BWięc miała tyle te możliwości? Jej życie miało sprowadzić się do zdrajczyni i do zdradzonej? Tak niewiele to wszystko znaczyło w perspektywie otaczającej ich rzeczywistości? Czy w jakimkolwiek stopniu powinna czuć się winna temu, co się wydarzyło? Czy obarczanie się winą za błędy młodości było dobre? Czy czuła się przez to lepiej, jakby noszenie tego ze sobą miało pomóc jej zmierzyć się ze światem? Z góry określiła swoją rolę, nawet sobie z tego nie zdając sprawy. Miała dość pytań, na które nie otrzymała odpowiedzi. Dosyć fałszywych imion, którymi była określana i sama określała innych.
Miała dosyć Segovii, którą była.
Była potworem, który dopiero przybierając jego prawdziwą formę, która z lękiem była odbierana przez ludzi, mogła spokojnie zaczerpnąć powietrza. Jakby dopiero teraz wiedziała, jak prawidło to robić i jak naprawdę smakuje jego świeżość. Władza, którą czuła w długich kończynach była obezwładniająca. Każdy mięsień, każdy włosek na jej ciele był w pełnej gotowości do ataku, do niespodziewanego... Czuła się wolna pomimo tego, jak jej prawdziwa forma była ograniczona przez bestię, w której się znajdowała. Blizny na ciele były niczym w porównaniu z tym, jak wielkie rany poniosła w środku. Pustka w oczach brata odzwierciedlała czarną otchłań w jej wnętrzu.
Nie byli rodzeństwem. Teraz byli stworzeniami, które walczą o swoje przetrwanie. Nie mogłaby ruszyć do przodu, wiedząc, że chodzi gdzieś po tym świecie. Po tym, jak została mięsem armatnim dla jednej i drugiej strony.
Była sama. I pomimo tego, jak wcześniej nie dopuszczała do siebie tej informacji, teraz ta uderzała w nią jak bicz. Wsunął się w jej ciało, doszedł do wnętrza i szarpnął, oddzielając mięso od skóry. Była świadoma.
Spełni wolę brata, bo była posłuszną siostrą.
Instynkt podpowiadał jej jedno i nie zamierzała mu się opierać. Zamierzała zaufać jedynej rzeczy, która w tej chorej sytuacji wydawała się prawdziwa i słuszna. Jak się okazuje, była nią ona sama. Walczył. Czuła to w każdym mięśniu szczęki, której kły zatopione były w jego cielsku. Szarpnęła ponownie, czując, jak jego ciało drży. Próbowała go przytrzymać, jednak kiedy tylko uniosła łapę, ten ją odnalazł i sam, ostatkami sił wbił w nią swoje kły, miażdżąc ją w paszczy. Ryknęła w jego skórę, pomimo bólu, który odebrał jej siłę do prawidłowego stania, nie mogła go puścić. Nie chciała. Jakby tylko jeden moment zawahania i to jej życie chyliłoby się ku kresowi.
Upadła na jedno kolano, a Vlad przestał się ruszać. Puścił jej łapę, którą wysunęła z jego bezwładnej szczęki. Jego cielsko odbiło się echem od ziemi, wnosząc w górę pył śniegu, który zdążył spaść. Oddychała ciężko, upadając na drugie kolano przed ciałem swojego brata.
To koniec.
Nie pamięta ile czasu siedziała i wpatrywała się w leżącego przed nią trupa. Nie zarejestrowała momentu, w którym położyła głowę na jego tułowiu i zastygła w tej dziwnej pozycji. Kiedy minęła pełnia? Kiedy jej ciało wróciło do normalnego wyglądu? Przekręciła głowę, a jej włosy zlały się kolorem z sierścią, którą ozdobione było jego ciało. Była ociężała, nie czuła swojej lewej dłoni, a reszta ciała przez pierwsze sekundy odmawiała jej posłuszeństwa. Tylko powiew wiatru sprawił, że ocknęła się z letargu, w którym trwała długi czas. Zimno z opóźnieniem wkradło się pod jej skórę, która pokryta była zastygłą krwią i tą, która jeszcze sączyła się z rany na piersi. Poruszyła się, jęcząc z bólu. Nie mogła przypomnieć sobie, gdzie zostawiła rzeczy, które ze sobą zabrała. Nie mogła tak skończyć. Nie mogli znaleźć jej zamarzniętego ciała obok wilkołaka. Musiała się go stąd pozbyć jak najszybciej.
Ich walka odbywała się w tym jednym miejscu, a rzeczy... Torbę zostawiła tam? Rozejrzała się powoli, gdyż ból głowy sprawiał, że nie była w stanie, zrobić tego szybciej. Musiała przejść dobre kilka metrów, aby dostać się do złamanego drzewa, pod którym zostawiła torbę. Wyciągnęła ją zdrową ręką i drżąc z zimna, a może przez utratę krwi... Wyciągnęła różdżkę.
-Vulnerra Ferre.-Wycelowała w klatę piersiową, która po chwili owinięta została bandażem. Musiała zatamować krwawienie. Syknęła głośno, mocno gryząc wargę kiedy materiał dotknął jej zranionej skóry. Jej zdolności lecznicze na niewiele mogły się zdać w przypadku takich obrażeń. Musiała jak najszybciej znaleźć się u Diany. Narzuciła na siebie sweter i płaszcz, zapominając kompletnie o butach, które również by się przydały. Chwycił torbę i wielkim opóźnieniem doszła do ciała brata. Zimno nie miało takiego znaczenia w obliczu tego, co wydarzyło się dzisiejszej nocy. Ktoś kto wychowywał się i żył w surowym klimacie nie powinien mieć z tym żadnego problemu. Jednak niska temperatura w połączeniu z dużą utratą krwi nie wróżyła niczego kolorowego. Wtopiła palce w futro wilkołaka, nie czuła bijącego od niego ciepła tak jak wcześniej.
Łzy zastygły w momencie, w którym pojawiły się na jej brudnych policzkach. Zatrzymały się w połowie, rozmazując brud i krew pozostałą na jej twarzy. Płakała cały ten czas, odkąd ocknęła się w ludzkim ciele. Żałość i ból rozdzierały jej serce i nie wiedziała, czy coś jeszcze z niego pozostało. Podniosła różdżkę do góry, celując w ziemię i wypowiadając zaklęcie, które otworzyło dziurę w podłożu. Musiała go zakopać. Tym razem wycelowała w jego ciało, chcąc przenieść je do środka. Nie zdołałaby zrobić tego sama, a zaklęcie zmniejszające jego wagę również mogło nie zadziałać. Ostatni raz przyjrzała się bestii, która leżała na dole. Nie widziała w nim postaci swojego brata, a pomimo tego, że zrobiła, co musiała oraz wypełniła jego prośbę... Nie czuła niczego chwalebnego, jakby wraz z ostatnim szarpnięciem jego szyi w swoim pysku, straciła coś bezpowrotnie. I nie miała na myśli swojej rodziny.
Ziemia przykryła jego szczątki, a jej serce wyrywało się z jej piersi, sprawiając, że z jej gardła wydobył się żałosny szloch.
-Orchideus.-Powiedziała cicho, a bukiet kwiatów pojawił się na samym środku świeżej ziemi. Wypowiedziała kilka słów pożegnalnych w ich ojczystym języku i wstała z klęczek. Musiała się skupić, musiała odgonić od siebie żałobne myśli. Musiała dostać się do
domu.Mocno zacisnęła palce zdrowej ręki na torbie i teleportowała się.
/zt