W głębi kuchni znajduje się ukryte przejście, prowadzące do obszernego pomieszczenia wypełnionego charakterystyczną wonią wina i drewna. Zamieszkuje tutaj zbuntowany skrzat, Irek, który postanowił zrobić specjalny magazyn alkoholu dla swoich ulubionych uczniów. Jest on bardzo poczciwym stworzeniem i choć łatwo się denerwuje, to jeśli tylko wie się jak, da się go udobruchać. Pod ścianami stoją zamknięte na klucz szafki z różnymi butelkami, żeby do którejś się dostać, trzeba poprosić o to Irka. Ponadto, czasem są tu organizowane mocno zakrapiane imprezy, ale jedynie dla wybranych osób, więc trzeba się starać żeby na jednej z takich zagościć.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Weszły tutaj z Elliott bez trudu. Iryk od razu rozpoznał Morgane i ucieszył się na jej widok.. Normalnie nie jak skrzat! - Co Chcecie? - Zapytał zaciekawiony co tym razem wymyśli dziewczyna. Ta zaś popatrzyła na Elliott. Morg pokazała jej wszystkie tutaj zebrane trunki. - Co wybierasz? - Spytała przyjaciółki z udawanym przejęciem. Były jej w sumie obojętne co pije, a jak juz pije to by się upić. - Aaa i powiedz mi co to za eliksir! - Wykrzyczała. Usiadła przy jakimś oblanym przez alkohol stoliku.. Tak czuć tutaj klimacik imprez.
Uśmiechnęła się do skrzata. - Witaj Irku. Jestem Elliott. - Dobry, dobry. - Odpowiedział trochę niecierpliwie skrzat. Spojrzała więc na półkę z napojami. - Sherry. Skrzat podał jej bez słowa szklaneczkę i spojrzał na Morg. - No nie wiem, nie wiem. Wiesz... to trochę nie wychowawcze z jego strony. Wszak nie jestem jeszcze pełnoletnia. Możesz zgadywać. - Pokazała jej język i przysiadła naprzeciwko niej.
Ostatnio zmieniony przez Elliott Redbird dnia Nie Lut 06 2011, 20:04, w całości zmieniany 1 raz
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Dała kuksańca w bok przyajciółki. - W końcu to zbuntowany skrzat, prawda? - Zaśmiała się. Wbiła usta w szklankę z alkoholem. Nawet sposób w jaki go podawał był prymitywny. Szklanka do ognistej.. Ueh. Trudno! Jak pić to pić i to dużo. Morgane nie chciała dawać złego przykładu przyjaciółce.. ale ten jeden raz. Skrzat sam coś popijał. Jakies wino chyba. Miało to coś kolor czerwony jak krew.. Morgane wzdrygała się tym, ale nadal jej usta tkwiły w szklance dopóki nei była pusta. Iryk przyniósł po prostu dwie butelki i coś powiedział takiego jak "na zdrowie" i po prostu je zostawił same zamykając bar. Morgane wiedziała gdzie są klucze. Bezpiecznie pod doniczką umazaną w czyjiś wymiocinach... Umm pysznie.
- Taak... wyjdzie mu to kiedyś na zdrowie! - Zaśmiała się i przypatrywała się skrzatowi. Sam sobie coś tam popijał. Po chwili po prostu wyszedł, zostawiając im dwie butelki sherry. Wypiła za jednym zamachem to, co było w szklance i bez bawienia się w kulturalne popijanie ze szklaneczki, otworzyła o krawędź stołu rzeczone butelki i postawiła ją przed sobą, wpatrując się w płyn w niej spoczywający. Uśmiechnęła się do siebie, po czym mruknęła cicho. - Eliksir na kaca. - Z uśmiechem wpatrywała się w Morgane.
Cheri, cheri lady Going through a motion Love is where you find it Listen to your heart
Zanuciła, ale nie po pijacku, tylko normalnie. Zazwyczaj zwykłe rzeczy kojarzyła sobie z piosenkami. Jakoś lepiej się wtedy przyswajały.
Ja też już lecę. Doobranoc ^^
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Ty genialny jest twój tata! - Powiedziała z entuzjazmem. Mogły teraz pić i rano nie bac się kaca. Jak Morgane go nie lubiła.. Brała wtedy dużo mugolskiej aspiryny, a i tak nie działała. Wzięła dużego łyka z butelki. Powoli świat stwał się śmieszny i prosty. - Może kiedyś go poznam, co? - Zaśmiała się. Iryk chyba się pomylił zostawiajac je same z takim eliksirem.. Przecież one wypiją całe jego zapasy! //Dobranoc. Śpij dobrze :przytul://
- Czasami ma takie przebłyski. - Zachichotała. - Jak będziesz chciała, to chętnie cię wezmę do siebie na trochę w wakacje. Ale mimo że jest kochany, wierz mi... dziwność, jeśli odziedziczyłam ją po kimś, to właśnie po nim. Wybuchła śmiechem. O tak... nie przypominał ojca w swoim zachowaniu. Bardziej starszego brata, który przymyka oczy na pewne sprawy i z którym można pogadać o wszystkim. Skrzat chyba naprawdę musi ufać Morgane, skoro je tutaj zostawił. Z ich głowami i eliksirem dadzą radę obalić więcej niż jedną butelkę. Świat jak na razie pozostał, w mniemaniu Elliott, nawet normalnie. Jedynie co, to przestała myśleć o przykrych sprawach. Uniosła butelkę. - Za nas, moja droga i za nasze marzenia!
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Starałą sobie wyobraził staruszka zachowującego się jak Elliott. Z większą dawką dziwaczności. Przekrzywiła główkę, bo nie potrafiła sobie tego wyobrazić. - Muszę twojego starszego poznać, bo jak narazie to wyobrażenie jego jest dla mnei jak czarna magia.. - Zrobiła wielkie oczy. W końcu coś tam umie z czarnej magii, ale wolała się nie przyznawać Marzenia? Morgane chyba takowych nie miała. Szła przez życie tak, by się w nic nie wpakować. Tylko. - Za nasze marzenia - Powiedziała z mnieszym entuzjazmem niż Elliott, ale za to jak się napiła.. Wróciły do niej starsze słowa. - Wiesz ja mam swoją własną kawalerkę.. ale z chęcią skorzystam z tej opcji na wakcje - Uśmiała się. //Kochana będę gdzieś wieczorem.. Może o 20//
Ojciec Elliott wcale takim staruszkiem nie był. Miał z 42 lata może. Toż to jeszcze nie starość! Był przecie w kwiecie wieku czy jakoś tak. Jej akurat łatwo było sobie przypomnieć jak to jej ojczulek tańczył kiedyś na stole albo dolał matce do herbaty eliksir, po którym ta miała włosy koloru jej ukochanych wrzosów. Ale był on przede wszystkim człowiekiem mądrym, choć miał duszę dziecka. Umiał wymyślić naprawdę przydatne rzeczy. - Wystarczy, że ujrzysz o 26 lat starszą mnie w roli męskiej. - Wyszczerzyła się. - W takim razie jesteśmy umówione. Elliott wręcz żyła marzeniami, bo co jej w sumie pozostało? Niewiele. Uważała, że marzenia są częścią duszy. Upiła trochę alkoholu i skrzywiła się minimalnie. //W porządku ^^//
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zaśmiała się automatycznie ze skrzywienia przyjaciółki z powodu alkoholu..Sama pewnie nie wyglądała lepiej. Przeciągnęła się. Chyba była już senna. Napiła się kilka łyków i przymucowała się twarzą do śmierdzącego stołu. Jak od razu odskoczyła z przerażenia tego zapachu! - Elliott nie wąchaj nigdy tego stołu! - wykrzyczała z obrzydzeniem. Pewnie teraz jej przyjaciółka zacznie się śmiać z Morg.
Otóż to. Elliott wybuchła śmiechem, widząc minę przyjaciółki. - Okej. Pooostaram się. - Kiwnęła energicznie głową. Oparła głowę na rękach i wpatrywała się w "martwy punkt" tuż nad głową Morgane. - Mooorg, poowieedz mii cooś cieekaweegoooo - nieświadomie zaczęła przedłużać samogłoski. Zresztą... trudno się dziwić, że sherry zaczęło działać. Butelki były pół litrowe, a ona wypiła już jedną trzecią.
//Aż się przestraszyłam, że już 20 :face: //
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
W głowie już jej huczy.. Świat wiruje. Co ciekawego? - Rzykac mi się chce! Mas na to eliksir? Cekawe, nie? - Raz zmiękczała słowa raz były twardsze. Zazwyczaj jej na mowę nie padało, ale cóż.. Jak to jest, że ludzie po pijaku siebie rozumią? Magia, magia... Schyliła głowę pod stół chyba faktycznie zwymiotuje. Miała już jeden odruch, ale powstrzymała się. - Eeee.. .Ten twój eliksir odtzreźwia? - zaśmiała się w dość żulerski sposób.
- Aaa... Too bardzo, ale to bardzo cekawa sprawa - pokiwała głową ze zrozumieniem. - Dooskonale cię rozumieeem. Ale przykro mi - czknęła - eliksiru na niestrawność nie wzięłam ze sobą. Próbowała zapić czkawkę alkoholem, ale to chyba pogorszyło sprawę. Nie wiadomo dlaczego, ale się zaśmiała. Człowiek pijany, to człowiek dziwny. A przecież każdy kto zna Elliott wie, że nawet na trzeźwo nie jest ona osóbką w pełni poczytalną, a co dopiero teraz. - Moorganeee? Wyrzygałaś się juuż czy jesszczee się trzeymaszzzzz? A eliksir nie odtrzeźwia, tylko niszyczy kaca chyba. Nie wiem...nie próbowałam goo.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Podniosła łeb na poziom Elliott. - Nie bede wymiotować! - Kołowała się. Ojjeku.. Czyżby Elliott nigdy wcześniej nic nie piła? Jeśli tak było to Morgane rano będzie miała wyżuty sumienia. . - Eeee.. Młoooda ty nigdy nie piłaś? - Podniosła brwi i popatrzyła na przyjaciółkę takimi w pół zamkniętymi oczami. Nadal się bujała. Pstryknąć ją w plecy i by wywaliła się do przodu. Trudno. Film się urwał. Za dużo alkoholu. Morgane wyszczerzyła się do przyjaciółki i wskoczyła na stół. Wzięła butelkę i zaczęła tańczyć. Śpiwała coś; "Maia hu, Maia ha, Maia ha ha. Wreś ta wreśsie numa numa je numa numa je.. Ki pudelści... numa je". Co w orginale brzamiało inaczej; "Ma-ia-hii Ma-ia-huu Ma-ia-hoo Ma-ia-haa Vrei sa pleci dar nu ma, nu ma iei". Grupy The O Zone - Dragostea Din Tei. Chyba to co śpiewała Morgane przypominało tylko rytmem tą piosenkę... jednak gdyby się wsłuchać można pomyśleć, że ona rozumie ten ich popaprany język. //Po proostu //
- Oczywiśsie, że piłam. - Spojrzała na nią z wyrzutem. - Tylko nigdy, ale to nigdy - uniosła palec wskazujący do góry - nie tyle, zeby go potszebować... Język jej się plątał, ale nie była jedyna. Morg wskoczyła na stół i zaczęła tańczyć. Próbowała się skupić, ale słyszała tylko jakieś szumy i niezidentyfikowane dźwięki. - "Maia hu, Maia ha, Maia ha ha. Wreś ta wreśsie numa numa je numa numa je.. Ki pudelści... numa je Co to w ogóle znaczy? Wzruszyła tylko ramionami i zaczęła podkładać Morgane bit, uderzając rękami o stół. Morgane strąciła nogą jej butelkę, a Elliott nie zdążyła jej złapać. Popatrzyła tylko na rozlaną butelkę, potem na Morg, potem na jej butelkę. - O żesz ty! Moja butlka! Mooorg! - Odezwała się dopiero po dłuższej chwili wpatrując się w przyjaciółkę, jak w morderczynię. - Zabiłaś Heńka! Przeciesz ja jusz noc poślubną szykowołam!
// //
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Po wywaleniu butelki Morgane upadła prosto na krzesło w taki sposób jakby chciała być ninja i usiadła na nim idealnie. - Takie piękne dzieci by były... - Zaśmiała się. Bawiło ją wszystko. Ruszyłą tyłek z miejsca. Tak się kołowała, że raz wywaliła się w doniczkę.. Na szczęście nie na tą która była cała w wymiocinach. Jej swterek (na szczęście nie nowy) był cały w ziemi. Otrzepała ubranie i poszła do magazynu alkoholu. - Chyba się nie obrazi jak wezmę jeszcze. Nie? - Spytała przyjaciółki. Nagle gdy chciała już otworzyć klamkę. Coś tam usłyszała. Drgnęła. Zachowała zimną krew i otworzyła drzwiczki. Wyskoczył na nią jakiś kot równie wystraszony jak ona. Morgane z całego tego strachu nie wytrzymała i jej żołądek wypuścił z siebie pięknego pawia na kota.. Uch już widzę śmiech Elliott. - O rzesz kurde! - Wymamrotała. Gdy zobaczyła kota z zniesmaczoną miną zaczęła się śmiać z lekką chrypką jakby się napiła wódki i wapaliłaby z dwie paczki papierosów.
Morg właśnie pokazała jak to można rzucić szkołę i zostać ninja. Cudowna sprawa. - Byłyby, były. Gdyby nie to, że teraz już nie ma szo o nich mówić. - Zrobiła naburmuszoną minę. - No, ale w końsu on by nie chciał, żebym się szmuciła szy soś, więc chętnie się przykoleguję do kogoś innego. Wyszczerzyła się pijacko i obserwowała poczynania Morgane. Zmarszczyła brwi i walnęła głową w stół. - Jestem takiii saaam, jak palec albo soś taaaam - zaczęła zawodzić cały czas obserwując przyjaciółkę. Wybuchła głośnym, histerycznym śmiechem, kiedy kot został obrzygany przez dziewczynę. W sumie nie było to nic śmiesznego, ale no błagam! Jak on wyglądał. - Chłoooostoczyść - mrugnęła wymachując różdżką w kierunku kota, żeby do oczyścić. Niestety... coś pokićkała i osmoliła sobie całą twarz. Zaczęła się chichrać.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Kot wyskoczył wystraszony hukiem spowosowanym przez różdżkę Elliott gdzieś za otwarte okno. Usłyszały tylko mocne plasknięcie.. Czyżby kotek skończył ze sobą z powodu swojego wyglądu? Na to wygląda? Albo zaczął łzawić tak, że się oślepił przez mroźne powietrze. Morgane nawet nie zauważyła, że nie ma już przy niej kota. Wyjęla dwie kolejne butelki. Tym razem wina czerwonego, że ona kocha to wino i nie ma zamiaru jego zbeszcześcić wzięła dwa kieliszki. - Częęęstuuuuj seeee - Wróciła do przyjaciółki. Nalała sobie wina tak, że wylała po za kieliszek. Roześmiała się. Popatrzyła ostatnio raz na przyjaciółkę ii.. Zachwiła się tak aż położyła głowę na oparciu i zasnęła.
Dokończyła kieliszek, który podała jej Morg i spojrzała na przyjaciółkę, która spała w najlepsze. - Tak też można... - wyjęła z torby jasiek i położywszy go na stole, zasnęła. Oczywiście, drugi podłożyła pod rudą główkę Kruonki. Nie chciała, by biedaczka się zadusiła tym okropnym zapachem. Pochrapywała cichutko. Nie obchodziło jej kompletnie nic.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Chrapały tak obydwie kilka godzin. Przespały cały dzień... Noc trwała bardzo długo.. Około ósmej rano Iryk wrócił do baru. Dźwięk starego zamka musiał wypełnić całe pomieszczenie. Wystraszył się widokiem dziewczyn, a później zaczął się głośno śmiać. Niestety nie obudziło to ich. Posprzątał po nich. Na koniec podszedł do stolika dziewczyn i zaczął klaskać. - No brawo! Brawo! Niezła impra była... Kota mi zabiłyście... - Zaczął krzyczeń.. Niby się śmiał, ale było widać, że jest czerwony. Morgane powoli się budziła...
Kiedy skrzat zaczął krzyczeć, Elliott powoli podniosła głowę i otworzyła oczy. - So? O so chodzi? - Popatrzyła zdezorientowana na niezadowoloną minę Irka. Powoli docierały do niej jego słowa. Wskazała oskarżycielsko palcem na śpiącą jeszcze Morgane. - Na mnie nie patrz, to ona! - Mówiła naburmuszonym tonem. Nagle w głowie coś jej fuknęło. - O rzesz kur... - widząc minę właściciela baru, uśmiechnęła się niewinnie - ...czę. Zachichotała, ale zaraz przestała. - Żadnych gwałtownych ruchów - mówiła po cichu do siebie, sięgając po buteleczkę z eliksirem. Wypiła połowę, zostawiając resztę przyjaciółce. Od razu poczuła się lepiej.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Trzymała się nisko stołu.. Jak jej miło było, że przyjaciółka dała jej jasiek. Otworzyła oczy i popatrzyłą na Elliott. Wzięła szybko eliksir. Wzięła też swój na energię i podała przyjaciółce. - Przepraszam Ciebie Iryku.. - Powiedziała rozpaczonym(udawanym) tonem głosu. Wstała i zaczęła sprzątać czarami to co jeszcze nie zauważył Iryk. - I czego się martwisz? Przecież bywało gorzej z innymi - Zaczął się śmiać z Morgane... Dziewczyna przypomniała sobie opowiastki Iryka.. Takk CO tutaj się działo to nic w porównaniu do Morg i Elli. - No tak.. ale znasz mnie i wiesz, że jestem odpowiedzialna - Stuknęła się w głowę. Elliott w końcu nie była pełnoletnia! Syknęła z powodu swojej nieodpowiedzialność.. Iryk zaczął się jeszcze bardziej śmiać, aż spoważniał. - No już zmykajcie!! - Wrzasnął nagle - Będe mieć innych gości! Do następnego razu - Okropnie donośnie się zwracał do dziewczyn. Morgane ukłoniła się i pomogła wstać Elliott. Jak Iryk miał dobry humor to było to dziwne. Wolała szybko zniknąć mu z oczu. //Napisz gdzieś . Zdaje się na twoje pomysły...//
Irek był niezmiernie szczęśliwy, że wraca już do domu. Oczywiście bardzo mu się podobało w Rumunii, jednakże nie chciał tam dłużej być. Za dużo bolesnych wspomnień. Wszak tam się urodził i to właśnie w tamtym miejscu zaginęli jego rodzice. Aż się łezka w oku zakręciła. Tak więc od razu skierował swoje kroki do baru, aby przywitać się z ziomem. No i sobie wypić jedną buteleczkę. Dobrze, może dwie. A z resztą, trzeba zrobić imprezę, więc nie będzie jedynym trzeźwym osobnikiem! O, to mu przypomniało, że musi się spotkać z elitą. Ach, ci ludzie są tacy cudowni... Wszedł do swojego lokalu (o ile to miejsce można tak nazwać) i co zobaczył ? Ogromny bałagan! Zostawił to miejsce na tydzień i co ? Ziomek się nie postarał i kogoś wpuścił! - ZIOMEK! - wrzasnął. Z zaplecza wylazł chwiejnym krokiem skrzat. Zupełnie wypity, trzeba dodać. Błyskawicznie się znalazł u jego boku. Miał ochotę wypruć mu flaki. - Wiesz co oznacza słowo sekretny, jełopie ? - zapytał. Ten coś mruknął, a do nosa Irka dostał się zapach alkoholu. I to z jego baru. Sprawdził w kasie czy są pieniądze. Ten dureń nie zapłacił. Tego było za wiele. - Kto tu był ? - wysyczał. Jeśli sądzisz, że kiedykolwiek widziałeś skrzata w złym humorze to jesteś w błędzie. Teraz był. Krew mu się gotowała na samą myśl, że jakiś intruz tu wchodził. Owszem, wiedział, że to nie elita, bo oni się bez swojego szefunia nie bawią. W dodatku nie zrobiliby takiego syfu, a nawet jeśli to.. To by grzecznie posprzątali. Całe przesłuchanie ziomka trwało z trzy godziny. Za nic nie chciał powiedzieć kogo, do diabła, tu wpuścił. Aż w końcu się dowiedział - urocze niewiasty o imieniu Morgane i Elliott. Żeby choć odrobinę były ładne. Ale nie, wpuścił do "Baru u Irka" po pierwsze - osoby nienależące do zacnej elity, a po drugie - nawet po sobie nie sprzątnęły. - Irku... - wyjęczał ziomek. Ach, więc to nie wszystko! Te potwory zrobiły coś jeszcze. Słucham ? Zabiły ci kota ? NAZWAŁY MNIE IRYKIEM ?! Dobrze, że nie Irytkiem, do cholery! O tak, trzeba zawiadamiać elitę i dać im popalić. Ugryźć je, ugryźć je! Jak postanowił tak zrobił. Wysłał listy do swoich zastępców, a raczej zastępczyń (swoją drogą, mało chłopaków jest w elicie!) i cierpliwie czekał aż zjawi się cała ekipa.
Dokładnie. Im jakoś udawało się obejść bez brzydkich epitetów, po których obrażaliby się, a potem przepraszali się nawzajem i godzili. A to wszystko w ciągu jednego dnia. Akurat im wszelkie konflikty udawało się rozwiązać zazwyczaj bez mówienia przykrych słów, choć nie myślcie sobie, że było różowo, o nie! Często nie mogli się porozumieć, choćby ze względu na przeciwieństwo płci. Ale faktem było, że wraz z upływem lat dogadywali się coraz lepiej i bywało, że tworzyli całkiem zgrany duet przyjaciół. Bo takie właśnie były ich relacje, nie byli dla siebie niczym więcej ponad to. Jakoś dziwnym trafem nie czuł nigdy do niej czegoś więcej, nie myślał nawet do tej pory, że mógłby kiedykolwiek z nią być. Że mógłby tworzyć związek z Amelie, że mogliby być parą. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Co na niego było dziwne, ale tak było. I dopiero dziś pierwszy raz przeszło mu to przez myśl. Przez moment, ułamek sekundy. Ale jednak. I nie myślcie sobie, że akurat w przypadku blondynki był takim chamem, jak w przypadku innych kobiet, że zaczarował, a potem zostawił, kiedy się mu znudziła. Przecież oni nie byli nawet razem, nigdy, nie robił jej żadnych nadziei. I on musiał uciec, nawet chciał, ale nie zniknął bez słowa z błahego powodu. Miał nadzieję, że Amelie zrozumiałaby jego pobudki, które nim wtedy kierowały, bo nagle poczuł nieodpartą potrzebę powiedzenia jej o tym wszystkim, o całej tej sytuacji. Poniekąd należało jej się to, jako że była w to wszystko zamieszana, choć nieświadomie. - Amie, wyobrażasz sobie mnie jako nauczyciela? - odparł, chwytając jej dłonie i trzymając się ich mocno, dzięki czemu wstał bez żadnych przeszkód. Znowu, znowu trzymał ją za te jej delikatne dłonie, tak samo delikatne, jak niegdyś, gdy opatrywała mu ranę na lewej stopie, której nabawił się, chodząc po kamieniach na boso. A może jeszcze delikatniejsze. I znowu ona mu pomogła. Niby niewiele. Ale i tak dużo. - Sekretny bar u Irka? O niego ci chodzi, prawda? - zapytał, dla pewności, gdy wychodzili z wieży. Akurat nie mógł jakoś uwierzyć w to, że oboje myśleli o tym samym miejscu. Kolejny zbieg okoliczności? Droga zajęła im chwilę czasu, którą poświęcili na rozmowie, o różnych tematach - tych bardziej ważnych i tych, które były w mniejszym stopniu ważne. - A oto i jesteśmy - dodał, gdy dotarli już na miejsce. - Irku, szefie, masz gości - zawołał, mając nadzieję, że szybko pojawi się znajoma twarz skrzata, nad którą Regis górował wzrostem jeszcze bardziej, niż choćby nad Amelie. A który zawsze miał coś dobrego do wypicia.
Zaraz po wysłaniu listów zaczął sprzątać bar. Całkiem zapomniał, że jest skrzatem i może czarować, toteż zabrudził sobie całą szatę. A taka była piękna! Gdy już ukończył swoją robotę poczuł się bardzo zmęczony, ale cóż. Nie po to go tu zatrudnili, aby upijać uczniów. Choć.. W zasadzie nikt by nie zauważył, gdyby jeden skrzat nie pojawił się w kuchni, aby przygotować kolację. Jak mus to mus. Powlókł się, niezwykle zmordowany. A tam zaczął już kroić, mieszać, pieprzyć, solić, roznosić i wyładowywać swoją złość. Na potrawach, żeby nie było! Po godzinie był wolny. Wrócił więc do swojego ulubionego miejsca, aby się porządnie napić. Oczywiście wcześniej nie zdążył z wiadomych powodów. Wszedł, a na sam widok znajomego miejsca na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Usiadł na zapleczu, wyciągnął butelkę, kieliszek i powoli nalał do niego alkohol. Sam zapach był kuszący. I wtedy ponownie mu przerwano. Któż śmie mówić do niego "szefie" ?! Co za balas ?! Wygramolił się z niewielkiego pomieszczenia i podskoczył z zaskoczenia. Régis! Odwiedził go Régis! Ale co skubaniec tu robi ? Przecież podróżował. No, ale zrobił mu bardzo wielką niespodziankę. - Rég! - pisnął z uciechy. Niewiarygodne co można zrobić ze swoimi strunami głosowymi. Ależ kto to za nim stoi ? Cóż to za urocza niewiasta ? Ola Merlinie! To naprawdę ty, Amélie ? Nie wierzę. Jakże był szczęśliwy. Zapomniał nawet o swych troskach związanych ze sprzątaniem i niewdzięczną pracą. Posłał kobiecinie piękny uśmiech i pędem poleciał na zaplecze. Oczywiście wrócił z flaszkami! Z hukiem postawił je na stole i następnie wyjął kieliszki. Ładnie ustawił taboreciki, aby goście mogli usiąść. I co ? Widzicie jak swojsko ? Za dawnych czasów on tak siadywał z rodziną i sobie popijali oranżadę. Wszyscy razem, przy jednym stole. Nie ma to jak jedność, co nie ? Ale chwileczkę, chwileczkę. Czyżby jego swojscy ludzie się znali ? Również byli przyjaciółmi ? O, a może mieli romans jak on z Hanką (szczerze mówiąc, Irek wolałby małżeństwo, ale nic na siłę) ? Ale uroczo. Teraz mogą stanowić Trójcę. Pięknie to brzmi, doprawdy. - Siadajcie - wskazał na taboreciki i tym samym na jednym usiadł. Rozlał alkohol do kieliszków (tamten zdążył po drodze wypić) nawet nie pytając się gości czy są zainteresowani. Wyznawał zasadę - przychodzisz do mnie ? No to się napijemy! - No to co tam u was ? - zapytał uprzejmie. W końcu byli jego przybyszami! Wypada zachować resztki kultury, wszak nie był jeszcze pijany.
Tyk tyk tyk tyk tyk czas tykał, odliczając sekundy, które przeobrażały się w minuty, które ewoluowały w godziny, a te zaś łączyły się w dni, tworzące tygodnie, powoli i mozolnie zmieniające się w całe miesiące. Takich oto miesięcy, tak cholernie samotnych i smutnych miesięcy minęło mu już kilka, chociaż sam dokładnie nie wiedział ile. Miał tylko bolesną świadomość, że wciąż, bezustannie i bezlitośnie, odczuwa to samo dominujące poczucie osamotnienia i przede wszystkim winy, które przytłaczało go niemalże tak, że nie mógł się ruszać. I tak sekunda po sekundzie mijał jego nędzny żywot bez Tośki, bez Lusi, bez niczego. Miał wszystko, pstryknął palcami i jego magiczny świat zamienił się w jedno, wielkie, paskudne gówno. On sam zaś z tryskającego energią i entuzjazmem człowieka stał się praktycznie jego wrakiem. Niemalże każdy wieczór spędzał w Świńskim Łbie, tankując whisky; kiedy zaś nie miał siły wlec się do Hogsmeade, schodził na dół do Irka, by, poetycko mówiąc, urżnąć się w trupa u niego. Tak też zrobił tego wieczoru, zasiadając gdzieś w kącie i marząc o tym, by nikt go nie zauważył. Sam właściwie nie wiedział, co go jeszcze trzyma w tej szkole, gdzie na każdym kroku czaiły się na niego wspomnienia; z jednej strony nienawidził tego miejsca, z drugiej zaś nie miał serca go opuszczać. Zupełnie jakby miał idiotyczną nadzieję, że pewnego dnia Tosia jednak wróci, wybaczy mu i znowu będą się bawić w szczęśliwą rodzinkę.