Caidenowi trudno było nawet wyobrażać sobie coś takiego, jak wyjazd na wakacje w męskim towarzystwie. Charlie, z którym znalazł wspólny język pracując razem z nim w restauracji (co zresztą traktował tylko tymczasowo...), mógł być przez niego uznany za pierwszego kumpla od lat, a być może i w całym życiu. Wzbudzał w nim raczej pozytywne odczucia, lubił sobie z nim od czasu do czasu pogadać, choć... nadal nie przestał być Caidenem Shercliffem. Nie znał Charliego aż tak dobrze, żeby mógł stwierdzić co chłopak wyobraża sobie odnośnie tego wypadu - być może chce tu z nim spędzić całe dwa tygodnie pozostałe do końca wakacji na imprezowaniu, wspólnych wypadach na miasto czy wędrówkach górskich. Bo jeśli tak, może go spotkać zawód... Ślizgon oczywiście nie zamierzał mu niczego zabraniać, bo nie miał ani takiej władzy, ani nawet potrzeby, w końcu to był też jego czas, ale w większości przypadków Charlie będzie musiał radzić sobie sam. On myślał przede wszystkim o obserwacji fauny, niezwykle bogatej w tej części świata. No, chyba, że kolega będzie chciał mu w tym towarzyszyć, ale to może być nieco problematyczne. Po pierwsze, Caidenowi trudno było wyobrazić sobie wspólną wyprawę badawczą z kimś, kto nie ma pojęcia o magicznych stworzeniach - tylko by mu przeszkadzał. Po drugie, Charlie, najprawdopodobniej, zanudziłby się przy nim na śmierć. I to nie tak, że nie zamierzał w ogóle spędzać czasu z drugim Ślizgonem, tylko... ten czas może być dość mocno ograniczony. - Ty rządzisz w kuchni, Charlie! - odpowiedział koledze, wrzucając swoją torbę na łóżko i zaczynając się rozpakowywać. Musiał się upewnić, że zabrał ze sobą cały sprzęt, który będzie mu potrzebny w czasie wędrówek: namiot, opatrzony zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym plecak, aparat fotograficzny, sprzęt do wędrówek górskich, pióra i notatniki - niczego nie mogło zabraknąć. Choć mogłoby się wydawać nieco dziwnym sprawdzanie takich rzeczy na miejscu, bo przecież jeśli ich nie zabrał, to i tak nic mu już tego nie da. Dopóki jednak byli w mieście, mógł co nieco dokupić. - Co, przed śniadaniem? - chwycił butelkę z piwem od Charliego, ale on wypił tylko małego łyczka. - Chyba powoli robi się z ciebie mały alkoholik... - fakt, że Caiden z kimś żartował, był ewidentną oznaką sympatii i to bardzo dużej, jaką darzył danego człowieka. W innych okolicznościach nie był zbyt rozmownym typem, a tym bardziej skłonnym do żartów. Zwykle podchodził do ludzi z dość sporymi rezerwami emocjonalnymi, zachowując dystans i chłodną obojętność. Nie to, żeby nie lubił innych z góry, po prostu... nie był zbyt towarzyskim człowiekiem, a ludzie zazwyczaj go irytowali. Był introwertykiem, wolał spędzać czas samemu, co najwyżej od czasu do czasu siadając przy kimś innym i tocząc rozmowę na różne mniej lub bardziej emocjonujące tematy. Ale z Charliem było... trochę inaczej. Jego otwartość, choć na początku Caidena nieco odstraszała, z czasem przerodziła się w świadomość tego, że jego to człowiek, z którym można przeprowadzić szczerą, męską rozmowę. Nie wiedział, co z tego wyjdzie, ale jak na chwilę obecną odczuwał coś, co go do tego chłopaka ciągnęło. Nie w sensie fizycznym oczywiście, pod tym względem Caiden był osobą w stu procentach heteroseksualną i w życiu nie przeszłoby mu przez myśl jakiekolwiek fizyczne zbliżenie z mężczyzną. Jeśli chodzi o takie kontakty, zdarzył mu się już kiedyś trójkąt w układzie MMK, ale był to akt jego desperacji po trzech tygodniach spędzonych na odludziu, w Górach Skalistych, po którym to okresie przydarzyła mu się okazja - udał się do pubu, w którym spotkał jakąś Irlandkę. Jego libido nie dawało mu już żyć, więc musiał ją posiąść, niezależnie od tego jakich środków musiałby do tego użyć, nawet jeśli musiałby wykorzystać magię do okiełznania tej mugolskiej bądź co bądź dziewczyny. Ta jednak okazała się bardzo skora do współpracy, nawet wyznała mu wtedy swoją największą fantazję seksualną - chciałaby być w trójkącie, w którym z jednej strony byłaby penetrowana analnie, a z drugiej zaspokajała drugiego mężczyznę ustami. Zdesperowany Caiden przystał na taki układ, samemu zajmując wtedy miejsce z przodu dziewczyny, ale z mężczyzną żadnego fizycznego kontaktu nie miał, ani wtedy, ani nigdy. Ale tu nie o to chodziło. Charlie wzbudzał w nim coś, co można by było nazwać zaufaniem. Pewnie nie zwierzałby mu się ze swoich sekretów czy problemów, ale z całą pewnością mógłby powiedzieć mu o wielu rzeczach, przedyskutować z nim wiele spraw - takich, których nie omawiałby z byle kim. Albo nawet i mogliby spędzać ze sobą czas na całkowitym luzie, co być może też było potrzebne, choć tu Caiden rzadko kiedy bywał wdzięcznym partnerem do takiej formy spędzania czasu. Jednak raz na jakiś czas mogli wyskoczyć do jakiegoś baru czy na dziewczyny... - Niezłe to piwo... - powiedział w końcu, przeszukując kuchenne szafki i rozeznając się w ich zawartości. Nigdzie nie mógł znaleźć talerzy. - Skąd je wziąłeś? To jakieś lokalne? Czy nasze, angielskie? Swoją drogą, tu, na Islandii, większość alkoholi ma taką moc, że jeden łyk powaliłby na kolana ciebie i mnie... Nie nawykliśmy to takich mocnych skurwysyństw, ale Skandynawowie... - w końcu wypatrzył talerze, choć większość z nich trzeba było ponaprawiać magią, bo poprzedni goście najwidoczniej nie obchodzili się z nimi zbyt rozsądnie (albo po prostu jakieś stare małżeństwo się kłóciło...), a stary Olav, który był właścicielem tego pensjonatu, miał to wszystko w nosie... Dziwny to był człowiek. Ważył ze sto pięćdziesiąt kilo i był strasznym dziwakiem. Pomimo tego już dość dojrzałego, jakby się mogło wydawać, wieku, cały czas mieszkał ze swoją matką, nie mniejszą zresztą dziwaczką, niż on sam. Mógłby uchodzić za charłaka, bo w dziedzinie magii był kompletnym beztalenciem, ale jednak jakimś cudem musiał utrzymywać ten pensjonat w znośnym stanie. Uwielbiał grzebać w śmieciach, z których wyciągał te, jak by się wydawało, najbardziej bezużyteczne z nich wszystkich, jak stare buty czy puste puszki po piwie, po czym robił z nich zabawki dla jednej dziewczynki, która tu od czasu do czasu przychodziła. Strasznie śmierdział i prawie w ogóle nic nie mówił, ale to akurat Caidenowi bardzo odpowiadało, bo trzymał się z daleka i załatwiał z nim tylko czynsz. Teraz wpuścił ich tu za pół darmo, bo miał u Caidena dług wdzięczności - otóż ojciec owej dziewczynki oskarżył Olava przed mugolską policją o pedofilię, a Ślizgon wyciągnął go z opresji. Wyszło to tak naprawdę przez przypadek, bo nie znajdując starego, mała przyszła akurat do niego i przez to nie mieli mu czego udowodnić, ale ten i tak okazał mu w ten sposób swoją wdzięczność, czego Caiden nie mógł nie wykorzystać... Kiedy już ponaprawiał talerze, nakrył do stołu i usiadł przy nim czekając, aż Charlie skończy z przygotowywaniem śniadania. - Główne szlaki i leża niezwykłych stworzeń - owszem, w miarę przynajmniej - odparł trochę zmęczonym głosem. Po śniadaniu pewnie będzie musiał zrobić sobie drzemkę, tak z godzinę czy dwie. Większość ostatniej nocy spędził na przygotowywaniu się do wyprawy, wyjechali też bardzo wcześnie, więc spał niewiele. - Ale jeśli mówisz o pubach i miejscach do imprezowania, to raczej cię zawiodę... Ale na pewno i w tej kwestii coś się znajdzie. Tylko się nie zdziw, jak jakaś laska zacznie cię podrywać, będzie chciała stawiać ci drinki czy sama zapraszać cię na randki - Skandynawki już takie są... - przypomniał sobie jak sam przeżył lekki szok po tym, jak jakaś dziewczyna przysiadła się do niego w barze i sama wychodziła z inicjatywą będąc tak pewna siebie, że niejeden facet by jej pozazdrościł. Później dopiero dowiedział się, że w tych stronach jest to całkowicie normalne... |