Górski resort słynie z luksusowych apartamentów, które zapewniają niesamowite widoki. W jednym pokoju znajdują się dwa ogromne łóżka, które perfekcyjnie dopasowują się do preferencji leżącego, a także niezwykle wygodne leżanki. Oprócz prywatnej łazienki, goście korzystać mogą z dwóch dodatkowych pomieszczeń, jakie stanowią obszerne szafy - znajdzie się tutaj wszystko, co potrzebne (od miejsca na czarty i przemoczone kurtki, przez wieszaki na koszule i suknie, po pudełeczka na biżuterię i stojaki na kapelusze). Dodatkowo, na każdego czeka jego własny szlafrok z wyszytym imieniem/monogramem. Jest dokładnie tak miękki, jak życzy sobie nosząca go osoba, a przy tym bez problemu dopasowuje się do temperatury.
Lokatorzy:
1. Emily Rowle 2. Carmel M. Gallagher 3. Jeremy Dunbar
Na każdego gościa czeka drobny upominek - jest to bon na jeden darmowy zabieg w SPA znajdującym się w resorcie. Można wykorzystać go w dowolnym momencie, przez cały okres trwania ferii. Jeśli masz ochotę na element losowości, rzuć kostką na spersonalizowany bon: 1 - Masaż klasyczny 2 - Masaż peelingujący 3 - Masaż sportowy 4 - Masaż świecą 5 - Masaż czekoladą 6 - Dowolny zabieg na twarz Jeśli chcesz, możesz wybrać dowolną pozycję z powyższej listy.
______________________
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Nigdy nie opanował do perfekcji zaklęć sprzątających zatem nic dziwnego, że w jednej części pokoju panował rozgardiasz. Gdy wszedł tu godzinę temu to aż złapał się za głowę. Dwa łóżka na trzy osoby… a w tym równaniu suma wynosiła "jakaś dziewczyna śpi ze mną". Zerknął na tabliczkę i odkrył coś niesamowitego - Emily również będzie tutaj noclegować i o ile zastanawiał się po jakim czasie nie dorwie go za to Bloodworth, tak imię Carmelki było dlań niczym spóźniony prezent gwiazdkowy. Z początku myślał, że ktoś się pomylił i chodzi o Matthew, jednak uznał, że nawet jeśli to jest błąd to przynajmniej przez chwilę pocieszy gębę na myśl, że mała Carmel wróciła na ferie zimowe. W chwili obecnej siedział w adidasach na wąskiej leżance i próbował ogarnąć skomplikowane zapięcie kasku, który to nabył do snowboardu. Obok jego nóg leżał otwarty wizzenger i wpisany kawałek dialogu do Lazara. Za uchem trzymał różdżkę, na szafce leżała paczka czipsów o smaku zielonej cebulki - innymi słowy Jeremy Dunbar czuł się tu mega swobodnie. Łatwo się dostosowywał zwłaszcza, że pokoje były luksusowo wyposażone. Bez konsultacji wybrał leżankę jako swoje zimowe "włościa", bo o ile jest człowiekiem kochliwym, a jego myśli czasami zakrwawiają o interesujące fantazje, tak nie planował przymuszać żadnej z dziewczyn do rezygnowania z prywatności na rzecz jego osoby w łóżku. Żadna z nich nie miała pojęcia, że gdy Jerry śpi to jego kończyny potrafią zdzielić osobę leżącą obok. Ugodowo wybrał trzeci mebel rad, że nie będzie to ani ta luksusowa podłoga ani luksusowy dywan. Wpisał na wizzie do Rosjanina zapytanie czy ogarnia zapięcia kasku, bo chyba niechcący zrobił tu supeł. Specjalnie na potrzeby wizza zrobił nawet zdjęcie "problemu" i wysłał kumplowi.
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Czuła, że nie może zmarnować ani chwili, bo wyjazd feryjny w perspektywie kolejnego semestru w Souhvězdí jawił jej się jako wydarzenie krótsze niż mrugnięcie okiem. Czymże było tych kilkanaście dni wobec całych miesięcy spędzonych na obczyźnie? Właśnie z tego powodu miała w planach jedynie wrzucić do pokoju torbę, najlepiej na wybrane przez siebie łóżko i upewnić się tym samym, że zajęte ono będzie po wsze czasy - a przynajmniej do wieczora, kiedy to wyjaśni kwestię jego posiadania jasno i wyraźnie. Zabawiła w recepcji nieco dużej, bo zgarnęła całą masę map, informatorów i innych ulotek, które miały jej zapewnić lepszą orientację w terenie (tak, akurat...) a potem pognała do pokoju, ciesząc się z numerku 1, który niósł ze sobą obietnicę niewielkiej odległości od wejścia. Nie spojrzała nawet kto będzie jej towarzyszył, nie obchodziło jej to; tak czy owak nie zamierzała spędzać w pokoju zbyt dużo czasu. No, tak przynajmniej myślała na samym początku, bo w chwili kiedy weszła do środka i się rozejrzała, pojęła, że może warto zabawić tu trochę dłużej... Pisnęła, rzucając na podłogę kufer, który otworzył się, z cichym sapnięciem wyrzucając z siebie część zawartości; ale Carmel wcale to nie obchodziło, w głębokim poważaniu miała to, czy jej bielizna nie ozdabia właśnie środka luksusowej podłogi. Podbiegła do Jerry'ego i dosłownie rzuciła się na niego, popychając go częściowo na poduszkę, a częściowo na twardy podłokietnik leżanki. Gdyby siedział na łóżku, na pewno byłoby to bezpieczniejsze i wygodniejsze, ale – hej, wcale nie o bezpieczeństwo jej teraz chodziło. Przytuliła go zaskakująco niedźwiedzim jak na drobną dziewczynę uściskiem, obejmując ramionami jego szyję i z ekscytacji cmoknęła go w policzek. — Nie widziałam Cię tak długo, że bałam się, że przez ten czas do reszty się zestarzałeś, staruszku. Co robisz w moim pokoju, będziemy współlokatorami? — W końcu postanowiła go puścić – jakże łaskawie. Rozluźniła uścisk, zmierzwiła dłonią ciemne kosmyki włosów, za których miękkością zdążyła się już stęsknić i wyprostowała się... i wtedy właśnie dotarło do niej, że bezczelnie siedzi na jego biodrach, a z boku musi to wyglądać bardzo dwuznacznie. Zaczerwieniła się jak dorodny burak i szybko z niego zeskoczyła, zajmując miejsce tuż obok. — Ojaciękręcę, co to jest? — zrobiła wielkie oczy na widok wizzengera, który leżał otwarty przy Jerrym. Nie czytała jego wiadomości, ale zdziwił ją sam widok, w Czechach nie widziała czegoś podobnego i sama dalej miałastarą wersję wizbooka bez możliwości rozmowy ze swoimi znajomymi.
Prawdę mówiąc, dokładnie takich wakacji potrzebowała. No, może nie dokładnie - miała świadomość, że gdzieś tam będzie się znowu kręcił Nate, ale mimo wszystko, odpoczynek w zimnym klimacie, w wygodnym, luksusowym hotelu całkiem jej odpowiadał. Nie miała problemu z dzikimi warunkami, ale prawdę mówiąc wolała czystość i wygodę, a tutaj miała to zapewnione. Obiecała sobie nawet spróbować czart, chociaż wcześniej wydawały jej się czarną magią i wolała trzymać się od nich z daleka. Tym razem potrzebowała całkowitego odcięcia i odpoczynku, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe widząc wokół nadal te same twarze. Z ulgą przyjęła fakt, że teraz, kiedy ich zaręczyny są oficjalne a Nate nie jest już tylko opiekunem, ale i nauczycielem, prawdopodobnie nie trafią razem do pokoju. Była więc pełna nadziei do przydzielonego jej towarzystwa i nie miała jeszcze bladego pojęcia jak próżne te nadzieje były. Kiedy mogli rozejść się do pokoi udała się w wyznaczone miejsce, przy okazji rozglądając się po hotelu. Była bardzo ciekawa znajdującego się tu SPA, już planowała udać się na jakiś ciekawy zabieg. Najlepiej masaż, bo porządne rozluźnienie było czymś, co było jej zdecydowanie potrzebne. Póki co jednak otworzyła swoje własne drzwi, żeby w spokoju się rozpakować. Z całkiem niezłym humorem zerknęła do środka, żeby przywitać nowych współlokatorów i spojrzała z niedowierzaniem na Carmel. Co ona tu robiła? Emily tak cieszyła się z jej nagłego wyjazdu, który pozwalał jej chociaż udawać, że jeden z jej problemów i zmartwień nie istnieje, a ona teraz postanowiła kłuć sobą w oczy w jej własnym pokoju. Na widok Jerry'ego co prawda się ucieszyła, ale jednocześnie już współczuła mu ich obu pod jednym dachem. To był po prostu człowiek, którego los nie oszczędzał i który miał nieszczęście obcować z Emily w najgorszych, możliwych okolicznościach. - Co ty tu robisz? - wypaliła natychmiast, niezbyt grzecznie. Aż usiadła z wrażenia na pobliskie łóżku i zerknęła tylko na Jerry'ego, uśmiechając się do niego słabo na przywitanie. Nie umiała w tych okolicznościach okazać prawdziwego entuzjazmu. - Nie macie swoich wyjazdów w twojej nowej szkole? - zapytała, już znacznie chłodniej i mniej chwiejnie niż przed chwilą.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Spodziewał się przybycia obu dziewczyn, a jednak zaangażowanie poświęcone wizzie uśpiło jego czujność. Słyszał dźwięk otwieranych drzwi lecz z opóźnieniem podniósł wzrok i dostrzegł biegnącą w jego kierunku jakąś dziewczynę. Zdążył jedynie zrzucić z leżanki kask, a już przyjmował na klatę ciężar, jak się okazało, Carmelki. Roześmiał się, gdy upadł plecami na poduszki i wyplątawszy ręce, objął ją i ciasno do siebie przytulił. - Niech mnie avada, wyhodowałaś sobie jakieś mięśnie. Nareszcie. - rzucił kąśliwie, z rozkoszą wpadając w ich dawny, znajomy wir przekomarzania się. Stęsknił się za tym i cholera jasna, nie spodziewał się, że aż tak bardzo ucieszy się na widok młodszej siostry jego najlepszego przyjaciela-przyszywanego brata. - Strzyka mi w plecach, ale słuch mam dobry, nie musisz mi piszczeć do ucha. - odepchnął się łokciami od poduszek, gdy się z niego błyskawicznie ewakuowała. Mógł się jej w końcu przyjrzeć i wyszczerzyć od ucha do ucha. - Uoou, nie jesteś już tą pucołowatą piętnastolatką. - popatrzył nań z podziwem, choć te czerwone policzki nic a nic się nie zmieniły, a on dalej nie wiedział skąd się to u niej brało. - Wizzenger. No nie mów, że mieszkasz w szałasie, skoro nie wiesz czym jest ten wynalazek stulecia... - przekomarzał się i urwał dodawanie pozostałej części, bowiem do pokoju weszła druga niezwykła osobowość. - Ym, siedzę w swoim pokoju i dokuczam Carmelce...? - odpowiedział pytaniem na pytanie, bowiem przekonany był, że Emily go pyta o powody obecności w tym pomieszczeniu. Odprowadził ją wzrokiem i aż uniósł brwi na tę silną kąśliwość kierowaną do ex gryfonki, która przecież w jego oczach była wciąż krucha jak kwiat. - Hejże, Souhvězdí musi nam czasem oddać nasze dziewczyny, więc fajnie, że się stamtąd wyrwała, choć dwa tygodnie to za mało. - w porywie spontaniczności zarzucił rękę na ramię ex gryfonki i ją lekko przytulił, uśmiechając się wesoło, bowiem nie zamierzał ukrywać radości z jej obecności. - Macie swoje wyrka, ale ostrzegam, że gadam czasem przez sen. - zabrał rękę, oddając Carmelce przestrzeń i przeciągnął się w akompaniamencie głośnego i długiego ziewu.
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Wymamrotała jakieś „sorrki, to z emocji”, chociaż tak naprawdę w ogóle nie było jej przykro. Kiedy się cieszyła, lubiła zarażać tym innych ludzi i była skłonna piszczeć mu do ucha tak głośno, że mózg uciekłby mu drugą stroną, nie mogąc wytrzymać tego hałasu. Podparła się w boki i starała się wyglądać groźnie, choć zdradliwy rumieniec pokrywający jej już-nie-tak-pucołowate policzki przybrał na intensywności, bezbłędnie zdradzając zawstydzenie w jakie udało mu się ją wprawić. I to świadomie! Powinna mu utrzeć za to uszy. — Nigdy nie byłam... pucołowata! — prychnęła, a mimo to podniosła rękę do policzka i dotknęła go, jakby musiała się o tym przekonać osobiście. Następnie uśmiechnęła się szeroko, ujawniając ukryte dołeczki, bo w gruncie rzeczy był to przecież komplement. Komplement na miarę Dunbara. — Nono, a z tymi mięśniami to sobie uważaj! — pogroziła mu palcem, unosząc zadziornie brew – tę samą, nad którą znajdowała się szpetna blizna — widać nie dałam Ci wcześniej popisu ich możliwości i może to był błąd. Z cichym „mogę?”, bez czekania na odpowiedź, przekartkowała wizzengera, nie skupiając się na zawartej w nim treści, a samym wyglądzie rozmów. Zamknęła nawet notes i przyjrzała się okładce, a kiedy z wnętrza wyleciała nowa wiadomość, zrobiła zdziwioną minę. — W szałasie nie, ale w Czechach nikt czegoś takiego nie miał. ALE CZAD — była skłonna zasypać go lawiną pytań godną prawdziwego pobytu w górach. Co to, jak to działa, z iloma ludźmi można pisać, jak szybko przesyłane są informacje, ile kosztuje to cudo; chciała wiedzieć wszystko, ale ktoś przeszkodził jej w zdobywaniu tej wiedzy. Wlepiła wzrok w osobę, której wcale nie miała ochoty dziś oglądać. — Ty się tutaj nie rozsiadaj tylko zjeżdżaj do swojego pokoju. Chyba że masz jakiś interes do Jerry'ego — język wyprzedził myśli, pełnym jadu tonem wyrzucając na zewnątrz kwas, który gromadził się w niej ilekroć na nią patrzyła. To, że przesadziła dotarło do niej zanim ostatnie słowo wybrzmiało w pełnej krasie. — Przyszłaś się mnie czepiać? Ty to sama rozważ wyjazd do Souhvězdí, może oduczyliby Cię bycia wredną krową. — wstała, czując, że nie da rady usiedzieć w miejscu i skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na nią jak na najgorszego wroga. Za takiego zresztą ją miała – w tamtej bardzo konkretnej chwili. Nie tylko przerwała jej rozmowę z Jerrym, ale i zrobiła to w nader nieprzyjemny sposób, dając jej do zrozumienia, że nie jest tu mile widziana. Takie zachowanie z miejsca włączało w niej odruchy obronne... a Carmel Gallagher nie zwykła na długo pozostawać w defensywie.
Pokręciła głową, zerkając na Jerry'ego, który jakimś cudem uznał, że kieruje te słowa do niego. - Nie ty - odparła tylko krótko, koncentrując już niechętnie wzrok na Carmelce w ramach podpowiedzi, kogo nie chciała widzieć w tym pokoju. Dlaczego ona zawsze musiała mieć takiego pecha do tych przydziałów na wakacjach? Chciałaby poznać człowieka, który tak beznadziejnie to rozdziela i zrobić z tym porządek, bo to już naprawdę była przesada. Wzięła głębszy wdech i prychnęła cicho urażona. - Tak się składa, że to jest mój pokój. Również - wyjazd z mojej szkoły, nie twojej, więc może zawróć z powrotem do Czech i nie psuj innym wakacji - kolejne słowa tylko bardziej ją podburzyły i uniosła wyżej podbródek, przyjmując defensywną postawę. - Ciebie jakoś nie oduczyli, chociaż podejrzewam, że to nie kwestia kompetencji. Nie można oczekiwać od kadry cudów - mruknęła i zaczęła wyciągać rzeczy ze swojej torby, tym samym próbując jakoś opanować rozsadzające ją emocje. To nie była wina Carmel, że jej obecność tak na nią działała, ale Emily nigdy nie była dobra w rozdzielaniu takich rzeczy, a w ostatnim czasie była wyjątkowo wrażliwa i nie miała żadnej odporności, na nic. Udało jej się na jakiś czas odłożyć myśli dotyczące matki na dalszy plan, w końcu była masa innych rzeczy, które zajmowały jej głowę, a w okolicy, poza Mattem nie było nikogo, kto nieustannie by jej o tym przypominał. On jednak nie był nawet jej bratem, mogła to jakoś przepracować, a z Carmel było inaczej. Mogła mówić Dominikowi, że więzy krwi nie mają absolutnie żadnego znaczenia, ale nie zmieniało to faktu, że dziewczyna była jej siostrą. W dodatku, chciała mieć kontakt z Dominikiem, co z pewnością nie pomagało pogodzić jej się z sytuacją. Nie mogła się powstrzymać przed nawiązaniem do tego. - Swoją drogą... przyjechałaś tu żeby zjednoczyć się z rodziną? Chcesz się przyjaźnić z moim bratem, proszę bardzo, też lubię twojego, ale to nic nie znaczy. Twoja matka nie była naszą matką, więc nie wiem czego dokładnie szukasz i oczekujesz. Jeśli tylko dobrych relacji z Dominikiem, pewnie ci się uda, zniesie jeszcze jedną irytującą blondynkę wśród najbliższych, jest wytrwały, ale to tyle. Nie licz na rodzinne kolacje i wspólne święta, zresztą, na twoje szczęście. Mam nadzieje, że nie po to wróciłaś, szkoda byłoby rozczarowań - na chwilę chyba zapomniała, że jest z nimi Jerry, albo po prostu się nad tym nie zastanawiała. Carmel za bardzo wybiła ją z rytmu, zaogniła emocje, które tłumiła od dłuższego czasu.
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Chyba udało jej się wyprowadzić Emily z równowagi. Nigdy do tej pory nie było to jej bezpośrednim celem – nigdy za nią nie przepadała, ale wolała omijać ją po prostu możliwie najszerszym łukiem, aniżeli doprowadzać do jakiejś bezsensownej konfrontacji. Nawet teraz, kiedy okazało się, że są dość blisko spokrewnione, nie miała zamiaru z nią rozmawiać, nie było takiej potrzeby. Aż do tego momentu. Nigdy nie była oazą spokoju, wiedział o tym każdy, kto znał ją choć odrobinę. Kiedy ktoś ot tak wchodził sobie do miejsca, które zaczęła już postrzegać jako swoje, przerywał jej rozmowę z bliską jej osobą i na domiar złego zachowywał się wobec niej jak wredna suka rozjuszony chochlik kornwalijski – nie umiała tak po prostu puścić tego mimo uszu i wykazać się rozsądkiem. — Szkoła jest Hampsona... — idiotko, dokończyła w myślach, a powstrzymała to słowo z takim trudem, że z wysiłku aż zadrżała jej warga. Nie chciała rzucać obelgami przy Jerrym, zwłaszcza że coś podpowiadało jej, że tak czy siak nie da rady tego uniknąć. Dopiero co zobaczyli się po długiej rozłące, nie chciała by pierwszym co w niej zobaczył, była zapalczywość. — Gdybyś miała prawo o czymkolwiek w niej decydować – to dopiero byłaby tragedia. Znalazła w sobie wystarczająco opanowania, żeby na sam koniec nie odpowiedzieć na jej zaczepkę. Spojrzała na Jerry'ego, kiedy Emily zajęła się grzebaniem w swoim bagażu i wzruszyła delikatnie ramionami, jednocześnie dyskretnie pukając się w czoło. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i już miała pytać czy nie chce czasem ruszyć z nią na stok. Skoro miała dzielić pokój z tak skretyniałą osobą, jasnym stało się dla niej, że będzie się tu pojawiać tylko na czas prysznica i snu. W innym wypadku mogłyby paść trupy. Nim zdążyła to jednak zrobić, Emily postanowiła znowu się odezwać. Carmel poczerwieniała, w ułamku sekundy przybierając barwy godne prawdziwej Gryfonki. — Chcę? — powtórzyła po niej z niedowierzaniem, z gniewu mrużąc coraz bardziej oczy. Mała Gallagher na ogół wyglądała raczej uroczo. Teraz, w tym konkretnym momencie, przypominała raczej dzikie, rozjuszone do granic możliwości zwierzę. Odkrywszy, że jej różdżka spakowana była w torbie, po prostu dopadła do Emily i złapała ją za włosy, ciągnąc bezlitośnie. — SKORO TO NIBY NIE BYŁA TWOJA MATKA, PO CHOLERĘ ZNISZCZYŁAŚ MI JEJ POGRZEB?! — wrzasnęła popychając ją na materac łóżka i wskoczyła na nią, uniemożliwiając jej poderwanie się. Nie była może ciężka, ale miała za to sporo siły – więcej, niż można by ją o to podejrzewać. Zaleta częstych fizycznych aktywności. — Ty samolubna, obrzydliwa, jadowita ghulico. To Ty ciągle czegoś szukasz i oczekujesz. Wypchaj się smoczym łajnem. — Wpadła w zupełny szał i już nic nie mogło tego powstrzymać. Emily dotknęła ją do żywego – wbiła szpilki w najczulsze miejsca, doprowadzając ją do absolutnej furii. Uniosła rękę i z całej siły uderzyła ją otwartą dłonią w twarz.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
To, co zaczęło się tu dziać przechodziło jego najśmielsze wyobrażenia. Przez dobre kilka minut siedział z rozdziawioną buzią i patrzył to na jedną dziewczynę to na drugą. Mina ta nie należała do mądrych, ale przecież nie wiedział chłopak co się tutaj dzieje. Pamiętał, że na pogrzebie o czymś namiętnie debatowali, ale nie spodziewał się, że dojdzie tutaj do kłótni. Popatrzył z niedowierzaniem na Emily, po której nie spodziewał się takiego słownego ataku pełnego frustracji i jakiegoś ukrywanego żalu. Po prostu naskoczyła na Carmelkę, która ledwo co wróciła z wymiany, by chociaż przez te dwa tygodnie pobyć z brytyjskimi przyjaciółmi. - Ej, dziewczyny... - uniósł palec do góry i próbował się wtrącić, ale został przez obie całkowicie zignorowany - albo po prostu nie słyszały ni nie widziały, że on tu próbował jakoś interweniować. Obie ciskały w siebie takimi gromami, że aż zwątpił po której stronie powinien stanąć albo co lepiej - po którego brata biec - Matthew czy Charliego? Otworzył usta i nabierał powietrza do płuc, by znów się odezwać, gdy nagle mała słodka Carmelka zmieniła się kolorystycznie i mimicznie tak bardzo, że niemal zagwizdał z szoku i przegapił moment na reakcję, bowiem rzuciła się na Emily. - EJ! - wyrwało mu się i poleciał za nimi, ale Carmel już zdążyła wyprowadzić cios. Tego też się nie spodziewał, bo przecież uważał ją za naprawdę słodką i drobną dziewczynę, a tu rękoczyny...? - DOSYĆ KURWA! - krzyknął i oplótł ramionami Carmelkę, ściągając ją z Emily i przy okazji odwracając się do ślizgonki plecami na wypadek, gdyby ta chciała w odwecie też coś jej zrobić. Skoncentrował się na tym, aby trzymać wściekłą Carmel. - Dobra, dobra, kuźwa, dosyć tych czułych słówek i tym bardziej rzucania sobie do gardeł. - odholował Carmelkę na drugi kraniec pokoju, a przynajmniej starał się to zrobić korzystając z faktu, że jednak jest starszym od niej facetem, co pochłania dosłownie wszystko i dzięki temu ma tam jakąś siłę - nie taką jak Mattew, ale cokolwiek podobnego. Rozluźnił uścisk, ale na wszelki wypadek obejmował ją ramieniem i zasłaniał jej dostęp do Emily. - Możecie przestać sobie na chwilę cisnąć? Haloo, jesteśmy w luksusowym hotelu, widziałyście te zajebiste prysznice z hydromasażem i ten bon do spa? A wy postanawiacie się na siebie drzeć i się tłuc. - potrząsnął głową, jakby oczywistym było co jest tutaj ważniejsze. Nie miał pojęcia o czym dokładnie między sobą mówiły, ale miał na tyle oleju w głowie, by o to teraz nie wypytywać, aby nie prowokować do kolejnego ataku. Zlokalizował wzrok Emily i niemo poprosił ją, aby na moment spuściła z tonu. - Jedna bierze to łóżo, drugie tamto, a ja może będę spać między wami. - i nagle parsknął śmiechem. - W sensie na leżance między łóżkami. - miał nadzieję, że chociaż jednej zadrży policzek od uśmiechu. Odciągał ich uwagę i nie odchodził nawet na krok od wzburzonej i czerwonej Carmelki. Cholera, a myślał, że będzie wesoło i beztrosko.
Prychnęła tylko w odpowiedzi, coraz energicznie wypakowując walizkę. Musiała stąd wyjść. A przede wszystkim - powinna stąd wyjść. Nie była teraz rozsądna, nie potrafiła i nie chciała gryźć się w język. Naprawdę liczyła, że odpocznie na tych feriach, ułoży coś sobie w głowie, a może nawet nie tylko. To miał być dobry czas. Obecność Carmel wszystko komplikowała, wprowadzała chaos w jej życiu i przede wszystkim w jej uczuciach. Nie potrafiła być obojętna na jej towarzystwo, nawet mijania się na korytarzu nie zniosłaby teraz lekko i bezproblemowo, a co dopiero wspólnego mieszkania. Zaczęła się poważnie zastanawiać, czy nie lepiej byłoby poprosić kogoś o zamianę, a w ostateczności przespać się w innym pokoju na podłodze. Z drugiej strony - oczywiście - nie mogła tak otwarcie przy niej stchórzyć i się wycofać, nie byłaby sobą. Duma nie pozwalała jej teraz wyjść, nawet, jeśli miała na to ochotę. Może, gdyby wiedziała jak to dalej się potoczy, schowałaby ją do kieszeni. Emily nie potrafiła się bić, co do tego absolutnie nie było wątpliwości. Poza brakiem umiejętności, uważała przemoc fizyczną za coś poniżej poziomu, ostateczność, po którą najlepiej nie sięgać. Nawet w skrajnej złości trudno było sprowokować ją do rękoczynów, udało się jedynie Nate'owi i nie skończyło się to najlepiej. Może dlatego nie przyszło jej do głowy, że ostre słowa mogą skończyć się nie tylko słownym odwetem, ale też niespodziewanym atakiem. Pisnęła, kiedy dziewczyna pchnęła ją na łóżko. Nie oddawała, nie kopała i nie biła, nawet po bezpośrednim uderzeniu w policzek. Jedynie odpychała ją na tyle na ile mogła, ale prawdę mówiąc, w tym starciu nie miała szans. Próbowała sięgnąć po różdżkę, ale to nie było aż takie proste. Na szczęście Jerry zareagował w miarę szybko i Emily już po chwili była wolna od siedzącej na niej wariatki. Wtedy, obolała, natychmiast złapała za różdżkę i wysunęła ją w kierunku dziewczyny. W tej jednej sytuacji zdecydowanie nie była fanką rozwiązywania konfliktów "po mugolsku". - Zwariowałaś?! Wiedziałam, że jesteś narwana, ale nie sądziłam, że mam do czynienia z kompletną dzikuską. Niczego ci nie zniszczyłam, przyszłam i powiedziałam prawdę, nie moja wina, że ona nie brzmi najlepiej- prychnęła oburzona i spiorunowała wzrokiem gryfona, który nie wybrał najlepszego momentu na opowiadanie o jakichś głupotach. Mimo wszystko, intencje miał dobre, więc uspokoiła w końcu oddech i kiwnęła głową. - O ile nie udusi mnie we śnie, spoko. Na wszelki wypadek przywiązałabym ją jakimś łańcuchem, czy coś. Mocnym - podkreśliła, poprawiając włosy, które po tym ataku były w zupełnym nieładzie.
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Miała ochotę ją zabić. Wygrać jej wszystkie kłaki z tego okrutnie tępego łba, a potem jeszcze udusić, żeby nigdy więcej nie mówiła żadnych paskudztw pod adresem jej martwej matki. To było nie fair; jeśli chciała rzucać oskarżeniami, powinna wybrać sobie osobę, która mogła jakoś się przed nimi wybronić, albo chociaż przyznać się i wytłumaczyć dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Mama... nie mogła nijak wyjaśnić przeszłości i nieważne czy pytałaby ją o to Carmel, czy Emily. Nie żyła, więc była bezbronna, a mała Gallagher gubiła się w tym tak bardzo, że nie potrafiła twardo stać po jej stronie. Siła fizyczna była jedynym argumentem jaki jej pozostał, więc skorzystała z niego bez zastanowienia. Nie zrobiła jej przecież niczego, na co by sobie nie zasłużyła. Fakt, że nawet jej nie oddała był zaskakująco satysfakcjonujący. Skoro tylko się broniła, to znaczy, że jej się bała – i dobrze, bo zdecydowanie powinna. Usłyszała krzyk Jerry'ego, ale była gotowa wcale się nie przejąć. Tego, że siłą ściągnie ją z Rowle zdecydowanie się nie spodziewała i z tego zaskoczenia nie wyrwała się kiedy miała ku temu najlepszą sposobność. Wierzgnęła dziko, warknęła jak opętana, a nawet spróbowała ugryźć trzymającą ją dłoń, byle tylko wypuściła ją na wolność. W końcu odpuściła. Znieruchomiała i zwiotczała obojętnie w jego objęciu jakby była szmacianą lalką. Zwiesiła głowę, nie mając ochoty oglądać Emily. Miała chęć powiedzieć, że pójdzie spać do Moe, a w ostateczności do brata, ale nie mogła tego zrobić – gdyby teraz ustąpiła, dałaby za wygraną, a absolutnie nie zamierzała przegrać ze Ślizgonką choćby jednej, nawet najdrobniejszej potyczki. — Nie powinieneś spać na leżance, to nie fair. Ona jest najmniejsza, zmieści się — ruchem brody wskazała na dziewczynę, bo jej imię nie chciało przejść jej przez gardło. Obróciła się i wtuliła w pierś Jerry'ego czerwoną ze złości i wstydu twarz. Czuła, że zaczyna się rozklejać i naprawdę ją to przerażało. Spędzenie dwóch tygodni z Rowle u boku mogło być niezłą traumą.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Nie znał dziewczyn z tej drugiej strony. Domyślał się, że Emily ma gadane, skoro ma takie a nie inne poglądy, ale nie spodziewał się słownego ataku na Carmelkę. A po tej drugiej plaśnięcia otwartą dłonią w policzek Emily. Nawet nie chciał sobie wyobrażać co by się tutaj wydarzyło, gdyby wpadł tutaj jakąś godzinę później. Zdziwił się, że Emily postawiła jedynie na obronę a nie na próbę obezwładnienia rozszalałej Gryfonki, ale uznał, że jeśli będzie drążyć ten temat, to nie daj Merlinie, jeszcze obie sprowokuje do kolejnej części tej szalonej kłótni. - Dobra, dobra, Em, już. Proszę. - ostatnie słowo wypowiedział poważnym tonem, akcentował je wyraźnie i prosił też spojrzeniem, aby opuściła różdżkę, bo jakby nie patrzeć właśnie trzymał Carmelkę, która przecież próbowała go ugryźć (?!). Nie miał pojęcia po czyjej stronie stanąć, a więc próbował wyjść neutralnie. Nie wychodziło mu to perfekcyjnie, bo mimo wszystko Carmelka była młodsza, była siostrą jego przyjaciela i jakoś tak odruchowo ją osłaniał, choć to ona rzucała się do gardła Emily. Dzisiaj musi wypić pierwsze zimowe piwo. Nie ma innego wyjścia, a Boyd mu nie uwierzy, gdy mu opowie co się tu odwala. - Żadnego związywania w łóżku przed dwudziestą drugą. - wyszczerzył się do Emily i puścił jej oczko, bo wydawało mu się, że zrozumie aluzję, a i na tyle ją zaskoczy takimi odważnymi słowami, że może zapomni o prowadzeniu kłótni. - Carmi, ale ja już wygrzałem sobie leżankę i jest całkiem wygodna. Zabiorę wam tylko poduszkę. - oznajmił i gdy się w niego wtuliła, odkrył, że to bardzo przyjemne uczucie oraz fakt, że ochoczo ją objął. Tłumaczył sobie, że tak zrobiłby starszy brat. Chyba. Pogładził ją po plecach. - Nie wiem o co wam poszło, ale chyba się zgodzicie, że to nie jest najlepszy moment, by o tym gadać, hm? Emocje muszą opaść i tak dalej i tak dalej. Zanim tu wszedłem zagadałem do tutejszych skrzatów i mają przynieść powitalną jadalną niespodziewankę. Głodne? - zapytał zerkając głównie na Emily, bowiem drugą ochoczo wciąż przytulał. Nie miał pojęcia jeszcze co zrobić, by je jakoś spróbować rozluźnić i sprawić, by na moment zapomniały o kłótni, więc kombinował od jedzenia. Jak można mu odmówić?
Prawdę mówiąc, nie chciała denerwować Jerry'ego. Już i tak nie miał o niej zbyt dobrego zdania, a chciała wyprowadzić ich stosunki na dobre tory. A ta scena, cóż, nie wyglądała najlepiej i doskonale o tym wiedziała. O ile w pierwszej chwili była zbyt zdenerwowana, żeby jakoś wziąć to pod uwagę, to im bardziej emocje opadały, tym bardziej dochodziła do wniosku, że nie warto znowu psuć sobie opinii. Milczała więc tylko i jedynie prychnęła na jej przytyk do wzrostu, chociaż nie miała nic przeciwko spaniu gdziekolwiek. Najlepiej w innym pokoju, ale to było marzenie ciętej głowy. - Wszystko jedno. Jedyne na czym mi zależało to miłe towarzystwo, ale jak widać trzeba obniżyć oczekiwania - wzruszyła ramionami i usiadła wygodniej na łóżku, kiedy okazało się, że Jerry wcale nie chciał się zamienić. Wiedziała, że po prostu jest dżentelmenem, ale nie miała ochoty na żadne przepychanki, więc w milczeniu dostosowała się do tego stanu rzeczy i wyjęła książkę ze swojej torby. Jeśli nie miała stąd wychodzić, musiała chociaż trochę się od nich odciąć. - Niezbyt - mruknęła i zatonęła w pierwszych stronach książki, wyraźnie sygnalizując, że najbardziej ma teraz ochotę być sama ze sobą, przynajmniej mentalnie. Prawdę mówiąc, jedynym sposobem, dzięki któremu obie mogły wyjść stąd żywe, było po prostu zachowanie ciszy. Nie udało jej się to na wejściu, ale mogła spróbować przynajmniej teraz.