Osoby: Lysander i @Bianca Zakrzewski Miejsce rozgrywki: Hawaje Rok rozgrywki: Lato 2019 Okoliczności: Lys i Bianca spędzają wesołe wakacje w towarzystwie ojca, macochy, dwojga najmłodszego rodzeństwa - sześcioletniego Othella i czteroletniej Cressidy, a także adoptowanej w Etiopii dziewięcioletniej Sisey.
Leżąc na leżaku znajdującym się na rajskiej plaży przypominającej raczej zdjęcie z pocztówki niż prawdziwe miejsce czułem się jakbym wrócił do czasów kiedy ja i Bianca zjeżdżaliśmy cały świat podróżując u boku naszego ojca. To było niesamowite przeżycie - znów spędzać swobodny, pozbawiony zmartwień czas z jedną z najbliższych dla nas osób. Przeszkodą nie była nawet Thalisa, za którą od zawsze średnio przepadałem, a także nasze młodsze rodzeństwo, które swoją energią i nieopanowaną jeszcze mocą magiczną przypominało raczej huragan, a nie grupkę uroczych brzdąców. W gruncie rzeczy podziwiałem ojca, że ma jeszcze tyle cierpliwości - w końcu nie tak dawno przekroczył pięćdziesiątkę, a ja mimo, że byłem od niego ponad dwa razy młodszy nie miałem nawet ułamka jego samozaparcia i siły do zabawy z tymi małymi potworkami słodziakami. Gdy ojciec i macocha próbowali opanować tę gromadkę, ja wygrzewałem się w słońcu popijając mleko kokosowe i z uśmiechem spoglądając na moją siostrę. Byłem zapracowany, zresztą ona też, poza tym dopiero co skończyła studia - do niedawna nie mieliśmy zbyt wiele czasu dla siebie, nie mówiąc już o czasie spędzonym w większym rodzinnym gronie, dlatego cieszyłem się, że teraz możemy skorzystać z chwil razem, tym bardziej w takim pięknym miejscu. - Jak Ci się tu podoba? - zapytałem z szerokim uśmiechem.
Gdyby ktoś ją zapytał czego potrzebuje w ostatnich miesiącach, zdecydowanie byłyby to właśnie wakacje. Już dawno nie czuła się tak rozluźniona jak w tej chwili i czuła, że to definitywnie spełnienie jej aktualnych marzeń. Rzecz jasna miała inne, które wymagały od niej czasu, jednakże nie chciała myśleć ani o swojej pracy, ani o dorosłym życiu, które zacznie zaraz prowadzić, bowiem przyszłość, nieco ją stresowała, a siedząc ze szkicownikiem na plaży, nie zamierzała się stresować – zamierzała odpocząć. Patrzyła na swojego, wygrzewającego się w słońcu, brata i przygryzała koniec ołówka. Już milion razy go próbowała narysować i nigdy nie była zadowolona z efektu. Nie działał na nią urok wila, który Lysander w sobie miał, ale starszy Zakrzewski był bez wątpienia niezwykle przystojny. Mrużyła oczy, patrząc na jego przeplatane słońcem włosy. Pojaśniałe pasemka, a przy karku ginące w ciemniejszych tonach. Surowa umbra i żółć neapolitańska z domieszką bieli, tak podobne do tych co ona sama posiadała, a jednocześnie nie sposób ująć ich odpowiednio. Czuła się dobrze, naprawdę dobrze, niczym w przeszłości kiedy podróżowanie z ojcem i Lysandrem było codziennością. Na jej wargach błąkał się delikatny uśmiech, kiedy poprawiała swoje wysoko spięte blond pukle. Podniosła wzrok na bawiące się przyrodnie rodzeństwo i ojca z żoną, próbujących je jakoś utemperować. Przypomniała sobie, kiedy sama była takim brzdącem, choć wszystkie wspomnienia z tamtego okresu były niewyraźne. Wróciła spojrzeniem do swojego szkicu, jeszcze raz patrząc na Lysandra. Może powinna posłużyć się bielą tytanową, żeby uzyskać odpowiedni odcień i sposób, w jaki odbijają promienie słońca? – Zamierzam już nigdy stąd nie wracać. – odparła i wyszczerzyła się doń jak mała dziewczynka, po czym skierowała twarz do słońca, napawając się ciepłem jego światła. Jej słowa były szczere, zamierzała zostać w tym miejscu na zawsze, najlepiej zapętlając tę chwilę w nieskończoność, nie chciała wracać do codzienności. Tym bardziej poczuła się zdeterminowana, by uwiecznić ten moment. Przerzuciła kartkę w szkicowniku i niedbale zaczęła rysować obrazek przed sobą. Ojca, Thalisę i trójkę niesfornych dzieci, chcąc oddać dynamikę tej chwili. Kiedy skończyła, uniosła swój wzrok i ujrzała kilka dziewcząt, ubranych w hawajskie spódniczki, zerknęła ponownie na Lysandra. – Zgodnie z hawajskim duchem powinieneś ubrać spódniczkę z trawy. – parsknęła, wyobrażając to sobie, ten obraz już nigdy nie opuści jej głowy.