Osoby: Claude Faulkner, @Segovia Ivanowa Miejsce rozgrywki: dom Claude'a Rok rozgrywki: 2019, początek lub połowa lutego Okoliczności: Po kolacji w restauracji Claude i Segovia idą do domu Faulknera na wino i dalsze rozmowy, które moją ujawnić kilka niewygodnych faktów z ich żyć...
Im bliżej domu się znajdowali, tym większe napięcie rosło we wnętrzu Claude'a Faulknera, który był pewny, iż nadszedł czas, by zwierzyć się komuś z tego, co stało się w opuszczonej rezydencji na Nokturnie. Choć nie planował tego robić, gdzieś w środku czuł, iż była to rzecz nieunikniona. Przecież nie mógł liczyć na to, że nikt nie zauważy jego nieobecności w Ministerstwie. Nie mógł liczyć na to, że nikt nie będzie chciał się z nim kontaktować, że nikt nie będzie próbował go szukać. Nie myślał o tym, ponieważ nie potrafił znieść bólu, który rodził się na samo wspomnienie Doriena, Beatrice czy też właśnie Segovii. A jednak czuł, że wyznanie jej prawdy będzie dobrą decyzją. Pierwszym poważnym krokiem w kierunku pogodzenia się ze swoim marnym losem. Krótki spacer do sklepu pozwolił mu uspokoić się i pozbierać trochę myśli, jednocześnie ochłonąć na chłodnym powietrzu. Doprowadził Segovię przed swój dom, orientacyjnie rzucając ukradkowe spojrzenie na jej twarz, by odczytać ewentualne reakcje w związku z budynkiem. Natychmiast zaczął się zastanawiać, w jakim stanie go zostawił, lecz doszedł do wniosku, że prawdopodobnie nie było w nim strasznego bałaganu. Chyba wczoraj rzucał pięćdziesiąt chłoszczyściów, a w swoje koty, choć nie wątpił w ich destrukcyjne umiejętności, wierzył, że nie narozrabiały za bardzo. Stuknął różdżką w zamek przy drzwiach, a gdy rozległo się kilka szczęknięć, nacisnął klamkę i pchnął drzwi, wpuszczając Segovię jako pierwszą. - Proszę - powiedział, wchodząc tuż za nią. Szybkim ruchem pozbył się płaszcza i powiesił go w przedpokoju, zaraz potem wyciągając dłoń w jej kierunku, gotów przejąć jej okrycie wierzchnie. - Jak pójdziesz w lewo to dojdziesz do kuchni, jak prosto to do salonu. Wybieraj - dodał, zawieszając jej rzeczy na wieszaku. - Nie zdejmuj butów - polecił jeszcze. Nie miał drugiej pary kapci...
Wyrzucenie z siebie ciężaru jest jedynym sposobem, aby sobie z nim poradzić. Trzymanie go w sobie nie pomaga, nigdy... I była tego świetnym przypadkiem. Kim była kiedyś? Niemal gniła od środka od tego, co dźwigała. Jako młoda dziewczyna i jako kobieta, która nawet nie potrafiła zachować zdrowej relacji... Odpychała każdego. Nawet samą siebie, jakby niemożność spojrzenie w swoje odbicie była czymś normalnym. Rozejrzała się po okolicy, która chyba odzwierciedlała to, co można by było pomyśleć o nim w pierwszym momencie, kiedy się go poznaje. Nie zawiodła się, jeżeli to chciał zobaczyć na jej twarzy po pierwszych oględzinach jego domu. I kolejna rzecz, która mogła go pocieszyć... Z jej ramion również zniknęło napięcie, chociaż wcale tak nie wyglądała, kiedy sama zaproponowała wyjście z restauracji. Weszła do środka i niemal od razu ściągnęła z siebie odzienie. Było jej gorąco w kurtce, a kiedy znalazła się w pomieszczeniu, ciepło niemal uderzyło ją w twarz. Dlatego oddała mu kurtkę i zrobiła kilka kroków do przodu, rozglądając się, jakby miała napotkać coś, co mogłoby jej się nie spodobać. Zapomniała jak wyglądają normalne domy, normalnie wyglądające meble... Jej mieszkanie od czasów, kiedy ją kiedyś odwiedził... Zmieniło się nie do poznania. Nie byłoby jej wstyd zaprosić tam bliską sobie osobę, zwyczajnie nie chciała, aby sam czuł się tam niekomfortowo. Chwyciła pakunek, który zdobyli w sklepie i ruszyła na lewo, do kuchni. Nie posiadała kuchni, a tę, którą pamiętała z rodzinnej posiadłości, zdecydowanie w niczym nie przypominała tej, w której się znalazła. Bezceremonialnie zaczęła szukać kieliszków, a fakt, że nie używała przy tym różdżki, świadczył o problemie, z którym się zmagała. Nie czarowała... Od momentu... Od tamtej nocy. Westchnęła ciężko, kiedy znalazła naczynia, teraz tylko trzeba je otworzyć.-Claude... Jak się otwiera wino?-Zawołała, a dziwne ciepło rozeszło się po jej policzkach. Bez czarów, nie wiedziała jak mugole otwierali takie rzeczy... Czym? Czyżby była zażenowana? Weszła tutaj taka pewna siebie, rozluźniona... Jakby już tutaj była wiele razy. A teraz? Prosiła o pomoc. Niepodobne do kogoś jej pokroju. Jednak byli tutaj sami.
Odwieszał okrycia wierzchnie z miną świadczącą o tkwieniu w głębokiej zadumie. Wciąż zastanawiał się, czy była to dobra decyzja, by tego wieczora dzielić się z Segovią największym sekretem swojego życia - opowieścią, co tak naprawdę stało się w opuszczonej rezydencji na Nokturnie... Jeszcze nie zaczął liczyć się z myślą, że wraz z postępem śledztwa i kilku procesów sądowych, wieść o jego rychłym zesłaniu do Azkabanu na odsiadkę rozniesie się po całym Ministerstwie i przez kilka miesięcy będzie się odbijało echem korytarzami. Sam zresztą nie wiedział jeszcze, jak potoczą się jego losy. Liczył się z podobnym wymiarem sprawiedliwości, lecz miał przed sobą jeszcze jeden proces, podczas którego miał zapaść ostateczny wyrok. Segovia skierowała swoje kroki w kierunku kuchni, a Claude podążył tuż za nią. Obserwował, jak zaglądała mu w szafki w poszukiwaniu szkła do podania wina. - Z chęcią bym Ci pomógł, ale nie mam pojęcia, gdzie co jest - przyznał się szczerze, z lekkim zakłopotaniem pocierając kark. Usłyszawszy jej pytanie, podszedł jeszcze dwa czy trzy kroki, by znaleźć się bliżej, po czym położył rękę na jej boku, dając jej delikatnie do zrozumienia, by się przesunęła. Uśmiechnął się przy tym, po czym sięgnął ręką w kierunku szuflady. - Masz na myśli takie tradycyjne, niemagiczne otwieranie? - zapytał, szczerząc się, nie wiedzieć czemu. - Skąd takie pytanie? - Zainteresowała go jej chęć poznawania niemagicznych technik rozpracowywania trunków. Jeszcze nie zdążył powiązać jej zachowania z jakąś awersją do używania magii, nie pomyślał tymi kategoriami. Potraktował jej pytanie jako koleżeńską zaczepkę, jako zwykłą ciekawość. Odnalazł otwieracz, po czym zabrał się do roboty, pokazując jej dokładnie wbijanie, a następnie siłując się z korkiem. Następnie rozlał wino do dwóch kieliszków (które gdzieś tam się w międzyczasie odnalazły).
Nie mógł się teraz wycofać, nie kiedy zaszli tak daleko. Nie tylko w kwestii wyjawienia swoich sekretów. Obydwoje naprawdę tego potrzebowali, może nawet bardziej, niżeli chcieli się do tego przyznać. Nie mogła sobie nawet wyobrazić, co takiego mógł w tym momencie przeżywać, a przyglądając mu się z ukrycia podczas przebytej tutaj drogi, widziała, jak coś go męczy. I to uczucie niemocy, które osiadło na dnie jej żołądka, nie mogło odejść, chociaż próbowała je zdusić w zarodku. Myślała, że zapomniała jak to jest... Martwić się o drugą osobę, przeżywać z nią tego, co niewiadome... Myślała, że w tamtym lesie zakopała wszystko, co było odpowiedzialne za gromadzone latami uczucia. Była złym elementem wyposażenia, naprawdę. W swoim mieszkaniu wyrzuciła kuchnię i zastąpiła ją sypialnią, bo zwyczajnie nie potrafiła się w takiej odnaleźć. Kiedy jeszcze w Rosji próbowała poeksperymentować, spaliła pół kuchni, w dodatku otrzymała dodatkową lekcję od ojca. Odwróciła się i uniosła delikatnie brwi, jakby w niedowierzaniu, że nie znał rozmieszczenia rzeczy w swojej własnej kuchni. Niespokojnie przeszła z jednej nogi, na drugą, a kiedy podszedł i dostrzegła ten uśmieszek na jego ustach, dźgnęła go dwoma palcami między żebra, mrużąc lekko powieki i posyłając jedno z tych morderczych spojrzeń. Nie powinien się śmiać z Ivanowej, nieważne, jak istotną postacią w jej życiu był. W końcu zabiła własnego brata i wrzuciła go do dziury. -Tak, dokładnie.-Zrobiła lekko naburmuszoną minę, próbując ukryć wypieki na twarzy. Kiedy odnalazł dziwny przyrząd, niemal z fascynacją dziecka obserwowała jego poczynania.-Chciałam zobaczyć Cię w naturalnym środowisku.-Mruknęła, posyłając mu kolejne zabójcze spojrzenie. Oczywiście nigdy nie wyśmiała pochodzenia Claude. Uważała wręcz, że był to jeden z jego wielkich atutów. I tak, mówi to osoba, która została wychowana w przekonaniu, że osoby niemagiczne są gorszego sortu. Chwyciła dwa kieliszki, licząc, że Claude zabierze butelkę i ruszyła w kierunku salonu. Po drodze rozglądała się po domostwie, przemyślenia co do wystroju zostawiając dla siebie. Ten moment zbliżał się nieuchronnie, a kiedy zasiadła na kanapie, podwijając nogi do góry, ten moment wydawał się jeszcze bardziej dobijający. I czemu czuła, jakby to, co zostanie powiedziane, zmieni wszystko? Przegryzła lekko wargę, podnosząc naczynie do ust.
Wiedział, że zjawili się u niego w domu nie tylko dlatego, że mieli ochotę wypić razem wino, za którego butelkę zapłacą w sklepie tyle, co za dwa kieliszki w restauracji, lecz również po to, by podzielić się ze sobą sprawami, których werbalizowanie w miejscu publicznym, dostępnym dla cudzych oczu i uszu, było ryzykowne. Claude czuł spięcie w każdym calu swojego ciała, przez co znacznie bardziej boleśnie odczuł owo dźgnięcie w żebra, przez które skrzywił się, nie do końca uśmiechając się w odpowiedzi. - W naturalnym środowisku - powtórzył i parsknął śmiechem. Kilka sekund później uderzyła go myśl sformułowana w ten sposób. Oczywiście nie podejrzewał, by Segovia miała jakikolwiek zły zamiar wypowiadając te słowa, lecz tkwiące w nich zezwierzęcenie jego postaci w połączeniu ze świadomością rychłego zamknięcia za kratami sprawiło, że jego serce na moment zgubiło rytm, a żołądek zdawał się wywinąć na lewą stronę. Kanapa ugięła się pod jego ciężarem, on sam miał wrażenie, jakby ważył tonę. Ciężej oddychał, a ręka zadrżała mu, gdy podnosił kieliszek do ust. Łyk wina ani na sekundę go nie uspokoił. Widział w twarzy Segovii wyczekiwanie - na jego wyznanie, czy sama miała mu coś do powiedzenia? Odchrząknął i postanowił zacząć. - Gdy zaproponowałaś spotkanie w tym pubie na Nokturnie, przyznam, że nieźle się wystraszyłem. Przez dłuższą chwilę nie mieliśmy kontaktu, więc pewnie nie masz o tym pojęcia, ale pod koniec listopada podjąłem się wykonania zleconego przez Ministerstwo zadania. Sprawa zaginionego artefaktu, może to do Ciebie dotarło? - Zmarszczył brwi, zerkając na nią i szukając w jej mimice zrozumienia sprawy, o której zamierzał mówić. - W każdym razie w tym pubie... Stało się kilka nieprzyjemnych rzeczy, dlatego nie chciałem tam wracać - dodał, po czym zamilkł na moment, a ostatecznie nawet... Parsknął śmiechem. Autentycznie zaśmiał się krótko, bowiem porównując faktyczne wspomnienia do słów, jakimi próbował je opisać, sam sobie wydał się śmieszny. - Seg, jeden młody chłopak oberwał klątwą i odcinał swoje palce. Zbierałem cudze palce z kałuży krwi w jakimś obskurnym pubie na Nokturnie, otoczony złodziejami i mordercami... To było straszne - rzekł już z poważniejszą miną. - Ostatecznie zostaliśmy we dwoje - ja i taki facet, uzdrowiciel. Podążaliśmy do takiej starej, opuszczonej rezydencji - przerwał, bowiem z gardle z nagła pojawiła mu się niemożliwa do przełknięcia gula, uniemożliwiająca dalsze snucie opowieści.
Obydwoje mieli dużo do wyjawienia, a choć nie była to konkurencja, na najbardziej tragicznie zakończenie... Czuła, że może być remis. Oprócz Diany nie miała nikogo, kto dzierżył z nią tę tajemnicę. Choć i uzdrowicielka nie wie tego, co dokładnie dzieje się w głowie Ivanowej. Czemu ze wszystkich osób, poszła do tej, która była od niej tak różna? Upiła spory łyk wina, nie chcąc go popędzać, choć wiedziała, że jej oczy mówiły same za siebie. Domagały się prawdy, jakby tylko ona mogła ich wyzwolić... A może miała sprawić, że wrócą tam, skąd przyszli? Spokojnie lustrowała jego twarz, jakby zapoznanie się z jej zmianami było kluczem do poznania tego, co go gnębiło. Nie był to chyba najlepszy pomysł. Jego stan przeszedł z jednego, do drugiego krańca, a choć nie powinna, czuła się w pewien sposób za to odpowiedzialna. Przecież Claude śmiałby się wraz z nią za ten nietaktowny komentarz, przecież wiedział, jaka była, znał jej prawdziwe myśli... O co tu do cholery chodziło? Kiedy otworzył usta, wyprostowała plecy, w oczekiwaniu na najgorsze. Zaginiony artefakt? Kiwnęła delikatnie głową, praca w Departamencie Tajemnic miała to do tego, że nawet gdyby wiedziała na ten temat coś więcej, żadnego słowo nie uleciałoby z jej ust. Dochodziło do tego, że nawet myśli hamowała przed przywoływaniem obrazów lub informacji. Uchyliła kieliszek, pozwalając sobie na pewniejsze zaczerpnięcie nektaru bogów. Nie chciała mu w żaden sposób przerywać... Jednak kiedy wspomniał o pub'ie i nieprzyjemnościach, jakie tam zaszły, coś w wyrazie jej twarzy się zmieniło. Próbowała wyobrazić sobie Claude w tym miejscu, przy tych wszystkich szemranych osobnikach, wśród których przecież codziennie lawirowała. Czyż jej mieszkanie nie mieści się właśnie na Nokturnie? Czyż nie w towarzystwie najgorszych szumowin, czuła się jak u siebie? Próbowała wyobrazić sobie sytuację, w której młody chłopak dokonuje samookaleczenia... Dziwny supeł zawiązał się na dnie jej żołądka. Czy myśl, że mogła tam wtedy być, w czymkolwiek by pomogła? Wątpliwe... Były to niepotrzebne myśli, które nie powinny zaprzątać jej głowy. Ponownie spojrzała na swojego przyjaciela, a jej dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku jego... Jeżeli tu chciał przerwać, nic nie stało na przeszkodzie. Jednak czy wyrzucenie z siebie wszystkiego nie było lepszym rozwiązaniem? Była przykładem osoby, która żywiła w sobie uczucia, których nigdy nikomu nie ujawniła. Dręczyły ją, nawiedzały, aż w końcu zaczęły powoli wypalać dziurę... W miejscu, którego nawet nie zauważyła.