Na pobliskim wybrzeżu prawdziwą atrakcją są niesamowite bazaltowe formacje skalne. Nietypowe kolumny pną się ku górze. Niektórzy chętnie się po nich wspinają, inni tylko sobie przysiadają, albo zadowalają spacerem. Tak czy inaczej, trzeba tutaj bardzo uważać!
Rzuć kostką:
1 - Nikt ci nie powiedział, że pomiędzy kolumnami uwielbiają chować się małe mimiki? Niebezpieczne stworzonka chętnie przyjmują postać niewielkich skał... i niestety padłeś ofiarą jednego z nich. Czujesz (w dowolnym miejscu na ciele) nieprzyjemne ugryzienie. Jest to młody mimik, a twoja reakcja (okrzyk? trafne zaklęcie? ruch?) nieco go płoszy. Masz szansę się odsunąć i uniknąć dalszego ataku. Rana dość obficie krwawi i musisz udać się po pomoc do kogoś, kto posiada przynajmniej 20 punktów z Uzdrawiania. 2 - Nie zwracasz większej uwagi na zimny wiatr wiejący znad wody... i właśnie tutaj popełniasz błąd. W takich miejscach łatwo złapać choróbsko, a tobie trafia się wyjątkowo ciężki przypadek lebetiusa. Już teraz zaczynasz kichać, a nieprzyjemne dolegliwości będą towarzyszyć ci w jeszcze jednym następnym wątku (dwóch, jeśli nie zaczniesz leczyć się eliksirem pieprzowym). 3 - Pomiędzy kolumnami dostrzegasz wyrzuconą przez falę butelkę, w której zamknięty jest jakiś świstek papieru. Postanawiasz zajrzeć do środka, ale nie możesz normalnie odkorkować, a potłuczenie jest zbyt ryzykowne. Jeśli uda ci się inaczej wydostać liścik, odnajdziesz na nim tajemnicze zapiski, dzięki którym otrzymasz do kuferka punkt z dowolnej umiejętności. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie. 4 - Wpatrujesz się w horyzont i masz wrażenie, że dostrzegasz tam jakiś kształt, który coraz bardziej się do ciebie zbliża. Okazuje się, że to osławiony nykur, który uchodzi za jedno z najniebezpieczniejszych stworzeń w Islandii. Oddalasz się jak najbardziej od brzegu, by nie wciągnął cię do wody i trzymając się blisko skał, obserwujesz go. Ten ostatecznie wraca z powrotem na głębiny, nie mogąc znaleźć żadnej ofiary, a Ty otrzymujesz 1 pkt do kuferka z ONMS. 5 - Gdy przychodzisz na wybrzeże, stado maskonurów akurat wybiera się na polowanie. Jesteś niezwykle zafascynowany widokiem ptaków, które zbliżają się do morza i próbują wyłowić z niego ryby. Niestety obrywasz też w głowę ptasim łajnem, strasznie trudnym do zmycia, więc przykry zapach unosi się za tobą przez kolejny wątek. 6 - Decydujesz się na drobną wspinaczkę, albo po prostu opierasz się o bazaltowe kolumny. Tak czy inaczej, nie przewidziałeś, że będzie aż tak ślisko i tracisz równowagę, lądując na piasku. Nic ci nie jest, bo nie wszedłeś aż tak wysoko, ale z twojej kieszeni wypada 15 galeonów.
Miał mieszane odczucia do swojego powrotu na studia. Z jednej strony uwielbiał Hogwart i czuł się tam lepiej, niż we własnym domu. Stęsknił się nawet za zajęciami, pracami domowymi i wszystkimi mniej rozrywkowymi aspektami studiowania. Wydawało mu się wręcz śmieszne, jak bardzo tęskni za zwykłym siedzeniem w bibliotece, czy ćwiczeniu zaklęć na lekcjach. To był jego świat i przerwa w tym tylko uświadomiła mu, że nie chce odchodzić z tego miejsca nawet po zdobyciu dyplomu. O ile wcześniej miał wątpliwości co do pracy nauczyciela, teraz niewiele z tych wahań zostało. Był praktycznie pewien. Były też powody, przez które powrót nie był dla niego prostą sprawą. No dobra, w zasadzie był to jeden konkretny powód, a raczej jedna osoba. Świadomość, że spotka ją po tak długim czasie z jednej strony motywowała go jeszcze bardziej, z drugiej trochę zniechęcała. Cieszył się na spotkanie wielu uczniów, na innych - trochę mniej. @Holden A. Thatcher II należał do tej drugiej grupy. A jednak to właśnie on był pierwszą osobą na jaką natknął się podczas wyjazdu. Z takim szczęściem na Fire wpadnie szybciej niż myślał. Przyszedł tu, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Potrzebował spaceru, jeszcze zanim trafił do swojego domku, więc wciąż miał ze sobą torbę, przewieszoną przez ramię. Przysiadł na chwilę w pobliżu klifu i rozejrzał się wzdłuż wybrzeża. Trzeba było przyznać, że okolica była naprawdę ładna. Lustrując wzrokiem otoczenie dostrzegł butelkę, która utkwiła między skałami. Obudziła się w nim ciekawska natura i sięgnął po znalezisko. Wyjął list z butelki i przeczytał treść. Nie był to list miłosny, ani wołanie o ratunek jak na mugolskich filmach, ale całkiem zwięzłe i treściwe notatki z ciekawymi zaklęciami. Zaczytany nawet nie zauważył, jak w okolicy pojawił się Gryfon, nie mówiąc o innym niepożądanym intruzie.
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Islandia z godziny na godzinę coraz bardziej mi się podoba, chociaż początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego mrozu. Okazuje się, że te dzikie klimaty i przejrzyste niebo o wiele bardziej do mnie przemawiają, niż równikowe dżungle i stare piramidy. Owszem, lubię dawne kultury, chociaż historia magii nie jest ani trochę moim zainteresowaniem, ale jednak o wiele bardziej wolę obserwować dzikie stworzenia. Od kiedy tylko tu jestem, poluję na nykura, szwendając się po chyba wszystkim plażach w okolicy, ale póki co nie udało mi się dostrzec potwora. Za to widzę w oddali zupełnie innego, o znajomym kształcie, a gdy się do niego zbliżam, rozpoznaję człowieka-widmo, który zniknął ze szkoły na długo przede mną, ale najwyraźniej postanowił powrócić w tym samym momencie. Frajer, mający – o zgrozo – szczęście chyba zakochać się w Fire zbiera butelki, chociaż nie posądzałbym go o recykling. Może chce cos opchnąć krasnoludom, żeby zarobić na eliksiry, ale nie wiem, czy powinienem w to wnikać. Ignoruję go zatem, spoglądając na morze z nadzieją, że wypatrzę tam coś ciekawego i najwyraźniej moje modły zostają wysłuchane, bo coś się porusza, zbliżając do brzegu. Podekscytowany obserwuję niezidentyfikowany obiekt, ale gdy okazuje się, że to rzeczywiście monstrum, na które czekałem, cała ta gryfońska odwaga, która w przypadku mojej osoby funkcjonuje tylko na papierze, ze mnie uchodzi, a ja cofam się w stronę bazaltowego klifu, by nykur mnie nie wyczuł. Jest bardzo podobny do kelpie, ale o wiele dostojniejszy i pewnie skusiłby mnie, gdybym się do niego zbliżył, ale im bardziej się oddalam, tym mniej działa na mnie jego urok. Nie baczę jednak na drogę, zbyt oczarowany zwierzęciem, przez co zderzam się z czymś i słyszę brzęk rozbijanego szkła, dzwoniący mi w uszach przez kilka sekund. Wspomnienie butelki rzuconej we mnie przez Nessę rodzi się na nowo, ale nie mam czasu, by się nad tym zastanawiać, bo muszę zareagować na rzeczywistość. A faktem jest, że zderzyłem się z Williamsem, co chyba niezbyt cieszy obydwu z nas. W międzyczasie nykur rezygnuje ze zwiedzania plaży, zanurzając się z powrotem w morskich falach. - Patrz, deklu, nawet na obiad dla potwora się nie nadajesz – mówię do niego, zirytowany, a jednocześnie niezwykle zawiedziony tym, że nie mogę już przyglądać swojemu nowemu obiektowi zainteresowań.
Zdecydowanie wolał gorące klimaty. Wyjątkowo dobrze czuł się w ciepłych krajach. Mimo to cieszył się na ten wyjazd, zwyczajnie lubił podróżować. Niezależnie od celu, to zawsze było jakieś nowe doświadczenie. Miał na sobie kilka grubych warstw i w takim wydaniu dało się wytrzymać nawet te nieznośne minusowe temperatury. Wczytał się w notatkę naprawdę intensywnie, nawet nie zauważył pojawienia się Holdena. W dodatku przez dłuższy czas nie widział stworzenia, któremu chłopak tak dokładnie się przyglądał. Dopiero po paru minutach podniósł głowę i w jednej chwili dostrzegł zarówno gryfona jak i zwierzę, którego w pierwszej chwili nie rozpoznał, ale zdecydowanie wydało mu się niezbyt przyjazne. Prawdę mówiąc nie miał pojęcia jak się zachować i już otwierał usta, żeby skomentować jakoś całą sytuację, kiedy Thatcher wpadł na niego niespodziewanie, depcząc po butelce pod jego nogami. Odsunął się automatycznie i zerknął na wodę, na której widać już było tylko ślad w postaci drobnego zmarszczenia. Przewrócił oczami na komentarz chłopaka. Cóż, pierwsze powitanie w jego stronę mogło być bardziej sympatyczne, ale zawsze mogło też być gorsze. - Moja wina, że masz dwie lewe nogi i nie umiesz zrobić kilku kroków bez tratowania ludzi? - uniósł brew. - Chyba dobrze, że się spłoszył? Chociaż nie twierdzę, że był gorszym towarzystwem od tego, które zostało- dodał, chowając znalezioną notatkę do kieszeni. Miał zamiar zerknąć w nią jeszcze później, teraz nie zdążył się skupić na treści, bo prawie od razu jego spokój został zmącony.
Marjorie schowała zmarznięte dłonie do przeciwdeszczowej kurtki spacerując wzdłuż wybrzeża i podziwiając przepiękne, malownicze widoki islandzkiego klifu. Spokój i cisza wprawiały ją w harmonijny nastrój i cóż poradzić ─ dziewczyna lubiła północne krajobrazy wysp. Pogoda niespecjalnie ją irytowała, bo nie przeszkadzał jej chłód oprócz sinych palców u rąk i rumieńcach na bladej twarzy. Wycieczka na Islandię była czymś w rodzaju odskocznią od bieżących spraw w Anglii, a poza tym, nie mogła odmówić sobie wycieczek po świecie, które bądź co bądź były ciekawe. Nie zdarzało jej się przebywać daleko od domu. Francja była jedynym miejscem, w którym była dalej niż w Hogwarcie, Londynie czy Dolinie Godryka. Dostrzegła w oddali nykura i dwóch chłopaków przyglądających się mu z lekkim zafascynowaniem. Nie słyszała rozmowy, nawet się nie wtrącała, lecz stanęła nieopodal, by obserwować go w akcji i jak znudzony czekaniem na ofiarę powraca do głębin. Uśmiechnęła się lekko i poszła dalej przed siebie, tym razem dalej od wody. Nałożyła kaptur na głowę, ponieważ wiatr był na tyle silny, że zniszczył jej fryzurę, a uszy zrobiły się sine z zimna. Siadła na moment na bazaltowej skałce, po czym wyciągnęła skórzany notes, w którym opisywała przeżyty dzień i możliwe notatki na lekcje. Było to zaskakująco przydatne. Na marginesie zapisała słowo nykur oraz zrobiła coś na kształt ciała potwora. Zamknęła dziennik i schowała do małej torebeczki z naszywkami. Kątem oka obserwowała gryfona i krukona jak się sprzeczają stojąc naprzeciw siebie. Zachichotała pod nosem.
Kostka: 4
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Powinienem był przewidzieć, że ferie w Islandii nie będą tylko wyjazdem rekreacyjnym, ale wręcz walką o przetrwanie, gdzie mam naprawdę dosyć kończenia jako zwierzyna. Z drugiej strony zachowuję się jak miniaturowy piesek, który prowokuje większego, póki jest na smyczy, a po zerwaniu ucieka w popłochu. Ten stan rzeczy się chyba nigdy nie zmieni, nawet w momencie, kiedy go sobie uświadomiłem. - Dwie lewe nogi nie przeszkadzają w chodzeniu – zauważam. – Gorzej jak masz dwie lewe półkule mózgowe. Nie przyznam tego nigdy na głos, ale dzięki obecności tego frajera czuję się jakoś tak swojsko, domowo. Jakbym znów siedział w ławce na zajęciach u Fairwyna, licząc na to, że mnie z nich nie wyrzuci. Teraz pewnie wywaliłby mnie za drzwi, gdyby mnie w nich tylko zobaczył, skoro minęło aż tyle miesięcy mojej nieobecności. - Opowiem ci coś o nim – dodaję, wskazując na kręgi na wodzie, gdzie zanurzył się nykur. – I wtedy stwierdzisz, kto jest lepszym towarzystwem. Gdybyś do niego podszedł dostatecznie blisko, omotałby cię jak śpiew syren, a gdybyś go dotknął, przykleiłbyś się do jego grzbietu, a on wciągnął by się do wody, a następnie pożarł. Podejrzewam, że i tak stwierdzi, że potwór morski nadal jest ciekawszą rozrywką niż konwersacja ze mną, ale skoro już na siebie trafiliśmy, to czuję wielką potrzebę, żeby się trochę pomądrzyć. Może wpoję mu coś do tego zakutego łba, zanim na dobre przepadnie w liścikach miłosnych z butelek. Nie zdziwię się, jak sam wyśle kilka z tęsknoty za szkolną kałamarnicą i naprawdę zaczynam współczuć Fire jego towarzystwa, bo ona – w przeciwieństwie do mnie – tak łatwo się od niego nie odpędzi. Spoglądam na chichoczącą niedaleko dziewczynę i przewracam teatralnie oczami, bo nie wiem, o co jej dokładnie chodzi. Jestem jedynie świadomy, że to koleżanka z klasy i domu Williamsa. Może przeszkadzam im w jakiejś schadzce, na którą tu czekał? Oh, jakoś nie jest mi żal. - Co tam masz? – pytam Krukona, nie mogąc powstrzymać ciekawości, gdy kątem oka widzę, że chowa do kieszeni jakiś pergamin. Czemu nie potrafię się ugryźć w język, kiedy trzeba?
Piękny dzień, by spacerować po bazaltowych klifach! Wyglądały na niebezpieczne dla tych, którzy skakali do wody, a na ich nieszczęście spotkali nykura (właśnie go spotkałam jak wracał z powrotem do głębin). Podobny do potwora z Loch Ness, sporej wielkości morski potwór, który na szczęście nie zaatakował żadnego z obecnych na wybrzeżu. Podoba mi się wycieczka na Islandię, jest tutaj wiele cudownych i ciekawych miejsc, które zamierzam zwiedzić! Ach, cholera, czuję tę morską bryzę w nosie... Jakoś mam wrażenie, że mogłabym tu spędzić długi miesiąc z dala od miejskiego zgiełku, ale to ostatni rok studiów, który chcę skończyć w należyty sposób. Na wybrzeżu spotkałam dwóch chłopaków, którzy raczej przedrzeźniali się, a nie kłócili, ale śmiać mi się chciało, bo podsłuchałam kąśliwe uwagi gryfona do Luke'a, żeby go przestraszyć. Z tego co widzę Luke raczej starał się go ignorować. [...]
Dostrzegła, że Luke chował kawałek pergaminu, jednak szybko została przyłapana przez gryfona, który zareagował przewróceniem oczyma. Wtedy jeszcze bardziej chciało jej się chichotać. Zaczęła powoli wspinać się na skały, powoli stawiając nogi do góry, jednak szybko pożałowała, że ubrała nieodpowiednie buty, abo chociaż w ogóle podjęła się jakiejkolwiek niebezpiecznej czynności. Poczuła, że traci równowagę, gdy przesuwając stopą na kolejną skałę, poślizgnęła się, upadając na piach tyłem. ─ Cholera! ─ jęknęła z bólu. Poczuła jak bolą ją pośladki. Otrzepała się, jednak poczuła mały ból w kostce.
Luke nawet przez chwilę nie myślał o tym wyjeździe jak o rozrywce. Świetnie zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie się dobrze bawić. Jeżeli spotka Fire szybko – to dlatego, że pewnie zrobi mu krzywdę utrudniającą funkcjonowanie, jeżeli późno – wykończy go niepewność i zastanawianie się, kiedy na nią wpadnie. A niezależnie od tego, nawet widok jej z daleka będzie powodował natłok myśli. Dla niego także te ferie stanowiły raczej obóz przetrwania, a nie wyjazd rekreacyjny, chociaż w zupełnie innym sensie. - To wciąż brzmi jak lepsza perspektywa... - powiedział spokojnie, mając ochotę dokończyć to zdanie: „niż ten wyjazd”, ale przerwał jedynie znacząco, dając do zrozumienia, że porównuje to właśnie do tej rozmowy, a nie do ogółu pobytu na Islandii. Po chwili usłyszał śmiech jakiejś blondynki, która chyba też przyszła na mały spacer. Instynktownie się odwrócił, w końcu usłyszał kobiecy głos. Nie spodziewał się jednak, że to na nich skierowana jest jej uwaga. Nie miał pojęcia co ją tak rozbawiło, nawet się nie znali, co Williams z całą pewnością zamierzał nadrobić. Szczególnie, że o ile dobrze kojarzył, była z jego domu, a krukonki darzył wyjątkową sympatią. Głos gryfona w moment sprowadził go na ziemie. W sumie nie miał za wiele do ukrycia, znalazł tę kartkę przed sekundą, a to chyba nie były szczególnie tajne zapiski. - Myślałem, że to jakiś list w butelce, ale to raczej fragment jakichś notatek. Jest kilka zaklęć i instrukcji– podał mu kartkę. Po chwili z kolei to znowu dziewczyna ukradła jego uwagę, kiedy kątem oka dostrzegł jak wspina się na górę. Nie wyglądało to na zbyt rozsądne posunięcie, ale zanim zdążył cokolwiek zasugerować, nieznajoma leżała już na ziemi. Automatycznie do niej podbiegł, chciał pomóc jej wstać, ale w międzyczasie sama się podniosła. - Wszystko w porządku?
Lekko zaskoczyła ją obecność Luke'a bliżej niż sto metrów. Zawsze mijali się w szkole, lecz chłopak nigdy nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. Może tylko podczas lekcji gdy się wymądrzała. Wymieniali się na korytarzach spojrzeniami. Teraz zwróciła na siebie jego uwagę, próbując wspiąć się po klifach. Co też przyszło mi do głowy?, zapytała siebie w myślach. Po prostu chciała zobaczyć to miejsce zasadniczo z góry, z dobrej perspektywy i nawdychać się świeżego powietrza. Pomysł okazał się lekkomyślny. Poczuła lekki ból w dole pleców. ─ Nie, w porządku ─ odpowiedziała ze spokojem ─ dziękuję, że pytasz. Uśmiechnęła się do niego i skinęła głową. Odgarnęła kosmyki złocistych włosów za ucho i otrzepała się z piasku. Odwróciła głowę na pośladki, by sprawdzić czy nie jest mokra. Na jej nieszczęście pojawiła się mokra, mała plamka. Zagryzła wargę, by nie przekląć po raz kolejny w ciągu minuty. Spojrzała ponownie na Krukona i spojrzała mu w oczy. Spodobały jej się oczy Luke'a, które od razu przykuły całą uwagę, przez co rozdziawiła usta, ale nic nie powiedziała. Chwilę potem je zamknęła, bo wzrok padł na Gryfona stojącego nieopodal. ─ A z tobą jest wszystko okej? Masz nietęgą minę, jakbyś naprawdę przejął się tym co ci powiedział tamten koleś ─ zaśmiała się. ─ Nie żebym się wtrącała. Po prostu pytam z ciekawości. Luke najwyraźniej nie był ucieszony obecnością Gryfona, bo wyglądał jakby go co najmniej obraził. Skupienie, zarazem irytacja malowała się na twarzy Luke'a co potęgowało rozbawienie dziewczyny. Miała wrażenie, że to kłótnia małych chłopców, którzy tylko straszyli siebie nawzajem, jakby to była niewinna walka na słowa. Byli zafascynowani nykurem. Schowała swoje rzeczy do torebki, po czym ją zamknęła. Podciągnęła nos, który zrobił się czerwony z zimna wyglądając dostatecznie głupio. Potarła dłonią w sposób w jaki robią to dzieci, a tego nawyku nie mogła pozbyć się z dzieciństwa. Mrugnęła kilkakrotnie oczami.
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Krukoni są zdecydowanie zbyt dziwni i nigdy ich nie rozumiem. Właściwie jedyni, z którymi potrafiłem się kiedykolwiek dogadać, są możliwi do policzenia na palcach jednej ręki, a i tak mi jakieś zostaną. Nic dziwnego, że to jedyny dom, którego nikt nigdy nie brał u mnie pod uwagę. No dobra, na Slytherin sobie nie zasłużyłem, ale Tiara wahała się między Hufflepuffem i Gryffindorem. Co, jeśli jednak wybrałbym Puchonów? Byłbym dziś zupełnie innym człowiekiem, przyzwyczajonym do ciągłego uśmiechania się i przytulania wszystkich wokół? Nie chcę myśleć stereotypowo o borsukach, ale nie pozostawiają mi innej opcji. Unoszę brwi ze zdziwienia, gdy Williams podaje mi kartkę. Nie spodziewałem się tego, naprawdę. Sądziłem, że prędzej każe mi spadać, albo sam sobie pójdzie, niż wręczy mi do ręki swoje znalezisko. Wczytuję się jednak w tekst, chociaż za wiele mi to nie mówi. Może się jednak okaże, że jestem od niego głupszy, co niezbyt mi odpowiada. Już mam coś powiedzieć, gdy ta dziwna dziewczyna spada z klifu, na który nie wiem po jaką cholerę wchodziła, a Krukon od razu do niej biegnie, niczym rycerz na ratunek, czy coś tam. Brakuje im tylko w tym miejscu głowy wiwerny, o której pisałem Cromwellowi w pracy domowej, chociaż nykur też by się nadał. Tylko że nie dam skrzywdzić zwierzaka. - Ten koleś nadal tu jest i wszystko słyszy – zauważam, gdy zbliżam się do Luke’a i jego chyba-dziewczyny, bo ta posyła mu maślane spojrzenia, na co mam ochotę parsknąć śmiechem, ale się powstrzymuję. – Nikt nie umiera? Bo z chęcią bym sobie stąd poszedł – dodaję, wyciągając rękę z pergaminem w stronę Williamsa, żeby odebrał ode mnie ten swój zwitek. Nie jestem rogogonem węgierskim, żeby zaraz trzeba się było bać o tego tu gamonia, więc nie ogarniam, dlaczego dziewczyna patrzy na mnie jak na jakąś wesz. Chociaż nie, w sumie to jestem w stanie to zrozumieć. Zaczyna strasznie wiać, więc naciągam kaptur kurtki na głowę, ale wicher za chwilę zrywa mi go z powrotem na plecy, co niespecjalnie mi się podoba. Wciąż jednak to lepsze niż bycie brudnym od piasku. Albo przemoczonym przez słoną wodę jak ja wczoraj, gdy próbowałem razem z Gabrielle zwiedzić znajdujący się dość niedaleko okręt. Zbyt często ląduję na plażach jak na wielbiciela gór.
Nim zdążyła się zorientować, Gryfon podszedł bliżej, bo akurat nieszczęśliwie dla Marjorie usłyszał niewinną pogawędkę między nią a Lukiem. Wywróciła oczami i ugryzła się wewnątrz policzka. Nie była z siebie dumna, że nazwała go kolesiem, ale raczej nie znała jego imienia, więc wolała posłać mu ironiczny uśmiech, a potem przewrócić oczami w taki sposób, jakby miały zaraz odpaść. Nawet nie raczyła go przeprosić. Nie czuła się winna, że uraziła dumę egocentrycznego chłopaka, który nawet nie wydawał się specjalnie miły dla Luke'a. Założyła ręce na piersi i wyszła przed Lukiem, lekko trąciwszy go w ramię. Chciała przedstawić się chłopakowi, którego ton w ogóle jej się nie spodobał, a czego bardzo nie lubiła to sarkastycznych dupków, którzy myśleli, że cały świat wydawał się dla nich obcy, a oni robili z siebie wyjątki. Zmierzyła go wzrokiem, a po chwili poczuła lekki ból w kostce. Zignorowała to, choć gołym okiem mogli dostrzec, że dziewczyna ją zwichnęła. ─ Nikt na twoje nieszczęście nie umiera, ale skoro zależy ci na rozrywce to ci ją zapewnię ─ odpowiedziała z niechęcią w głosie ─ i jestem bardzo ucieszona faktem, że masz dobry słuch, więc słuchaj uważnie co ci teraz powiem. Marjorie palcem wskazującym odepchnęła bruneta kładąc mu palec na środku klatki piersiowej. Poczuła zastrzyk adrenaliny, gdy to zrobiła. Niemal jak wtedy, gdy rzuciła się z zemsty na koleżankę z Hogwartu i pierwszy raz komukolwiek się sprzeciwiła. To był ten drugi raz, a wystarczyło tknąć go w dość niewinny, acz w taki sposób, że chłopak mógł poczuć się urażony. Był wyższy od niej, czuła się przy nim mała, ale jakoś jej to kompletnie nie przeszkadzało. Zamrugała kilkakrotnie oczami. ─ Słyszałam twoje złośliwe komentarze i raczyłabym spuścić z tonu. Irytujesz mnie, a nie warto mnie denerwować. I przestań się głupio śmiać jak duże dziecko! Zobaczyła, że Gryfon nie bardzo przejmował się zirytowaną blondynką, której kompletnie nie znał, a w dodatku broniła kogoś kogo z pewnością nie darzył sympatią. Marjorie jakby dym leciał z nosa, jakby chłopak działał na nią jak czerwona płachta na byka. Pociemniały jej oczy, aczkolwiek cofnęła się o dwa kroki.
Luke był w zasadzie wyjątkowo cierpliwą osobą. Wszystko przyjmował na chłodno (dopóki w grę nie wchodziła Fire) i często sytuację, którym towarzyszyło wiele emocji po prostu obserwował z lekkim rozbawieniem i dopóki nie dochodziło do rękoczynów, kończyło się na zwykłej ciekawości z jego strony. Z zaskoczeniem przyjął fakt, że nieznajoma krukonka tak nagle i gwałtownie stanęła w jego obronie. Szczególnie, że chodziło tylko o jakąś głupią wymianę zdań z Holdenem, którą przed wyjazdem traktował raczej jako codzienność, na pewno nic nadzwyczajnego. W dodatku dzisiaj wydawało mu się, że byli dla siebie względnie mili. Widocznie Marjorie nie znając ich, odniosła inne wrażenie i poczuła potrzebę zareagowania. Kiwnął głową w odpowiedzi na pytanie, czy było z nim wszystko okej. Właściwie to kompletnie nie było, ale nie miało to w żadnym stopniu związku z czymkolwiek co działo się na tym klifie. Wolał nie odbiegać myślami w inne miejsca, bo wtedy ta odpowiedź z całą pewnością byłaby kłamstwem. - Spokojnie, jeszcze nie oszalałem, żeby przejmować się Thatcherem. Na pewno nic ci nie jest? Upadek wyglądał na bolesny. Po co w ogóle sama sobie urządzasz takie wspinaczki? To się może źle skończyć - pokręcił głową. Trochę rozbawiły go słowa dziewczyny w kierunku gryfona, głównie dlatego, że zdawał sobie sprawę, że tamten prawdopodobnie zbędzie ją śmiechem i nie przejmie się tym specjalnie. Nie zamierzał jednak tego bezpośrednio komentować, na szczęście nie musiał. Miał tylko nadzieje, że gryfon ugryzie się w język i mimo wszystko nie powie ani nie zrobi nic co by sprawiło realną przykrość krukonce. Niezależnie od wszystkiego - Luke zawsze stanąłby po stronie kobiety. Nawet gdyby nie miała racji. To było chyba jego największe przekleństwo.
Marjorie zmrużyła oczy, po czym zwróciła się z powrotem do Luke'a. Teoretycznie rzecz biorąc może przesadziła, ale nie zamierzała się przyznać i przeprosić Thatchera. I tak nic by jej to nie dało. Jak grochem o ścianę z takimi, przyznała w myślach. ─ Chciałam wejść wyżej i zobaczyć to miejsce z nieco innej perspektywy. Źle stanęłam na skale i upadłam ─ odpowiedziała grzecznie. Miała ochotę jednak wywrócić oczami, bo Luke zaczął mówić jak jej matka. I zrobiła to raczej niecelowo ─ ale zrobiła ─ co zauważył Thatcher. Może nie taki był zamiar. Nagle zaczęła żałować, że w ogóle wspomniała o Gryfonie, bo może wtedy raczej nie zwróciłby jej uwagi i nie podszedłby tu bezsensu. Westchnęła głośno, rozglądając się dokoła. ─ Chyba już pójdę, bo jest coraz chłodniej ─ dodała po chwili. ─ A ciebie Thatcher, mam nadzieję zje ten cholerny nykur. Drugie zdanie wypowiedziała nieco ciszej i poszła w drugą stronę. Przeszła kawałek i odwróciła się, żeby pomachać Luke'owi na pożegnanie. Zastanawiała się czemu jeszcze tam stoi, skoro rzekomo się darzą siebie pozytywnymi uczuciami. Nie czuła większej potrzeby, by tam stać i czuć tę napiętą atmosferę między nimi. Idąc dalej, Marjorie skupiła się na ciepłej, wiśniowej herbacie, którą chciałaby wypić, zaczytawszy się książką z historii i przede wszystkim będąc pod ciepłym kocem.
/zt
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Nie nazwałbym się egocentrycznym, chociaż sarkastyczny dupek czasem do mnie pasuje. Zakładanie jednak z góry, że moje nastawienie do Luke’a jest wywołane jedynie widzimisię, nieco mi jednak ubliża. Miałem swoje powody, by go znielubić po lekcji u Fairwyna i przez moment martwić się o Fire, chociaż mogę się domyślać, że poradziła sobie z problemem bezbłędnie, lub też miała o wiele bardziej uzdolnione ode mnie wsparcie. Równie dobrze mogło też do niczego nie dojść, ale zawsze lepiej dmuchać na zimne, a zabawa z Amortencją nigdy nie wydawała mi się dobrym pomysłem, więc w ogóle rozważanie takiego planu po prostu ssie. - Nie mogę się doczekać – stwierdzam, krzyżując ręce na piersi, bo dziewczyna zaczyna mnie irytować. Pytałem o umieranie, bo w razie czego zawsze mógłbym się zlitować i rzucić jakieś zaklęcie, bo wątpię, żeby Williams parał się uzdrawianiem. Dziewczyna jednak widocznie nie zasługuje na pomoc i wcale jej nie oczekuje, wyrzucając tu swoje frustracje. Blondynka zbliża się do mnie, wwiercając mi palec między żebra, w podobny sposób, jak to zawsze robi Nessa, ale w tym wypadku jednak niespecjalnie mi to odpowiada, więc strącam jej dłoń. Ledwie powstrzymuję się od śmiechu, słysząc te wydumane groźby i spoglądam zza niej na Krukona, żeby przekonać się, jaką ma w tym momencie minę, skoro jakaś laska broni go wbrew jego woli przed… w sumie całkiem zwyczajną konwersacją. Chyba musiała uderzyć się w głowę. - Widzisz, jestem niegroźny – stwierdzam, szczerząc się i wciskam ręce w kieszenie. Mimo że mam na sobie żółte rękawiczki, które dostałem od Gabrielle, nadal jest mi jednak trochę za zimno.- Tak, tak, idź być groźna gdzie indziej, bo póki co odstraszasz nykura – dodaję, gdy dziewczyna uznaje, że jednak się stąd ulotni, mimo że w całej swej głupocie chyba zapomniała, że ma skręconą kostkę. W całej tej sytuacji chyba najbardziej żal mi nieszczęsnego morskiego potwora, którego obraziła, chociaż nic jej nie zrobił. Poza tym raczej nie gustuje w kościach, więc prędzej pożarłby Williamsa. - Ona tak zawsze? – pytam, gdy znika w oddali, patrząc na Luke’a z uniesionymi brwiami. – Ewidentnie powinieneś zaprowadzić ją do specjalisty. Nie wiedzieć czemu, jest w ciebie zapatrzona, to może by się posłuchała. Mniejsza szkoda dla środowiska, czy coś. Wzruszam ramionami, zastanawiając się nad pójściem sobie z tego miejsca, ale z drugiej strony Krukon może pobiegnie za swoją dziewczyną, czy kim ona tam dla niego jest, a ja będę mógł w spokoju poczekać na powrót nykura. Albo poszukać jakichś innych stworzeń, skoro jakimś cudem w nocy znaleźliśmy tu nawet szczuroszczeta.
Luke'a mina wyrażała nie mniejsze niezrozumienie niż to, które prawdopodobnie czuł Holden. W sumie uznał za całkiem urocze, że jakaś kompletnie obca laska tak twardo staje w jego obronie. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, czy to nie po prostu jakaś znajoma Holdena, która za nim niespecjalnie przepada (co potrafił sobie wyobrazić), ale potem zreflektował się, że mówiła o nim raczej jak o obcym. Przynajmniej na początku, potem już zwróciła się do niego po nazwisku, więc trudno było bezpośrednio ocenić sytuacje. To miałoby sporo sensu, przed swoim wrogiem można było chyba obronić nawet przypadkowego człowieka na ulicy. To zawsze sprawiało jakiś tam rodzaj satysfakcji i poczucie solidarności. Ich dalsza wymiana zdań tylko utwierdza go w przypuszczeniach i pokręcił jedynie głową. Prawdę mówiąc zachowanie dziewczyny tylko w ten sposób się dało logicznie uzasadnić. - Merlinie, Thatcher, potrafisz każdego wystraszyć - powiedział mniej więcej w tym samym momencie, kiedy chłopak zasugerował mu znajomość z krukonką. Cóż, chyba oboje jakoś opacznie zrozumieli sytuację. - Nie wiem, czy zawsze, bo pierwszy raz widzę ją na oczy. Zgaduje, że to ty musiałeś już ją kiedyś wkurzyć. Skoro w niej obudziłeś takie negatywne emocje, to teraz sam się tym zajmij, a nie zwalasz na innych - przewrócił oczami. - Widocznie mam w sobie nieodparty urok którego nie dostrzegasz. Nie, żeby to była jakaś strata - dodał jeszcze. Ruszać za dziewczyną nie planował, ale mógł iść do siebie, albo w jakiekolwiek inne miejsce, spotkać innych ludzi. Z jakiegoś powodu jednak nie spieszyło mu się do tego. Holden nie był wymarzonym towarzyszem, ale w porównaniu do tego co mogło go jeszcze tego dnia czekać, rozmowa z nim wydawała się być wybitnie relaksująca.
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
- Uważasz, że jestem przerażający? - pytam zdziwiony, mając ochotę dodać, żeby spojrzał na siebie, ale jako że to obelga godna przedszkolaka, gryzę się w język. Nigdy do końca nie rozumiałem tego człowieka i chyba już na to za późno, chociaż w porównaniu z tą dziwną blondynką z Ravenclawu, Williams jest nawet całkiem... okej? Nie powiem tego jednak na głos, a już na pewno nie prosto w oczy Krukonowi, bo jeszcze by się za bardzo napuszył. Albo wpadł w narcyzm godny Heaven Dear. - Czym ją miałem wkurzyć? Też ją pierwszy raz na oczy widziałem. Czy my się przypadkiem nie naćpaliśmy tego samego? Może ona wcale nie istnieje, skoro żaden z nas jej wcześniej nie widział, a zaraz kończymy szkołę - zauważam, trochę się niepokojąc i szukając w głowie wspomnienia, w którym brałbym coś pobudzającego. Albo halucynogennego. Nic takiego nie znajduję poza zbyt dużym stężeniem jodu w powietrzu, więc niby mogę odetchnąć z ulgą, ale jednak nadal coś mi nie gra. - Sugerujesz, że powinienem cię zaprosić na randkę? - pytam, siląc się na poważny ton, chociaż żartuję. Ledwie powstrzymuję się przed tym, żeby się nie roześmiać i pewnie to po mnie widać, ale i tak nie wybucham śmiechem. Nie wiem, jak długo tak wytrzymam. Pewnie tylko do odpowiedzi Williamsa, ale zawsze to jakieś wyjście. Poza tym chyba wolałbym wyjść gdziekolwiek z nim, niż z tą całą jego chyba-jednak-nie-dziewczyną.