Schowane w zaroślach i gąszczach lasów lelki wróżebniki sprawiają dosyć upiorne wrażenie, szczególnie, iż są chude i wydają niskie, drżące dźwięki. Nie mniej jednak sprawdzają się jako pogodynka i trzymanie ich w domach stało się ostatnio bardzo modne, dlatego Departament postanowił zacząć je hodować masowo.
Wezwanie do brytyjskiej hodowli lelka wróżebnika było dla Biura Łamaczy Klątw zjawiskiem niecodziennym. W pierwszej chwili szef wydawał się dość sceptyczny i chciał odprawić interesanta, ale ten tak lamentował, jakby udzieliło mu się jojczenie ptasich podopiecznych. - Wciągło, panie! Wciągło! Żeby pan widział, bum i trach, i nie ma! - zawodził bez ładu i składu, pociągając nosem. - Dyrektora! Bo żem słyszał jako drze kalafe jakiś żgajek! Bo ta skrzynia i tylko gawarisz! Gawarisz pa ruski! To żem wołał dyrektora i łapu capu, i trach! Już nie było! Podstarzały czarodziej łysiał już przy skroniach, a jego strój roboczy zalatywał z lekka ptasim łajnem, ale widać było, że nie odpuści, póki nie zaciągnie ze sobą do hodowli jakiegoś łamacza klątw. Szef westchnął ciężko i rozejrzał się po towarzystwie. - Yuri, jak po rusku, to dla ciebie sprawa. Pójdziesz z panem. I gdy tylko padło polecenie, staruszek wlepił w łamacza pełne nadziei spojrzenie. Jeśli chcesz wyciągnąć z delikwenta więcej informacji przed teleportowaniem się na miejsce interwencji, rzuć kostką k6. Im wyższy wynik, tym więcej informacji uzyskasz w następnym poście.
/Anna Brandon
Ostatnio zmieniony przez Czarodziejowa Dusza dnia Nie 21 Sty 2024 - 13:54, w całości zmieniany 1 raz
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Słysząc polecenie mojego przełożonego bez zwłoki oderwałem się od słodkiego nieróbstwa, któremu akurat się oddawałem (i za które co najlepsze płacono mi tyle samo co za pracę w pocie czoła) i podszedłem do czarodzieja, który raczył nas odwiedzić. Od razu przeszedłem na język rosyjski widząc, że w ten sposób wyciągnę więcej od delikwenta niż rozmawiając z nim po angielsku. Co prawda podobnie jak mój szef myślałem, że raczej nie ma tu roboty dla nas tylko dla magicznej policji, ewentualnie może nawet aurorów ale skoro dostałem takie polecenie nie mogłem go zignorować. -Jestem Yuri. Wytłumacz mi spokojnie co się stało. Jak widzisz równie jak ty znam rosyjski więc może w tym języku będzie ci wygodniej wyrazić swoje myśli.
- Ale nie ja po rusku! - zaprotestował natychmiast staruszek, wzbraniając się ruchem ręki. - To ta skrzynia! I z niej głosy! Panie, tam dyrektora wciągło! Zaczął tłumaczyć po swojemu, ale na szczęście widząc, że jest jakieś zainteresowanie i wola pomocy, zdołał się nieco uspokoić i wyrażał myśli bardziej składnie. Z jego słów wynikało, że do hodowli przysłano jakąś skrzynię niewiadomego pochodzenia, z której dochodziły głosy w języku ojczystym Yuriego. Pracownik ich nie rozumiał, ale zawołał dyrektora, który usiłował przedsięwziąć jakieś kroki, w wyniku których został wciągnięty do skrzyni, cokolwiek to miało oznaczać. Skrzynia podobno była "jakaś dziwna", dlatego staruszek nie ryzykował ruszaniem jej, ale i dyrektor podobno jej nawet nie dotknął, a jedynie rzucił zaklęcie. Jakie? Staruszek nie wiedział. Tak czy inaczej delikwenta wciągnęło i należało się liczyć z tym, że z kolejną próbą historia może się powtórzyć. Po ustaleniu tych faktów, obaj panowie teleportowali się do hodowli, w której od razu przywitały ich charakterystyczne, nieprzyjemne, drażniące dźwięki zapowiadające deszcz. Pracownik poprowadził łamacza klątw przed jeden z budynków, gdzie stała na magieuropalecie skrzynia transportowa o wymiarach 6x3x3 metrów, z wypalonym H i Ш po obu bokach. Jeden z mniejszych boków był odłupany łomem i przewrócony na ziemię, tak że można było zobaczyć co jest w środku. - Pan widzi! Ha i wu! Hodowla wróżebników. - wyjaśnił staruszek, a potem wskazał palcem wnętrze skrzyni, nie podchodząc do niej za blisko. - A tu dyrektora wciągło! Te te się zaświeciły, na taki kolor biskupi, a potem wir i bach, i bum. Nie było! Yuri mógł zobaczyć kamienny brzeg czegoś, co mogło być sarkofagiem, a na nim ciąg znaków runicznych ułożonych w okrąg. Dookoła kamienia pełno było słomy i wiórów zabezpieczających przedmiot do transportu, najwyraźniej skutecznie.
/Anna Brandon
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Obejrzałem sobie dokładnie skrzynkę, do której doprowadził mnie pracownik hodowli lelków. Rzeczywiście były na niej litery H i W albo przynajmniej coś co było do nich podobne. -TO wcale nie musi znaczyć hodowla wróżebników -powiedziałem do mężczyzny, który mnie tu przywiódł. -To równie dobrze mogą być runy Hagal i odwrócona Ehwaz. Biorąc pod uwagę, że w ogóle ta skrzynia nie znajduje się do góry nogami. Ewentualnie runy z innego alfabetu. Tym bardziej dziwne żeby było napisane hodowla wróżebników a nie hodowla lelków prawda? Spojrzałem do środka. Znajdował się tam sarkofag, na którym były wyryte znaki runiczne. Zamyśliłem się przez chwilę. -Skoro dyrektora wciągnęło po tym jak rzucił zaklęcie a nic się nie stało po otwarciu boku skrzyni łomem to prawdopodobnie samo otwarcie skrzyni do końca nie wywoła negatywnych efektów. Otwórzcie do końca tą skrzynię tylko niech mi żaden nie odważy się rzucić zaklęcia ani dotknąć sarkofagu jakąkolwiek częścią ciała! Jeśli się nie mylę klątwa, która na nim ciąży dotyczy tylko osób rzucających zaklęcie ale lepiej dmuchać na zimne. Aha - i jeszcze jedno. Jakie zaklęcie rzucił dyrektor i czy jest pan w stanie powtórzyć co mówiła ta skrzynia?
- Nie nie, nie do góry nogami! - zaprotestował staruszek, pokazując paletę, na której stała skrzynia. - Wszystko glanc! Jak przyszło, tak stoi. Nic żeśmy nie odwracali. Na polecenie otwarcia skrzyni pracownik hodowli skrzywił się wyraźnie. Nie miał ochoty zbliżać się do obiektu, ale jeszcze bardziej nie miał chciał spierać się z rosłym łamaczem. Wzdrygnął się, a potem wziął łom i siłując się chwilę z deskami wreszcie otworzył całość. Ich oczom pojawił się bardzo prosty, kamienny obiekt bez żadnych zdobień, z wyjątkiem run, które teraz podsunęły Yuriemu nową myśl. Klątwa strzegąca. A z iście seaverową znajomością historii Sikorsky rozeznał się, że w tym przypadku chodziło o średniowieczny pochówek, zapewne z terenów Szkocji. Nie pierwszy raz natknął się na tego rodzaju zabezpieczenie. Pytanie tylko, czy umiał sobie z nim poradzić? - Zaklęcia nie słyszałem. A skrzynie pan sam zapyta. - staruszek wycofał się na bezpieczną odległość, pokazując wyraźnie swoją postawą, że jego rola w tym temacie już zakończona. Yuri musiał sam podjąć jakieś działania. Ale w końcu co to za problem dla profesjonalisty! Rzuć kostką k100 na to, jak dobrze poszło Yuriemu badanie sarkofagu. Im więcej, tym lepiej. Za wynik powyżej 80 od ręki rozwiązujesz problem i zdejmujesz klątwę strzegącą, w przeciwnym razie rzucaj k100 w każdym poście, aż łącznie przekroczysz próg 80. Jeśli wyrzucisz wynik poniżej 10, masz problem, bo sarkofag cię wciąga
/Anna Brandon
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Kiedy pracownik otwierał łomem skrzynię nawiedziła mnie dziwna myśl. Czyżbym był tak nastawiony na runy, że nie pomyślałem nawet o cyrlicy? Może to właśnie ona była wypisana na skrzyni a nie żadne magiczne znaki? No ale teraz nie był czas żeby o tym myśleć - skrzynia została otworzona ujawniając sarkofag. Od razu rozpoznałem klątwę strzegącą. Problem w tym, że każda skonstruowana klątwa działa nieco inaczej. Oglądając zabezpieczenia stwierdziłem, że nie zaszkodzi rzeczywiście zagadać do przedmiotu. Może i podsunie mi to jakiś pomysł na rozwiązanie? -Kim jesteś? Czego chcesz? - zapytałem po rosyjsku czując się trochę jak debil rozmawiając z przedmiotem.
Klątwa wymagała pilniejszego zbadania, powierzchowne oględziny były niewystarczające. Niektóre elementy wyglądały znajomo i mogło się zdawać, że proste zaklęcie wystarczy, aby dezaktywować klątwę. A jednak łamaczowi było już wiadome, że zaklęcie dyrektora, jakiekolwiek ono nie było, wzbudziło runy i wywołało problem, z którym przyszło im się teraz zmagać. - Bracie! Nareszcie... - odpowiedział mu słaby, męski głos w języku rosyjskim. - Nie wiem ile tu jestem, wyciągnij nas! Prócz niego odezwał się dużo silniejszy, również męski głos w języku angielskim. - Parker?! Parker jesteś tu?! Odezwij się ty stary zgredzie! - później nastąpiła wiązanka nieeleganckich przekleństw i jakieś stęknięcie jakby ktoś oberwał w splot słoneczny. - Suń się chłopie. Cholernie ciasno. Parker! Głosy były stłumione, dochodzące z wnętrza sarkofagu. Pracownik ewidentnie nie słyszał, stojąc w bezpiecznej odległości i tylko spoglądał z ciekawością, pozorując pracę zamiatając ścieżkę cały czas w tym samym miejscu.
/Anna Brandon
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
I sarkofag przemówił! A dokładniej nie sam sarkofag tylko głos z jego wnętrza. Teraz już wiedziałem dokładnie z jakiego typu klątwą mam do czynienia chociaż nie wiedziałem dokładnie z jaką. Ale to nic nie szkodzi bo wiedziałem dokładnie jak ją unieszkodliwić. Wyjąłem dłuto i młotek, które miałem na standardowym wyposażeniu które zawsze zabierałem ze sobą idąc do pracy w teren. Następnie podszedłem do sarkofagu i spojrzałem na krąg runów. Któryś z nich odpowiadał za splecenie klątwy. Wystarczyło go tylko zniszczyć. Nie mogłem tego zrobić przy pomocy zaklęcia po wtedy i ja wylądowałbym w środku. Rozczytanie klątwy nie było proste. Była dosyć złożona ale z tego co udało mi się wyczytać wynikało, że nie tylko mogę zniweczyć jej działanie ale również spróbować odwrócić jej skutek żeby "wypluła" wszystko co miała w środku. Wtedy nie trzeba by otwierać tego sarkofagu tym bardziej, że nie wiadomo czy od środka nie broniła go jeszcze jakaś klątwa. Postanowiłem tak zrobić i z drżącym sercem dłutem zmieniłem znak wciągający na wypychający oczekując co stanie się dalej...
Po dokładniejszym przeanalizowaniu run i wprowadzeniu zmian Yuriemu udało się przebiegunować klątwę strzegącą, odwracając jej działanie. Krąg runiczny rozbłysnął wściekłym fioletem, a wir, który się z niego utworzył, po chwili wypluł przysadzistego elegancika, wymiętego chłopaczka oraz całkiem dobrze zakonserwowaną mumię w rozkładających się bandażach. - Parker, jak żeś to... O. Dzień dobry. Pelagius McGinty, dyrektor brytyjskiej hodowli lelków wróżebników. Z kim mam przyjemność? - elegancik w pierwszej chwili wyciągnęła rękę na powitanie, ale kiedy zobaczył, jaka jest uświniona wnętrzem sarkofagu, pospiesznie ją cofnął i zaczął szukać chusteczki. - Parker? Parker, gdzie... Tu jesteś. Wezwij uzdrowiciela do tego... Jak mu tam. Machnął ręką w stronę chłopaczka, który wyleciał z sarkofagu słaniając się na nogach, aż wreszcie upadłby, gdyby dyrektor Pelagius go nie przytrzymał. - I wodę przynieś. A potem coś na tego... To. Pojęcia nie mam co z tym zrobić, aurorów wezwać? W końcu to nieboszczyk. Tylko taki wiekowy.
/Anna Brandon
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Po tym co trumna z siebie wypluła nie byłem zachwycony. Chociaż nie powiem - raczej się tego spodziewałem. W końcu w sarkofagach na ogół przebywają trupy. Problem w tym czy ten tutaj trafił tam przed śmiercią czy po. Ale do rozwikłania tej zagadki nie miałem już kompetencji. No i mimo że miałem ogromną ochotę zataszczyć ze sobą sarkofag do Banku (już na pierwszy rzut oka widziałem że jest sporo wart jako antyk) tutaj musiałem obejść się smakiem gdyż był on dowodem. -Yuri Sikorsky. Łamacz Klątw z Banku Gringotta. W sumie skoro urok został złamany to tyle po mnie. Radziłbym rzeczywiście powiadomić aurorów, gdyż nie wiadomo kto i w jakim celu to wam przysłał ani czy pierwszy lokator trafił do tej trumny dobrowolnie. Chociaż sądząc po bandażach to prawdopodobnie tak - powiedziałem gdy dyrektor skończył swój wywód. To chyba było na tyle. Aurorzy wszystko ustalą i zajmą się również rosyjskim chłopakiem który też wyleciał z trumny. Skinałem na faceta który się tu teleportował razem ze mną. -Zapraszam ze mną do biura. W końcu muszę tam jakoś wrócić a przy okazji odbierze pan rachunek za usługę -powiedziałem z uśmiechem.
- Tak, tak, powiadomimy aurorów, skoro tak pan radzi - Pelagius rozglądał się po pobojowisku dość zafrasowany. - Sądzę że nastąpiła pomyłka w nadaniu przesyłki. To pewnie jakaś prywatna kolekcja, sam nie wiem, bardzo to dziwne. No ale nie my od tego jesteśmy. Tylko problem jest nasz, póki się nie pojawią odpowiednie służby. Machnął ręką ze zdegustowaniem i pomógł przetransportować delikwenta kawałek dalej od sarkofagu, który budził niepokój. - Swoją drogą, ich tam było więcej. Trupów znaczy. - rzucił niefrasobliwie dyrektor, bardziej do siebie niż Yuriego. - Ciekawe, że wyciągnęło akurat tego. Natomiast Parker słysząc o rachunku pobladł i zaczął się stanowczo zapierać, że on to nie dla siebie, tylko dla dyrektora, że on pracownik, że go nie stać. Ogólnie rzecz ujmując stawiał czynny opór. Pelagius musiał interweniować. - Spokojnie Parker. Idź, pokryję koszty. Tylko weź na fakturę, nie na paragon! Panie Sikorski, ile ta przyjemność będzie kosztować? I po chwili targowania, oburzenia, aż ostatecznie przystania na wysoką, jak przystało na bank Gringotta, cenę, Pelagius uiścił opłatę i odesłał Parkera do biura łamaczy klątw, by załatwił za niego wszelkie formalności. A potem przyjechali ratownicy i aurorzy, ale to już nie należało do zadań Yuriego.
/Anna Brandon
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Ostatnia część mojej pracy była jak zawsze taka sama - czyli ile, czemu tak dużo, mnie na to nie stać a ostatecznie i tak płacili. W końcu kto by zadzierał z największym bankiem dla czarodziejów i to dodatkowo prowadzonym przez gobliny? Tak więc rozmowa z kierownikiem hodowli lelków była dla mnie z góry znana i w duchu jedynie czekałem na to aż się skończy i to oby jak najszybciej. Kiedy wreszcie negocjacje dobiegły końca, opłata została uiszczona a ja chwyciłem za rękę Parkera i razem z nim przeniosłem się z powrotem do biura Łamaczy Klątw by zdać raport z mojej pracy.
Minęło już półtora roku od kiedy zamieszkała w Anglii i została Młodszym Aurorem... a teraz już także Aurorem dzięki awansowi. Oddawała praktycznie całe życie swojej pracy, a te wolne chwile, kiedy nie przesiadywała za biurkiem, poświęcała na przesiadywanie w Szpitalu Św. Munga przy swojej przyjaciółce. Ostatnio pracowała w pocie czoła praktycznie tylko przy dokumentach, więc aż się zdziwiła, jak została przydzielona do wezwania. Czyli dla odmiany akcja w terenie. Przejrzała zgłoszenie i zastygła w bezruchu, bo dotyczyło znalezionego ciała. Trupa. Ariadne starała się zachować spokój, gdy zakładała na ramiona elegancki płaszcz ze srebrnymi zapięciami, ale podskórnie czuła rosnący niepokój. O co chodziło? Wezwania nie napisano z ponagleniem i w trybie pilnym, więc nikt aktualnie nie był zagrożony. Dotychczas w swojej karierze nie miała nigdy do czynienia z faktycznym morderstwem. W czasie drogi do wyjścia z budynku myślała non stop o procedurach postępowania w takiej sytuacji, powtarzając sobie odpowiednie formułki i sztywne zasady obowiązujące każdego stróża prawa. To ją nieco uspokoiło - w razie potrzeby wiedziałaby, jak się zachować. Aportowała się z cichym trzaskiem przed budynek Brytyjskiej Hodowli Lelków Wróżebników. Chwilę stała dosyć niepewnie, bo nie umiała zorientować się, gdzie jest odpowiednie wejście, ale po kilkunastu krokach natknęła się na łysiejącego mężczyznę. - Dzień dobry, Ariadne Wickens, Auror. - uśmiechnęła się ciepło do pracownika firmy, od razu pokazując swoją odznakę z Ministerstwa Magii. - Zostałam wezwana na miejsce jako funkcjonariusz. Czy może mi Pan przedstawić sytuację? Postaram się jak najlepiej pomóc. Usłyszała wiele słów, chociaż zrozumiała tak maksymalnie z połowę. Chodziło ewidentnie o jakąś skrzynię, która wciągała ludzi oraz o trupa, którego potem z siebie wypluła wraz z tamtymi porwanymi, ale nadal żywymi ludźmi... - Och, czyli był tu już pracownik z Biura Łamaczy Klątw? - dopytała, rozglądając się nieznacznie, gdy szli korytarzami do gabinetu dyrektora. Zanotowała sobie w pamięci imię "Yuri Sikorsky". - Bardzo proszę o priorytetyzowanie Ministerstwa Magii w przypadku podejrzenia zaginięcia lub porwania. - odezwała się nadal uprzejmym tonem, bo nie robiła wcale Parkerowi wyrzutów, ale chciała go uświadomić, gdzie to powinno zostać zgłoszone. Znaleźli się szybko u dyrektora, Pelagiusa McGinty'ego, który opowiedział to samo Ariadne, ale dużo bardziej rzeczowym językiem. Teraz zrozumiała w czym rzecz. - Proszę więc pokazać mi ciało. - oznajmiła, kiedy panowie dopuścili już dziewczynę do głosu. Widać było po nich, że są dosyć zdziwieni tym, że funkcjonariuszka jest taka młodziutka, drobniutka i... ładna. Szef hodowli uśmiechał się do blondynki w specyficzny sposób, co ignorowała. Zdusiła w sobie niechęć i przyjrzała się ciału. To zupełnie co innego oglądać świeże zwłoki, a taką mumię sprzed kilkuset lat, a przynajmniej tak myślała. Teraz była pewna, że to nie wymaga śledztwa, a po prostu dokładnego ustalenia skąd jest sarkofag, kto go wysłał i co się jeszcze w nim kryło. Ariadne spisała zeznania świadków, a potem dopytała o kontakt do drugiego z ludzi, którzy zostali wciągnięci do środka, jakiegoś młodego Rosjanina. Załatwiła transport wielkiej skrzyni, której badaniem zajmą się specjaliści od historii magii (a ona się niestety do nich na pewno nie zaliczała), po czym podziękowała za pomocną postawę. Ta akcja terenowa okazała się dużo spokojniejsza niż Amerykanka przypuszczała i była z tego powodu bardzo zadowolona. W gruncie rzeczy wszystko zrobiła tak, jak należało, każdy aspekt sprawy domknęła i po pożegnaniu mężczyzn powróciła do Ministerstwa.