Osoby: Melusine O. Pennifold i Caesar T. Fairwyn Miejsce rozgrywki: Dolina Godryka, w lasku przy stawie Rok rozgrywki: 2009 Okoliczności: Mała Meluzynka, lat dziewięć, urządza sobie świetną zabawę, w którą próbuje wkręcić Cezara, lat dwanaście, jedynego ziomka z Doliny, który został w wakacje w Dolinie.
Skończyła pleść wianek. Tylko odrobinę użyła magii, naprawdę bezwiednie łącząc zaklęciem lilie wodne, które teraz połączyły się mocno, tworząc do tego zbyt ładny bukiet, odrobinę nazbyt idealny jak na niewielkie, dziecięce rączki. - Co myślisz? - pyta Meluzyna jedynego przyjaciela, który nie wyjechał na żadne wakacje. Nie była do końca zadowolona z tego wyboru. Po pierwsze był chłopcem - co znaczyło, że był z góry znacznie gorszym sortem, ale to nie jego wina, że nie jest dziewczynką, tak przynajmniej tłumaczyła jej ostatnio matka. Po drugie był sporo starszy. Trochę imponowało jej, że już był w Hogwarcie, wiedział w jakim jest domu i niedługo zacznie tam kolejny rok. Ale przez to nie przyjaźnili się ze sobą tak mocno. Poza tym o ile jej może odrobinę nie pasować towarzystwo - co dopiero mógł powiedzieć znacznie starszy Cezar. Pewnie jedna z jego najmłodszych koleżanek nie była dla niego pierwszym wyborem na spędzenie większość przerwy wakacyjnej. Ale cóż, zdarzało się i tak, przetasowania w grupie dzieciaków z Doliny Godryka były najróżniejsze, dziś padło akurat na taką dziwną parę w miejscu ich zwykłych spotkań. Korzystając jednak z okazji, że są sami i z tego, że Caesar był chłopcem, Melusine wymyśliła jednak najlepszą zabawę na świecie. Bo skoro i tak będzie musiała kiedyś wyjść za mąż (albo chociaż mieć z kimś dzieci), a skoro z pewnością woli kobiety, to dlaczego nie spróbować wmanewrować w małżeństwo kogoś starszego, mądrego i przyjemnego dla oka. Oczywiście nic mu nie powie dopóki nie będzie po wszystkim. - Chodź, musisz ze mną tu stanąć i złapać mnie za rękę, inaczej trytony się nie pojawią. - Od jakiegoś czasu namawiała go do wspólnego zbierania lilii, do czekania aż zrobi wianek i bukiet, założyła nawet białą sukienkę. Miała nadzieję, że jej przyjaciel nie zorientuje się o co jej chodzi. Korzystając ze swojej rozległej wiedzy o trytonach (a raczej z tego, że Cezar nie miał o nich pojęcia), wmawiała mu, że to wszystko jest potrzebne, żeby przywołać postać z jeziora. - To jest Twoje eleganckie ubranie? - pyta z lekkim niezadowoleniem, patrząc na swojego przyszłego męża.
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
Dwunastoletni Cezar był niezwykle zniesmaczony całą tą sytuacją. Na wakacje został całkowicie sam, koledzy wyjechali daleko w świat, zwiedzać odległe krainy znajdujące w Anglii, a jego mamy nie było stać na urozmaicenie wakacyjnych zabaw. Dodatkowo uczepiła się jego ta, ta, ta dziewczynka obrzydliwa. Z swoimi brązowymi oczami i piegami na całej buzi, ciągle mu przesadzała. Kiedy chciał sobie iść nad jeziorko i porzucać kaczki to ona też tam lazła, jak chciał do lasu poszukać gałęzi czy piór i włosów magicznych zwierząt, które od czasu do czasu w okolicach Doliny się pojawiły to też za nim lazła. Nieznośna, coś do niego gadała, a on rumienił się ciągle ze wściekłości i niemocy, bo przecież odmówić koleżance nie mógł. Po pierwsze, mama byłaby smutna, że dyskryminuje kobiety ze względu na płeć, po drugie nie miał odwagi się sprzeciwić, jedynie kiwał zgodnie głową i mocno zaciskając zęby oraz palce w pięści marzył żeby wreszcie zamilkła, a najlepiej to zniknęła i już więcej mu nie dyktowała jak ma żyć! Kwiatki, jak kwiatki. Nie rozumiał co się babom w tych chabaziach podoba i wszystkich ładnych, uroczych rzeczach. Prychnąć chciał z wściekłością i wyśmiać koleżankę, bo jakiś koślawy mu się ten bukiecik wydawał, ale z wiadomych przyczyn nie mógł. - Jest dobrze. - rzucił cicho, jeszcze bardziej rumieniąc na twarzy. Ciężki oddech spowodowany wściekłością i bliskością koleżanki, głupi wstyd, którego nie mógł powstrzymać. Jakby cały świat był przeciwko jemu, a on sobie chciał jedynie wakacje spokojnie spędzić, a nie łazić z jakąś głupią babą. Posłusznie wykonywał więc kolejne polecenia Melusine. Poszedł zbierać kwiaty, cierpliwie obserwował jak plecie wianek i bukiet tworzy, i zupełnie nie myślał o tym jak o ceremonii ślubnej, raczej jak o jakimś nieznanym dotąd, starożytnym rytuale, który miał przywołać trytony. Zresztą, straszni eleganci z tych wodnych stworzeń być musiały, skoro dziewczyna ubrana była tak odświętnie. Żałował, że sam się lepiej nie ubrał, ale ta wredna baba nic mu nie powiedziała, to skąd miał wiedzieć. Jakby co, to przez nią cały ten czas pójdzie na marne, bo najprawdopodobniej nikogo nie wywołają. Żal do samego siebie zniknął jednak, kiedy odezwała się kolejny raz, wypominając mu ten zdecydowany brak w odzieniu. Jakbyś mi powiedziała to bym się ubrał, syknął podle w myślach jedynie i westchnął ciężko przeklinając zaraz również samego siebie. Czy naprawdę musiał przeżywać te katusze? - Przepraszam, powinienem zapytać - mruknął krótko, nie patrząc nawet na nią. Ponownie westchnął ciężko i złapał koleżankę za dłoń. Ta niespodziewana bliskość spowodowała, że jeszcze bardziej poczerwieniał, teraz to przypominał buraka jakiegoś co najmniej czy czerwonego dzbana. Bo dzbanem zdecydowanie młody Caesar trochę był.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Po prostu jakby już od dawna byli małżeństwem. Ona dyktuje mu jak ma żyć, on robi uprzejmie to co trzeba, nawet jeśli w rzeczywistości najchętniej rozwaliłby wszystko wokół. Już takim małżeństwem ze stażem dwudziestoletnim. Albo w takim, w którym kobieta jest znacznie atrakcyjniejsza niż mężczyzna, przez co na zbyt dużo sobie pozwala. Mała Meluzynka kompletnie nie zauważała, że jej nowy przyjaciel nie ma ochoty z nią chodzić. Wręcz przeciwnie, przekonana była, że niezmiernie cieszy się z jej towarzystwa, bo przecież każdy chyba woli bawić się w z kimś niż jakby miał biedny sam siedzieć. To umilała mu czas, wyruszając w przygody razem z nim, bo przecież ktoś musiał mu jakoś pomagać, bo biedny czasem straszną pierdołą był, jak każdy chłopiec, który potrzebuje kobiety, by jakoś w ogóle funkcjonować. To mu pomagała, służyła radą, zabawiała historyjkami. A widać było, że Cezarek uwielbiał słuchać, bo zbyt wygadany to nie był. Całe szczęście, że ją miał, inaczej umarłby z nudów. Uśmiecha się szeroko z zadowoleniem, kiedy przyjaciel chwali jej umiejętności w pleceniu bukietów. Przeczesuje jeszcze ręką długie, czarne loki i na chwilę przymierza wianek na głowę, sprawdzając czy pasuje, ale szybko go ściąga. Kiedy jej przyszły partner na całe życie przeprasza za swój strój, kiwa głową ze zrozumieniem, ale po chwili też marszczy brewki z zastanowieniem. - Na pewno ci mówiłam, kiedy mówiłam co musimy najpierw zrobić - upiera się przekonana, że co jak co, ale o to żeby pan młody dobrze wyglądał, chciała też zadbać. Wybacza mu jednak niekompetencję, machnięcie rączką. - No już trudno - wzdycha i wzrusza ramionami, zanim nie ściska jego chudej rączki. Z zadowoleniem zauważa ich różnicę wzrostu. Teraz będzie mogła nosić tak wysokie buciki jak jej mama, skoro będzie miała męża o tyle wyższego. Mama mówiła, że tylko wtedy jej takie kupi. - A trzymaj! - Wcisnęła mu jeszcze w rączkę upleciony wianek. - Musisz mnie uważnie słuchać co mamy robić, bo inaczej tryton będzie urażony i może zrobić się bardzo niebezpiecznie, więc rób wszystko co mówię, nie możemy go obrazić - tłumaczy patrząc na czerwonego chłopa. Jej też z ekscytacji czerwienieją policzki. Ale było gotowa na ślub. Najwyższa pora! Unosi ich złączone rączki do góry i zaczyna śmiesznie chrząkać i bulgotać. Jej trytoński jeszcze nie jest najlepszy, ale nauczyła się doskonale wszystkiego co było potrzebne do ceremonii. Przestała mówić i przez kilka niesamowicie długich sekund nic się nie działo. Więc powtórzyła wszystko jeszcze raz, trzymając dalej ich rączki w górze. Czas mijał a żaden tryton nie pojawiał się na horyzoncie. Może to jest złe jezioro? Już miała zaproponować zmianę miejsca kiedy nagle z jeziora wynurzyła się żółta postać o łuskowatej skórze. Meluzyna ścisnęła mocno rączkę Cezara i prędko opuściła ich ręce tym razem na pozycję poziomą, wyciągając je w kierunku stworzenia. - Królu wody, wzywamy Cię, byś udzielił nam, twoim pokornym sługom, trytońskiego ślubu, który złączy nasze dusze na zawsze - wybulgotała Meluzyna po trytońsku, starannie i powoli, żeby wszystko zrozumiał, bardzo podekscytowana. Tryton zaczął śmiać się dziwacznie.
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
No cóż. Nic dziwnego w tym nie było, że ona za nim łaziła, skoro Cezar nie potrafił się sprzeciwić. Najczęściej to milczał, nawet jak kogoś lubił to w jego towarzystwie siedział cicho, a że Melusine zdecydowanie nie była jakimś najfajniejszym człowiekiem chodzącym po tej ziemi to całkiem. Jedynie coś mruczał niezadowolony i ciągle miał taka smutną, nachmurzoną minę, chociaż czasem udawał, że ją lubi i nawet się uśmiechał. Pomimo całej swej niechęci do kobiet, mama wychowała go na dżentelmena, więc nie chciał Melu swym zachowaniem smucić, nawet jeśli była wyjątkowo upierdliwa dziewczynką. - Nic nie mówiłaś - powiedział w końcu, jakby troszkę odważniej, ale też do tych słów się biedka musiał zbierać i pocić. Przecież dziewczynki i kobiety zawsze racje mają, prawda? Dlatego też teraz jej wierzył, jakby co najmniej mu prawdę objawiona w najgrubszych woluminach Hogwartu opowiadała, a nie jakieś bzdety wyssane prosto z palca i dzielnie kiwał głową za każdym razem, gdy wtłaczała mu do głowy nową porcję informacji. Z lekkim podziwem patrzył na młodszą koleżankę, kiedy tak śmiesznie bulgotała. Pierwszy raz słyszał ten dziwny, nieznany mu język. Zafascynowany, z wielką uwagą, tak jak nigdy wcześniej wysłuchiwał się w to co wypowiada, z minuty na minutę coraz bardziej pragnąć poznać wodny dialekt. Nie spodziewał się, że głupia dziewczyna może, potrafi takie rzeczy. On nie poznał nikogo o takich superowych zdolnościach, w szkole co prawda coś tam trochę słyszał o tych istotach, ale niezbyt wiele, wszak wiedza ta była zarezerwowana dla starszych roczników. Pomimo tego, że na początku nic się nie działo, pomimo że z jeziorka nie wyłonił się Król Trytonów w złotej koronie i z ciężkim trójzębem, on już był zachwycony. Nie potrzebował istot magicznych, starszydeł z jeziora, wystarczyła mu Melusine, która nieudolnie lecz dla Cezara najpiękniej na świecie wypowiadała słowa w nieznanym chłopcu języku. Dopiero nagłe uniesienie ich splecionych wspólnie palców do góry, wybudziło Fairwyna z tego dziwnego letargu. Zaskoczony spojrzał na taflę wody, gdzie spod powierzchni wynurzał się dość osobliwy stwór. Obrzydliwy i mroczny, ale niezwykły. Czuł strach, niepokój, nienaturalny wstyd, ale i przeogromna ciekawość i z każdą kolejna minuta coraz bardziej pragnął zanurzyć palców w wodze i dotknąć chropowatej skóry naznaczonej tysiącami łusek. Nie wiedział co zrobić, czy może też coś powiedzieć, czy na wzór koleżanki zacząć bulgotać. Nie chciał jednak tego wspaniałego gościa w żaden sposób obrazić, nawet chropowaty śmiech nie wybudził Cezara z tego stanu zafascynowania nową sytuacją. Melusine mogłaby go teraz wrzucić do wody na pożarcie innym bestiom tam czekających, a on i tak by się cieszył z tego, że mógł usłyszeć piękny trytoński język i spotkać przedstawiciela nieznanej rasy.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Ależ dobry chłopak z tego Cezara był, widać że wychowywała go kobieta, bez specjalnego udziału zbędnych męskich pierwiastków. Mało który mały chłopiec tak długo wytrzymałby z małą Meluzynką, a on znosił to bardzo dobrze. A teraz jego nowa najlepsza koleżanka do zabaw marszczyła cały czas brewki, bo wcale nie wierzy, że nic mu nie mówiła, na pewno chociaż wspominała. Ale już nie będzie na niego za długo zła. To przecież tylko chłopiec, oni bardzo często popełniają błędy. A ponieważ spędzą razem resztę życia i będą wychowywać razem dzieci, musi mu to jakoś wybaczyć. W rodzinie Pennifoldów trytoński był drugim językiem. Uczyła się go odkąd zaczęła płynnie mówić po angielsku. Co innego miała do roboty oprócz zabawy i nauki tego języka przez całe dnie? Jeszcze nie chodziła do szkoły, spędzała mnóstwo czasu z babcią, która z uporem mówiła do niej w tym języku. A w ojczystym języku ojca nie znała ani słowa. Miło, że w końcu docenił Meluzynę, chociaż jej zdaniem nie był to zbyt ładny język. W wodzie brzmiał znacznie lepiej, gdy trytony mówiły do siebie. Poza jej powierzchnią Melu musiała przyznać, że jest niespecjalnie elegancki. Chociaż oczywiście nie powiedziałaby tego na głos! Podczas gdy ona nieświadomie próbowała unieść ich ręce jak najwyżej, zdecydowanie wyższy Cazar jedynie lekko unosił zgiętą rękę, pewnie nawet nie zauważając jak wysoko Melusine stara się dosięgnąć ich dłonie. Tryton wyłonił się z wody, a Mo patrzy na niego podekscytowana. I gdyby jakikolwiek inny "podwodny król" wyłonił się z wody. Ale niestety, ten tryton był bardzo rozbawiony planem Meluzyny. Na tyle, że wiedząc jakie są konsekwencje tego czynu, ukłonił im się lekko rozpoczynając tym samym ceremonię. - My też ukłońmy się - szepcze do nieświadomego narzeczonego ciągnąc go w dół. Tryton zagulgotał rozpoczynając zaślubiny dwójki (bardzo) młodych ludzi. - Czujesz to? - pyta cicho Melu, zerkając z ukosa na Cezara. Chociaż żadne z nich nie widziało magiczny pakt zawiązywał się między nimi, wypełniając powietrze dziwnego rodzaju magią. Tryton bulgotał i gulgotał swoje trytońskie pieśni coraz głośniej. W pewnym momencie przerwał, a Melusine prędko pociągnęła Cezara za rękę - Do wody - mówi szybko zdejmuje buty wolną ręką, po czym szarpie partnerem, by weszli do płytkiej wody przy brzegu. Nie zauważa nawet chłodu w stawie, chociaż jego głębokość sprawia, że Meluzynie sięga ona do pasa. Mimo to ustawia Cezara stanowczo tak, by stał przed nią. - Wianek, musisz mi go założyć - tłumaczy kolejne działania i zerka na lilie w ręku chłopaka, które zaczęły błyszczeć magicznie.