kiedy cię puszcza, teraz ty nie możesz się powstrzymać od tulenia drugiej osoby przez 2 kolejne posty!
Autor
Wiadomość
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Właściwie to nie miała nic konkretnego do załatwienia w Hogsmeade. Opuściła zamkowe tereny już po prostu nie mogąc wytrzymać w zamknięciu w towarzystwie książek, zadań domowych i wiszących nad głową egzaminów. Ileż można. I tak właśnie wylądowała w tej urokliwej wiosce, pałętając się między uliczami i niekiedy zaglądając do jakiegoś ciekawszego sklepu. Była tak zmęczona tą całą nauką, że nawet jej myśli nie zajmowało nic specjalnego, ale niezbyt jej to przeszkadzało. Potrzebowała takiego zwyczajnego dnia bez niczego, bez żadnego pośpiechu i zbędnego rozmyślania nad różnymi sprawami. Kiedy już witryny sklepowe jej się znudziły, postanowiła przejść na skwer, żeby tam się trochę dotlenić. Wokół dało się zauważyć dość sporo starszych ludzi, w tym i kobietę, która uparcie ją nawoływała i gestami zachęcała do podejścia bliżej. Coś sprawiło, że Krawczyk faktycznie spełniła jej prośbę, zatrzymując się w bezpiecznej odległości. Kobieta - jak się okazało cyganka - zaczęła mówić, że wywróży jej przyszłość i korciła pięknymi obietnicami, a chociaż Ola zwykle grzecznie odmawiała i odchodziła, tym razem znów uległa. Może cyganka zdołała rzucić na nią jakoś urok? Wygrzebała jakieś drobne z kieszeni i z neutralnym wyrazem twarzy czekała na rewelacje. Myślała, że to będzie dotyczyło jej samej, ale grubo się pomyliła. Odwróciła głowę w bok, kiedy kobieta wskazała jej jakąś blondynkę i zaczęła przemawiać.
Całkiem żartobliwie zaprosiłem Harmony na spotkanie, w swoim stylu, coś mówiąc że powinniśmy się spotkać sam na sam, żeby omówić szczegóły meczu, bo nie mogę się skupić przy tylu osobach. Ta zgadza się na moją propozycję i oczywiście wiem, że to przemiła dziewczyna i pewnie dlatego tak chętnie do tego podeszła, nie przez mój niesamowity urok osobisty i niewyględną facjatę. Raczej czystą przyjacielską sympatię, więc zamierzam być nienagannym kompanem, by pamiętała mogę być niesamowitym towarzyszem. Na szczęście nie jestem speszony tym, że moja koleżanka jest tak urocza z wyglądu, bo do takich rzeczy podchodzę kompletnie na luzie, bez żadnych oczekiwań, by się nie rozczarować niepotrzebnie. Umawiamy się w weekend w Hogsmeade, a ja nie mam pojęcia co zaproponować by nie było ani dwuznaczne ani jednoznaczne, więc wybieram park, może później pójdziemy dalej. Głupi mi od razu zapraszać ją do baru na chlańsko. Zakładam jak zwykle skórzaną kurtkę, a do tego czarny, wąski dresik, ubieram okrągłe dziś kolczyki i jestem gotowy na wypad. - Harmony! Aż żałuję, że nie założyłaś kasku na głowę i tego stroju do gry w qudditcha. Wtedy przynajmniej mniej osób zastanawiałoby się co tu robisz z takim typem - mówię wesoło, na przywitanie przytulając dziewczynę. - Jak tam w szkole jak mnie nie było? Zdarzyło się coś niesamowitego? I jak twoje tańce na lodzie? - wypytuję o wszystko co się działo. Po drodze mijamy jakiegoś ziomka z watą cukrową i kawą. Biorę sobie watę i już biorę kawałek, gotów postawić coś Remy. - C-c-c-o chcesz? - pytam i lekko jestem zdumiony faktem, że tak się zająknąłem, ale póki co uważam to za naturalny błąd.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Spędzanie czasu z przyjaciółmi? Count her in! Dla Harmony nie było czegoś takiego, jak za dużo spotkań, a co najwyżej za mało czasu na nie wszystkie. A i to nie stanowiło przeszkody, jeżeli chodziło o wyjście do parku z Fitzem, musiałaby serca nie mieć, żeby się nie zgodzić. Przecież nie było go tak długo w szkole i naprawdę chciała się spotkać, nadrobić ploteczek z życia i po prostu porozmawiać! Co prawda z tego powodu to trener nie będzie miał dla niej serca na treningu dnia następnego, skoro odwołała lekcję, żeby wyjść ze starszym Gryfonem, ale było warto! Jakby miała odbyć drugi raz przerażającą rozmowę ze zdenerwowanym Rosjaninem, zrobiłaby to! (Po prostu będąc lepiej przygotowaną…) Ubrała się typowo dla siebie, łącząc dużo lekkich, zwiewnych warstw dla wygody, oczywiście nie zapominając o swoich ukochanych ocieplaczach na łydki, które były stałą częścią jej wyposażenia, dopóki by nie zrobiło się zauważalnie cieplej. - Fitz! Tak ci źle, że mnie widzisz, że chcesz żebym kask wkładała?! – zażartowała, też się do niego przytulając. – I jak to co robię? To nie przyszłam na zabawę życia? – uniosła na niego brew w największym teatralnym zaskoczeniu, jakby właśnie została bardzo oszukana, a zaraz prychnęła śmiechem. –Jakbym tu przyszła ze sprzętem, to byś mnie zaraz na miotle pogonił i tak to by się skończyło – i zaczepnie szturchnęła go w bok. Też szczególnie nie zwróciła uwagi na to zająknięcie, zamiast tego zastanawiając się, co by mogła chcieć. - Dogrywkę wczorajszego meczu – wyszczerzyła się. – Ale jeśli nie ma to nie pogardzę gorącą czekoladą – co prawda sezon się zbliżał i już zaczęła unikać wszystkich wysokokalorycznych opcji, a nawet i opcji ogólnie… Ale jedna czekolada przy tym, ile ostatnio jadła nie mogła jej zaszkodzić. – Co się działo, łatwiej spytać co się nie działo! – podekscytowała się, chichocząc na wszystkie wspomnienia. – Sezon mi się zbliża, więc jestem do tyłu z zaklęciami, Vika się nade mną zlitowała i co… I prawie ją utopiłam w aquamenti, taka zdolna jestem! No i Patol wysłał mnie i trzech innych szósto do Zakazanego Lasu w pełnię, więc powiem ci bawię się nie najgorzej! – wyćwierkała wesoło, żartując sobie z tych głupich akcji. – No i ferie! Jeju, jaka szkoda, że cię nie było! Spodobałoby ci się! Ale grunt, że z twoją ręka już lepiej… Bo już wszystko w porządku, prawda? – przyjrzała się mu uważnie z troską, doskonale wiedziała jak to było być sportowcem i ignorować uraz dla nadchodzących zawodów i treningów. – Na meczu dałeś niezły popis, ale jak się okaże, że z niezaleczoną kontuzją to przysięgam, kopnę cię łyżwą – pogroziła mu, ale długo „strasznej” miny nie umiała utrzymać i znów się zaśmiała.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Nie miałem pojęcia, że specjalnie dla mnie olała trening. Pewnie gdybym to wiedział, bardzo by mi to schlebiało. Może nawet fryzurę bym inaczej ułożył. Moje krótkie włosy były idealne do nowych finezyjnych rzeczy, oczywiście. - Totalnie, nie mogę na ciebie patrzeć, musisz założyć maskę na mordę - żartuję kiedy ta nie przyjmuje mojego komplementu, tylko go odwraca. Wobec tego ja również wybieram taktykę dowcipów, co innego miałbym zrobić. - Jesteś! Łażenie po parku to świetna rozrywka. Zapytaj ludzi z dziewiętnastego wieku, potwierdzą - dodaję jeszcze niepoważnie, po czym dodaję kolejny tekst w tym stylu. - Jakbyś przyszła z miotłą, zagoniłbym cię do sprzątania jak prawdziwy mężczyzna - kończę moją mądrą wypowiedź i aż chichoczę się pod nosem na własne bzdury które opowiadam. Patrzę z wyczekiwaniem na gościa, który słyszy prośbę mojej towarzyszki, a ten podaje jej gorącą czekoladę. Płacę prędko za wszystko zanim ta nie zacznie się spierać, że ona powinna dać swoje galeony czy coś. Śmieję się tylko na słowa o Vice, wpierdalając swoją watę cukrową, która była moim dzisiejszym cheat dayem. - Co d-d-d-do chuja-a-a-a czemu wam k-k-k-azał iść w trakcie pełni - mówię i tym razem zauważam, że coś jest nie tak. Przecież nawet jakby Harmony przyszła tu bez ubrań, nie zacząłbym mówić w taki sposób. - C-c-co jest k-k-kurwa - dodaję i rozglądam się za ziomkiem, który mi sprzedał watę, ale ten magicznie zniknął. No dosko. - A jak f-f-ferie? Gdzie byliście? I j-j-jasne, że wszystko ok. In-n-naczej wiesz, że moi rodzic-c-ce nie pozwol-l-l-l... - przerywam bo brzmię jak alfabet morsa. Patrzę na nią zdekoncentrowany i marszczę brwi. - No k-k-kurwa, R-r-r-r-r-remyyyy - jęczę i aż rzucam swoją watę do kosza obok siebie. Obrażony na świat staję na chwilę w miejscu i patrzę na Harmony, jakby ta mogła cokolwiek pomóc mi w tej zagwozdce. Pukam ją w ramię znacząco, żeby coś z tym zrobiła, chociaż właśnie mówiła jak beznadziejna jest w zaklęciach.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To nie tak, że nie umiała przyjmować komplementów, było wręcz przeciwnie. Z jej pewnością siebie i sportowym nastawieniem zarówno dostawanie jak i dawanie pochwał innym przychodziło jej gładko i naturalnie. Nie była przy tym zarozumiała, po prostu była śmiała, znała swoją wartość i czuła się fantastycznie sama ze sobą, to czemuż miałaby być sztucznie skromna? No ale możliwość podroczenia się i zażartowania była czasami jeszcze lepsza, niż wspólne komplementowanie się, a przecież nie zmarnowałaby szansy na wspólne przekomarzanki! Szczególnie, jak Fitza tak długo nie było, miała dużo zaczepek do nadrobienia! - W przeciwieństwie do ciebie staruchu nie mam wtyków u ludzi z dziewiętnastego wieku – zażartowała, wytykając na niego język. – Ach, wiedziałam, że wyszłam z czarodziejem prawdziwej, wyższej kultury – aż złapała się za serce w teatralnym wzruszeniu. – To może ci jeszcze obiad ugotuję? Dopilnuję, by zupa nie była przesolona! – dodała, wygłupiając się. Ani trochę jej takie teksty nie przeszkadzały, przecież to były tylko żarty, więc i sama podłapała te zaczepki, grając do nich swoją rolę i świetnie się przy tym bawiąc. I to prawie tak dobrze, jak w momencie, w którym Fitz zaczął się jąkać jakby go prądem kopali. Tak bardzo starała się nie zaśmiać na głos, że aż zasłoniła usta dłońmi, chociaż w jej oczach już pojawiały się łzy od powstrzymywania chichotu. A kiedy stanął taki nadąsany, już nie wytrzymała i prychnęła głośno, zaraz łapiąc go za ramię. - Przepraszam, przepraszam, nie powinnam! – chociaż z tym swoim chichotem jej przepraszający ton wcale nie brzmiał, jakby było jej przykro. – Uwierz mi, zdecydowanie nie chcesz, żebym ci jeszcze czarami w głosie mieszała, bo już w ogóle wyjdzie z tego tragedia – i zaśmiała się jeszcze raz, już sobie wyobrażając jak cudownie mogłaby mu ten głos spierdolić. – Czekaj, czekaj, masz – dała mu swoją wielką butelkę z wodą i elektrolitami, którą zawsze nosiła w torbie. – Może zapij jak czkawkę? – zaproponowała, szczerząc się przy tym jak głupia. Żeby jakoś odkupić swoje winy ze śmiania się z niego, po prostu kontynuowała swoją opowieść, delektując się gorącą czekoladą. - Dziękuję – podniosła kubeczek do góry. – Dlaczego? Mieliśmy pecha i wybuchł nam kociołek, akurat kiedy przechodził obok… ALE ŻEBYŚ TY TO WIDZIAŁ! – podekscytowała się i podskoczyła w miejscu, śmiejąc się z tego na samo wspomnienie. – Nie wiem, jak to zrobiliśmy, ale całą salą zalaliśmy zieloną breją! No to nas wysłał tego samego dnia po składniki. W sumie nic dziwnego, nigdy nie grzeszył miłością do uczniów – prychnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. – A na feriach na Antarktydzie! Jejku, muszę ci pokazać wszystkie zdjęcia! I bardzo dobrze, że cię przypilnowali, jeszcze by twój gryfoński tyłek nie wysiedział i zacząłbyś treningi za wcześnie – zażartowała, szturchając go lekko. – To jak, już na dobre wracasz do drużyny? Jakie teraz plany na trening? – zapytała, bo w sumie chyba właśnie po to chciał się spotkać, a przynajmniej tak mówił. W trakcie ich rozmowy usłyszała dźwięk, który niedługo po tym przerodził się w muzykę i to bardzo dobrze jej znaną. Nie potrafiła stwierdzić, skąd dochodził, ale poznałaby go nawet przez sen. Uliczki zaniosły się najpierw cichym, jednak narastającym w natężeniu stella’s theme – utworu do jej programu łyżwiarskiego, który przez lata jej towarzyszył i dorastał razem z nią, rosnąć na trudności wraz z jej rozwijającymi się umiejętnościami. - Ej, też to słyszysz? – zmarszczyła brwi, rozglądając się za kimś, kto by to grał. – Przysięgam, że słyszę muzykę do mojego programu… Może w tej czekoladzie też coś było? – zażartowała, mimo to zaczynając się kiwać do bliskiej jej melodii.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Oczywiście, od Harmony biła pewność siebie, dość charakterystyczna dla dziewczyn z domu Gryffindoru. Czasem nie wiedziałem czy wolę to czy może jednak kiedy jakaś Puchonka tylko zarumieni się. Może byłoby jednak łatwiej gdyby wszystko było na mojej głowie? Sam nie wiem. - Nie masz? Byłem przekonany, że masz przez takie staromodne żarty - mówię również papugując po niej wcześniejsze teatralne zdziwienie. - No i super. Bo w końcu takiej kobiety szukam. Obiady, sprzątanie, dobra zupa. Co więcej mógłbym chcieć - żartuję bez obaw, że Remy mogłaby pomyśleć, że jest w tym chociaż odrobina prawdy. Większość rzeczy, które mówię to głupoty, więc na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że tym bardziej to. A potem nadeszła istna katorga bo zacząłem rozumieć jak czują się osoby, które się jąkają. A mianowicie FATALNIE. Naprawdę trzeba zacząć ich bardziej doceniać, bo życie z takim przekleństwem to wieczna walka ze sobą. Aż boję się cokolwiek odpowiedzieć Harmony, ale kiwam głową kiedy mówi, że nie powinna rzucać czarów. Jeszcze skończę bez możliwości gadania, a to byłaby strata dla całej ludzkości. Unoszę ze zdumieniem brwi na kolejny złoty pomysł mojej towarzyszki. - Jąk-k-k-kanie porównujesz do czk-k-k-kawki? - pytam i kręcę z niedowierzaniem głową, ale przyjmuję od niej butelkę wody i tak na wszelki wypadek. - Kt-t-t-o miał pecha? - zauważam, że używa liczby mnogiej podczas opowiadania swojej historii, ale chyba nie wiem o kim mówi. - I za to do zakazanego l-lasu? -pytam odrobinę zdziwiony. Już chyba po prostu zapomniałem (na swoje szczęście) jaki jest Patton. Słucham co mówi Harmny i chichram się delikatnie wyobrażając sobie jak to musiało wyglądać. - Antarktyda nie brzmi jak super miejsce na ferie. Tam w ogóle coś jest? - pytam i ze zdziwieniem zauważam też, że już nie jąkam się jak pojebany, ale postanawiam się nie cieszyć przedwcześnie. - A, plan? Mam rozpisany gdzieś - mówię i zaczynam uderzać się w poszukiwaniu kartki. Zafrasowany drapię się po głowie, bo wydaje mi się, że jednak zostawiłem go w dormitorium. - Ale nie ze mną. W każdym razie dziś chciałem mieć cheat day po raz ostatni, bo znowu jestem na dietach i takie tam... ej już się nie jąkam - nawijam jak katarynka w końcu mogąc dorównać gadatliwości przyjaciółki. - Nic nie słyszałem, naprawdę. Możesz puszczać gazy ile chcesz udaję, że nic nie wiem - gadam bardzo mądre rzeczy na poziomie, bo rozglądam się za jeszcze jakimś żarciem, może nie takim przez który znowu będę mówił jak szalony. - E....co? - pytam szczerze zdumiony, bo ja nic nie słyszę. Patrzę na gibającą się Harmonijkę nie mając pojęcia co zrobić z jej chwilowym szaleństwem. Podnoszę dłoń i dotykam jej czoła. - Nie masz gorączki. Po prostu straciłaś głowę - oznajmiam udając ton specjalisty.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- No to widzisz, wszystko w tej subskrypcji – ukłoniła się nisko, jak na swoje „staromodne” żarty przystało. – Abonament tylko dzisiaj w promocyjnej cenie trzydziestu gorących czekolad miesięcznie! – ogłosiła niczym telemarketer. Cóż było więcej rzec, on się jąkał, ona miała halucynacje słuchowe, wprost idealne warunki do wspólnego spaceru. Przynajmniej humor im dopisywał i żarty się ich trzymały, nawet w tak popromiennych warunkach. - Jesteś tak zdesperowany, że chciałeś, żebym ci pomogła zaklęciami, a na wodę kręcisz nosem? – zaśmiała się, kręcąc głową. – Weź chociaż spróbuj, jak zadziała to mi podziękujesz, a ja będę mieć swoje „a nie mówiłam”, co też wchodzi w skład abonamentu – wyszczerzyła ząbki i mrugnęła do niego. - Val, Artie, Jin no i ja – wyliczyła, prychając na wspomnienie o Krukonie. – Artie był tak oburzony, że on z tym nic nie ma wspólnego, że aż próbował dyskutować z Patolem. Chyba nie muszę mówić, że to nie poprawiło naszej sprawy? I tak oto wylądowaliśmy w zakazanym, no, ale przynajmniej wróciliśmy w jednym kawałku, więc nie ma tego złego – zachichotała, nie widząc powodu rozpamiętywania tego wyjścia w złym świetle, koniec końców przecież przeżyli niezłą przygodę, prawda?! Przy okazji powoli zaczęła zauważać, że jej przyjaciel już prawie w ogóle się nie jąkał. Ale nic o tym nie mówiła, w tej kwestii siedziała cichutko i tylko uśmiechała się do niego jak głupia coraz szarzej, unosząc na niego brew. - Zdziwiłbyś się, jak wiele rzeczy jest! Ominęło cię pływanie z olifantami! Wspinaczka na niesamowicie wysoki słup lodu tylko z linami i czekanami jak sprzętem! No i mamuty! – i chociaż się ekscytowała, to cały czas się mu przyglądała, czekając na piękną chwilę realizacji. – A pamiętasz smoczą trawę z imprezki? No, to tam rosły całe jej pola – nie mogła przestać chichotać, kiedy najpierw zauważył, że nie ma planu, a wciąż nie połączył kropek, że już przestał się jąkać. Na tym etapie Remy zatrzymała się w miejscu i skrzyżowała ręce na piersi, patrząc się na niego z tym głupawym uśmieszkiem i BARDZO zadowoloną z siebie miną. Aż w końcu sam chłopak się skapnąć, oh, jak dobrze, że na boisku miał dużo szybszy zapłon. – Ekhem! – odchrząknęła teatralnie, z uroczystym wręcz namaszczeniem poprawiła swoją spódniczkę, żeby równo na niej leżała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – A nie mówiłam? – prychnęła śmiechem. – A za rozszerzenie tego pakietu mogę dołożyć jeszcze „bo ja zawsze mam rację” – dodała błyskotliwie, by jeszcze raz zachichotać, nie umiejąc zachować powagi w tych wygłupach. – A wracając, w takim razie czuję się zaszczycona, że mogę spędzić z tobą ten ostatni cheat day. No i będziemy cierpieli obydwoje, przed zawodami też wszystko tnę. Taki już los sportowców, co? Co tam sobie w sumie zaplanowałeś? – zapytała, bo szczerze uważała za ciekawy temat jego diety. Samej będąc odjechaną na punkcie sportu, przykładała do takich rzeczy dużo wagi i chętnie wymieniała się różnymi tipami i wskazówkami. Zaśmiała się na jego żart, wywracając oczami. Głowy też raczej nie straciła, z tego co kojarzyła była całkiem na swoim miejscu, za to spojrzała na kubeczek czekolady bardzo nieufnie, kiedy nie tylko słyszała swoją muzykę, ale i widziała, jak latarnie zaczęły się do niej kiwać. - Jasne, jasne, zwalaj na mnie. Uważaj, bo zaraz stwierdzę, że coś mi tutaj dosypałeś – powiedziała żartobliwie groźnym tonem i zatrzymała się, żeby uważniej popatrzeć na okolicę. No jak nic lampy ruszały się do jednej z sekwencji kroków w jej choreografii. – Ty no serio, latarnie falują – załamała ręce, nie wiedząc, czy uważać tę sytuację za bardziej komiczną czy tragiczną, ostatni raz takie haluny miała w hashkomorze jaką sobie zrobiły na feriach. Cóż, chyba najważniejsze było do, że dobry humor przy tym wszystkim nie tylko jej nie opuszczał, ale i się nasilał. Jak można było się nie śmiać z tej komedii pomyłek?
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Pon Mar 27 2023, 09:32, w całości zmieniany 1 raz
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
- Jaki abonament co ty do mnie mówisz kobieto - śmieję się i równocześnie wyciągam ręce, by zmierzwić jej włosy, może dzięki temu przestanie gadać kocopoły. Może i przebywałem dużo wśród mugolskich dzieciaków, ale w życiu nie rozpoznałbym że udaje teraz telemarketera. Póki co jednak miałem poważniejszym problem. Jeśli okazałoby się, że jąkam się dłużej, mój brat nigdy nie przestałby się ze mnie śmiać, a tego bym nie zniósł! - No p-p-p-przecież spróbuję! Nie mam innej op-p-p-pcji... - jęczę i biorę od niej butelkę wody po czym próbuję jej zakryć ręką usta, żeby zatrzymać jej potok słów. Ale on się nigdy nie kończy, bo ta po chwili opowiada kolejną historię i marszczę brwi, żeby skojrzyć te obco brzmiące mi imiona, wyraźnie nie z Gryffu ani ze Slythu, bo stąd ludzi najbardziej znałem. Albo może nie w moim wieku. - Nie znam tych frajerów, powinnaś lepiej wybierać sobie towarzystwo, młoda damo - pouczam ją uprzejmie przy okazji wyzywają bardzo miło jej przyjaciół. Nie podoba mi się też że jakieś lamus Artie wykazał się przy niej odwagą wchodząc w utarczkę słowną z Patolem. Chcę przez chwilę rzucić dziecinne też bym tak zrobił, albo coś podobnego mądrego, ale duszę to sprytnie w sobie, bo przypominam sobie, że nie mówię prawdy. - Val kojarzę, ona nie jest żadnym farfoclem - uściślam tylko dlatego, że to w końcu psiapsi Remy. - Łoł, nie mogę uwierzyć że nie mogłem wejść na SŁUP LODU - mówię i kładę rękę na sercu, z miną jakby coś mnie naprawdę ugodziło. Nie mam pojęcia czym są olifanty i podejrzewam, że coś wyolbrzymia mówiąc o mamutach. Jedynie ta trawa mnie odrobinę przekonywała. W końcu też zauważyłem, że się nie jąkam, ale nic nie mówię, bo widzę że Harmonijka ma jakiś głupawy uśmiech i zaraz uzna, że to wszystko przez jej durną wodę, co z pewnością nie jest prawdą. I oczywiście tak jest. - Nie słucham cię! - oznajmiam najpierw grzecznie i kiedy ta dalej gada ja zaczynam uciekać by zamanifestować jej wymądrzanie się. Ale wkrótce ta gonitwa się kończy, a ta wypytuje mnie o moją dietę. Oczywiście z wielką chęcią zaczynam opowiadać o tym ile jem, co każdego dnia i wypytuję o jej, zgadując najpierw radośnie co może mieć, patrząc na to jak różnią się nasze treningi. A potem ta zaczęła słyszeć muzykę skądś i ja też zwalam to na czekoladę, skoro wcześniej wata cukrowa tak mną jebła. A tak szczerze już zaczynam się martwić trochę o Remkę, bo ja widzę że wcale nic nie gra ani się nie rusze. - Eee... może kurde, usiądziemy? - pytam już tym razem autentycznie zmartwiony. Delikatnie kładę rękę w jej pasie żeby troskliwie odprowadzić ją na ławeczkę.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Gdy zakrył jej usta ręką, zastanowiła się, czy nie chce przypadkiem w bardzo dojrzały i iście mistrzowsko komunikatywny sposób mu jej obślinić, tak jak to zwykle robiła, gdy w wygłupach starszy brat próbował ją w ten sposób uciszyć. Powstrzymała się jednak przed tym, choć trochę zachowując twarz na spotkaniu po przerwie, przecież zawsze mogła się po prostu nie dać zamknąć i paplać dalej, śmiejąc się przy tym w głos. Tym bardziej zaczęła chichotać, kiedy Fitz tak pięknie wypowiadał się o jej przyjaciołach. - Merlinie, ledwo co wrócił z przerwy i już się rządzi – wywróciła oczami w rozbawieniu. – Młoda panno?! – spojrzała na niego w pełnym politowaniu i prychnęła wesoło. – Daj mi jeszcze godzinę nocną i od razu szlaban za jej łamanie – zażartowała, kręcąc głową z niedowierzaniem. Ależ oczywiście, że to było przez jej WSPANIAŁĄ wodę! Wypłukał watę z ust i od razu przestał się jąkać, taka była genialna, co sobie będzie zaszczytów odmawiać?! I o nie! Nie będzie tak, że Fitz, który dopiero wrócił, też będzie się wymądrzać i zabierać jej tę jakże piękną asystę w pokonaniu jąkania. Toteż ruszyła za nim i chociaż miała zdecydowanie krótsze nóżki, energii do wygłupów miała za trzy osoby. Dobrze, że to jednak nie potrwało długo i przeszli do rozmów o jedzeniu. Można było się pogonić dla wyższej sprawy przyznania racji (szczególnie jak tę rację miała!), ale zdecydowanie najprostszym to nie było, gdy obraz jej dosłownie tańczył. Coś tam opowiedziała o swojej diecie, pomijając pewien drobny szczegół, że aktualnie nie istniała, bo i praktycznie nic nie jadła. Ograniczała się do elektrolitów i ewentualnych blendów warzywnych. Nie chciała nawet o gram podnieść swojej wagi przed zawodami, nie ważne jak głupie i mało naukowe by to nie było. - To chyba nienajgorszy pomysł – zaśmiała się z absurdu tych zdarzeń. Następnym razem trzeba będzie kupować u innego sprzedawcy. Co prawda nie kręciło się jej w głowie, po prostu słyszała muzykę i latarnie tańczyły, ale skoro widziała takie rzeczy, to nie miała zamiaru upierać się jak osioł, że zupełnie nic jej nie było. Dała się więc odeskortować, uśmiechając się do niego promiennie. - Jaki szarmancki – skomentowała wesoło. – Ale serio dziękuję za troskę. Trochę głupio jej było mówić, że kiedy usiedli na ławce, to wszystko tylko się nasiliło. Zamiast tego jeszcze raz rozejrzała się za powodem tej całej farsy, bo była pewna, że czuła się w pełni zdrowa i przytomna, sił miała, żeby wskoczyć teraz na miotłę i mieć cały trening, wcale nie kręciło jej się w głowie. Ale wszystko tańczyło! Wtedy zobaczyła pod ławką przedmiot… Flet? - A to co…? – sięgnęła po niego, a kiedy go chwyciła, wszystko magicznie ucichło. Prychnęła śmiechem, pokazując przyjacielowi winowajcę. – Ucichło! Widać koniecznie chciał być znaleziony – schowała go do torby, nie chcąc, żeby znowu w tak spektakularny sposób zaczął za nią wołać. Skoro już zrobił z niej wariatkę, to chociaż mogła coś z tego mieć. – No to chwal się – wyszczerzyła się do niego z zaciekawieniem błyszczących w jej zielonych oczach. – Oprócz ratowania dam z opresji i robienia najlepszych wejść na quidditchu co tam robiłeś, jak cię nie było?
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Pewnie nie miałbym nic przeciwko zaślinienia ręki przez Harmony i żadna w tym byłaby utrata twarzy czy coś tam. A tak musiała dzielnie znieść moje łapanie za mordę, próbując się wyrwać z moich ramion. - No, halo, trzeba zachować tu jakiś porządek, a nie łazisz z jakimiś nieznajomymi typami i nie widzisz w jakie tarapaty wpadasz - mówię wesoło i grożę jej palcem, jakbym faktycznie był jakimkolwiek autorytetem a propo dobrego zachowania. - No, dałbym, ale chyba do tego musiałbym być prefektem, a to mi nie grozi. Albo kapitanem! To mi mogłoby grozić, ale zdecydowanie wolę, że Ruby nim jest. Będzie w tym dobra - stwierdzam z przekonaniem i uśmiecham się na myśl o niskiej Maguire, która na pewno będzie nami przednio zarządzać. Oczywiście, niech mówi że to jej niesamowita energia, ale oczywiście specjalnie zwolniłem, żeby spokojnie mogła mnie złapać, bo jak wiadomo, straszny ze mnie dżentelmen. I jeszcze udaję niesamowitą zadyszkę po tym krótkim biegu. Dobrze dla niej, że nie powiedziała o swojej vendetcie a propo jedzenia, bo inaczej pewnie już bym ciągnął ją do restauracji i kazał wpierdzielać najcięższe potrawy. A tak, mogła chwilę jeszcze nic nie jeść i udawać, że to wszystko w porządku, robienie takich dziwnych bzdur. Oczywiście rozumiem kwestie sportowe, ale przecież mogłaby zasłabnąć na zawodach jeśli nie przestanie tak kombinować! - Nic nie robię za darmo - żartuję o mojej szarmanckości, macham brwiami zalotnie, chociaż tak naprawdę serio się martwiłem co ja kupiłem jej że takie rzeczy widzi i wygaduje. Może typ próbował ją naćpać jakimś zielem, a potem wykorzystać! A wcześniej ee... zająkać mnie na śmierć, żebym nie mógł jej bronić? Nie brzmiało to wiarygodnie w mojej głowie. Na szczęście moją gonitwę myśli i zmartwione spojrzenie odgania w końcu jakiś durny flet. Wzdycham z ulgą i kręcę głową na to co tu się dzieje. A wydawać się mogło, że to zwykła przechadzka po parku! - A po chuj go bierzesz! Pewnie jest jakiś przeklęty skoro tak cię wzywa! - oznajmiam i próbuję zabrać go Harmony, niezbyt przekonująco się z nią siłując. - A, no wiesz rozwalałem system, podrywałem mugolaczki, stałem się bożyszczem wizbooka... A tak serio to siedziałem w domu i miałem prywatne nauczanie, masę eliksirów i rehabilitacji. Więc jak widzisz nic tak ciekawego jak ty - tłumaczę rozpierając się na ławeczce i kładąc swoje długie łapska na jej oparciu.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Na całe szczęście nie przeszkadzało jej łapanie za mordę, a wyrywanie się z tej jakże strasznej opresji, było świetnymi wygłupami. - Nieznajomymi typami? – prychnęła, unosząc na niego brew w niedowierzaniu. – Oh, oczywiście, poprawię się. Zaraz ich wszystkich przyprowadzę na oficjalne okazanie – zażartowała, nawet nie komentując, że akurat Artie dołączył do szkoły w tym samym roku co ona. – Świeć nad nami wszystkimi Merlinie, jeżeli zostaniesz prefektem, bo tylko to nam wtedy zostanie – zaśmiała się, zaczepiając go, a zaraz posłała mu pełen przekonania uśmiech. – Akurat na kapitana byś się nadawał, z twoją wiedzą mógłbyś naprawdę dużo wnieść. Ale masz rację, Ruby na pewno będzie w to dobra. I coś czuję, że ona dopiero da nam ostry wpierdziel na treningach – oczywiście oprócz Marlenki, tej to już dała taki wycisk, że dziewczynie raczej do końca roku wystarczy. Nie dość, że z Fitza straszny dżentelmen, to jak się okazuje nie najgorszy aktor. Co do tego, że specjalnie dla niej zwolnił, Harmony by się nie domyśliła. Jedyne czego nie kupowała, to ta jego zadyszka, którą tylko skomentowała chichotem i krótkim komentarzem, żeby nie udawał, że tak się pod swoją nieobecność zestarzał, bo Ruby i tak mu na treningach nie odpuści. Aż złapała się teatralnie za pierś i głębiej wciągnęła powietrze, gdy oznajmił, że niczego nie robi za darmo. - A gdzie się podział gryfindorowy duch? Co ze szlachetnością i prawością?! – zaraz jednak wywróciła oczami i upuściła tę swoja małą grę, żeby bardziej pozaczepiać przyjaciela. – Schowaj brata do buta, bo wąż z ciebie wychodzi z tym „nic za darmo”. Kto by pomyślał, chwile w Hogwarcie go nie ma i już taki interesowny. Mam oczekiwać w następnych tygodniach faktury za ten szarmancki gest? – zażartowała. Cóż, jeżeli flet był przeklęty, to chyba tym bardziej nie powinna go zostawiać? Skoro do niej gadał, to może mógł też być mściwy? Raczej nie sądziła, żeby ten wyjątkowo rozmowny instrument miał złe intencje, z drugiej strony jednak nie spodziewała się, że umiał wywołać halucynacje. - Spacer za dnia i egzorcyzmy nocą? – zaproponowała ze śmiechem. – A tak serio, to jak go nie wezmę to pewnie znowu zacznie mi haluny odstawiać i jeszcze byś mnie musiał nieść do tego Hogwartu z powrotem. A za to, to już się chyba nie wypłacę – posłała mu łobuzerski uśmiech, pakując magiczny instrument. Zawsze mogła go później pokazać profesorom od wróżbiarstwa. – Skazać cię na takie nudy, straszne – pokręciła głową z niedowierzaniem. – W takim razie będziemy to musieli koniecznie nadrobić, jeszcze trochę twój poziom adrenaliny spadnie i staniesz się Krukonem! Takiego ciosu to już żadne z nas nie wytrzyma – aż się wyprostowała i przyłożyła obie ręce do piersi z przejęciem, by zaraz znów się zaśmiać, opadając plecami na ławkę. – I nie myśl, że to tylko żarty – posłała mu „groźne” spojrzenie. – Trzeba cię wyrwać na jakąś porządną zabawę!
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
- No i w końcu mówisz z sensem. Chociaż wiesz co. Nie przyprowadzaj mi ich i tak mi się nikt nie spodoba - stwierdzam na początku z entuzjazmem, a potem z udawaną totalną obojętnością wobec ziomków Harmony. Na pewno nie są równie fajni i rozrywkowi co ja... chyba. Robię za to oburzoną minę kiedy ta twierdzi, że nie byłbym dobrym prefektem. - No wiesz co! Żaden szczyl by mi nie uciekł gdybym patrolował korytarze! - zauważam bardzo bystro, bo przynajmniej znalazłem jedną rzecz w której mógłbym się faktycznie odnaleźć jeśli chodzi o bycie prefektem. Nie komentuję jej komplementu o sobie jako kapitanie, jedynie trącam ją zaczepnie łokciem i kiwam głową kiedy potwierdza moje słowa o Ruby. Stwierdzam po mojej fejkowej zadyszce, że już za późno, bo jestem stary jak świat. A potem wywracam oczami na jej komentarz, dokładnie tak jak ona na mój. Mam wrażenie, że zawsze jak chce wtrącić jakiś zadziorny żart, niesamowicie dobrze mnie przed tym stopuje, ale nie wiem czy celowo czy tak po prostu wynika z jej charakteru. - Już dobra. Widzisz, nic nie można poprosić bo już się przypierdalasz z fakturami. I jak tu zaimponować kobiecie nutką przedsiębiorczości - mówię dramatycznie z westchnieniem. Naprawdę to ja powinienem być w kółku teatralnym tyle kocopołów opowiadam przy każdym spotkaniu. Oczywiście moja rady, jak grochem o ścianę, odrzucone w błoto, no i co mam zrobić, nie wyrwę jej fletu z rąk. - To go połam - proponuję, bo naprawdę nie sądzę, że coś co przyzywa ludzi bezpodstawnie jest dobrą rzeczą do zgarnięcia. - Jestem silny, wszędzie doniosę takie chuchro jak ty - stwierdzam z pewnością siebie, odwracam się do niej tyłem, przybieram na ławce postawę jakbym był gotów, by wskoczyła mi na plecy. - Och przestań, nie bluźnij. Dobrze wiesz, że nigdy nie mógłbym być krukonem. Ani nie jestem mądry ani nudny jak flaki z olejem i do tego kompletnie nijaki... - zaczynam niby komplementem, a kończę bardzo wesoło na oblegach wobec tego domu, który kiedy ja jeszcze byłem w szkole co raz wygrywał jakiś puchar domów. - To są pierwsze mądre słowa które dziś powiedziałaś! Trzeba mnie zabrać na jakąś niesamowitą imprezę. Może ty urządź? Albo po prostu zaproś mnie na randkę do baru - rzucam sobie wiele propozycji, licząc że na jakąś się skusi.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Zrobiła minę w stylu „that’s what i’m talking about” zarzucając przy tym dla podkreślenia efektu rękami. - No właśnie! O to chodzi! Miałabym przerąbane z tobą jako prefektem! No… Chyba że dałbyś mi jakieś fory za znajomość – puściła mu oczko. Gdyby wiedziała, że właśnie przeszkodziła we wtrąceniu jakiegoś żarty czy uwagi, pewnie od razu by przeprosiła i zachęciła do kontynuowania. Taki był już jej charakter zadziory, jeżeli widziała gdzieś okazję do żartu bądź zaczepki, to szybko ją wykorzystywała. - Oh ależ to proste! – teatralnie zakręciła włosami na palcu. – Przedsiębiorczym rozkładaniem sił na następnym meczu, kobietom od tego trzęsą się kolana i serca – zapewniła z największym przekonaniem. Cóż, gdyby próbował jej wyrwać flet, pewnie użyłaby doskonale przetrenowanego manewru, który do perfekcji opracowała przy bracie, czyli opleść się wokół rąk jak małpka i nie puszczać. Całe szczęście nie próbował tego zrobić, nie wiadomo dla kogo skończyłoby się to gorzej, ale była się w stanie założyć, że na pewno nie dla fletu. - Cóż, w takim razie chyba nie będę ci przeszkadzać w wykazywaniu się – wyćwierkała zaczepnym głosem i sprawnym ruchem wskoczyła mu na plecy, oplątując wokół jego szyi ręce, a na talii nogi. Zaśmiała się w głos, gdy Fitz faktycznie poszedł przed siebie. Do samego końca nie była pewna, czy to zrobi, czy zażartuje sobie z niej, żeby z niego złaziła, tudzież w opcji trochę gorzej, że ją zrzuci. A jednak, jak było widać, miał tyle poczucia humoru i pewności siebie, by się nawet nie zawahać. Harmony też wcale nie była skrępowana, po prostu świetnie się bawiąc i chichrając w zachwycie. Nie spodziewała się darmowej przejażdżki na baranach, ale na pewno nie zamierzała narzekać. - Nigdy nie nazwałabym cię nudnym! – powiedziała z oburzeniem, rozkładając na chwilę ręce na boki i zaraz znów się go złapała, bo jednak nie było co ryzykować potłuczonym tyłkiem dla gestykulacji. – Ale pod jednym względem pasujesz! To ty mógłbyś grać w finale! – jeszcze raz skomplementowała jego umiejętności w quidditchu. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie zdziwiła się na tekst o randce. Ale cała reszta jego wypowiedzi miała tak lekki ton i była tak frywolna, że uznała je za zwykłe zaczepki. - Impreza w sierpniu, moje urodziny, nie próbuj nawet zapomnieć! Będzie zabawa i bar w jednym! – powiedziała bardzo poważnie. – A teraz… Cóż, teraz trzeba coś wymyślić. Nie możemy ci się dać nudzić tuż po powrocie, prawda?
+
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
- Żadnych forów bym Ci nie dał, Seaver! - krzyczę żartobliwie i robię groźna minę, jakbym faktycznie miał jakiekolwiek predyspozycje do tego by zostać poważnym i groźnym prefektem. Pewnie większość uczniów wypuszczałbym i kazał uciekać jak tylko widziałbym na horyzoncie innego nauczyciela. Nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem, kiedy Harmony bardzo zabawnie komentuje atrakcyjność mojego pomysłu. Chciałem powiedzieć coś jeszcze mądrego, ale aż trochę tracę animusz i tylko chrząkam pod nosem. No i oczywiście potem kiedy bardzo zabawnie rzucam kolejnym tekstem Harmonijka nagle faktycznie zaczyna mi się ładować na plecy. Ze zdziwieniem przyjmuję ją na swoje barki. Oczywiście była leciutka jak piórko. Wstaję więc i zaczynam łazić sobie z dziewczyną na plecach, chichoczę równie mocno co ona, czasem udaje, że zsuwa mi się z pleców, albo wydaję dźwięki jakbym miał na barkach ciężar świata. - Uf! Całe szczęście - mówię i całe szczęście, że z powrotem się mnie złapała, bo już faktycznie udawałem, że mdlałem, o mało tam nie upadając na chodnik razem z Remy. - Co mnie tak komplementujesz z tym graniem, Remigiusz, przecież nawet nie widziałaś dobrze czy może nie zapomniałem wszystkiego przez ten czas - zauważam, ale mimo wszystko uśmiecham się pod nosem. - Zapraszasz mnie na imprezę... w sierpniu. Nie wiem czy mam czuć się urażony takim terminem czy co... - jęczę do niej. Zauważam, że nie odpowiedziała wprost o randce, ale jej kolejna wypowiedź moim skromnym zdaniem zasugerowała, że nie ma nic przeciwko. Dlatego postanawiam nie drążyć tego aż tak i nie zapeszać. - Obiecuję, że nie będziemy się nudzić! - krzyczę wesoło i biegnę odrobinę szybciej z przyjaciółką na barkach.