Jasnowidzaca
- Xymerio, coś ty zrobiła? - krzyknęła zdenerwowana kobieta zajmująca się porodem. - Na Merlina, zabijesz siebie i dziecko!
- Muszę... Muszę urodzić teraz AAAH! Musi być dwa i siedem, musi być dwa i siedem... Wtedy AAAH! Będzie czterdzieści cztery...
- Nie będzie nic jak zginiecie obie!
Rodząca krzyknęła z boleści, prąc z całych sił i niedługo później dziecko przyszło na świat. Chwilę potem zegar głośnymi uderzeniami zaczął wybijać północ.
* * *
- Skrzywdziłaś to dziecko. Ascendent w Raku, też coś! Tylko na te swoje liczby patrzysz. Od lat ci powtarzam, planety się liczą! Powinnaś ją urodzić wtedy, kiedy był jej czas.
Xanthippe przyglądała się swojej wnuczce z wielką uwagą. Dziewczynka właśnie wdała się w zaciętą kłótnię ze starszą siostrą, po tym jak ta zlekceważyła jej prośbę. Babcia prychnęła.
- Księżyc w Baranie, od razu widać. Będzie umiała o siebie zawalczyć. No, chyba, że Rak weźmie górę. I to będzie twoja wina, Xymerio.
- Dałam jej więcej niż te twoje planety, mamo. Masz pojęcie jak niewiele jest czterdziestek czwórek? Zwiększyłam jej szanse na Dar, tylko czekać aż się ujawni! Sama dobrze wiesz, że ostatnia jasnowidząca z naszej rodziny też była liczbą mistrzowską. A to tylko odrobina naparu, który przyspieszył poród...
* * *
- Dzisiaj będziemy szukać cykuty - szepnęła Xanthea do kuzynki.
- Skąd wiesz...?
- Dzisiaj będziemy szukać cykuty! - poinformowała głośno idąca parę metrów od nich matka. Szły przez las w dość sporym gronie i jak to zwykle bywało w tej rodzinie, uczyły się o roślinach.
- Będziemy jej szukać nad rzeką - szepnęła znowu dziewczynka.
- Przestań, to wkurza!
- Będziemy jej szukać nad rzeką, bo mokradła jeszcze są zbyt... Czy ja wam przypadkiem nie przeszkadzam?
Obie natychmiast umilkły i wbiły wzrok w ziemię. Władcza aura kobiety była wręcz miażdżąca, żadna z dziewczynek nie śmiała się jej sprzeciwiać.
- Może się podzielicie z pozostałymi co takiego było ważniejsze od tego, co mówiłam? Myślicie, że to zabawa? Cykuta jest bardzo trującą rośliną i musicie wiedzieć, jak ją rozpoznawać.
- A-ale... - bąknęła Xanthea.
- Nie interesuje mnie "ale".
- Ale ona właśnie mówiła wszystko co ty, ciociu, tylko chwilę wcześniej! - wypaliła kuzynka, zaraz potem płonąc czerwienią, przerażona własnym postępkiem. Ale z twarzy Xymerii Grey ku zaskoczeniu dziewcząt zniknął gniew.
- A więc zaczęło się!
* * *
Jej Dar nie był silny, przynajmniej w dzieciństwie. Główny problem polegał na tym, że musiał zadziałać sam. Xanthea nie była zdolna samodzielnie do niego sięgnąć. Przez to nie była świadoma nadchodzących niezapowiedzianych kartkówek, ale jeśli nauczyciel niespodziewanie wyrwał ją do odpowiedzi, Dar czasem podsuwał jej drobne wskazówki z przyszłości. Podobnie na eliksirach. Czasem chwilę przed dorzuceniem niewłaściwego składnika przychodziła wizja eksplozji, co pomagało jej uchronić się przed pomyłką, jednak dotyczyło to tylko pojedynczych sytuacji. Do pełnego sukcesu potrzebna była już jej własna wiedza. Z kolei w relacjach międzyludzkich przydatność wizji kulała przez jej brak doświadczenia. Czasem Dar podpowiadał jej, co lubi dana osoba, jednak Xan nie potrafiła tego wykorzystywać do niczego prócz wywarcia dobrego pierwszego wrażenia. Dopiero Xaylah zaczęła ją uczyć, jak lepiej użyć tej wiedzy.
Z biegiem lat talent Xanthei rozwijał się coraz mocniej, a szczególny udział miała w tym ukochana, którą zdolności te niezwykle fascynowały. To ona nalegała, by kuzynka starała się samodzielnie sięgać do przyszłości, zamiast biernie czekać na jej łaskawe nadejście. Z początku dziewczyna była do tego nastawiona sceptycznie, postrzegając Dar bardziej jak siłę z zewnątrz, niż jako własną moc, jednak uległa uporowi Xaylah. A ta wzbijała się na wyżyny kreatywności, by pomóc ukochanej w ćwiczeniach. Na początku były to drobiazgi pokroju przewidywania jaki przedmiot kuzynka wyciągnie zaraz zza pleców, przepowiadania, kogo spotkają za zakrętem czy odgadywania słów, które dopiero po chwili miały zostać zapisane na kartkach. Szło to bardzo mozolnie i nie zapowiadało się na sukces, kiedy niespodziewanie podczas jednej z nocnych schadzek kuzynki odkryły swego rodzaju zależność.
Krótko po osiągnięciu spełnienia Xanthea była zdolna do sięgania w przyszłość z własnej woli i przyglądania się poszczególnym szczegółom. Nie miała jednak pełnej kontroli. Raz była do tego zdolna dłużej, raz krócej i zawsze dotyczyło to czegoś względnie bliskiego. Będąc wspólnie w szkole, dziewczyny nie zdążyły dociec przyczyny takiego zjawiska, a później wraz z rozłąką nastąpił swego rodzaju impas w rozwoju niezwykłego talentu, tym bardziej, że Xan przestała wierzyć w jego przydatność. Wiązało się to przede wszystkim z tym, że odleglejsze wizje przychodziły w sposób niekontrolowany, były dużo bardziej mętne i często nieokreślone w czasie, a w dodatku najczęściej pojawiały się w nocy, łatwo więc było pomylić je z marzeniami sennymi. I tak właśnie karmiona obrazami bliskości z Xaylah i wspólnego szczęścia Xanthea nie spodziewała się, że mają one się ziścić dopiero za kilka lat, a gdy rozłąka stała się bardziej oficjalna, nieszczęśliwe dziewczę nie wierzyło już, że były one czymś więcej niż słodkim snem.
Najsilniejszy rozwój umiejętności Xanthei przypadał na czas ponownego połączenia się kuzynek i wspólnej ich pracy nad jej talentem. Dzięki Xaylach, w efekcie licznych eksperymentów, kobiety zrozumiały, że sednem kontroli był wewnętrzny spokój i rozluźnienie, do których można było dojść na wiele sposobów, nie tylko przez bliskość fizyczną (choć była to zwykle forma najefektywniejsza). Była to zarówno dobra wiadomość jak i zła, ponieważ jak większość Greyów Xan była typem impulsywnym i dość łatwo było wyprowadzić ją z równowagi. Na nieszczęście dla niej zarówno jasnowidzenie, jak i przemytniczy fach, niosły za sobą konieczność panowania nad emocjami, dlatego właśnie nauką samokontroli kuzynki zajmowały się najintensywniej.
Dzięki coraz liczniejszym sukcesom, które w wyniku ciężkiej pracy osiągała Xanthea, Dar zaczął przynosić wymierne korzyści. Szczególnie przydawał się on w sytuacjach zawodowych, gdzie zdarzało się, że właśnie na wizji opierało się powodzenie danego przedsięwzięcia. Dzięki talentowi Xanthei kobiety nie raz były przygotowane na nadchodzące kłopoty, choć w licznych pozostałych przypadkach musiały ratować się doświadczeniem Xaylah oraz jej zaradnością. To z resztą było przyczyną największych frustracji Xan. Czuła, że jej zdolność jest zawodna, a błędnie zinterpretowana wizja mogła przynieść więcej szkody, niż pożytku. I jak się okazało, to właśnie wizja wywołała konflikt między kuzynkami, będąc bezpośrednią przyczyną ich rozstania.
* * *
- Xan - zamruczała Xaylah, przyciągając do siebie ukochaną i nakryła je obie kołdrą. - Xan, proooszę...
- Słońce, mówiłam przecież - odparła bardzo leniwie młodsza z kuzynek, wtulając się w starszą. - Im dalej patrzę, tym mniej widzę. Nie umiem spojrzeć dalej niż na dwa dni wprzód.
- Już parę razy ci się udało. A wiesz... - uśmiechnęła się zadziornie, patrząc w wielkie oczy kochanki. - Bardziej rozluźniona już nie będziesz. Chyba że potrzebujesz powtórki...?
I drocząc się z Xan przeturlała się na nią, od razu przechodząc do drapieżnego pocałunku, który przesunął się na szyję, na obojczyk i stopniowo coraz bardziej w dół.
- Xaaay - jęknęła Xanthea, dłońmi powstrzymując kochankę. - Nie mam już sił, wykończyłaś mnie...
- Bardzo dobrze. To teraz bądź grzeczną dziewczynką i sprawdź, czy nasz przemyt stulecia napotka jakieś trudności.
- Jesteś nieznośna - stwierdziła Xan pieszczotliwie, przyciągając kuzynkę do czułego, pełnego miłości pocałunku, a gdy go zakończyły, westchnęła. - Kocham cię, Xay. To mi daje taki spokój, że czuję, jakbym mogła osiągnąć wszystko.
I wtedy zamknęła oczy, rozluźniła ciało i biorąc powolny, głęboki wdech sięgnęła do przyszłości.
* * *
Najpierw zobaczyła Xaylach, niedaleko przybytku, w którym obecnie się stołowały. Szła do mężczyzny, który był jednym z głównych ogniw planu, który opracowywały blisko pół roku. Wszystko było wyraziste jak nigdy, tak że Xanthea mogła dostrzec nawet datę na trzymanej przez ukochaną gazecie. Ah, udało jej się sięgnąć aż cztery dni wprzód! To było niebywałe osiągnięcie.
- A ta twoja cizia gdzie? - usłyszała głos mężczyzny.
- Nie ma. - burknęła Xaylah. - I nie będzie. Wizja zafalowała od niepokoju, który momentalnie nawiedził Xan. Kobieta jednak nie dawała za wygraną i mając w pamięci liczne godziny ćwiczeń, wzięła kolejny wdech i znów się odprężyła. Obraz wrócił, choć nie był już tak ostry, jak wcześniej, a wypowiedzi jakby słyszane zza ściany.
- Jej dar miał być kluczowy.
- Zapomnij, poradzimy sobie bez niej.
- Szlag by to, tyle pracy w piach...
- Niczego nie odwołujemy, miałam scenariusz na tę okoliczność.
- Te, a ty przypadkiem jej nie lubiłaś? Tak wiesz... Nie mówiłaś, że "razem albo wcale"?
Rozległo się prychnięcie.
- Żartujesz? Jest warta tyle, co jej dar. Czyli jak widać... bezużyteczna...A potem wszystko się urwało. Kobieta nie potrafiła dłużej trzymać emocji na wodzy.
* * *
Xanthea miała wiele czasu, żeby przemyśleć dokładnie pamiętną wizję na wszelkie sposoby. Kiedy emocje opadły, kobieta zrozumiała, że wpadła w pułapkę samospełniającej się przepowiedni. Znała Xaylah i wiedziała, że po słowach które wtedy padły, przez buzujące emocje mogła zachować się tak, jak widziała w wizji i nie było w tym zbyt wiele czyjejś winy. Mimo to duma Greyów nie pozwalała żadnej z nich wyciągnąć do drugiej ręki i tym sposobem rozpoczął się czas, w którym rozwijaniem Daru Xanthea musiała zająć się bez pomocy ukochanej. W czasie studiów miała na to względnie dużo czasu, ale ponieważ długo pozostawała w silnym wzburzeniu, dość spory okres początkowy poświęcić musiała na doprowadzenie się do jako takiej formy sprzed rozstania.
Postępy były bardzo powolne, a klarowności pamiętnej wizji nie udało jej się już powtórzyć, jednak mając tyle czasu dla siebie mogła lepiej się przyjrzeć naturze swojej zdolności. Przede wszystkim poznała nowe ograniczenie, jakim było zmęczenie. Im dalej i dokładniej chciała spojrzeć, tym bardziej ją to wyczerpywało, a jeśli coś w wizji ją poruszyło, miała problem z jej utrzymaniem, co generowało kolejny wysiłek natury psychicznej i dekoncentrację. Ponad to bez ciągłej presji ze strony Xaylah, Xan mniej była skłonna do walki z własnym zmęczeniem. Nie zaniechała samodzielnego spoglądania w przyszłość, jednak przyjrzała się na nowo wizjom samoistnym, doceniając ich wartość.
Było w nich coś bardziej naturalnego. Stanowiły podpowiedzi, wskazówki, ale wymagały o wiele większego zdania się na intuicję, niż na suche fakty, przez co były mniej pewne. Ich zaleta polegała na tym, że wykraczały poza własne umiejętności Xaylah, jednak okupione było to mniejszą dokładnością i olbrzymią, graniczącą z niemożliwym trudnością w sięganiu po potrzebne szczegóły. Dodatkowym problemem było to, że wizje te zwykle przychodziły w snach i kobieta miała jeszcze długą drogę przed sobą, by nauczyć się co jest przepowiednią, a co marzeniem. I to był główny powód, dla którego mimo wszystko najwięcej pracy poświęcała wizjom kontrolowanym, z czasem wypracowując sobie w nich pewien system.
Wiedziała, że wysiłkowo absolutnie nie może sobie pozwolić na dokładne monitorowanie przyszłości, jednak znała już swoje granice i mogła się do nich dostosować. Xanthea chcąc uzyskiwać szczegółowe informacje nie mogła sięgać do przyszłości więcej niż kilka razy w ciągu dnia, zakładając, że sięgała do wydarzeń z najbliższej doby. Jeśli chciała zobaczyć coś dalszego, liczba możliwych wizji lub ich szczegółowość malała, dlatego kobieta ograniczała się w nich do bardzo pobieżnego przeglądu nadchodzącego dnia. Miało to na celu wyłapanie jakiś ważniejszych wydarzeń, zwykle zagrożeń, choć bez większych szczegółów. No i nie oznaczało to, że Xanthea widziała wszystkie kłopoty, jakie mogły na nią spaść. "Jasnowidząca" nie równała się z "wszechwiedzącą" i "nieomylną", z czego kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, dlatego na wszystkie wizje brała poprawkę, starając się być gotową na inne możliwości. I słusznie, bo w jej nieprzewidywalnym fachu zdarzały się sytuacje, w których wszystko szło dokładnie odwrotnie, niż sugerowała wizja.
Dodatkowym ograniczeniem była jeszcze jedna istotna sprawa. Xanthea naprawdę rzadko starała się spojrzeć w przyszłość innych, skupiając się zwykle na sobie, dlatego też ten rodzaj wizji przychodził jej z większa trudnością. Należy jednak pamiętać o nieustannej pracy wkładanej przez kobietę w rozwój swego talentu, dlatego niewykluczoną była możliwość wzrostu jej zdolności w późniejszym czasie. Niewątpliwie prowadziła do tego długa i mozolna droga, ale Xanthea była na nią gotowa. Włożyła w swój Dar ogrom wysiłku i czuła, że jest on tego warty. Stanowił coś wyjątkowego, coś, co w sprzyjających okolicznościach mogło dać jej przewagę, a poza tym, po tych wszystkich latach naprawdę czuła, że jest to część jej samej i że należy to po prostu kochać. I toto właśnie robiła całym sercem mimo wad, które Dar ze sobą niósł.