Osoby: Aurora von Schwarzenberg i Dorien E. A. Dear Miejsce rozgrywki: Pub w Brighton Rok rozgrywki: koniec września 2017 Okoliczności: Pierwsze, choć przypadkowe spotkanie w pubie po tym, jak kilka dni wcześniej przedstawił ich sobie Jacob Dear.
Aurora otworzyła drzwi do przydymionego, czarodziejskiego baru, jedynego w okolicy. Jej wizyta w domu rodzinnym była wyjątkowo nieowocna. Pogrążona w złym humorze postanowiła wracać środkami komunikacji mugolskiej, ale gdy tylko jej noga stanęła na Wyspach Brytyjskich, kobieta uznała że skoro i tak ma jeszcze trzy dni urlopu, może go wykorzystać. I tak, łapiąc stopa, trafiła do Brighton, ubrana w obcisłe jeansy, czarne botki na wysokim obcasie i bluzkę jakiegoś zespołu wyglądała jakby urwała się z jakiegoś koncertu. Wszystkiego dopełniała czarna kurtka, rozwiane włosy i ciemne okulary. Drzwi trzasnęły za nią i jak na znak, większość męskich głów obróciła się w jej stronę. Zaciągnęła się przydymionym powietrzem i przesunęła okulary na czubek głowy. Tego jej brakowało. Miała zamiar się wyluzować, a do północy brakowało jeszcze kilku godzin. Wynajęła przy barze pokój na górze, bo dziś nie miała zamiaru wracać do domu i wypiła swój eliksir antykoncepcyjny. Jej zamiarem również nie było spędzenie nocy samotnie. Pogrzebała jeszcze raz w swoich kieszeniach, magicznie zwiększonych i wyciągnęła z nich co bardziej wartościowe rzeczy, po czym zeszła na dół. Zamówiła Smoczą Baryłkę i usiadła plecami do baru, opierając się o niego i z pod przymrużonych oczu obserwowała otoczenie. W niezbyt krótkim czasie obok niej usiadł jakiś mężczyzna, uśmiechając się i próbując bezskutecznie ją zagadać. Na kilometr czuła od niego zioło i na kilometr widziała, że nie jest w jej typie.
Chyba każdy siedzący wtedy w tym przyciemnionym pomieszczeniu mężczyzna zwrócił swój wzrok na tę damę. Dorien nie był wyjątkiem. Co więcej, nawet się wychylił, żeby bezczelnie ją obczaić od góry do dołu. Ładna. Atrakcyjna. I wiedział, że to nie tylko jego myśli wyglądały w ten sposób. W zasadzie dopiero niedawno przyszedł. Był w trakcie drugiego drinka, kiedy ta cudna niewiasta przekroczyła drzwi magicznego pubu w Brighton. Co tam robiła? Może przyjechała pozwiedzać. Czarodziejska społeczność w tym rejonie nie była zbyt duża, większość znała się chociażby z widzenia. Tę kobietę na pewno widział tam pierwszy raz. Na początku w ogóle nie skojarzył, że przecież już ją zna, chociaż nie ze względu na to, że miałaby mieszkać gdzieś w okolicy. Blondynka pracowała w Ministerstwie, w dodatku gdzieś w bliskim powiązaniu z jego ojcem. Jeszcze nie pamiętał, że miał już przyjemność z nią porozmawiać, popatrzeć jej głęboko w oczy i posłać jeden z najbardziej uwodzicielskich uśmiechów, na jaki go było stać, a to wszystko na środku ministerialnego korytarza, w dodatku w obecności jego ojca. Spoglądał na nią co chwilę, totalnie nie mogąc się powstrzymać. Trzymał na dystans myśl, że w zasadzie mógłby się przesiąść ze stolika pod ścianą do baru, nie chcąc wyjść na zbyt oczywistego i spalić jakiekolwiek szanse już na samym starcie. Ciekaw był ilu śmiałków podejdzie do niej, zaproponuje mocniejszy trunek, bądź okaże zainteresowanie w bardziej bezpośredni sposób. Nie musiała długo czekać – pierwszy amant przysiadł się do niej bardzo szybko. Dear stwierdził, że to jeszcze nie czas na zgrywanie bohatera. Dał jej się wykazać.
Mężczyzna obok niej zdecydowanie zaczynał być natrętny. Aurora westchnęła ciężko i obróciła się na obrotowym stołku barowym. - Jeszcze - zażądała bez ceregieli i po kolejnej szklaneczce, tym razem wypitej duszkiem odwróciła się do amanta. - Znasz bajkę o wężu? Mężczyzna pokręcił przecząco głową. - Ssssssspadaj - i pstryknęła go w środek czoła palcami. Nie było to może specjalnie efektowne, ale wystarczyło by koleś, pocierając czoło palcami odsunął się od niej na odpowiednią odległość. Nie odstraszyło go jednak na dobre, bo po chwili złapał ją za ramię. To wystarczyło, by jej cierpliwość się skończyła. W jednym czasie wydarzyło się kilka rzeczy i postronny obserwator mógłby mieć problem z ułożeniem ich chronologicznie. Efekt był taki, że na ścianie, wyjątkowo mocno rozpłaszczony leżał owy amant, nieprzytomny, na barze pojawiła się mała sakiewka "za szkody" a Aurora w końcu była sama. Nie sposób było nie dojść do prostego wniosku, jakoby ta panna samodzielnie wybierała swoje towarzystwo. Kolejny raz obróciła się na stołku tak, by widzieć salę i zaczęła, całkiem bezczelnie obczajać towarzystwo. Połowa z nich była za stara by nawet ona była w stanie ich odpowiednio pobudzić. Druga połowa była w odpowiednim wieku, ale... no właśnie. Ten nie, tamten nie, ten ma coś na czole... W końcu jej wzrok trafił na blondyna przy stoliku, przy ścianie. Czy ona go skądś nie kojarzyła? A w sumie, kogo to obchodziło, czy się znali. Jej nie. Chyba akurat na nią patrzył, więc uśmiechnęła się do niego, w nadziei że to on będzie tym odważnym który teraz podejdzie. Po długim spojrzeniu spod pięknych rzęs obróciła się plecami do sali i wychyliła swój napój bogów. Kafel w grze, panie i panowie.
Żyleta. Dobrze, że nie poszedł na pierwszy ogień. Sączył sobie powoli drinka, udając niewzruszonego całym zajściem. Dziewczyna jak widać potrafiła o siebie zadbać. Ich spojrzenia skrzyżowały się, kiedy odesłała odważnego adoratora z kwitkiem. Wtedy coś niecoś zaświtało, gdzieś już tę śliczną buźkę widział. Tym bardziej, że ona też wydawała się być skonsternowana i męczona tym samym pytaniem. Czemu tam był? Wolny wieczór, żadnych zobowiązań, żadnej stałej (i niestałej) partnerki, która mogłaby potrzebować jego atencji, kumple akurat też zawiedli. Ten w pracy, tamten u rodziców, inny coś tam coś tam. Minęły trzy miesiące odkąd rozstał się z Ruth. Ambiwalentne odczucia, z jednej strony miał wrażenie, jakby to się stało wczoraj, z drugiej zaś – jakby nie widział jej już wieki. Tęsknił coraz mniej, rozmyślał coraz mniej, coraz rzadziej wspominał ją i to, co razem przeżyli. Będąc z nią wiedział, że to ta jedyna. Szkoda, że tylko na trzy miesiące. Zdążyły już minąć kolejne trzy, które, analogicznie, jednocześnie minęły bardzo szybko i trwały wieczność. Cotygodniowe upijanie się źle wpływało na zdrowie, to prawda, ale pozwalało mu odciągnąć depresyjne myśli. Raz zaufał. Dał się ponieść. Pozwolił sobie na coś więcej, na szalone uczucie, euforię, niespodzianki i listy pisane po nocy. Musiał swoje odcierpieć. Uwodzicielski wzrok mówił sam za siebie. Tak jakby zarzuciła mu pętlę na szyję i ciągnęła do siebie, wiedząc, że mężczyzna ulegnie. No, i tak kończył mu się drink. Mógł pociągnąć kelnerkę za i tak zbyt krótką spódniczkę, aczkolwiek wybrał wycieczkę do baru. Jeszcze nie tak chwiejnym krokiem przestąpił przez salę i, zatrzymując się tuż obok pięknej blondynki, oparł się o blat baru. – To samo – mruknął, wskazując na przyniesioną ze sobą szklankę po miętowym memrotku – A dla pani? – obrócił się w stronę Aurory i posłał jej jeszcze wcale nie tak mocno zapity uśmiech.
Do jej nosa doszedł zapach tytoniu, gdy ktoś nieopodal odpalił papierosa. Uwielbiała ten zapach, więc zamykając oczy pozwoliła sobie na głęboki oddech. Chyba wtedy usłyszała jak stołek obok niej się przesuwa i ugina pod czyimś ciężarem. Obejrzała się by ujrzeć tego pana, a jej twarz rozjaśnił zadowolony uśmiech. Na jego pytanie zagryzła usta, kompletnie bezczelnie obczajając go od dołu do góry. Nie było po nim specjalnie widać że jest pod wpływem, więc nie przeszkadzało jej to jakoś specjalnie mocno, zwłaszcza że alkohol już szumiał w jej głowie. - To samo co dla pana - rzuciła do barmana, wciąż nie spuszczając wzroku ze swojej ofiary. W lokalu zmieniła się muzyka, a dziewczynie noga sama zaczęła wystukiwać rytm. - Zapijamy smutki, czy opijamy zwycięstwo? - Zagaiła go, choć tak naprawdę nie chodziło o to, żeby rozmawiać. Nie chciała rozmów, właściwie to już zastanawiała się jak go zaciągnąć do pokoju na piętrze. Choć może i barowa łazienka też się nada? Paradoksalnie jednak to często mężczyźni potrzebowali porozmawiać, nie ona. Ciągle gdzieś jej majaczyło, że go skądś kojarzyła, ale prawdę mówiąc, nie specjalnie o to dbała. Ważne było, że wyglądał dokładnie tak, jak lubiła - no, może był odrobinę za wysoki, ale za moment nie będzie miało to znaczenia. Znów na niego spojrzała, wypijając pół szklanki z drinkiem za jednym razem. Przyjemny orzeźwiający smak sprawił że dostała gęsiej skórki na ramionach i wzdrygnęła się.
– Jedno i drugie – odpowiedział jej zdawkowo, oddając barmanowi jedną szklankę i czekając na dwie kolejne. Pochwalił w myślach jej wybór – sam uwielbiał miętowy smak, szczególnie gdy jednocześnie był lekko słodkawy, tak jak jego ulubione miętowe pudrowe cukierki, a już szczególnie w połączeniu z alkoholem. Będąc gdzieś w pubach bardzo często stawiał na memrotka. Z bliska wyglądała na jeszcze atrakcyjniejszą. Oczami wyobraźni już widział ją pod sobą, nad sobą i w każdej innej możliwej kombinacji. Spod ewidentnie jednoznacznych myśli dotyczących kontaktów czysto cielesnych z chyba niezupełnie nieznajomą wyłaniały się dwa bardzo istotne pytania. Po pierwsze, skąd on ją do cholery znał. Bo znał, na pewno. Już widział tę buźkę. Po drugie – jak te fantazje doprowadzić do czynów. Podniosła mu libido na tyle mocno, że, w te dosłownie kilkanaście minut odkąd w ogóle weszła do lokalu, miał ochotę ją rozebrać na środku sali. Oczywiście to wciąż pozostawało jedynie na poziomie wybujałych wyobrażeń, musiał trzymać fason, nawet będąc pod wpływem, choć wiedział, że potrafił w subtelny sposób zaproponować i przekonać kobiety do jednonocnych przygód. – A ciebie co tu sprowadza? Nie wyglądasz ani na stałą bywalczynię tego typu miejsc, ani tym bardziej na taką, która potrzebuje opić utratę ukochanego – delikatnie stuknął szklanką o tę drugą, kiedy już barman podał im zamówienie – Cheers. Plan był prosty: trochę upić, trochę skomplementować. Jeszcze nie wiedział, że jego nowa znajoma miała dokładnie takie same zamiary.
Jednym uchem wpuściła, drugim wypuściła jego odpowiedź, wdzięczna że nie postanowił opowiedzieć jej swojego życiorysu i historii złamanego serca. Zastukała wypielęgnowanymi paznokciami o blat baru, czekając na zamówienie i przyglądała się mężczyźnie. Jego delikatny półuśmiech sprawiał że czuła przyjemne uniesienie i właściwie niecierpliwiła się, aż będzie można pójść dalej. Uśmiechnęła się gdy znów się odezwał. Patrzyła jak pije alkohol, samej dopijając to co miała w szklance i niczym wyuczony drapieżnik obserwowała jak odstawia szklankę. Najwyżej ją odepchnie, prawda? Jednym płynnym ruchem łapiąc jego kark sprawiła że ich usta złączyły się w pocałunku. Orzeźwiający smak alkoholu z jego ust smakował właściwie lepiej niż z jej. Odsunęła się zdecydowanie zbyt szybko, na wszelki wypadek jakby nie miał ochoty, lub co gorsza, nie był zainteresowany. Co prawda wątpiła aż nazbyt, ale przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Odsunęła się na tyle, by odchylić się na stołku i patrzyła na niego bardziej niż wyzywająco. - Nie opijam. Poluję - odpowiedziała na jego wcześniejsze "pytanie" ochrypniętym głosem. Na kogo poluje, było chyba całkiem jasne po tym krótkim, choć intensywnym pocałunku. Zagryzła usta, nagle jakby niepewna, czy to już dobry moment, czy może jeszcze nie... - Wynajęłam na górze pokój. Dodała zdawkowo. Wciąż przecież nie była pewna czy na pewno dobrze trafiła.
Ależ to było łatwe. Nie, ten pocałunek zupełnie mu nie przeszkadzał. Zaskoczyła go taką otwartością, to fakt, ale zdążył automatycznie przymknąć oczy i aż żałował, że tak szybko się odsunęła. Chętnie by nie tylko to powtórzył, ale też posunął się o kilka kroków do przodu, tak by idąc na skróty jak najszybciej znaleźć się pomiędzy jej nogami. Kobieta ewidentnie liczyła na dokładnie to samo, co on. W najgorszym wypadku doprowadzenie się do stanu upojenia i 'teleportacja' do domu, w najlepszym zaś, przy odrobinie szczęścia, znalezienie i złapanie kogoś a) atrakcyjnego, b) chętnego na niezobowiązujące cielesne uniesienia. Wszystko wskazywało na to, że obydwoje powiedzą sobie w myślach 'bingo'. – Polujesz, mhm… – potwierdził, że doskonale zrozumiał, o co jej chodzi, a kontynuował z uwodzicielskim uśmiechem, tak by zrozumiała aluzje i nie wzięła go za okropnego gbura – Na desperatów, którzy zasponsorują ci cały wieczór z pełnym kieliszkiem… – sam fakt, że właśnie postawił jej drinka również powinien ją naprowadzić na dobry trop – czy osiłka, który cię potem wniesie po schodach? Zassał delikatnie dolną wargę. Własną, rzecz jasna, w dodatku zupełnie nieświadomie i nie zdając sobie sprawy, jak to pociągająco wyglądało. Gdyby pili różne drinki, może jeszcze wyczułby inny smak, który zostawiłaby na jego ustach. – Masz już jakąś potencjalną ofiarę? – spytał, a potem wypił resztę miętowego drinka i poprosił barmana o kolejne dwie porcje. Drink nie należał do najmocniejszych, ale pity w dużych ilościach wywoływał efekt 'urwanego filmu' i niemożności przypomnienia sobie przebiegu imprezy czy innych okoliczności sprzyjających spożywania tego mixu.