C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Osoby:@Arkadiusz Kolodziejski@Skyler Schuester Miejsce rozgrywki: Hogwart: Pokój wspólny Hufflepuffu Rok rozgrywki: 2018 Okoliczności: Arek przeżywa swoje pierwsze dni w szkole magii i czarodziejstwa, jak większość pierwszoroczniaków stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości, zapamiętać wszystkie poznane twarze i... chwila. Tę twarz już skądś kojarzy! Zdecydowanie pamięta tego dwa razy wyższego od siebie mężczyznę (179 i pół, kochani!). Dla Skylera jest to również pierwszy rok, ale już na studiach. Przez 7 lat poznawał Hogwart, a wciąż wydaje mu się pełen tajemnic. W oczach jedenastolatka Sky musi wydawać się jednak skarbnicą wiedzy. Czy zna odpowiedź chociaż na jedno pytanie? Czy w ogóle da sobie zawracać głowę jakiemuś dzieciakowi?
W końcu spokój. Oczywiście, że każdego dnia tęskni za piekarnią, jednak dni nauki są jak wakacje, w porównaniu z pobudkami o czwartej nad ranem każdego dnia. Jasne, nie zamierza porzucić rodzinnego biznesu, jednak jego prawdziwa przyszłość kryje się za eliksirami i to na nich powinien się teraz skupić. Początek roku dopiero co się zaczął, więc wszyscy znamy to uczucie motywacji towarzyszące nam podczas pierwszych dni semestru. Kierowany postanowieniami, których data ważności wydaje się tak bliska, przyciskał teraz mocno do siebie egzemplarz podręcznika do eliksirów i rozglądał się po pokoju wspólnym w poszukiwaniu względnie spokojnego miejsca. Upolował wzrokiem miodowy fotel, otoczony zgrają granatowych puf, na który opadł z obojętnością wymalowaną na twarzy. Perfekcyjnie. Brakuje tylko czegoś słodkiego. I papierosa. Nie zwracając uwagi na obecnych, otworzył książę na oznaczonej stronie i zanurzył się w lekturze artykułu pod tytułem Spór o udoskonalenie eliksiru przeciw smoczej ospie - czy możemy już czuć się bezpieczni?.
Ostatnio zmieniony przez Skyler Schuester dnia Pią 6 Wrz 2019 - 10:48, w całości zmieniany 1 raz
Arek jest tu nowym uczniem, więc wiadomo, że jest bardzo zainteresowany Hogwartem i wszystkim, co się z tym łączy. Do tego dodajmy fakt, iż to dziecko nad wyraz ciekawe świata. No właśnie. I wychodzi z tego wybuchowa mieszanka. Ale nie mylić tego z dosłownym znaczeniem tego wyrażenia, broń Boże! Gdyby chłopiec pomyślałby w taki sposób, na pewno jego zapał zostałby drastycznie ostudzony, a to wszystko przez traumę. No bo przecież jego matka, nieco szalona czarownica zginęła właśnie przez taki właśnie wybuch. Chodzi o jej kolejny eksperyment, jakich miała niemało na swoim koncie. Kochała tworzyć eliksiry. I była w tym nad wyraz dobra, aczkolwiek... pewnego dnia przesadziła i jej własny twór zabił ją samą. Arek dość długo nie mógł, po prostu nie potrafił wyzbyć się szoku i oczywistej traumy. Jednak, jak powiadają, czas leczy rany. I podobnie było w przypadku Arkadiusza, tak samo z ojcem chłopca, Mateuszem, mugolem. Jednak Arek nie chciał tego wspominać, przynajmniej nie teraz. Zszedł do pokoju wspólnego Domu, do którego Tiara Przydziału go przydzieliła, a pod pachą niósł wielką księgę traktującą o runach. Można nawet powiedzieć, że to opasłe tomisko przegania chłopca rozmiarem. A w rzeczywistości - po prostu komicznie to wyglądało, jak taki mały czarodziej niesie coś tak monumentalnego. Nie dało się ukryć, że zmęczył się bardzo, więc ochoczo upadł na jeden z foteli w pokoju wspólnym, książkę położył na kolanach, i tak musiał ją przytrzymywać, by ta mu nie spadła, a po głębokim westchnięciu otworzył ją. Po jakimś czasie pasjonującej (przynajmniej dla niego) lektury, postanowił dać odpocząć oczom i rozejrzał się po pokoju. I... nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Toż to ten chłopak! Tylko jeden szkopuł. Arek nie pamiętał, jak ten ma na imię. Ale kojarzył starszego kolegę (o ile może go tak nazwać), bo widział go na festynie kultury polskiej gdzieś na obrzeżach Londynu. I nawet rozmawiali ze sobą! No właśnie, ten chłopak na pewno musi kojarzyć Arkadiusza. Dlatego, z niemałym wysiłkiem podnosząc książkę z kolan i zamykając ją z donośnym hukiem, wstał i rzucił opasłe tomisko na fotel. I, w podskokach, ruszył w kierunku starszego kolegi. I, nie bacząc na to iż ten może się na niego zezłościć, zamknął mu książkę, kładąc uprzednio dłonie na obu częściach okładki. I wyszczerzył się ku niemu. - Hej, jaki ten świat mały, nie sądzisz? - i znowu odsłonił rząd białych, ale nie śnieżno białych zębów.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Skyler był idealnym odbiorcą artykułów naukowych, a przynajmniej tych dotyczących eliksirów. Wstrzymywał oddech przy pytaniach retorycznych, które uwypuklić miały luki podważanej teorii; uśmiechał się pod nosem przy żartach z czarodziejów, którzy przez podobny kolor mylili lek na smoczą ospę z eliksirem słodkiego snu; a także szeroko otwierał oczy, patrząc na ogromną liczbę czarodziejów, którzy zmarli na tą straszną chorobę. Wystarczy chwilę mu się teraz przyglądać, żeby uświadomić sobie, że chłopak ma naprawdę bogatą mimikę twarzy, której już nawet nie próbuje ujarzmiać. Prawda jest taka, że można z niego czytać jak z otwartej księgi, co słabo współpracuje z jego skłonnością do kłamania. Starał się właśnie zrozumieć dlaczego skarabeusze należy zgnieść, a nie wycisnąć, gdy nagle książka zamknęła mu się z trzaskiem tuż przed jego nosem, a powiew powietrza załaskotał go po twarzy. Uniósł wysoko brwi ze zdziwienia, odruchowo cofając głowę nieco do tyłu, po czym zmarszczył gniewnie czoło. Jego wzrok padł na rząd białych zębów i rozbrajający uśmiech, a gdy dotarło do niego, że wandal przeszkadzający mu w lekturze, jest świeżakiem, to jego twarz złagodniała. Rozejrzał się skołowany po osobach w dormitorium, mając ochotę krzyknąć "Czy ktoś przypadkiem nie zgubił bąbelka?", ale jakoś nikt nie zwrócił większej uwagi na młodzika. Po słowach chłopaka domyślił się, że powinien go skądś kojarzyć, ale jego twarz nawet nie wydawała mu się znajoma. Jego kontakt z dziećmi ograniczał się zazwyczaj do sprzedawania im towaru z piekarni, więc założył, że musiał być jego klientem. Zdecydowanie nie ma przystojnego starszego brata, bo wtedy Sky na bank by go chociaż kojarzył. - Wnioskujesz to po tym, że najwidoczniej nie da się pobyć w samotności czy jednak skądś się znamy? - zapytał, uśmiechając się i mając nadzieję, że mały Puchon nie załapie (słabo) ukrytej w tym pytaniu złośliwości. Spokojnie Sky, jesteś jego starszym kolegą z domu. Puchoni są przyjaźni, pamiętasz? Dasz radę. To po prostu mały człowiek. Oni nie mogą być jakoś bardzo trudni w obsłudze.
A Arek jak się szczerzył, tak się szczerzył. Nie zmienił swej miny nawet, gdy Skyler zwrócił na niego uwagę i przemówił. Młody puchon przestąpił z nogi na nogę. Można by rzec, że słowa "kolegi" przeszły mu koło uszu, nie dotarły do niego albo po prostu ich nie skomentował. Zamiast tego, powiedział coś zupełnie innego. - Festyn. Spotkaliśmy się tam przez przypadek - naprostował starszego kolegę, chociaż nie wiadomo do końca, czy powinien go tak nazywać. - Ah, mam rację, świat jest mały, zaiste! I nie wiem, czy to ostatnie, trudne słowo wypowiedziałem poprawnie. Możesz mnie naprostować? No bo widzisz, co prawda mieszkam w Anglii już jakiś czas, ale nadal robię błędy w języku obcym. W języku angielskim, ma się rozumieć! Ah, mówię ci, było super, ale po co ci to mówię, przecież sam tam byłeś. A właśnie... czemu się tam pojawiłeś? Bez powodu, czy jest jakiś większy dowód, dlaczego tam poszedłeś? - Arek przekrzywił nieznacznie głowę na lewy bok, bacznie obserwując swojego rozmówcę, a raczej: słuchacza jego monologu. Cóż, ta akurat gadka nie była zbyt długa i monotonna. Prawda jest taka, że chłopiec potrafi się rozgadać o wiele bardziej. Kłapać dziobem o wiele dłużej. To dobrze, czy źle? Cóż, zdecydowanie istnieją w tym przypadku argumenty na jedno, i argumenty na drugie. I teraz już zupełnie nie pomyślał, że starszy kolega z Domu może mieć go dość. A może nie? A może wręcz przeciwnie? - A co do tego trudnego słowa, to widzisz, ja bardzo lubię ich używać! Wciąż poznaję nowe.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Dotarło do niego, że to chyba jednak jakaś grubsza akcja, a nie tylko zagadanie o szybką pomoc, więc zdusił w sobie westchnięcie i wcisnął książkę między swoje udo a ramię fotela. Bezceremonialnie przytrzymał małego Puchona za ramię i usadził go na jednej z puf, sam pochylając się do przodu tak, że opierał się teraz łokciami o kolana, a na splecionych dłoniach ułożył brodę. Nie to, żeby Skyler nie lubił dzieci, ale po prostu ma z nimi zerowe doświadczenie i instynktownie zdecydował, że musi chociaż ograniczyć ruchy Arka, skoro i tak nie zapanuje nad jego językiem. Właściwie… Czy on był jeszcze na tyle mały, że powinno się do niego mówić jakimś innym tonem? Nie, przecież nikt tak się nie zwracał do Skylera, gdy ten przyszedł do Hogwartu. A może tylko mu się tak wydawało, bo zawsze miał wrażenie, że jest już “prawie dorosły”. Tak czy inaczej, to z dziećmi jest trochę jak ze zwierzętami, prawda? A Sky lubił zwierzęta, więc powinien sobie poradzić. - Dożynki - podpowiedział, zastanawiając się kiedy niby poznał tam chłopaka. Płeć się niby zgadza z jego zainteresowaniami, ale wiek zdecydowanie nie. - Ale to polska mugolska impreza, pochodzisz z niemagicznej rodziny? - Polaków w Anglii było pełno, ale nie spodziewał się, że przez przypadek spotka na festynie czarodzieja. - Przepraszam, ale Cię nie pamiętam. Rozmawiałem tego dnia z wieloma osobami. Moim głównym zajęciem tam było sprzedawanie polskich wypieków, które zrobiłem razem z babcią… - “...i bliższe zapoznawanie z tym uroczym brunetem” dodał w myślach, oszczędzając sobie monologu małego Puchona na ten temat. Odpłynął na chwilę we wspomnieniach tamtego wieczoru, ale szybko wrócił na ziemię przez głos Arka. - Może poznajmy się oficjalnie. Jestem Skyler, możesz skracać do Sky. - powiedział i wyciągnął rękę w stronę Puchona. Mały czy nie, to wciąż mężczyzna, więc zasługuje na ten mały rytuał. Właściwie, to nawet urzekła go pozytywna energia dzieciaka i chyba… trochę go bawi. Może młodzi ludzie nie są aż tacy źli? Przebiegła mu przez głowę myśl, że może mógłby nawet zostać jakąś opiekunką czy animatorem, ale szybko odsunął ją na bok, bo był pewny, że zaraz ktoś by go nazwał pedofilem. Gej opiekujący się dziećmi - chyba świat nie jest na to gotowy. - Z trudnymi słowami to nie do mnie. A już tym bardziej z językami obcymi, bo nie znam żadnych. - nie była to prawda, bo znał polski, ale reprezentował tak żałosny poziom, że wolał oszczędzić sobie tego wstydu. Oczywiście rozumiał prawie wszystko, ale gdy musiał coś powiedzieć… to już zupełnie co innego. - Jak Ci się podobają pierwsze dni w szkole? - zagaił szybko, zanim chłopak zdążyłby zacząć zadawać mu jakieś pytania o polskie korzenie. - Masz już jakieś ulubione lekcje? Nauczycieli?
Arkadiusz z tej radochy i podniecenia aż zaklaskał w dłonie. - Tak! Dożynki, dokładnie tak! Ano bo mój tato jest mugolem. A mamusia czarownica, ale też z niemagicznej rodziny, nie żyje. Ah, niewiarygodne, jak szybko może człowieka wykończyć własna pasja! I wiesz, tak też było i w jej przypadku. - i teraz Arek chyba po raz pierwszy pomyślał, że jego słowa są nietaktowne, bo nie dokończył myśląc, że nie wypada opowiadać o tak bardzo osobistych sprawach. O, chociażby takich jak pasja jego świętej pamięci matki i o jej nietypowej śmierci. Ale nie przeprosił. Zamiast tego, wyszczerzył się ponownie. Ale nie, nie pomyślcie że chłopiec nie potrafi przyznać się do błędu, nawet, jeśli swoje zachowanie próbował skutecznie zatuszować porzuceniem podjętego wcześniej tematu. - Spoookojnie - odparł, specjalnie dając nacisk na literę "o', w dość komiczny sposób przeciągając jej wydźwięk. I nagle coś do niego dotarło. Wcześniej tego dokładniej nie pamiętał, acz teraz przypomniał sobie, że rozmawiali dokładnie przy stoisku Skylera, tak, był tego więcej niż pewien, więc od razu mu o tym wspomniał. - A wypieki były przepyszne! Dawno nie jadłem niczego tak smacznego. Powtórz te słowa swojej babci, bardzo proszę! No tak, miałeś wielu klientów, więc masz prawo mnie nie pamiętać... ale ja pamiętam, i to doskonale! To było pyyszne, mówię ci! - kończąc, odgarnął z twarzy niesforny kosmyk włosów. Chciał go założyć za ucho, ale okazało się, iż pasemko jest na to zbyt krótkie i pokręcone. A kiedy Skyler przedstawił mu się, wyciągając dłoń, Arek ochoczo ją uścisnął i lekko potrząsnął, jak to było w zwyczaju, gdy w grę wchodzi zawarcie nowej znajomości. - A ja jestem Arkadiusz Kołodziejski, ale mów na mnie Arek. W sumie, możesz jak chcesz, ważne, by tobie pasowało! Bo naprawdę, mi wszystko jedno! Podobają mi się chyba wszystkie wersje mojego imienia. Tylko wiesz, nazwiska zbytnio nie lubię... kojarzy mi się z... no... - podrapał się po przedziałku, niezbyt widocznym pod burzą niesfornych loków - noo... z taką dwuosobową, małą, wąską, długą łódką, nie pamiętam tej nazwy... - Arek był widocznie zmartwiony, że słowo "kajak" w żaden sposób nie chce mu wpaść do głowy. Miał nadzieję, że starszy kolega (tak, po przedstawieniu się chyba już mógł go tak nazywać) podłapie, o co Arkowi chodzi i nasunie mu to słowo. Dlatego po jakimś czasie chłopiec rzucił ów temat w niepamięć i teraz, uśmiechając się lekko (już bez tego całego szczerzenia się) odpowiedział Skylerowi na jego pytanie. - Co do nauczycieli, to... no, jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. A przedmioty? Kocham runy! Tak, jeszcze nie mam tego przedmiotu, ale już jestem obyty. To moja wielka miłość, znam się na tym od dawna, jeszcze zanim przekroczyłem progi Hogwartu. Mam wiele książek o takiej tematyce. Jak chcesz, mogę ci kiedyś pokazać mój zbiór! Cóż, nie mam jeszcze tego przedmiotu... ale to nie szkodzi! Dla mnie najważniejsze, że jest coś tak wspaniałego jak runy! To coś pięknego, fascynującego... - i znowu się wyszczerzył. Jak to on. Jak to Arkadiusz Kołodziejski.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nie był pewny, ale wydawało mu się, że dostrzegł minimalne speszenie na twarzy chłopaka, ale zanim zdążył ukształtować tę myśl, to ten już ponownie się do niego wyszczerzył. Nie potrafił określić uczucia, które się w nim teraz pojawiło. Nawet z określeniem tych prostych często miał problem, a to konkretne było zdecydowanie bardziej złożone. Na pewno było w tym trochę współczucia, bo strata matki zawsze jest bolesna, ale tliło się w nim nieco zbyt dużo złości. Nie potrafił zrozumieć jak chłopak może mówić o tym z taką łatwością i jeszcze później się tak swobodnie uśmiechnąć. Nie wie, kiedy Arek stracił swoją matkę, ale Skylera wciąż boli utrata własnej, a przecież prawie jej nie pamięta. A może w jego wypadku wcale nie chodziło o jej śmierć, a o fakt, że bez niej stał się bezwartościowy w oczach ojca. Niegodny aby przy nim zostać. Nic nie znaczący bachor, który byłby tylko kulą u nogi. Może to i dobrze. Może teraz dzięki ucieczce jest dobrym ojcem. Po prostu nigdy nie był nim dla Skylera. - Moja też nie żyje - skomentował krótko. - Niemagiczna, ale z jej strony mam moce - dodał, bo wydawało mu się, że była to w pewnym sensie podobna sytuacja jak u Arkadiusza. Osunął się do tyłu, stykając plecy z oparciem fotela, czując, że musi się nieco zdystansować. - Babcia się ucieszy - uśmiechnął się lekko. - I mi też jest miło. Jeżeli chcesz, to mogę Ci coś z tego upiec. I tak często zaglądam do kuchni, żeby poćwiczyć nowe przepisy. Z piekarni w Hogsmeade też często przynoszę jakieś jedzenie, żeby się nie zmarnowało. Należy sobie na spokojnie wyobrazić Skylera, ze zmęczeniem wypisanym na twarzy, który z miną grumpy cata idzie korytarzem i wciska pączki napotkanym uczniom i studentom. Czasami jakiś nauczyciel też się trafi. - Kajak? - zapytał, unosząc brew. - A nie kojarzy Ci się bardziej z kołem? - wymsknęło mu się przez zdziwienie i skrzywił się nieznacznie, mając nadzieję, że nie zdradził się ze swoją znajomością polskiego. Zdecydowanie bardziej wolał słuchać tyrad Arka po angielsku. - Ja już mam swoją wielką miłość - odpowiedział nieco przygaszony, pukając w podręcznik do eliksirów. - No… a przynajmniej mocno rywalizuje z wypiekami. - dodał, bezwiednie otwierając podręcznik na losowej stronie.
Na słowa Skylera o jego matce, oczy Arka zmieniły się w wielki spodki, a szczęka lekko mu opadła. - No proszę, coś nas łączy. Brak mamy. Wiesz, jak chcesz się wygadać to ja chętnie posłucham! Ja bardzo lubię słuchać. I doradzać. I dodawać otuchy. Już taki jestem, już tak mam. To dobrze, czy źle? Jak sądzisz? - dziwne, ale na to ostatnie Arek nie znał odpowiedzi. Tak- dziwne, prawda? Przecież prawda jest nad wyraz oczywista, a chłopiec bynajmniej do ułomnych nie należał. I nie pożałował swych słów. Chciał dodać coś jeszcze w tym temacie, aczkolwiek... szybko mu to wyparowało z głowy. Może to i dobrze? Dzięki temu nie będzie aż tak męczył Skylera. A po co go męczyć jeszcze bardziej? No po co, zwłaszcza że młodszy z tych dwóch puchonów już go chyba dostatecznie wymęczył. - Dziękuję! Ah, jak bardzo dziękuję! - z tej radości aż rzucił się Skylerowi na szyję, ale nie trwało to dłużej, niż dwie sekundy. I znowu nie pomyślał, iż to nie jest zbytnio taktowne. A kiedy już się od niego odkleił, cofnął się o parę kroków w tył od siedziska zajmowanego przez starszego kolegę, bo chyba już może tak o nim mówić? - A w ogóle, to sądzę że znalazłbyś wspólny język z moim tatusiem. No bo widzisz, on też uwielbia gotować, piec i różne takie. Jak ostatnio, przed rozpoczęciem roku szkolnego byliśmy na Pokątnej ulicy, by mi kupić to, co niezbędne, tato zasiedział się w jakimś sklepie, gdzie było dużooooo książek kucharskich. Ale nie wiem niestety, jak nazwać takie miejsce... może mnie naprowadzisz? Ah, i dziękuję ci wylewnie za to, że pomogłeś mi znaleźć to słowo: kajak! Tak! Kajak! I nie, nie kojarzy mi się z kołem, tylko z kajakiem. - cóż, każdy ma swoje dziwactwa, a Arek nie jest wyjątkiem. Po prostu młody Kołodziejski często kojarzył pewne rzeczy niewłaściwie. - Ah, eliksiry. Tylko uważaj, nie eksperymentuj za bardzo. Bo spotka cię to samo, co spotkało moją mamusię. - westchnął głęboko, gdyż przyjął do siebie, niechętnie ale jednak, wielki atak smutku. Pochylił więc głowę, by Skyler nie mógł dostrzec jego łez. Ano bo pewnie niedługo będzie ich tak wiele, że utorują sobie drogę na jego policzkach, by następnie spaść na ziemię. Całe szczęście, nie doszło do tego. Jeszcze. Arek próbował powstrzymać swoją chwilę słabości, bo nie lubił jak ludzie się o niego martwią bądź litują się nad nim.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Sama myśl, że miałby się wygadać i wypłakać w ramię chłopca, który miał zaledwie jedenaście lat, wydawało mu się niezręczne. Od razu pomyślał, że takie cechy ceni się w Hufflepuffie, więc go to nie zdziwiło, jednak... Nie widział siebie w takiej relacji z Arkadiuszem, bo w końcu w jego oczach był jeszcze dzieckiem i raczej to Arek powinien się wypłakiwać jemu. - Pewnie, że dobrze - odpowiedział, chcąc zamaskować poczucie niezręczności, które go ogarnęło. - Prawdziwy z Ciebie Puchon. Zawsze należy chociaż próbować pomóc innym. Ale ja przez tyle lat chyba już zdążyłem się wygadać - dodał, mając nadzieję, że chłopak zrozumie, że nie zamierza mu się zwierzać. Nie żeby komukolwiek teraz zamierzał. To już zamknięty etap jego życia. Pogodził się z tym, co nie znaczy, że są to dla niego przyjemne myśli. Zdziwił się, jednak odruchowo poklepał Arka po ramieniu, gdy ten rzucił mu się na szyję. Mimowolnie rozejrzał się po pokoju, aby sprawdzić czy nikt tego nie widział. Tylko tego mu brakowało, żeby ktoś mu dokleił łatkę Puchońskiego pedofila. - Nie ma sprawy - mruknął, marszcząc lekko brwi, ale po chwili uśmiechnął się delikatnie. Czy on też taki był w jego wieku? Próbował sięgnąć pamięcią do tych czasów, jednak w kontraście do swoich hogwarckich przyjaciół zawsze był spokojniejszy. Nie był tak głośny, nie był taki gadatliwy, nie wybuchał donośnym śmiechem, ani nie przekrzykiwał się na lekcjach, chcąc podać poprawną odpowiedź. Zdarzały mu się dni nadmiernej pobudliwości, jednak zazwyczaj był po prostu... zmęczony. - Pewnie chodzi Ci o księgarnię Esy i Floresy - podpowiedział. - Sam kupiłem tam sporo książek kucharskich, mają duży wybór. Czuł powoli, że energia chłopca go przytłacza. A może krępuje go jego otwartość i wiek? - Eksperymentuję tylko z wypiekami - odpowiedział, przemilczając, że to też może być niebezpieczne. W końcu chciał pocieszyć chłopaka, a nie go dodatkowo zestresować. - Słuchaj - zaczął i ojcowskim gestem położył mu rękę na ramieniu - Muszę iść się teraz uczyć, ale jeżeli będziesz miał jakieś pytania, będziesz potrzebował pomocy lub cokolwiek, to możesz śmiało do mnie zagadać albo wysłać mi sowę. - skrzywił się, co miało być uśmiechem i sięgnął po swój podręcznik. - Do zobaczenia - dodał, wstając z fotela i kierując się do sypialni. Na bibliotekę było już za późno.