Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Déjà vu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Heaven O. O. Dear
Heaven O. O. Dear

Student Slytherin
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,70
Dodatkowo : Dziecko - Milka O. O. Dear
Galeony : -86
  Liczba postów : 1318
https://www.czarodzieje.org/t16083-heaven-olive-octavia-dear
https://www.czarodzieje.org/t16087-margarita
https://www.czarodzieje.org/t16082-heaven-o-o-dear
Déjà vu QzgSDG8




Gracz




Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Déjà vu  Déjà vu EmptySob 6 Kwi - 17:56;


Retrospekcje

Osoby: @Blaithin ''Fire'' A. Dear i @Heaven O. O. Dear
Miejsce rozgrywki: Szpital św. Munga
Rok rozgrywki: 17 luty 2019r.
Okoliczności: Heaven decyduje się odwiedzić Fire w szpitalu po wydarzeniach w labiryncie.
Powrót do góry Go down


Heaven O. O. Dear
Heaven O. O. Dear

Student Slytherin
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,70
Dodatkowo : Dziecko - Milka O. O. Dear
Galeony : -86
  Liczba postów : 1318
https://www.czarodzieje.org/t16083-heaven-olive-octavia-dear
https://www.czarodzieje.org/t16087-margarita
https://www.czarodzieje.org/t16082-heaven-o-o-dear
Déjà vu QzgSDG8




Gracz




Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Re: Déjà vu  Déjà vu EmptySob 6 Kwi - 18:01;

Idąc w kierunku szpitala zdejmowałam pojedyncze części garderoby. Czapkę, szalik, kurtkę, sweter. Nigdy jeszcze nie było mi tak gorąco przy minusowych temperaturach. Można by uznać, że to z pośpiechu. Może, że biegłam najszybciej jak mogłam, żeby zobaczyć siostrę? Ta teoria pewnie miałaby sens, gdyby nie to, że nad każdym krokiem zastanawiałam się dobre kilka sekund. Momentami robiłam jeden do przodu, a dwa do tyłu. Zawracałam, cofałam się, a potem znowu szłam przed siebie mimo mdłości. Najgorzej było pod drzwiami do szpitala, gdzie stanęłam i wahałam się niemal dziesięć minut. Byłam przerażona.
Nie wiedziałam, w jakim jest stanie. Jedyne co słyszałam, to że nie jest dobrze. Nie byłam w okolicy, kiedy to się stało. W takim razie dlaczego bez przerwy słyszałam jej krzyk w głowie?  Miałam wrażenie, że zaraz zwariuje. Nie chciałam tam wchodzić, nie chciałam tu w ogóle się pojawiać. Wciąż mogłam zrezygnować. Nawet kiedy zaczęłam przechodzić przez kręte korytarze rozglądając się za odpowiednim numerem sali. Dalej mogłam zacisnąć pięści i odejść.
Długie lata budowałyśmy mur. To była tak staranna i silna budowla, że wydawała się nienaruszalna. Codziennie dokładałyśmy jedną cegiełkę. A wszystko po to, żeby odciąć się od wspomnień. Jasne, były też inne powody tego, dlaczego nasza relacja poszłam takim, a nie innym torem. Tylko że to właśnie ten strach i ta niechęć do tego co razem przeszłyśmy sprawiała, że każdego dnia z całych sił starałam się odpychać ją tak mocno jak mogłam, z wzajemnością. Patrzyłam na nią i chciałam widzieć kogoś obcego. Marzyłam o tym, żeby być obojętną. Nie chciałam czuć nienawiści. To wciąż były silne emocje, a ja chciałam chłodu, dystansu, nie tylko tego „namacalnego”, ale też tego w głowie, takiego który obie naprawdę byśmy czuły. Pragnęłam tego i jednocześnie wiedziałam, że nigdy mi się to nie uda. Nie dożyje czasu w którym mur nie będzie potrzebny. Właśnie dlatego wolałam dalej go budować i sprawiać, żeby był jeszcze silniejszy niż do tej pory. Z tego powodu nie powinnam tu przychodzić.
Oczywiście, po raz kolejny okazując słabość złapałam za klamkę i przekroczyłam próg sali. Odszukałam wzrokiem łóżka a ból głowy wzmógł się na tyle, że miałam wrażenie, że zaraz zrzuci mnie z nóg. Przed oczami pojawiły mi się bardzo konkretne obrazy i przez dłuższą chwilę nie widziałam tam dorosłej, podziurawionej Fire, tylko małą dziewczynkę z głęboką raną na piersi. Zapłakaną matkę. Śmierdzącego alkoholem, ledwo przytomnego ojca. Przerażonego brata. A nawet siebie, patrzącą na to wszystko w milczeniu, nie okazując emocji, które w tym czasie rozrywały mnie na strzępy. Wtedy zrozumiałam skąd w mojej głowie wzięły się te krzyki. Pamiętałam, jak leżąc w łóżku kurczliwie trzymałam kołdrę i modliłam się, żeby odgłosy z dołu wreszcie przestały do mnie docierać. Nie chciałam tego słyszeć, nie chciałam o tym wiedzieć. Dopóki to słyszałam, powinnam była coś robić. Zbiec. Pomóc. Zareagować.
Teraz ściskałam w dłoniach swoją czapkę, starając się wrócić do rzeczywistości. Patrzyłam na nią w milczeniu, zupełnie tak jak wtedy, nie mając pojęcia jak się zachować. Wyglądała okropnie. Nie spodziewałam się aż tak odrzucającego widoku, tylu obrażeń. To było naprawdę przytłaczające. Niemal czułam jej ból patrząc na to wszystko i wyobrażając sobie co mogło doprowadzić do takiego stanu. Nie miałam pojęcia jak ma się z tego podnieść. Bałam się, że nie będzie w stanie, że tym razem naprawdę zabraknie jej siły. Łzy stanęły mi w oczach. Przestań.
- Żyjesz?
Największym zaskoczeniem dla mnie samej był mój głos - zupełnie pusty.
Powrót do góry Go down


Blaithin 'Fire' A. Dear
Blaithin 'Fire' A. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Galeony : 1181
  Liczba postów : 3632
https://www.czarodzieje.org/t13638-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t13684-dziobek
https://www.czarodzieje.org/t13647-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t21155-blaithin-fire-a-dear-dziennik
Déjà vu QzgSDG8




Gracz




Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Re: Déjà vu  Déjà vu EmptySob 6 Kwi - 22:42;

Śniła.
W snach zawsze dopadało ją to od czego potrafiła uciekać za dnia. Kiedyś walka z koszmarami zdarzała się częściej. Popchnęło to Fire do nauki specjalnego zaklęcia, żeby móc kontrolować wszystko, co kreował nocą umysł. W czasie zakłóceń bywało gorzej. Nieraz budziła się spocona i na skraju krzyku wibrującego w ściśniętym gardle. Nawiedzały ją postacie z przeszłości, wydarzenia, czyny, których nigdy sobie nie wybaczyła. Szkotka dopiero niedawno pogodziła się z tym, że praktycznie nigdy nie będzie śnić spokojnie. Nauczyła się odróżniać rzeczywistość od fikcji, a po obudzeniu łatwiej uświadamiała sobie, że przecież nic się nie działo. Wszystko pozostawiła za sobą, paląc na wszelki wypadek mosty.
Ale teraz śniła w końcu o czymś pięknym. Biegła po kamienistej ścieżce dookoła wybrzeża wyspy Skye, ale wcale ani szorstkość ani zmęczenie nie dawały się Dearównie we znaki. O dziwo, nosiła długą, białą sukienkę, a nawet zapleciony z ostu wianek. I śmiała się. Głupio, głośno, podczas gdy wiatr porywał te dźwięki i niósł daleko, daleko tam, gdzie majaczył na tle nieba jej dom. Wydawało się, że była o wiele młodsza. Zaledwie mała dziewczynka. Młodszy brat czekał na Blaithin cierpliwie. "Cześć" przywitała go miękko, ale nie odpowiedział tylko rzucił się na przywitanie i otulił Fire ramionami tak ciasno, że przez moment brakło jej tchu. A potem po kolei pojawiały się następne osoby i dołączały do tego zbiorowego uścisku ze śmiechem i wesołością typową dzieciom. Nessa, Leo, Heaven, Scorpius, Ezra, Casper, Mefisto... Ciężko ich już było policzyć, ale Blaithin nie czuła się przytłoczona.
Ocknęła się, poruszając dłonią i powieką z niepokojem. Nie umiała cieszyć się tym snem, wypruta z wiary w tak dobre historie wyjęte żywcem z bajek. Wzięła głębszy oddech, bez wiedzy co się dzieje i gdzie jest. Przeleżała dwa dni, zyskując przytomność tylko na krótkie chwile. Próby wybudzenia dziewczyny podejmowano niechętnie ze względu na jej stan krytyczny. Podłączona do najlepszej, magicznej aparatury, pozostawiona pod nadzorem kilku świetnych magomedyków mogła liczyć na wyzdrowienie w ciągu miesiąca. Ale nawet im nie udało się wszystkiego uratować. Pozostawali bezradni wobec oka, które wyniszczyła magia ducha. Schowano je przed widokiem innych pacjentów lub odwiedzających. W kwestii macicy było równie źle - uraz okazał się poważny, bo nawet jeśli nie zagrażał życiu to prawdopodobnie pozbawiał Blaithin możliwości urodzenia dzieci. Oparzenia, siniaki i otarcia zostały zabandażowane. Wszystkie te informacje magomedycy zobowiązani byli przekazać rodzinie dziewczyny, ale nikt się nie zjawiał oprócz Nessy. I Heaven. Ale czy Fire kiedykolwiek pomyślałaby, że jej siostra zechce tu przyjść?
Nikt nie wiedział, co stało się w labiryncie. Pewnie pogłoski mówiły tylko, że wiele osób wróciło z kopalni w ciężkim stanie. Bez kończyn. Bez przytomności. Zagubieni i wykończeni. Fire nawet nie pamiętała, jak się wydostała ani czy Ezra i Shawn w ogóle żyli.
- Od dawna nie. - odszepnęła na zadane pytanie podobnie pustym głosem. Kto je zadał? Dlaczego brzmiało tak beznamiętnie? Głowa bolała, gdy próbowała sama wyciągać tak skomplikowane wnioski.
Widok miała niewygodnie ograniczony. Nie zrozumiała na początku, że to przez mnóstwo śnieżnobiałych bandaży, które chroniły większą część głowy Fire. Pomyślała, że w jakiś sposób to wina brakującego oka i teraz na zawsze będzie już widzieć tak mało. Uniosła powoli dłoń, żeby dotknąć bandaży i westchnęła.
Światło raziło, więc mrużyła powiekę, ale powoli zdążyła nawyknąć do rozmytych kształtów. Słyszała krzątanie się pielęgniarek przy innych poszkodowanych pacjentach. Ciche pikanie chyba było odzwierciedleniem bicia serca Fire. Zamrugała, rozchylając spierzchnięte wargi i próbując dopatrzeć się czegokolwiek znajomego. Przypomnieć sobie wydarzenia z Islandii, nawet jeśli bardzo bolały. Oddział wypełniali ludzie, ale dawno nie odczuwała aż takiej... samotności.
- Heaven - musiała z trudem odwrócić głowę, żeby objąć wzrokiem swoją siostrę. Ale nie na długo. Zamknęła powiekę i zaczęła wmawiać sobie, że to jedynie przywidzenie z wycieńczenia. Może dalej śniła. Albo zobaczyła ducha. Każde wytłumaczenie było lepsze niż myśl, że naprawdę tutaj przyszła.
Powrót do góry Go down


Heaven O. O. Dear
Heaven O. O. Dear

Student Slytherin
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,70
Dodatkowo : Dziecko - Milka O. O. Dear
Galeony : -86
  Liczba postów : 1318
https://www.czarodzieje.org/t16083-heaven-olive-octavia-dear
https://www.czarodzieje.org/t16087-margarita
https://www.czarodzieje.org/t16082-heaven-o-o-dear
Déjà vu QzgSDG8




Gracz




Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Re: Déjà vu  Déjà vu EmptyNie 7 Kwi - 14:25;

Nienawidziłam tego zapachu. Charakterystyczny, drażniący odór starej pościeli, lekarstw, spoconych pacjentów, wymieszany z tanią kawą, intensywnymi perfumami pielęgniarek. Było coś jeszcze, czego nie potrafiłam określić, ale sprawiało, że w połączeniu z tym wszystkim tworzyła się nieznośna i odrzucająca dla mnie kompozycja. To wszystko dotarło do mnie dopiero teraz, kiedy wzięłam głębszy oddech, w momencie w którym powoli zaczynało do mnie docierać gdzie jestem i co robię. Wciąż stałam bliżej drzwi, niż łóżka. Każdy kolejny krok wydawał mi się być coraz większym wyzwaniem. Albo dawałam sobie szansę na szybki odwrót, albo wmawiałam sobie, że nie zrobiłam jeszcze nic jednoznacznego.
Przełknęłam ślinę, kiedy usłyszałam słaby głos Blaithin. Brzmiało to, jakby ktoś spuścił z niej całą energię. Nie to, żeby na co dzień nią tryskała, ale różnica między chłodem a niemocą była jednak łatwa do dostrzeżenia. Dziwnie się czułam widząc ją w chwili tak dużej słabości. W dodatku słysząc taką odpowiedź - nawet jeżeli wypowiedzianą tak pustym głosem, to jednak po samym sensie słów można było uznać, że jest ona pełna goryczy. Obserwowałam ją tak bezbronną jak tylko się da i jednocześnie czułam się równie bezsilna. Podobno współodczuwanie dotyczyło tylko bliźniaków, ale teraz stojąc tam i obserwując wszystkie bardziej i mniej zakryte rany miałam wrażenie, że pali mnie moja całkowicie nienaruszona skóra.
- Daj znać, jak kiedyś dobrze wyjdziesz na tej swojej śmiesznej odwadze - powiedziałam nagle, a mój głos nie był już taki obojętny. Brzmiał raczej, jakbym była... zła? Może chciałam, żeby moja wypowiedź brzmiała jak lekka kpina, ale nic z tego nie wyszło. To było raczej jak matczyne "a nie mówiłam" pełne żalu i delikatnie zabarwione strachem. Po co wchodziła do jakiegoś głupiego labiryntu? Czemu nie wycofała się, kiedy zaczęło robić się niebezpiecznie?
Dlaczego wbiegła do tej kuchni. Dlaczego zawsze się sprzeciwiała? Dlaczego  stawiała innych ponad siebie robiąc ze mnie egoistkę i tchórza?
Co było nie tak z jej instynktem samozachowawczym? Jakby jej nie zależało. Zupełnie, jakby jej własne życie i bezpieczeństwo było czymś co warto przehandlować - za swoje wartości, za innych, za przygodę. Zawsze zastanawiałam się, czy to aż takie dziwne, że nie potrafię wyłożyć tego wszystkiego na stół i czekać co przyniosą karty. Wmawiałam sobie, że lubię ryzyko, ale zawsze stawiałam wyraźne granice. Ona w tym samym czasie zacierała swoje. Jak mogłam na to patrzeć i nie tracić przy tym poczucia własnej wartości?
Tak kończyli tacy jak ona. W szpitalnym łóżku, owinięci toną bandaży, na ulicy, na cmentarzu. A tacy jak ja? W ciepłym łóżku, bezpiecznej przestrzeni.
Wmawiając sobie, że nie nienawidzą samych siebie.
Powrót do góry Go down


Blaithin 'Fire' A. Dear
Blaithin 'Fire' A. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Galeony : 1181
  Liczba postów : 3632
https://www.czarodzieje.org/t13638-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t13684-dziobek
https://www.czarodzieje.org/t13647-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t21155-blaithin-fire-a-dear-dziennik
Déjà vu QzgSDG8




Gracz




Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Re: Déjà vu  Déjà vu EmptyWto 9 Kwi - 2:12;

Blaithin też nienawidziła szpitali. Odkąd w dzieciństwie trafiła do Munga z równie poważnymi obrażeniami zraziła się do magii leczniczej. Wtedy jako zagubiona, przerażona dziewczynka rozumiała niewiele, a teraz w pełni świadomie gardziła tą sterylną bielą, zapachami lekarstw i sztucznymi uśmiechami personelu. A teraz jako dodatek pojawiła się Heaven.
Prawdziwa Heaven, z krwi i kości, żadne złudzenie optyczne, choć przez dobry moment bardzo liczyła na to, że rozpłynie się w powietrzu jak zjawa. Zawsze się wycofywała. A teraz mimo wszystko zjawiła się tu i nie uciekła po przekroczeniu progu drzwi. Zdobyła się na podejście całkowicie z własnej woli (a może jednak ktoś ją nasłał?), na zabranie głosu, po czym odwrót stał się niemożliwy. Fire opuściła rękę, muskającą zabandażowaną twarz. To było niesprawiedliwe zagranie. Jak miała toczyć z nią walkę, skoro leżała słaba i chora? Komentarz celnie ugodził Blaithin, sprawił, że ściągnęła usta w trochę bardziej wąską kreskę. Słowa odbiły się echem w głowie, kiedy próbowała rozpoznać ukrytą w nich emocję. Nie ufała Heaven, nie ufała tym zagrywkom. Nie ufała też samej sobie, gdy wystawiano ją na nierówną potyczkę emocjonalną.
- Nie jestem... popychadłem ojca... - wycharczała, starając się brzmieć wyraźnie chociaż musiała mówić powoli. O dziwo, nie bolało, co świadczyło o tym, że przynajmniej Morphius i inne leki działały. Cierpienie znikło, a zamiast niego pojawiła się pustka. - Dobrze mi bez was... - wzięła głębszy oddech, zmęczona tyloma słowami naraz. Musiała udowodnić Heaven, że odwaga mimo wszystko wyszła jej na lepsze. Milion razy wahała się, czasami uważając, że zrobiła źle, czasami, że dobrze. Utraciła dom, ale zyskała wolność. Zerwała więź z matką, ale nauczyła ponownie, jak bardziej akceptować samą siebie. Teraz, przy siostrze, musiała pokazywać, że nie żałowała niczego, żadnej chwili buntu i ucieczki. Chciała, żeby to ona poczuła się źle z tym, że nigdy nie kierowała nią podobna odwaga.
- Powiedz mi szczerze. - zrobiła to zanim zdążyła się powstrzymać. Blaithin wyraźnie włożyła w swoje słowa nieco większy nacisk niż zwykle, kiedy mówiła. Wzrok również skierowała ku zielonym tęczówkom siostry, przechwytując jak gdyby całą uwagę Ślizgonki. Wiedziała, że nie opanowała hipnozy w stopniu wystarczającym, żeby potrafić jej używać, zwłaszcza w tym wyjątkowo słabym i marnym stanie fizycznym... Nie robiła tego tak, jak powinna, bez przemyślenia i chłodnej kalkulacji. Ale wolę miała tak silną, jak zawsze. Całkowicie nienaruszoną, pomimo tak wielu nieszczęść, które przeciętnego człowieka wpędziłyby co najmniej w załamanie nerwowe.
Teraz jednak nie obserwowała Heaven z uwagą, żeby dostrzec czy rzeczywiście wpłynęła na umysł siostry swoim rozkazem. To nie miało większego znaczenia, wolała odpoczywać niż bawić się w hipnotyzowanie i sama nie była pewna, dlaczego wręcz mimowolnie zechciała wypróbować swoją zdolność. Dlatego nie siliła się na przenikliwe spojrzenie dużo dłużej niż zaledwie parę sekund. - Podoba ci się to, co widzisz?
Odetchnęła ciężej, starając poprawić się na szpitalnym łóżku. Dear doszła do wniosku, że w końcu domyśliła się już, po co Ślizgonka stanęła właśnie w tej sali. Mogła widzieć ją zranioną i pozbawioną siły w mięśniach. Napawać wzrok i wmawiać sobie, że oto nadszedł moment, kiedy to w końcu Heaven Dear okazała się silniejsza, mądrzejsza i ostrożniejsza. Fire przeczuwała, że przez te wszystkie lata jej młodszą siostrą gryzło poczucie, że nie dorównuje jej w wielu aspektach. Zresztą, to wrażenie silnie podsycał ojciec, gdy to Blaithin wybierał do swoich nauk. Teraz natomiast nareszcie przychodził moment, kiedy los zdawał się uśmiechać bardziej w stronę Heaven, a jasnowłosa popadała w niełaskę. Ale to były jedynie powierzchowne pozory, bo tak naprawdę Fire nigdy nie czuła się od swojej siostry lepsza niż w tamtej chwili. Jak też i silniejsza. Wypełniło ją poczucie tak niesamowitej wyższości, że wcale nie przejmowała się irytującym uziemieniem ani tym, że to było puste i egoistyczne z jej strony.
Dostrzegła ślady drobnych łez i gdyby mogła wybuchłaby śmiechem prosto w twarz ciemnowłosej. Niczego tak nie pragnęła, jak pokazać jej, że zachowuje się żałośnie i śmiesznie z tym całym udawanym żalem i hipokryzją... Przecież tak naprawdę zupełnie jej nie zależało. Ani teraz, ani w dzieciństwie, kiedy odwracała wzrok. Kiedy przytakiwała rodzinie, gdy tego od niej wymagano, co napawało Blaithin wstrętem. Nie mogła nigdy wybaczyć jej, że wolała to fałszywe bezpieczeństwo i nie zdobyła się na trochę poświęcenia. Choć może właśnie poświęcała wiele, nawet jeśli na pierwszy rzut oka Fire mogłaby przysiąc, że nie? Nie w jej interesie leżało usprawiedliwianie siostry. Wolała skupiać się na wszystkim, co złe, żeby łatwiej było ją nienawidzić. W oczach Blaithin okazała się skrajną egoistką i tchórzem, dlatego nawet nie miała wątpliwości, że teraz tylko udaje, że jej przykro. Tylko w jakim celu? Co też znowu uknuła? Bo Heaven na pewno nie podejrzewała, że poruszy u Fire jakąś strunę, że nabierze ją na ten smutek, jakkolwiek autentyczny by się wydawał...
A mimo wszystko przez chwilę wyglądała, jakby chciała uwierzyć w to, że istniała szansa na poczucie siostrzanego ciepła.
Powrót do góry Go down


Heaven O. O. Dear
Heaven O. O. Dear

Student Slytherin
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,70
Dodatkowo : Dziecko - Milka O. O. Dear
Galeony : -86
  Liczba postów : 1318
https://www.czarodzieje.org/t16083-heaven-olive-octavia-dear
https://www.czarodzieje.org/t16087-margarita
https://www.czarodzieje.org/t16082-heaven-o-o-dear
Déjà vu QzgSDG8




Gracz




Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Re: Déjà vu  Déjà vu EmptyWto 9 Kwi - 16:06;

Chciałabym tu być po to, żeby czerpać satysfakcję z nieszczęścia dziewczyny. Wszystko byłoby dużo proste gdyby tak było - nie stałabym tutaj roztrzęsiona, przerażona i próbująca robić wszystko, żeby kontrolować własne emocje. Miałabym dobry humor, niezmąconym niczym spokój, a po wszystkim wróciłaby do mieszkania i spała jak dziecko. Dlaczego nie mogłam taka być? Dlaczego tych wszystkich rozsądnych, bezpiecznych decyzji nie mogłam podejmować z takim chłodem i spokojem jak to wyglądało dla innych, z pewnością dla Fire? Może wtedy nie pękałoby nic we mnie za każdym razem, kiedy odwracałam wzrok. Nie czułabym mdłości, bólu głowy - bo to potrafiły być silne objawy fizyczne, nawet jeżeli wydawało się to być kompletną abstrakcją.
Jedno było pewne, sama byłam zaskoczona swoją obecnością tutaj. Pierwszy raz zrobiłam coś takiego w pełni świadomie i z własnej woli. W pewnym sensie, bo czułam, jakby to co innego kierowało moimi nogami, kiedy szłam do szpitala. Wcześniej przychodziłam z rodzicami, śmiało można było założyć, że nie miałam wyboru. Teraz byłam tu sama i nikt nie skłonił mnie do tej decyzji. Wręcz przeciwnie, głos w mojej głowie głośno krzyczał: nie. A jednak z jakiegoś powodu zignorowałam go. Nie po to, żeby triumfować, nawet jeżeli to było najprostsze wytłumaczenie.
Czasami miałam wrażenie, że wbrew pozorom to Fire najbardziej wdała się w ojca. Ja byłam jak matka. Uległa, szukająca bezpiecznych rozwiązań, dostosowująca się do wszystkiego, jeżeli widziałam taką konieczność. Przytakiwałam nie słuchając. Słowa ojca mnie nie zmieniały, nie tak jakby chciał, ale wiedziałam jak grać, żeby myślał, że jest inaczej. Blaithin nie znała kompromisów. Miała swoje zdanie i nie pozwalała sobie na chwilę słabości, zawsze stawiała na swoim, nie spuszczała głowy, wolała przegrać z godnością niż się dostosować. Zresztą, inaczej definiowała przegraną. Chociaż poglądami daleko jej było do ojca, to wydawało mi się, że równie mocno pragnie postawić na swoim, w tym samym stopniu nienawidzi jak ludzie działają niezgodnie z jej wizją, jak coś idzie nie po jej myśli.
- Mam nadzieje, że to było tego warte - powiedziałam, patrząc prosto na nią i chociaż znowu starałam się zabarwić głos ironią, to zabrzmiało to szczerze. Zupełnie jakby naprawdę zależało mi na tym, że wszystkie te poświęcenia i całe to ryzyko, które musiała ponieść, nie poszło na marne.
Oczywiście, że byłam zazdrosna. Zawsze, kiedy spuszczałam wzrok chciałam to zmienić, chciałam wziąć z niej przykład. Fakt, że niezależnie od stopnia w jakim cierpiała, nie dała się złamać, był godny podziwu. Byłam przekonana, że mnie nigdy nie byłoby na to stać. Nie zdawałam sobie sprawy, że może istnieć czynnik, który by mnie do tego popchnął. Nie potrafiłam tego zmienić, niezależnie od tego jak bardzo chciałam.
Może i Fire była osłabiona, ale ja w tej chwili nie czułam się ani trochę silniejsza. Byłam wyjątkowo podatna, nawet jeżeli moja siostra nie była jeszcze mistrzem hipnozy, a teraz była w dodatku mocno kontuzjowana. Nie przyszło mi do głowy, że może w ogóle się tym interesować, szczególnie, że to była czarna magia, a ja wciąż wolałam pielęgnować w głowie obraz dziewczyny trzymającej się od tego z daleka.
- Nie, Fire, nie podoba mi się widok mojej siostry, która ledwo uszła z życiem. Jestem przerażona. Boje się co będzie następne. Kiedy już nie będę cię odwiedzać w szpitalu, tylko na cmentarzu? Może czerpałabym satysfakcje z podbitego oka, ale w takim stanie nie chce cię widzieć. Nie radzę sobie z tym - nie miałam pojęcia, co mną kierowało. Normalnie nigdy bym tego nie powiedziała, nie tak bezpośrednio, na pewno nie tak szczerze. W zwyczajnych okolicznościach skłamałabym, albo rzuciła jakąś wymijającą, ironiczną odpowiedź. Z całą pewnością nie przyznałabym się do słabości wprost. To była pewnie najmilsza rzecz jaką powiedziałam w jej kierunku od wielu lat. Na co dzień nie pozwalałam sobie nawet na takie myśli. Właściwie wchodząc tu usilnie starałam się przekonać samą siebie do teorii, która powstała w głowie Fire - że chciałam poczuć się lepsza i silniejsza patrząc na to, w jak opłakanym jest stanie.
Kłamstwo przychodziło mi łatwo. Oswoiłam je do tego stopnia, że na co dzień głos mi nigdy nie zadrżał, nigdy nie odwróciłam wzroku, nigdy nie wykonałam nerwowego gestu. Wmawiałam nawet samej sobie różne rzeczy, co zdecydowanie ułatwiało mi oszukiwanie innych. Kontrolowałam swoje myśli, wracałam nimi na odpowiedni tor po kilku sekundach, w których czułam, że zbaczam. Dopiero hipnoza wyciągnęła ze mnie prawdę, ale gdyby nie ona, pewnie brnęłabym w zaparte nie patrząc na jej uczucia. Zresztą, nie zwracając uwagi nawet na swoje. Może nawet po chwili doszłabym do siebie z początkowego szoku i udałoby mi się odzyskać pełną kontrolę nad sytuacją, w końcu spojrzeć na nią z kpiną i z wyższością, którą przecież tak strasznie chciałam czuć. Gdyby nie jej niespodziewany ruch, wyszłabym z tego szpitala pewnym, sprawnym krokiem, zostawiając za sobą mur dwa razy bardziej stabilny, niż był do tej pory. Zamiast tego walnęłam w niego z całych sił głową i zafundowałam i jemu i sobie kilka sporych rys.
Mogłam oszukiwać innych. Mogłam oszukiwać ją. Mogłam oszukiwać siebie.
Tylko jak długo?
Powrót do góry Go down


Blaithin 'Fire' A. Dear
Blaithin 'Fire' A. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Galeony : 1181
  Liczba postów : 3632
https://www.czarodzieje.org/t13638-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t13684-dziobek
https://www.czarodzieje.org/t13647-blaithin-astrid-dear
https://www.czarodzieje.org/t21155-blaithin-fire-a-dear-dziennik
Déjà vu QzgSDG8




Gracz




Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Re: Déjà vu  Déjà vu EmptyCzw 11 Kwi - 5:23;

Wszystko toczyło się nie tak, jak powinno.
Heaven popełniła błąd, zjawiając się w szpitalu przy łóżku Blaithin. Teraz Gryfonka była zbyt słaba, żeby wiedzieć, jak wiele ten na pozór drobny gest oznaczał, ale później wyciągnie wnioski. Wykorzysta je w najpodlejszy sposób, jak tylko nadejdzie czas ich kolejnej kłótni, kolejnego jadowitego starcia. Zdusi każdą myśl o tym, że Ślizgonka przyszła z własnej woli, pokazując, że potrafi samodzielnie decydować i mimo wszystko nadal o Fire pamięta. Istniało wiele powodów, dla których powinna docenić obecność siostry, ale z perspektywy Blaithin wszystko wyglądało inaczej. To nie były ważne powody, jedynie sentymenty, a tymi należało gardzić. Gdyby tylko poznała myśli porównujące ją do ojca, zwlekłaby się z tego łóżka choćby nie wiem co, żeby udusić Heaven. Nigdy nie zaakceptowałaby tego, że przez wieczną ucieczkę przed ojcem, zaczęła popełniać identyczne błędy i wdawać się w niego coraz mocniej.
Nie widziała w niej swojego wroga i to Fire dezorientowało. Wydawała się wręcz niechętna do rozniecania konfliktów. Często przejawiała bierną postawę, zwłaszcza gdy wymagała tego etykieta przy czystokrwistych czarodziejach, ale Gryfonce schlebiało, że przy niej Heaven rezygnowała z tych wszystkich sztucznych uśmiechów. Cieszyła się, że wyzwala w niej naturalne, prawdziwe emocje i wie, co czuje. Nienawiść. Żal. Gniew. Teraz z kolei otrzymywała coś zupełnie innego i gubiła się. Czy to możliwe, że nie udawała? Łatwiej znieść było ironię niż tę pobrzmiewającą wyraźnie szczerość. Blaithin zmarszczyła lekko brwi, niezdolna do odpowiedzenia czegoś na te proste słowa. Nie zdobyła się na to, żeby potwierdzić.
Od nadmiaru myśli Gryfonkę bolała głowa, ale nadal próbowała przypomnieć sobie wszystkie chwile z Heaven w dzieciństwie, żeby uprzytomnić sobie, że od dawna toczą ten zacięty bój i nie przegapiła chwili, kiedy udało się odnowić ich siostrzaną relację. Może jednak ona nigdy nie została całkowicie zniszczona i to dlatego nadal tliły się w Heaven i Fire jakieś tęskne emocje. Teraz uprzytomniła sobie, jak rzadko zwracała na młodszą dziewczynę uwagę, jak wiele razy specjalnie ignorowała samo istnienie Ślizgonki, tak jakby były obce. Nie analizowała ani jej uczuć, ani nie próbowała nawet zrozumieć, co ona czuje. A z pewnością cierpiała równie mocno.
Pożałowała, że wymusiła na dziewczynie szczerą odpowiedź. Heaven uderzyła tak silnie i celnie, że w jednej chwili rozdarła solidne, lodowate zasłony. Odebrała cios z najwyższym trudem, wstrzymując na sekundę oddech. Żadne zaklęcie nie mogło zranić Fire tak, jak udało się to Heaven, gdy przyznała, że po prostu się boi.
W przypływie niewielkiej energii sięgnęła prawą ręką po szklankę i upiła łyk. Rozlała trochę przez to, że każdy mięsień zdawał się trząść. Jakby miała lada chwila płakać, a pomimo to żadne łzy się nie pojawiały. Myślała o tym, jak bardzo zawsze chciała ochronić Heaven właśnie przed tym strachem, który tak mocno zaległ w ich domu. Za każdym razem próbowała siostrze oszczędzić cierpienia i zasłonić okropny widok, a teraz wszystko i tak poszło na marne. Dokończyła picie, ale gdzieś zniknęło to poczucie, że ma sytuację pod kontrolą. Przynajmniej nieco łatwiej było zabrać głos.
- Usiądź. - nie dodała "proszę", ale minimalnie dało się je wyczuć. Wskazała na białą pościel obok siebie i obiecała sobie, że nie użyje już w najbliższym czasie hipnozy, bo prawda bolała jednak czasem bardziej niż kłamstwo. Czułaby się lepiej zwyzywana, wyśmiana i porzucona. Niezależnie od tego, czy Heaven usiadła czy też dalej stała, zaczęła mówić cicho. - To była tylko głupia pogoń za przygodą. To się nie umywa do tego, co... - przerwała na moment, bo fala wspomnień zalała jej wykończony umysł, porwała ze sobą i przeniosła do dawnych, minionych czasów. Dokończyła myśl w inny sposób. - Zawsze kierowało mną... dobro nas wszystkich. Także twoje. I ojca. Chciałam, żeby było dobrze.
Ale nie dało się wszystkiego ze sobą pogodzić. Zapisała się w pamięci Ślizgonki na pewno, jako ktoś pozbawiony empatii, zdystansowany i wiecznie w konflikcie ze światem. A przynajmniej tak sądziła Blaithin. Ale niegdyś działania starszej Dear ugruntowane były potrzebami znacznie wyższymi niż te egoistyczne. Może dlatego teraz tak bardzo się pogubiła i straciła dawną siebie? Kiedyś liczyli się oni, teraz liczyło się ja.
Na pierwszy plan wysuwał się Gale, zawsze i wszędzie. Ktoś więcej niż oczko w głowie Fire. Jej powód do życia i powód, dla którego nigdy nie przekreśliła całkowicie swojej rodziny. Blaithin mogła się wyrzekać Dearów, uciekać jak najdalej, nawet zmienić nazwisko. Ale wiedziała, że pomimo wszystko dalej w głębi duszy będzie tlić się chęć, żeby jakoś wszystko naprawić. Odnaleźć nowe rozwiązanie. Spróbować kolejnego sposobu, żeby nikt już nie cierpiał.
Mogła go otruć. Wystarczyło milczeć, gdy ojciec niemalże zażywał już śmiertelną truciznę. Przeboleć ten krótki moment, patrzeć jak umiera i ponieść konsekwencje. Czy Heaven wstrząsnęłoby, gdyby wiedziała? Jak wtedy potoczyłyby się ich losy? Gdyby w ostatniej chwili nie poczuła, że nie potrafi tak po prostu zabić człowieka, zabić tego człowieka. Bo nie zawsze był tyranem ze skłonnością do opróżniania zbyt wielu butelek whisky. Potrafił kochać i sprawiać, że jako małe dziewczynki nadal posiadały szczęśliwe wspomnienia. Nawet w jego pokrętnym rozumowaniu surowa nauka miała pomóc im w dorosłym życiu. Zahartować ducha. Blaithin nie wątpiła, że gdyby nie ojciec, nigdy nie wyszłaby żywa z labiryntu. Nienawidziła go, ale i kochała jednocześnie.
- Wiesz, co jest smutne, siostro? - odezwała się na pozór z rozbawieniem, ale głos Fire zadrżał nieznacznie, pewność siebie rozpłynęła się gwałtownie. Wpatrywała się już nie w siostrę, ale gdzieś przed siebie, jak gdyby w pamięci odtwarzała zupełnie inne obrazy, inną scenerię. - Przeżyłam. I wyzdrowieję. Ale to niczego nie zmieni. Dalej będę cię nienawidzić. A ty mnie. Powrócę do udawania, że zerwałam z przeszłością, chociaż dręczy mnie odkąd pamiętam. Do mówienia, że podjęłam odpowiednie decyzje. Decyzje, które należało podjąć. Których nikt inny nie miał sił podejmować.
Przełknęła z trudem ślinę. Zrobiło jej się strasznie źle i duszno, jakby sama obecność siostry zapewniała nie tylko psychiczne, ale i fizyczne zmęczenie. Skrzywiła się trochę z bólu, który minimalnie zaczął pojawiać się głównie w podbrzuszu. Najchętniej przerwałaby tę rozmowę i kazała Heav się wynosić, ale coś ją przed tym powstrzymywało.
Powrót do góry Go down


Heaven O. O. Dear
Heaven O. O. Dear

Student Slytherin
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,70
Dodatkowo : Dziecko - Milka O. O. Dear
Galeony : -86
  Liczba postów : 1318
https://www.czarodzieje.org/t16083-heaven-olive-octavia-dear
https://www.czarodzieje.org/t16087-margarita
https://www.czarodzieje.org/t16082-heaven-o-o-dear
Déjà vu QzgSDG8




Gracz




Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Re: Déjà vu  Déjà vu EmptySob 13 Kwi - 1:53;

Bycie szczerym rzadko było opłacalne.
Zawsze miałam to gdzieś z tyłu głowy. Kłamstwo było prostą i bezpieczną ucieczką. Było wygodne i z pozoru nie wymagało wiele. Umożliwiało robienie skutecznych uników, ucieczkę przed konfrontacją, przed rozwiązaniem problemu, przed szczerością. Jeżeli zależało ci na prawdzie musiałeś nastawić się na to, że nie da się obejść bólu, nie możesz odwrócić wzroku. To wymagało siły tak dużej, jak sytuacja w której się znajdowałeś. Czasami to było po prostu zbyt wiele. To wszystko: sytuacja w domu, relacja z Fire, to było zbyt przytłaczające. Za dużo emocji się z tym wiązało, za dużo żalu i złych wspomnień.
Nie wybrałyśmy tej niechęci. Owszem, pielęgnowałyśmy ją, pilnowałyśmy, żeby nic jej nie zachwiało, sprawiałyśmy, że była coraz silniejsza, ale to nie my to wszystko zaczęłyśmy. W alternatywnej rzeczywistości owszem, pewnie pojawiałyby się siostrzane przepychanki, po których godziłybyśmy się i wszystko wracałoby do normy. Gdybyśmy nie były postawione w tak drastycznych okolicznościach i nie musiałybyśmy podejmować decyzji, których nikt nam nie miał prawa kazać podejmować wszystko mogło być inne, ale nie było. To tutaj leżał problem i właśnie to sprawiało, że nie dało się go rozwiązać. To nie różnica charakterów doprowadziła nas do tego miejsca. Ona była tylko kropką nad "i".
Wbrew wszystkiemu, czułam ulgę. Z jakiegoś powodu nie żałowałam swoich słów, nawet jeżeli potem miały obrócić się przeciwko mnie. One nie miały prawa nic zmienić, ale fakt, że padły, coś we mnie poruszyło. Tak jakbym nie uświadamiała nimi tylko Fire, ale też samą siebie. To były myśli, których nie dopuszczałam do głowy, walczyłam z nimi i opierałam się, a nagle po prostu przestałam, bo nie miało to dłużej sensu. To pozwalało wziąć oddech.
Poza słodkiej laleczki przy rodzicach to była ogromna zasłona. Fire miała rację, że tylko przy niej z rodziny naprawdę ją zrywałam. A jednak, wbrew wszystkim pozorom, nigdy nie byłam przy niej bardziej prawdziwa niż teraz. Obdarta nie tylko z wyuczonej grzeczności jak do tej pory, ale też z mniej oczywistych masek, które czasem bardziej świadomie, a czasem mniej zakładałam właśnie przy siostrze. W tej chwili zmuszona hipnozą zdobyłam się na coś, na co nigdy nie zdecydowałabym się świadomie.
- No właśnie to mnie zastanawia. Tym razem chodziło tylko o przygodę. Nie o poświęcenie dla wolności, czy dla innych. Podjęłaś ryzyko bez uzasadnienia, od ręki i po prostu myślę, że może nie traktujesz swojego życia, jako jakąkolwiek wartość. Jakby ci było wszystko jedno - teraz już naprawdę trudno było powiedzieć, dlaczego kontynuowałam szczerość. Może po prostu miałam wrażenie, że to jedyna okazja i skoro już powiedziałam "a", to "b" nie zmieni wiele. Jakbym czuła, że warto skorzystać z okazji, skoro sytuacja tak czy inaczej jest beznadziejna.
Nieraz rozważałam morderstwo. Może się to wydawać absurdem, biorąc pod uwagę fakt, jak łatwo dostosowywałam się do woli ojca, ale w głębi serca życzyłam mu śmierci równie mocno. Oczywiście to była tylko teoria, nigdy nawet nie podjęłam minimalnej próby i prawdopodobnie nigdy nie byłabym w stanie tego zrobić. Głównie ze strachu, raczej nie z sentymentu. Wiedziałam, że gdyby Fire zdecydowała się na tak drastyczny krok, nie zapłakałabym. Czułabym ulgę, a przede wszystkim wdzięczność. To rozwiązałoby problemy, które bez tego były absolutnie nie do rozwiązania. Nie wiem, czy kochałam go jeszcze w jakimkolwiek stopniu. Nie sądziłam, żeby on kochał mnie, nawet na ten pokręcony sposób na który, moim zdaniem, kochał Fire. Paradoksalnie, nawet po jej odejściu byłam pewna, że gdyby miał wskazać córkę, z której jest dumny bardziej, z dwojga złego wybrałby ją.
- Wiem. To się nie zmieni - powiedziałam tylko bez większych wahań. Z tym się po prostu nie dało kłócić, sprawa była jasna. Niezależnie od wszystkiego, pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć. Wszystkie decyzje, które podejmowałyśmy, były skazane na niepowodzenie. Żadna z nas nie wyszła z nich tak naprawdę cało. To było coś, od czego nie dało się uciec i zastanawiałam się czasami, czy to miało prawo potoczyć się inaczej. Czy w ogóle istniała rzeczywistość w której mogłybyśmy to rozegrać tak, żeby wygrać.
Wstałam i odsunęłam się od łóżka.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Déjà vu QzgSDG8








Déjà vu Empty


PisanieDéjà vu Empty Re: Déjà vu  Déjà vu Empty;

Powrót do góry Go down
 

Déjà vu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Déjà vu QCuY7ok :: 
retrospekcje
-