Górski resort słynie z luksusowych apartamentów, które zapewniają niesamowite widoki. W jednym pokoju znajdują się dwa ogromne łóżka, które perfekcyjnie dopasowują się do preferencji leżącego, a także niezwykle wygodne leżanki. Oprócz prywatnej łazienki, goście korzystać mogą z dwóch dodatkowych pomieszczeń, jakie stanowią obszerne szafy - znajdzie się tutaj wszystko, co potrzebne (od miejsca na czarty i przemoczone kurtki, przez wieszaki na koszule i suknie, po pudełeczka na biżuterię i stojaki na kapelusze). Dodatkowo, na każdego czeka jego własny szlafrok z wyszytym imieniem/monogramem. Jest dokładnie tak miękki, jak życzy sobie nosząca go osoba, a przy tym bez problemu dopasowuje się do temperatury.
Lokatorzy:
1. Hal Cromwell 2. David T. Fairwyn 3. Joshua Walsh 4. April Jones
Ostatnio zmieniony przez Mefistofeles E. A. Nox dnia Czw Lut 06 2020, 22:53, w całości zmieniany 1 raz
Na każdego gościa czeka drobny upominek - jest to bon na jeden darmowy zabieg w SPA znajdującym się w resorcie. Można wykorzystać go w dowolnym momencie, przez cały okres trwania ferii. Jeśli masz ochotę na element losowości, rzuć kostką na spersonalizowany bon: 1 - Masaż klasyczny 2 - Masaż peelingujący 3 - Masaż sportowy 4 - Masaż świecą 5 - Masaż czekoladą 6 - Dowolny zabieg na twarz Jeśli chcesz, możesz wybrać dowolną pozycję z powyższej listy.
______________________
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
W końcu nadszedł ten dzień, gdy po powrocie do pokoju, nie potrafił znaleźć swoich rzeczy i jedynym, co zostało mu do ubrania, był szlafrok. Były to pierwsze jego ferie z Hogwartem, ale miał wrażenie, że będą najlepsze. Podobało mu się dosłownie wszystko i to w takim stopniu, że czasem zastanawiał się, czy nie ma dodawanego do jedzenia czegoś ekstra. Niewielkiej ilości amortencji, albo felix felicis… Czegokolwiek. Podobała mu się okolica, masyw górski, który oglądany co dzień jeszcze nie stracił na majestacie i wciąż wywoływał w nim zachwyt. Bawiły go zorganizowane w czasie ferii zajęcia, ale cieszył się, że obyło się bez szczególnych złamań czy ingerencji uzdrowiciela. No i przede wszystkim, był zachwycony towarzystwem z pokoju. Miało swoje plusy i swoje minusy, choć te drugie były głównie naciągane. Jednym z minusów było właśnie to, że nie potrafił teraz znaleźć swoich ubrań, a raczej wypatrzyć ich pomiędzy rzeczami pozostałych. Choć pamiętał, że w pierwszej chwili, gdy dotarli na miejsce, zastanawiał się, jak mają spać. Trzech chłopa i jedna kobieta. Z drugiej strony, nie byli dzieciakami. Na szczęście problem sam się rozwiązał i teraz Josh z niechęcią myślał o powrocie do Hogwartu i końcu tej zabawy. Przysiadł na leżance, otulił się szlafrokiem, a rękach trzymał tajemniczego arbuza. Gdy tylko na niego patrzył, przypominała mu się muzyka z wyjca, co w jednej chwili wywoływało szeroki uśmiech na jego twarzy. Teraz obserwował owoc, zastanawiając się, kto im je wysłał. Miał niezłe poczucie humoru, ale też wyobraźnię, aby wysłać arbuzy. Biedne sowy, które to dźwigały. - Chciałem pożyczyć twoją sukienkę, w odwecie za koszulę, ale myślę, że nie pasowałaby mi do oczu - rzucił wesoło do April, gdy tylko znalazła się w zasięgu jego wzroku. Przerzucał arbuza z dłoni do dłoni, przyglądając mu się, jakby miał mu zdradzić największe sekrety owocowego świata, ale z nieznanych względów postanowił milczeć. - Co robimy z tymi arbuzami? - spytał w końcu na głos, samemu mając jeden pomysł, ale wolał wpierw podpytać resztę. W końcu nasączyć miąższ jakimś alkoholem można zawsze, a użyć go jako kuli do kręgli tylko raz.
Weszła do pokoju z wielkim uśmiechem. Nie irytował jej bałagan, który panował dookoła - przywykła do nieładu. Sama nie żyła w największym porządku, starała się utrzymywać pozory, ale najczęściej rzeczy dookoła niej odzwierciedlały jej sposób myślenia - wszystko było wszędzie. Nie miała problemu ze zrobieniem sobie sukienki z jedynej rzeczy w pokoju którą rano znalazła bez pośpiechu - jakiejś białej koszuli. Na szczęście, była na tyle miniaturowa, że materiał sięgał jej praktycznie do kolan - kiedy dodała sznurek w pasie i podciągnęła rękawy wyglądała całkiem, jakby założyła na siebie ją celowo i to był jej outfit tego dnia. Ferie ciągnęły się całkiem spokojnie - nie musiała zbyt często interweniować - być może dlatego, ze odpuściła trochę uczniakom (jak miała tego nie zrobić, skoro nawet pokoje były koedukacyjne. Czy dyrekcja nie wiedziała co się dzieje na takich wycieczkach?). Ostatnimi czasy nawet zaczęła się zastanawiać czy nie zrobić jakichś zajęć dodatkowych, skoro już znalazła potok z ładnymi okazami kryształów górskich. Coś jej świtało, ale jeszcze do końca nie miała pomysłu jak to zorganizować. Tego wieczoru już zakończyła dyżur i swoje obowiązki, więc mogła sięzrelaksować co zamierzała wykonać. Widok Josha w szlafroku bardzo ją rozbawił. Może i mieszkali razem od kilkunastu dni, ale dalej nie przywykła do oglądania swoich kolegów z pracy znakomitą większość czasu. Nie pytała dlaczego przygląda się arbuzowi, który w tajemniczych okolicznościach pojawił się w ich pokoju. Nie wiedziała kto miał tak wielką wyobraźnię i jaki był jego cel, ale wredna muzyka z wyjca przez kilka dni nie chciała opuścić jej głowy. Miała nadzieję, żę Walsh nie zacznie znowu jej nucić. Podeszła odrobinę bliżej, starając się być cicho, żeby wystraszyć swojego kolegę, ale oczywiście się o coś zahaczyła i wyrżnęła orła, wpadając praktycznie pod nogi miotlarza. Roześmiała się i spojrzała na niego z dość dziwnej perspektywy. - Ty to chyba być musiał pożyczyć ze 3 moje sukienki, jeżeli chciałbyś się w nie wcisnąć, olbrzymie. - Odparła i niezgrabnie wyplątała się z zabójczego swetra, który oplątał jej kostki i prawie zmusił do wybicia zębów. Oparła się o ścianę, niedaleko okna i spojrzała na swoich kolegów. Cisza, ktora zapadła była bardzo wymowna, więc uznała, że to ona musi ją przerwać. - No przestańcie, nie uwierzę, że to ja będę musiała was, nudziarze, namawiać do picia. Już po ciszy nocnej, dyżur nikomu z nas nie przypada. Miejmy coś od życia. - Prawie poderwała się na nogi, wygłaszając ten krótki monolog. Przez myśl przeszło jej coś jeszcze, ale wolała najpierw poznać decyzję swoich kolegów na temat kilku szklaneczek ognistej albo smoczego wina.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Jakby w ich pokoju było jeszcze mało syfu, Hal przyniósł do niego rano gówno. A przynajmniej tak wyglądały wypluwki sów, z których wydłubywał teraz kości małych zwierząt. Zbadanie diety sów było ciekawym sposobem dowiedzenia się, co w żyło w okolicy i zamierzał się w to pobawić. Siedział przy obłożonym papierem toaletowym stoliku, gdzie najpierw moczył ptasie "rzygi" w wodzie, potem oczyszczał wydłubane z nich czaszki pędzelkiem, w który transmutował wcześniej pióro, a następnie przekładał je według kształtu do odpowiednich przegródek w pożyczonym z szafy pudełku na biżuterię, do późniejszego oznaczenia. Część dało się rozpoznać i bez klucza. Wiedział już na przykład, że gdzieś w okolicy były giwale i planował cały czas wolny jutrzejszego dnia, przeznaczyć na znalezienie miejsca ich występowania. Kto wie, może mógłby zabrać tam uczniów, żeby pokazać im nietypowe jaszczurki. Od czaszek oderwał go dźwięk upadającej na ziemię April. Natychmiast spojrzał w jej kierunku. Na szczęście wyglądało na to, że sama niespecjalnie się tym przejęła. – Chryste, mam nadzieję, że masz coś pod tym szlafrokiem – rzucił, przyglądając się znad okularów, które zsunęły mu się do połowy nosa, wzajemnemu położeniu młodszych nauczycieli. Przeniósł wzrok na arbuza trzymanego przez Josha, przeczuwając, że nie miał na myśli jedzenia go. Osobiście czuł się rozbity. Miał dość luźne podejście do życia, mimo wszystko, jeśli chodziło o pracę, był odpowiedzialnym człowiekiem. Doborowe towarzystwo z dziewiętnastki zachęcało jednak do puszczenia hamulców choć odrobinę. Szczególnie, że April nie mówiła bez sensu – wszyscy byli tego wieczoru wolni i przykro byłoby zmarnować taką okazję. Teoretycznie nie musieli być nawet w pokoju. Jaką robiło różnicę, czy faktycznie ich w nim nie będzie, czy zamknął się i będą udawać, że ich nie ma? Podrapał się po brodzie, rozważając sugestię koleżanki, po czym zdjął z nosa okulary, wstał i samym gestem przekazując współlokatorom, żeby poczekali, podszedł do drzwi prowadzących na korytarz, za którymi zaraz zniknął. Wolał nie chwalić się planem, skoro jeszcze nie był pewien, czy ten wypali. Wrócił już po niecałych dziesięciu minutach, a w ręku trzymał niemal pełną butelkę wódki. – Z pozdrowieniami z szesnastki – oznajmił z uśmiechem, zamknąwszy za sobą drzwi. – Po co kupować alkohol, skoro można zarekwirować. Wszyscy dobrze wiedzieli, że w co drugim pokoju zajmowanym przez uczniów odbywały się co noc libacje. O ile nie przesadzali, Hal przymykał na to oko. Było mu trochę głupio, że pozbawił uczniów alkoholu, tylko po to, żeby samemu się do niego dobrać, jednak skoro Ette i Gabriel, mimo że siedzieli względnie cicho, nie protestowali, gdy obsztorcował ich za hałas, to można było śmiało założyć, że byli wystarczająco wstawieni. Zresztą z pokoju było czuć gorzelnią jeszcze na korytarzu, a jego wychowanka miała tak małe oczy, jakby piła już co najmniej od południa.
Choć funkcjonowanie z innymi nauczycielami w jednym pokoju okazało się zaskakująco przyjemne i jakoś znosiłem ten wszechogarniający nas syf, to szczerze powiedziawszy sowie wyplujki Hala trochę przekraczały moje granice komfortu, dlatego tego dnia zdecydowałem się na naprawdę długi spacer. Gdy w końcu wróciłem do pokoju na miejscu natrafiłem na leżącą na podłodze April, Josha odzianego w szlafrok (miałem nadzieję, że założył do niego chociaż gacie) i Hala nadal grzebiącego w jakimś syfie. - Na zgniłą czyrakobulwę, co tu się...? - zapytałem pół żartem, pół serio mierząc moich współlokatorów przeciągłym spojrzeniem, a następnie zdjąłem buty i bez cienia wahania rzuciłem się na łóżko, przy okazji wysłuchując narzekania April na to jacy jesteśmy nudni i poważni. Zaśmiałem się pod nosem - w jej wieku to ja byłem tym młodym nauczycielem, który namawiał innych do popuszczenia pasa podczas wycieczki, gdy dzieciaki już spały. - Ostatni raz porządnie się napiłem chyba na pępkowym Belki albo Janki - rzuciłem zastanawiając się czy jestem już tak strasznie stary, czy po prostu sztywny - Jestem samotnym ojcem po czterdziestce, nie oszukujmy się, opcje melanżu jakoś się wyczerpały. O jezu, te popijawy zaraz po wojnie, to było coś... Po chwili dotarło do mnie, że naprawdę gadam jak stary dziadek, a przecież byłem człowiekiem w pełni sił, a jeszcze niedawno - naczelnym hogwarckim dowcipnisiem i imprezowiczem. Przecież dzieciaki i tak już w większości spały, a nawet jeśli nie to dzisiaj na straży ich niewinności (a przynajmniej jej pozoru) stali inni członkowie rady pedagogicznej. Rzadko nadarzała się okazja, żebym nie miał pod opieką dziewczynek, które teraz świetnie bawiły się pod opieką dziadków. To naprawdę była niezła szansa na imprezę. - Sory za to starcze pierdolenie - rzuciłem starając się wyjść z twarzą z uprzedniego narzekania - Już nie marudzę, możemy się napić. Nie zdążyłem nawet pomyśleć o sposobie zdobycia alkoholu bez zbędnego chodzenia, kiedy nauczyciel ONMS jak oparzony wyleciał z pokoju i po chwili wrócił z dość dużą butelką wódki. - Hal Cromwell, jak zwykle niezawodny - odparłem zwlekając się z łóżka i obracając sytuacje w żart - Co te biedne dzieciaki zrobiły, żeby zasłużyły na konfiskatę? Zmierzyłem butelkę - była lekko podpita, ale mimo wszystko był to niemal litr, dobrej jakości alkoholu. Wszystko wskazywało na to, że ten wieczór zaczyna się lepiej niż mogliśmy się wszyscy spodziewać.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Obserwował, niczym w zwolnionym tempie, jak April upada pod jego nogi. Odruchowo odsunął je tak, że kobieta mogła poznać odpowiedź na pytanie, czy ma coś ubrane pod spodem, o ile próbowałaby zerkać. Miał bokserki, aż takim dziwakiem nie był, żeby siedzieć między wszystkimi w samym szlafroku. Jedno musiał przyznać, był naprawdę przyjemny i chyba przez to jeszcze nie próbował przywołać do siebie swoich ubrań. - Dlaczego aż trzy? Może z jednej udałoby mi się miec mini, czy jak to się tam nazywa - rzucił, podrzucając zabawnie brwiami. Zrobił ruch, jakby chciał pomóc April pozbierać się, ale rudowłosa sama zdążyła się podnieść. Spojrzał więc rozbawiony w stronę Cromwella, którego sowie plwociny skutecznie odstraszały Josha. - Chcesz sprawdzić? - spytał Hala, uśmiechając się szeroko i łapiąc poły szlafroka tak, jakby chciał je gwałtownie przed nim rozchylić. Nie potrafił zachować powagi i po chwili śmiał się w najlepsze, gdy jeszcze David wrócił do pokoju. Dawno nie bawił się tak dobrze, a wyglądało na to, że wszystko mogło się jeszcze bardziej rozkręcić. Spojrzał na April uważnie, gdy zaczęła namawiać ich do picia. No proszę, jedyna kobieta w pokoju i jeszcze chciała ich upić? Cóż, jego nie trzeba było namawiać. Właściwie zastanawiał się jak nasączyć arbuza alkoholem, żeby był ciekawszą przekąską, ale zdecydowanie lepszym pomysłem byłoby zostawić go jako zagryzkę i pić normalnie. Pytanie pozostawało co… - Tobie przydałyby się częściej takie wyjazdy - zauważył z uśmiechem, gdy David wspomniał o swojej sytuacji i braku podobnych wieczorów. Nie, żeby Josh będąc kawalerem każdy wolny dzień spędzał na popijawach, wręcz przeciwnie. Jednakże nie miał wrażenia, jakby ostatnia miała miejsce parę lat wcześniej, a Fairwyn naprawdę brzmiał jak staruszek. Spojrzał za Halem, który nagle wyszedł z pokoju, aby z pytaniem w oczach odwrócić się w stronę April. Zaczął się obawiać, że Cromwell wyszedł po więcej sowich odchodów, ale na całe szczęście ten wrócił z napoczętą wódką, której widok wywołał kolejny szeroki uśmiech na twarzy Josha. - Czyli wieczór zabaw można zaczynać - zaśmiał się cicho, siadając wygodniej na leżance i odkładając arbuza na bok. Jeszcze przyjdzie na niego kolej.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Czemu siedzenie przy wszystkich w samym szlafroku miałoby świadczyć o byciu dziwakiem? Według niej bardziej mówiło to o komforcie przebywania z tymi osobami, ale w sumie jej bez zastanowienia można by było nadać tytuł dziwaczki. Oczywiście, kiedy upadła nie zerknęła pod szlafrok. Nie była podglądaczem, jeżeli Josh chciał się pochwalić tym co chował pod połami materiału, to musiał sam się rozebrać (albo wyrazić chęci bycia rozebranym). Szybko się podniosła, być może na słowa Hala, albo na dźwięk otwieranych drzwi, które właśnie przekraczał David. - Chyba nawet moja najdłuższa sukienka mogłaby mieć problem z zakryciem Ci pośladków. - Rzuciła, jeszcze zanim poderwała się na nogi. Ich różnica wzrostu była dość zabawna, szczególnie, kiedy obydwoje stali koło siebie. Chociaż... Może jakaś kiecka aż do ziemi, w którą jakimś cudem chłop by wcisnął swoje bary zakryłaby to, co zakryć powinna? Spróbuje przekonać Josha do sprawdzenia tego, kiedy ten już się napije. Wracając do meritum, czyli właśnie tego picia. Nie sądziła, że jej mała przemowa aż tak trafi do jej kolegów. David trochę ponarzekał, ale kto z dzieciakami by tego nie robił? Cieszyła się, że mimo wszystko udało jej się uniknąć jakichś niechcianych ciąż i dalej była wolnym ptakiem. Nie widziała siebie jako matki, była zbyt nieodpowiedzialna, żeby zajmować się samą sobą, a co dopiero nowym życiem. Nie zdążyła dopytać Davida czy na tym pępkowym to pił też Edgar i czy to było aż tak dawno temu, że zdążył się zestarzeć, kiedy Hal poderwał się od tego co robił (na szczęście nie zdążyła zobaczyć, że babrze się w jakiejś dziwnej wydzielinie) i wybiegł z pokoju. Wrócił kilka minut później z butelką alkoholu. No cóż, ten to umiał sobie poradzić w każdej sytuacji. Zuch nauczyciel. - Kto siedzi w szesnastce? Mam nadzieję, że nie zabrałeś tej flachy jakimś biednym Puchonom i tak mamy w tej szkole przesrane. - Niby się skrzywiła, ale na jej twarzy gościł wielki uśmiech. Nie zapomniała jednak o najważniejszym. Szybko sięgnęła po różdżkę i zamknęła drzwi kilkoma zaklęciami, do tego dorzuciła jakieś informujące o ludziach co się zbliżają i wyciszające hałasy. - Wiecie co, wstyd się przyznać, ale nie jestem najlepsza z zaklęć, więc ktoś mógłby to powtórzyć, żeby nikt nam tu nie wparował. Nie chcę zostać gwiazdą plotek na wizzboku. - Odparła, po czym beztrosko odkopnęła większość rzeczy gdzieś pod ścianę i przyklapła na dywanie. -To co, zaczynamy?