Wstęp na basen jest darmowy, choć istnieje możliwość rezerwacji basenu na wyłączność przy pomocy symbolicznej opłaty 7 galeonów. Po umieszczeniu ich w skarbonce przy wejściu, pojawia się zaczarowana lista - nikt, poza wpisanymi na nią gośćmi (i skrzatami, w razie konieczności), nie będzie w stanie otworzyć drzwi prowadzących do tego ogromnego pomieszczenia. Basen ma nierówną głębokość i kilka odgałęzień, przez co chwilami może przypominać nietypowy labirynt. Centralnym punktem jest kwadratowa wysepka, ze wszystkich stron otoczona miękkimi kanapami.
Od dziecka jego bliskim żywiołem była woda. Może nie dlatego, że go uwielbiał. Głównie cieszył go fakt, że może ten czas spędzać wspólnie z siostrą. To ona tu rządziła, czuła się w wodzie jak syrena. Przeważnie tak mogli razem się bawić. Na początku, kiedy byli jeszcze małymi szkrabami, spędzali ze sobą dużo czasu, jednak to była tylko chwila. Ich rodzice bardziej interesowali się starszym rodzeństwem, ale też na Viserysa i Vivien przyszedł szybko czas. On musiał stać się mężczyzną, a ona kobietą. Coraz mniej czasu spędzali ze sobą, mając innych nauczycieli i całkowicie różne zajęcia. W wodzie Viserys nigdy nie mógł wygrać z siostrą. Ona zawsze była szybsza, a nawet jeśli zauważyłby, że jest od niej lepszy, nigdy by sobie nie pozwolił na pokazanie tego swojej kochanej siostrzyczce. Uwielbiał obserwować jej triumf. Oczywiście nie od razu, z początku złościł się jak to brat, ale później zaakceptował to i zdał sobie sprawę, że widzi uśmiech na jej twarzy — a to było więcej warte, niż cokolwiek w życiu widział. W Hogwarcie był od jakiegoś czasu, ale nadal szczególnie nie kontaktował się z rodziną. Nie potrafił przestawić się na tę łagodną pogodę angielską, która nie mogła w ogóle równać się z mrozami Rosji. Był zadowolony, że ferie mają mieć miejsce w chłodnych górach masywu Mont Blanc. Korzystał w ciszy i samotności z basenu, na którym nadal brakowało konkretnych tłumów. Być może ktoś zagubił się w tym basenowym labiryncie? Odkąd się tu zjawił, korzystał ze wszystkich dogodności. Pływał już dwie godziny, zaglądając chyba w każdy kąt sztucznego zbiornika. W końcu oparł się o krawędź basenu i zaczął obserwować lekko wzburzoną wodę, która zaraz to uspokoiła się, kiedy tylko zastygł w bezruchu.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Muszę przyznać, że nigdy nie byłem jakimś znawcą pływania. To prawdopodobnie jedyna nabyta przeze mnie rzecz od mojej mugolskiej matki, która niedługo po moim dołączeniu do Hogwartu zniknęła z mojego życia. Ale mimo wszystko trudno jest akurat to zapomnieć, więc mając w pamięci, że Nessa nie potrafi poruszać się w wodzie, sprytnie namawiam ją na takową okazję. Sprytnie bo po pierwsze, trochę trwało namawianie na to mojej przyjaciółki, po drugie, mam nadzieję, że nie będzie miała ochotę spożywać alkoholu przed taką wyprawą. A jeśli tak to cóż, postanawiam nie podejmować się tego i wyciągnąć ją z wody jak najszybciej, by podkreślić moje oburzenie. Jednak w razie czego pilnuję ją dość pilnie, co jakiś czas wpadając na nią niby przypadkiem, by sprawdzić czy wszystko z nią w porządku, czy nie przesadza z whisky w kawie, by potem dać jej chwilę odpoczynku od swojej osoby. Te popołudnie postanawiamy jednak spędzać razem, rozstając się gdzieś przy szatniach, gdzie muszę zostać w luźnych, czarnych kąpielówkach sięgających mi niemalże do kolan. Poprawiam jeszcze w lustrze swoje czarne loki, jakby to miało dać jakikolwiek większy efekt, szczególnie, że zaraz zetknie się z wodą. Nic nie poradzę na moją niezbyt imponującą masę ciała, czy mięśnie którymi mogą się z pewnością pochwalić wszelcy inni gracze qudditcha oprócz szukającego, czyli mnie. Mimo wszystko zakładam, że lepiej pochwalić się pełną gamą żeber niż zbędnym tłuszczem, więc zawiązuję mocniej czarne spodenki i kieruję się na basen. Tak naprawdę besztam się za myślenie o moim wyglądzie, bo przecież, chłopcy nie powinni się takimi błahostkami przejmować. Szczególnie przy po prostu dobrej przyjaciółce. Którą od czasu do czasu przytulasz i mówisz coś o nieistniejących pocałunkach. Staram się nie myśleć o tym, tylko o czasie którym dzisiaj razem spędzić i cel który mamy osiągnąć. Nie jestem pewny też czy wybrałem dobre miejsce na nauki sportów, bo przynajmniej na stoku bylibyśmy w pełni ubrani. Siadam na brzegu basenu w oczekiwaniu na Nessę, brodząc chudymi łydkami w przyjemnie ciepłej wodzie.
To był absolutnie tragiczny pomysł i Nessa o tym wiedziała, ale nie była w stanie mu dłużej odmawiać po tym, co dla niej zrobił. Naprawdę nie współgrała z wodą, równie mocno co z wysokościami lub chyba gorzej. Na dodatek nie wzięła nawet tu kostiumu, przypominając sobie jednak chwilę przed wyjściem, że jest czarownicą i do tego piekielnię zdolną z transmutacji, więc nie było ratunku lub dobrej wymówki. Wydawała się jakaś spokojniejsza od spotkania nad jeziorem. Nie reagowała aż tak obronnie na kierowane wobec niej słowa, udawało się jej nawet spędzać chwilę na odpoczynku i nic nie robieniu, zamiast na nauce i obowiązkach. Szybko się przyzwyczaiła do ciągłej obecności Fillina dookoła, który sprawdzał jej stan i pilnował, czy nie przesadzała z piciem. Prawda była taka, że radziła sobie przyzwoicie. Alkoholu piła dużo mniej, natomiast z kawą dużo trudniej było się rozstać i dwie z sześciu lub pięciu dziennie zamieniała na bezkofeinowe i bez whiskey, lub innych dodatków, zostawiając tylko mleko. Na razie to było najlepsze, co mogła zrobić. Przywitali się przed wejściem do części SPA, rozstając się przy szatniach. Z westchnięciem spojrzała na swoje odbicie, unosząc brew, zaplątując rude pukle w warkocz, z którego później zrobiła koka na głowie, zostawiając jedynie kilka kosmyków luźno. Miała zbyt długie włosy, sięgały już do pośladków i uznała, że po feriach najwyższy czas je skrócić. Przesunęła po swoim drobnym i szczupłym ciele. Po zarysach mięśni na brzuchu niewiele zostało, a gdy wyciągała ręce do góry, widoczne były żebra. W ostatni rok zrzuciła kilka kilogramów, co na szczęście nie miało aż tak wielkiego efektu na biuście. Wciąż też miała ładne wcięcie w talii. Poza wnioskiem, że powinna więcej jeść — uznała też, że powinna wrócić do biegania. Sięgnęła w stronę sznurków od kostiumu, zawiązując je podwójnie. Transmutowana w kostium bielizna była prosta, raczej klasyczna w kolorze intensywnej zieleni. Wsunęła klapki, wzdychając znów ciężko i ruszając na podbój tego nieszczęsnego basenu. Podeszła do niego bezgłośnie, gdyż był pierwszą osobą, która rzuciła się w jej oczy. Przesunęła spojrzeniem po jego plecach, zsuwając przy filarze obuwie i podchodząc za nie, nachyliła się, wyglądając mu przez ramię. Przesunęła po jego twarzy, posyłając mu krótki uśmiech. - Knut za Twoje myśli? -zapytała z nadzieją na dobicie targu, kucając obok niego i kładąc ręce na swoich udach, spojrzała na taflę wody przed sobą z nieufnością i niechęcią. Jaką przyjemność mieli w tym ludzie? Wyprostowała jedną z rąk, palcami zaburzając taflę wody.- Fillin, mój Drogi. Dlaczego akurat basen? Nie mogliśmy iść czegoś razem zjeść? Zapytała jeszcze z bezradnością w głosie, zagryzając dolną wargę i odwracając głowę w jego stronę, zlustrowała podobnie spojrzeniem karmelowych oczu jego twarz, nieco dłużej zatrzymując się na niesfornych, ciemnych lokach.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Och, zdecydowanie nie był to najgorszy pomysł na świecie, przecież należy koniecznie naprawiać takie rzeczy jak brak umiejętności w sporcie, który potrzebny może być na co dzień! Nie to co czarty, czy łyżwy, czyli rzeczy których kompletnie nikt nie używa poza dwoma tygodniami w trakcie ferii. A jak nadejdzie powódź na Hogwart i akurat nie będzie mnie, żeby Cię uratować? Przynajmniej zadbam, żebyś w razie takiego ambarasu wiedziała co robić. Nie pilnowałem też kaw, które przechodziły przez Twoje dłonie, chyba że wyczuwałem w nich jakąkolwiek ilość whisky. Po kolei, najpierw jeden problem, a potem drugi, przez który też prawdopodobnie nie mogłaś dobrze spać. Obydwoje z nas przyjrzeli się najwyraźniej dokładnie jak prezentują się w kostiumach i wspólnie uznaliśmy, że mogło być lepiej w naszej skromnej opinii, nie pytając o zdanie innych. A wtedy z pewnością powiedziałbym, że nie powinnaś obcinać włosów. Ale w tej chwili brodzę sobie w ciepłej wodzie, czekając na Twoje pojawienie się, które pomimo tego, że przyszłaś bezgłośnie, już zanim się nachyliłaś wyczułam Twoją obecność i przyjemny zapach. - Nie jestem taki tani - odpowiadam z udawanym oburzeniem na propozycję i odwracam się ku Tobie. Po chwili oczywiście uśmiecham się i tak radośnie na Twój widok. Też swoją drogą nie wiem jak można czerpać jakąś dużą przyjemność z basenu, czy pływania, prawdopodobnie przez mój brak szczególnych umiejętności w tej kwestii. Ale mimo wszystko warto wiedzieć co i jak! - Bo musisz się nauczyć jak nie utonąć, a w innych sportach które mamy tu dostępne przesadnie zaimponowałbym ci moimi umiejętnościami - oznajmiam poważnym tonem, nie mówiąc ani trochę na serio. - A zjeść pójdziemy po basenie. Jak widać po nas całkiem się to nam przyda - stwierdzam i wskakuję już płytkiej wody, przy której siedzę. Wcześniej poprawiam swoje loki widząc, że patrzysz się na nie i obawiając, że znowu wyglądają niesfornie idiotycznie. - W niektórych partiach ciała - dodaję jakże niewinnie a propo naszej wagi i zerkam bardzo prędko na górną część Twojego kostiumu kąpielowego, ale prędko uśmiecham się do Ciebie radośnie, z powrotem patrząc na buzię. Wyciągam dłonie i zanim zdążysz zaprotestować, uciec, czy coś w tym stylu już jesteś w wodzie, kiedy po krótkiej szarpaninie na brzegu jesteś już obok mnie. Bynajmniej nie wrzucam Cię dziko do basenu, bo wtedy pozbawiłbym się przyjemności chociaż chwilowego obejmowania Cię w talii podczas wciągania do środka. - Na pewno wiesz mniej więcej co i jak? - pytam jako świetny nauczyciel, kiedy już staję grzecznie obok Ciebie.
Wszystko wydawało się Nessie lepszym pomysłem niż pływanie. Nawet te nieszczęsne czarty, których fenomenu za żadne skarby rudzielec nie mógł zrozumieć. Już łyżwy i snowboard brzmiały lepiej. Nie mogła jednak zaprzeczyć temu, że pływanie było jednym z popularniejszych sportów, a sama umiejętność utrzymania się na wodzie mogła uratować życie podczas różnych wypadków losowych związanych z tym żywiołem. Bo zawsze było lepiej umieć niż nie. I chociaż złowieszcza tafla wyglądała spokojnie i błyszczała jej od oświetlenia powierzchnia, za nic nie mogła jej zaufać. Miała wrażenie, że Fillin też uparł się na to w związku z jej ostatnim wyznaniem, zwłaszcza fragmentem o topieniu się. Lanceley była w stanie znieść czepianie się alkoholu i nadmiernego picia, jednak kawy by zwyczajnie nie zniosła. Nie mogła bez niej żyć pewnie w tym samym stopniu, co bez tlenu i żaden sen nie był wart odpuszczenia sobie tego cudownego smaku, często ubarwionego wieloma dodatkami. Żadne z nich nie było idealne, raczej chude i liche w swojej kategorii płciowej. Jednak zdaniem ślizgonki jego szczupłe ciało wcale nie przeszkadzało, a właściwie nie potrafiła go sobie wyobrazić przypakowanego niczym Fitzgerland czy Rowle. Był dobry taki, jaki był — zresztą, dużo ważniejszy był charakter. A pod tym względem Fillin był niezastąpiony. Uśmiechnęła się niewinnie na jego oburzenie, wzruszając ramionami, bo przecież nie miała nic złego na myśli. I chociaż wiedziała, że się zgrywał — wciąż była ciekawa. To uczucie bardzo rzadko ją opuszczało i wiedziała, że będzie kiedyś smażyła się za to w przysłowiowym piekle. Posłała mu krótkie spojrzenie, gdy odwrócił głowę w jej stronę i odwzajemniła równie radosny uśmiech, czując napływające wyciszenie i spokój. Działał lepiej niż eliksiry uspokajające. Na jego wytłumaczenie — chociaż całkiem logiczne — wywróciła oczyma, prychając z niezadowoleniem. Gdyby nie on, nigdy by tu nie przyszła. - Poradziłam sobie dwadzieścia lat i żyję. Nie zawsze najlepiej i najbardziej efektywnie, ale jednak się nie utopiłam. - zauważyła dyplomatycznie, chcąc mu udowodnić, że doskonale poradzi sobie bez tej umiejętności. Jasnobrązowe tęczówki skierowały spojrzenie na znajdujący się przed nimi basen i chociaż od wody zdawało się bić przyjemne ciepło, wcale jej nie zachęcało. - To chodźmy na łyżwy, jeszcze jest jasno, a poza tym słyszałam, że jezioro doświetlają. Chętnie będę zbierała szczękę z podłogi na Twoje niewiarygodne umiejętności łyżwiarskie. Zaproponowała jeszcze z entuzjazmem dość dużym, jak na siebie, łudząc się, chyba że poskutkuje. Cealláchain był jednak równie uparty, co ona. Obserwowała go z brzegu, unosząc brwi na jego słowa — zostawiając już nawet w spokoju jego urocze loki. Zamiast tego powędrowała za jego spojrzeniem, schylając głowę i patrząc w swój biust, parsknęła rozbawiona. - Właściwie masz szczęście, że to dodałeś, bo miałam się bulwersować. -westchnęła bez cienia pretensji. Patrzenie się na innych było czymś codziennym, wystarczyło iść na plażę lub ubrać głębszy dekolt, aby przykuwać spojrzenia ludzi. Nie można było mieć pretensji o odruch naturalny, zwłaszcza że on zwykle w biust jej nie zerkał lub tego nie zauważała. Właściwie sama Nessa niewiele okazji ku temu stwarzała, stawiając zwykle na pozbawione dekoltu bluzki lub golfy, zapinane pod szyję koszule. Wyprostowała głowę, przesuwając spojrzeniem po jego sylwetce i zatrzymując również wzrok na jego buzi, uśmiechając się z odrobiną rozbawienia. Ono szybko jednak uciekło, gdy spostrzegła, co ten diabeł kombinuje! Pomimo protestów i nawet stłumionego pisku, ku niezadowoleniu, znalazła się w wodzie. I chociaż dla niego basen był płytki, ona była jakieś prawie dwadzieścia centymetrów mniejsza. Alabastrowa skóra pod wpływem ciepłej wody i jego dłoni obejmujących talię pokryła się gęsią skórką, a ona zacisnęła usta, obejmując go pasie i nawet nie mając zamiaru udawać, że się nie boi, zmierzyła spojrzeniem wodę, aby znów na niego spojrzeć. Zmarszczyła nos i brwi, kręcąc przecząco głową. Nie czuła zagrożenia, dopóki ją trzymał - aż tak mu przecież ufała, jednak woda była takim paskudnie nieprzewidywalnym żywiołem! - Nie. Absolutnie nie. I nie chcę. - powtórzyła uparcie, łapiąc go pod rękę, gdy się odsunął i stanął obok — na co zresztą patrzyła niezbyt przychylnie. Nawet jeśli woda sięgała jej prawie do ramion i czuła pod stopami kafelki basenowe, wcale nie czuła się spokojniej. Zacisnęła palce na jego nadgarstku, stając chyba najbliżej, jak mogła. - Nie cierpię basenów.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Czasem pomysły, które wydaję się być tragiczne, okazują się być właśnie najlepszymi! I to prawda, możliwe że chcę zaszczepić w Tobie umiejętność pływania, żeby nie słuchać o mniejszych lub większych podtopieniach. A wydaje mi się, że jeśli posiądziesz tą ważną zdolność, nie będziesz już więcej mogła powstrzymać się do nieużywania jej w jakiejś sytuacji. Instynkt, który zadziała, czy coś w tym stylu. O ile moja chuda klata mogła być przedmiotem większych sporów czy jest to atrakcyjne, niespecjalnie, czy w ogóle, to z pewnością wbrew temu co myślisz mało kto oceniłby Twoją figurę negatywnie. W końcu kto nie lubił szczupłych dziewczyn z dużym biustem, sama ta wypowiedź brzmi wręcz absurdalnie. Wzruszam ramionami na to co mówisz i równocześnie kręcę głową, by podkreślić, że kompletnie nie przekonują mnie te argumenty. - Tak samo można mówić o teleportacji, kierowaniu pojazdem, czy przejściu z pocałunków do łóżka. Czasem po prostu trzeba się nauczyć pewnych rzeczy - mówię starając się utrzymać poważny wyraz twarzy i ton, ale mimo wszystko jakiś uśmieszek błąka mi się po ustach na moje niesamowite porównania. - Nie, nie mogę zabrać cię na łyżwy. Jak zobaczysz te moje zdolności nigdy nie przestaniesz już za mną chodzić - mówię ponownie wszystko zamieniając w żart. Tak naprawdę o ile ja byłem jedną z nielicznych osób, które mogły Cię namówić na dobrowolne wejście do basenu, do prawdopodobnie tak samo jest ze mną, Tobą i łyżwami. Nie chcę jednak mówić tego na głos i wprost, bo naprawdę nie mam ochotę na szczególnie ośmieszenia na niebezpiecznej w moim mniemaniu tafli lodu. Śmieję się i znowu bawię się swoimi lokami, jakby to był mój tik nerwowy. Nie jestem pewny czy podoba mi się, że z taką lekkością reagujesz na moje zerkanie w dekolt. Nie dlatego, że nie wolałbym byś grzeszyła cnotliwością, nie wiem po prostu czy to wynika z tego, że może traktujesz mnie jakbym był Twoim przyjacielem gejem, czy coś w tym stylu, a tego właśnie sobie uzmysławiam, nie chciałbym. Ale szybko zapominam o swoich rozmyślaniach, bo łapię Cię do środka tej strasznej paszczy zwanej basenem, a ty z prawdziwym strachem łapiesz się mnie w pasie i zwyczajnie czekam chwilę, aż nie będziesz przestraszona. Jestem też bardzo skupiony na niemyśleniu o Twoim półnagim ciele przyciskającym się mocno do mojego. - Okej, spokojnie - mówię więc do nas do Ciebie i trzymam Cię mocno za rękę, kiedy się oddalam od Ciebie, mimo tego że wciąż masz grunt pod nogami. - Wystarczy, że machasz rękami o tak i wszystko powinno być dobrze, powtórz za mną - mówię i pokazuję kompletnie absurdalnych ruch, machając w powietrzu naszymi rękami, przez co wyglądamy pewnie jak dwójka niezbyt mądrych ludzi. Mam nadzieję tym rozładować atmosferę. Kiedy przestaję się wygłupiać cmokam na Twoje narzekania i prezentuję Ci podstawy pływania, tłumacząc tak jak potrafię, a potem każe Ci powtarzać po mnie. Oczywiście wcześniej kładę rękę na Twoim brzuchu oraz plecach, by w razie czego Cię asekurować na tej niebezpiecznej płyciźnie. - Widzisz, nie idzie Ci najgorzej - mówię po kilku dobrych minutach tłumaczenia co i jak, namawiania i co jakiś czas puszczania, żebyś mogła sama przepłynąć chociaż kilka kroków. - Jak tam u ciebie? W porządku? Spać dziś u ciebie? - pytam jeszcze kiedy wydajesz się być odrobinę bardziej rozluźniona chociaż, a ja chcę zagadać Cię, żebyś nie myślała o tym co robisz.
Nie było tak z pływaniem, na pewno. W ułożonym świecie Lanceleyówny nie było miejsca na żadne zbiorniki wodne, zostawiła je dawno za sobą — przynajmniej miała taką nadzieję. Preferowała również prysznice. Martwił się o nią. Wiedziała i rozumiała, a jednak wciąż uznawała, że mogli wybrać znacznie lepsze miejsce na dzisiejsze spotkanie. Los chciał, że nie mogła jednak mu odmówić. Westchnęła ciężko, niczym męczennik, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy, nieco dłużej obserwując jeden z niesfornych, ciemnych loków. Dodawały mu niesamowitego, chłopięcego wręcz uroku. Nie było sensu jednak gdybać na nad walorami fizycznymi lub ich brakiem, bo mieli coś znacznie ważniejszego. I właściwie nie miałoby nawet znaczenia, gdyby któreś straciło rękę lub zmieniło się w pulchną, słodką kulkę. Był nieugięty, a nawet tak ładnie się do uśmiechnęła, kucając obok i próbując go zachęcić do zmiany planów. Osioł. - To jest absolutnie coś innego niż pływanie, zwłaszcza przejście z pocałunków do seksu. Pływanie jest naturalne dla ryb, my jesteśmy stworzeni do chodzenia po ziemi. - powiedziała z uniesioną brwią, tym samym nie dając mu za wygraną. Wywróciła jednak teatralnie oczyma, bezradnie wzruszając ramionami i przesuwając dłońmi po swojej głowie, mierzwiąc rude kosmyki palcami. - Nie złamię przecież słowa, obiecałam Ci. I tak będę za Tobą chodzić, nie łudź się, głupku. Oznajmiła jeszcze, wstając i przesuwając rękoma po udach, oparła dłonie na biodrach, obserwując, jak ślizgon włazi do tego nieszczęsnego basenu. I planowała się zanurzać powolutku, spokojnie i bez zbędnego pośpiechu, chociaż widocznie mieli różne plany na ten temat. Inne wizje nauki pływania. Miała gdzieś czy był dobry w sportach, czy nie, czy znał się na uzdrawianiu i był prymusem z zaklęć, tak długo, jak był człowiekiem, którego znała i lubiła. Któremu ufała nade wszystko. Nessa zawsze traktowała się aseksualnie i raczej miała więcej kolegów, niż koleżanek, więc przyzwyczajona była do dość bezpośrednich słów względem własnej, jak i ich cielesności. Poczuła dłonie na talii, stłumiła pisk i zacisnęła powieki, dając się porwać. Pewny i znajomy uścisk dawał jakieś bezpieczeństwo, jednak uderzająca w skórę woda równie szybko je odbierała. Przywarła do niego, unosząc powieki z niezadowoleniem. Przesunęła spojrzeniem po swojej dłoni, przesuwając palcami po wzbudzonej ich ruchami powierzchni. Zaraz jednak odchyliła głowę, opierając się brodą o jego tors i spojrzała mu w oczy z odrobiną wyrzutu, robiąc smutną minę. - Czyli jednak mój urok osobisty na Ciebie nie działa i muszę, okey. Więc będę dobrą uczennicą. Potraktujmy to, jak runy. Jak latanie na miotle. - klepnęła się w policzki delikatnie, koncentrując i przełączając na tryb naukowy, zupełnie, jakby całe to pływanie chciała rozdzielić na czynniki pierwsze. Złapała go za rękę, dając mu się odsunąć i obserwowała kołyszącą się wodę w milczeniu. Nie mogło być tak źle, upadek z wysokości bolał mocniej niż zniknięcie pod powierzchnią. Przekręciła głowę w bok, obserwując jego ruchy i nie mogąc powstrzymać roześmiania się pod wpływem wykonywanego przez niego gestu. Fillin zaraz jednak spoważniał i niczym prawdziwy instruktor, zaczął jej wszystko tłumaczyć. Położenie się na plecach na brzuchu, chociaż z początku wydawało się całkiem niedorzeczne, wcale nie sprawiło, że się zachłysnęła. Była ambitna, ze wszystkim dało się ją podejść, jeśli znało się kilka sztuczek. Przyzwyczajona do rywalizacji, prawie zawsze podnosiła rękawiczkę. No i dłoń, a także sam ślizgon obok jej wszystko ułatwiał. - Bo mam dobrego nauczyciela. -odparła, wracając na stopy i wzdrygając się, jak chłodne powietrze uderzyło ją powyżej ramion. Tak mocno kontrastowało z temperaturą panującą w pomieszczeniu. Poprawiła sznurek od górnej części kostiumu, kładąc dłonie na swoim chłodnym karku i wlepiając w niego wzrok.- Tak, radzę sobie. Może nie najszybciej, ale po swojemu. Wypiłam dziś tylko jedną kawę z whiskey, więc uznajmy to za mały sukces. A chcesz? To mogę zostać w pokoju, bo wczoraj znalazłam przytulny balkon w apartamencie małżeńskim. Dodała z delikatnym wzruszeniem ramion, pół żartem i pół serio. Mówiła jednak znacznie spokojniej, niż wcześniej i nie miała problemu z przyznaniem się do czegokolwiek. Zupełnie, jakby znalazł sposób na obejście jej prywatnego muru chińskiego wewnątrz głowy. Rozluźniła dłonie, przesuwając nimi po wodzie i cofając się o krok, nie odpuszczała karmelowych ślepi z jego twarzy. - Co u Ciebie? Widziałeś się w końcu z Sol? Mówienie i pływanie to wciąż było zbyt dużo.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Póki co jednak w naszym mniemaniu nie ma co się przejmować naszymi walorami fizycznymi, a przynajmniej to próbuję powtarzać w swojej głowie, takimi też myślami napędzany. - No dobra, nie jesteśmy też stworzeni do teleportacji, robimy to z własnej wygody - stwierdzam z pewnością i wzruszam ramionami na może to niekoniecznie fortunne porównanie, które wyszło. Do czego przyznaję się podnosząc do góry dłonie na te pocałunki i seks. Za to uśmiecham się radośnie kiedy ponownie powtarzasz, że się od Ciebie nie uwolnię. Wydaje mi się to w jakiś sposób pokrzepiające, muszę przestać próbować się w tej kwestii nieustannie upewniać w jakiś pokrętny sposób. - Ale koniec końców, wszystkie moje przykłady prowadzą do czegoś pożytecznego, bądź przyjemnego! O ile ty może traktowałaś się aseksualnie, to ja bynajmniej kompletnie nie, dlatego muszę nieustannie się skupiać na tym by nie myśleć o Twoich dłoniach oplatających mój tors, rzęsach i włosach łaskoczących moje ciało, kiedy do mnie przywierasz, dlatego nie mogę się poniekąd doczekać aż puścisz mnie i oddalisz się odrobinę zanim nie dojdziemy do jakiejś żenującej sytuacji w mojej osobie w roli głównej. Dlatego też absurdalne wydaje mi się to stwierdzenie o niedziałaniu uroku osobistego i teraz jestem trochę przekonany, że się zwyczajnie ze mną droczysz i uznaję, że nie mam w tej chwili siły na takowe utarczki słowne, bo muszę się skupić na nauce pływaniu i rozładowaniu atmosfery, panującej w moim ciele, machaniem rękami. Nie masz pojęcia nawet co mi się kitrasi w głowie, kiedy to wykonuję idiotyczne ruchy, byle tylko nie próbować znowu przygarniać Cię do siebie pod byle pretekstem. Przez chwilę zastanawiam się czy aby na pewno był dobry pomysł z tym pływaniem, ale w sumie trochę warto na to oglądanie Nessy w kostiumie kąpielowym. - Musisz przyznać, że to wcale nie jest takie złe i trudne - dodaję jeszcze a propo pływaniu po dłuższej chwili trenowania i pokazywaniu co i jak, co oczywiście szło Ci dobrze, bo dlaczego miałabyś nie być w tym pojętna tak jak w innych rzeczach sportowych, czy lekcyjnych. - Jasne, spanie z Tobą jest bardzo miłe, szczególnie jak zaczynasz chrapać i na mnie włazić - mówię żartobliwym tonem i równocześnie zmuszam Cię do dalszego pływania, delikatnie podtrzymując Cię chwilę, chociaż kiedy tylko znajdujesz wymówkę do niepływania, już próbujesz mnie zagadać. Przez jakiś czas tylko krzywię się na Twoje pytanie i dalej zmuszam do wymachiwania coraz płynniejszego rękami i nóżkami. - Tak, była równie zadowolona z mojego widoku jak ty na początku, jeśli nawet nie bardziej - mówię w końcu trochę ironicznie i znowu chcę Cię zmusić do pływania. - A ty z Jerrym? - pytam wobec tego skoro postanowiłaś poruszać już takie tematy, chociaż nie jestem pewny jak się z tym czuję i czy faktycznie chcę wiedzieć. Znaczy poniekąd bardzo chcę. Poniekąd w ogóle.
Kiwnęła głową na jego stwierdzenie. Sama Nessa fanką teleportacji nie była, znacznie lepiej czując się przy korzystaniu ze swojego motocykla. Odkładała też pieniądze na samochód, ku niezadowoleniu swojego ojca. Widząc obronny gest na nawiązanie do uciech cielesnych, prychnęła rozbawiona i wywróciła oczami, nic sobie z tego nie robiąc. Ze ślizgonką chyba nie istniało coś takiego, jak temat "tabu", chociaż zaczynała podejrzewać Fillina o jakieś drobne przejawy nieśmiałości, która w połączeniu z tymi niesfornymi loczkami dodawała mu tylko uroku. Ile jeszcze przed nią ukrywał? Będzie miała mnóstwo czasu, aby się o tym przekonać. - Powiedzmy, że wygrałeś tę bitwę, ale wojny to Ci nie dam tak łatwo wygrać. - powiedziała dyplomatycznie, puszczając mu oczko i używając żartobliwego tonu, żeby czasem nie pomyślał, że traktuje te niezobowiązującą rywalizację słowną w poważny sposób. Była prawdziwym dziwadłem, bo przecież jak ktoś, kto nie przepadał za dotykiem i bardzo oszczędnie prowokował jakieś intensywniejsze kontakty fizyczne, mógł lubić się przytulać? Pomijając już to, że siadanie na kolana lub trzymanie za rękę traktowała jak gest najbardziej naturalny nawet dla pary przyjaciół. Nie podejrzewała go ani jedną z myśli, która mogła kręcić się po jego głowie, gdy przy nim była, bo ślizgonka żyła w przekonaniu, że on postrzega ją w ten sposób, w który ona również siebie widziała. A z urokiem osobistym, to była całkiem poważna. Niemniej jednak, skoro zamierzał uczyć ją pływać i już tu przyszła, nie mogła przecież poddać się bez jednej, chociażby próby. Co złego mogło się stać w płytkim basenie, gdy miała Fillina obok? Teoretycznie wanna prefektów też była płytka, jednak to były całkiem różne sytuacje. Dzięki temu, że swoją wodną gimnastyką ją rozbawił, łatwiej było się za to zabrać. - Niech będzie, że znacznie przyjemniej żyć z wiedzą, jak unosić się na wodzie, niż ciągle znikać pod jej powierzchnią, gdy robiło się zbyt głęboko. A ze mną, to nie jest trudne. - odparła spokojnie, posyłając mu krótki, aczkolwiek łagodny i wdzięczny uśmiech. Naprawdę to doceniała, chociaż nie była najlepsza w bezpośrednim dziękowaniu. W umyśle dziewczyny jednak wszystkie trybiki pracowały już na najwyższych obrotach, snując jakieś plany na odwdzięczenie mu się za wszystko, co dla niej robił. Ciepłe uczucie rozeszło się po jej ciele, a ona przekręciła głowę na bok, słuchając jego odpowiedzi. Oczywiście nie dał długo nacieszyć się jej staniem w wodzie, bo zaraz znów rękoma skłonił ją do tego, aby kontynuowała praktykę. Złapała oddech, mrużąc na chwilę oczy od kropel wody, które wdarły się jej do oczu, gdy wspomniał o chrapaniu. - Kłamca! Przecież ja nie chrapię! Jeśli chodzi o włażenie, to chyba musisz z tym żyć, bo nie jestem w stanie tego kontrolować. Może spróbujesz jednak sypiać z rysiem, zamiast z człowiekiem i nie będę robiła sobie z Ciebie materaca? W ogóle nie przeszkadzało Ci spanie z Diną w jednym pokoju? Chociaż mam wrażenie, że nie mignęła mi od kilku dni w resorcie. Zerknęła na niego badawczo, nie chcąc go przecież skłaniać do czegokolwiek, co mogłoby budzić w nim złe lub negatywne odczucia. Jego związek z jasnowłosą chyba nie należał do najprostszych, nawet jeśli ślizgon dość szybko zostawił ten rozdział za sobą i lawirował pomiędzy kolejnymi dziewczętami. Nie miała prawa mu czegokolwiek doradzać lub zabraniać, bo w kwestii życia uczuciowo-erotycznego to Fillin przy Nessie wypadał niczym jakieś guru. Palcami zgarnęła z twarzy marchewkowy kosmyk włosów, który uciekł z jej luźnego koka i zgarnęła go za ucho, wbijając spojrzenie w zburzoną taflę wody. Tym razem sztuczka na wciągnięcie go w rozmowę nie działał, bo nadal pilnował, aby ćwiczyła. Obróciła się jednak na plecy, czując pod nimi jego dłoń i obserwowała w milczeniu twarz chłopaka, bezceremonialnie sunąc po niej karmelowymi tęczówkami. Przygryzła dolną wargę na wspomnienie jej karygodnego zachowania. - Naprawdę przepraszam za tamto.. Nawet nie wiesz jak mi głupio. Tylko wiesz co? W głębi siebie, to ja się naprawdę ucieszyłam, że wróciłeś i że jesteś cały. Jestem pewna, że Sol myśli tak samo, jeśli mieliście coś wyjątkowego. - odparła, przerywając na chwilę machanie nogami i ruszanie rękoma, aby złapać oddech. Nie miała takiej kondycji jak wcześniej. Szybciej się męczyła przez wycieńczenie organizmu, który podtrzymywała w dobrym stanie eliksirami i kawą. Na pytanie o Jerrym, przeniosła spojrzenie na sufit. Nie był to jakiś trudny temat, jednak na myśl o uśmiechniętym gryfonie, który nieświadomie wyciągnął do niej rękę, gdy tego najbardziej potrzebowała, sprawiła, że przemknęła przez jej buzię jakaś nostalgia. Nessa jednak uśmiechnęła się krótko, wzruszając ramionami. - Nie. Wcale mu się nie dziwię, byłam okropna, a on na to wcale nie zasługiwał. To dobry chłopak, zabawny. Muszę jeszcze tylko wysłać mu prezent, który dla niego zrobiłam i chyba najlepszą metodą będzie unikanie go. Odwróciła głowę w jego stronę, posyłając mu krótkie spojrzenie prosto w oczy, aby zaraz wstać i wyciągnąć ręce do góry z cichym mruknięciem, a następnie przesunąć palcami po jednym ze swoich ramion. - No już tak nie patrz, zaraz wrócę do tego pływania. Dodała jeszcze z rozbawieniem na widok miny swojego nauczyciela, starając się skupić na tych bardziej pozytywnych aspektach swojego życia, a nie na tysiącu nierozwiązanych problemów.
Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Gdzie iść, w co ręce włożyć. Czuła się niespokojna i nie na miejscu, walczyła z tym, żeby iść go szukać albo wręcz przeciwnie jednak skorzystać ze świstoklika i wrócić do Anglii. Przestać się wygłupiać i gonić banialuki. Dlaczego basen? Wybrała ten zakamarek resortu z tego samego względu co jej towarzysz, liczyła bowiem na to, że nikogo tu nie zastanie. Z jednej strony zawsze bliski był jej żywioł wody, miała to w genach jakby nie patrzeć, z drugiej - tak twardo gardziła swoimi genami, że w tej chwili żaden basen ani wodny akwen nie mógłby wzbudzić w niej nawet odrobiny wzruszenia. Co więcej, basen zmuszał do negliżu, a Harlow od kilku miesięcy postrzegała swoje ciało jako kalekie i niedoskonałe, co gryzło się zupełnie z tym co mówi się o pięknych potomkach wil. Mimo to skusiła się, przebrała w przebieralni w kostium i przemknęła unikając spojrzenia ratownika i wślizgnęła się do wody. Było w tym żywiole coś uspokajającego, coś co stymulowało pewne ośrodki w mózgu człowieka dające poczucie bezpieczeństwa, otulenia, ukołysania. Pomimo zerowych umiejętności w sportowych dziedzinach była w stanie się nie utopić i chyba tylko dlatego preferowała pływanie ponad każdą inną dyscyplinę. Odruchowo przeczesała wzrokiem okolice, starając się rozeznać kto na basenie jest obecny, a kto nie i trzeba przyznać, że nie od razu poznała starszego kolegę z domu Slytherina, ale to chyba głównie dlatego, że wcale nie kojarzyła dobrze jego twarzy. Czy zdarzyło im się na siebie kiedyś wpaść? Zanurzyła się w wodzie tak, że wystawał z niej tylko jej płowy, zmoknięty łeb, wodniste oczka i nos, coby się nie udusiła (mimo, że pewnie by chciała) i tak przyczajona jak karykatura krokodyla obserwowała jego święty spokój.
To prawda, jestem niezrównanym mówcą przy Boydzie kiedy rozmawiamy o podbojach miłosnych i poradach w związkach, ale oto kiedy nagle stoję sam na sam z Nessą przy jakichś insynuacjach nie mam za bardzo jakiejś fajnej ciętej riposty na odpowiedź od czasu do czasu, bo nie jest to całkowicie jasna sytuacja. Sam nie wiem co robię i co myślę w tej kwestii, ale nie chcę ponownie rozkładać tego na czynniki pierwsze. Zamiast tego uśmiecham się w odpowiedzi na Twoje podziękowanie, które dobrze rozumiem, chociaż nie mówisz tego wprost, więc tylko ściskam Cię mocniej za rękę, by kontynuować naszą podróż wodną. A potem równie płynnie przejść do dalszej części lekkiego droczenia się z Tobą. - Skąd wiesz, że nie chrapiesz? Może jest to na tyle ciche, że koleżanki w dormitorium nie słyszą, a mi parskasz prosto do ucha? - pytam przekornie, starając się, żeby moje słowa brzmiały jak szczera prawda, mimo lekkości w wypowiadaniu ich. Prycham jednak na Twoją dalszą wypowiedź. - No nie wiem, chyba pomimo wszystkiego myśląc o spaniu z atrakcyjną dziewczyną a dzikim zwierzakiem, wybieram Twoją prawdziwą naturę. Na co dzień mam Boyda i FUJa w mieszkaniu. Swoją drogą poznałaś go? - pytam z nagłym zastanowieniem po moim lekkim komplemencie, bo obawiam się, że nie spotkałaś jeszcze mojego najlepszego ziomka nr 2 czyli lekko obleśnego ghula. Na dalsze pytania kręcę głową uspokajająco też podnosząc rękę. - Nie, ja jestem z nią teraz w dobrych stosunkach. Jakoś wiesz, czasem ludzie robią głupie rzeczy z różnych powodów, a byliśmy wtedy naprawdę małolatami - mówię nawet lekko wzruszając ramionami. Może dalej nieufnie patrzę na każdą zbyt jasną blondynkę i nie związałbym się z kimś kto ma w sobie krew wili, ale dzięki niej tez miałem doświadczenie jakiegokolwiek stałego związku. W końcu użyła na mnie czaru tylko dlatego, że po prostu chciałem zwiać jak tchórz, jak zwykle. Przez chwilę skupiliśmy się z powrotem na pływanku, a ja teraz z kolei wszystko co mogłem chciałem włożyć w próbę nauki Cię poprawnego machania kończynami, byś już nigdy nie mogła się utopić. Dlatego też na początku wzruszam tylko ramionami na Twoje nagłe przeprosiny. Nie chciałem wywoływać u Ciebie poczucia winy, to miał być jedynie niewinny komentarz. - Już tam... - mówię tylko i kręcę głową ze zmarszczonymi brwiami, żeby podkreślić, że nie o to mi chodziło. Dopiero uważniej się Tobie przyglądam kiedy mówisz dalszą część i nawet nie masz pojęcia jak straszysz mnie tym stwierdzeniem, chociaż wyrażam to tylko mocniejszym zmarszczeniem czoła, co mogło wydawać się tylko większą zadumą, a nie rozterkami moralnymi, czy mogłem ją faktycznie bardzo mocno zranić. Wydawało mi się, że nie? - Sol jest atrakcyjna i zabawna, kiedy się na mnie nie złości, nie znam jej jeszcze zbyt dobrze - kończę to kulawo i zmuszam Cię do dalszego pływania. Widzę też, że masz to samo do powiedzenia póki co o Jerrym na co parskam krótkim śmiechem. - No, też planowałem jej unikać, ale w jednym pokoju to nie wychodzi - zauważyłem podobieństwo nawet w naszych zachowaniach i postanawiam się podzielić moim cennym doświadczeniem. - Musisz z nim pogadać, przecież zrozumie że miałaś trudny okres - dodaję jeszcze jako guru związkowe, nie komentując, że najpierw wypada coś zrobić z Cortezem, gdzieś tam szlalającym się po zakątkach naszych umysłów jak złowrogi cień. Taki - Jeśli wypłyniesz i wrócisz na głębszą wodę, możemy zrobić sobie przerwę - mówię jeszcze po jakimś czasie, kiedy widzę że już całkiem nieźle ogarniasz co i jak.
Był całkiem inny dla Boyda, całkiem inny dla niej i jeszcze inny dla swoich dziewcząt. Był chłopakiem o wielu twarzach i nie wiedziała, czy to kwestia dostosowania się do rozmówcy, czy po prostu ogólnej uniwersalności, bo nie była w stanie zarzucić mu cienia fałszu. W całej swojej niedoskonałości był prawdziwy, wyraźnie rysował się na tle szarych, wędrujących korytarzami ludzi. Przesunęła po nim wzrokiem raz jeszcze, zaciskając na chwilę usta. Nie chciała wpadać w zamyślenia czy analizować, nie chciała marnować czasu w towarzystwie, bo i tak miała wyrzuty sumienia, że tyle jej go poświęcał. Nie wyglądał jednak na złego, wręcz przeciwnie. Krótki uścisk i delikatny uśmiech tylko utwierdzał Nessę w tym przekonaniu. Złapał ją. Nie miała pojęcia, czy chrapała, bo gdy zdarzyło się już jej przespać te kilka godzin, sen był tak mocny, że odcinał ją całkowicie. Bardzo trudno było rudzielca obudzić. Mógł mieć rację, a jednocześnie była prefektem i koleżanki zwyczajnie mogły obawiać się zwrócenia jej uwagi. Uniosła brew, patrząc na niego krótko z konsternacją na drobnej, bladej buzi. Opatulona swoimi rudymi włosami i błyszcząca od kropel wody, wydawała się jeszcze mizerniejsza. - Powiedz mi więc szczerze, chrapie? A co, jak to Ty chrapiesz i próbujesz mnie w to wrobić, ty cwaniaku? -zapytała, chcąc skrzyżować dłonie na piersiach, jednak zapomniała o swojej leżącej na wodzie pozycji i momentalnie zniknęła pod wodą, gdy przestała machać rękoma i nogami. Instynktownie wstała na równe nogi, wynurzając się z niezbyt zadowoloną miną, aby zaraz przetrzeć oczy i pozbyć się z nich kropel wody.- Ryś jest milszy. Boyda czy FUJa...? Dlaczego właściwie go tak nazwałeś? Brzmi, jakby był naprawdę obrzydliwy. Takie wiesz, fuj jak to dzieci robią. Nie poznałam, bo jeszcze nigdy mnie do siebie nie zaprosiłeś. Zauważyła z udawaną obrazą, sugerując mu tym samym, że mają wiele do nadrobienia. Zaraz jednak uśmiechnęła się, robiąc krok w jego stronę i przesuwając dłońmi po ciemno-czerwonych włosach, pozbyła się z nich trochę wody. I bez niej były ciężkie. Słuchała jego odpowiedzi z zaciekawieniem i chociaż obiecała sobie, że będzie go lepiej pilnowała z doborem relacji, kiwnęła głową całkiem zadowolona. Pomimo tego całego czaru, sporo czasu spędził z Diną i przepiękna blondynka na pewno wielu rzeczy go nauczyła. Nawet Nessie wydawało się, że jest niezwykle doświadczenia. Młodość była od popełniania błędów — i chociaż te słowa zabrzmiały jej w głowie, to wcale nie były mówione głosem, który chciała słyszeć. Nie kontynuowała więc temat, posyłając mu tylko krótki i miała nadzieję, że pełen zrozumienia uśmiech. Wrócili do pływania, ku jej niezadowoleniu. Nie chodziło o wymuszenie przeprosin, ona po prostu czuła, że musi to zrobić. Ruda była bardzo słowną i honorową dziewczyną, wychowywaną przez starszych i konserwatywnych rodziców. Na szczęście nie wszystkie ich lekcje odziedziczyła, chociaż nie miała zbyt wyszukanego humoru i często nie rozumiała zachowań swoich rówieśników. - Należy Ci się. Byłam paskudna. -odparła szybko, tonem, który raczej sprzeciwu by nie zniósł. Nie chciała mu się podlizywać, po prostu czuła wewnętrzną potrzebę wynagrodzenia mu tego i przeprosin. Zrobił dla niej tak wiele, chociaż wcale nie musiał. Miała przecież tylu "przyjaciół". Jej słowa wywołały jednak na buzi Fillina jakąś konsternację, odrobinę przestrachu i kompletnie nie wiedziała dlaczego. Przecież lubił Sol, cieszył się z relacji i poznania jej — dlaczego więc tak wyglądał? Nie chciała być wścibska i wtykać nosa w jego prywatne, romantyczne sprawy, więc ugryzła się delikatnie w wewnętrzną stronę policzka, żeby przypadkiem słowa nie uciekły jej spomiędzy bladych ust. Nessa z pewnością nie była ekspertem w tych wszystkich relacjach i nie powinna była udzielać rad na tematy, na które nie miała pojęcia. Przecięła delikatnie nogami taflę wody, przypominając sobie o pływaniu. - Czyli taka dla Ciebie. Wiesz, przejdzie jej — skoro już wróciłeś. Mam nadzieję, że się dogadacie. Chyba. Odparła zgodnie z prawdą, powstrzymując się od kolejnych słów. Nie powinien gryfonce mącić w głowie, skoro nie chciał od niej niczego więcej, a już raz zniknął i ją zostawił. Aż zbyt dobrze o tym wiedziała, miała doświadczenie. Nie mogła powstrzymać rozbawienia na twarzy od jego śmiechu, przesuwając spojrzenie w jego stronę, kiwając głową. Miał rację, nie mógł unikać jej w nieskończoność, skoro razem mieszkali. Co prawda sporo sypiał w jej pokoju, ale prędzej czy później, na siebie wpadną. Kto wie, może ta koedukacyjna loteria chaosu zaprowadzi ich do czegoś dobrego? Obrali jednak taką samą taktykę, czego się nie spodziewała. - Brzmisz, jakbyście się znali z Jerrym. On nie wie, że miałam trudny okres. Jestem perfekcyjna w byciu perfekcyjną na pokaz, zapomniałeś? Zresztą, nie powinnam mu mącić w życiu. Zapomniałeś, że wciąż mam pierścionek? - westchnęła dość ciężko, zerkając mimowolnie w stronę swojej dłoni. Błyskotki na niej brakowało, jednak wciąż czuła ciężar biżuterii i decyzji z nią związanych. Lanceley wciąż nie znalazła swojego idealnego rozwiązania, dobrego planu. Na szczęście jej szczera rozmowa ze ślizgonem sprawiła, że była w stanie o nim myśleć bez notorycznego sięgania po wódkę lub whiskey. Jerry był skomplikowanym tematem, kłócącym jej wewnętrzny rozsądek i ciekawość. Przymknęła oczy, leżąc bezwładnie na wodzie. - Nie chce mi się. No, chyba że pójdziesz ze mną? Głębsza woda wcale nie brzmi zachęcająco, tu mam chociaż grunt, gdybym zamyśliła się o zapomniała o tym machaniu. Oznajmiła bezceremonialnie, wysuwając w jego stronę rękę — a przynajmniej tak się jej wydawało, że tam był, bo nadal powiek nie uniosła.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Miło, że nie uważasz, że to po prostu tona fałszu, przelewającego się przeze mnie. Ja osobiście sądzę, że to po prostu przez to, a może dzięki temu w takim wypadku, że tak często zmieniałem od zawsze zdanie. Teraz więc mogę wczuć się w niemalże każdą osobę, bo ja często nie byłem pewny czy czegoś chcę. Nie to, że teraz szczególnie się zmieniłem, raczej próbuję wszystko postrzegać bardziej... na luzie. Rozkoszuję się wyrazem konsternacji na Twojej buzi, kiedy zastanawiasz się na ile to możliwe, że możesz chrapać. Ja zaś próbuję tak patrzeć się na Ciebie z uniesionymi brwiami i zagadkową miną tak długo, aż mi się uda. A parskam śmiechem dokładnie w momencie w którym zanurzasz się pod wodę, a mój słowiczy głosik natychmiast się urywa, bo rzucam się, by wyciągnąć Cię na powierzchnię, zapominając jak płytki mamy basen. Po chwili jednak pojawiasz się przed mną jak zmokły, poirytowany ryś. - Ja chrapię tylko jak jestem pijany. Wiem o tym doskonale - tłumaczę najpierw na jej oskarżenia, wzruszając lekko ramionami. Mi nikt nie miałby wstydu na to narzekać, a Boyd z przyjemnością to wytyka w naszym mieszkaniu, chociaż nie jest lepszy, nawet bez alkoholu. - Nie chrapiesz. Ale robisz tak często - pokazuję i robię dziubek ustami. - I marszczysz lekko brwi - dodaję i robię Twoją minę, po czym zaśmiewam się z Ciebie radośnie. - To skrót od Fillin Ueueueueue Junior. Uwierz mi lub nie, ale niechcący nam wyszedł taki skrót - mówię z ręką na sercu, pod hasłem nam, oczywiście mając na myśli siebie i Boyda. - Och tak, musisz wpaść. Zapraszam, kiedy tylko chcesz. Mieliśmy już robić imprezę sto lat temu w ogóle, eh - przypominam sobie ze zmarszczonymi brwiami, pluskając przez chwilę bezmyślnie ręce w wodzie. Macham też tymi łapami, kiedy chcę przegonić temat Diny, nieszczególnie mi leżący i oczywiście Twoje przeprosiny, dlatego rozlewam wodę na boki i nawet wywracam oczami. - No też nie byłem super, więc tam wiesz - mówię, lekko skrzywiony, bo wydaje mi się, że żadne z nas nie chce się przekrzywiać kto był gorszy momentami, a kto lepszy. Szybko też martwisz mnie słowami o Sol. Bo teraz tak pomyślałem, że skoro już raz ją mogłem jakoś mocniej zranić, to może powinienem sobie odpuścić, bo przecież ja i tak nie potrafię wyczuć miłości, zauroczenia od pociągu seksualnego. Najczęściej wydaje mi się po prostu, że kocham kilka dziewczyn na raz, jakkolwiek głupio i nierealnie to brzmi. Ale w mojej głowie lepiej, niż gdybym miał przyznać, że nie kochałem jeszcze jakoś poprawnie. Na pewno jedna z moich miłostek była inna. Tak pocieszając się w swoim przekonaniu, zauważam, że nie dopowiedziałem jednej rzeczy podczas naszej rozmowy. Dlatego wyrywa mi się jakieś Ah i kiwam głową pośpiesznie. - Tak naprawdę szybko jej przeszło całkiem. Nie wiem jak z jakimiś faktycznymi ponownymi flirtami, ale wydawała się już nie być prawdziwie zła - mówię szczerze co myślę i wzruszam ramionami, po czym uśmiecham się szeroko znienacka. - Jestem zbyt czarujący - tłumaczę prędko mój fenomen. Kiedy oskarżasz mnie o nieznajomość Jerry'ego robię oburzoną minę. - Jerry to mój świetny kumpel, znam go doskonale - mówię nie na serio z udawaną pretensję. Tak naprawdę zastanawiam się czy przypadkiem Boyd nie zna go lepiej, w końcu są razem w drużynie, czy coś. - No wiesz, skoro mu na Tobie zależy, to powinien zrozumieć i się jakoś dogadacie - parafrazuję Twoje słowa, które wcześniejsze mi mówiłaś o mnie i Sol z cwaniackim uśmiechem, ale potem kiwam głową na dalsze troski, chociaż dzisiaj odmawiam jakichkolwiek smutków. Dlatego łapię Twoją dłoń, na którą automatycznie zerknęłaś i ściskam ją lekko. - Jak kocha to poczeka - mówię niespodziewanie optymistycznie i frywolnie, całkiem niepoważnie, by chociaż na chwilę pozwolić sobie i jej zbagatelizować tą całą ważną sprawę. Marszczę brwi na Twoje słowa. - No dobra, ale nie możesz mnie trzymać za rękę, bo nie będziesz mogła płynąć, będę po prostu tuż obok - oznajmiam i ustawiam Cię tak, byś mogła bezpiecznie pomknąć w dobrym kierunku. Popycham Cię lekko w tamtym kierunku i równocześnie wcale nie planuję płynąć za Tobą, dopóki się nie zorientujesz, stosując stary trick wszystkich nieszczerych rodziców, planujących nauczyć coś samodzielnego dziecko.
Każdy jego ruch wywoływał lekkie fale na wodzie; było w tym coś kojącego i uspokajającego. To woda zawsze dawała mu poczucie bezpieczeństwa, a także garść dobrych wspomnień. Brakowało tylko roześmianej Vivien. Zamknął na chwile oczy, jakby chciał wrócić do tego co było niegdyś idealnym rajem. Nie czuł się obserwowany, nie od razu. Wydawało się, że medytuje. Oddaje się przemyśleniom. Tak właściwie było. Oddychał spokojnie, miarowo wdychając i wydychając powietrze. Nieco oddalił od siebie wspomnienia, które tylko na chwile wywołały na jego twarzy uśmiech, zaraz to jego twarz przybrała formę wyższej koncentracji. Skupienia i grzech byłoby przerwać ten doskonały obrazek reprezentujący się perfekcyjnie na tle basenu. Otworzył oczy. Zaczął rozglądać się po basenie, jakby w obawie, że ktoś przyłapał go na tym głębokim zajrzeniu w głąb siebie. Złapał głęboki oddech, jakby chciał nabrać powietrza i zanurkować, ale powstrzymał się w ostatnim momencie. Jego uwagę przykuła pewna osoba, która wręcz obserwowała go niczym jakiś drapieżnik swoją zdobycz. Piękne jasne włosy, niebieskie oczy i zgrabny nosek, upewniły go, że to kobieta. Zresztą instynkt tak mu podpowiadał. Aura pół wili była jak feromony. W końcu te kobiety spokrewnione były z demonami, które mamiły mężczyzn i zsyłały na nich obłęd, szaleństwo, śmierć, a nawet dzieci. Podpłynął w kierunku dziewczyny, również zanurzył swój łeb do połowy, zostawiając oczy i nos. Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, jakby oczekiwał ataku. Może dojdzie tu do jakiejś walki o terytorium?
Miała to głupie przeświadczenie, że Fillin by jej nigdy nie okłamał. Nie wiedziała, czy tkwiło uśpione w jej wnętrzu wcześniej, czy pojawiło się dopiero po sytuacji nad jeziorem. Była tym trochę przestraszona, bo nie wyobrażała sobie otworzenia się na kogokolwiek w tak olbrzymim stopniu. Zaufanie było dla niej trudną sprawą. Pewnie, była miła i wszystkim pomagała, bo taka była jej rola w uczniowskiej społeczności i chociaż miała naprawdę wielu znajomych — nie oznaczało to zaangażowania emocjonalnego, a tym bardziej ufności w relację. Gdyby ślizgon okazał się kolejną osobą, która wbije jej nóż w plecy, to pewnie by się z tego nie podniosła. Była prawie pewna, że nie chrapała. Paskudny oszust chciał ją wpędzić w poczucie winy! Rudzielec uniósł brew w odpowiedzi na swoje podejrzenia, przyglądając się bacznie jego twarzy, jakby szukała tam jakichś wskazówek. Próbował ją przekonać, ostatecznie parskając śmiechem i sprawiając, że prychnęła, podchodząc i nieco o wbijając mu palec z brzuch, spojrzała mu w oczy z udawanym wyrzutem. - Jesteś okropny! Prawie Ci uwierzyłam! I właśnie te słowa kosztowały ją zanurzenie się w wodzie w nagłym ataku paniki, który na ułamki sekund zaćmił bystry umysł. Na szczęście było płytko, więc wstała i wynurzyła się, przecierając oczy i zgarniając mokre włosy z twarzy. Cholerny basen! Z bezradnością wzruszyła ramionami, rozkładając na boki ręce i czując, jak spływające krople wody łaskoczą ją po skórze, westchnęła. - Nie wiem, co gorsze — to chrapanie i ten dziubek. Zauważyła szczerze, uśmiechając się jednak na widok jego rozbawienia. Lubiła, gdy się śmiał, bo jej samej jakoś poprawiało to samopoczucie. Skrzyżowała ręce pod biustem, stając naprzeciw niemu i przysłuchując się wypowiadanym przez niego słowom z niedowierzaniem, chociaż kiwała głową. Była jednocześnie zaskoczona kreatywnością dwójki studentów, bo ona sama na tak oryginalne imię by nie wpadła. Bo jak to tego mogło startować coś tak pospolitego, jak Freya lub Tofu — chociaż kot był kiedyś Holdena i to on ją nazwał, Nessa się nim opiekowała, odkąd zniknął, wrócił i zniknął. Miała wrażenie, że jak wcześniej kotów nie rozumiała i nie była ich fanką, tak od momentu przemiany w rysia wszystko się zmieniło. - Dlaczego Ueueue, a nie po prostu Fill Junior? - zaczęła ostrożnie, nie zdając sobie sprawy z tak oczywistej przyczyny, doszukując się czegoś głębszego. - Na imprezę nie jest nigdy za późno, chociaż jeśli mogę — chętnie zajrzałabym do was bez tłumu pijących czarodziejów. Mówiłam Ci, że miałam okazję lepiej poznać Boyda? Ciekawy chłopak. Przesunęła palcami po swoim ramieniu, drapiąc się ukradkiem i czując powiew chłodu, który zostawił za sobą gęsią skórkę. Skóra szybko schła w nagrzanym pomieszczeniu, chociaż przy temperaturze wody, wydawało się jej, że jest chłodno. Obserwując, jak bawi się woda i rozchlapuje ją dookoła, nie kontynuowała już tematu jego byłej dziewczyny — odrobinę ją drażnił. Miała duszę prawdziwego Lancelota i była w stanie naprawdę wiele dla bliskich poświęcić, chcąc ich chronić. Wiedziała, że dzięki Dinie poznał smak prawdziwego związku, jednak sposób, w jaki to osiągnęła, już niezbyt wpisywał się w akceptowane przez nią sztuczki. Relacje damsko-męskie były skomplikowane. Miał rację, każdy z nich miał swoje gorsze i lepsze momenty. Zaskakujące, że byli w stanie je tolerować i znaleźć wspólny język. Nie wierzyła w tego jego bajki o niezdolności do miłości i nieodróżnieniu się zakochania od pociągu seksualnego, bo dla niej samej takie rzeczy były nierealne. Jakie miała doświadczenie, żeby cokolwiek móc o tym powiedzieć? Książki sugerowały jednak, że tak się nie da. Przecież zawsze powinno być to łaskotanie w brzuchu. Jeśli kochałby kilka swoich koleżanek, to nie lubiłby mocniej tak naprawdę żadnej. Widząc zmartwienie na jego twarzy, wysunęła dłoń i zgarnęła mu z czoła czarny loczek, wzdychając ciężko. - Nie rób takiej miny. Sam powiedziałeś, że wszystko się ułoży Fillin, więc musisz się tego ze mną trzymać, okey? Zarządziła tonem godnym prefekta, posyłając mu łagodny uśmiech. Chwilę jeszcze bawiła się loczkiem pomiędzy palcami, zanim grzecznie cofnęła dłoń i wróciła do treningu pływania, zmuszona jego miną. - To prawda, masz ten swój urok. Nawet ja nie mogę się na Ciebie wściekać. Może warto z nią jednak spróbować, skoro dobrze się bawiłeś? Przytaknęła z rozbawieniem, przypominając sobie, jak bardzo wtedy chciała utopić go w jeziorze, a ja szybko jej przeszło. Nie bardzo wiedziała, co doradzić mu w związku z Sol, bo znała gryfonkę tylko z widzenia. Na dobrą sprawę Fillin też jej nigdy nie mówił, czego oczekuję od kobiety i związku, a ona nie miała o takowych rzeczach pojęcia. Leżąc w wodzie na plecach, leniwie machała rękoma i nogami, obserwując sufit. Nie pozostawał jej dłużny, poruszając szybko temat Jeremyego. - Sama nie wiem, czy powinnam bardziej mu mącić w głowie i w życiu. Jest naprawdę fajny chłopakiem. -mruknęła cicho, zdając sobie sprawę, że wciąż nie wie, co ma z nim zrobić. Z jednej strony mieli tę umowę, a z drugiej Nessa wiedziała, że została zawarta w niewłaściwych okolicznościach. Nie była w Dunbarze szaleńczo zakochana, chciałaby go po prostu lepiej poznać, bo naprawdę miło spędzało się z nim czas. Wyrwana z zamyślenia przez towarzysza, posłała mu krótkie spojrzenie i zacisnęła swoją dłoń na jego, uznając, że lubi, gdy tak się dzieje. Jakby przekazywał jej trochę tego swojego spokoju, optymizmu i nonszalancji za pomocą samego tylko dotyku. - "Kocha" to tutaj olbrzymie naciąganie. To tak, jakbyś Ty kochał Sol po dwóch spotkaniach. No, może trzech. Niechętnie puściła jego dłoń, kiwając głową i wywracając oczami, westchnęła. Obiecała, że spróbuje z tym pływaniem, więc nie mogła zignorować tego sprawdzianu. Korzystając więc z jego ustawienia, wskazówek i pchnięcia w plecy, zaczęła jako tako płynąć, cały czas skupiona na wykonywanej czynności. Raz szło lepiej, raz gorzej — znikała pod wodą, żeby zaraz się wynurzyć. I chociaż jej się wydawało, że przepłynęła cały basen, to był tylko kawałek. Zauważyła jednak, że nie ma go za nią i stoi sobie w bezpiecznym miejscu, więc zawróciła cała oburzona, nie mogąc sobie nawet krzyknąć, bo by się opiła wody. Cała zmachana i z błyszczącymi z emocji oczyma stanęła przed nim z niedosłyszalnym tupnięciem. - Nie rozmawiam z Tobą, Ty zdrajco! Wyjaśniła, tylko aby znał powód swojej kary, cała obrażona, że ją zostawił. Chwilę tak stała z opartymi na biodrach dłońmi, aby zaraz zacząć go chlapać w zemście — bo przecież to nie tylko ona będzie cała mokra w tym duecie, jemu też się należało. Coraz trudniej jednak było Nessie utrzymać powagę na twarzy.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Tak naprawdę to całkiem zabawne jak niektóre sytuacje nagle zmieniają to jak patrzymy na siebie z danego punktu widzenia. Kiedy po jednym wydarzeniu ze zwykłej, bliższej znajomości stajemy się kimś kogo stawiamy nagle wyżej niż wszystkich innych. Wierzymy w stałość naszych uczuć do kogoś, powierzamy całe zaufanie, które mamy, albo chociaż jego znaczną część. Równocześnie kiedy to robimy, wydaje się to być całkiem oczywiste i nie pamiętamy jak żyliśmy bez tej części w sobie. Osobiście staram się tego nie roztrząsać. Dzielę się z każdym po równo moją niestałością, żartami i luźnym towarzystwem. Do tej pory oprócz Boyda nie starałem się nikogo wciągać w nic bliższego i nie mam czasu na rozważania dlaczego tak wyszło z Tobą. Nie mam bo jestem zajęty piciem piwka w ferie i ogólnie wolę nie rozmyślać nad poważnymi sprawami, dopóki coś mnie nie zmusi (bądź ktoś - sytuacja nad jeziorem). Dlatego wolę w tej chwili kpić sobie z tego, że chrapiesz i o mało nie klepię się po plecach za mój świetny talent aktorski. W końcu trochę potrwało zanim nie odkryłaś, że perfidnie kłamię. Jestem tak zadowolony z siebie, że dalej zaśmiewam się z Twojej miny, którą robisz podczas snu, a Ty nie wydajesz się zła z tego powodu. Oczywiście oprócz momentu, w którym po raz kolejny zaczynasz brodzić w wodzie, tracić grunty, który jest tuż pod Twoimi stopami, panikować przez chwilę, ale już nawet nie zwracam na to uwagi, uznając, że za sekundę sama się świetnie uratujesz. Szczególnie, że mówimy właśnie o moim obrzydliwym kompanie (tu: FUJu, nie o Boydzie), a jakoś bardzo lubiłem opowiadać o nim, do czego wcale nie chciałem się do siebie przyznawać, bo wolę udawać, że nie obchodzi mnie ten obleśny typek. Chociaż faktycznie, osiągnęliśmy z Boydem wyżyny naszej kreatywności i jeszcze raz Ci przysięgam, że wszystko wyszło przypadkiem, bo mam wrażenie, że mi nie wierzysz. Faktycznie jakiś Tofu brzmi przy tym jak coś wyjątkowo pospolitego. - Bo potrafi mówić tylko nieustannie Ueueueueue - tłumaczę i wymawiając drugie imię moje zwierzątka próbuję dość nieudolnie skopiować to jak to wypowiada, dość komicznie. - Chciałem po prostu go tak nazwać, a Boyd chciał Fillin Junior - tłumaczę jeszcze bardziej szczegółowo, jakbyś nie mogła się doczekać końca tej fascynującej opowieści. Gdyby nie mój potworek nie miałbym o czym opowiadać ładnym koleżankom! Muszę podzielić się tym spostrzeżeniem z Boydem i polecić Juniora na jakiś dobry temacik na podrywie. - Jasne, wpadają kiedy chcesz, możesz i u mnie nocować jak będziesz chciała. Może moje łóżko nie jest tak duże jak te tutaj, ale i tak na mnie wchodzisz w nocy, więc co za różnica dla Ciebie - nabijam się z Ciebie z uprzejmym uśmiechem i chlapię Cię jeszcze wodą, bo nieustannie tylko wycierasz twarz i próbujesz strącić kropelki wody to z policzków, to z włosów, jakbyś miała tu do tego jakiekolwiek warunki. W tym bardzo mokrym basenie. A potem ja się chwilę martwię i najwyraźniej trochę to po mnie widać, bo od razu wyrażasz jakąś troskę wobec mnie. I przy tym bierzesz mój lok między palce by chwilę przesuwać je pomiędzy nimi, równocześnie mówiąc jakieś słowa, które mają być kojące, ale nie mogę się na nich skupić. Bo ten zwykły gest jest w jakiś sposób czuły i nie mam pojęcia powoli gdzie jest granica, której nie możemy przekroczyć, bo jak wiadomo (według mnie, nie według Ciebie), jestem niezwykle niestały w uczuciach i jedyne co bym Cię potrafił to zranić tak jak cała reszta chłopców o których mi mówiłaś. Wobec tego kiedy tak robisz myślę sobie, że nie możesz tak pogrywać, bo znaki które mi wysyłasz są niezwykle mylne. A jak wiadomo, jestem tylko młodym chłopcem, który czasem nie będzie mógł się powstrzymać od odebrania tego w dość jednoznaczny sposób. Jednak dziś nie poruszam tego tematu. Potrzebuję do tego więcej czasu i alkoholu, szczególnie, że szybko zamieniasz ten moment na chwilę w której pochwalasz mój związek z Sol. - Może i warto. Chociaż z Boydem też się bawię dobrze, a z nim nie jestem - rzucam dość okrutnym w stronę gryfonki żarcikiem i chichoczę się z niego. - Coś wykminię - rzucam jeszcze romantycznie na temat jej słów i wzruszam ramionami, nie chcąc znowu zajmować sobie głowy jakimiś poważnymi rozważaniami, a woląc zachować pozory tego, że wszystko mam pod kontrolą. Szczególnie, że teoretycznie mam, bo póki co moje sprawy sercowe szły mi dość gładko. O ile oczywiście moje romansiki miałyby ograniczyć się do nieszkodliwych flirtów. - Jak ty mu nie namącisz, to jakaś inna to zrobi. Taki wiek, a chłopcy są głupi - rzucam niesamowitą mądrością, mając oczywiście niesamowity przykład w swojej osobie. Nie trzeba być szaleńczo zakochanym, by nie porobić kilku błędów młodości, tych nieszkodliwych, nie jakichś naznaczonych szaleńczym smutkiem jak w Twoim przypadku i Twoich adoratorów. Przydałby się ktoś mniej intensywny i osobiście uważam, że poczciwy Jerry jest na to całkiem niezłym materiałem. Nie chcę jednak wprost i na głos mówić tych teorii, bo nie chcę Cię zgorszyć moimi słowami. - O jezu, przecież nie mówię na serio, tylko tak gadam - mówię i wywracam oczami, na Twoje niepotrzebne wytłumaczenia i jeszcze wyciągam wolną rękę, by lekko uszczypnąć Cię w nagie ciało, za to branie wszystkiego dosłownie. Pozostawiam Cię też wobec tego na pastwę losu na basenie, a Ty całkiem dzielnie radzisz sobie, na co entuzjastycznie klaszczę i robię łuhu, kiedy tylko zauważasz, że w rzeczywistości jesteś sama. I uśmiecham się szeroko na Twoje słowa, a gdy postanawiasz mnie zachlapać na śmierć ja nie jestem dłużny i oddaję Cię znacznie silniej, aż w końcu łapię Cię i żartobliwie próbuję zatopić, szarpiąc się z Tobą w obliczy oczywistej wygranej, dzięki mojej przewadze wagi i wzrostu. Kiedy jesteś w moich ramionach i wyciągam Cię zwycięsko z wody, w której właśnie Cię lekko podtapiałem, nawet jeśli dzielnie się broniłaś, wciąż śmieję się głośno i puszczam Cię uprzejmie. - Okej, chodźmy stąd, nie toniesz bez gruntu, mój cel jest osiągnięty. A ja nie przepadam za pływaniem - dodaję szczerze i idę powoli w stronę brzegu basenu i macham na Ciebie, byś kierowała się za mną.
Jak liść na powierzchni jeziora, lekko odpowiadała falowaniu żywiołu wywołanemu ruchom Dear'a. Miał na twarzy wymalowaną zagadkę, emocję, której smaku Harlow nie umiała rozpoznać. Przechyliła lekko głowę kiedy jej uwaga została przez niego zauważona, jak krążące po parkiecie bure koty, dwie ryby w zbyt ciasnym akwarium, kiedy odpłynął odbiła lekko w bok łukiem okrążając jego postać. Jego niebieskie oczy wyrażały coś, co wprawiało Dinę w dyskomfort, skóra na karku pokrywała się gęsią skórką kiedy przeniósł chłodne spojrzenie na nią, obdarowując ją swoją niepodzielną uwagą. Nie chcę Twojej uwagi, idź sobie. A jednak wpatrywał się w niego dalej, z zainteresowaniem niesłabnącym. Wynurzyła jedynie skrawek swoich ust by się odezwać. - Znam Cię. - powiedziała cicho, pozwalając by słowa odbijały się od powierzchni wody. I tak nikogo tu poza nimi nie było więc nawet najcichszy szept dosięgnąć mógł rozmówcy. Znała tę twarz, niewzruszoną i nieskalaną uśmiechem. To spojrzenie zmęczone zdradzające zbyt wysoką odpowiedzialność złożoną na barkach posiadacza, a jednak jak ostrokół zapewniającą, że nie warto pytać bo i tak nie poznasz odpowiedzi.- Choć nie znam Cię wcale… - dodała po chwili, mrużąc rybie oczy i znów zanurzając się w wodzie do nosa. Kiedy wiadomo, że zna się człowieka. Od którego miejsca znajomość to umiejętność rozpoznawania twarzy, a od którego znajomość to słyszeć melodię z jaką szeleści wspomnieniami czyjś oddech. Nie mieli wspólnych wspomnień, a jednak Harlow wciąż krążyła wokół jego postaci, dryfując w wodzie bezwolnie jak księżyc na orbicie planety jego osoby.
Na masywie Mont Blanc prosili się o kłopoty. Poszukiwanie tu starożytnego zwoju opisującego runiczne klątwy było szalenie ambitnym przedsięwzięciem. Idealnym wprost dla ich dwójki. Fire skorzystała ze swoich licznych kontaktów i dowiedziała się o w miarę konkretnym miejscu, gdzie mogli odnaleźć artefakt, a już parę dni później po spakowaniu potrzebnego ekwipunku zaczarowała im wyszczerbiony kubek na świstoklik. Dobre dwa tygodnie głowili się nad tym zadaniem, niekiedy dnie i noce spędzając na wędrówkach. Stawiali czoła niebezpieczeństwo, wielokrotnie zmuszeni do całkowitego zaufania sobie nawzajem, aby wyjść cało z trudniejszych sytuacji. I ostatecznie udało im się. Dotychczas pochmurną minę Fire rozjaśnił uśmiech pełen zadowolenia, kiedy to Ravinger wyciągnął zwój z na wpół zapadniętej pod śniegami świątyni, a później razem uciekali przed zawalającymi się na nich ścianami oraz lawiną. Wpadli do resortu, w którym się zatrzymywali w czasie tego wyjazdu i Blaithin poinformowała Fairwyna, że zobaczą się za kilkanaście minut na basenie. Najpierw zabezpieczyła przedmiot zaklęciami i ukryła go, dopiero później poszła zakupić strój kąpielowy, bo przecież nie pakowała takich rzeczy. Na miejsce szła w szokująco wręcz dobrym humorze - to znaczy, jak na nią. Po prostu nie była tak spięta i zimna, jak zazwyczaj. Upewniła się, że nikt im na ten basen znienacka nie wejdzie po wrzuceniu kilku galeonów do skarbonki. Lubiła prywatność, dzięki której mogli też rozmawiać w pełni swobodnie. - Myślę, że to zasłużony relaks. - odezwała się, stając przy krawędzi marmurowej posadzki. Zsunęła z ramion swój podróżniczy strój, odrobinę już podniszczony przez ostatni rok pełen wyczerpujących wyjazdów. Przy sobie miała też olejki, kremy, szampon, ręczniki - och, dawno nie mieli okazji po prostu usiąść w wodzie i nie myśleć o tym, że zaraz muszą wyruszać. Mogliby tu zostać... dłużej. Mont Blanc nie było takim złym miejscem. Fire patrzyła dość niechętnie na głębiny basenu, dlatego zanurzyła nogi na samym brzegu, gdzie było wystarczająco płytko. Dłońmi zgarnęła swoje długie rude włosy i zaczęła splatać je w kok.
Ile można błądzić w ciemnościach egzystencji, kiedy cel życia spalił się do cna równie prędko, co cała młodość? Kiedy szczenięce lata poświęcone pielęgnacji tego nikłego płomyczka zgasły niby to szturchnięte przypadkiem dłonią opaczności? Rav potrzebował bardzo dużo czasu. Rok? Może nieco więcej. Wszystko po to, aby na jego twarz powróciły okruchy radości, znajoma mu obojętność i rozbudzona na nowo ciekawość świata. Ze wszystkim było nader trudno. Chłop łapał się po drodze różnych mniej lub bardziej niechlubnych rzeczy, których dopuścić się nie mógł za czasów swojej profesury w Hogwarcie. To - w sposób, do którego nie chciał się przyznać przed sobą - oczyściło jego wnętrze. Poczuł się bardziej sobą. Wciąż nie wiedział jaki kierunek winien obrać w labiryncie zwanym życiem. Jednak teraz kroczył przezeń z laską i wiedzą, gdzie nie iść nie chce. To już było wiele. Chyba dlatego relacja, która się wydarzyła między nim a Lai, zaistniała w takim stopniu. Mniej służbowym, niżeli dopuściłby to zaledwie pół dekady temu. Bardziej ludzkim? Ludzkim, jakże obrzydliwe słowo w swoim znaczeniu. Takie dalekie od jestestwa, do którego Fairwyn się przyzwyczaił. Uczuwał się, iż nie umie w takie lubieżności. Chociażby pochwała za dobrze wykonane zadanie zamiast swego uprzedniego wykazywania najmniejszego błędu z gorzkim niedopowiedzeniem, iż należy się starać bardziej. Obecnie też nie czuł się w mocy na wypominanie komuś błędów. - Kiedy ostatnio miałaś szansę odpocząć? - On, będąc na przymusowym wolnym, musiał się nauczyć profanacji czasu. Tym samym nieco poprawił zdolności pogawędki, które właśnie usiłował z siebie wykrzesać. Zadał rozmówczyni pytanie, a to już o wiele więcej niż przytakujący, pomruk, którym najczęściej raczył towarzyszy. - Zdajesz się ciągle przed czymś uciekać, to niezdrowe - podsumował gorzko, bo jednak trudno nauczyć starego psa nowych sztuczek. Sam zaś Rav zdawał się ignorować sylwetkę kobiety, będąc od dziecka uczonym, iż sfera damy jej miejscem prywatności, czego Fairwyn nie planował naruszać plugawym spojrzeniem sedutora. Zaś w samczym geście porzucił ręcznik, który zarzucił wcześniej na szyi. Ten opadł niechlujnie na ziemi, a brunet kulawym krokiem począł zanurzać się w chłodnej wodzie basenu. Nieco zdezorientowany rozejrzał się po ogromnej, pustej przestrzeni. Dwie jedyne żywe dusze dusiły się obok siebie. Blaithin i on. W pewien sposób brzmiało to intrygująco. - Rzucasz najbardziej plugawe klątwy na czarodziejów - zaczął ze znacząca dumą w głosie- a boisz się wejść do wody? - Uśmiechnął się paskudnie, siląc się na żart. Bardziej na sprowokowanie jakiejś interakcji w pogodnym tonie.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Blaithin nie ingerowała w jestestwo Fairwyna. W gruncie rzeczy niewiele o tym człowieku wiedziała, a jeszcze mniej rozumiała. Empatia oraz wyrozumiałość leżały daleko poza granicami osiągalnymi dla tej rudowłosej dziewczyny, co zwykle mocno utrudniało kontakty międzyludzkie. Rav zdawał się przebywać w zupełnie innym świecie niż Szkotka. Ona stąpała twardo po ziemi, realistycznie spoglądając na całe otoczenie, ani jednej chwili nie poświęcając na poetyckie rozważania czy wyobrażenia niemające przełożenia na rzeczywistość. Zdawało się, że Ravinger po prostu nie miał "nic lepszego do roboty" i dlatego tak wiele miesięcy spędził w towarzystwie rudowłosej diablicy. Bo raczej niemożliwe, aby po prostu to lubił, na aż takiego masochistę nie wyglądał. Fire narażała go na nieustannie prztyczki w nos i wbijane szpile w żebra, możliwe że nie tylko w przenośni. Była podła i wredna, a kiedy coś jej nie wychodziło z łatwością wyżywała negatywne emocje na mężczyźnie, za co nigdy nie przepraszała. Mimo to gdzieś w głębi odczuwała coś w rodzaju wdzięczności, że nie pozostawała sama w tych wojażach po całym świecie. Gdyby Ravinger miał dziewczyny dosyć i zechciał odejść, najpewniej ciężko by to zniosła. W milczeniu, ale jednak ciężko. Na szczęście nie zapowiadało się na to, aby miał podjąć tę rozsądną decyzję i zerwać z nią kontakt. - Hm? Głupie pytanie. - parsknęła krótko, kręcąc głową na niedorzeczność wykazaną przez towarzysza. Spędził z nią rok i przez cały ten czas mógł doskonale zauważyć, że Dear nie znała słowa "odpocznek". Jej pracocholiczne zapędy nie pozwalały rudowłosej na bezczynność, relaks czy lenistwo. Zawsze rwała się do pogłębiania swojej wiedzy za pomocą nauki lub zdobywania doświadczenia w kwestii przemycania czarnomagicznych artefaktów. Tak samo z rozmowami - nie zaczynała bezcelowych pogawędek, skracając je możliwie najczęściej do omawiania biznesu oraz planów. - Ain't no rest for the wicked. - dodała jeszcze ze skwaszoną miną, która nie dodawała jej uroku. Na kolejne stwierdzenie wygłoszone przez Fairwyna aż się zatrzymała. Ułożyła dłonie na swoich biodrach i otaksowała bruneta chłodnym spojrzeniem jedynego oka. - Nie przypominam sobie, abym prosiła o Twoją psychologiczną ekspertyzę na mój temat, Fairwyn. Nawet w tak "szczęśliwych", jak na ich beznadziejne żywoty, chwilach, Ravinger musiał wtrącać swoje pesymistyczne pięć galeonów. Zdążyła do tego nawyknąć, choć czasami rozmyślała, jak to by było, gdyby był wesoły i uśmiechnięty. Czy jego oczy rozbłysłyby w ten charakterystyczny sposób? Czy wydałby się jej bardziej przystojny? Za pomocą krótkiego niewerbalnego machnięcia różdżką, Fire przywołała do siebie porzucony niedbale ręcznik mężczyzny, złożyła go i położyła obok swoich rzeczy. Spojrzeniem powiodła po sylwetce towarzysza, ale nienachalnie. Ot, żeby zobaczyć jakie blizny i innego rodzaju pamiątki po długim życiu nosiła jego skóra. - Nie boję się wody. - zaperzyła się zdecydowanie zbyt gwałtownie, aby był w stanie uwierzyć, że to nie kłamstwo. Zmarszczyła czoło, obrzucając uśmiech czarodzieja z niechęcią. - Jakbym chciała to mogłabym wejść na sam środek. Na pełnych fałszywego zdecydowania zapewnieniach się kończyło, bo ani drgnęła, aby ruszyć ze swojego miejsca. Fire dalej siedziała wciśnięta w krawędź basenu, mocząc nogi.
Z pewnością można zauważyć, iż wspólnie spędzony rok tlił się niczym polska trylogia dni 365. Mianowicie: jedno z nich robiło z drugim, co chciało, licząc na wzbudzenie syndromu sztokholmskiego. Dokładniej: ona robiła tak z nim. Zaś Fairwyn, jak na dżentelmena przystało, nie odmawiał kobiecie niczego. Stanowiło to bardziej kwestię jego chłodnego wychowania niżeli sympatii, gdyż tak samo odniósłby się do każdej kobiety na miejscu Fire. Wszak czy można odmówić tak płomiennej kobiecie jak ona? Tak pełnej wdzięku w swojej brutalności? Jakże pewnej w każdym kroku, stawianym na zbrukanym szkielecie swoich nieprzyjaciół? Jest to zadanie niełatwe z co najmniej dwóch powodów: strachu i szacunku. Brunetem zaś kierowało jedynie wychowanie. Ot, może odrobienia szacunku również się w te stosunki wkradła. Co chyba pozwala na wyróżnienie Lai z nudnej, banalnej, szarej masy czarodziejek. - Stwierdzam fakty - prychnął rozbawiony. - Wszak, nawet teraz, unikasz odpowiedzi na moje pytanie - uśmiechnął się paskudnie. Życzył tej kobiecie jak najlepiej. Sam zaś w ciągu ostatniego roku zrozumiał jak ważne są rzeczy, których wcześniej sobie odmawiał. Chociażby będąc z obrzydliwą gorączką i katarem, podczas katowania uczniaków nurzącymi sprawdzianami teoretycznymi - nie dopuszczał do siebie myśli odpoczynku. Obecnie? Trudno mu wyobrazić sobie dzień zapełniony, co do godziny konkretnymi zadaniami. Potrzebował jedynie pół wieku, aby to zrozumieć, a to całkiem przyzwoity wynik. - Oczywiście - wycedził bez przekonania po czym całkiem odciął się od rozmowy o strachu wobec wody. Wszedł głębiej w basen i dość szybko jego płytkość zmieniła się w głębokości. Chociaż dno miało niecałe dwa metry, Ravingera przerastało to już niemal o głowę. Takie uroki bycia kulawym karłem (irl nie wiem czy serio jest kulawy, czy nosi laskę, bo lubi). Po kilkunastu dłużących się sekundach czarodziej wypłynął przy jednej z oddalonych od towarzyszki krawędzi basenu. Pływanie kiedyś stanowiło jego ulubiony sport, powszechnie zaś wiadomo, że pływacy mają mokre ciała. A te najlepiej wyglądają, kiedy są mokre. Może mniej lub bardziej świadomie Fairwyn ten fakt chciał wykorzystać. Podpłynął do krawędzi basenu tyłem, w milczeniu, niby od niechcenia, obserwując Blaithin. Oparł się dłońmi o marmur, zgrabnie wysuwając się spod tafli wody. Woda figlarnie spływała po jego torsie, a on sam nazbyt długo utrzymywał ciężar ciała jedynie na ramionach, prażąc biedne mięśnie. Uczuł się jak zwyczajny gnojek z magicznych opowiastek dla kur domowych, ale nie żałował niczego. Lubił te krótkie, często wymuszane momenty, w których Fair patrzyła na niego po prostu jak na zwyczajnego mężczyznę wyciągniętego z tłumu.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Jak do tego doszło, że ten kulawy podstarzały karzeł stał się jej partnerem w jednych z najbardziej niebezpiecznych przemytniczych wypadów pozostawało nieodgadnione. Może Fire po prostu traktowała go jak zabawkę i tymczasową rozrywkę. Kogoś, kto zignoruje wszelkie prztyczki w nos? Nie widziała sensu w ich relacji, nie widziała sensu w nich samych. I faktycznie uciekała. Uciekałaby byleby nie przyznać tego przed sobą, że tak naprawdę nie ma żadnych odpowiedzi, bo boi się nawet zacząć zadawać pytania. Im mniej roztrząsała tym lepiej się czuła. Dni pełne intensywnych zajęć pozwalały o wiele łatwiej sobie z tym radzić. - Mam tę dogodność, że mogę Cię po prostu ignorować, Fairwyn. Albo zatkać Ci usta. - odparła łagodniejszym tonem, próbując mniej okazywać złość, jaką tak łatwo można było w rudowłosej obudzić. Kiedyś już usłyszała od kogoś dokładnie to samo - że unika odpowiedzi jak mało kto, prawie nigdy nie podając wprost informacji. Dear przychodziło to naturalnie po latach kłamania. Czy kiedykolwiek była z Ravingerem szczera? Może to właśnie na tym basenie w Mont Blanc miał nastąpić taki przełom? Odwzajemniła te paskudne uśmiechy Ravingera swoim własnym w tej samej tonacji. Mogliby konkurować o to, czyje wygięte usta prezentują więcej niesmaku i groteski. Fire gotowa była bić się o miejsce na szczycie podium. Przełknęła ledwo zauważalnie ślinę, gdy w ten bezwstydny sposób prezentował swoją naznaczoną zadbanymi mięśniami sylwetkę. Fire rzadko kiedy spoglądała na mężczyzn w ten specyficzny sposób, ale gdyby pomyślała o Fairwynie intensywniej to mogłaby uznać, że nie jest dla niej nadto obrzydliwy. Przynajmniej w sferze fizycznej, bo jego umysłem pogardzała, oczywiście. Teraz poczuła się, jakby specjalnie próbował się nieco przed nią popisać wyrzeźbionym ciałem, co samo w sobie stanowiło kuriozum. Nie wykazywał w stosunku do Blaithin flirciarskich zapędów, zapewne to nie leżało w naturze bruneta. W naturze ich obojga zresztą. Oni zdecydowanie mieli zbyt zniszczoną psychikę, aby odnaleźć się w czymś tak prozaicznym, jak romans, chociaż zapewne czasami odzywały się jakieś prymitywne potrzeby. Dear odchrząknęła, nie radząc sobie z tym, jakiej obserwacji dokonywał Ravinger podczas wyginania pleców. Nie mogła jednak zdradzać oznak zawstydzenia, więc postawiła karty na coś zupełnie odwrotnego - czyli butną arogancję. Jej ulubiony mechanizm obronny. - Dlaczego tak daleko? - bardziej zamruczała niż wypowiedziała te słowa, a niebezpieczny błysk pojawił się w lodowato błękitnej tęczówce. - Może ja boję się wody, ale Ty zdecydowanie boisz się ognia. I wyzywająco zsunęła się do wody. Mięśnie samoistnie spięły się mocno, chociaż zamoczyła zaledwie brzuch. Widać, że stresowało ją to, choć zamierzała przełamywać tę awersję. Woda była delikatnie ciepła i przyjemna, więc starała się na tym skupić myśli.
Mogli się ignorować z namiętnością księżnej Diany i Karola, niemniej ze strony Fairwyna następować to nie miało. Czerpał cichą przyjemność i satysfakcję z faktu bycia na tym basenie, prowadzenia pogodnej konwersacji. Wszak, gdyby rzeczywiście chcieli się ignorować to kobieta nie zamknęłaby ich sam na sam w basenie. Raczej chciałaby ukryć się w tłumie czarodziejów, w którym to każdy stanowi obce sobie indywiduum. Brunet nie planował mówić o tym głośno, wolał zręcznie ominąć tę część rozmowy. W naturze działo się wiele dziwnych rzeczy, ludzie zdawali się być z niektórymi zaznajomieni, wykorzystywali te niespisane prawa na własną korzyść. Mniej lub bardziej świadomie, zależy od egzemplarza homo sapiens. W tym konkretnym momencie Ravinger zdawał się bardziej skupić na tym, aby wyjść z wody niżeli stworzyć godowy taniec z zamiarem schwytania Lai w swoje sidła. Nabawił się wstrętu do tak niewyszukanych, samczych, obrzydliwych metod. - Nie wstydzę się swojego strachu. - Wzruszył ramionami, po czy, wygiął się nieco w tył, prężąc naturalnie brzuch. Ręce podtrzymywały z tyłu jego ciało, a on sam zachwycał się tym momentem. Wpatrzony w pięknie zdobiony sufit na styl bizantyjskiego przepychu. Niedualna próba odwzorowania przodków. - Przynajmniej moja córka się niczego nie boi - dodał z uśmiechem, który otulił jego twarz znaczną radością i łagodnością.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Swojego ciała widzę, że też się nie wstydzisz. - parsknęła z lekkim rozbawieniem, poniekąd w głębi duszy zazdroszcząc mu tej swobody i braku krępacji. Fairwyn starzał się jak dobre, francuskie wino, tylko na szczęście nie musiał kisić się przy tym w ciemnej piwnicy, a mógł zwiedzać świat u boku młodszej czarownicy. Ciężko było oderwać spojrzenie od subtelnego ruchu mięśni mężczyzny i wilgoci spływającej po jego skórze, której drogę obserwowała z lubością, do jakiej nie chciałaby się przyznawać głośno. Ciało Blaithin paradoksalnie pozostawało w gorszej formie. Gdzieniegdzie przez chudość związaną z nieregularnym jedzeniem przebijały kości, skromne piersi nie zwykły przyciągać uwagi płci przeciwnej, a szpetne blizny po ranach wybijały się tu i ówdzie, kalecząc pobladłą figurę rudowłosej. Była niczym pogruchotana mozaika. I niestety, miała pełną tego świadomość, dlatego z jednej strony wolałaby już zanurzyć się pod wodą i rozmyć za jej pomocą własne kształty, aby kontury i szczegóły uległy zapomnieniu, z drugiej zaś napawało ją to trudnym do zrozumienia strachem. Tkwiła więc zupełnie nieruchomo przy krawędzi basenu. Uniosła ze zdziwieniem jedną brew, kiedy nagle wyskoczył z tematem swojej córki. Dear nie miała bodajże szansy poznać tego dziecka i może to lepiej. Lepiej dla wszystkich. Rysy twarzy Ravingera złagodniały, co sugerowało, że łączyła ich bliska i ciepła relacja. Kolejna rzecz, której Fire mogła tylko zazdrościć. Ciekawe czy jej ojciec wyszedł już z Azkabanu czy też nie. Powstrzymywała się od sprawdzania wieści na ten temat. - Czyli dobry z Ciebie tatuś. - skomentowała sarkastycznie, mierząc go oceniającym spojrzeniem błękitnego oka. - Później udzielisz mi w tej kwestii przydatnych rad. - zapowiedziała tajemniczo, sugerując wyraźnie, że i ona będzie mieć z rodzicielstwem coś wspólnego. Tak naprawdę już miała, od kiedy jakiś czas temu zaproponowała jednej dziewczynce z domu dziecka, że może ją stamtąd wyciągnąć i otoczyć opieką. Takie działanie wydawało się szalenie abstrakcyjne dla każdego, kto choćby minimalnie znał rudowłosą. Wbrew pozorom wcale nie było takie spontaniczne i chaotyczne, bo Fleur poznała już ładnych parę lat temu i od tamtej pory wracała ku małej myślami. Ostatecznie doszło do adopcji, której warunkiem było posiadanie w miarę stałego domu, a tym samym pojawiły się myśli o powrocie do Anglii. Naturalnie, absolutnie niczego z tego nie mówiła Ravingerowi. - Na ten moment muszę Ci wytknąć, że nie zrozumiałeś aluzji, Fairwyn. - dodała suchym tonem, odwracając głowę na bok. Nie chciała prosić się ponownie o to, aby przybliżył swoją postać.
Przeciągły uśmiech rozlał się na twarzy mężczyzny, słysząc nieoczekiwany komplement. Ogrzał on jego ogólną mimikę, kiedy liczenie kafelek na suficie stanowiło najciekawsze rozrywkę. Nieco ze wzgląd na fakt, iż nie chciał udowodnić kobiecie z jaką lekkością umie ona na niego wpłynąć uciekał wzrokiem. Tylko szkoda, że obrana strategia śmierdziała straszliwym banałem, a to już rzecz, której Ravinger w swojej przestrzeni znosić nie lubi. - A powinienem się wstydzić? - Rzucił, niemal parskając śmiechem. Nie miał sobie nic do zarzucenia. Tu i ówdzie posiadał dość świeże siniaki. W kilku miejscach zadrapania po pazurach dzikich bestii, które szpeciły plecy bądź brzuch już od kilku lat. Niemniej Ravinger czerpał z tego pewną przyjemność, pewność siebie, widział w tym swój urok. Swoje ciało uważał za labirynt, którym lubił emanować, dzielić się nimi a kiedy miał ochotę to z wielką lubością pozwalał komuś go zgłębić. Przy czym warto wspomnieć o jednym: każdy wygląda lepiej, kiedy jest mokry. - Raczej... Przekazuje dobre geny - odpowiedział, przerzucając winę na linie krwi, niżeli własne sukcesy wychowawcze. Gdyż te ostatnie zdawały się nikłe i średnio wydajne. Przynajmniej nie można odebrać Fairwynowi jednego: wziął odpowiedzialność za swoją wpadkę. - Czyżbyś właśnie przyznała się do posiadania instynktu macierzyńskiego? - Zdziwił się, spoglądając gwałtownie w stronę Fire, dryfującej niczym nieporadny szczeniak przy tafli wody. - Jakiej aluzji? - Dopytał wielce zaciekawiony.