Pobyt w Meksyku miał jedną gigsntyczną zaletę, mianowicie poprzez ogrom atrakcji i nowości czających się właściwie na każdym kroku Ruth nie miała czasu myśleć o Dorienie prawie w ogóle. Informacja o jego ślubie uderzyła ją mocno i zdecydowanie zbyt gwałtownie, ale możliwe że dzięki temu tak szybko się po tym postanowiła pozbierać. Życie nie czekało na nikogo i Szwedka miała pełną świadomość, że nie poczeka i na nią, więc stanie w miejscu i rozpamiętywanie błędów, które popełniła w przeszłości działając pochopnie nie było w tej chwili najbardziej efektywnym działaniem. Wiedziała, choć nie chciała się do tego przyznać, że ucieka w wir pracy po to, aby nie myśleć o niewygodnych sprawach, które mogłyby uprzykrzyć jej wakacyjny odpoczynek w jakikolwiek sposób. Stąd też, prócz tajemniczego powrotu Ronnie, nie zwróciła szczególnej uwagi na fakt, z kim została przydzielona do pokoju, udając, że nie widzi nazwiska „Dear” przy imieniu jednej z lokatorek. Naturalnie wiedziała, kim jest Beatrice, bo Dorien jakkolwiek był raczej powściągliwy w opowiadaniu o swojej rodzinie, siostry zawsze traktował śmiertelnie poważnie, stawiając się w roli odpowiedzialnego starszego brata. Merlin jeden wiedział, co rodzina Dearów myślała obecnie o Ruth, a przede wszystkim co myślała o niej pod kątem czystości krwi płynącej w żyłach kobiety, bo przecież to było – zdaniem Wittenberg – głównym zarzutem Doriena w jej stronę. Nie chciała też wdawać się w żadne dyskusje ani z nim, ani tym bardziej z jego siostrą, bo w końcu miał żonę i dziecko, więc nie widziała w tym rozkręconym kole żadnej swojej roli, prócz „tej byłej kobiety”, o której Dear prawdopodobnie dawno już zapomniał. Dla niej sprawa była skończona, choć musiała to niestety stwierdzić na podstawie zewnętrznych przesłanek, bo jej serce podpowiadało wciąż coś zgoła innego. I, jak można się domyślić, nie miała bladego pojęcia kim jest Yvonne, prócz tego, że kojarzyła ją z Ministerstwa, aczkolwiek bardziej z czasów, kiedy siedziała w Wizengamocie, niż w Katastrofach. Nie mogła spodziewać się ządnej reakcji na siebie ze strony urzędniczki, dlatego też kiedy weszła do pokoju i zastała ją rozmawiającą z małą dziewczynką, skinęła im tylko krótko na przywitanie, ledwo poznając w kobiecie ministerialnego pracownika.
Ruth miała ambitny plan zabrać tylko plecak z notatnikiem i butelką wody i wyjść z pokoju tak szybko, jak do niego weszła, bo wciąż miała na głowie grę plenerową i tysiąc innych spraw związanych z asystą podczas zajęć opcm w następnym roku szkolnym, więc nie zwracając na siebie uwagi rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając miejsca, w którym ostatnio położyła swoją torbę. Wtedy błogą ciszę przerwał obraz wiszący na ścianie.
-Co, nie możesz znaleźć, leniwa bałaganiaro? - zagrzmiała kobieta z obrazu, a Ruth aż przystanęła z wrażenia, patrząc na malowidło jakby nie rozumiała po angielsku –
No i co się tak gapisz, rozczochrana kretynko?! Języka ci w gębie zabrakło?! Na pewno służy ci do czegoś innego, niż ten żałosny jazgot! – Obraz obrażał Szwedkę tak dynamicznie, że ta zaczęła zastanawiać się, kiedy kobieta na nim straci dech w piersiach, bo – któż by się spodziewał – silencio, które spróbowała rzucić tym razem różdżką, nie zadziałało. Ruth nie powiedziała przez ten czas ani słowa, choć minę miała całkiem zaskoczoną. Obraz nie omieszkał też zauważyć stojącej obok Yvonne.
-Następna! Nie dość że głupia, to jeszcze z bahorem przylazła! Takiej zarazy to ja dawno nie widziałam! – darła się w niebogłosy, przy akompaniującej jej ciszy zaskoczenia tej drugiej strony. W tym momencie Ruth westchnęła ciężko i zapaliła niewielki płomień nad różdżką.
-Jak szybko pali się płótno? – zapytała w eter, zupełnie poważnym, spokojnym tonem, choć wciąż nie zrobiła ani kroku z miejsca.
kostka Til